Czy wcześniejsze problemy z odżywianiem (zaburzenia odżywiania, anoreksja), może być powodem rozpadu związku.
Leon

Katarzyna Pigulska
Nikt jednoznacznie nie będzie w stanie odpowiedzieć Panu na pytanie, czy zaburzenia odżywiania mogły być powodem rozpadu związku. Zaburzenia odżywiania często mają podłoże w trudnościach w relacjach (nie wiem, czy tak jest u Pana byłej partnerki) i teoretycznie wspólne zamieszkanie mogło być za trudne dla niej zarówno z tego, jak i innych trudności (choćby po prostu nieumiejętności wejścia w bliższą relację). Będzie trudno znaleźć odpowiedź, ale to, co może Pan zrobić, to zaproponować partnerce wspólną terapię (jeśli zerwanie nie jest ostateczne) lub żeby sama podjęła się terapii indywidualnej w celu poradzenia sobie z tą trudną sytuacją rozpadu związku i jak deklaruje stresu, który przeżywa w związku z tym. Oczywiście decyzja będzie po jej stronie ale jeśli podejmie się takiej pomocy dla siebie, to jest szansa, że będzie można się w terapii również przyjrzeć tym wcześniejszym zaburzeniom odżywiania i ich ewentualnemu wpływowi na różne sfery życia. Pan również może zadbać o wsparcie dla siebie, choćby krótkoterminowe. Życzę powodzenia w rozmowach z byłą partnerką.
Z pozdrowieniami
Kasia Pigulska
Psycholog, Psychoterapeuta

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz
Dzień dobry,
widzę Pana troskę o byłą (?) partnerkę, a jednocześnie jestem przy tym, że musi Pan w tym wszystkim przeżywać wiele trudnych uczuć. Zastanawiam się, czy i jak Pan opiekuje się sobą, czy korzysta Pan ze wsparcia? Wygląda na to, że mógłby Pan pomóc sobie poukładać te wszystkie sprawy, zrozumieć co zasiało się w związku, lepiej rozumieć siebie i swoje potrzeby, gdyby skorzystał Pan z psychoterapii. Dobrym rozwiązaniem na początek byłaby np. psychoterapia krótkoterminowa skoncentrowana wokół rozstania/relacji z partnerką. Zachęcam do zgłoszenia się na konsultacje. Pozdrawiam Magdalena Bilinska Zakrzewicz

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Nie wiem, co ja mam myśleć, odczuwać jak funkcjonować, podejść do męża. Przejdę do sedna: 20 lat związku minęło, 15 po ślubie, przez ponad 17 lat mąż mnie poniżał, bił, szmacił, krytykował. Doszło do tego, że wyrzucił mnie z domu 2024r w marcu.
Ponad tydzień, całe szczęście znalazłam lokum u znajomej, pisał czuło na messenger, zaproponował, bym wróciła.
Powód, że zaczęłam coraz więcej i więcej nadużywać alkoholu, nie mogłam z tym wszystkim sobie poradzić.
Mąż oczywiście nic sobie z tego nie robił, uważał, że to jak mnie traktuje i wyrzucił z domu, nie jest powodem, by topić żale w alkoholu. Gdzieś tam miał rację- jest abstynentem.
Postanowiłam coś z tym zrobić, poszłam na odwyk, sam mówił, iż zmienię się, będzie lepiej, będzie chemia między nami, magiczny sex, pożądanie. Oczywiście było tak do 2025r styczeń, kiedy poinformował mnie, iż bolą go jego męskie narządy, nie może, choć pragnie uprawiać sex.
W nocy nawet nie chce mnie przytulić, kiedy upominam się, krzyczy, że do domu z pracy nie wróci, że mnie stać na lepszego niż on, że jest złym człowiekiem. Nie wiem, co przez to chciał powiedzieć mi???.
W 2024r, kiedy wyrzucił mnie z domu, nawiązał bardzo bliska relacje z koleżanką z pracy, nadal pracują razem.
Nie przyznał się, do można to ująć romansu. Dowiedziałam się od mojej znajomej, kiedy do mnie zadzwoniła i powiedziała, że mego męża widziała z inną kobietą w objęciach.
Byłam po prostu u kresu załamania psychicznego. Mąż zapiera się, że nie doszło do zdrady, kazałam zablokować mu tę kobietę na fb, jak numer telefonu. Zrobił to, chociaż dalej widzę jego w pracy, miło z nią rozmawia, nawet ze swoją kierowniczką, która potrafiła do mnie wybiec, krzycząc, iż mnie nie powinno interesować to, co mego męża łączyło z tamtą kobietą.
Myślałam, że zemdleje, męża to nawet nie ruszyło.
