Left ArrowWstecz

Dobry wieczór. Mam pytanie, odnośnie mojego zachowania w różnych sytuacjach.

Dobry wieczór. Mam pytanie, odnośnie mojego zachowania w różnych sytuacjach. Nie wiem czy to jest normalne, czy raczej powinnam się udać do specjalisty. Parę miesięcy temu zmarła mi bardzo bliska osoba. Zawał serca , reanimacja 40 min , przyjazd zepsutej karetki. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Płaczę, co jakiś czas i boję się śmierci, boje się że będę się dusić , że nie będę mogła złapać oddechu. Mam 2 dzieci, o nich zawsze się bałam, jak tylko jakaś gorączka, zawsze boję się najgorszego. Jak, np. muszę poprosić o zmianę w grafiku albo o wolne, to mam ogromne wyrzuty sumienia, analizuję milion razy, że może inaczej mogłam zrobić. Boję się nowych rzeczy ... Boje się, że coś mi nie wyjdzie. Że ktoś mnie wyśmieje. Myślę z wyprzedzeniem, co powiedzieć. Przed okresem wszystko mnie wyprowadza z równowagi. Jakąś bzdurą, a ja krzyczę. Dodam, że choruję na niedoczynność tarczycy i Hashimoto. Czy z moim zachowaniem jest coś nie tak ? Czy to jest normalne ? Że po ciężkich ostatnio przeżyciach wszystko mnie stresuje?
Aneta Borzem

Aneta Borzem

Witam.

Wyobrażam sobie, że trudno jest funkcjonować na codzień z taką wewnętrzną mieszanką strachu, lęku i złości. To, co mnie porusza, to fakt, że z jednej strony boi się Pani oceny, a z drugiej chwilę wcześniej zadaje pytanie zapraszające do oceniania Pani. Ciężkie przeżycia mają do siebie to, że zostawiają po sobie ślad i zmienia się nasze funkcjonowanie. Na krócej bądź dłużej. Natomiast proponowałabym udać się na terapię, aby obejrzeć skąd takie emocje w Pani. Czy one są związane z tym, co się dzieje na bieżąco w Pani życiu czy mają swoje źródło w przeszłości. Ponieważ przede wszystkim odbijają się na nas trudne doświadczenia z kiedyś. Zalegając zalewają życie dorosłe. One dziś zbierają swoje żniwo, tak jak to, że kiedy dzieci dostają gorączki to Pani zakłada najgorsze. 
Pozdrawiam, Aneta Borzem 

w zeszłym roku
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, 

Wyglada na to, ze wiele trudności, które Pani przeżywa towarzyszy Pani juz od dłuższego czasu i uprzykrza życie. Wyznacznikiem tego, czy zgłaszać się po pomoc do specjalisty jest w tym przypadku obniżająca się jakoś życia na skutek przeżywanego lęku i innych nieprzyjemnych uczuć pojawiających się w nieadekwatnych sytuacjach. 
Dodatkowo bardzo trudne przeżycie w postaci śmierci bliskiej osoby może nasilać objawy, dlatego warto nie zwlekać tylko poszukać w swojej okolicy psychoterapeuty, do którego umówi się Pani na konsultacje. Pozdrawiam 

 

