Left ArrowWstecz

Jak często odwiedzać 4-latka jako ciocia? Zasady zdrowego kontaktu i równowaga w relacjach rodzinnych

Dzień dobry, Jestem Ciocią cudownego 4 latka. 

Mam z Nim ogromną więź. Gdy się urodził, aż do ukończenia 2 latek, widywałam się z nim prawie codziennie od rana do wieczora. Jak miał roczek, leżałam z Nim kilka dni w szpitalu /jego Rodzice byli wtedy chorzy i nie mogli być na Oddziale/. Teraz widujemy się rzadziej, mimo że mieszkamy blisko. 

Od 2 lat jestem Mężatką i nie mogę już codziennie być u Chrześniaka. Staram się być u Niego często i poświęcam Mu wtedy całą swoją uwagę, bawimy się razem. Czasami z powodu mojego gorszego samopoczucia fizycznego /np. przeziębienie/ lub psychicznego/przemęczenie, złe samopoczucie/ nie widzimy się tydzień lub max. do dwóch tygodni. Mam wtedy bardzo wyrzuty sumienia. Czuję, że Maluszek bardzo mnie kocha i lubi moją obecność. Mąż nie bardzo lubi jak często bywam u Siostrzeńca /czasami jestem tam kilka razy w tygodniu/. 

Jak to pogodzić? Maluszek zawsze jest smutny, jak odchodzę. Bardzo Go kocham. Jak częsty kontakt jest "zdrowy" dla dziecka? Czy powinno to być systematyczne np. 2 lub 3 razy w tygodniu? Ile godzin powinna trwać taką wizyta? 

Nie mam własnych dzieci, nie chciałabym zaszkodzić Małemu. Może takie nieregularne odwiedziny szkodzą dziecku? [że czasami codziennie /jak Mąż pracuje do późna/, czasami w ogóle /jak chora/, czasami dwa razy w tyg, a czasami przez dużo czasu /np. Do późna w weekend]. 

Będę wdzięczna za odpowiedź.

User Forum

Vita

w zeszłym miesiącu
Kacper Urbanek

Kacper Urbanek

Dzień dobry,

To, jak piszesz o swoim siostrzeńcu, pokazuje, że bardzo go kochasz i chcesz dla niego jak najlepiej. Widać, że łączy Was silna więź i że zależy Ci na tym, aby nie zaszkodzić jego emocjonalnemu rozwojowi. Twoje pytania są istotne, gdyż pokazują, że masz ogromną świadomość i troskę o jego dobro. Czy nieregularne wizyty mogą zaszkodzić dziecku? Nie ma jednej „idealnej” liczby spotkań, która byłaby najlepsza dla każdego dziecka. To, co dla niego najważniejsze, to nie sama częstotliwość, ale jakość Waszego kontaktu. To, że nie widzicie się przez tydzień czy dwa, nie oznacza, że mu szkodzisz. Maluch może za Tobą tęsknić, ale jeśli ma stabilne relacje z rodzicami i ogólnie czuje się bezpiecznie, to nie wpłynie to negatywnie na jego rozwój. Ważniejsze niż ilość spotkań jest to, aby Twój siostrzeniec miał pewność, że jesteś dla niego i że kiedy się widzicie, poświęcasz mu uwagę i czas – a to już robisz doskonale.

A Jak często się widywać? Nie ma jednej reguły, ale można kierować się kilkoma zasadami:

Systematyczność jest ważniejsza niż częstotliwość - lepiej, żeby wiedział, że „ciocia zawsze wpada raz w tygodniu” niż, że czasem jest codziennie, a potem znika na dwa tygodnie.

Dostosuj się do jego rytmu - jeśli widzisz, że dobrze reaguje na Wasze spotkania, to możesz być u niego np. 1-2 razy w tygodniu, a w inne dni utrzymywać kontakt w inny sposób (np. krótkie nagranie głosowe czy zdjęcie).

Ważne jest to, by nie bać się zmian - dzieci uczą się, że bliscy ludzie czasem są obok, a czasem nie. To naturalne, że czasem masz mniej sił czy inne obowiązki i nie jest to krzywdą dla dziecka!

Jeśli Twój siostrzeniec jest smutny, gdy wychodzisz, to nie oznacza, że mu szkodzisz - raczej pokazuje, jak bardzo Cię lubi. Możesz mu pomóc radzić sobie z tym, np.:

Zaproponuj rytuał pożegnania np. „Daję Ci przytulasa i zobaczymy się za kilka dni” to da mu poczucie bezpieczeństwa.

Nie wydłużaj pożegnań, jeśli będzie ono zbyt długie i emocjonalne, maluchowi może być trudniej.

