Left ArrowWstecz
Od długiego czasu nie mogę znaleźć pracy. Jest to tym bardziej niepokojące, że mam już ponad 30 lat i martwię się, kiedy wreszcie zacznę zbierać składki na emeryturę. Jak mogę sobie przetłumaczyć tę sytuację, żeby uzyskać spokój i móc tym samym dużo efektywniej szukać pracy?
Aleksandra Pawlak

Aleksandra Pawlak

Niepokój i lęk o przyszłość są naturalne w kontekście trudności zawodowych. W mojej ocenie warto się przyjrzeć przeszkodom, które stoją na drodze do znalezienia pracy oraz aspektowi zamartwiania się. W terapii poznawczo - behawioralnej są metody, które u wielu osób sprawdzają się by poradzić sobie z takimi problemami. Zalecam konsultację by zaplanować dokładnie cele i znaleźć odpowiednie metody by je osiągnąć. 

2 lata temu
Karolina Łagodzka-Dubikowska

Karolina Łagodzka-Dubikowska

Strach związany z poszukiwaniem pracy jest naturalny. Szczególnie obecnie kiedy sytuacja na rynku nie jest łatwa. Natomiast strach nie powinien powstrzymywać przed działaniem. Aplikując na różne stanowiska jest ryzyko, że możesz zostać nieprzyjęty do pracy, ale nie aplikując masz 100% gwarancję, że nie zostaniesz przyjęty. 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mam poczucie natręctwa, gdzie wszystko musi być perfekcyjne, aż ja poczuję ulgę. Zaburza to moje funkcjonowanie, przyjemności czy redukcję stresu.
Dzień dobry, od dawna mam trudności z czytaniem książek i różnych tekstów. Zajmuje mi to bardzo dużo czasu, a problem polega na natrętnym powtarzaniu w głowie słowa aż do uczucia ulgi i spełnienia, wracanie się do poprzednich zdań z obawy przed ich zapomnieniem czy błędnym odczytaniem. To się dzieje szczególnie na końcu stron, trudniej mi się czyta, wolniej i kilka razy przewracam stronę w tył. Dzieje się to przy książkach, ale i różnych czynnościach, słowach w głowie, które "w głowie" oznaczę sobie jako bardzo ekscytujące, ważne, nie jestem w stanie się zabrać do czynności bez doprowadzenia siebie i otoczenia do perfekcji. Próbowałam wiele rozwiązań, ale nie przynosiły efektów. Przez ten problem, odkładam wiele przyjemności i sposobów na zredukowanie stresu, marnuję bardzo dużo czasu. Nawet dni, które przeznaczę na czytanie czy inne przyjemne czynności, zazwyczaj kończą się na złym samopoczuciu i nie produktywności, a nawet nie udaje mi się wykonać planów. Dochodzi do frustracji, że znajomi mają "więcej" czasu na relaks, a dla mnie przeczytanie książki, niby tak proste, jest męką. Do tego dochodzi szybkie zaspokajanie negatywnych emocji poprzez jedzenie, a późniejsze problemy z wagą i hiperglikemiami reaktywnymi (które są na tle stresowym), do kolejnego stresu, dermatilomanii na całym ciele i okropnego samopoczucia psychicznego i fizycznego... Jeszcze nie znalazłam w Internecie żadnego wyjaśnienia takich objawów, a niestety nie mam możliwości umówienia się do specjalisty. Są chociaż jakieś sposoby, żeby zacząć z pomocą na własną rękę?
Partner spłyca potrzeby i problemy, które mu komunikuję. Mamy trudną sytuację finansową, do tego dochodzi potencjalna duża zmiana zawodowo-życiowa. Nie wiem, co robić.
Postanowiłam wejść w związek z facetem, który przez ponad rok siedział biernie w domu bez pracy, ponieważ zdiagnozowano mu lekką depresję. Wierzyłam, że z tego wyjdzie, widziałam w nim potencjał, ale bałam sie zarazem niektórych jego zachowań. Mimo że ciągle zaznaczał, że chciałby być ze mną, ja zwlekałam rok, zanim zgodziłam się dać mu szansę. Z przyjaciół, weszliśmy w związek, kiedy zaczęłam zauważać porządne zmiany. Miałam rację. Wracał do siebie, łapał wiatr w skrzydła, ruszył przed siebie i zaczął dojrzalej myśleć. Przeprowadziłam się do niego i razem znaleźliśmy pracę. On popracował pół roku i znów trach… brak stabilizacji. Z jednej pracy przerzucono go do innego biura, żeby lepiej dogadał się z pracownikami… tam może i lepiej się dogadywał, ale nie osiągał dobrych wyników w sprzedaży. Takim sposobem popracował pół roku tu i tu, niedługo potem dano mu wypowiedzenie. Wrócił wcześniej do domu, niż wskazywał na to grafik. Był załamany, ale potem obrócił to w coś dobrego, bo zdobył czas na naukę obrony i poprawki licencjatu. Zgodziłam się z tym. Lepiej niech skupi się na edukacji, a praca nie zając - nie ucieknie, powtarzałam. Niedługo minie rok jak tu jestem. Stała praca okazała się zającem nie do prześcignięcia. Minął miesiąc… dwa… poświęcił minimum poszukiwaniom. Ale w końcu praca wpadła sama, zobaczył reklamę na fb o taksówkach. Teraz pracuje na umowę zlecenie 2-3 dni w tygodniu od grudnia. W czasie świąt oczywiście robił sobie więcej wolnego niż statystyczny Polak. Ostatnio zachorował, poświęcał dużo uwagi na zgłoszenia filmiku na YT, konkursowego, znalazł pracę w Grecji za 1000 euro, ale zrezygnował. Mówił, że ze względu na mnie - poniekąd mu wierzę, ale z drugiej strony czy to nie za małe zarobki, byśmy wspólnie opłacali mieszkanie w PL (w którym bym została), jego zakwaterowanie i studia, nawet z moją małą podwyżką, która w tym miesiącu dostałam? To byłaby jego szansa… owszem… ale ja nie znam języka, uczę się, ale zajmie mi to długo. Nie umiem się na niczym skupić. Wszystko mnie męczy i trapi ostatnimi czasy. Chciałabym więcej stabilizacji, jest krucho z pieniędzmi… a on się dziwi, że moja wypłata tak szybko niknie… wiara w niego zaczyna ze mnie ulatywać, bo do tego wszystkiego dochodzą kłótnie. Czasem nie słucha co do niego mówię, gdy w czymś się nie