Już dostępna aplikacja mobilna Twój Psycholog
  • Wygodnie zarządzaj swoimi wizytami
  • Bądź w kontakcie ze swoim terapeutą
  • Twórz zdrowe nawyki z asystentem AI
Aplikacja mobilna
Dostępne w Google PlayPobierz w App Store
Left ArrowWstecz

Jak poradzić sobie z zakończeniem relacji po pierwszym zbliżeniu i jak sobie wybaczyć?

Od 6 miesięcy flirtowałam z pewnym facetem, gadaliśmy codziennie, czasem wysyłaliśmy sobie jakieś zdjęcia i po prostu ta relacja się rozwijała. Ostatnio poszliśmy razem do łóżka I bach cisza. Po prostu zamilkł. Co się odezwałam, to odpisał mi jakoś krótko albo wysłał tylko emotkę. Co mam zrobić, jak sobie wybaczyć? Jak zapomnieć?

User Forum

Dalia

8 miesięcy temu
Kacper Urbanek

Kacper Urbanek

Dzień dobry,

Rozumiem, że to się wydarzyło, naprawdę boli i masz pełne prawo czuć się zraniona. Przez pół roku budowaliście jakąś formę bliskości, dawałaś z siebie uwagę, emocje, czas, a potem z jego strony nagle zapadła cisza. To może zostawiać poczucie zawodu, niedowartościowania, a nawet wstydu, ale ważne, żebyś wiedziała, że to nie Ty zrobiłaś coś złego. Zaufałaś, zaangażowałaś się i to jest dowód Twojej wrażliwości, nie słabości. Jeśli zniknął po tym, jak doszło do zbliżenia, to świadczy o jego niedojrzałości emocjonalnej i braku szacunku. Nie obwiniaj siebie. Wybaczenie sobie to proces zacznij od zrozumienia, że każdy z nas pragnie bliskości i czasem ufa niewłaściwej osobie. To nie jest powód, by przestać wierzyć w siebie. Daj sobie czas, zadbaj o siebie emocjonalnie i fizycznie. Porozmawiaj z kimś bliskim, zapisz swoje myśli, oderwij się od analizowania jego zachowania. Z czasem będzie łatwiej. 

I pamiętaj jego milczenie to nie wyrok na Twoją wartość.

 

Z pozdrowieniami 

Kacper Urbanek 

Psycholog, diagnosta 

 

8 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Katarzyna Organ

Katarzyna Organ

Dziękuję za podzielenie się swoją historią. To, co Pani opisuje , to nie tylko rozczarowanie – to emocjonalny cios, który uderza w zaufanie, w poczucie wartości i bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że boli. Z tej perspektywy Pani emocje są absolutnie adekwatne i uzasadnione, to co się wydarzyło, to niestety sytuacja pewnie przytrafia się wielu osobom, co jednak nie oznacza, że jest to ona łatwa do przejścia z nią do porządku dziennego. W idealnym świecie, gdzie ludzie potrafią się otwarcie i empatycznie komunikować, to pewnie nie miałoby miejsca, proszę jednak pamiętać, że nie jest to Pani winą.

To, co zrobił ten mężczyzna bywa nawzywane emotional ghosting – nagłe wycofanie się po zbudowaniu więzi. Niestety, takie zachowanie mówi więcej o nim niż cokolwiek o Pani. I choć bardzo trudno to zaakceptować, Pani reakcja – smutek, złość, poczucie winy – są naturalne i zdrowe.

Wiele osób w takich sytuacjach obwinia siebie, jednak warto pamiętać, że to nie Pani zawiodła.

Warto zadać sobie pytanie - Gdyby moja przyjaciółka była na moim miejscu – czy winiłabym ją, czy bym ją przytuliła? Proszę potraktować siebie z tą samą czułością.

Zapominanie nie zawsze jest możliwe – ale zrozumienie emocji, nazwanie ich i uznanie – to jest droga do wewnętrznego spokoju. Pozwolić sobie czuć. Płacz, złość, zawód nie są oznakami słabości. To oznaki, że jest Pani człowiekiem i w takiej sytuacji odczuwa Pani adekwatne emocje. Proszę nie tłumić tych emocji – tylko je uznać. One miną szybciej, jeśli nie będą spychane.

