
Nie potrafię poradzić sobie z napadami złości, krzykiem (które są kierowane do partnera przy kłótni) są dni gdzie nie chce wychodzić nigdzie, ani nie robić nic, mam dziwne sny, myśli. Czy mogę się tym niepokoić ?
Natalia
2 lata temu
Daria Kamińska
Dzień dobry,
na początku gratuluję Pani autorefleksji. To pierwszy krok do potencjalnej zmiany. Warto przyjrzeć się temu, w jakich sytuacjach i w jakich relacjach (czy tylko romantycznej?) pojawia się w Pani tak silna złość. Jak Pani interpretuje to, co się dzieje i czy można na to spojrzeć inaczej? Czy kiedy doświadcza Pani wspomnianego wybuchu, coś to Pani przypomina? Podobne pytania może Pani sobie zadać odnośnie tego wycofania, którego Pani doświadcza. Pomocna może okazać się w tym temacie lektura takich książek jak: Emocjonalne pułapki przeszłości i/albo Relacje na huśtawce. Samodzielnie albo ze specjalistą można przyjrzeć się źródłom Pani silnych reakcji oraz zaplanować takie działania, które umożliwią Pani zyskanie więcej spokoju w swoich relacjach i życiu.
Pozdrawiam serdecznie,
Daria Kamińska
mniej niż godzinę temu

Zobacz podobne
Mam poczucie, że ciężko jest mi przyjaźnić się z innymi, ponieważ oczekują czegoś, czego nie robię/ nie myślę/ nie czuję.
Czemu ludzie oczekują ode mnie większej reakcji, ja z żartu jakiegoś nie potrafię się śmiać dłużej niż parę sekund, nie lubię wysyłać dziwnych emotek albo reagować na coś, jak dla mnie zbyt emocjonalnie jak inni. Nie umiem się zaprzyjaźniać z ludźmi na dłuższą metę, chyba nie ufam nikomu. Interakcje z ludźmi są męczące, ciągle oczekują jakiejś reakcji, bo inaczej myślą, że się ich nie lubi albo że z tobą jest coś nie tak.
Wychodzi na to, że jestem osobą współuzależnioną od toksyka.
Wychodzi na to, że jestem osobą współuzależnioną od toksyka, mimo iż nie jesteśmy razem. Sto razy przekroczył granicę, dawałam szansę i boję się, że mogę to zrobić kiedyś jeszcze raz. Choć wiem, że nie powinnam. To jakaś nigdy niekończąca się historia, wieczne traumy. Mam dość, ale przecież tyle razy miałam już dość, tyle razy był definitywny koniec. I znów powtarzam błędy... Jak sobie pomóc? Czy psychoterapia jest w stanie coś zaradzić? Nie mam czasu, nie mam sił od nowa wałkować problemu samemu psychologowi, a bardziej może możliwości zostawiania małego dziecka (łącznie mam 3 dzieci). Sam psycholog, wysłuchiwanie problemów to za mało :( Jakie są szanse, że psychoterapia odmieni mnie? Jakich narzędzi można się spodziewać na psychoterapii, mam na myśli ćwiczenia czy coś, czym to się różni od wizyt u psychologa?
Jak poradzić sobie z współuzależnieniem i toksycznymi relacjami w rodzinie?
W swoim 45 letnim życiu rozwiodłam się z traumatycznym alkoholikiem i wyszłam ponownie za mąż też alkoholika. Jestem kobietą po bardzo dużych przejściach, wręcz psychicznie byłam "przeorana" przez matkę i siostrę. Wieloletnie sprawy w sądzie zakładane przez "bliskie osoby "( o zachowek, podział majątku wspólnego, alimenty) doprowadziły do tego, że nie mam kontaktu ze swoją starszą 23 letnią córką . W tamtym czasie korzystałam z terapii u psychologa, bo nie mogłam się pozbierać sama w sobie, miałam myśli samobójcze i wydawało mi się, że jeśli najbliższa rodzina tak mnie krzywdzi, to Ja "odpuszczę", bo nie warto żyć. Nie mogłam zrozumieć jaki mają cel, by doprowadzać mnie do granicy ostateczności. Musiałam przeorganizować całe swoje życie i wyprowadzić się z rodziną ze swojego domu. Aktualnie od 4 lat mieszkamy (Ja, mąż, 12-letnia młodsza córka)w domu podzielonym na 3 mieszkania z teściową i szwagrem ze swoją rodziną. Mogłoby się wydawać, że teraz już będzie wszystko w porządku i zaczynam od "nowa", że to co było dla mnie koszmarem już nie wróci. Jednak życie pisze swoje scenariusze. Mieszkanie z innymi rodzinami nie jest łatwe i jak się okazuje nawet przestawione wiadro na wspólnym korytarzu dla teściowej, może okazać się powodem do wyzwisk, awantury, która eskaluje i zaczyna