Zostaw coś symbolicznego np. rysunek, który zrobiłaś specjalnie dla niego, albo krótką wiadomość nagraną na telefonie mamy/taty, dzięki temu będzie czuł Twoją obecność, nawet jeśli Cię nie ma.

W kontekście relacji z mężem to naturalne, że Twój mąż może mieć inne potrzeby niż Ty, ale ważne jest, żebyście znaleźli równowagę. Może warto ustalić konkretne dni, które są „dla siostrzeńca” i takie, które są tylko dla Was? Dzięki temu unikniesz napięć i będziesz mogła nadal pielęgnować Waszą ważną więź.

Reasumując, nie szkodzisz dziecku, nawet jeśli nie widzisz go codziennie. Ponadto lepiej widywać się rzadziej, ale regularnie i z pełnym zaangażowaniem. Pożegnania warto uprościć i nadać im rytuał, aby dziecko lepiej sobie z nimi radziło. Zadbaj również o relację z mężem, abyście oboje czuli się komfortowo z Twoimi wizytami u siostrzeńca.

To wspaniałe, że jesteś tak zaangażowaną ciocią! 

Twój siostrzeniec na pewno na tym zyska – nawet jeśli czasem Wasze spotkania będą rzadsze. 

Przesyłam dużo ciepła i wsparcia.

 

Z wyrazami szacunku :) 

Kacper Urbanek 

Psycholog, diagnosta 

w zeszłym miesiącu
Dorota Żurek

Dorota Żurek

Dzień dobry, przede wszystkim jest Pani cudowną ciocią, której zależy na głębokiej więzi z chrześniakiem i jest to niezwykle rzadkie, że poświęca mu Pani tyle troski i uwagi. 

Dziecko ma już 4-latka, więc nie ma obawy, że po dłuższej nieobecności może Pani np. nie pamiętać. W żaden sposób nie zaszkodzi Pani dziecku, jeśli wizyty są nieregularne, czy trwają przez krótki czas. Myślę, że warto ustalać te spotkania z rodzicami dziecka, może będą chcieli wyjść gdzieś razem, albo pozałatwiać różne sprawy i wtedy mogą skorzystać z Pani pomocy, a Pani będzie mogła spędzić czas z ukochanym chrześniakiem. 

Ważne, by pamiętała Pani także o sobie, swoich pasjach, odpoczynku i zadbaniu o swoje potrzeby, a spotkania z dzieckiem mogą być okazjonalne i nie muszą być bardzo częste. Najważniejsze, by znaleźć zdrową równowagę między swoim życiem a tymi spotkaniami. Już wystarczająco dużo czasu poświęciła Pani na zbudowanie więzi z dzieckiem i zmniejszenie ilości spotkań nie wpłynie negatywnie na dziecko, czy waszą relację. 

 

Pozdrawiam,

Dorota Żurek- psycholog

w zeszłym miesiącu
Weronika Berdel

Weronika Berdel

Dzień dobry,

Twoje pytanie dotyczy bardzo ważnego aspektu relacji rodzinnych, zwłaszcza tej szczególnej więzi, jaką masz z Chrześniakiem. Z tego, co piszesz, widać, że Twoja rola w jego życiu jest niezwykle istotna i pełna ciepła. Jednocześnie zmagasz się z wewnętrznym konfliktem dotyczącym tego, jak pogodzić tę bliską relację z Twoim życiem małżeńskim i dbaniem o siebie.

Przede wszystkim warto przyjrzeć się Twoim wyrzutom sumienia. To naturalne, że czujesz, iż „powinnaś” spędzać więcej czasu z Małym, szczególnie, gdy widzisz, jak bardzo Cię kocha i jak silną więź stworzyliście przez te pierwsze lata jego życia. Jednak warto zadać sobie pytanie, co oznacza dla Ciebie ta odpowiedzialność – czy nie wiąże się z poczuciem, że musisz być "idealną ciocią", która spełnia wszystkie potrzeby dziecka? Zwróć uwagę na to, jak silne są nasze emocjonalne więzi i jak te relacje mogą wpływać na nasze poczucie tożsamości. Być może w tej relacji z Chrześniakiem odnajdujesz część siebie – poczucie bliskości, które daje Ci siłę i poczucie spełnienia. Warto zastanowić się, czy ta więź nie staje się zbyt absorbująca, a może nawet stawiająca Cię w roli, którą trudno Ci porzucić. Innymi słowy: obawiasz się, że chłopiec cię potrzebuje i nie poradzi sobie bez Ciebie. Odwróciłabym to: z czym Tobie trudno będzie sobie poradzić, rozrzedzając spotkania? 

Jakie Twoje pragnienia i tęsknoty są realizowane w tej relacji?