zgadzamy… a potem spłyca problem i zarzuca mi coś, co nie jest prawdą. Zdenerwowana krzyczę, potem on krzyczy, a gdy uspokajam się, chcę pogadać, on jest obrażony. Czuję się bardzo samotna w tym związku od jakiegoś czasu. Irracjonalne sytuacje mnie męczą, np. przez brak pieniędzy dziś, gdy szukał pracy, zasugerowałam mu, żeby wysłał CV tam, gdzie go przyjmą, a nie tam gdzie chce, skoro nie ma odezwu. Myślałam, że tego nie robi, bo już tyle czekam na to, by było stabilniej finansowo… Powiedział, że „jak śmiem się odzywać, będzie robił co chce i mam nic nie mówić”. Bardzo mnie bolą takie reakcje. Ostatnio zestresowałam się, że zachorował i że też zachoruję, więc powiedziałam, żeby chusteczki wrzucał do kosza, bo to na pewno pomoże nie rozprzestrzenianiu się zarazków. Potem dodałam, że może jestem nerwowa, ale naprawdę się stresuje chorobowym i wszystkim. Zaczął krzyczeć, że robię mu wojnę o chusteczkę. Znów spłycił to, co chciałam przekazać. Czuję się już głupia. Wiem, czasem przesadzam, pracuję nad sobą, ale czy w takich momentach to problem we mnie czy w nim? Nie wiem co robić.
Lęk społeczny od dziecka, który utrudnia mi teraz funkcjonowanie w dorosłości.
Co jeszcze mogę zrobić? Od zawsze byłem cichym dzieciakiem trzymającym się na uboczu i nie lubiącym być na świeczniku (i nauczyciele nie widzieli w tym problemu, po prostu uważali że jestem grzeczny, nikt nigdy nie zwrócił uwagi że coś może być nie tak), od kiedy pamiętam mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, bo paraliżuje mnie strach, kiedy mam zainicjować rozmowę, trzymałem i trzymam się nadal tylko z najbliższym wąskim gronem przyjaciół i znajomych, których znam praktycznie od piaskownicy. Jednakże teraz rzadko kiedy mamy czas żeby się spotkać, wiadomo dorosłe życie, praca itd. Przenosi się to też na inne sfery życia niż towarzyskie, kiedy przychodziło do odpowiedzi w szkole oblewałem się zimnym potem i robiło mi się słabo, to samo tyczy się np. rejestracji u lekarza itd. Dlatego też zrezygnowałem z matury, bo tak bardzo bałem się ustnej części i do teraz pluję sobie za to w brodę. (Warto dodać, że mam od dziecka nadwagę, niedoczynność tarczycy nie jest żadnym usprawiedliwieniem, za to problemy skórne, które uniemożliwiały mi ćwiczenie już trochę tak, bo ból często był nie do zniesienia (mimo to próbowałem i grałem np. w klubie w nożną czy w koszykówkę). Na szczęście te skórne schorzenia już pokonałem i jest wszystko w porządku, wziąłem się za siebie i zrzuciłem już blisko 30 kg) W podstawówce jeszcze jakoś dawałem radę, prawdziwe problemy zaczęły się w gimnazjum. Pojawiły się stany lękowe i mocny lęk społeczny. Ze swoją klasą nie miałem problemów, za to byłem dręczony przez osoby z innej klasy i do dzisiaj pozostała mi trauma, opuszczałem bardzo wiele lekcji i siedziałem roztrzęsiony w domu. Technikum uznałem za swego rodzaju nowy start, pierwsza klasa przebiegła raczej bez problemu. Co prawda nadal byłem cichy i wycofany ale dałem radę przechodzić cały rok w miarę spokojnie. W klasie nie nawiązałem żadnych poważniejszych znajomości, z nikim się nie zadawałem poza szkołą. No i przyszła 2 klasa... jakoś na końcu 2 miesiąca roku szkolnego złapałem szkarlatynę i to dosyć mocną przez co 2 miesiące przeleżałem w łózku z prawie 40 stopniową gorączką, okropnym bólem głowy i innymi objawami. Gdy wyzdrowiałem to nie byłem już w stanie wrócić, nikomu z klasy nie dałem znać dlaczego mnie nie ma, bałem się ocenienia i pytań o to dlaczego mnie nie było, paraliżował mnie strach. Szkołę dokończyłem w trybie indywidualnego nauczania i tak jak wcześniej napisałem zrezygnowałem z matury ze strachu, jednak udało mi się zdobyć technika pojazdów samochodowych ale nic mi on aktualnie nie daje. Po szkole była bardzo niewielka poprawa. Udało mi się pójść do pracy, po 3 miesiącach okresu próbnego nie przedłużono mi umowy, wytłumaczono mi to tym że niby była ogólna redukcja etatów i nikogo nowego też nie potrzebują, jednak ja w to nie wierzę i do dzisiaj się obwiniam że po prostu byłem za słaby i mimo że dawałem z siebie wszystko, to było to za mało. Od tego czasu wróciły wszystkie demony z czasów dzieciństwa i szkolnych. Od tego czasu boję się pójść do jakiejkolwiek pracy, zdarzyło mi się nawet odwołać rozmowę o pracę w jej dniu bo tak sparaliżował mnie strach i dostałem drgawek. Aktualnie mam 22 lata, zawodowo stoję w miejscu i czuję presję czasu. Rodzice mnie wspierają zarówno psychicznie jak i czasami finansowo, jednak gdy mam chociaż trochę oszczędności to oddaję im wszystko z naddatkiem bo nie mógłbym spojrzeć w lustro. Stany lękowe, depresyjne i lęki społeczne tylko się pogłębiły, gdy jestem np. w galerii handlowej czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli i obgadywali, od razu się pocę. Boję się też przykładowo wjechać do miasta samochodem w godzinach szczytu bo się stresuję że ktoś będzie na mnie trąbił, zgaśnie mi samochód, na światłach itd. Czuję się niepotrzebny i często się za wszystko obwiniam, często uważam się za ciężar dla wszystkich. Jeśli chodzi o charakter to nigdy nie należałem do wrednych osób, wręcz przeciwnie, zawsze byłem w cholerę empatyczny, bezkonfliktowy i wolę być skrzywdzonym niż skrzywdzić kogoś. Denerwuje mnie gdy ktoś jest bez serca. Jestem w cholerę wrażliwy, płaczę na filmach, grach czy przy książkach jeśli tylko mają chwytającą za serce historię. I... właśnie tych cech charakteru