Dodatkowo proszę pamiętać, że żałobę przeżywamy po każdej utracie czegoś co miało dla nas znaczenie – nie tylko po śmierci bliskiej osoby. Gdyby jednak czuła Pani, że nie może poradzić sobie z tą sytuacją, proszę o kontakt ze specjalistą, który wesprze Panią i pomoże uporządkować to doświadczenie, aby wyniosła z niego Pani coś dla siebie.

 

Życzę dużo siły

Katarzyna Organ

8 miesięcy temu
Grzegorz Staroń

Grzegorz Staroń

Pozwól, że zaproszę Cię do takiej krótkiej refleksji – trochę metaforycznej. Wyobraź sobie, że jesteś ogrodem. Przez długi czas podlewałaś ten ogród nadzieją, ciepłem, rozmową. Ktoś przychodził codziennie, siadał na ławeczce, rozmawiał z Tobą. 

A potem – zniknął. Nie zostawił liścika. Tylko ciszę. Ale Twój ogród nie przestaje rosnąć dlatego, że ktoś odszedł. Może jakieś kwiaty zwiędły. Może poczułaś chłód. Ale ziemia jest żyzna. I wiesz co? W środku, pod powierzchnią, już kiełkuje coś nowego. Coś Twojego. Coś, co sięga światła – może jeszcze nie widzisz listków, ale one tam są. Ludzie mają w sobie nieświadome zasoby – które aktywują się wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebujemy. Więc może Ty już zaczynasz zapominać. Może już się uczysz wybaczać sobie – tylko jeszcze nie wiesz, że to robisz. Czasem to, co trzeba zrobić, to... po prostu pozwolić sobie być w tym procesie. Bez przyspieszania. Bez presji. Z łagodnością.

8 miesięcy temu
Szymon Leszczyński

Szymon Leszczyński

Dzień dobry

Nie ma Pani powodów, aby obwiniać siebie o zaistniałą sytuację
To tamten mężczyzna zachowuje się niedojrzale, nie komunikując się wprost, o co chodzi, tylko wybiera cisze i uniki. 
Moim zdaniem nie warto zapominać, szczególnie jeżeli z waszą relacją wiążą się jakieś przyjemne chwile i wspomnienia.
Polecałbym wyciągnąć z tej sytuacji lekcję (mimo że bolesną), wnioski i zadbać o samą siebie.
Jeżeli chciałaby Pani uporządkować sobie w głowie wspomniane wyżej lub inne kwestie, spojrzeć z innej perspektywy warto, aby rozważyła Pani konsultację psychologiczną.

 

Pozdrawiam 

Szymon Leszczyński
 

8 miesięcy temu
komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Zespół Turnera, wyzwania z aparatami słuchowymi i bezpłodnością, szukanie wsparcia.

Witam! Jestem 24-letnią kobietą. Aktualnie zakończyłam 4 rok kierunku lekarskiego, idę więc na piąty. 

Jaki jest mój problem? Otóż - mam zespół Turnera. Wiadomo - bezpłodność, niedosłuch. Aparaty słuchowe mi potwornie wręcz przeszkadzają - nie noszę ich. Dźwięki (testowałam różne modele, protetycy próbowali zmieniać ustawienia) są nienaturalne, głosy bliskich brzmią zupełnie inaczej, to było straszne. Już bardziej akceptowałam te douszne, w tych zausznych nie mogłam biegać, czy się ruszać głową, bo strasznie trzeszczało, ale ogólnie nienawidzę mieć czegoś w uchu lub koło ucha, bardzo mi to przeszkadza mimo, że próbowałam to z zaciśniętymi zębami nosić i się przyzwyczajać. A po drugie uwielbiam czesać w wysoko upięte fryzury z odsłoniętymi uszami (koki, korony z warkocza), w których wyglądałam o niebo lepiej, czuję się kobieco i mam smuklejszą buzię i każdy mi tak mówił, ale z dwojga złego wolę fryzurę, w której wyglądam niekorzystnie jak widoczne aparaty. 