Twoje wyrzuty sumienia dotyczące nieregularnych wizyt mogą wynikać z lęku przed tym, że w jakiś sposób zawiedziesz dziecko. Jest to zrozumiałe, zwłaszcza, gdy widzisz, jak bardzo Mały jest przywiązany do Ciebie i tęskni za Twoją obecnością. Jednak z psychologicznego punktu widzenia, dziecko w wieku 4 lat jest już w stanie doświadczyć pewnej zmienności w relacjach, co nie musi negatywnie wpłynąć na jego rozwój emocjonalny. Ważne jest, by Twoja obecność była pełna uwagi i czułości w momentach, gdy jesteś z nim, a także by dziecko czuło się kochane i bezpieczne w chwilach, kiedy Cię nie ma. Zbyt częsta obecność w życiu dziecka, zwłaszcza w nieregularny sposób, może prowadzić do zależności, a w efekcie do trudności w radzeniu sobie z rozstaniami. Dziecko może wtedy przywiązywać się do Ciebie w sposób, który stwarza wewnętrzny konflikt, zwłaszcza jeśli nie rozumie, dlaczego Twoje wizyty są nieregularne.

Ważne jest, abyś starała się utrzymać równowagę między swoją rolą cioci a innymi obowiązkami życiowymi, w tym małżeństwem i dbałością o własne zdrowie, fizyczne i emocjonalne. Relacje z dziećmi, zwłaszcza w tak młodym wieku, powinny dawać im poczucie bezpieczeństwa, ale także uczyć elastyczności i rozumienia, że osoby, które je kochają, nie zawsze są dostępne, ale zawsze o nich myślą i dbają o ich dobro. Możesz rozważyć ustalenie pewnego rytmu wizyt – na przykład 2 razy w tygodniu – co pozwoli na utrzymanie systematyczności, a jednocześnie nie będzie zbyt obciążające ani dla Ciebie, ani dla dziecka. Długość wizyt również może się różnić w zależności od dnia, ale warto pamiętać, że najważniejsza jest jakość czasu spędzonego razem, nie jego ilość.

Co do Twojego męża, to również warto rozmawiać o jego uczuciach w tej kwestii. Być może jego reakcje na częste wizyty u Chrześniaka wynikają z poczucia, że za bardzo angażujesz się w rolę cioci, co może wpływać na waszą intymność i wspólny czas. Warto, byście wspólnie z mężem ustalili, jak zbalansować Twoje relacje rodzinne z dbałością o Waszą więź, co pozwoli uniknąć poczucia zaniedbania w Waszym małżeństwie.

Na koniec warto podkreślić, że dzieci w tym wieku uczą się przede wszystkim przez doświadczanie relacji – zarówno tych pełnych bliskości, jak i tych, w których uczą się rozstawać. Ważne jest, byś pamiętała, że nie ma jednej idealnej formy relacji, która byłaby "zdrowa". Zrównoważona obecność, która nie powoduje nadmiernego przywiązania, ale daje dziecku poczucie, że jest kochane, jest kluczem. Twoje zaangażowanie w życie Chrześniaka jest piękne, ale równie ważne jest, byś zadbała o swoje potrzeby emocjonalne i o to, by Twoje życie małżeńskie było w pełni satysfakcjonujące.

Nie wspominasz o rodzicach swojego Chrześniaka, jednak mam poczucie, że również ich perspektywa, odczucia wobec tej sytuacji mogłyby być dla Ciebie cennymi wskazówkami. 

Być może jest między Wami przestrzeń do wniesienia tego tematu.

Zachęcam Cię, abyś w tej sytuacji, oprócz dbania o Chrześniaka, równie mocno zadbała o równowagę i o siebie – o Twoje zdrowie fizyczne, psychiczne i relację z mężem.

Pozdrawiam serdecznie

w zeszłym miesiącu
Patrycja Kurowska

Patrycja Kurowska

Szanowna Pani, 

widzę, że relacja z chrześniakiem jest dla Pani bardzo ważna, a zmiana częstotliwości spotkań po ślubie naturalnie budzi wątpliwości. Dziecko rzeczywiście może przeżywać Pani nieobecność, ale nie oznacza to, że obecny układ mu szkodzi.

W tym wieku dzieci potrzebują przede wszystkim stabilnych, uważnych kontaktów - niekoniecznie codziennych. Kilka spotkań w tygodniu, nawet krótszych, ale pełnych zaangażowania, może w zupełności wystarczyć. Smutek przy rozstaniu to normalna reakcja przywiązania, nie sygnał zagrożenia.