też się wstydzę (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) bo boję się że ktoś mnie zwyzywa od słabiaków czy mięczaków. Sam też się boję że będąc właśnie takim typem osoby nie osiągnę sukcesu bo żeby teraz coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie trochę z bycia zimnym człowiekiem a empatia i wrażliwość właśnie nie są dzisiaj normą. Gdy nie ma czasu na spotkanie z przyjaciółmi czuję się w strasznie samotny a nie umiem nawiązać żadnej nowej znajomości, nawet w internecie, boję się do kogokolwiek odezwać czy napisać. Z wejściem w związek jest dokładnie ta sama sytuacja. Od 2 miesięcy chodzę na terapię, ufam swojej terapeutce i czuję wsparcie i leciutką poprawę jednak jeszcze trochę czasu musi minąć zanim się przed nią w pełni otworzę. Jednak jestem zadowolony, że się na to zdecydowałem.
Od roku nie mogę znaleźć pracy.
Od roku nie mogę znaleźć pracy. Wyczerpałam wszystkie oszczędności i powoli zaczynam zaciągać długi u znajomych. Najbliższa mi osoba, przyjaciel, pije, nie wiem, jak jej pomóc. Nie boję się samotności, boję się, że on się stoczy. Jednocześnie wiem, że nie da się komuś pomóc, jeśli on tej pomocy nie chce. Mieszkam w miejscu, gdzie mieszkać nie chcę, ale nie mam za co wynająć mieszkania. Straciłam oszczędności życia, teraz nie mam nic. Jestem młodą, nie mam dzieci, a nigdzie nie chcą mnie do pracy. Strona się ogarnąć coś we własnym zakresie, na własny rachunek, ale kompletnie nic mi się nie udaje. Nie mam na nic energii, czuję się, jakby ktoś trzymał mnie za nogę, a ja nie mogę się wyrwać. Nie wiem, jak dalej ruszyć z miejsca.
Mam pasje, marzenia, ale nie radzę sobie z konkretną nauką z powodu niepełnosprawności intelektualnej. Mam również duży problem z nawiązywaniem znajomości
Dzień dobry Mam 24 lata, obecnie nie pracuje, ani nie studiuje ukończyłam szkołę policealną na kierunku technik administracji oraz szkołę średnią na kierunku technik ochrony środowiska, od dzieciństwa mam problem z nawiązaniem relacji z rówieśnikami, obecnie nie mam znajomych, ostatnio zerwałam kontakt z toksycznymi znajomymi.Jeśli chodzi o naukę to w klasach 1-3 szkoły podstawowej dobrze się uczyłam z roku na rok było coraz gorzej, nie tylko z matematyką, ale również z innymi przedmiotami. Maturę zdawałam rok po skończeniu szkoły średniej, pierwsze zdałam polski, później za rok angielski, później za rok pisałam matematykę nie zdałam, poprawki również nie zdałam.Mimo iż w gimnazjum byłam w poradni psychologiczno- pedagogicznej, mam opinię o lekkim stopniu niepełnosprawności intelektualnej oraz orzeczenie o lekkim stopniu niepełnosprawności, egzamin gimnazjalny i egzamin zawodowy pisałam w normalnych warunkach i zdałam je dobrze. Mam problem z podstawową matematyką, Z językiem angielskim,mam ubogie słownictwo,jestem nieśmiała i brakuje mi pewności siebie.Mam nerwicę natręctw,często myje ręce,jestem leniwa i jestem egoistką w stosunku do najbliższych. Brak mi zaradności oraz jestem bardzo mało ogarnięta.Co w tej sytuacji zrobić, proszę o poradę? Dziękuję i pozdrawiam. Mam dużo pasji i zainteresowań: Muzyka Fotografia Moda Ochrona środowiska Hotelarstwo Turystyka Administracja- w tym kierunku chciałabym kiedyś pracować(administracja w hotelu) lub jako asystentka stomatologiczna.
Jak wyjść z sytuacji, w której nie potrafię podjąć się pracy, bo bardzo się boję, ale nie mogę normalnie żyć i leczyć się bo nie pracuję? Mam ogromny lęk związany z pracą, A właściwie z tym, że zawiodę, zrobię coś źle, popsuję coś ważnego i zostanę za to ukarana lub okrzyczana. Moją przeszkodą są problemy z kontrolowaniem swoich emocji i swojego ciała, kiedy się stresuję.Nie rozumiem wtedy co mówią do mnie ludzie, nie potrafię się skupić, czasem czuję się jak we śnie, i wszystko leci mi z rąk, w sytuacjach formalnych mam problem żeby się podpisać bo np. Robię literówki we własnym imieniu. Wstyd mi za to, bo całe życie wszyscy krzyczą na mnie, przez moją niezdarność i przez to nie ufam sama sobie i czuję że nie jestem godna zaufania przez moje rozkojarzenie i nieuwagę. Kiedy robię rzeczy w sowim tempie wszystko jest w porządku, jestem zaradna i pojętna, ale kiedy jestem pod presją czasu czuję jakby odjęło mi mózg. To było też częstą przyczyną moich porażek np. na sprawdzianach. Obecnie mam 20 lat, uczę się, ale utrzymuje mnie moja dziewczyna, ale nie chcę być taka bezradna w swoim życiu. Staram się rozwijać na innych płaszczyznach np. Robiąc kursy i ucząc się języków. Ze strony rodziny nie mam żadnego wsparcia finansowego ani emocjonalnego. Chodziłam do psychiatry i przez kilka miesięcy chodziłam też na terapię, ale nie czułam, że to cokolwiek zmienia, może terapia była niedopasowana do mojego problemu, właściwie to nie wiem, skąd powinnam wiedzieć że terapia jest dobrze prowadzona. Może ktoś z Państwa byłby w stanie doradzić, jakiego rodzaju terapii poszukać, na czym się skupić, żeby samemu też popracować nad tym lękiem, nie mogę znieść tej bezradności. Pozdrawiam, Daria.
Witam, mam 35 lat. Od prawie 10 leczę się na depresje.
Witam, mam 35 lat. Od prawie 10 leczę się na depresje. Od kilku miesięcy w związku ze stresem w nowej pracy mój stan się pogorszył bardzo. Jak radzić sobie w najcięższych chwilach? Np. kiedy budzę się rano jedyna myśl, jaka przychodzi do głowy to odebranie sobie życia?
TW: myśli samobójcze. Samotność, depresja i niesprawiedliwość: poszukuję porady psychologicznej