Stwierdził, iż są to plotki, że ja za dużo biorę sobie do głowy, choć nie dotarło, dlaczego takie rzeczy słyszę od obcych osób, iż mój mąż miał romans w pracy???..z mężem nie da się rozmawiać logicznie, tłumaczę mu nie raz, że siedzę z dziećmi w domu całe dnie sama, że tęsknie za nim, że chce bliskości, sexu, czułości..
On ok chce, potrafimy długo uprawiać miłość i to codziennie.
Lecz jego obiecanki cacanki, iż ja moja osoba jak on to mówi, podnieca go, moje ciało go jara, że zawsze ma na mnie ochotę...chociaż noce przytulenie mogę pomarzyć.
Zawsze co nie powiem, odbiera jako atak swej osoby, że ja się czepiam. Nie umie zrozumieć moich potrzeb, za każdym razem musi być tak, jak on chce. Potrafi mnie krytykować aż do takiego stopnia, że płacze i jego to nie rusza, jak kiedyś ocierał łzy. Zawsze mówił, iż lubi jak się uśmiecham, podchodził czuło, teraz muszę prosić się o mały gest z jego strony.
Potrafi powiedzieć, że odpycham go i podpowiadam co ma robić, kiedy np: zapytam, czemu nie chcesz mnie przytulić??
Czy ja źle robię powinnam odejść, odpuścić???
Czasami myślę, że mnie oszukuje, prowadzi podwójne życie, choć temu zaprzecza. Nie chce on żadnych terapii, zaraz mi mówi, że ja powinnam się leczyć. Nie wiem też co przez to mam myśleć, kiedy w pracy przebiera się do pracy, zaczyna za każdym razem słodzić jak tęskni, jak ma na mnie ochotę, wysyła mi swoje nagie zdjęcia, też chcę, abym wysyłała mu moje, uważa, że go to podnieca.
Nie mam nic przeciwko, lecz takie to dla mnie dziwne...w życiu zmienny jak chorągiewką, a na odległość kocha pełną piersią.
Mi oczywiście powie, że uczucia ma takie same do mnie jak na odległość tak samo, jak jestem obok.
Zaczął mieć męskie problemy, pobolewa go podczas sexu, mi mówił, że jeśli nie da rady na sex, inaczej będzie okazywał mi uczucia... Mimo to tego nie robi.
Za każdym razem chce, abym przyjeżdżała po niego do pracy- jeżdżę. Nie wiem, czy na pokaz, jaka ma żonę, jak niby ja kocha???? Nie mam pojęcia. Czuje, że jestem w sieci manipulacji, często biżuteria kwiaty piesek, o którym marzyłam pieniążki, na co chce. Dałam mu ultimatum, iż odejdę, jeśli nadal tak będzie, że się spakuje i tyle, on odzew, że nie wróci z pracy na noc do domu. Nie wiem, czy jest szczery w uczuciach, nie wiem, co myśleć, robić. Kocham go, chce zaufać, ufać, lecz on takim podejściem na to mi nie pozwala. Mówiłam mężowi nie raz, że oddala mnie od siebie.
Proszę nie raz, żeby miło spędził wieczór namiętnie ze mną to za każdym razem wymówki męża, że coś boli go zmęczony itp.
Z kobietą, z którą wdał się w 2024r w romans nie zważając na to, że jestem, słyszę i widzę, rozmawiał na wideo rozmowie aż do 4 nad ranem. Nie ruszało go, iż mnie to boli. Mimo wszystko uważam nadal, że albo z kierowniczką coś go łączy, albo nadal z tamtą kobietą Wydaje mi się, że mnie zdradził, a tyle się dla niego poświęciłam, aby było lepiej ....czy jego uczucia zapewnienia są szczere, czy tu jakaś gra wobec mnie???
Nie mam dokąd odejść i też nie chce, nie wiem, czy nie jestem przypadkiem kołem zapasowym.??? Błagam co ja mam robić, odejść.??? Wierzyć z miłość uczucia ???. Potrafi słodzić, ale wtedy kiedy mu się zachce. Nie okazuje miłości uczuć tak jak powinno być zawsze tylko od tak. Za wszystko obwinia mnie, potrafi powiedzieć, że jestem tylko ja, że jestem jego na zawsze i że nie odejdzie sam, bo nie chce i też nie pozwoli mi odejść. Staram się nadal jak mogę, makijaż ubiór mam zgrabną figurę, sam mówi mi, że moje ciało petarda. Zaczynam nawet mieć kompleksy, on jak w pracy jest pełen radości pośród kobiet, z którymi pracuje. Myślałam, że lepiej mu poza domem, niż ze mną tak to wygląda. Zawsze w przerwie zadzwoni. Potrafi nagle, od tak pisać, że dziś będę jego, że mnie zerżnie.
