Left ArrowWstecz
Nie potrafię poradzić sobie z napadami złości, krzykiem (które są kierowane do partnera przy kłótni) są dni gdzie nie chce wychodzić nigdzie, ani nie robić nic, mam dziwne sny, myśli. Czy mogę się tym niepokoić ?
User Forum

Natalia

2 lata temu
Daria Kamińska

Daria Kamińska

Dzień dobry, na początku gratuluję Pani autorefleksji. To pierwszy krok do potencjalnej zmiany. Warto przyjrzeć się temu, w jakich sytuacjach i w jakich relacjach (czy tylko romantycznej?) pojawia się w Pani tak silna złość. Jak Pani interpretuje to, co się dzieje i czy można na to spojrzeć inaczej? Czy kiedy doświadcza Pani wspomnianego wybuchu, coś to Pani przypomina? Podobne pytania może Pani sobie zadać odnośnie tego wycofania, którego Pani doświadcza. Pomocna może okazać się w tym temacie lektura takich książek jak: Emocjonalne pułapki przeszłości i/albo Relacje na huśtawce. Samodzielnie albo ze specjalistą można przyjrzeć się źródłom Pani silnych reakcji oraz zaplanować takie działania, które umożliwią Pani zyskanie więcej spokoju w swoich relacjach i życiu. Pozdrawiam serdecznie, Daria Kamińska
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jak poradzić sobie z ultimatum rodziców nakazującym zerwanie z chłopakiem?

Witam, znalazłam to forum dziś rano i potrzebuję pomocy, lub chociaż rady. Mam 19 lat i skończyłam szkołę 2 miesiące temu. Od 4 klasy podstawówki miałam pasek i stypendium, byłam bardzo dobrym uczniem zarówno w młodszych klasach, jak i w liceum. Od 7 miesięcy spotykam się z chłopakiem, jest kochany i bardzo mnie wspiera. W tym roku pisałam maturę, więc moja mama powiedziała, że mogę się z nim spotykać raz w tygodniu. Zgodziłam się na to i tak zrobiłam, jednak wraz z czasem mama zaczęła go obwiniać o „złe oceny”, kiedy dostałam np. 3 ze sprawdzianu. Mama mnie bardzo często wyzywa, nawet za małe rzeczy typu: zapomniałam wnieść ręczniki z balkonu. Wszystko pogorszyło się w trakcie matur, to wtedy też pierwszy raz zadzwoniłam na telefon zaufania i opowiedziałam o mojej sytuacji. Po maturach były moje urodziny, które spędziłam sama, leżąc w łóżku i płacząc. Moi rodzice powiedzieli, że mam zakaz spotykania się z moim chłopakiem do odwołania. Powiedzieliśmy sobie dużo za dużo słów, zarówno ja, jak i oni. Potem zaczęłam chodzić do pracy; temat chłopaka ucichł, a ja spotykałam się z nim w tajemnicy. Jednak parę dni temu matka się dowiedziała, i powiedziała, że mam się wyprowadzić. Rodzice chcą mnie zmusić, żebym z nim zerwała, bo oni „chcą innego chłopaka dla mnie” i uważają, że mój obecny mnie manipuluje i ma zły wpływ. Prawda jest taka, że po każdej kłótni w domu jak zostałam zwyzywana, to ten „okropny” chłopak zawsze mnie pocieszał, wspierał, i po prostu był dla mnie. Nigdy mi nie pozwolił być samej po kłótniach czy wyzwiskach. Zawsze mogłam mu się wygadać, a on zawsze był i mnie słuchał, nawet jeśli mówiłam o jednej rzeczy kilka razy. Rodzice mają obsesje na jego punkcie do tego stopnia, że ojciec przyszedł i zaczął mi mówić, iż „jakaś osoba z jego pracy” doniosła mu o tym, jaki jest mój chłopak. Domyśliłam się, że może poprosił kogoś, aby poszukał jakichś informacji na jego temat, co dla mnie jest paranoją. Powiedziałam, że mimo iż są moimi rodzicami, nie mają prawa mi mówić z kim mam zerwać, a z kim mogę chodzić; nie mam już 15 lat. Chodzę do pracy, skończyłam szkołę z dobrymi ocenami i jestem już po maturze. Więc bardzo proszę o radę, ponieważ dali mi ultimatum; albo z nim zerwę i będę mogła zostać w domu, albo będę się z nim spotykać, i mam się wyprowadzić, a co za tym idzie; nie będę mogła już wrócić do domu. Mam już dość takiego życia i ciągłych kłótni, próbowałam z nimi rozmawiać wiele razy, ale nie da się. Ja też nie chce rezygnować ze swojego szczęścia, bo rodzice mają takie „widzimisię”.