Warto poszukać kompromisu między potrzebami dziecka, Pani możliwościami a oczekiwaniami męża. Może pomóc lekki porządek (np. stałe dni wizyty), ale bez sztywnych reguł. Najważniejsze, by te spotkania nie stały się źródłem stresu - ani dla dziecka, ani dla Pani związku.

 

Z wyrazami zrozumienia,

Patrycja Kurowska

w zeszłym miesiącu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dzień dobry, z partnerką spotykamy się od 4 miesięcy. Partnerka ma córkę, lat 7.
Dzień dobry, z partnerką spotykamy się od 4 miesięcy. Partnerka ma córkę, lat 7. Na początku, kiedy poznałem młodą, była najpierw bardzo zawstydzona, potem bardzo mnie polubiła. Oczywiście ze wzajemnością i nawet podoba mi się układ nowej rodziny. Od jakiegoś czasu (około 3tyg.) pojawiła się natomiast duża zazdrość ze strony dziecka. Kiedy chcemy się przytulić, oddala nas od siebie, bądź wchodzi między nas. Kiedy chcemy rozmawiać, ucisza nas. Kiedy chcemy się pocałować to też nas rozdziela. Kiedy śpię u nich, to przychodzi w nocy. Czasami mówi, że boli ją brzuch, albo ma koszmary, albo jest głodna itd. i zabiera mamę do swojego pokoju, albo do salonu, żeby spała tylko z nią. Jeżeli to się nie udaje, to wchodzi do łóżka pomiędzy nas. Zauważam, że uczucie zazdrości postępuje i jest coraz mocniejsze. Wczoraj mam wrażenie, że pomimo że byłem tam 15 minut, to symulowała ból nogi, żeby tylko zająć się w pełni nią. Z plusów - córka nadal mnie uwielbia, przytula się i jest ogólnie bardzo kochanym dzieckiem. Martwi mnie jednak to, że jest zazdrośnicą, ponieważ obawiam się, jak może się to odbić na naszej relacji, skoro nie mamy okazji ani porozmawiać, ani pobyć sami ze sobą nawet na chwilę. Widzę też, że frustruje to moją partnerkę. Na ten moment tłumaczy córce, że będziemy w przyszłości rodziną, że kocha ją najbardziej na świecie i jest najważniejsza itd. Ja też staram się poświęcać jej czas na zabawy, czy obowiązki i czas ten spędzamy bardzo mile, również zapewniam małą, że nie zabiorę jej mamy i zawsze będzie dla niej najważniejsza. Ogarnia mnie jednak niepokój czy w tym wszystkim nie rozmyje się to, co między mną a partnerką. Świetnie się dogadujemy, mamy wiele wspólnego, ciągnie nas do siebie i czujemy, że to jest to. Prośba o poradę - w jaki sposób można pracować z małą zazdrośnicą ? Jaki mniej więcej potrzebny jest czas, by zaakceptowała model nowej rodziny ? Czy ja mogę tutaj coś podziałać, czy wszystko jest w rękach mamy ? Pozdrawiam
Jestem mamą 7-letniej dziewczynki, ojciec dziecka zawsze był obecny w jej życiu epizodycznie, pojawiał się i znikał.
Jestem mamą 7-letniej dziewczynki, ojciec dziecka zawsze był obecny w jej życiu epizodycznie, pojawiał się i znikał. Rozstaliśmy się na długo przed porodem, jednakże kilka razy wyciągałam rękę na zgodę, ale nic z tego nie wychodziło i rozstaliśmy się na dobre. Ostatnio nie odzywał się 4 lata. Nie interesował się losem córki ani trochę. Gdy w naszym życiu pojawił się mój obecny mąż, były partner postanowił sobie przypomnieć, że ma córkę. Córka go nie znała, ostatni raz widzieli się, jak miała 2 lata, jak wrócił, to miała 6. Od tamtego momentu mamy sądownie ustalone, że może odwiedzać córkę i do niej dzwonić. Wszystko było w miarę dobrze w ich relacji, dopóki nie powiedział czegoś córce, co jej się nie spodobało. Wtedy obraziła się na niego i on powiedział, że nie będzie przyjeżdżał i dzwonił, dopóki ona go nie zaprosi. Oczywiście nie czeka na zaproszenie, tylko przyjeżdża. Od tamtego czasu jak przyjeżdża, to córka nazywa go kłamcą, płacze, że jej nie słucha, nie chce z nim rozmawiać i wygania z mieszkania. Od 10 miesięcy nie udało mu się przekonać, żeby wyszła z nim na spacer/lody/plac zabaw. Były partner całą odpowiedzialność zrzuca na mnie, twierdząc, że namawiam córkę do tego, żeby go nie lubiła, że ją negatywnie do niego nastawiam, że wszystko, co złe jest moją winą, że dziecko wstydzi się pokazywać przy mnie pozytywne emocje w stosunku do niego i ciągle powtarza, że pójdzie do sądu. Zazwyczaj podczas ich spotkań przebywam w innym pomieszczeniu (spotkania odbywają się u mnie w domu, miały trwać 3 miesiące i od stycznia 2023 ojciec miał zabierać dziecko do siebie) jednak w święta Bożego Narodzenia nie chciałam siedzieć sama w kuchni i byłam z nimi w jednym pomieszczeniu. Wtedy córka bawiła się z ojcem, grała w gry, pokazała, jakie ma zabawki i otworzyła prezenty od niego (czego nigdy nie robi w jego obecności). Sądziłam, że dziecko przekonało się do ojca, ale z