Dlaczego ja odbieram inaczej, że to wszytko jest zwykłym kłamstwem??? Przez to z dnia na dzień odsuwam się od męża, przestaje pomału kochać, chciałam złożyć o rozwód. Dużo osób twierdzi, że mną manipuluje, błagam odciąć się??? Jeśli.nawet to zrobię, on pała agresją słowną. Nie mam już sił... nie pomogą żadne terapie, rozmowy, psycholodzy, on uważa, że to ze mną coś nie tak z nim ok. Czy to toksyk ??
30 sierpnia tego roku zmarł mój 24-letni syn .
Syn zginął w wypadku w trakcie pracy. Nie umiem sobie poradzić z jego odejściem. Syn był jedynym moim dzieckiem, z którym łączyła mnie szczególna więź. Syn był moim przyjacielem. Był wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie odmawiał pomocy innym ludziom i dlatego, że był właśnie tak pomocny zmarł przez czyjeś zaniedbanie i niedopatrzenie.
Nie umiem żyć ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę syna , że nigdy go już nie usłyszę. Nie mogę o niczym innym myśleć, tylko cały czas o nim, dlaczego właśnie syn musiał odejść z tego świata. Co w życiu zrobiłam źle, że los aż tak bardzo mnie skrzywdził odbierając mi syna? Każdy unika tego tematu a ja się duszę w sobie i płaczę jak nikt nie widzi ,żeby nie słyszeć, że znowu płaczę .
Zmagam się z tym okropnym uczuciem, które pojawia się, gdy napady obżarstwa wymykają się spod kontroli.
Zauważyłem, że najczęściej dzieje się to wtedy, kiedy jestem zestresowany, zmęczony emocjonalnie, przytłoczony wszystkim, co dzieje się wokół mnie. I wtedy mam wrażenie, że jedzenie to jedyny sposób, żeby choć na chwilę poczuć się lepiej, uspokoić te wszystkie nerwy i napięcia. To takie dziwne, bo wiem, że to jest jakby mechanizm obronny, ale nie rozumiem, dlaczego akurat jedzenie stało się tym moim ratunkiem.
Może to coś związanego z niską samooceną? Może nie umiem radzić sobie z emocjami i sięgam po jedzenie, żeby wypełnić pustkę? Mam wrażenie, że w tych momentach moje dobre intencje związane z dietą po prostu się rozpadają.
Staram się być zdrowy, dbać o siebie, ale wtedy wszystko wymyka się spod kontroli, jakbym nie miał siły wyjść z tego błędnego koła. Zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby zacząć lepiej sobie radzić, wyjść z tego. Jak przestać sięgać po jedzenie, kiedy emocje zaczynają mnie przytłaczać? Naprawdę nie chcę, żeby to dalej rządziło moim życiem i zdrowiem. Będę wdzięczny za każdą pomoc, bo czuję, że teraz jest to dla mnie bardzo ważne.
Witam mam pytanie mianowicie zmagam się z problemami:
Niska samoocena,
Kompleksy
Wycofanie i izolacja
Robienie tylko tego, co się musi
Samotność
Do tego fantazje na temat samobójstwa, nasilające się od 1,5 miesiąca. Gdzie szukać pomocy psychiatra, psycholog, co zrobić?
Mam mętlik w głowie i obrzydzenie do życia. Mój brat jest niepełnosprawny umysłowo w stopniu głębokim. Ostatnio stał się bardziej nerwowy. Trzaska drzwiami, uderza w piec w nocy.
Jest głośny. W dzieciństwie zdarzyło się, że uderzył mnie lub siostrę. Często chodzi nago i się... zadowala. Na oczach wszystkich. Mama bagatelizuje ten problem, mówi, że z siostrą dramatyzujemy, przesadzamy. Że to nienawiść nas zaślepia. I może tak jest. Czuję się przeklęty. Nienawidzę życia, studiuje, więc mieszkam z rodzicami. Nie mam gdzie pójść. Próbowałem szukać pomocy u specjalistów, ale przepisywali mi tylko antydepresanty, leki przeciwlękowe. Nie stać mnie na terapię. Nienawidzę siebie. Nienawidzę mojego otoczenia. Nie mam motywacji do niczego, tkwię w depresji, która jest codziennością. Nawet nie wiem, czy to choroba, czy zwyczajny stan przytępienia. Nienawidzę moje brata, jestem złym człowiekiem. Przedawkowywałem tabletki o kilkaset mg, żeby zobaczyć, na jaką granice mogę się posunąć. Chcę pustki. Mam ogromne problemy społeczne. Czuję, że nie pasuję. Nie umiem rozmawiać z ludźmi, nie umiem i nie czuje potrzeby zawierać przyjaźni.
Żyję w stanie zawieszenia między rzeczywistością a snem urojonego umysłu, którym chyba jestem. Nie mam celu. I sensu. Będę musiał płacić alimenty na brata, gdy rodzice nie będą w stanie się nim zajmować. Jak byłem mały, myślałem, że mój brat jest opętany. Miałem paranoję przed duchami, zdarzyło mi się widzieć zjawy i słyszeć skrzypienie mebli w środku nocy.