Jak reagować na wściekłość partnera z powodu zdrady, aby w efekcie się pogodzić?
Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie
Witam. Mam 24 lata i jestem facetem. Zacznę może od początku. Jestem wynikiem gwałtu, próbowano przeprowadzić aborcję, ale została przerwana, matka starała się mnie „wypłukać” alkoholem, ale jak widać bez skutku. Życie obdarzyło mnie wyjątkowo irytującą pamięcią, pamiętam leżenie w kołysce i darcie się aż do zmęczenia oraz minę i obojętność matki, gdy mnie karmiła. Do 10 roku wychowywałem się na zmianę raz u matki, raz u babci wraz z bratem, matka hobbystycznie zajmowała się usługami przyjemnościowymi w zamian za pieniądze. Dzieciństwo było pełne wrażeń, których nie będę tutaj opisywał z racji ich ilości. Borykam się z problemem - chorobą sierocą. Do 11 roku życia aż do informacji, że znalazła się dla mnie i brata rodzina zastępcza, moczyłem się w łóżko. Byłem z tego tytułu wyśmiewany, karany, karcony itp. Kołysałem się do snu, kręcąc głową z boku na bok, wyobrażałem sobie wtedy lepsze życie i tak usypiałem. Początkowo było to maksymalnie 15 minut przed snem. W wieku około 14 lat zacząłem robić to nieświadomie przez sen (obserwacja bliskich). Los chciał, że w wieku 16 lat zakochałem się po uszy w cudownej dziewczynie, ale przyciągała uwagę wielu osób. Byliśmy ze sobą 4 lata, ciągle jej nie ufałem i dawała ku temu powody, ale wybaczyłem. Weszła ze mną w związek dlatego, że przykuwałem uwagę swoją popularnością. W okresie gimnazjum każdy mnie znał i chciał ze mną rozmawiać- bardzo aktywnie zwracałem na siebie uwagę. Ale po przejściu do technikum zacząłem być trochę odludkiem - kołysałem się czasami już nie tylko do snu, ale z nudy. Wciąż wyobrażając sobie lepsze życie. W wieku 20 lat dziewczyna zerwała ze mną przez telefon, pokazując oziębłą i nie do poznania dla mnie postawę. Wybraliśmy się jeszcze na wspólne wakacje, ponieważ nie dało się odwołać. Na nich chcąc zaciągnąć mnie do łóżka powiedziała, że mnie kocha i chce to naprawić, na drugi dzień patrząc z obrzydzeniem powiedziała żebym nie robił sobie nadziei, bo potraktowała mnie jak rzecz. Od tamtego czasu kołyszę się w każdej wolnej chwili, kiedy tylko się da, zaniedbując dosłownie wszystko dookoła. W wieku 22 lat porzuciłem studia na 3 roku. W momencie zerwania dowiedzieliśmy się, że moja Ciocia zastępcza ma nowotwór. Napięcie w domu skupiało się na mnie, jako osoba wrażliwa zawsze starałem się wszystkim pomoc i rozweselić, a kiedy nie mogłem tego robić z własnych problemów to naturalnym było wyżywanie się na mnie. Aktualnie jestem samotny, oswoiłem się z tym, przestałem już cokolwiek czuć. Chodzenie do psychologów przerwałem, gdy usłyszałem kolejny raz „depresja” od niedorobionego psychologa czy psychiatry, którzy oczekiwali że wchodząc będę od razu w stanie powiedzieć im co mi dolega. Przez całe życie moja choroba miała obraz ambiwalentny, skąd