czasem było coraz gorzej. Początkowo chciał iść w parze z dzieckiem do psychologa, na co wyraziłam zgodę, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Boję się, że takie kontakty negatywnie wpłyną na córkę, po spotkaniach z ojcem jest płaczliwa, rozdrażniona, płacze przez sen, jest niespokojna. Próbuję z nią rozmawiać na ten temat, tłumaczyć, ale ona uparcie twierdzi, że go nie lubi, bo ją okłamał i nic co powiem, jej nie przekona. Prosi, żebym jej nie zmuszała do wyjścia z nim z domu. Jego jedynym sposobem na przekonanie córki do wyjścia z nim poza mieszkanie jest mówienie, że zabierze ją do sklepu z zabawkami i będzie mogła sobie kupić tyle rzeczy, ile udźwignie. Wtedy córka mówi mu, że to jest przekupstwo, na które się nie nabierze i go wyprasza z domu. Wtedy zamęcza córkę pytaniami, czy jej zdaniem jest głupi, brzydki, czy się go wstydzi przed koleżankami itp. Pyta też, czy jej koleżanki mają ojców albo czy ktoś jej kazał tak mówić. W ciągu ostatnich kilku tygodni odmawia rozmów telefonicznych, jak ją do nich zachęcam, to odbiera, ale się nie odzywa. Były partner twierdzi, że to moja wina, bo jej do nich nie zmuszam. Wiem, że obie potrzebujemy pomocy. Na mnie psychicznie były partner wywiera presję i ma ciągłe pretensje, oczernia mnie i szykanuje, na córkę też źle wpływa ta cała sytuacja. Córka coraz częściej pyta, czy mogę zrobić coś, żeby mogła o nim zapomnieć, nigdy nie użyła wobec niego określenia "tata", do niego zwraca się bezosobowo albo coś w stylu "podaj, zobacz, wyjdź". Jak ją pytam, dlaczego to mówi, że go nie lubi, że ją oszukał, że się go wstydzi i go nie zna. Z nikim innym ze swojego otoczenia nie ma takich problemów. Jest radosną, otwartą i bardzo kontaktową dziewczynką. Gdzie mogę się udać po pomoc, żeby pomóc córce w kontakcie z ojcem? 
Skomplikowana relacja mama-dorosła córka.
Skomplikowana relacja mama-dorosła córka. Mam 33 lata i dosyć zawiłą relację z moją mamą. Zawsze byłyśmy bardzo blisko siebie, przez całe życie byłam jej najbliższą osobą, powiernikiem, odkąd pamiętam (5/6lat) byłam zaangażowana w jej problemy małżeńskie z moim tatą (zdaję sobie sprawę, że nie jest/nie było to zdrowe podejście). Mieszkamy bardzo blisko siebie, mam kontakt codziennie, CODZIENNIE (telefoniczny, na komunikatorze lub odwiedzamy się). Od zawsze byłam bardzo wrażliwa na "humory" mojej mamy, jestem w stanie wyczuć po kilku słowach czy jest w dobrym lub złym nastroju. Jej nastrój bardzo często odzwierdziedla mój nastrój: już 10minutowa rozmowa telefoniczna z mamą w złym humorze jest w stanie popsuć mi cały dzień. Mama nie ma żadnych przyjaciółek, jestem właściwie tylko ja i czuję się w obowiązku zapewnienia jej "rozrywek" na weekend, właściwie mama nie wyobraża sobie, że w weekendy nie spędzimy czasu razem. Gdy wyjeżdżam na wakacje, często pada propozycja ze strony mojej mamy, czy może dołączyć (właściwie to nie propozyzja, ale zdanie oznajmujące, że dołącza)- na szczęście tu zachowuję asertywność (chociaż nie jest to łatwe). Próbowałam podjąć rozmowy na temat naszej dziwnej relacji kilka razy, ale zawsze kończyło się to płaczem ze strony mojej mamy i moimi przeprosinami. Wiem, że to nie jest zdrowe, wiem, że potrzebuję terapii :) Stąd moje pytanie do specjalistów, jaka terapia byłaby najlepsza do takiego rodzaju problemu. Nie chcę odcinać się od mojej mamy, chciałabym nauczyć się nie podchodzić tak emocjonalnie do jej zmiennych nastrojów. Pozdrawiam, Kaśka
Czy jestem chorobliwie zazdrosny?
to ja mam takie pytanie do Was :-). Mam dziewczynę, która jest ze mną, mówi mi, że mnie kocha.Mieszkamy oddzielnie ponieważ mamy dzieci.Spotykamy się prawie każdego dnie. I teraz mam problem, Ona chodzi na spotkania ze znajomymi, integracje oraz wyjazdy z grupą lecz beze mnie. Wśród tych znajomych jest mężczyzna, który kiedyś z nią był a teraz pracują razem. Partnerka zapewnia mnie,że nic do niego nie czuje i nie chce z nim być. Za każdym razem jak wychodzi z nimi i z nim do knajpy lub na wyjazd, to siedzę u siebie, sam, w mieszkaniu i myślę co ona tam robi?, czy podczas noclegu nie są jednak razem lub czy w knajpie nie siedzą blisko siebie a potem nie zastają sami i np. się przytulają lub całują. Czy to normalne, proszę o odpowiedź, czy jestem chorobliwie zazdrosny?. z góry dziękuje za odpowiedź
Jestem ojcem 16-letniego syna. Rodzice jego dziewczyny przekraczają granice. Czy to norma zachowania?
