Left ArrowWstecz

Przekraczane są moje granice przez rodzica i część rodziny, jakbym był niewystarczający. Uczę się, pracuję, dbam i wiem, że mogę odpoczywać.

Za miesiąc kończę 25 urodziny, mieszkam nadal z rodzicem w starszym wieku, ponieważ mieszkanie ma zostać dla mnie oraz nie płacę za rachunki, lecz pilnuje terminów, dokonuje przelewów, zajmuje się zapotrzebowaniem w domu (gdy nie ma wody, to idę itp.). Wszystko pięknie i ładnie, lecz zaczynają mi przeszkadzać komentarze rodzica, np. wczoraj pracowałem przez 12 godzin, wróciłem późno, dzisiaj miałem wolniejszy dzień, ponieważ miałem tylko jednego klienta (godzina pracy) to odpoczywałem, podstawowe obowiązki wywiązałem, jedynie zapomniałem o tym, że umówioną mam wizytę u fizjoterapeuty wraz z tym rodzicem (2 wizyty pod rząd, umówione ponad miesiąc temu) przypomniałem sobie dopiero, gdy specjalista odwołał wizytę, nie przypomniał (miał do tego prawo, chociaż jestem przyzwyczajony, że specjaliści dzień wcześniej wysyłają chociaż przypomnienie). Po tej mojej gafie powiedziałem rodzicowi i dopiero się rozpoczęło. Ja się lenie, nic nie robię, tyle do roboty a ja nic, skończy mi „kawalerkę“ (była w pokoju moja dziewczyna po pracy) i nie powiem, rodzic wyprowadził mnie z równowagi, bo po studiach próbuje rozwinąć skrzydła, nie wychodzi mi jeszcze na tyle, aby pójść na swoje, ale działam. Ta sytuacja jest jedną z wielu. Ostatnio były reprymendy, że jak moja dziewczyna do nas przychodzi po pracy, to idzie się położyć i chce abym z nią poleżał (ostatnio jest tego więcej, bo też ma więcej stresu [dowiedziała się o guzie w mózgu, studia, praca]) wywiązała się z tego rozmowa, że „ta dziewczyna“ rodzicowi się nie podoba, bo siedzisz w pokoju, nic nie robisz etc. Po wytłumaczeniu sytuacji, nie nastąpiło jakiekolwiek zrozumienie rodzica. Podkreślę, że ja zawsze wolałem spędzać wolniejszy czas, tym bardziej, gdy jest zimno, w swoim pokoju, bo czuję się komfortowo i po poznaniu dziewczyny nic się nie zmieniło, tylko przed poznaniem dziewczyny to nie przeszkadzało (nie przeszkadza, gdy nie ma dziewczyny a odpoczywam w pokoju albo uczę się, bo dalej się dokształcam). Są ciągle docinki, dzisiaj padła z ust taka: „zamiast leżeć, powinieneś ogarnąć przy garażu“ (jest przestrzeń przy garażu, przez który wcześniej weszły koty i nasmrodziły). Mam już powoli tego dosyć, bo są przekraczane moje granice, ostatnio pomimo tego, że sam sobie przygotowuje ubrania to ten rodzic zaczął przygotowywać dla mnie ubrania, bo tak powinienem się ubierać. Zamykam swój pokój, bo gdy był otwarty to wchodzono do niego, rozwalano i nie sprzątano, bo to mój pokój. Np. gdy moja starsza siostra przyjeżdża z dziećmi to tam są zapraszane dzieci, bawią się, delikatnie porysowały mi ścianę, pobrudziły pościel, przeglądały moje rzeczy i gdy znajdowały słodycze to zjadały (nie częstowały się). Po napomnieniu jest bagatelizowanie albo stawianie mnie w gorszym świetle, bo zakazuje, a Oni nie szanują moich próśb, żeby tak nie robili albo chociaż pytali się czy tak mogą (wejść, skorzystać z mojego telewizora/sprzętu). Nie wiem co robić, na ten moment nie zarabiam tyle, aby wynająć coś, poduszki finansowej też za dużej nie mam, a praca na ten moment też nie jest pewna, bo to początki. Jakby ktoś mógł coś podpowiedzieć.
User Forum

Krystian

1 rok temu
Łukasz Piętal

Łukasz Piętal

Witaj!

W mojej opinii rodzice mają problem z tym, że nie zauważają tego, że ich syn jest już dorosłym człowiekiem i ma prawo do swojego życia, układania go według własnej woli, stawiania granic, prywatnosci. Musi to być dla Ciebie trudne i frustrujące, czemu ciężko sie dziwić. To co możesz zrobić to konsekwentne stawianie granic. Proces separacji od rodzica nie jest łatwy, zwłaszcza kiedy się razem mieszka. 

Jeśli potrzebujesz pomocy zapraszam na konsultacje stacjonarnie albo online.

Pozdrawiam 

1 rok temu
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Panie Krystianie, 

 Jako psycholog myślę, ze to bardziej chodzi o taką niezależność emocjonalną - niebycie na każde zawołanie, wychodzenie z domu, generalnie przejście na taki poziom z rodzicami: dorosły z dorosłym. Obawiam się, ze mówienie o niewchodzeniu na niewiele się zda.