No i rodzice, którzy wręcz krzyczeli na mnie jak nie chciałam ich nosić i zabrali podstępem i nic nie mówiąc do protetyka jak miałam niecałe 18 lat. I szczerze - skłonna byłabym iść jeszcze raz do audiologa choćby na konsultację, żeby tylko porozmawiać i dowiedzieć się jakie są obecnie możliwości i czy nie ma czegoś, co by zarówno mi pomogło, ale i byłoby dla mnie akceptowalne, ale obawiam się, czy znajdę kompetentnego lekarza. 

Jak byłam na oddziale audiologicznym to spora rzesza pracowników nosiła fartuchy z logo pewnej firmy produkującej aparaty słuchowe, a lekarka prowadząca nic nie wytłumaczyła, tylko powiedziała, że to jedyne rozwiązanie i już. 

Co do bezpłodności - też jest ciężko (i widzę, że innym, którzy nie mogą mieć dzieci, choćby na YT także jest z tym piekielnie ciężko - niektórzy adoptują, niektórzy z bólem serca postanawiają, że we dwójkę będą dla siebie rodziną, niektórzy nie wytrzymują i się rozstają) i z tego właśnie powodu unikam relacji romantycznych. Co więcej nigdy nie byłam w związku, nigdy nawet nie próbowałam. Bo wiem, że rodzicielstwo to podstawowe pragnienie zdecydowanej większości, szczególnie mężczyzn, jak mówią statystyki, a jak trafiłby mi się płodny partner to nie chciałabym mu tej możliwości odbierać. Jestem też realistką i wiem, że przez wielu byłabym z tego powodu odrzucona na starcie, więc nie widzę sensu, żeby próbować. A nawet jak pierw zaakceptuje to co będzie za 10,15, 20 lat jeśli stwierdzi, że dzieci jednak chce mieć? Zostanę sama jak palec mimo, że inwestowałam tyle lat w związek, a takiej sytuacji bardzo chciałabym uniknąć. 

Ale gdybym miała już wybierać to wolałabym życie z partnerem we dwoje ze zwierzakami - na adopcję żyjącego dziecka nie mam siły (tak, inni myślą, że to jak adopcja pieska czy kotka ze schroniska - wpadam do ośrodka adopcyjnego, wybieram dzieciaka, pokazuję pani z ośrodka paluchem którego i dzieciak jest mój, ale to zupełnie inna procedura), in vitro z komórką dawczyni etycznie do mnie nie przemawia, ewentualnie mogłabym zastanowić się nad adopcją zarodka. Ciężko mi chodzić do ginekologa (szczególnie, że jak miałam 18 lat w jednej z klinik zostałam potraktowana jak przedmiot do prezentacji studentom) i dawno tam nie byłam, ogólnie też źle się czułam po terapii hormonalnej. 

Kolejna kwestia jest taka, że wszyscy w mojej rodzinie biologicznej są zdrowi, mają dzieci biologiczne i… niestety nikt a nikt mnie nie rozumie. Wszyscy to bagatelizują - aparaty słuchowe to nie problem, przecież dużo osób ma (no eureka, ale są to osoby 70/80+!!!, a nie 20-paroletnie!), a dziecko sobie adoptujesz, są osoby młodsze od ciebie, chore na raka, które modlą się o życie, nie wymyślaj, nie masz źle. Może chcą mnie zmotywować taką gadką? Ale przecież mnie to nie motywuje, wręcz przeciwnie, czuję się zdołowana i przybita po takim czymś. Generalnie całe życie w zasadzie nauczona przez rodzinę byłam obracać się w kręgu zdrowych ludzi, bo w rodzinie tylko zdrowi i tylko wśród takich ludzi się obracają, w zasadzie nie znam osobiście ludzi z widocznymi niepełnosprawnościami, szczególnie młodych. Jeśli już to pokazywano mi je gdzieś z boku, pokazując i mówiąc o nich półgębkiem i ukradkiem. 