TW: myśli samobójcze

 

Witam, mam na imię Telimena i mam 30 lat. Jestem bardzo nieszczęśliwą i samotną osobą.
Moja mama wychowywała mnie samotnie. Gdy byłam dzieckiem, mój tata się mną nie interesował.
Jako dziecko byłam odrzucana i zaniedbana. Moja rodzina się mną nie interesowała, moja mama wychowywała mnie samotnie.
W szkole byłam bita i nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić.

W szkole podstawowej byłam bardzo zamknięta w sobie. Nauczyciele się mną nie interesowali, dzieci mnie biły i odrzucały. W szkole nie miałam żadnych przyjaciół.
Jako dziecko czy nastolatka nigdy nie miałam przyjaciół. Nie wiem, co to znaczy mieć prawdziwą przyjaciółkę.
Zawsze marzyłam, by iść na huśtawkę z koleżanką. Zawsze marzyłam, by iść na urodziny do koleżanki.
Jako dziecko zawsze byłam sama i nikt się ze mną nie bawił. Byłam odrzucana przez rówieśników.

Lata mijały, przestałam chodzić do szkoły. Zaczęłam uczyć się w domu, ponieważ nie mogłam wytrzymać w szkole. Zachorowałam na depresję i izolowałam się od ludzi.
Z jednej strony chciałam mieć przyjaciół, ale z drugiej strony — gdy poznawałam ludzi — cierpiałam.
Ludzie nigdy nie chcieli mnie poznać, choć bardzo pragnęłam przyjaźni. Nigdy jej nie doświadczyłam.

Gdy już dorosłam, poznałam pewną znajomą. Dużo w życiu jej pomogłam. Ta osoba bardzo mnie skrzywdziła — znęcała się nade mną psychicznie przez 15 miesięcy.
Zgłosiłam sprawę do Prokuratury Rejonowej oraz na policję. Pomimo dużych dowodów i zeznań świadków, Prokuratura Rejonowa nic mi nie pomogła.

Prokurator wydał na mnie nakaz przeszukania i nasłał na mnie policję. Prokurator nie uwierzył mi jako pokrzywdzonej przestępstwem, tylko sprawcy.
Przez 15 miesięcy żyję w strachu. Cierpię na depresję, ponieważ ta osoba mnie niszczyła i psychicznie się nade mną znęcała.

Pomimo moich cierpień, prokurator zamiast mi pomóc — wystawił nakaz. 18 lutego 2025 r. przyszła do mnie policja i zaczęła mnie szarpać za ręce.
Zabrali mi telefon, laptop. Policja szarpała mnie za ręce i krzyczała na mnie. Płakałam, prosiłam, by mi nie zabierali rzeczy — zabrali, a potem straciłam przytomność.

Dostałam arytmii serca i ataku padaczkowego.
Policja przez 2 miesiące trzymała moje rzeczy — jako osobie pokrzywdzonej. A sprawcą w ogóle się nie zajęli.

Czuję wielką niesprawiedliwość. Nikt mi nie chce pomóc.
Myślałam już, żeby napisać do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jestem załamana. Nie wiem, co mam robić.

W 2014 r. moja mama miała ciężką operację — jej życie było zagrożone. Nikt mi nie pomagał, musiałam radzić sobie sama. Dobrze, że moja mama wyzdrowiała. Moja rodzina mnie nie kocha. Moje kuzynki nie przyznają się do mnie, wstydzą się mnie, bo jestem biedna.
Czuję niesprawiedliwość i wielki ból.

Codziennie płaczę i mam myśli samobójcze. Boli mnie serce, że nikt nie chce mi pomóc. Ludzie mnie krzywdzą, a policja nie chce mi pomóc. Nie chce mi się już żyć. Moje życie to jedno wielkie cierpienie. W dodatku wpadłam w długi. Nie mam pracy, przyjaciół. Jestem samotna. Szukam pracy, ale nie mogę znaleźć. Nie mam środków do życia. Moja mama mnie utrzymuje.
Czuję się niepotrzebna. Nie daję sobie rady w życiu.