 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Konflikt z teściową a relacja z narzeczonym i oczekiwanie dziecka - jak sobie radzić?
Witam, mam pewien problem który już trapi mnie od miesięcy. Mianowicie chodzi o moje życie, narzeczonego i jego matki. Ja i narzeczony jesteśmy z dwóch różnych miast - różnica godzina drogi, wydarzyło się wiele bo zaszłam w ciąże i 2/3 za mną w tym momencie, przeprowadziliśmy się w strony narzeczonego bo nie mieszkaliśmy na co dzień razem, wiec można powiedzieć siedzimy w otoczeniu rodzinnym narzeczonego, nie ukrywam, bardzo brakuje mi bliskich i znajomych gdzie kontakt jest drogą smsową lub spotkaniem raz w jakiś weekend. Sęk w tym, że kiedy nie mieszkałam z narzeczonym i nie miałam dziecka w drodze, miałam dobre kontakty z teściową. Mój narzeczony mieszkał z nią sam bo reszta wyjechała zagranice do pracy, jej mąż nie żyje od kilku lat i mój facet bardzo jej pomagał w życiu. Kontakt z teściową zaczął się pogarszać jak zamieszkał ze mną. Na początku to wszędzie chciała z nami być i jeździć, była końcówka lata i dosłownie miałam wrażenie, ze codziennie lub co drugi dzień z nią jesteśmy. W którymś momencie zaczęłam mieć z tym problem i zaczęło mnie to już przytłaczać i mówiłam narzeczonemu czy nie jest tego trochę za dużo. On mam wrażenie jest taki obustronny - może teraz trochę bardziej jest za mną aczkolwiek nie wiem jak by było w sytuacji konfrontacji. Kiedy spotkań było mniej zaczęła kombinować i wydzwaniać z propozycją, że ma dla nas jedzenie (do teraz tak jest). Nie ukrywam to jest bardzo miłe i pomocne ale robi to przeważnie wtedy kiedy nie ma nikogo w domu i potrzebuje towarzystwa i wabi nas jedzeniem. Nie miałabym nic przeciwko w częstszym przebywaniu z nią gdyby nie takie zachowania. Ona ma silny charakter - taki męski, od jakiegoś czasu mam wrażenie, ze mi dogryza albo rywalizuje ze mną. Były sytuacje gdzie np komentowała jak się ubrałam (czy zimno mi nie jest), ona pracuje w szpitalu i odbierając je, przeczytała sobie, ze jakieś drobne zapalenie mi wyszło i zaczęła w towarzystwie żartować o tym, raz się upiła i do mnie z tekstem „kocham Cię ale nawet nie próbuj mi ograniczyć kontaktów z synem i wnukiem”, na co mój narzeczony zareagował i ją okrzesał. Ostatnio poznaliśmy płeć dziecka i w momencie niespodzianki miałam widok na nią i tą jej zwiędłą minę jak zobaczyła różowy kolor… To nawet nie była mina smutku tylko jej niezadowolenia co jak dla mnie jest strasznie słabe, gdzie sama mówiła, ze najważniejsze żeby dziecko było zdrowe. Na tej imprezie zdążyła również skrytykować moją przyjaciółkę, która mi opowiedziała, że nie znając jej mówi, ze z niej okropna matka bo nie pilnuje swojego dziecka. Dużo wydzwania do mojego faceta, kilka razy razy dziennie, mimo spotkań i kilometra różnicy w mieszkaniu od siebie. Często proponuje mu, ze zrobi mu jedzenie do pracy, gdzie często ja mu coś robię bo nadzwyczajnie mieszkamy ze sobą i dbamy o siebie. Czuje jakieś poczucie rywalizacji albo może problem teściowej. Nie mam pojęcia co robić, nie lubię tam jeździć ze względu na różnice charakterów, podejście tej matki i niepotrzebnych tekstów w moja stronę, w głowie mam wtedy, ze muszę się zmuszać tam jechać raz na jakiś czas żeby przykrości nie zrobić a mi chodzi tez o komfort psychiczny tym bardziej w ciąży. Boje się, ze jak urodzi się dziecko to będzie jeszcze gorzej. Będzie krytyka, bo ona wie lepiej itd. Co tu robić?
Matka odkąd pamiętam jest agresywna, krzycząca, nabuzowana. Robi awantury i nic jej nie odpowiada. Na co to może wyglądać?
Nie wiem jak to ująć, tak, by nie napisać elaboratu, ale spróbuję. Mam problem z matką. Osobiście mam 30 lat, mieszkam na swoim, czasem zjeżdżam do domu. Głównie ma problem do mojego ojca, że pije. Przyznaję, popadł w alkoholizm i to jest dodatkowy problem, ale nawet jeżeli przez miesiąc nie pił to i tak wyzywała go od zboczeńców, pedofilów, patologi, alkoholików itd. Alkoholizm to tylko pretekst, bo potrafi zacząć awanturę o krzywo postawiony kubek, o to, że bierze się talerz nie z tego miejsca, co chce czy o to, że wyrzuciłem śmiecia do śmietnika a nie worka obok, reasumując, o wszystko, dosłownie. Jak zaczyna swoją tyranię, to już bez kontroli leci po wszystkich. Cała rodzina, nawet osoby, których nie znam, wyzywa od