do cholery miałem wiedzieć co mi jest, skoro nawet nie wiem kim jestem? Obecnie w wieku 24 lat nie mam już obok siebie nikogo, nikogo tez nie dopuszczam emocjonalnie, czuję się wycofany do własnej głowy, pełen obraz dysocjacji. Nie przeżywam niczego, a chciałbym. Jak normalny człowiek zrobić prawo jazdy, kupić wymarzone auto, znaleźć kochającą żonę itp. Ale nie potrafię, nie wiem gdzie szukać pomocy, zazwyczaj wizyty u psychologów kończyły się tylko tym ze lustrowałem im ich własną osobowość - dla kogoś żyjącego ciągle w myślach udawanie osoby siedzącej naprzeciw jest czymś niczym rozrywką. Co mam zrobić? Gdzie byli wszyscy skretyniali pedagodzy i psycholodzy wtedy? Nie zrobię sobie nic tylko dlatego że to byłoby tchórzostwo, ale nie mam motywacji żyć, bo jest to niczym katorga, każdy dzień zlewa sie w jedno a jedyne co robię to bujanie się z boku na bok, myśląc co by było gdyby. Próbowałem praktycznie wszystkiego, umiem grać na kilku instrumentach, rysować, modelować, rzeźbić, tańczyć (tańczyłem przez 11 lat w zespole). Z zawodu jestem elektrykiem, konserwatorem maszyn, mam uprawnienia na wózek widłowy oraz spawacza. A pomimo tego łapię roboty „poboczne” żeby dorabiać na studia które wznawiam z nowym miesiącem. Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie i fantazjach w trakcie kołysania się. Co mam robić?
Jestem mamą 6 letniego chłopca, mam 26 lat i jestem atrakcyjna, mam wysportowaną sylwetkę, zgrabne ciało, jestem fizycznie taka, jaka chcę być, psychicznie siedzę na dnie
Jestem mamą 6 letniego chłopca, mam 26 lat i jestem atrakcyjna, mam wysportowaną sylwetkę, zgrabne ciało, jestem fizycznie taka, jaka chcę być, psychicznie siedzę na dnie. Ojciec dziecka ma gdzieś swojego syna, jest alkoholikiem, od 4 lat nie ma z nim kontaktu, miałam zaś chłopaka, z którym byłam krótko, ok pół roku i mnie pobił, zostawiłam więc go, po roku znów się zakochałam, chłopak młodszy ode mnie o 3 lata, był cudowny, było naprawdę super i w pewnym momencie zaczął wybierać kolegów, pracę, a na końcu mnie zostawił, bo jak to powiedział, nie chce jednak kobiety z dzieckiem.. po jakimś czasie do mnie dotarło, że coś chyba jest ze mną nie tak, nie mogę sobie znaleźć nikogo wartościowego, bo mam dziecko.. nie mam wsparcia rodziny czy przyjaciół, praktycznie jestem z tym wszystkim sama, teraz jeszcze doszedł stan zapalny kaletki podbarkowej i jestem na zwolnieniu lekarskim, grozi mi zwolnienie z pracy, bo taki szef.. minusem tego wszystkiego jest to, że nie mogę znaleźć pracy, bo ja potrzebuję na jedną zmianę, aby dziecko na ten czas mogło być w przedszkolu, bo, jak wspomniałam wyżej, nie mam wsparcia.. dni w domu są okropne, 12 h siedzenia w łóżku, nie mogę wyjść, bo zwolnienie lekarskie.. mieszkam w bardzo małym mieście i wszyscy się tu znają, ale nie cierpię z tego powodu od tygodnia czasu, cierpię tak od nie pamiętam już kiedy.. rodzice zawsze mieli na