w zeszłym roku

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Odczuwam paniczny lęk przed sprawami związanymi z podejmowaniem decyzji.
Dzień dobry, moim problemem jest paniczny lęk przed załatwianiem jakichkolwiek spraw, np. urzędowych czy związanych ze szkołą dziecka, tych, które wiążą się z odpowiedzialnością i podejmowaniem decyzji. Gdy tylko czeka mnie taka sprawa, dostaję ataku lęku i paniki, że załatwię coś nie tak, że podejmę złą decyzję, a tym samym zaszkodzę sobie lub komuś innemu. Zastanawiam się, analizuję co będzie gdy...itd, od tych myśli zaczynam się źle czuć, zawroty głowy itd. Nie umiem juz nad tym panować, wstanie z łóżka w dniu, w którym muszę coś załatwić, to katorga....
Chcę sobie pomóc, bym mogła pomagać bliskim. Męczę się z niską samooceną, poczuciem bezwartościowości i przez to - zazdrością.
Witam, mam problem sama ze sobą. Czuję, że jestem beznadziejna, nic mi nie wychodzi w życiu. Ciągle na kogoś wybucham. Płaczę o byle co. Jestem bardzo zazdrosna o każdego ( chodzi o mojego partnera). Mój partner chodzi na terapię ( i jestem zazdrosna nawet o terapeutkę, głównie chodzi mi o to, że ona mu pomoże a ja nie mogę, że to ona mu doradzi, a ja nie mam pojęcia co zrobić. Dodam, że rok temu właśnie mój partner zdradził mnie emocjonalnie). Czuję, że łatwo mnie zastąpić. Chcę być ważna dla innych... i ich wspierać, ale nie wychodzi mi to. Jest dobrze przez chwilę, a potem wszystko niszczę. Kładę się z myślą, że jestem beznadziejna i budzę się również z nią. Często mam ataki płaczu, ale to do takiego stopnia, że mam mdłości. Jak mam sobie pomóc i innym? Bo dopóki nie zajmę się sobą nigdy nie będę wystarczająco dobra dla moich bliskich.
Choruję na Boreliozę i koinfekcję Bartonelle. Dwa lata temu odszedłem od rodziny, sam teraz nie wiem w sumie dlaczego
Dzień dobry. Choruję na Boreliozę i koinfekcję Bartonelle, yarsenie, chlamydie pneumonie. Dwa lata temu odszedłem od rodziny, sam teraz nie wiem w sumie dlaczego. Miewam lęki i myśli samobójcze, ogarniają mnie często myśli co się ze mną działo i dlaczego się tak zachowywałem, czy na moje zachowanie i decyzje, jakie podejmowałem mogła mieć wpływ choroba, o której nie wiedziałem. Odkąd wiem o chorobie wiele rzeczy jest dla mnie po prostu niezrozumiałe - że po 13 latach związku małżeńskiego zrobiłem rzeczy, które teraz wydają się dla mnie po prostu niewiarygodne, a jestem od prawie 2 lat w trakcie rozwodu i sam nie rozumiem, jak do tego doszło. Żona ograniczyła mi widzenia z dziećmi, a sama mówi, że się mnie boi. Nigdy nie byłem agresywny, zawsze byłem duszą towarzystwa, a od 2 lat zamknąłem się dla wszystkich, tylko nieliczne osoby dopuszczam do siebie, ale to też na moich warunkach, bo jak zaczynam się źle czuć i przychodzą jakieś myśli, to uciekam, by mnie nie widzieli. W rozsypce nie radzę sobie z tym wszystkim. Proszę o jakąś poradę, co zrobić.
Jak radzić sobie z OCD: Wyzwania leczenia SSRI i psychoterapii
Dzień dobry, od około 2 tygodni przyjmuję leki z grupy SSRI na OCD, choruję na nie od wielu lat ale dopiero przez ostatnie około 2 lata przyjęło największe nasilenie. Uczęszczam też na psychoterapię. Problem jest taki, że nie wierzę w to, że mogę całkowicie wyzdrowieć. Po tym jak zaczęłam przyjmować leki czuję mniejsze napięcie i przede wszystkim zmniejszyła się u mnie psychosomatyka, ale nadal nie jest tak jak powinno być. Zdarzają się sytuacje gdy nadal bardzo paraliżuje mnie lęk, wszyscy oczekują, że teraz przez to, że biorę leki to będę żyć normalnie. Tylko co dla nich znaczy normalnie? Chodzę do szkoły, wychodzę czasami z rodziną w weekend. Nie spotykam się ze znajomymi, bo czuję się dla nich ciężarem. Obecnie mam przerwę świąteczną i wpadłam w jakiś dołek, jak chodzę do szkoły to czuję się średnio ale w domu jak widać też, z dnia na dzień coraz bardziej smutna. Rodzina ciągle mówi, że nie działa psychoterapia, na którą chodzę jakieś 2 razy w miesiącu, ciągłe komentarze, że nie ma niby poprawy mnie dobijają i wtedy przez 2 tygodnie tam nie chodzę. Miałam kiedyś terapię z inną osobą, tam chodziłam co tydzień ale kompletnie mi to nie pomogło, a potem wręcz szkodziło, ale mam wrażenie, że moim rodzicom bardziej się podobała ta poprzednia terapia, bo cytuję: "Mówiła im o czym rozmawiamy i były efekty" , lecz ten efekt trwał może dwa tygodnie. Obecnie efekty są lepsze dla mnie przede wszystkim mentalnie, przykro mi gdy rodzina jest tak niewierząca w efekty obecnej psychoterapii, bo idzie ona wolniej. Nikt nie pamięta jak chociażby na początku zeszłego roku bałam się wręcz wyjść z łóżka a teraz robię prawie wszystko, czego ode mnie wymagają