najgorszych - każdego. Zboczeńcy, patologie etc, bez hamulców. Co najlepsze, nawet, jeżeli nikt z nią nie dyskutuje, bo to nie ma sensu i tylko ją nakręca, to potrafi przez godzinę sama do siebie gadać i wyzywać wszystkich. Mimo że ja sobie radzę całkiem nieźle, to każda rozmowa o czymś normalnym kończy się porównywaniami, że dzieci jej koleżanek kupiły dom za tyle i tyle, że pracują tu i tu i w ogóle, że są najlepsze a my to śmieci i nic nie osiągnęliśmy. Tak szczerze, zwisa mi to i już od ponad roku ją ignoruję totalnie, bo znam swoją wartość. Kobieta nie ma żadnego hobby, nigdy nie miała. Zawsze wszystko pod nos podstawiane, żadnych zakupów, zero obowiązków. Myć podłogę potrafiła zacząć w samo południe i robić to przez godzinę. Każde zwrócenie jej uwagi o cokolwiek kończyło się awanturą i tym, co wcześniej opisałem. Inny przykład. Kupuję mieszkanie niedługo, jestem w stanie samemu to sfinalizować, ale po prostu chciałem się pochwalić i spytać jej o punkt widzenia i być może jakąś dodatkową pomoc, bo zawsze gadała, że dzieci jej koleżanek pokupowały wille itd(częste wyolbrzymianie).. więc oczywiście krytyka, czemu tylko 70m, czemu 2 pokoje a nie 4 itd. Zero propozycji czy pomocy w czymkolwiek. A pieniądze ma na koncie. Na dzień dzisiejszy, właściwie, wstaje, idzie do kuchni. Zrobi awanturę, idzie do swojej dziupli w pokoju, i tak z 4x na dzień. Jest na emeryturze. Nie pamiętam kiedy ostatni raz pochwaliła za coś albo się uśmiechnęła. Może raz w życiu. Odkąd pamiętam jest nabuzowana i agresywna dzień w dzień. Wspomnienie o leczeniu to totalna agresja i wyzywanie. Nie sądzę, że da się ją leczyć w wieku 66 lat. Chciałem dopytać, na jakie choroby to wygląda wszystko ? Nerwica? Psychoza, depresja ?
Nie wiem, czy wynająć mieszkanie.
Nie wiem, czy wynająć mieszkanie. Waham się, gdyż przed pójściem na mieszkanie mama złamała rękę. Do tej pory wymagała opieki, teraz lepiej sobie radzi. Innym powodem tego, iż obawiam się sama zamieszkać, jest samotne mieszkanie. Jednak moi rodzice mnie ograniczają - gdziekolwiek nie pojadę, dopytują, się gdzie jadę. Jeśli wrócę późną porą, to dopytują się, gdzie byłam tyle. Potrafią awantury robić. Nie jestem małym dzieckiem, mam 35 lat. Chcę rozpocząć kurs angielskiego, ale będzie to sceptycznie przyjęte, ponieważ pochodzę z klasy robotniczej i uważają, że po co mi te kursy. Podobnie do szkoły podyplomowej, do której chce iść, lecz obawiam się ich oburzenia. Mama próbuje mi wtrącać się, z jakimi ludźmi się zadaję. Jak kogoś nie polubi to gada mi, po co się z kimś koleguję. Nie wiem, co z tym mam zrobić. Wywołuje u mnie to bunt i konflikt, gdyż wydaje mi się, że powinna mieć mama swoje życie. Co zrobić?
Witam serdecznie, mam obawy co do sąsiadów
Witam serdecznie, mam obawy co do sąsiadów, ponieważ upatrzyli sobie moją córkę 3-latkę i chcą pokazać światu, że oni by byli lepszymi rodzicami. Ode mnie słyszała od sąsiada, jak mówił do córki, jak chciał ją zabrać do siebie, a córką nie chciał iść, że ja to nie jej mamą, tylko za ścianą jest mama, czyli jego żona. Co zrobić.
Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem
Witam. Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem, staramy się, żeby wszystko było tak, jak należy, lecz mamy bardzo odmienne światopoglądy i różnice zdań. W wielu sytuacjach nie rozumiemy się nawzajem... Moje oczekiwania są znacznie inne niż jej oczekiwania... Chcę z nią na te tematy otwarcie rozmawiać, żeby można było znaleźć wspólny język, lecz ona nie chce rozmawiać, ucieka, boi się rozmowy, zamyka się w swoim świecie i ucina wątek, który ja staram się poruszyć. Nie wiem, czy to ma sens, próbować trwać w tej relacji dla dobra dziecka, mimo że nie rozumiemy się nawzajem.... Czy lepiej się rozejść i odpuścić? Chciałbym, żeby dziecko miało normalny i dobrze funkcjonujący dom z dwojgiem rodziców, temu staram się też z nią rozmawiać i poznawać jej perspektywę patrzenia, myślenia i podejścia do życia, ale ona nie chce za dużo rozmawiać. Przeważnie w rozmowie jak zadam niewygodne pytanie, to się zamyka, ucina temat i pojawia się u niej złość, co wpływa negatywnie na naszą relację.... Sam się już w tym gubię, bo nie wiem, co jest lepsze dla dziecka w takiej sytuacji...
Jak wspierać emocjonalny rozwój adoptowanego dziecka i budować zaufanie?