nas wywalone, stary jest alkoholikiem a matka powiedziała, że nie pomoże nijak.. najlepiej, jak byśmy się wszyscy wyprowadzili, bo ona chce mieć spokój (mam 11 rodzeństwa i tak, nie mam wsparcia) dziećmi też się nie zajmie, bo ona nie chce, bo chce spokoju... na starego nie ma, co liczyć.. z ciotkami, wujami nie jesteśmy zżyci.. rodzice nigdy nie dbali o relacje rodzinne.. nie miałaM w życiu autorytetu.. nikt nie podpowiedział mi, co mogę zrobić, którędy iść, dlatego dziś jestem tu, gdzie jestem.. wynajmuję mieszkanie sama, sama wychowuję dziecko, zarabiam tyle, co na rachunki, wliczając alimenty i 500+.. to i tak nic.. czasem a nawet często się budzę z myślą, po co ja dziś w ogóle się obudziłam .. wszystko w moim życiu traci sens, a najgorzej, że wciąż kocham kogoś, kto mi powiedział, że nie chce jednak kobiety z dzieckiem.. to wszystko cholernie boli.. I ja już tak dłużej nie mogę.. JJ
Bardzo się staram i angażuję w poprawę relacji, ale czuję, że partnerka jej nie chce.
Razem z partnerką mieszkamy razem i wychowujemy przecudowną małą księżniczkę, sytuacja wygląda tak, że partnerka w ogóle nie angażuje się w związek, mam wrażenie, że lepiej jej bez mojej obecności, kłócimy się od czasu do czasu o błache sprawy i w tym momencie zamiast znaleźć jakieś wyjście czy porozumieć się partnerka wraz z naszą córką ubiera się pakuje i wyprowadza z domu. Często staram się z nią rozmawiać poważnie, zadając pytania, czego chce od życia, jakby chciała aby wyglądał nasz związek, nic nie potrafi mi wyjaśnić, czym jest związek, rodzina, miłość, budowanie relacji, czuje jakby była tylko ze względu na córkę. Staram się, przykładam, pokazując wielokrotnie że mi zależy, że chcę rozmawiać. Unika wszelakich odpowiedzi, reaguje złością, odpowiada na pytania całkowicie zmieniając temat. Strasznie jestem w ten związek zaangażowany ale nie widzę tego z jej strony, jest obojętna. Staram się, szukam problemu w sobie i staram sie naprawiać i byc lepszym partnerem wkładam całego siebie a przy pierwszej lepszej kłótni słyszę "najlepiej się rozejdźmy" za dwa dni mówiąc że ją kocham, odpowiada że również kocha, będąc w pracy mówię że tęsknię, odpowiada że tęskni. Mam straszny mętlik w głowie. Partnerka nie umie wytłumaczyć mi czego ode mnie oczekuje, pytam co jeszcze mogę zrobić, aby było lepiej. Czuję poniżenie, brak szacunku, brak zaangażowania brak zainteresowania wspólnym życiem, ona ma swoje ja mam mieć swoje. Pracuje, zarabiam, jak coś potrzebuje a nie ma dorabiam, utrzymuje nas, piorę, sprzątam gotuje, robię zakupy, troszczę się o nią, jej zdrowie, martwię, opiekuje, kocham, lecz nie czuje wzajemności. Jak dotrzeć, jak wyciągnąć informacje na temat jej poglądu na nasz związek, jakieś propozycje co do jego poprawy.
Partner przyznał się do kłamstw i seksu z byłą żoną, jednak wtedy mieliśmy przerwę w związku. Znów jesteśmy razem, a ja nie umiem sobie z tym poradzić.