ludzie wokół. Obawiam się tego, że leki całkowicie nie zadziałają, mam wrażenie, że czasami okłamuję sama siebie i terapeutę jak jest dobrze. Zawsze jak idę na sesję to faktycznie jest w miarę w porządku, lecz dosłownie dzień po zawsze coś się dzieje, nie wiem nawet jak to działa, że tak się dzieje... Bardzo chcę już żyć bez lęku w irracjonalnych sytuacjach, sam schemat myślenia przy OCD aż tak mi nie przeszkadza, wcześniej miałam sporo jego elementów ale nie odczuwałam lęku i żyło mi się doskonale. Nie wiem już co robić, nie chcę trafić do szpitala, ale pewnie tak będzie jak leki nie będą działać jeszcze lepiej, bardzo się boję dłużej nie żyć według tego "normalnego życia", którego wymagają ode mnie inni, bo pewnie sami mnie tam zamkną na żądanie...
Od niedawna czuję cały czas stres. Objawia się to głównie ściskiem w brzuchu i bólem głowy. Zdarzają mi się też nie wielkie ataki paniki, w których mocno bije mi serce, ciężej oddycham i robi mi sę gorąco. Nie są one jednak mocno uciążliwe, bardziej dokucza mi ciągle uczucie poddenerowania. Jak mogę z tym walczyć? Powinnam udać się do psychiatry czy raczaej do terapeuty?
Zdarzyło mi się w życiu, jak to dla 25 latka, wypić czasem za dużo alkoholu.
Witam serdecznie. Pisze, bo jest mi stosunkowo ciężko w tym okresie . Zdarzyło mi się w życiu jak to dla 25 latka wypić czasem za dużo alkoholu. Problem w tym, że po ostatniej imprezie, jaka miała 2 miesiące i 10 dni .Tak odliczam każdy dzień. Nie mogę przestać o tym myśleć. Urwał mi się potężnie film od godziny 1 gdzie odprowadzili mnie znajomi pod bramę, do której wszedłem, ale do domu nie dotarłem. O godz 4 jak narzeczona wystraszona zadzwoniła, gdzie ja jestem i nagle znalazłem się pod bramą. Jestem w takiej panice, że coś zrobiłem komuś, bądź jakimś ludziom. Nawymyślałem sobie, że pożyczyłem jakieś pieniądze. Bo mi brakowało w portfelu. A nie pamiętam, żebym poszedł gdzieś coś kupić po pijaku. Że coś złego zrobiłem, że po pijaku coś podpisałem u kogoś może ktoś mnie do czegoś zmusił, bądź poznałem jakąś kobietę, a o tym nie wiem. Nawymyślałem sobie, że może zdradziłem narzeczoną, która jest dla mnie całym światem. Gdzie wszyscy bliscy mówią mi, że po takim czasie na pewno bym się dowiedział. Strach i lek i wymyślanie rzeczy w mojej głowie jest tak chorobliwy, że w życiu codziennym niszczy mi to 99% chwili. Nie mogę przestać myśleć nawet na moment. Boję się wychodzić z domu. Ludzie, których znam z widzenia jak się na mnie popatrzą to myślę, że oni coś wiedzą a ja nie . Ostatnio przechodziłem obok jakieś kobiety młodej, która popatrzyła się na mnie z matką i wymyśliłem sobie, że coś zrobiłem że coś do matki mówiła o mnie. I że poniosę konsekwencje. Tak samo miałem ostatnio na ulicy idą dwie dziewczyny, jedna się zapytała może ma pan i temat się zakończył, bo druga powiedziała jego się nie pytaj ... I już panika i lęk, że coś wiedzą. Koledzy mi mówili, że ostatnio chodziły dwie młode dziewczyny, które się pytały o papierosa, ale czy to te nw .i znów do samo . Ahhh . Bardzo mnie to zrzera od sierodka. Moja narzeczona, jak i moi bliscy mają mnie doś . Mam dość siebie. Ból i strach jaki mnie napędza jest tak silny kurcze, że nie mogę normalnie egzystować w społeczeństwie i w pracy brak jakiegokolwiek skupienia. Nie wróciłem poobijany lekko brudny ... 🙁🙁. Ale strach niszczy mi tak samego sb i moja samoocena . Prosiłbym o jakiekolwiek wskazówki. Jak na to zaradzić. Bo już nie wytrzymuje psychicznie. Każdy ze znajomych mi mówił, że jak mnie odprowadzali, nikogo nie było na mieście i byłem spokojny i nic nie robiłem głupiego. Ale boje się, że coś odwaliłem i poniosę konsekwencje. Z którymi sobie nie poradzę, a już dużo czasu minęło. Nawet byłem skłonny kolegę z policji poprosić, żeby sprawdził w systemie czy nikt mnie nie zgłaszał. Prosiłbym o pomoc.
Jak radzić sobie z ZO-K? Leczenie SSRI i psychoterapia eriksonowska po kilkuletnich zmaganiach
Jak radzić sobie z Zaburzeniem Obsesyjno-Kompulsyjnym (ZO-K) ? (biorę pewien lek z grupy SSRI oraz chodzę od niedawna na psychoterapię eriksonowską - byłem na 2 sesjach) dodam, że ZO-K mam już od kilku lat (około 4,5 lub 6). Pozdrawiam
Witam, sama nie wiem, do kogo powinnam zwrócić się o pomoc. Ciężko jest mi również wyrazić w sposób precyzyjny mój stan, który bywa zmienny z dnia na dzień.