Witam. Jestem ojcem 16- letniego chłopca. Syn ma dziewczynę 15 lat. Jej rodzice bardzo zabiegają o to, by mój syn dobrze się u nich czuł, są z nim na ty i angażują go w każdy możliwy sposób, by trwał przy ich córce. Wspólne wyjścia na spacer z psem lub na mecz tak, ale z rodzicami dziewczyny, a nie z nami. Dodam tylko, że mają problemy z córką, która też nie jest chętna do wspólnego spędzania czasu z rodzicami, a spędza z nimi czas tylko wtedy, kiedy w tych "imprezach" uczestniczy jej chłopak, czyli nasz syn. Przeprowadziłem rozmowę z ojcem dziewczyny prosząc go, żeby ograniczyli z żoną kontakty z naszym synem - odsunęli się i dali nastolatkom przestrzeń do budowania znajomości. Niestety to nie ustaje i na moje prośby pozostają głusi. Czy jest to normalna sytuacja? Czy tylko nam rodzicom wydaje się to dziwne i niewłaściwe? Przyjaciele i znajomi, których pytamy o całą sytuację tylko szeroko otwierają oczy i nie wierzą, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Proszę o komentarz opisanej sytuacji, bo już nie wiemy czy to my jesteśmy dziwni, czy to norma zachowania.
Konflikt z teściową a relacja z narzeczonym i oczekiwanie dziecka - jak sobie radzić?
Witam, mam pewien problem który już trapi mnie od miesięcy. Mianowicie chodzi o moje życie, narzeczonego i jego matki. Ja i narzeczony jesteśmy z dwóch różnych miast - różnica godzina drogi, wydarzyło się wiele bo zaszłam w ciąże i 2/3 za mną w tym momencie, przeprowadziliśmy się w strony narzeczonego bo nie mieszkaliśmy na co dzień razem, wiec można powiedzieć siedzimy w otoczeniu rodzinnym narzeczonego, nie ukrywam, bardzo brakuje mi bliskich i znajomych gdzie kontakt jest drogą smsową lub spotkaniem raz w jakiś weekend. Sęk w tym, że kiedy nie mieszkałam z narzeczonym i nie miałam dziecka w drodze, miałam dobre kontakty z teściową. Mój narzeczony mieszkał z nią sam bo reszta wyjechała zagranice do pracy, jej mąż nie żyje od kilku lat i mój facet bardzo jej pomagał w życiu. Kontakt z teściową zaczął się pogarszać jak zamieszkał ze mną. Na początku to wszędzie chciała z nami być i jeździć, była końcówka lata i dosłownie miałam wrażenie, ze codziennie lub co drugi dzień z nią jesteśmy. W którymś momencie zaczęłam mieć z tym problem i zaczęło mnie to już przytłaczać i mówiłam narzeczonemu czy nie jest tego trochę za dużo. On mam wrażenie jest taki obustronny - może teraz trochę bardziej jest za mną aczkolwiek nie wiem jak by było w sytuacji konfrontacji. Kiedy spotkań było mniej zaczęła kombinować i wydzwaniać z propozycją, że ma dla nas jedzenie (do teraz tak jest). Nie ukrywam to jest bardzo miłe i pomocne ale robi to przeważnie wtedy kiedy nie ma nikogo w domu i potrzebuje towarzystwa i wabi nas jedzeniem. Nie miałabym nic przeciwko w częstszym przebywaniu z nią gdyby nie takie zachowania. Ona ma silny charakter - taki męski, od jakiegoś czasu mam wrażenie, ze mi dogryza albo rywalizuje ze mną. Były sytuacje gdzie np komentowała jak się ubrałam (czy zimno mi nie jest), ona pracuje w szpitalu i odbierając je, przeczytała sobie, ze jakieś drobne zapalenie mi wyszło i zaczęła w towarzystwie żartować o tym, raz się upiła i do mnie z tekstem „kocham Cię ale nawet nie próbuj mi ograniczyć kontaktów z synem i wnukiem”, na co mój narzeczony zareagował i ją okrzesał. Ostatnio poznaliśmy płeć dziecka i w momencie niespodzianki miałam widok na nią i tą jej zwiędłą minę jak zobaczyła różowy kolor… To nawet nie była mina smutku tylko jej niezadowolenia co jak dla mnie jest strasznie słabe, gdzie sama mówiła, ze najważniejsze żeby dziecko było zdrowe. Na tej imprezie zdążyła również skrytykować moją przyjaciółkę, która mi opowiedziała, że nie znając jej mówi, ze z niej okropna matka bo nie pilnuje swojego dziecka. Dużo wydzwania do mojego faceta, kilka razy razy dziennie, mimo spotkań i kilometra różnicy w mieszkaniu od siebie. Często proponuje mu, ze zrobi mu jedzenie do pracy, gdzie często ja mu coś robię bo nadzwyczajnie mieszkamy ze sobą i dbamy o siebie. Czuje jakieś poczucie rywalizacji albo może problem teściowej. Nie mam pojęcia co robić, nie lubię tam jeździć ze względu na różnice charakterów, podejście tej matki i niepotrzebnych tekstów w moja stronę, w głowie mam wtedy, ze muszę się zmuszać tam jechać raz na jakiś czas żeby przykrości nie zrobić a mi chodzi tez o komfort psychiczny tym bardziej w ciąży. Boje się, ze jak urodzi się dziecko to będzie jeszcze gorzej. Będzie krytyka, bo ona wie lepiej itd. Co tu robić?
Jak radzić sobie z zazdrością partnerki wobec kontaktu z matką mojego dziecka?