Jestem w związku z 13 lat ze starszym mężczyzną, byliśmy ze sobą od maja 2022r. do lutego 2023r. Przez ten czas byłam bardzo o niego zazdrosna, o koleżankę z pracy (pracowaliśmy razem na zmianie ), o byłą żonę, bo tam do niej chodził (niby do dzieci ) rozmawiali ,pili kawkę ,mówił jej o naszych problemach Okłamywał mnie, że jest u swojej matki, a w tym czasie był u niej. Wchodził do niej głównie jak odprowadzał dzieci do domu . W końcu docierały drobne rękoczyny, ja jeszcze gorzej byłam zazdrosna . Rozstaliśmy się właśnie w lutym 2023r. Zmieniłam wtedy zmiane w pracy. Po prawie 2tyg odezwał się do mnie, to był marzec 2023 ,że nie umie beze mnie żyć i że mnie kocha i nikogo tak nie kochał (był wcześniej raz , rozmawialiśmy, zaproponował koleżeński sex, odmówiłam ), ja się tak ucieszyłam, czekałam aż się odezwie z taką nowiną ,że mnie kocha, bo też go kocham i spotykałam się z nim znowu. Po paru dniach od spotykania przyznał się , po mojej ingerencji, żeby prawdę powiedział . Przyznał się ,ż e chodził do byłej żony od rozstania i był raz u niej na noc, wcześniej pili alkohol , uprawiał z nią sex ... A wtedy dzień wcześniej jak z nią to zrobił, przyszedł do mnie normalnie po koleżeńsku porozmawiać, proponował mi koleżeński sex pijany ,ja się nie zgodziłam .. Ale jednak mimo że mi wbił nóż w plecy, to jednak nie byliśmy razem, to nie zdrada . Ale dziwnie się z tym czułam i nadal czuję , bo nadal z nim jestem i mamy 2 miesięczne dziecko . A ja nie potrafię o tym zapomnieć i mu to wypominam ciągle .. nie wiem co z tym zrobić . . Mogłam wcześniej jak jeszcze nie zaszłam w ciążę go po prostu odrzucić. Dodam, że już do niej nie wchodzi do domu nie mają kontaktów. Rękoczynów nie ma, ale nie umiem sobie z tym poradzić , a już minął rok od tych zdarzeń.
Jak żyć po odrzuceniu przez męża, który bardzo kochał ?
Jak żyć po odrzuceniu przez męża, który bardzo kochał ?
Nie jestem pewna czy chcę kontynuować małżeństwo. Zakochałam się w innym, który daje mi to, czego mąż nie dawał.
Z mężem jesteśmy małżeństwem 8 lat, razem już 14. Mamy dwójkę dzieci. Wydawało się, że jesteśmy dobrani idealnie. Ceniliśmy sobie te same wartości. Nigdy nie obrażaliśmy się słowami. Ale zawsze w naszym małżeństwie zdarzały się okresy "milczenia", kilkudniowe, kilkutygodniowe, a nasz rekord to dwa miesiące. Wcześniej zwykle to ja próbowałam przerwać ten "gniew" między nami. Kończyło się po 10 min rozmowy, gdzie mąż przyznawał, że faktycznie popełnił błąd, ale potrzebuje po prostu więcej czasu na przemyślenia. Od jakiegoś czasu zrezygnowałam. Nie próbowałam zaczynać rozmowy. A jak dochodziliśmy do jakiegoś porozumienia, podkreślałam mu, że to milczenie nas zabije. Niedawno kolega wyznał mi miłość. Mimo że odpierałam tę znajomość, jak tylko mogłam, zaangażowałam się, zakochałam. On dał mi to, czego od męża nie miałam: uwagę, czułość, zainteresowanie. Myślę bardzo poważnie o rozstaniu. Ale mąż nie chcę przyjąć tego do wiadomości. Twierdzi, że mnie kocha, że się zmieni, że już nie będzie milczał. A ja powinnam myśleć o rodzinie, o dzieciach, o domu, do którego za chwilę mamy się przeprowadzić, a który kosztował nas ogromnie dużo wysiłku. Jak ja mam czelność rozbijać rodzinę, bo przecież on poświęcił dla mnie wszystko. Podkreślam mu, że go nie kocham, ale on uparcie twierdzi, że zostałam tylko "omamiona" przez kolegę, że moje uczucie wróci, tylko musimy się oboje o to postarać, pójść na terapię itp. Boję się wyznać mu prawdę, bo jak sam twierdzi, jest załamany, nie widzi sensu życia. Po prostu boję się, że może targnąć się na swoje życie. Dodam, że byliśmy już u psychologa. Terapia par na razie nie ma sensu, bo ja nie jestem pewna, czy chcę związek kontynuować.