Witam, sama nie wiem, do kogo powinnam zwrócić się o pomoc. Ciężko jest mi również wyrazić w sposób precyzyjny mój stan, który bywa zmienny z dnia na dzień. Odkąd pamiętam, jestem osobą niezwykle ambitną. Zawsze zależało mi na nauce, ale także często angażowałam się w wiele innych aktywności poza szkołą, takie jak śpiewania, nauka języków obcych, sport, podróże. Mój własny rozwój i aktywne działanie od zawsze sprawiało mi dużą satysfakcję, mimo że środowisko, w którym się otaczałam, nie dostarczało mi w tym odpowiedniego wsparcia. Nie mieliśmy tych samych priorytetów w życiu, ani podobnych pasji, nad czym bardzo ubolewałam, bo często ukrywałam moje problemy, pomysły, marzenia, sukcesy. Nie chciałam się z nikim dzielić tym wszystkim. Miałam wrażenie, że to nieskromne, że tak nie wypada, a poza tym oni mają inne zainteresowania i pasję, więc nie do końca się zrozumiemy. Z czasem niektóre relacje same się zakończyły, niektóre nadal utrzymywałam, ale nie czułam, że się w nich rozwijam, że mogę dzielić z kimś wspólne pasje, czy aktywnie spędzać czas. Za każdym razem, gdy chciałam zrobić coś ciekawego np. wyjechać w góry na weekend, wyjść na miasto, koncert usłyszałam słowa "super pomysł, jedziemy", po czym, gdy przychodziło co do czego, pojawiało się mnóstwo wymówek. W ostatnim czasie sporo w moim życiu się wydarzyło, szczególnie w trakcie pandemii. Byłam w klasie maturalnej, gdzie zajęcia były prowadzone zdalnie. Od gimnazjum i później przez okres liceum pasjonowały mnie języki obce, marzyłam o wymianie językowej (jednak moja szkoła nie oferowała takiej możliwości), pomyślałam więc o studiach za granicą, to było moje marzenie. W klasie maturalnej zaczęłam wszystko planować, dowiedziałam się wszystkich możliwych informacji na ten temat, rozmawiałam z mnóstwem osób. Byłam przekonana, że jest to do zrealizowania, ale brakowało mi tego wsparcia od ludzi obok, którzy nie potrafili mnie zrozumieć. Po maturze, która niestety nie poszła mi tak, jak chciałam, od razu poszłam do pracy na czas wakacji. Stwierdziłam, że wezmę sobie rok przerwy między studiami, aby móc lepiej się przygotować formalnie i zgromadzić oszczędności, które pomógłby mi w dalszej realizacji planu. W tamtym czasie straciłam kontakt z większością moich znajomych. Zostałam z tym wszystkim sama. Moi rodzice starali się wesprzeć mnie w moich planach, jednak czułam, że nie wierzą w ich realizacje. Sądzili, że to bardzo wymagający pomysł. Nie chciałam już obarczać innych moimi wymysłami, zaczęłam sama przygotowywać się do egzaminu językowego niezbędnego na studia, szukać lokum i tak dalej. Miałam wtedy jeszcze kontakt z jedną koleżanką ze szkoły średniej, mówiłam jej o moich planach, ale nie czułam, że do końca się rozumiemy. Zmieniłam pracę, gdzie środowisko było zupełnie różne, ludzi dużo ode mnie starszych, ustatkowanych, mających własne rodziny, stałą pracę i tak dalej. W tym miejscu trudno mi było znaleźć kogoś, z kim mogłabym nawiązać wspólny język. Mimo to, poza pracą próbowałam jeszcze szukać wsparcia w internecie i też nadal kontynuowałam przygotowania do egzaminu. Z czasem jednak straciłam wiarę, że mi się uda. Patrzyłam tylko, jak inni układają sobie życie na studiach, jak nawiązują nowe znajomości i jak ciekawie spędzają czas. Było mi przykro, byłam zła na siebie, że postawiłam tak wysoko, że wpadłam na pomysł nie do zrealizowania. Nie miałam się do kogo zwrócić, nie czułam, że ktokolwiek mnie rozumie, nie wiedziałam już co robić. Rodzina zbuntowała się przeciwko mnie, że popełniłam duży błąd, nie idąc na studia po liceum. Z biegiem czasu wybiłam sobie z głowy pomysł związany ze studiami za granicą. Przekonałam się, że jednak to chyba nie dla mnie, nie jestem w stanie zarobić tyle pieniędzy, mieszkać tak daleko od domu. Pomyślałam, że przecież uczelnie w Polsce oferują dużo ciekawych możliwości związanych z wymianami studenckimi typu Erasmus+. W czasie przerwy przemyślałam wszystko, zastanowiłam się poważnie nad tym, czego tak naprawdę chciałabym się uczyć, co w zasadzie najbardziej mnie interesuje. Wcześniej myślałam o psychologii po angielsku (właśnie za granicą). Jednak stwierdziłam, że przecież mogę studiować w Polsce i wyjechać na wymianę. Wzięłam się więc do działania i zaczęłam przygotowywać się ponownie do matury. W czasie mojego gap year z racji tego, że pracowałam, bardzo chciałam zacząć podróżować (w tani sposób). Pomyślałam, że później nie będę miała już tak wiele czasu. Jednak nie mogłam liczyć na moich znajomych. Informowałam ich zawsze dużo wcześniej, żeby mogli mieć możliwość zgromadzenia oszczędności. Uznawali zazwyczaj pomysł za świetny, jednak, gdy już przychodziło co do czego, to chętnych brakowało. Strasznie mnie to drażniło, że nie miałam z kim wykorzystać tego wolnego czasu w ciekawy sposób. Udało mi się poprawić maturę w maju, miałam jeszcze sporo wolnego czasu, więc stwierdziłam, że sama zacznę podróżować. Początkowo