Zauważyłem, że nasze dziecko, które kilka miesięcy temu adoptowaliśmy, ma trudności z wyrażaniem emocji i nawiązywaniem więzi. Rozumiem, że rozwój emocjonalny adoptowanego dziecka to wyzwanie, a ja jako rodzic chcę wspierać jego potrzeby, jak najlepiej potrafię. 

Wiem, że ważne jest stworzenie bezpiecznego środowiska, ale czasami naprawdę czuję się bezradny. Nie zawsze wiem, jak zareagować na jego lęki i niepewności. 

Jak sobie radzić, gdy dziecko zamyka się w sobie emocjonalnie? Bardzo mi zależy na tym, by go zrozumieć i jak najlepiej wspierać jego rozwój.

Do kogo iść po pomoc, gdy nadmiernie się zamartwiam o córkę?
Do kogo iść po pomoc, gdy nadmiernie się zamartwiam o córkę?
Moja sytuacja wygląda tak. Mieszkam z teściami partnera. Mamy 1.5 roczną córkę
Moja sytuacja wygląda tak. Mieszkam z teściami partnera. Mamy 1.5 roczną córkę z partnerem. Do tej pory życie nasze było super, wychodziliśmy raz na jakiś czas gdzieś z partnerem rozerwać się, a teściowa pilnowała wtedy córkę (druga babcia, moja mama, nie wchodzi w grę, bo moja córka się jej boi, rzadko się widują i dlatego). Od jakiegoś czasu jestem pokłócona z teściami partnera i to grubo i teściowa podczas kłótni wypomniała mi to, że pilnowała małą i że od teraz już nie będzie i rzeczywiście tak jest. Teraz nigdzie nie wychodzę z domu, bo nie mam jak. Z partnerem też nigdzie, bo ma taką pracę, że dużo czasu mu zajmuje. Jedynie na jakieś zakupy, ale to tylko z dzieckiem i to jeszcze raz na jakiś czas, ale już nawet takie zakupy mnie nie cieszą. Mieszkam na wsi, nie mam prawka, więc nie mogę nigdzie sama z córką pojechać. Już moja psychika jest rozdarta na kawałki... Mam dość buntów córki. Tego, że ja zajmuje się nią prawie 24h/7 jestem wykończona psychicznie i jeszcze to, że siedzę non stop w domu i relacja z partnerem też mi się pogorszyła o to, bo ostatnio dużo płaczę, bo już nie wytrzymuje, a on twierdzi, że wymyślam i że non stop nic mi nie pasuje. Nie rozumie mnie w ogóle. Swoją zmianę tłumaczy brakiem czasu. Dodatkowo mamy w drodze kolejną dzidzię. Nie wiem, jak moja psychika to wytrzyma. Już teraz mam złe myśli, nic mnie bardzo nie cieszy, ale jedynie od tych myśli odpędza mnie fakt, iż mam taką cudowną córkę i drugie dziecko w drodze. Ale moja psychika już nie wytrzymuje i partner dodatkowo się zmienił i mało bardzo czasu spędzamy razem. Wcześniej nawet jak nie miał czasu, to jeździłam z nim gdzieś, gdzie jeździł w sprawach służbowych i tak spędzaliśmy razem czas, a wtedy teściowa pilnowała małą i wtedy było okey z moją psychiką, bo mogłam odpocząć od małej i spędzić czas z partnerem. Nie ważne jak, ważne, że z nim sam na sam bez dziecka. Co mam zrobić, żeby czuć się lepiej? Najczęściej potrafię być tylko na chwilę szczęśliwa z czegoś, a potem znów wraca zły stan psychiczny, smutek i przygnębienie. Czy to może być depresja??
Dzień dobry, mam problem, mieszkam z partnerem w jego rodzinnym domu.
Dzień dobry, mam problem, mieszkam z partnerem w jego rodzinnym domu. Na piętrze prócz nas mieszka jeszcze jego mama córka z mężem i synem i z drugim synem, który ma żonę i 3 dzieci. Od zawsze czułam się traktowana przez nich, jakbym była kimś obcym, przestałam z nimi spędzać czas i tam przebywać. Ostatnio teściowej zaczęły ginąć pieniądze, a podejrzenia padły na mnie. Zaznaczę tylko, że drzwi od domu nigdy nie są zamykane. Przykro mi z tego powodu, że od razu wszystko jest na mnie za każdym razem, jak coś wynika, to od razu jestem ja. Co mogę zrobić, jak sobie z tym radzić. Ja nic nie zrobiłam, jak tylko mogę to im pomagam, jak jest potrzeba, a gdy partner dzwoni i pyta się mnie czy ja kradłam, pęka mi serce. Czuję się w tym domu osaczona, zlękniona, a nie mam gdzie się podziać z dwójką moich dzieci. Pomału zmierzam się do depresji. Proszę o pomoc.
Jak mam radzić sobie ze stresem? Szybko się denerwuję
Jak mam radzić sobie ze stresem? Szybko się denerwuję, a złość wyładowuję na rodzinie. Byłem już tak nerwiony, że chciałem pobić siostrę. Cały czas mam stan napięcia nerwowego, byle co już się denerwuje. To wynika z dzieciństwa, co przeżyłem i po śmierci taty on umiał do mnie dotrzeć i stawić mnie do pionu. Proszę o pomoc.
Czy odrzucenie i brak taty w dzieciństwie, wpływa na relacje w moim dorosłym życiu? Bardzo boje się odrzucenia, przez co nie okazuje swoich emocji w stosunku do nowych partnerów, jestem chłodna (unikam dotyku, przytulania, całowania) mam wrażenie ze przez to kończy się każda moja rozpoczęta relacja, mimo iż chciałabym mieć partnera to każdy po czasie ze mnie rezygnuje. Bardzo ciężko jest mi się przed kimś otworzyć, co mogę z tym zrobić?
Razem z mężem i córką mieszkamy z teściami i szwagrem. Od dłuższego czasu (mniej więcej ponad rok) denerwują mnie domownicy
Dzień dobry. Razem z mężem i córką mieszkamy z teściami i szwagrem. Od dłuższego czasu (mniej więcej ponad rok) denerwują mnie domownicy. Łatwo wyprowadzają mnie z równowagi. Dzisiaj szwagier mnie wkurzył, na tyle, że ręce mi się trzęsły. W zeszłym roku pojawiły się problemy duszność, ucisk w okolicy serca, niskie ciśnienie. Byłam u rodzinnego, wykonałam badania krwi, wszystko pod kontrolą. Lekarz stwierdził, że może to być nerwica i na tym się skończyło. Zmieniłam się odkąd tu mieszkam. Zawsze mnie coś irytuje, szybko się denerwuje. Na dodatek nie mam znajomych, nie wychodzę nigdzie i każde wyjście męża na spotkanie pracownicze mnie dołuje. Czuję, że zajadę się psychicznie, dlatego proszę Państwa o pomoc.
Jak radzić sobie z odpowiedzialnością za rodzeństwo z MPD po odejściu ojca

