
- Strona główna
- Forum
- związki i relacje
- Mam 22 lata, od...
Mam 22 lata, od niedawna jestem z chłopakiem, który traktuje mnie naprawdę dobrze
M
Maja Rosińska

Zobacz podobne
Zmagam się z problemem, który zaczął mnie dobijać. Od wielu lat nie mogę znaleźć miłości. Mam wrażenie, że nikt mnie nie chce. Poznałam faceta na portalu, dobrze się rozmawiało, ale okazało się, że nie zależy mu na poważnym związku, tak jak zapewniał na początku. Po wszystkim wyszło, że jestem tylko dla zabawy, by mógł pobawić się moimi uczuciami. Nie miał chęci na spotkanie. Gdy był poruszony ten temat, nagle zmieniał temat lub nie odpisywał kilka godzin. Tak za każdy raz. Nie wiem, co robić gdzie poznać tę osobę. Nie jestem osobą, która odwiedza kluby czy dyskoteki. Chyba tylko ja nie mam tego szczęścia w życiu i zostanę sama do końca życia. Jak sobie z tym poradzić?
Witam, mam nadzieję, że uzyskam poradę, co powinnam zrobić i czy coś w ogóle powinnam zrobić.
Otóż jestem w związku małżeńskim od 8 lat, mamy swoje większe i mniejsze problemy, ale to, co się dzieje od kilku lat, mnie przerasta. Zaszłam w ciążę w 2019 r., ale straciliśmy dziecko. Zaszłam w druga ciążę. Cała ciąże byłam w stresie, bo ciągle się martwiłam, że stracę i to dziecko. Dziecko urodziło się zdrowe na szczęście, ale i tutaj zaczął się już kłopot.
Rodzice mojego męża są starsi, na emeryturze, mają dużo wolnego czasu, więc pomagali nam przy dziecku.
Nastał covid, w związku, że mieszkamy za granicą, nikt nie mógł do nas przyjechać. Mój mąż przypomniał sobie, jak rozmawialiśmy o dzieciach i opiece dziadków (przed dziećmi jeszcze) i domagał się, aby moja rodzina przyjechała. Jednym możliwym sposobem przylotu było przez ambasadę, ale i to nie dawało gwarancji.
Tutaj wiem, że był mój błąd, bo starałam się ściągnąć rodzinę, ale moja mama, bo tylko ona mogła wtedy przylecieć, bała się choroby, cofnięcia na granicy. Mój mąż już wtedy przychodził do mnie co kilka dni i pytał się " kiedy twój matka przyjedzie?".
Moimi odpowiedziami było" nie wiem", " raczej nie przyjedzie, bo nie ma jak" "nie przyjedzie", on i tak wysyłał nas do ambasady, że na siłę ma przyjechać, bo to obowiązek babci przyjechać.
W konsekwencji nie przyjechała, a mój mąż do dziś mi wypomina, że go "oszukałam" mówiąc przed dziećmi, że dziadki będą się zajmować i że nie powiedziałam mu wprost, że nie przyjedzie.
Jak mu powiedziałam, że nie przyjedzie, to na drugi dzień drwiącym głosem przyszedł i pytał się " to kiedy matka przyjeżdża?". I tak do dziś wypomina mi to.
Jest zdania, że kobieta powinna słuchać męża, jak to było dawniej, że on ma tylko rację, że ja nie mam racji, że ja nic nie robię (chociaż cały dom, dzieci, przedszkole, sprawy papierowe czy finansowe spoczywają na mnie) na siłę próbował mnie w domu usidlić, jak się drugie dziecko urodziło, ale na szczęście chodzę do pracy, chociaż i tak za mało zarabiam według niego, bo mi wytyka, że jakby nie on to byśmy nie mieli co jeść.
Uważa, że jestem głupia, że trzeba mnie douczyć.
Obraża się, nawet jak to jest jego wina. Bo jak on twierdzi, on się nie myli, a jak się myli to i tak ma rację.
Jak jest dobrze, to jest, ale jak kłótnia nie załagodzi się zaraz jak wybuchnie, zaczynają się wypominki, że go oszukałam, że to moja wina, że on taki dla mnie jest. Prosiłam, żeby wybaczył, żeby nie żył przeszłością, to mówi, że postara się a za parę miesięcy to samo. Dużo zdrowia i psychiki jego zachowanie mnie kosztuje. Moja własna ocena spadła, nie wiem, czy jak coś powiem, nie będzie z tego problem, kłótnie z nim doprowadziły mnie do nerwicy i ataków paniki, ale według niego to jest moja wina i konsekwencja tego, że matka moja nie przyjechała i nie powiedziałam wprost, że nie przyjedzie.