bardzo się bałam i stresowałam, ale pokonałam swój lęk, ostatecznie udało mi się odwiedzić trzy kraje. Może i niewiele, ale cieszę się, że przestałam czekać na innych i zaczęłam działać samodzielnie. W wakacje otrzymałam wyniki z uczelni, bardzo chciałam dostać się na studia dzienne (podobała mi się wizja mieszkania w akademiku i ogólnie życia studenckiego), ale dostałam się tylko na zaoczne. Tak też zrobiłam, stwierdziłam, że spróbuję. W końcu psychologia jest czymś, z czym chcę wiązać przyszłość, a poza tym będę mogła zdobywać doświadczenie w pracy. Od października łączyłam pracę ze studiami, byłam bardzo zafascynowana i z przyjemnością przykładałam się do nauki. Pod koniec roku straciłam pracę i przez dwa miesiące siedziałam w domu. Miałam wtedy sporo czasu na przygotowywania się do zaliczeń i egzaminów, jednocześnie też próbowałam znaleźć nową pracę, gdyż czułam, że moim rodzicom może to trochę przeszkadzać. Zresztą często pytali mnie, czy udało mi się już coś znaleźć itp. Nikt jednak się nie odzywał. Zastanawiałam się, czy nie znaleźć sobie może pracy związanej już z moim zawodem lub może podjąć jakiś staż. Sama już nie wiem, co mam robić, czego ja właściwie chcę. Boję się, że przez to nie będę już miała czasu na inne aktywności poza studiami. Chciałabym też jak najlepiej wykorzystać ten czas na studiach, poznać nowych ludzi, mieć czas na wyjścia itp. Z drugiej strony boję się, że faktycznie, jeśli nie zacznę działać w tym kierunku, to faktycznie będę żałować, że nie zaczęłam już zdobywać doświadczenia. Wszystkie osoby, które poznałam na studiach, studiowały wcześniej dziennie i miały też okazje skorzystania jeszcze z "życia studenckiego" i dobrze wspominają ten okres. Ja czuje się źle, że nie miałam szansy spróbować. Z jednak strony chciałabym studiować dziennie, chciałabym tego doświadczyć, ale teraz to nie wiem, czy uda mi się zmienić tryb i czy w ogóle mam szansę, czy to ma sens. Z drugiej strony fajnie jest zdobywać doświadczenie, pracować i mieć czas na inne rzeczy. Jeśli chodzi o relację, staram się być jak najbardziej otwarta na nowe znajomości. Nadal jestem bardzo ambitna i chciałabym realizować mnóstwo moich pomysłów, poznałam już kilka osób, jednak nie trafiłam jeszcze na osobę podobną do mnie. Cały czas czekam, że pojawi się ktoś, komu będę mogła się zwierzyć, kto zawsze będzie obok, z kim będę mogła wyjść na miasto, kto będzie chciał podróżować tak jak ja i przede wszystkim mnie zrozumie. Chciałabym podjąć terapię, czy konsultację psychologiczną, z kimś, kto pomógłby mi przepracować i przeanalizować wszystkie wydarzenia, które prawdopodobnie wpłynęły na mój stan, ale także to jak wygląda moje życie. Czuję, że posiadam mnóstwo schematów i przekonań, które blokują mnie przed osiągnięciem poczucia satysfakcji w życiu i budowaniu wartościowych relacji. Moja historia jest dosyć długa (i tak wiele wątków pominęłam) i z pewnością trudno jest wyczytać z niej, jaką naprawdę jestem osobą. Chciałabym jednak, aby ktoś zechciał wesprzeć mnie w tym, co przeżywam i pomógł odnaleźć mi właściwy kierunek w życiu.
Zmagam się z zaburzeniami odżywiania, toksycznym związkiem, wahaniami nastroju i stresem - boję się jednak, że przed psychologiem się nie otworzę.
Cześć, chciałabym zaznaczyć na początku, że nigdy nie byłam ze swoimi problemami u specjalisty, ponieważ nie umiem rozmawiać o swoich problemach i boję się, że gdy do niego pójdę to nie powiem o tym wszystkim, co dziś tu napiszę. Posiadam ich sporo. Przede wszystkim stres i nadmierne myślenie. Nie umiem nie myśleć o stresujących mnie sytuacjach, przez co jest to dla mnie bardzo męczące i wyczerpujące. Od najmłodszych lat zmagam się również z zaburzeniami odżywiania, które bardzo utrudniają mi funkcjonowanie, a także normalne postrzeganie swojego ciała. Pomimo komplementów, w mojej głowie ciągle siedzą głupie myśli na temat mojego wyglądu oraz wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, które są okropne. Posiadam również ogromne wahania nastroju, mogę być szczęśliwa, a za chwilę kompletnie stracić humor. Nie mam także ochoty na żadne czułości. Chłopak również jest dla mnie swego rodzaju przytłoczeniem, choć chciałabym, żeby tak nie było. Zabranianie wyjść, a bardziej szantażowanie „zerwaniem”, psucie każdego wyjazdu, ponieważ odbywa się bez niego, chorobliwa zazdrość czy ogromne wybuchy gniewu w trakcie kłótni to tylko pare rzeczy, które dzieją się w związku. Przez wszystkie kłótnie pojawiły się również u mnie bardzo złe myśli, mianowicie, że życie tak naprawdę jest bez sensu, czym ja sobie na nie zasłużyłam, co ja takiego zrobiłam źle, że życie mnie tak karze i że lepiej gdyby na nim mnie wcale nie było, bo po co się męczyć. Zaczęłam jeszcze bardziej izolować się również od bliskich, najchętniej po powrocie do domu siedziałabym w pokoju sama ze sobą. Czy ktoś ma jakiekolwiek rady na takie zachowania u mnie, bo nie powiem wszystko to na raz jest okropnie męczące..