Przekraczane są moje granice przez rodzica i część rodziny, jakbym był niewystarczający. Uczę się, pracuję, dbam i wiem, że mogę odpoczywać.
Za miesiąc kończę 25 urodziny, mieszkam nadal z rodzicem w starszym wieku, ponieważ mieszkanie ma zostać dla mnie oraz nie płacę za rachunki, lecz pilnuje terminów, dokonuje przelewów, zajmuje się zapotrzebowaniem w domu (gdy nie ma wody, to idę itp.). Wszystko pięknie i ładnie, lecz zaczynają mi przeszkadzać komentarze rodzica, np. wczoraj pracowałem przez 12 godzin, wróciłem późno, dzisiaj miałem wolniejszy dzień, ponieważ miałem tylko jednego klienta (godzina pracy) to odpoczywałem, podstawowe obowiązki wywiązałem, jedynie zapomniałem o tym, że umówioną mam wizytę u fizjoterapeuty wraz z tym rodzicem (2 wizyty pod rząd, umówione ponad miesiąc temu) przypomniałem sobie dopiero, gdy specjalista odwołał wizytę, nie przypomniał (miał do tego prawo, chociaż jestem przyzwyczajony, że specjaliści dzień wcześniej wysyłają chociaż przypomnienie). Po tej mojej gafie powiedziałem rodzicowi i dopiero się rozpoczęło. Ja się lenie, nic nie robię, tyle do roboty a ja nic, skończy mi „kawalerkę“ (była w pokoju moja dziewczyna po pracy) i nie powiem, rodzic wyprowadził mnie z równowagi, bo po studiach próbuje rozwinąć skrzydła, nie wychodzi mi jeszcze na tyle, aby pójść na swoje, ale działam. Ta sytuacja jest jedną z wielu. Ostatnio były reprymendy, że jak moja dziewczyna do nas przychodzi po pracy, to idzie się położyć i chce abym z nią poleżał (ostatnio jest tego więcej, bo też ma więcej stresu [dowiedziała się o guzie w mózgu, studia, praca]) wywiązała się z tego rozmowa, że „ta dziewczyna“ rodzicowi się nie podoba, bo siedzisz w pokoju, nic nie robisz etc. Po wytłumaczeniu sytuacji, nie nastąpiło jakiekolwiek zrozumienie rodzica. Podkreślę, że ja zawsze wolałem spędzać wolniejszy czas, tym bardziej, gdy jest zimno, w swoim pokoju, bo czuję się komfortowo i po poznaniu dziewczyny nic się nie zmieniło, tylko przed poznaniem dziewczyny to nie przeszkadzało (nie przeszkadza, gdy nie ma dziewczyny a odpoczywam w pokoju albo uczę się, bo dalej się dokształcam). Są ciągle docinki, dzisiaj padła z ust taka: „zamiast leżeć, powinieneś ogarnąć przy garażu“ (jest przestrzeń przy garażu, przez który wcześniej weszły koty i nasmrodziły). Mam już powoli tego dosyć, bo są przekraczane moje granice, ostatnio pomimo tego, że sam sobie przygotowuje ubrania to ten rodzic zaczął przygotowywać dla mnie ubrania, bo tak powinienem się ubierać. Zamykam swój pokój, bo gdy był otwarty to wchodzono do niego, rozwalano i nie sprzątano, bo to mój pokój. Np. gdy moja starsza siostra przyjeżdża z dziećmi to tam są zapraszane dzieci, bawią się, delikatnie porysowały mi ścianę, pobrudziły pościel, przeglądały moje rzeczy i gdy znajdowały słodycze to zjadały (nie częstowały się). Po napomnieniu jest bagatelizowanie albo stawianie mnie w gorszym świetle, bo zakazuje, a Oni nie szanują moich próśb, żeby tak nie robili albo chociaż pytali się czy tak mogą (wejść, skorzystać z mojego telewizora/sprzętu). Nie wiem co robić, na ten moment nie zarabiam tyle, aby wynająć coś, poduszki finansowej też za dużej nie mam, a praca na ten moment też nie jest pewna, bo to początki. Jakby ktoś mógł coś podpowiedzieć.
