
- Strona główna
- Forum
- związki i relacje
- Czuje że mój...
weronika
Marta Tarasiuk
Dzień dobry Pani Weroniko,
słyszę, że nie jest Pani usatysfakcjonowana ze swojego związku, na tę chwilę. Na pewno, warto przyjrzeć się stwierdzeniu “przy nim czuję się głupia”. Czy jest to o tym, że odczuwa Pani w związku brak zrozumienia, brak kompetencji, czy raczej umniejszanie Pani wiedzy? Wiele pytań się rodzi, trudno w kilku zdaniach coś zasugerować. Myślę, że może to być dobry czas na psychoterapię i przyjrzenie się, czego Pani potrzebuje w związku? Jakie ma Pani oczekiwania? Z czym Pani się boryka na co dzień. Chętnie Panią wspomogę w psychoterapii.
Marta Tarasiuk

Zobacz podobne
Jestem z narzeczonym ponad 3 lata w po roku związku zamieszkałam u niego ze względu na dystans, bo miał do mnie 140 km, razem podjęliśmy decyzję, że chcemy razem zamieszkać. Było spokojnie zawsze jak przyjeżdżałam jego mama się cieszyła, że przyjeżdżam. Było spokojnie przez dwa miesiące potem jego matka zaczęła pić co najmniej raz w miesiącu po alkoholu robiła awantury, nie powiem bronił mnie, ale ona sobie nic z tego nie robiła nawet były rozmowy prośby czy kłótnia.Na co dzień wbijała szpilki, jakieś uwagi czy pretensje, cały czas mówiłam narzeczonemu, że ona jest o mnie zazdrosna, że traktuje go jak żona, ale mi nie wierzył. Dobrze się dogadywał z matką, ojca zawsze nie było a jak był to pił więc był wybawicielem matki. Po roku tych dram co miesiąc po wódzie miałam dość, oglądaliśmy mieszkanie, które nam się podobało, bo razem oglądaliśmy mówił, że nie chce tak już mieć w domu. Żadnej prywatności, bo miała pokój obok ani się pokłócić, ani porozmawiać nie mówiąc o zbliżeniach, pokój obok, bo na dole spala jego babcia. Po różnych sytuacjach dla mnie przykrych, po ostatniej awanturze w sierpniu gdzie po wypiciu była agresywna i spaliśmy w zamkniętym pokoju na klucz, powiedziałam, że to ostatni raz. Od pierwszej awantury prosiłam i wyprowadzenie się, ale narzeczony robił łazienkę potem pokój niby dla nas, ale za każdym razem mówiłam, żebyśmy nie kończyli tylko się wyprowadzili. On prosił o ostatnią szansę dla niej, bo może będzie lepiej i sama miałam taką nadzieję, ale się nie dało. Wszystko nie tak, nie mogłam mieć wolnego dnia, żebym coś dla mnie nie znalazła do pracy, posprzątać nie mogłam czy nastawić prania dla nas, bo pytania, czy ja leże jak mi się pierze. Ostatnia rozmowa była pod koniec października w 3 osoby wtedy usłyszałam, że nie jestem u siebie (pamiętałam o tym), mimo że pracowałam po 10h dziennie i jeszcze zapierdzielałam w domu czy ogrodzie. On nie raz mówił, że jak tak dalej będzie źle to się wyprowadzimy i też to oznajmił jej przy rozmowie, w trakcie zapytała, czy zaczynamy od nowa, odpowiedziałam, że możemy, dopóki się nie wyprowadzimy i wtedy powiedziała, że ja nie będę mieć powrotu, a on tak, że powinnam odpuścić i się przystosować...więc znalazłam mieszkanie i mimo próśb Jego się wyprowadziłam a on nic. Koniec końców sama się wyprowadziłam on mi pomógł po 2 miesiącach się do mnie przeprowadził niby było ok, ale byłam we wszystkim sama a po 3 miesiącach powiedział, że on wraca do swojego domu, bo jest dalej źle i że mogę z nim wrócić, w maju wrócił do domu rodzinnego mówiąc, że dużo pieniędzy tam włożył, że ja tego nie rozumiem i ma tam dużo pracy i nie chce jeździć bo jest na telefon..11km od domu. Przez pół roku namawiał mnie że chce, żebym i ja tam wróciła a ja nie chcę bronie się, no nie chce być wycieraczka i służącą, (awantury matki o to, że nie usługiwałam jego siostrze) ma dwie i każda mieszka daleko. Wolę zapracować wlasnymi rękami na Swoje nawet w kredycie. Bronie się rękami i nogami myślę, żeby się rozstać, bo jestem wykończona kłótniami o to, że on jest pewny w jej przemianę matki a ja nie, zapewnia mnie, że dałby sobie rękę uciąć, że nie wróci do picia. Przedstawiłam mu kompromisy, na które było od razu Nie ale sam nie chciał i nie znalazł rozmazania mówiąc, że go nie ma..nie wiem co mam zrobić. Poszliśmy na terapię gdzie terapeuta powiedział, że jest u niego parentyfikacja i nie ma miejsca tam na związek, więcej nie poszliśmy bo stwierdził że to nie pomogło. Zależy mi, ale nie chcę tak już. Od kiedy się wyprowadził rozlicza mnie, że pojechaliśmy do mojego domu i mu nie zatankowałam, że on chce 50/50, i wylicza mi wszystkie rzeczy, w których mogłam mu oddać koszty w których byliśmy razem. Mam miałam tam jechać to ręce się trzęsły, serce waliło i stres w kosmos, bo nie wiedziałam na co liczyć. Chcę spokojnego domu, w którym będę czuła się bezpiecznie razem we dwoje, swój ogród i wszystko, gdzie będę właśnie u siebie i będę mogła założyć rodzinę. Czy ze mną jest coś nie tak ? On mówi, że przesadzam, żebym jej odpuściła i dała jej szansę, bo się zmieniła, bo o mnie pyta. Ja widzę, że nie jestem jego priorytetem i nasz związek też nie, dla niego jego komfort ważniejszy od mojego zdrowia psychicznego.
Czy to normalne narzeczony ze mną nagle zerwał? Teraz chce być sam, najpierw mówił, że chce naprawić swój mózg, a teraz to już chce być sam, nie chce wsparcia. Jak ja stwierdziłam, że ja wiem, że nie chce mnie w to wciągać, to stwierdził, że to nie o to chodzi i że chce być sam serio i musze iść dalej. Powiedziałam, że to wiem, że przez depresje I to minie tylko musi zacząć się leczyć, powiedział, że to nie ma znaczenia, jak powiedziałam, że czemu tak uważasz powiedział, że sam z siebie. I na prawdę nie chce wsparcia. Czy jeżeli dam mu przestrzeń to może zmienić zdanie? I będzie chciał wsparcia i przestanie się izolować ode mnie. Nie wiem, dlaczego się ode mnie izoluje, ale od kolegów nie i spędza z nimi dużo czasu. Zaczął też więcej pracować. Zawsze był wrażliwym chłopakiem, teraz się zmienił, mojej mamie pisał, że chyba ma depresje albo coś w podobnie. Do mnie powiedział, że mnie nie kocha i nie tęskni, jak zapytałam, czy tylko mnie to powiedział, że wszystkiego. Ja mam wrażenie, że on się świetnie bawi, nie chce rozmawiać twierdzi, że nie ma potrzeby i że to tylko źle wpływa na jego głowę. Ale ma wahania nastroju raz jest miły, a raz agresywny w rozmowie i jak sie spotkamy tak samo.