Przebodźcowuję się, wpadam w panikę i fiksację lękową. Od czego to zależy?
Dzień dobry, ostatnio zauważyłem, że się łatwiej przebodźcowuję (galerie handlowe, wykłady - dźwięki, ilość osób, hałas), łatwiej wpadam w mocną panikę, jak dzieją się nawet małe (ale w miarę ważne dla mnie) rzeczy i do tego nagle zafiksowałem się na pieprzyku, który okazało się, że miałem od zawsze a ciągle się zastanawiałem, skąd on jest, czy powinienem iść do lekarza, jak się go pozbyć i że mi ogólnie przeszkadza. Od tygodnia wróciłem na studia i zastanawiam się czy to może być od jakiegoś podświadomego stresu, presji społecznej?? Czy może to może wskazywać na podwyższy stan lęku??
Jak wspierać córkę, która jest perfekcjonistką, samotnikiem i przeżywa problemy emocjonalne?
Dzien dobry, Mam pytanie odnosnie mojej 20letniej corki. Od kiedy pamietam byla perfekcjonistka, raczej typem samotnika, nie umiala funkcjonowac z dziecmi, wolala ksiazki, jest i byla placzliwa, bardzo wobec siebie surowa. Byla i jest wzorową uczennicą. Studiuje dwa kierunki scisle (jej wybor). Teraz jest na wymianie zagranicznej. Jest jedynaczka. Nigdy z mezem jej do niczego nie zmuszalismy, mamy z nia bardzo dobry kontakt, wszystko nam mowi…Zawsze ja we wszystkim wspieramy. Martwi nas, ze stala sie bardzo placzliwa, depresyjna, ogranicza keontakty z ludzmi do minimum. Kazda najmniejsza trudnosc urasta do rangi problemu konca swiata:( Wczoraj oznajmila ze na 4roku chce mieszkac w studio, bo jak ma zly dzien to nie chce wychodzic do wspolnej kuchni:( Zajada stres snakami. Ma grupe specyficznych znajomych (transgenicznych, homoseksualnych), sama okreslila sie jako bi (my to akceptujemy!) Staramy sie ja wspierac, tlumaczyc (rozmowa jej pomaga, zrzuca to z siebie). Czemu ona tak ma, czy popelnilismy jakis blad? Jak mozemy jej pomoc, na co zwrócić uwagę? Czy jej zachowanie jest oznaka jakiegos zaburzenia? Dziekuje za wszelka pomoc.
Czuję lęk i niepokój, gdy mam coś zrobić na widoku innych osób.
Od dłuższego czasu, nawet kilku lat, zmagam się z problemem, który bardzo mnie męczy. Otóż mam pewną blokadę w sobie, gdy mam coś zrobić, gdy wiem, że będą widzieć mnie inni ludzie, czuje się wtedy obserwowana i źle oceniana. Tworzą się w głowie dziwne myśli, a ja jestem skrępowana, czuję lęk. Np. mam nawet niepokój i zawstydzenie, gdy mam wyjść na balkon powiesić pranie, mieszkam w bloku- naprzeciwko dość blisko jest kamienica, mieszkają tam dość dziwni ludzie. Czuję, że robią na złość- gdy ja zaczynam wieszać pranie, oni siadają przy oknie w 4 i wszyscy wpatrują się we mnie, bardzo mnie to stresuje. Mieszkam centralnie na przeciwko nich. Nie raz słyszałam jak wyszli przed dom wyśmiewali ,obgadywali. Ja bardzo biorę wszystko do siebie, taką mam osobowość. Nie umiem przestać się przejmować czy wcześniej rozmyślać, że znowu będą gadać, wyśmiewać, że nie umiem nawet dobrze wyprać. Ale tak się wtedy czuję. Tak samo, gdy idę wynieść śmieci czy myjąc okna mam uczucie obserwowania ludzi z bloków obok, że właśnie wtedy mówią o mnie źle, nie mogę się skupić na tej czynności, wręcz się boje. Może brzmi to śmiesznie dziwnie, ale jest to silniejsze ode mnie, z dnia na dzień próbuję, ale nie mogę poradzić sobie z tym stresem i tego olać. O czym może to świadczyć? jak sobie z tym poradzić ?
Czuję nieprzerwany i nieuzasadniony lęk, wszystko mnie stresuje, również sytuacje, których doświadczają moi bliscy (nie ja). Unikam spotkań z ludźmi, bo bardzo często słyszę coś, czego nie chciałabym usłyszeć, a w efekcie szybko popadam w skrajne emocje, tj. smutek (płacz) lub złość. Boję się o zdrowie bliskich, choć wszystko jest w porządku. Martwią mnie nierozwiązane sprawy, na które nie mam wpływu. W wielu sprawach czuję wyczerpującą bezsilność. Mało co mnie cieszy i totalnie nic mi się już nie chce. Jak tylko mogę kładę się spać. O moim samopoczuciu wie tylko mąż, innym nie chcę mówić, żeby ich nie martwić. Nic nie zauważają, staram się uśmiechać i zabawiać innych. Fizycznie bardzo często odczuwam "gulę w gardle" i przyspieszone bicie serca. Potrafię nagle zacząć płakać bez konkretnego powodu. Moje pytanie brzmi, czy to mogą być objawy depresji lub zaburzeń lękowych? Nie mam zapału, żeby iść do lekarza.
Samotność, brak miłości i lęki w młodym wieku - jak sobie radzić?