Cześć, pisałam tu jakiś miesiąc temu... Wątek: Jak pomóc ojcu zmanipulowanemu przez nową partnerkę po śmierci mamy? Prośba o rady. Od tamtego czasu wiele się zmieniło na gorsze... W poprzednim wątku nie napisałam wszystkiego. Mam 29 lat, choruję na MPD (orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym), ale jestem osobą samodzielną. Mieszkam jeszcze z ojcem, bratem, partnerką ojca i jej córką. Moja mama zmarła 5 lat temu. Po jej śmierci tata zapewniał, że „będziemy razem” i damy radę jako rodzina. Przez pewien czas tak było – do momentu, gdy dwa lata temu w jego życiu pojawiła się partnerka. Od tego czasu stopniowo się wycofywał, aż niedawno oświadczył, że się wyprowadza do niej. Zostawia mnie i młodszą siostrę (25 lat) (która ma dwoje małych dzieci), oraz dwóch braci, którzy mają znaczne MPD i wymagają całodobowej opieki z całą odpowiedzialnością, mimo że formalnie nadal jest prawnym opiekunem jednego z naszych braci. Deklaruje, że „będzie przyjeżdżał”, ale cała opieka spadła na mnie i moją siostrę. Ta kobieta twierdzi, że „jesteśmy już dorośli” i tata nie ma obowiązku się nami zajmować. A przecież nie chodzi tylko o wiek – chodzi o to, że nasi bracia są całkowicie zależni, potrzebują pomocy przy wszystkim, a my nie mamy żadnego wsparcia z zewnątrz. Najbardziej martwię się o moją siostrę. Całe życie pomagała mamie, teraz wychowuje swoje małe dzieci i jeszcze będzie musiała według ojca pomagać mi w opiece nad braćmi. Jest bardzo młoda, a już nosi na sobie ciężar, którego nie powinna musieć dźwigać. Nie takiego życia dla niej chciałam. Czuję się okropnie, że to wszystko na nią spadło. A przecież miała prawo do własnej rodziny, spokoju, planów... Ja z kolei szukam pracy, ale teraz nie chcę zostawiać siostry samej. Choć mówi, że da sobie radę, przed tym jak się dowiedzieliśmy, że ojciec nas zostawia, już było jej ciężko, płakała itd... Kocham rodzinę, ale czuję się przytłoczona, bezsilna i bardzo zawiedziona zachowaniem ojca. On wybrał partnerkę, która go całkowicie sobą pochłonęła, a my przestaliśmy się liczyć. Boję się, że ja i siostra nie damy rady psychicznie i fizycznie... Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.