Mam depresję i nerwicę lękową. Nie umiem sobie poradzić sama.
Nie mam wsparcia. Szybko się załamuję. Mam bardzo słabą psychikę i jestem wrażliwa. Wolę zwierzęta niż ludzi. Przestałam ufać ludziom, ponieważ zostałam wiele razy skrzywdzona.

Czuję od ludzi niechęć, obojętność i znieczulicę.
Mam dobrą intuicję. Nie chcę już cierpieć.

Co mam zrobić? Proszę o pomoc. Jestem w rozpaczy.

Mam dość poważny problem (przynajmniej według mnie). Mam koleżankę
Witam Mam dość poważny problem (przynajmniej według mnie). Mam koleżankę (która ma chłopaka, nie wiem nawet ile czasu) w pracy, z którą od jakiegoś czasu mam nie najlepsze relacje, w sumie to sam je pogarszam. Sprawa wygląda tak, na początku nasze relacje były bardzo dobre typu kolega koleżanka. Zawsze przechodziła, zagadywała i uśmiechała się, gdy miała ciężka prace, a wszyscy wokół niej stali i rozmawiali, ja nie czułem oporu, żeby podejść i jej pomóc. Nawet z czasem zapytała się mnie o transport do pracy co 3 tyg, na co się zgodziłem, mówiła, że będzie z jeszcze jedną koleżanką. Podczas tego, jak je woziłem, zobaczyłem, że ona chce swoją koleżankę ze mną zeswatać. Jednak jej koleżanka mi się nie podoba, jest trochę nudnawa i nie umie zachęcić rozmowy. Po jakimś czasie dziewczyna, z którą miałem tak dobry kontakt zaczęła się dość dziwnie zachowywać, unikała mnie, gdy podchodziłem, żeby pogadać, uciekała panicznie od rozmowy. Pewnego dnia zaczęliśmy rozmawiać o świętach i powiedziałem jej, że chyba będę sam je spędzał, po czym ona mi wykrzyczała, żebym wypie**dalal do tej drugiej. Poczułem się potraktowany przedmiotowo i jak jakiś śmieć, nie wiedziałem, co o tym myśleć, nawet nie miałem odwagi do niej podejść, pogadać o tym, bo wiedziałem, że będzie unikać rozmowy itp. Pewnego dnia jeden z kolegów poszedł do niej zapytać się, czemu mnie tak traktuje czy mnie nie lubi, po czym ona podeszła do mnie i powiedziała, że nie jest zła i że nie jest obrażona, ale jej czyny mówiły co innego. Traktowała mnie najgorzej z wszystkich, nawet z osobami, z którymi się nie lubiła, zaczęła rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Z czasem ludzie zaczęli widzieć, że coś jest nie tak i jak mnie pytali, to zacząłem im mówić, jak jest. Jednak z tego, co zauważyłem, to są bardziej po jej stronie. Nie wiem, co mam o tym myśleć i co dalej mam zrobić nawet zacząłem jej unikać całkowicie (co pewnie było błędem). Chciałbym z nią o tym porozmawiać, polepszyć nasze stosunki, bo jak by nie patrzyć to pracujemy razem, ale nie wiem, czy to ma sens, nawet zauważyłem, że ona się zachowuje tak, jak by nigdy nic się nie stało. Dodam, że mam 32 lata jestem typowym introwertykiem, nigdy do niej nie zarywałem, ani jej nic nie zrobiłem i takie typu akcje mnie po prostu wbijają w ziemie, myślę, że nawet mam depresje od tego.
Utrata pracy i kryzys - kim w ogóle jestem?

Straciłam pracę, która była jakąś częścią mnie. Zadaję sobie pytanie, kim naprawdę jestem, skoro to, co definiowało mnie przez lata, nagle zniknęło. Boli mnie codzienność, wydaje się bezsensowna..