Miałem zadać pytanie, lecz podczas pisania uświadomiłem sobie, że lepiej się poczuje, gdy słowa opiszą i być może otworzą mi oczy, jak głęboko na dnie się obecnie znajduję. 

Mam 24 lata nigdy nie miałem dziewczyny. Najpiękniejsze uczucie, jakim jest miłość i coś, co leży w naturze ludzkiej, jest mi zupełnie obce (pisząc ten fragment, poleciały mi natychmiastowo łzy). Ponad to, od 10 lat nie mam choćby jednego znajomego, z którym mógłbym popisać o wypadach na miasto, nawet nie myślę, są to zbyt odległe marzenia. Nie mam również rodziny. 

Ojciec zmarł, gdy miałem dwa latka, od tamtego momentu mama kompletnie nie dawała sobie rady pod żadnym aspektem wychowywania dziecka, nigdy nie przekazywała mi żadnych wartości, nigdy niczego mnie nie nauczyła, a nawet nie obdarowała mnie matczyną miłością (uświadomiłem to sobie, dopiero gdy się od niej wyprowadziłem). 

Miała partnera, który ją bił, miałem wtedy 6-12 lat nie mogłem nic zrobić, tylko płakać i patrzeć się na to z nadzieją, że przestanie. Przez 6 lat życia z nim, jako dziecko, nie wychodziłem z pokoju do kuchni czy łazienki, gdy pierw nie upewniłem się, że nie będę musiał go mijać w przedpokoju. 

W wieku 21 lat chciałem zacząć nowe życie, więc sam wyprowadziłem się do Belgii, mam dobrze płatną i stabilną pracę, lecz przez to, że wychowałem się bez ojca, kompletnie nie radzę sobie z rzeczywistością i realiami, które wiążą się z samodzielnym życiem. Mam lęki przed wyjściem do sklepu, nawet gdy coś pilnie potrzebuję, to często strach daje za wygraną. 

W tym momencie uświadomiłem sobie, że to, co teraz robię, nie ma żadnego sensu i nie zmieni to mojego życia.

Dodam jeszcze tylko, że gdy mój stan jest wyjątkowo krytyczny, uspokaja mnie wtedy myśl o samobójstwie, że wtedy przecież już zupełnie nic nie będzie miało znaczenia. 

Znam odpowiedź specjalisty, który podejmie się mojej sprawy -zmień dotychczasowe nawyki, z dnia na dzień stawaj się lepszy o 1%. Bardzo bym chciał, żeby to było takie proste, ale wiem, że już jest na mnie za późno