Jak powiedzieć mamie o tym jak się czuję?
Jak powiedzieć mamie o tym jak się czuję? Witam, mam 25 lat i nawet nie wiem jak mogłabym zacząć. Od naprawdę wielu lat, moje życie straciło jakikolwiek sens i smak. Jest po prostu codzienną egzystencja i katorgą walki z dnia na dzień. W tym czasie nazbierało się w nim na tyle problemów, że zaczęłam mieć z tego powodu problemy zdrowotne. Bóle głowy czy serca są u mnie na porządku dziennym. Oczywiście wszystko na bieżąco badane u lekarzy, którzy rozkładają ręce bo nie widzą żadnych problemów i wskazują zawsze na to samo - stres i nerwy. Towarzyszą mi one praktycznie na codzień i nagromadziło ich się na tyle dużo, że mam już dość. Natłok myśli jest już na tyle silny i męczący, że momentami w ogóle nie wstaje z łóżka i przesypiam całe dnie. Z perspektywy moich rodziców, z którymi mieszkam, zapewne wygląda to jak zwykłe lenistwo, może mają rację. Codzienne życie z natłokiem myśli stało się na tyle uciążliwe, że mam już tego dość i chciałabym w końcu poczuć jak to jest czuć szczęście i spokój w życiu. Tutaj pojawia się problem - strach. Nie wiem co robić, zbyt się boję podjąć jakieś działania. Mam już dość tego, że moi najbliżsi jak chłopak czy przyjaciółka, muszą mierzyć się z moimi codziennymi napadami gigantycznej agresji, furii, histerii i podobnych. Czuję, że w końcu będą mieli mnie dość i odejdą, chociaż nie będę się im dziwić. Chciałabym o wszystkim powiedzieć mamie, przestać ją okłamywać, że jest u mnie w porządku i nic się nie dzieje. Chciałabym, żeby mnie przytuliła, porozmawiała ze mną, spędziła czas. Czuję, że powinna wiedzieć. Wiem, że powinnam być już samodzielna ale nie potrafię. Czuję się jak dziecko we mgle potrzebujące kogoś, kto złapie je za rękę i poprowadzi. Nie wiem co robić. Boję się tego, że zacznie we mnie widzieć kogoś innego, może mnie znienawidzi. Boję się, że powie, że inni maja gorzej albo ze moje problemy to tak naprawdę nie są problemy. Jak mam jej o wszystkim powiedzieć? Co mam robić? Może nic jej nie mówić i wziąć się w garść, zacząć dorosłość. Tylko nie wiem jak..
Witam, mam 15letnią córkę. Od kilku lat zmaga się z bólami żołądka, zawrotami głowy i nudnościami. Miała robione różne badania i wszystko jest ok. Podejrzewam, że to jest na tle nerwowym, bo te objawy nasilają się wtedy jak ma iść do szkoły. W dni wolne objawy ustępują. Córka mówi, że boi się ludzi, że jest aspołeczna. Żeby podeszła do obcej osoby o coś zapytać, graniczy z cudem. Na początku myślałam, że to jakaś jej fanaberia ale gdy zobaczyłam łzy w oczach i trzęsące się ręce wiedziałam, że coś złego się z nią dzieje. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Czy u psychologa, psychiatry i jeszcze gdzieś indziej? Pozdrawiam.
Konflikt z siostrą męża niszczy małżeństwo – brak wsparcia i napięcia rodzinne
Mam problem z siostrą męża. Odkąd jesteśmy razem, dziewczyna nie potrafiła nawiązać żadnego kontaktu ze mną. Próbowałam rozmawiać, zadawałam pytania, zawsze wychodziłam z inicjatywą, ale kończyło się to tylko pustymi odpowiedziami. Przy stole rodzinnym było mi po prostu przykro, że jestem w stanie zadać pytanie i otrzymać odpowiedź, ale w drugą stronę to nie działa… Nigdy nie zainteresowała się moją osobą. Zastanawiałam się czy to nie była zazdrość, bo mój mąż zanim byliśmy razem zawsze robił za nią wiele rzeczy, woził ją wszędzie, odbierał paczki, itp. W końcu stwierdziłam, że odpuszczam, prosiłam też męża (wtedy partnera) o wyjaśnienie sytuacji, w czym tkwi problem. Stwierdziła, że jest introwertykiem i dlatego ze mną nie rozmawia i że nie ma nic do mnie... Problem w tym, że z innymi potrafi rozmawiać. Temat nie został wyjaśniony i się ciągnie latami… Spotkania rodzinne były dla mnie najcięższą rzeczą jaką musiałam znosić, jeździłam tam zestresowana i z bólem brzucha. Z czasem przestałam się odzywać przy stole, co dla mnie jest bardzo trudne, bo jestem osobą bardzo otwartą i towarzyską. Czułam się w tym wszystkim po prostu fatalnie, ale starałam się zadowolić męża i jego rodziców, bo „rodzinka jest w komplecie”. Przyszedł czas naszego wesela. Wszystko było dobrze, do czasu. W pewnym momencie jego siostra wyszła na środek sali by przy wszystkich złożyć życzenia urodzinowe swojej koleżance (tak się złożyło, że sąsiadka miała w dniu naszego wesela urodziny). Nic o tym nie wiedziałam i nie wyraziłam na to zgody. Potem wyszedł mąż i złożył mi życzenia z okazji zbliżających się moich urodzin… Byłam po prostu wściekła, zawsze powtarzałam, że wesele to nie jest miejsce na składanie komuś innemu życzeń, oświadczyny lub inne wydarzenia… Dziewczyna, która twierdzi że jest introwertykiem wychodzi nagle przy wielu osobach na środek sali i wygłasza przemówienie… Ja od niej nigdy żadnych życzeń nie dostałam, mimo że ja pierwsza jej kiedyś złożyłam życzenia i kupiliśmy z mojej inicjatywy prezent. To dla mnie już było za wiele… Wiem, że mąż chciał dobrze ale fakt, że pozwolił jej wystąpić na tej sali mimo że do mnie się nie odzywa to dla mnie w pewnym sensie zdrada emocjonalna. Wiele razy mu podkreślałam, jak bardzo boli mnie to zachowanie i chciałam żeby to wyjaśnił. Potem w podróży poślubnej nie mogłam sobie poradzić z emocjami i w sumie do tej pory nie mogę. Zamiast korzystać i się cieszyć ze wspólnych chwil to ja byłam smutna, rozdrażniona… Jestem cały czas zła na męża za to co zrobił. Są momenty, że się do niego nie odzywam. Stałam się wycofana, obojętna, nie potrafię mu okazywać uczuć, czuję się wypalona, mam co do niego bardzo mieszane uczucia za to, że nigdy nie stanął po mojej stronie… Sama już nie wiem co do niego czuje, jesteśmy świeżo po ślubie a ja mam czasem myśli czy tego po prostu nie zakończyć… Za kilka miesięcy wesele ma jego siostra. Nie chcę tam iść i mu o tym powiedziałam. Jednakże on chyba tego nie rozumie i boli go to, że nie chce przy nim być w tym dniu. Zakładam też, że boi się reakcji całej rodziny na to, że może nas tam nie być. Mam dość udawania przed wszystkimi, że jest OK, z wyjątkiem rodziców to nikt z jego rodziny nie wie o tym konflikcie. Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ciągle tylko wszystko analizuje. Mój związek się po prostu rozpada, bo zaczynam czuć coraz więcej negatywnych emocji w stosunku do męża przez jego siostrę i przez to że nie potrafi(ł) podejmować odpowiednich działań. Wiem, że każdy będzie żył swoim życiem, ale chcę się od wszystkich odciąć i nie mam zamiaru brać udziału w rodzinnych spotkaniach. Nie ważne jaką decyzję podejmę w sprawie ich wesela, czy wspólnego przyszłego życia z mężem, zawsze któraś ze stron będzie pokrzywdzona… Wszyscy moi bliscy wiedzą o tym konflikcie i tylko przejmują się tym, że mężowi jest ciężko w tym wszystkim bo jest między młotem a kowadłem. Uważają, że powinnam wspierać męża ale gdzie w tym wszystkim jest wsparcie dla mnie? Mną nikt się nie przejmuje, nikt nie wie co ja tak naprawdę czuję i ile mnie to wszystko kosztuje… Straciłam motywację do wszystkiego.
Samotność i wykluczenie społeczne - jak poczuć wsparcie i odnaleźć przyjaciół?