Dzień dobry, 

Mam poważny problem z partnerką. Zacznę od początku: 

Byłem w związku z kobietą, z którą mam syna, obecnie nie jesteśmy ze sobą już 2 lata, a jestem niepełna rok z ówczesną partnerką. Na jej pytanie, ,,czy jeśli była ex zaprosiłaby mnie na kawę, to czy bym przyjechał? " odpowiedziałem, że "nie". 

Teraz niedawno zbliżały się urodziny mojego syna i córki ówczesnej partnerki 6.12 i 7.12. 23 listopada moja mama zapytała się, czy pojadę z nią do mojego syna na urodziny, bo była tam zaledwie raz, czy dwa. Bez przemyślenia zgodziłem się, bo z mamą i dla syna urodziny. Nie rozmawiałem na temat urodzin z byłą partnerką ani nic. Byłem zajęty innymi sprawami i obowiązkami domowymi i wyleciało mi to kompletnie z głowy o porozmawianiu o tym z partnerką. Zaczęliśmy o tym rozmawiać tydzień przed urodzinami i już była zła o to, że zgodziłem się na prośbę swojej mamy, aby pojechać razem do mojego syna. Zapytałem, co mam zrobić, żeby było dobrze, nie urażając partnerki, w odpowiedzi usłyszałem, że mam wziąć syna w inny dzień, a nie jechać tam, więc się zgodziłem i to uczyniłem. 

Od tej pory cały czas ma myśli, że dla swojej byłej chciałem tam jechać, że dla niej się gole, że dla niej idę do fryzjera, żeby dobrze wyglądać, a relacje moje z byłą partnerką są wyłącznie związane z synem. Cały czas partnerka uważa, że jadąc tam na urodziny własnego dziecka, jest równoznaczne, z tym że chce wrócić do niej. Za każdym razem zapewniam ją, że kocham tylko ją i jest dla mnie najważniejsza na świecie. Nie przyjmuje to do wiadomości. Według mnie i mojej mamy nie stało się nic złego, a według niej jest to coś okropnego, że to dziwne. Podważa moje uczucia, myśli i słowa, które mowie do niej. Rozumiem, że jest urażona i zazdrosna, ale czy jej myśli nie są zbyt wygórowane? 