Wyjątek stanowi moja przyjaciółka - ma wady wrodzone, od dziecka przeszła multum operacji, też przez to nie może mieć dzieci. Jest ona jedyną osobą, której mogę ponarzekać w tej kwestii. Poznała teraz chłopaka i sama mi mówiła, że jak miała mu o swoich chorobach powiedzieć to jej serce ze stresu do gardła podchodziło. Zaakceptował to i w sumie to cieszę, że są jeszcze być może gdzieś ludzie, dla których to nie problem, ale większość taka nie jest. Mam też Hashimoto - tak, jestem leczona, chodzę regularnie do endokrynologa, biorę codziennie rano tabletkę, ale to tam pestka, bo powiedzmy sobie szczerze - co to jest jedna tabletka dziennie, jedno pobranie krwi raz na pół roku i jedna wizyta u endokrynologa z USG tarczycy raz na rok/dwa lata… Oczywiście dietę też stosuję i konsultowałam się pod tym kontem dietetycznie - ale dzisiaj jest tyle możliwości jej komponowania, a szczególnie jak trafi się na dobrego dietetyka i tyle dostępnych składników, że to też nic, tarczycę mam idealnie wyrównaną. Szczerze… na diabetologii jedna prowadząca powiedziała zdanie, które totalnie do mnie przemówiło. A mianowicie, że wydaje jej się, że cukrzycy z DM1, którzy nie chcą pomp insulinowych nie zaakceptowali swojej choroby i się z nią do końca nie pogodzili. Powiedziała też, że wiele młodych dziewczyn latem (kiedy się nosi lżejsze ubrania - np. sukieneczki, spódniczki, crop topy) przychodzi do niej, żeby przestawiła je z pomp z powrotem na peny, żeby nie musieć nosić widocznej pompy. 

Za dwa lata skończę studia (radzę sobie nieźle, na tym roku miałam średnią nieco ponad 4), stanę się niezależna i tak rozmyślam wtedy nad swoimi relacjami. Myślałam, żeby rozluźnić więzi z rodziną biologiczną (oprócz babci, która bardzo mnie kocha i choć też mnie nie do końca rozumie, to przynajmniej się jakoś stara). Co do relacji z rodzicami - ciężko jest i choć podczas roku akademickiego nie mieszkam z nimi na codzień, to jestem od nich jeszcze finansowo zależna. Nie mogę im nawet z przeszklonymi oczami wspomnieć, że jest mi po prostu z tą chorobą trudno. Czasem sama płaczę w nocy w poduszkę. Tłumaczę im, że moja choroba to nie alergia ani wada wzroku, ani nawet cukrzyca, tylko że ma to ogromny wpływ na życie - społeczne, romantyczne, etc - na każdy jego aspekt w zasadzie. Do mamy nie dociera, że ci ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, których zna weszli w związek nie wiedząc, że będą mieli problemy z płodnością, a wchodzenie w związek ze świadomością trwałej bezpłodności to zupełnie inna rzecz. I nie rozumie też tego, że to, że ona mnie kocha wcale nie oznacza, że społeczeństwo będzie mnie w 100% akceptować. Powiedziała też kiedyś - no, minie okres dojrzewania to jej przejdzie myślenie o tej chorobie i te kompleksy, bo to tylko w okresie dojrzewania. Spoiler - nie, nie przeszło, jest jeszcze gorzej. Jako dziecko byłam zupełnie inna - żwawa, ruchliwa, wygadana, przebojowa, nieśmiała tylko czasami i tylko w stosunku do obcych, ale jak zobaczyłam, że jakaś nowa osoba jest w porządku to szybko ją akceptowałam, wszędzie mnie było pełno, nie miałam oporów, żeby zapukać w randomowym dniu do sąsiadki z góry i pokazać jej swoje nowe ciuchy, zagadywałam ludzi w pociągu, etc. Ale wtedy nie różniłam się w zasadzie od innych dzieci, funkcjonowałam jako zdrowe dziecko, zdiagnozowano mnie w wieku 6 lat. I nawet wtedy nie było problemu - akceptowałam branie hormonu wzrostu, choć czasem denerwowało mnie, że muszę jeździć do kliniki, jak chyba każde dziecko, które chce spędzić dzień w szkole z rówieśnikami, a nie może. 