Ja jestem uczuciowa osoba, jestem upierdliwa nieraz, ale zależy mi jedynie, aby nasza rodzina była kochająca, ale i żeby mąż miał szacunek do mnie. Sugerowałam terapię, ale on nie chce słyszeć, nie wierzy w psychologów. W głębi duszy wiem, że cokolwiek bym wtedy zrobiła to i tak by nic nie zmieniło, bo mój mąż jest uparty. W 90% ja wychodzę z ręką do niego, czy moja, czy jego wina wolę wziąć to na siebie byle by było dobrze. Jeżeli on się mści i karze mnie to ile to ma trwać? Od czasów covida minęło prawie 4 Lat. Byłam silną osobą, a teraz po roku terapii wychodzę na prostą z atakami paniki. Czy mimo czasu i błędu jak on uważa, nie zasługuje na szacunek? Co ja powinnam zrobić?
Mówię mu, że mnie krzywdzi, że zaczynam go nienawidzić za to, jak on mnie traktuje. To odpowiedź jest jedna "a dlaczego tak jest? Jakbyś mnie nie oszukała, to bym taki nie był dla ciebie."
Kiedyś wspomniał, że dzieci on mi nigdy nie da, jakbyśmy się rozeszli, chociaż to ja z nimi spędzam praktycznie całe dnie, bo on długo pracuje. Jak żyć z takim człowiekiem?
Jak przemówić mu do rozsądku, że mnie krzywdzi i że mam dość tego. Proszę o pomoc w tej sprawie.
Dzień dobry, W ostatnim czasie dużo wydarzyło się w moich relacjach związkowych. Na początku roku zakończyłam związek 4-letni, po czym w bardzo szybkim czasie rozpoczęłam związek z obecnym partnerem, który jest po swoich przejściach, razem z żoną wzięli rozwód z jego winy. Wchodząc w związek ze mną zapewniał mnie, że ma przepracowane i zamknięte swoje wcześniejsze relację. Ja kończąc swój związek czułam się pogubiona, nie wiedząc czy dobrze robię. Jednak podjęłam decyzję, że nie chcę naprawiać starego związku. Z obecnym partnerem, na początku relacji było bardzo dobrze, z czasem zaczęły wychodzić rzeczy, o których mi nie powiedział, czyli to, że miał kontakt z kobietą, przez którą rozpadło się jego małżeństwo. Nie powiedział mi o tym sam, dowiedziałam się przypadkiem. Poprosiłam o zakończenie tej relacji, obiecał, że to zrobi. Przy kolejnych pytaniach o tą relację prosił o zaufanie twierdząc, że jest zamknięta, jednak wiem, że wymieniali jeszcze jakieś wiadomości, ponieważ ta kobieta co jakiś czas do niego pisze, a on jej odpisuje. Temat ten został wyciszony, bo za każdym razem jak pytałam o to, dostawałam odpowiedź, że już więcej się ta kobieta nie odzywała. Ja natomiast czułam lęk i strach przed zaangażowaniem w związek. Bałam się, że mnie zrani. Czułam, że się ode mnie oddala, nie odpowiada tak bardzo otwarcie na pytania o naszą relację. Po pewnym czasie przyznał się, że zaczął mieć wątpliwości co do swojego małżeństwa i tego, że nie spróbował go naprawić. Miał rozterki co do tego, że skrzywdził swoją byłą żonę i że chciałby to naprawić. Czuł się rozdarty między swoją byłą żoną a mną. Byłam przy nim w tym czasie, starałam się pocieszać i wspierać, doradziłam, aby porozmawiał z byłą żoną. Spotkali się, po spotkaniu usłyszałam, że ona chciałaby spróbować ponownie, on również powiedział, że chce spróbować naprawić to co miał. Bardzo mnie to dotknęło, usłyszałam, że gdyby jego była żona powiedziała definitywnie nie, to wtedy walczyłby dalej o mnie. Uszanowałam jego decyzję. Po dwóch dniach mieliśmy ponownie rozmowę, twierdząc, że się w tym wszystkim pogubił, przeprosił mnie, mówiąc, że postąpił źle, że myślał że ma swój dawny etap zamknięty, że przepracował swoje małżeństwo, a okazuje się że jednak nie. Powiedział byłej żonie, że nie jest w stanie spróbować z nią ponownie. Mnie oświadczył, że idzie na terapię. Po tych wszystkich wydarzeniach zastanawiam się czy taka relacja ma jakikolwiek sens. Czy z takim mężczyzną można być szczęśliwym? Boję się, że skoro raz zrobił coś takiego, zrobi to ponownie.