bezpośrednio mnie dotyczyć. Moja "ostoja spokoju " dom, który miał mi dawać poczucie bezpieczeństwa znów się okazuje zaczyna się burzyć. Teściowa bardzo mocno w ostatnim czasie wykorzystuje moją przeszłość i atakuje mnie słownie, fizycznie, obmawia mnie do innych domowników. Mój mąż dostrzega to, jednak "odważny" jest mówić o tym gdy jest pijany. Relacje między Mną a mężem są oziębłe i można powiedzieć oschłe. Martwię się kiedy widzę, jakie trudności ma z kontrolowaniem picia i jak bardzo oddalamy się od siebie. Wszystkie rozmowy, które dotyczą Jego uzależnienia kończą się sprzeczką, większą izolacją, bagatelizowaniem problemu i obiecywaniem tylko "zmienię się". Czuję się współuzależniona (brak spontanicznej komunikacji między Nami, jestem w permanentnym stresie, odczuwam lęk, mam duże poczucie winy i odpowiedzialności, co negatywnie wpływa na samopoczucie rodziny). Boję się o Naszą przyszłość, boję się o Jego zdrowie, boję się o siebie "czy udźwignę ten ciężar", boję się o młodszą córkę, która dorasta widząc niezdrowe relacje, po prostu boję się, że nie "ogarniam"tego wszystkiego. Czuję się niepotrzebna, bezsilna. Nie dostrzegam już dobrego rozwiązania i czuję się osaczona. Proszę o pomoc
Podejrzewam u męża ChAD. Psychiatra dał leki, ale nie postawił diagnozy - mąż ma napady lęku i poczucie beznadziei. Czy tak może być?
Od kilku dziesięciu lat podejrzewam że maz ma chad.Po rozmowie z psychiatra przekazałam informacje oczywiscie maz to potwierdził.. Nie chcial wcześniej iść do psychiatry.Do dnia jak dostal okropnego napadu leku paniki był nie do życia to była katastrofa.Wiedzialam jak postepowac bo od 5 lat czytam o xhad.Lekarz przepisał silny środek uspakajajacy i kwetiapune .Leki zaczęły dzialac po miesiącu.Maz wcześniej przed rozmową z psychiatra nie spał 6 dni.Po kwetiap7nie przespal 5 godz to był sukces.Nurt7je mnie pytanie dlaczego kekarz nie dał diagnozy mimo że pi rozmowie z nami odpowiedzi na zadawane pytania i opowiedzeniu przez nas jakie objawy od kilkunastu lat występowały nie odpowiedział k9nktetnie mimo że wszystko wskazuje na chad.Jeszcze pytanie mimo że jest dużo lepiej przeważnie rano ma napady leku i beznadziei czy to tak ma byc i czy to wkoncu ustąpi?
Czy związek ze starszym mężczyzną ma sens? Jego dzieci i była żona to dla mnie dużo.
Czy mogę być szczęśliwa ze starszym mężczyzną ? Jestem studentką i poznałam w wakacje faceta, z którym czuję się jak nigdy. Co prawda jest ode mnie starszy o 16 lat, ale tego nie idzie odczuć. Ubiera się jak typowy nastolatek, wszytskie nowoczesne technologie ogarnia bardziej niż ja. Traktuje mnie bardzo dobrze. Jest rozwodnikiem i ma dwójkę dzieci. Należę do tych co nienawidzi dzieci i jest mi bardzo ciężko z tym żyć, że on kogoś takiego ma. Że są istoty, którym też poświęca swoją uwagę, daje im miłość i wgl. Jego była żona kiedyś do mnie wypisywała, że jest ze mną tylko dlatego, żeby nie być samemu, a on sam mówi mi, że po prostu bardzo ją skrzywdził tym, że przyznał jej się do wątpliwości, które miał przed ślubem. Stwierdził, że wszystko co z nią stworzył, przeżył było pod wpływem presji, którą wywierali na nim inni. Nie wiem czy mu wierzyć czy nie. Nie wiem czy ten związek może mieć przyszłość? jak mam udźwignąć fakt, że jego żona zawsze będzie obecna w naszym życiu. Zwłaszcza, że ciągle mają niedokończone kwestie majątkowe, które powodują, że dużo czasu gadają ze sobą, co mnie tylko drażni. Jego dzieci ciągle pytają się go czy pamięta jak mieszkał jeszcze z nimi, a podczas wspólnej wycieczki , jedno z nich spytało czy pamięta jak kochał mamę. Serce mi się łamało. Boję się, że potrzebuje być z kimś w swoim wieku, żeby na spokojnie wszystko przeżyć z kimś na nowo. Nie chcę być ,,tą drugą,,, ale czy poznam kogoś aż tak bardzo dbającego o mnie? Zwłaszcza, że tyle razy już przeze mnie płakał i moje wątpliwości, zapewniając mnie, że nikogo nigdy tak nie kochał. Czy ten związek ma sens?