Żałoba po stracie mamy i rozstanie z partnerką. Jak sobie pomóc?
Dzień dobry ! A mianowicie moja mama zmarła w Niemczech, przebywała w domu opieki (prawie 4 tygodnie temu) do dziś nie ma urny, chcę ją z siostrą pochować w Polsce , brakuje dokumentów itd- jestem w trakcie załatwiania tego wszystkiego, idzie to opornie, mam ból po utracie. Kolejna sprawa - partnerka, narzeczona w czwartek poprzedni poinformowała mnie po 8 latach, że chce sie rozstać, no i oczywiście to sie wiąże ze sprawami domu… kupno, sprzedaż itd, a planowaliśmy dziecko itd. podziękowałem jej za wbicie noża w plecy przy obecnej sprawie … po czym ona stwierdziła, że to już od dłuższego czasu trwa i co miała mi powiedzieć za 2 tygodnie?…. Tak rozstaliśmy sie na chwilę w lutym, wróciliśmy do siebie, ustaliliśmy zasady itd niestety ja się wywiązywałem z tych relacji, a partnerka niestety nie, co w takiej sytuacji robić? Wiem, że potrzebuję spokoju i zajęcia się sobą, pracuję nad tym , wczoraj poinformowała mnie, że ona nie uważa mnie za „prawdziwego faceta”, ponieważ nie umiem tańczyć z nią salsy, zapłaciła w restauracji za rachunek i na imprezie firmowej Christmas party spędziłem część czasu ze współpracownikami … Obecnie mieszkamy jeszcze razem ze sobą w różnych pomieszczeniach, ciągle od niej słucham jaki to ja jestem zły, bo nie znam się na kwiatkach, jakie mamy w ogrodzie np. , śmieszność w tej sytuacji jest taka, że ona gotuje i „częstuje” mnie obiadami, żebym „nie głodował” w pracy. Jej zmiana nastąpiła od kiedy zaczęła chodzić do „uzdrowicielkę ciała i duszy” która uważa sie za specjalistkę z energią ludzką , zaproponowałem jej psychologa, żeby pomógł nam znaleźć wspólny język, oczywiście odrzuciła taką możliwość, mówi mi, że to ja musze popracować nad sobą, bo to ze mną jest problem.
Jak zrozumieć partnerkę, która unika emocji i czuje się obciążona moimi problemami?