Jestem brzydkim, ohydnym dziwakiem. Chodzę na studia, ale czuję się jakbym, nie należał. Stoję za małą. Wyglądam obrzydliwie. Powoli mam dość. Powoli już mnie wszystko przytłacza. Moja mama nie chce oddać go do ośrodka, a ja nawet jeśli się wyprowadzę, będę przygnębiony z powodu sytuacji mamy. Jest uwięziona z nim. Do śmierci. Proszę. Czy dramatyzuje? Już nie wiem, co jest prawdą, co kłamstwem.
Często łapię się na tym, że moje życie nie rozwija się tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam. Coraz częściej myślę o tym, co do tej pory osiągnęłam i czy to wystarcza, wydaje mi się, że nie.
Te myśli mnie przytłaczają. Zaczęłam unikać sytuacji, które kiedyś były dla mnie zwyczajne, bo boję się, jak zareagują inni.
Czy możliwe, że przeżywam coś w rodzaju kryzysu wieku średniego, który ma wpływ na mój lęk?
Zastanawiam się, co mogę zrobić, by sobie z tym poradzić. Bardzo mi zależy na tym, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem i znów cieszyć się codziennością.
Jak długo może trwać jakaś terapia, zanim zacznę widzieć pierwsze rezultaty?
Będę wdzięczna za wszelkie sugestie.
Nie wiem już, co mam robić. Mój syn przeżywa coś strasznego, bo jest nękany w internecie. To zaczęło się niby od głupich komentarzy, ale teraz… mam wrażenie, że to go przytłacza.
On się zamyka w sobie, unika rozmów, a ja nie wiem, jak do niego dotrzeć. Czuję się tak cholernie bezradna, bo widzę, że to go boli, a nie wiem, jak mu pomóc. Jak mam rozmawiać, żeby nie poczuł się jeszcze gorzej? Boję się, że jeśli nie zrobię czegoś teraz, to będzie tylko gorzej. Co mam zrobić? Jak go wesprzeć, żeby poczuł, że nie jest sam? Mam ochotę wyrzucić mu telefon, żeby to wszystko się skończyło, ale wiem, że to tak nie działa.
Jak chronić dziecko przed tym całym syfem, nie naruszając jego prywatności?
Błagam, pomóżcie, bo boję się, że coś przeoczę i naprawdę nie dam rady sama.
Czy są osoby takie jak ja, że nie nadają się do niczego? Do żadnej pracy, do macierzyństwa, do kontaktów z ludźmi? Przyjaciółka zerwała ze mną kontakt, bo nie mogę przyjść na jej ślub. Siostra rozmawia ze mną tylko sarkastycznie. Zwolnili mnie z pracy, bo nie umyłam podłogi na koniec zmiany. Nie pytam, jak odnaleźć sens, bo go nie ma. Ale może chociaż są osoby, które borykają się z tym samym?
Witam. Od pewnego czasu czuję, że lepiej byłoby wszystkim, gdybym zniknęła z ich życia, a zwłaszcza męża. Jesteśmy małżeństwem 23 lata. On był moim pierwszym chłopakiem i ostatnim. Mamy trzy córki, najmłodsza 15 lat i tylko ona jeszcze z nami mieszka, dwie starsze już na swoim. Od kilku miesięcy może dłużej mam wrażenie, że mu przeszkadzam. Jest dobrze (wg niego) jak się nie odzywam, robię swoje on swoje, wieczorem obejrzymy film i to tyle ze wspólnie spędzonych chwil. W łóżku coraz rzadziej dochodzi do zbliżeń. Niby mnie przytuli, ale to nie jest takie prawdziwe przytulenie, a raczej powalenie na mnie ręki i tyle. Gdy tylko odezwę sie, że coś mi nie pasuje, że mało rzeczy razem robimy, że nie czuje się ważna dla niego, to albo stwierdza że wymyślam, albo kończy się okresem milczenia i udawania ze wszystko jest w porządku przecież!? I ta cisza trwa, dopóki ja się nie odezwę pierwsza. Gdy już coś uda nam się ustalić, gdzieś razem wyjść to głównie z mojej inicjatywy. Jak on ma coś wymyślę to raczej nie doczekałabym się. Żadna terapia małżeńska nie wchodzi w grę, bo on nie widzi problemu i obcym ludziom nie będzie nic opowiadał. Ja wychowałam dzieci, mąż wciąż pracował, nigdy nie poczułam, że jest mi wdzięczny za cokolwiek, a sam oczekuje pochwał za wszystko. Jak dzieci były małe, to żyłam i jakoś to funkcjonowało, teraz jak dzieci dorosłe to sami ze sobą nie wiemy, jak żyć...