Dzień dobry, mam 32 lata i jestem bardzo samotną osobą. 

Od dziecka nie mam żadnych przyjaciół, w szkole byłam bita i odrzucana, nikt nie chciał się ze mną zadawać. Do tej pory nie mam żadnych przyjaciół, czuje się wykluczona od społeczeństwa. Moja rodzina mnie nie wspiera, mają mnie za dziwolonga, moje kuzynki nie przyznają się do mnie, bo się mnie wstydzą. Jestem normalną osobą, po prostu mam w życiu pecha, chciałabym mieć przyjaciół, ale nie mam szczęścia do ludzi, po prostu mam pecha, ale rodzina tego nie rozumie. 

W życiu spotykają mnie same cierpienia i dzieje się to nie przypadkowo, po prostu wygląda to tak, jakbym była przeklęta. Nie wiem, co mam robić. Czy iść do egzorcysty to jest nielogiczne, żeby od samego początku działy się ze mną straszne rzeczy. Cały świat jest przeciwko mnie, nikt mnie nie rozumie, moja rodzina ma mnie za chorą, a ja jestem zdrowa psychicznie. Nie wiem, co mam robić

TW: myśli samobójcze. Czuję się samotna w związku, brak wsparcia emocjonalnego i myśli samobójcze

TW: myśli samobójcze

 

Chyba mam myśli samobójcze, mam dla kogo żyć mam syna 3,5 latka, na którego czekałam tyle lat. Żyje z ojcem dziecka już bardzo długo, ale jest to ciężki człowiek, dużo od siebie wymaga, i też od innych, jest pracowity, kocha syna, wszystko robi, żeby miał w życiu lepiej niż on. Pracuje ciężko na nasz dom. Często mamy odmienne zdania, przez co często są małe sprzeczki. Często jak chce mu opowiedzieć, co wydarzyło się w pracy lub co spotkało mnie dziś, lub jaki mieliśmy z synem dzień jestem prawie zawsze atakowana ….. że powinnam była zrobić tak powiedzieć tak zachować się tak itp itd. Uważam, że nie jest dla mnie wsparciem psychicznym, bo często z tego powodu płacze. Ja też pracuję, nie zarabiam tyle, co on, ale pracuje, daje z siebie wszystko, praca dom itd, to co robi większość kobiet. 