To wszystko zaczęło się parę lat później. Pierw kompleksem był mój wzrost, ale dzisiaj absolutnie mi to nie przeszkadza, lubię być niewysoka i drobna. No a potem przyszło to, co wyżej. I tak, rodzice w wieku 13 lat posłali mnie do psychologa, bo "nie miałam koleżanek" w 1 kl. gimnazjum, ale w celu naprawienia mnie. Psycholog na ostatniej wizycie powiedziała mojej mamie "to nie z nią jest coś nie tak, tylko z panią". Ja miałam tylko inne zainteresowania jak dziewczyny w moim wieku - pasjonowałam się nauką, a nie bieganiem za chłopakami, więc nie miałam koleżanek, bo nie miałam z nimi tematów do rozmów. W sumie dobrze mi na tych studiach i cieszę się, że dobrze sobie na nich radzę, oczywiście skończę je, bo szkoda 4 lat, audiolog mówiła, że najlepiej wybrać w takim wypadku specjalizację zabiegową (i chirurgia mi się podoba, kilkukornie asystowałam do operacji i to było świetne), ale gdybym wiedziała, że będę niedosłysząca wybrałabym nieco inną ścieżkę kariery - byłam w gimnazjum i liceum pasjonatką fizyki i wszechświata, książki Hawkinga przeczytałam jednym tchem, myślę, że wtedy poszłabym w jakąś astrofizykę.

 

 I na koniec moje pytanie - niestety teraz studiuję, nie pracuję i nie stać mnie na terapię prywatną i czy lepiej skorzystać z psychologa w ramach NFZ (mam możliwość, że kiedy pójdę z legitymacją do studenckiej przychodni nie będę czekać na wizytę więcej jak 2 tygodnie), czy lepiej znaleźć psychologa w jakiejś fundacji wspierającej osoby z niepełnosprawnościami? Czy może warto iść na grupę wsparcia? Przepraszam za trochę chaotyczny wpis, pisałam, co mi przyszło do głowy. Pozdrawiam, i z góry dziękuję za odpowiedzi!

Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań.
Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań... Mam straszne wahania nastrojów, bardzo łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i ciężko mnie uspokoić chyba, że szybko uda się rozwiązać powód, przez który się zdenerwowałem, potrafię szukać jednej rzeczy w domu i zaczynam się denerwować, na tyle okropnie, że domownicy niestety muszą przyjąć ode mnie niemiłe słowa w krzyku, jak się uspokoję, żałuję całej kłótni lub mojego ataku rozwalania rzeczy i często po kłótni od razu przepraszam, potrafię z dobrego humoru przejść nagle w smutek, w kłótni z mojego powodu potrafię wykrzyczeć się lub coś powiedzieć i zaraz po tym przepraszać lub zachowywać się, jakby nic się nie stało... Kolejną rzeczą męczącą w moim zachowaniu jest ciągłe wymyślanie, że dziewczyna mnie zdradza, oszukuje, chce mnie zostawić, każda rozmowa z nią wygląda tak, że jej wypomnę coś albo jak o kimś wspomni, to od razu myślę, że mnie z nim zdradzi, ciągła nieufność i spisek, częste kłótnie przeze mnie, bo wypominam ciągle jakieś rzeczy. Moja dziewczyna ma już mnie dość a bardzo się boję, że mnie zostawi i robię wszystko tylko, żeby mnie nie zostawiła, bo tylko przy niej czuję, że mnie rozumie. Najgorsze, co może być z tego wszystkiego, to jak zobaczę osobę jakąś, która mi kiedykolwiek groziła czy wydaje mi się, że może mi coś zrobić taka osoba, zaczynam panikować i dziwne zachowanie prowadzi do czynności jak: namawianie znajomych, żeby szybko opuścić teren, ogromne nerwy, jąkanie się, pocenie, trzęsienie się ogromne, przerażenie lub agresja słowna wobec osób mi towarzyszących, aby uciec z tego miejsca. Do psychologa się trochę boję zapisać i do tego czeka się długo, żeby się dostać na nfz a jestem osobą młodą i nie mam pieniędzy na prywatnego psychologa. Proszę, po prostu, jakoś napisać mi chociaż przypuszczenie, co mogę mieć z głową :((
Często dzieci, które mają jednego z rodziców chore na alkoholizm mają problem ze znajdywaniem drugiej połówki ?
Partnerka jedzie z byłym mężem i dziećmi na długie wakacje. Sytuacja jest dla mnie nie do przyjęcia.
Dzień dobry, Mam pytanie, które mnie nurtuje. Dzisiaj moja bliska osoba, z którą byłem ponad rok, ale nadal myślimy o możliwym powrocie do siebie, oznajmiła mi, że w wakacje poleci wraz z byłym mężem i dwojgiem dzieci na pół miesiąca do Turcji na urlop. Mnie nie bierze pod uwagę w żaden sposób jeśli chodzi o wspólny czas w wakacje. Rok temu jednak to ja całą trójkę wziąłem i opłaciłem. W tym roku następuje podmianka i zamiast mnie, jedzie ex. Bardzo jej finansowo pomagam, bo wcześnej ex uważany był za okrutnego toksyka, a ona sama mianowała sie jako biedna, samotna matka. W związku z tym, wynajmuję jej i jej dzieciom apartament oraz przekazuje podstawowe środki na przeżycie od ponad roku. Relacja z ex mojej sympatii w ostatnich miesiącach mocno się poprawiła, chociaż moja pomoc jest wyraźnie większą niż zasądzone alimenty, które w ciągu roku były przekazane w około 50% od ex. Czy mam rację, że okazałem niezadowolenie, oburzenie i nie spodobała mi się ta sytuacja? Czy mam racje, że jeśli razem spędza tak intymnie wakacje, ja przestane się nią całkowicie interesować? Sam mam ex i dwoje dzieci. Ze względu na moją sympatię w żadnym wypadku nie zdecydowałbym sie na wspólne 14-dniowe wakacje. Nie chciałbym wyjść na zazdrośnika. Jednak wiadomo jak wygladaja wakacje. Wspólny czas na śniadaniach, obiadach, kolacjach, spacerach, wycieczkach, basenie, plaży, pokoju itp. prowokują do bliskich, intymnych chwil. Na 90% mnie nie zdradzi, jednak narażona będzie na różne emocje, podryw, intymne propozycje. Dla mnie taka sytuacja jest nie do przyjęcia, jeśli nawet mówi się, że to dla dobra dzieci. Moim zdaniem nie ma tu nic dobrego dla dzieci, bo wyobrażają sobie, że znowu wszystko jest dobrze, a przecież niedawno rodzice wzięli rozwód. Prosze o odpowiedź, abym był pewien jakie powinno być moje zachowanie.
Dylemat życiowy: powrót w rodzinne strony czy nowe życie z ukochanym?
Więc kochani mam 44 lata za sobą ciężkie życie wychowałam 2 synów sama .Miałam pracę i mieszkanie ale rzuciłam to dla partnera wyjechałam do niego do mniejszej miejscowości stwierdziłam że jak nie spróbuję to będę żałować.Od ponad roku nie mogę znaleźć pracy stałej ,mam orzeczenie o niepełnosprawności nie mogę pracować po 10 h(jestem po 3 operacjach kolana ).Wszędzie daleko i na nogach.Nie mam dostępu do mojego lekarza aysle że to ważne .Partner znalazl dobrą pracę ale też musi dojezdzac.Nie mamy domu ani mieszkania,a tu nie budują mieszkań z miasta .Mam szansę przeprowadzić się w moje strony tam gdzie czułam że jest to moje miejsce na ziemi.I czuje że to jest to co powinnam zrobić .Mam szansę na uzyskanie bonu na zasiedlenie .Mieszkanie też już raczej znalazłam .Ale on nie chce .Kocham go bardzo jesteśmy już 2 lata ze sobą .Ale czuje że ja tu nie chce być .Masakra nie wiem co robić jestem już w strasznym dole .
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!