Mój partner uczęszcza na terapię, ponieważ ma nerwicę lękową i ataki paniki
Witam, mam pytanie. Mój partner uczęszcza na terapię, ponieważ ma nerwicę lękową i ataki paniki. To była jego druga sesja. Na 1 sesje poszłam z nim, ponieważ miałam kilka pytań do pani psycholog. Głównie 'jak mogę mu pomóc przy atakach, co robić itp." Pani psycholog odpowiedziała... Że na którąś z najbliższych sesji mam przyjść z nim to pokaże kilka ćwiczeń (dodam, że jak zadawałam jej te pytania, byłam w pokoju z nią samą bez partnera). Gdy udał się na 2 sesje, poprosiłam, aby zapytał, na którą mniej więcej sesje miałabym się pojawić. Natomiast pani terapeutka odpowiedziała, że ona nic takiego mi nie mówiła i zrobiła dziwną minę. Czy tylko ja to jakoś wyolbrzymiam? Poczułam się zmieszana, jak partner wrócił i mi o tym opowiedział. Nie wiem, co mam robić. Czuję dziwny niepokój względem tej pani psycholog, ponieważ go okłamała i mnie postawiła w złym świetle.
Jak radzić sobie z nerwicą lękową?
Jak radzić sobie z nerwicą lękową?
Co zrobić by skutecznie wyleczyć agorafobię i derealizację z depersonalizacją?
Dzień dobry, co zrobić by skutecznie wyleczyć agorafobię i derealizację z depersonalizacją? Oprócz tego mam OCD. Od prawie roku się zmagam z tymi pierwszymi 2 zaburzeniami i nie umiem do końca ich opanować. Chodzę na terapię, widzę poprawę, lecz nie jest to nadal stan, gdzie funkcjonuje bez problemu. Mimo że pomocną terapię rozpoczęłam dopiero 2 miesiące temu to od samego początku ćwiczę wychodzenie z domu, od początku tego roku już tym bardziej. Jestem zmęczona tym, że nie mogę się od tego uwolnić, mimo tylu miesięcy. Czy w przypadku, gdy codziennie praktycznie dotyka mnie odrealnienie jest podstawa do udania się też do psychiatry? Potrafię iść do szkoły, do sklepu czy ewentualnie na spacer i się tak czuć dopóki nie wejdę do jakiegoś pomieszczenia, chociaż czasami dopiero w domu dobrze się czuję. Tak samo często jak patrzę na swoje zdjęcia to poznaje, że to ja, ale nieswojo mi się patrzy na siebie, w lustrze czasem też. Bardzo bym chciała już normalnie żyć, chociaż trochę obawiam się ewentualnej wizyty u psychiatry, wystarczy, że często wstyd mi z tym, że chodzę na terapię. Prawie nikt tego nie wie, ale i tak. Nie uważam, że inni powinni się tego wstydzić, ale za to gdy myślę o tym, że to ja tam chodzę to myślę jedynie, że nie umiem sobie sama poradzić z problemem, który przez wielu z mojego otoczenia nie jest nadal brany na poważnie. Czasami ktoś z tego zażartuje, czasami powie, żebym po prostu przestała się bać czy zostawia mnie podczas wyjścia na dwór gdy obiecał, że będzie iść ze mną (to ostatnie zdarza się tylko w szkole ze znajomymi). Zaczynają się wakacje, których bardzo się obawiam, ze względu na wyjazd za granicę (podczas wyjazdów zawsze łapie mnie mocna derealizacja) czy wybicie się z rutyny. Poza tym nie wiem nawet jak zmotywuje się by wchodzić z domu, nie chcę chodzić ze znajomymi, bo mam wrażenie, że od czasu moich lęków tylko im przeszkadzam. Zawsze jak wychodzimy na dwór muszą patrzeć czy ja przypadkiem nie panikuję, a jak już nie wyjdę, bo zbyt się boję to doskonale się bawią, tak samo każda wycieczka szkolna była „niezapomniana i najlepsza” i mimo że zapewniali mi, że ze mną byłoby jeszcze lepiej to ja już zdążyłam przypisać sobie to, że nie będę im psuć wycieczek i na nie jeździć. Czuję się bezradna, wiem co robić z lękiem czy odrealnieniem, więc czemu to działa tylko w wybranych momentach? Czy w tej sytuacji te leki jednak nie są złym pomysłem? Chcę wreszcie odzyskać spokój, ludzi wokół i przede wszystkim całą siebie.
Ataki paniki, poczucie odrealnienia. Męczące myśli pełne lęku. Co robić, bym znów normalnie funkcjonowała?
Witam, przychodzę z dosyć męczącym problemem. Od początku października mam znaczne osłabienie, mimo dobrego stanu zdrowia. Wszystko zaczęło się od tego, że praktycznie zemdlałam 1 października i wtedy pojawił się u mnie ogromny lęk. Unikałam wychodzenia z domu, bo bałam się, że wtedy zemdleje. Po jakimś czasie nieco się poprawiło, ale potem znowu wróciło, gdy byłam przeziębiona. Miałam wtedy pierwszy "atak" myśli o tym, że to wszystko jest snem i nie jest prawdziwe, strasznie się wtedy trzęsłam i biło mi serce, więc zakładam, że mógł to być atak paniki. Tydzień po tym wydarzeniu wróciłam w miarę normalnie do codzienności i było okej. Lecz w nocy z 30 na 31 miałam sen z moją zmarłą babcią i potem samoistnie pojawiły mi się myśli na temat śmierci, chorób, odrealnienia itp. na tyle nasilone, że musiałam wrócić wcześniej do domu, bo nie mogłam tego w ogóle opanować. Dodam też, że kiedyś już miałam takie pojedyncze myśli na temat śmierci, bo bardzo się bałam, że umrę (to było jeszcze przed śmiercią mojej babci, więc wtedy to nie miało uzasadnienia bym o tym jakoś myślała). Ogólnie męczą mnie nie raz różne myśli do tego stopnia, że mam wrażenie, że zaraz całkowicie stracę kontrolę. I od czasu tego snu znowu jestem bardzo osłabiona, ciężko mi się myśli i ciągle muszę sprawdzać czy na pewno nie śpię. W sumie sen to teraz jedyny mój odpoczynek, bo nawet w weekend takie stany mnie atakują i przeszkadzają w dosłownie wszystkim. Bardzo liczę na jakąś pomoc, bo chciałabym cieszyć się życiem, które tak uwielbiam. :) Z góry dziękuję za odpowiedź <3
Okaleczam się po toksycznej relacji. Nie potrafię sobie poradzić, tęsknię za chłopakiem, który mnie skrzywdził
Cześć, Nazywam się Alicja i mam pewien problem. W okresie od lutego do sierpnia byłam z chłopakiem, który wydawał mi się idealny, jestem nastolatką, więc to była moja pierwsza poważna relacja. Był jeden pewien problem - chłopak wykorzystywał mnie seksualnie i tylko tego chciał a ja chciałam prawdziwego związku oraz pomocy w sensie, żeby ktoś mnie wysłuchał i wysłuchał mojego gadania o moich problemach z rodzicami i z podejrzeniem o depresję. Przez niego nienawidzę swojego ciała, patrzę z obrzydzeniem na siebie, codziennie myślę o tym, jaka brzydka jestem patrzę na swoje rany na rękach i wspominam kiedy to robiłam, jak on mnie krzywdził. Miałam jedną próbę kiedy on mi powiedział, że mam się zabić a doskonale wiedział, że chce to zrobić. Nienawidzę go, ale tęsknię za nim, tęsknię za tym, że zawsze był przy mnie. Teraz do mnie wypisuje i pyta co tam u mnie.Przez niego nie umiem wejść w żadną relację, bo boję się, że będę skrzywdzona tak samo.Wiem, że ludzie mają ważniejsze problemy niż ja, ale potrzebowałam to komuś powiedzieć.Nie mam zaufania aż takiego do kogokolwiek, żeby powiedzie,ć że się samookaleczam prawie codziennie, kiedy spojrzę na siebie albo pomyślę o nim. Przepraszam, że piszę . A i jeszcze jedno wiem, że pewnie każdy sądzi, że po prostu czas to zagoi, ale to nieprawda.
Czy to prawda, że fobia społeczna to trudność przewlekła i może trwać wiele lat, a nawet całe życie?
Dzień dobry, Czy to prawda, że fobia społeczna to trudność przewlekła i może trwać wiele lat, a nawet całe życie?