Zmieniłem dla niej swoje życie o 180 stopni, pomagam jej we wszystkich czynnościach dnia codziennego. 

Często mówiła, że jestem dobrym i kochanym człowiekiem, a gdy po prostu zapomniałem z nią na ten temat porozmawiać, wszystko przekreśla. Dalej mieszkamy razem, zgodziła się nawet na terapie dla par, ale tylko po to, aby udowodnić to, kto ma racje z myśleniem. Kiedy jej mówię prawdę, a ona nie potrafi jej zaakceptować. 

Bardzo proszę o pomoc, jak się zachować w takich sytuacjach. Pozdrawiam.

Jak budować relację z dzieckiem, gdy matka utrudnia kontakty i nie chce współpracy?

Rozstałem się z matką mojego dziecka w 6 miesiącu ciąży.

Od początku życia dziecka mam ustalone kontakty raz na dwa tygodnie przez 4 godziny w hotelu, w obecności matki dziecka. Dziecko ma 6 miesięcy, jest karmione piersią. 

Problem polega na tym, że dziecko płacze podczas spotkań ze mną, matka dziecka twierdzi, że funduje dziecku traumę, nikt oprócz matki dziecka nie jest w stanie uspokoić silnego płaczu. Ona twierdzi, że dziecko po spotkaniach ze mną ma problemy ze snem oraz karmieniem. Konflikt eskaluje, matka dziecka krzyczy w obecności dziecka, podczas moich spotkań pojawiają się groźby, nie chce w żaden sposób podjąć współpracy. Twierdzi, że dziecko jest o określonej lokalizacji, a ja nie umiem się nim zając, ona nie utrudnia, padają słowa ,,jesteś ojcem na papierze''. Próby namówienia na terapię rodzinną lub mediacje są odrzucane, jak podejść do sprawy? 

Druga strona twierdzi, że dziecko jest zbyt małe na spotkania ze mną, a to, że chce kontaktu z dzieckiem to moja fanaberia, chce, abym ograniczył kontakt do razu w miesiącu przez godzinę, jak podejść do sprawy?

Chciałbym kierować się dobrem dziecka, nie chce narażać dziecka na stres, a chciałbym w jakimś stopniu być obecny w jego życiu. Czy oddać sprawę do sadu? 

Wiem, że wyrok sądu nie zmusi jej do współpracy, a będzie jeszcze bardziej eskalował konflikt. Do drugiej strony zupełnie nic nie dociera, bardzo mocno mnie nienawidzi, twierdzi, że taką drogę wybrałem, kiedy odszedłem. Jak do tej sprawy podejść?

Z jednej strony wiem, że kontakt z dzieckiem jest bardzo ważny z drugiej strony, gdy widzę, że płacze czuje się bezradny, chce dla dziecka jak najlepiej, Matka dziecka wmawia mi, że jestem zaburzony narcystycznie i krzywdzę dziecko.

Związek a relacje partnera z ex i dzieckiem - czy to normalne?

Jestem z facetem od w sumie roku jako związek, wcześniej spotykaliśmy się bardziej jako przyjaciele może coś więcej, ale każdy miał wolną drogę. Od roku spotykamy się oficjalnie w związku, jednakże mój partner ma dziecko ze swoją ex, do której jeździ na całe dnie, niby bawiąc się przez ten czas tylko i wyłącznie z dzieckiem, ponieważ jak twierdzi, pracuje za granicą i po tak długiej nieobecności chce spędzić czas tylko i wyłącznie z dzieckiem. Problem w tym, że jeśli wchodzę na temat tego, żeby dziecko brał do siebie, to tłumaczy się tym, że dziecko (5lat) doznałaby szoku i nie pójdzie tak z nim, ponieważ go długo nie widziało. Jego ex przez ten cały czas siedzi sobie w domu. 

Do tego od jakiegoś czasu zmieniła zachowanie, jak wcześniej zabraniała kontaktów, nie chciała, żeby przyjeżdżał, tak teraz sama pisze, wysyła jakieś memy i nawet przyjeżdża pod jego nieobecność do jego domu. Czy to jest normalne? 

Czy normalne jest to, że on nie chce zrobić nic w kierunku, takim żeby dziecko zabrać do siebie do domu? 

Co prawda cały czas mnie zapewnia, że go nic nie łączy i jedynie jego jazdy kończą się na kontaktach z dzieckiem, ale jednak cieszy się z tego, że ich relacja się poprawiła, bo razem rozmawiają będąc u niej w domu i jak mówi to chyba dobrze, że córka widzi, że mamy dobry kontakt ze sobą?