Czuję się zagubiona-mieszkałam z przemocową babcią, tata zostawił bez pomocy, nie potrafię znaleźć pracy ani spełniać się.
Mam pytanie, bo nie wiem, co zrobić. Od matury mieszkałam z przemocową Babcią. Nie pozwalała mi na nic, stosowała przemoc. Nie potrafiłam się wyprowadzić, bo były potrzebne na to pieniądze. Mój Tata zostawił mnie bez pomocy. Nie mam pracy. Skończyłam studia, po których nie mogę żadnej pracy znaleźć. Leczę się na stany lękowo-depresyjne. Chciałabym jeszcze iść na studia, marzyłam o rodzinie. Proszę o pomoc
Boli mnie to, że upłynęło mi tak wiele czasu i tak wiele odbierają mi moje zaburzenia. Czuję, że nie mam nic i nic nie robię.
Nie mam nic w wieku 25 lat i tak bardzo mi przykro. Staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość i cieszyć się każdym krokiem, bo życie za bardzo mnie przeraża. Staram się robić 8 rzeczy dziennie z swojej listy, to nie jest dużo. W wtorek robiłem Matematykę i Analizę Matematyczną oraz Algebrę Liniową. Jakoś utknąłem z kolejnymi aktywnościami. Chciałbym jak najszybciej przeczytać i obejrzeć "Lalkę", jestem na 36 stronie, zacząłem oglądać pierwszy odcinek serialu Ryszarda Bera. Chciałbym podejść w przyszłym roku do ośmiu przedmiotów na maturze za 400 zł od podejścia i do poprawy praktycznego egzaminu zawodowego AU 68 Technik Administracji za 350 zł. Na moment wróciłem do Algebry Liniowej i chciałem ją porobić, przygotowuję się do wolnego słuchania Fizyki bo chciałbym iść na Fizykę do Łodzi i zacząć swoje własne odpowiedzialne normalne życie. Jestem osobą niepełnosprawną oraz od piętnastego roku życia choruję na zaburzenia psychiczne, współtworzę etiudę jako drugi asystent ds. lokacji. Zrezygnowałem z pójścia na Nowowiejską ze strachu, mam 30 lipca konsultację w Krakowie. Powinienem być w tej chwili na Nowych Horyzontach, nie ma mnie drugi rok, a jeździłem cztery lata, chcę nagrywać vlogi o najlepszych filmach z lat 2018,2019,2021,2022, marzę o tym sześć lat, poszukuję pracy w Baristic Inclusive School, zrezygnowałem z gry w tenisa, bo ukochany trener nie gra już w weekendy. Chciałem wyrzucić w krzaki telefon na dwa lata, zmarnowałem sobie życie przy komputerze i telefonie. Nigdy niczego w życiu nie miałem. Mój były znajomy chodził na nielegalne ravy w pandemii. Ja nigdy nie miałem tyle swobody do decydowania o swoim własnym życiu. Znam chłopaka, który mając 23 lata był w Tajlandii, był 8 razy w Amsterdamie, był na Słowacji, na Litwie, w Rzymie, Włochy, Neapol, był w Mediolanie, w Maroko, w Belgii, w Luksemburgu, w wieku 26 lat na Malcie, niedawno był w Tokio, nie wiem jeszcze gdzie. Zjeździł masę krajów, jak miał 16 lat to mógł robić co chciał. Nigdy nie czułem się osobą sprawczą oraz odpowiedzialną za swoje życie, dopiero się tego uczę. Nigdy nie miałem poczucia samostanowienia o sobie. Nigdy nie byłem na Openerze, byłem cztery razy na Nowych Horyzontach. Nigdy nie uprawiałem seksu, mogłem zacząć w lipcu 2018, ale bałem się, że dziewczyna zobaczy w mnie zalęknione i zaryczane dziecko. Bałem się ogólnego odbioru przez dziewczynę. Od sierpnia 2021 przełamałem się i walczę co weekend, nie wychodzi i walczę dalej. Przykro mi, skończyłem szukać lokacji do filmu studenckiego, a w sumie to całą robotę odwaliła jakaś dziewczyna. Przez moment uczyłem się dzisiaj algebry i fizyki, robię rzeczy dla szesnastolatków. Zjadłem pół ptasiego mleczka. Boli mnie to, że upłynęło mi tak wiele czasu i tak wiele odbierają mi moje zaburzenia. Nie wiem czy to kwestia zaburzeń czy czekogokolwiek, ale nie czuję się osobą dojrzałą emocjonalnie. Bardziej utożsamiam się z szesnastolatkiem niż z dwudziestopięciolatkiem. Moje życie towarzyskie to minimalna ilość ludzi z radio studenckiego a ja powinienem co sobotę wychodzić na imprezy, nigdy nie byłem na imprezie u kogoś ani nigdy u nikogo nie nocowałem. Ostatnio nic nie robię. Ledwo siadłem na moment do Fizyki, wróciłem do zadań z energii fotonu, robię rzeczy dla szesnastolatków i idzie mi to topornie. Bardzo chcę zdawać Fizykę na maturze i te 8 przedmiotów za 400 zł, mocno przeraża mnie upływający czas i sytuacja w której się znajduję. Czas działa na moją niekorzyść, jedyne co mi zostało to działać, ale ostatnio nie mogę robić nic i nie wychodzę z domu. Skończyłem szukać lokacji do filmu studenckiego. Bardzo się boję, że moja praca nigdy nie przyniesie żadnych efektów. Nie mówiąc już o tym, że nieważne co i ile to ogromny ból, żal i syf i tak z mną zostanie. Moje życie towarzyskie jest bardzo dalekie od tego co sobie kiedyś wymarzyłem. Przez swoich toksycznych rodziców nigdy nie byłem samodzielnie zagranicą, nigdy niczego w życiu nie miałem. Nigdy nawet nie byłem z znajomymi na Mazurach, mój były znajomy, który na mnie nasrał był. On chodził na nielegalne ravy w pandemii a kiedy nie miał planów wakacyjnych to zaraz pojechał na weekend z znajomymi nad morze. Ja jeszcze nie mam matury i nie byłem na studiach. Muszę iść do dermatologa, przejść na dietę, powalczyć o włosy i zlikwidować łupież nieleczony przez jedenaście lat, mam krosty i strupy na całym ciele. Muszę znaleźć pracę, zdać maturę z 8 przedmiotów, iść do pracy, iść na studia i zamieszkać w pokoju w Łodzi. Marzę o pracy w PAN, młodsi od mnie jeżdżą do Cannes a ja jeszcze nie byłem. Chciałbym mieć tatuaże i robić tatuaże, chcę sobie kupić Monoxidil i Revadil, wcierki. Pamiętam jak mi mój inny znajomy powiedział, że nigdy nie byliśmy kolegami, kiedy wcześniej zapytałem czy mogę się u niego zatrzymać to powiedział, że tak to nie, nigdy nie, inni mogli. Zbyt wiele oczekuje od ludzi i jestem bardzo mylną osobą. Tak bardzo chciałbym grać na syntezatorach, oglądam sobie pianino na YouTube, chciałbym grać sety DJskie, nauczyć się grać na konsolecie. Rodzice bardzo często mówią do mnie jak do małego dziecka, zmuszają mnie do chodzenia do fryzjera, obcinania włosów. Raz w życiu zrobiłem obiad a dwa razy w życiu kupiłem sobie ubranie. Mam poczucie straconej młodości i jeszcze nie miałem kroku w dorosłe życie. Poczytałem "Lalkę", podręcznik do Administracji, zacząłem, geografię i Konrada Wallenroda. Niestety szukanie kodeksu pracy i kodeksu postępowania administracyjnego przyprawia mnie o wielki stres, próbowałem siąść do polskiego. Zacząłem szukać kodeksów i nic. Zjadłem dwa ciastka i resztę dnia wywaliłem do śmieci, położyłem krzyżyk, biała flaga. Tak bardzo wypadają mi włosy i po prostu płaczę, chcę sobie kupić, rewadil, Monoxidil i wcierki. Mam w wtorek konsultację na OLZON w Krakowie. Chciałbym wrócić na siłownię, nigdy nie prasowałem ani nie prałem, nawet nie gotowałem budyniu. Czuję się tragicznie. Jak moja siostra gdzieś wyjdzie to jest cisza, jak ja gdzieś wychodzę to dwadzieścia wątków i afera na całego. Poszedłem spać i się obudziłem. Chciałbym mieć normalne życie, pojechać na festiwal do Wenecji. Nienawidzę swojego życia i po prostu bardzo płaczę, ja mam dość. Siostra wyszła do chłopaka a ja nigdy u nikogo nie nocowałem i nigdy u nikogo nie byłem na imprezie. Nie chcę tak żyć, gdy będę mieć 35 lat to będę przez całe życie nadrabiać za stracony czas. Zastanawiam sięczy w tym roku poradzę sobie z ośmioma przedmiotami, pogodzeniem tego z wolnym słuchaniem i pracą, zastanawiam się czy znów nie odroczyć matury, mam OGROM pracy. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek w życiu przeczytałem książkę i kiedy przestałem czytać lektury oraz czy się uczyłem po 11 roku życia, nigdy sobie na nic nie zapracowałem a moje wspomnienia zostały wyparte poprzez wątpliwości. Nie starczy mi życia na nadrobienia go w całości, kolejny piątek bez seksu. Codziennie zasypiam z płaczem bo jeszcze śpię u rodziców. Nie zjadłem normalnej kolacji tylko drożdżówkę, nie chcę mi się jeść. Znam chłopaka, który w wieku 20 czy 21 lat i dalej, ciągle gdzieś wychodził, co sobotę był na imprezie z znajomymi. Ja tak nie miałem i nie mam, jak myślę o tym czego nie miałem i nie mam to to mnie potwornie cofa przed zrobieniem czegokolwiek. Nie wyszedłem dziś z domu, bo jest mi wyjątkowo ciężko, kolejny piątek, bez seksu, kolejna sobota bez seksu, 25 lat bez seksu. Nie byłem samodzielnie zagranicą jako dziewiętnastolatek i już nigdy nie pojadę sam do Amsterdamu w wieku 22 lat. To mnie potwornie boli i czuję się przegrany, tak bardzo mnie boli cała masa utraconego czasu. Zacząłem medytować, ostatnio razem z kolegą dotarłem do wniosku że moje problemy i ja sam nie jestem w stanie w tej chwili racjonalnie spojrzeć na swoje życie. Nigdy nie czułem się sprawczy w swoim życiu. Życie jest krótkie i za krótkie na to wszystko co chciałbym w nim osiągnąć, potwornie mi przykro i płaczę, zaraz będę mieć 35 lat. Mój kolega z liceum stracił dziewictwo mając szesnaście lat, zapewne nikt mu nie odebrał poczucia samostanowienia o sobie, sprawdzał granicę u rodziców, robił co chciał,miał otwarte mentalne furtki u rodziców. Jak moja siostra gdzieś wyjdzie to jest cisza, jak ja gdzieś wychodzę to dwadzieścia wątków i afera na całego. Siostra wyszła do chłopaka a ja nigdy u nikogo nie nocowałem i nigdy u nikogo nie byłem na imprezie. Nienawidzę swojego życia i czuję się jak gówno, nie mam nic i czuję się bardzo pusty i czuję ogromny ból. Ja mam same mentalne szlabany. Nigdy niczego w życiu nie miałem, tylko raz w życiu przeżyłem satysfakcjonującego Sylwestra, zazwyczaj tego dnia nakrywamy się kołdrą, płaczę i idę spać, inni dziwią się czemu to robię. W liceum poza dwoma sytuacjami nikt mnie nigdzie nie zapraszał, ludzie wiedzieli, że nie przyjdę przez toksycznych rodziców. Rodzice nie pozwalają mi wracać na piechotęz stacji kolejowej najbliżej domu. Zawsze czułem się niewolnikiem rodziców a uczucie bycia nikim dlatego kogoś dla kogo chcesz być kimś jest straszne. Nigdy nie byłem sam zagranicą przez moich rodziców. Mama kontroluje nawet tonw co się ubiorę, znam chłopaka, który wyjeżdżał na wyjazdy zagraniczne od osiemnastego roku życia, to potwornie boli. Nigdy nie miałem poczucia samostanowienia o sobie. Dzisiaj będę musiał się spakować na ewentualność do Krakowa, mama pewnie będzie się wtrącać w ciuchy. Bardzo się boję, że mimo wszystko nie uda mi się zdać 8 przedmiotów na maturze, za 400 zł od podejścia. Zastanawiam się czy ponownie nie odroczyć matury, mam do zdania jeszcze egzamin praktyczny zawodowy z Techniką Administracji, będę go zdawać piąty raz, muszę złożyć deklarację na początku sierpnia. Czuję się jak gówno, nigdy nie byłem samodzielnie na wakacjach zagranicą. Czuję się jak bohaterowie "Tatuażysty z Auschwitz", nie mogę umrzeć, bo nigdy się nie kochałem. Nigdy niczego w życiu nie miałem. Nigdy nie prałem. Czuję się jak Ochocki twierdzący, że bardzo mało osiągnął do 28 roku albo jak Wokulski, który zazdrościł Ochockiemu tych dwóch fakultetów.
Silna reakcja emocjonalna na ocenę promotora - zrozumienie mechanizmów obronnych
Dzień dobry piszę bo nie umiem do końca zrozumieć, co się ze mną wydarzyło i chciałabym poznać psychologiczną perspektywę. W 4. semestrze miałam trudną sytuację z promotorką, która jednocześnie jest dziekanem. Po zaliczeniu projektu badawczego (ocena 4,5), poczułam ogromne poczucie niesprawiedliwości – koleżanki z gorszymi pracami dostały tyle samo. W emocjach napisałam do pełnomocnika ds. studentów, żeby opisać swoją sytuację. Promotorka nie była agresywna. Powiedziała tylko: „Zostawiam to bez komentarza.” Ale ja od tego momentu całkowicie się odcięłam. Przestałam ją lubić, traktowałam chłodno, nie odwzajemniałam kontaktu. Przekreśliłam ją w głowie. I tak było przez 7–8 miesięcy. Potem coś się zmieniło. Zaczęłam na nią patrzeć inaczej. Poczułam, że może nie chciała mnie skrzywdzić. Że nie była wobec mnie zła — to ja byłam zamknięta. Dziś nasz kontakt jest poprawny, nawet dobry. Ale nadal wracam myślami do tamtej sytuacji i chciałabym zrozumieć: – Dlaczego zareagowałam tak silnie? – Skąd to wycofanie i blokada? – Czy to mechanizm obronny? Zraniona ambicja?
Dzień dobry straciłam pewność siebie od kiedy zaczęłam chorować.Zaczelo się to trzy lata temu kiedy posypał mi się staw kolanowy .I miałam już dwie operacje w wyniku której mam endoproteze prawego stawu kolanowego.Mam 46lat i od 1.5roku żyje z nowym stawem Nie potrafię siebie taką zaakceptować do końca,jestem na rencie,która się kończy i muszę szukać pracy.Lecz straciłam pewność siebie i wartość i ciężko mi z tym szukać pracy.Przed choroba pracowałam w handlu i byłam aktywna.Jestem też bezpłodna i nie mam dzieci co sprawiało mi zawsze ból.Mam partnera ,który ma dzieci z poprzednich związków lecz nie mieszkają one razem z nami.Jak odzyskać wiarę w siebie i znaleźć pracę.
Jak wybrać uczelnię na studia podyplomowe dla terapeuty środowiskowego?
Proszę o zaproponowanie rekomendowanej uczelni, Gdzie mogę zrobić studia podyplomowe terapeuta środowiskowy. Dziękuję
Czy farmakologia może pomóc przy stresie i objawach somatycznych?
Dzień dobry. Czy farmakologicznie można pomóc, jeżeli stres powoduje spięcie mięśni -> spięcie mięśni powoduje większy stres -> przez co cały czas jestem zdenerwowany , czuję w sobie złość i wewnętrzne napięcie i nakręcanie samego siebie złością .... Chodzi oczywiście o uzupełnienie masaży, ruchu, relaksu spacerów itp. No i oczywiście coś łagodnego, aby tylko wspomóc się, a nie otępić.
Zazdroszczę partnerowi sukcesów - jak zamienić zazdrość w motywację do rozwoju?