Nie mam własnego życia oprócz domu, nie chodzę na siłownię, nie spotykam się z koleżankami, bo ich też nie mam. Nie jestem dobrą kucharką, ale zawsze ciepły obiad w domu jest. Zawsze wszędzie się spieszę, żeby zrobić zakupy, posprzątać itd. odebrać dziecko ze szkoły, nigdy nie myślę o sobie. Fryzjer phiiii 2 razy w roku, kosmetyczka na urodziny. Nie kupuje nowych ciuchów, butów, nie maluje się, bo szkoda mi czasu. Ogólnie czuję się, jak bym miała 60 lat. Nie potrafię już nawet zadbać o siebie. Brakuje mi kogoś, z kim mogę pogadać. Mam kochaną mamę, ale nie chce jej martwić. Ojciec dziecka nigdy sam z siebie mnie nie przytulił, nie jest to człowiek, który okazuje miłość. Mówi, że kocha, bo na nas pracuje i wszystko robi dla nas. Ja to rozumiem, ale gdzie jest w tym wszystkim zwykły przystulas, gdy boli brzuch, gdy gorsze dni. Sam o sobie mówi, że jest materialista, tylko pieniądze go motywują. Jest to też zrozumiałe, ale moim zdaniem przy tym wszystkim jest trochę może za mocne słowo użyje, ale “ moim katem “nieraz jak jest jakiś temat to żałuje, że go rozpoczęłam. Wydaje mi się, że w przyszłości przestanę mu mówić o różnych rzeczach, żeby uniknąć kłótni. Jestem osobą prostą, niewymagającą wiele, chce nauczyć syna być dobrym człowiekiem z empatią do innych i szacunkiem do 2 osoby. On wprowadza do domu trochę “wojska”.  Wiem ,że jest to dobry człowiek do tego stopnia, że jeśli stałoby się coś moim rodzicom to nie wstydziłby się im d.. podcierać. Ale to, co ja czuję chyba też jest ważne. Nie mamy życia seksualnego w ogole, bo on ciągle zmęczony pracą i nie potrzebuje tego, jak sam mówi . Ja niby też, ale przez to nie czuję się jak kobieta, żyjemy jak brat z siostrą. Chciałabym sobie jakoś pomóc, bo boję się że sama sobie nie poradzę . Dużo by pisać, ale w sumie po co . Mieszkamy za granicami Polski sami z dzieckiem, bez rodziny. Coraz częściej patrzę na garaż z dziwnymi myślami, bo przecież, po co ktoś słaby psychicznie ma na tym świecie być. Ja nic tu nie wnoszę. W pracy wszyscy mnie lubią, wręcz widzą, że ja to taka ogarnięta, ale nie widzą, co się dzieje u mnie w środku. Chce mi się wyć i krzyczeć.

Jak wypełnić pustkę po rodzicach, którzy oddali mnie mając dwa lata i poczuć się bezpiecznie?
Jak wypełnić pustkę po rodzicach, którzy oddali mnie mając dwa lata i poczuć się bezpiecznie?
Jak radzić sobie z krytyką i lękami po konflikcie rodzinnym?

Witam, nie radzę sobie z krytyką. Ciągle obwiniam się o wszystko. Lęki i niepokój pojawiły się po konflikcie męża z bratem. Ja byłam wtedy w szpitalu. Bratanice męża zaczęły pisać SMS-y, obrażając mnie. U nich jest tak, że nie znoszą innego zdania, nie można postawić granic. Mąż nie chce utrzymywać z nimi kontaktu, mówi, że są toksyczni. Wygadują niestworzone rzeczy, a ja jestem zalękniona, czuję się zastraszona, boję się spotkać ich na ulicy, żeby mnie nie zaczepiali. Nie śpię, straciłam apetyt i czuję ogromny strach. Leczyłam się kiedyś na zaburzenia lękowe, niestety, ze względu na nowotwór musiałam odstawić leki. Nie wiem, jak sobie pomóc, cierpię strasznie, dla mnie to jest męczarnia. Lekarz przepisał Asertin, czekam, czy mi pomoże. Byłam też u psychologa. Może jeden, dwa dni było ok, a tak zamęczam wszystkich rozmowami na temat tamtej rodziny. Tłumaczą mi, że skoro oni nas nie szanują, to należy uciąć kontakt. Tym bardziej, że rozpowszechniają nieprawdziwe informacje. Tylko że ja nie daję rady, nie wiem, czy ten konflikt nie wywołał nawrotu choroby, tych zaburzeń lękowych. Dodam, że dwa razy miałam przerwę w terapii, poza tym co jakiś czas były nawroty, z tym że te lęki miały inne tło – bałam się śmierci, przejęłam się wynikami. A teraz cały czas mam negatywne myśli o rodzinie męża, nie potrafię wyzbyć się strachu i lęku. Już nie wiem, co robić.