Zaczyna mi doskwierać fakt, że sukcesy mojego partnera mieszają mi w głowie... na jednym poziomie jestem naprawdę dumna z jego osiągnięć, ale gdzieś głęboko w środku pojawia się zazdrość. To mnie trochę zaskakuje i niepokoi, bo wpływa na naszą relację. Nie chcę, żeby te uczucia zniszczyły coś, na czym mi bardzo zależy. Mam wrażenie, że porównywanie się z nim zaczyna być szkodliwe. Każdy z nas przecież ma swoją ścieżkę do sukcesu. Jak mogę przemienić tę zazdrość w coś, co mnie zmotywuje i pchnie do własnego rozwoju? 

Nie wiem, co zrobić, bo bardzo nie chce, żeby nasza relacja się przez to zepsuła, ale czasem czuję się przy nim głupia. On niedawno obronił magistra, a ja oblałam 3 rok studiów i musiałam brać warunek. Ciągle się tym porównuje i mu zazdroszczę, a nie chce tak robić.

Trafiłam do nieodpowiedniej dla mnie szkoły, jednak rodzice nie uważają mojej dużej trudności za problem
Witam, dwa dni temu zaczęłam szkołę ponadpodstawową. Bardzo chciałabym iść do liceum a dostałam się do technikum , w którym już od pierwszego dnia jestem traktowana przez innych bez szacunku. Jestem po prostu inna niż wszyscy. Mam inne priorytety i nie potrafię zgrywać głupka tylko po to, by mieć znajomych.Osoby z klasy nie są na moim poziomie, a w szkole też nie widzę normalnego towarzystwa, które nie pije i nie pali. Ze względu, iż jest początek września chcę zmienić szkołę. Jeżeli nie byłoby żadnego już miejsca w liceum i nie chcieli mnie przyjąć, mam zamiar zmienić nawet na inne technikum. Tylko, że moi rodzice po pierwsze nie wierzą w moje możliwości (czyli, że dostałabym się do jakiegoś liceum) oraz lekko bagatelizują moje uczucia i cały czas mówią, iż gdzieś indziej może być tylko gorzej.Nie mam pojęcia, jak do nich przemówić, by zdecydowali się na przeniesienie mnie do innej szkoły, bo naprawdę to dopiero dwa dni a ja nie chcę tam chodzić i czuję się tam okropnie.
Nie mogę pogodzić się z tym, że muszę pracować, dla mnie to czysta strata czasu i marnowanie życia.
Nie mogę pogodzić się z tym, że muszę pracować, dla mnie to czysta strata czasu i marnowanie życia - praca na produkcji. Do pracy chodzę z przymusu i tylko dlatego, że potrzebuję pieniędzy. Z zazdrością patrzę na kobiety, które siedzą w domu. Niestety jestem zmuszona do pracy zmianowej z powodu małych dzieci. Jestem raczej mało komunikatywna i nie mam dużej potrzeby kontaktów z innymi ludźmi. Jak zmienić swoje podejście, tak by mi się chciało, a nie bym traktowała pracę jak karę za grzechy i czuła się jak niewolnik.
Czy specjaliści zdrowia psychicznego wybierają się na studia psychologiczne, ze względu na własne problemy?
Czy każdy psycholog/psychiatra/psychoterapeuta sam ma problemy natury psychicznej, że poszedł zawodowo w tym kierunku?