Witam serdecznie, mam mały problem ze zrozumieniem innych , chyba za dużo sobie odpowiadam dopisuje itd. może na szybko coś przyblize Jestem z wiązki z kobietą która od samego początku mi tłumaczy że nie jest zbyt uczuciowa itd, ja tlumacze że potrzebuje atencji i np pisania do siebie w ciągu dnia czy rozmów , w miarę możliwości, ostatnio rozmawialiśmy o tym że nie czuje się zbyt dobrze a to przez to że jestem w trakcie rozwodu mój syn zaczyna wariować w szkole itd itd, wtedy ona mi powiedziała że mój humor odbija się na niej więc nie chcę byc obarczania moimi problemami, na drugi dzień kiedy rozmawiałem z nią o tym , powiedziała że ona nie ma problemów, ale na dzień dzisiejszy największym jest to że mnie wpuściła do swojego życia, że mówiłem we dwoje będzie łatwiej a nie jest, jest trudniej i kolejny raz dała się nabrać , bo jest trudniej ,i tu pojawia się problem jak odebrać te słowa bo w mojej głowie , a mogą być to urojenia , w mojej głowie z tych słów wnioskuje jedno, jestem problemem, nie wygodny, i że nie zbyt chce kontynuować ta znajomość,czuję jakby mi chciała powiedzieć że ją oszukałem i że jestem manipulantem ,ale ona twierdzi że w jej środowisku znaczy to zupełnie co innego , no właśnie jak wy to byście zinterpretowali? Bo sam się już gubię, dziękuję za odpowiedź
Jak opanować lęk przed porzuceniem i samotnością i jak zebrać w sobie siłę i odwagę, by porozmawiać o moich oczekiwaniach i obawach w związku?
Od jakiegoś czasu spotykam sie z chlopakiem. Wszystkie moje dotychczasowe związki kończyły się nagle, bez słowa, zakończone przez partnera. Panicznie boję się, że sytuacja się powtarza, gdyż od kilku dni praktycznie nie mamy kontaktu ze sobą (2 różne miasta). Z jednej strony chłopak okazywał mi sporo czułych, drobnych gestów, a z drugiej strony nic nie deklarował. Boję się, że jeśli zapytam jak on widzi nasz związek, zrażę go do siebie i mnie porzuci uważając mnie za roszczeniową, chcącą tylko więcej i więcej. Jak opanować lęk przed porzuceniem i samotnością i jak zebrać w sobie siłę i odwagę, by porozmawiać o moich oczekiwaniach i obawach w związku?
Kryzys w związku: Jak poradzić sobie z poczuciem winy i wybrać siebie?

Kryzys w długoletnim związku. 

Mój mąż jest starszy ode mnie o 13 lat. Wcześniej w miarę dobrze się dogadywaliśmy, teraz myślę, że po prostu bardziej starałam się o nasz związek, ustępowałam w różnych rzeczach, żeby nie tworzyć konfliktów i żeby on był zadowolony. 

Jakoś nie przeszkadzało mi to bardzo, nigdy tego nie widziałam. Od kilku lat stał się bardziej poirytowany, nerwowy, zainteresowany polityką. Na moje próby zainicjowania wspólnie miłego spędzania czasu, często odpowiada negatywnie lub opryskliwie. Oddaliliśmy się od siebie bardzo, nie uprawiamy seksu od ponad roku. W tym czasie braku zaspokojonych moich potrzeb, nie czułam się kochana ani rozumiana, ani widziana wdałam się w romans, który myślę, że przyniósł też dla mnie ogromne poczucie winy, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Mąż o tym nie wie. Widział tylko, że się oddalamy. Na moje próby rozmowy lub pójście na kompromisy okazało się, że wybrał sobie potajemne kontakty z byłą znajomą, z którą był jeszcze przede mną krótki czas. Sprawdzałam mu telefon i messengera, pisał do niej, odnowił kontakty, potem się spotkali, pisał do niej kochanie i słoneczko i że chcę z nią być. W pewnym momencie ja poinformowałam jego podczas kłótni, że wiem o tym, że z nią piszę, był trochę zmieszany, trochę się wypierał i że to tylko koleżanka. Później dalej między nami było źle i w pewnym momencie oznajmił mi separację, że możemy żyć z osobno, że ja mogę spotykać się z innymi, uprawiać seks, a że on będzie jeździł do niej co dwa tygodnie. Nie dowierzałam, przeżyłam to bardzo, ale nie byłam wobec niego ani wulgarna, ani nerwowa. 

Przeżyłam to wewnętrznie, poukładałam sobie to w głowie, wyprowadziłam się do drugiego pokoju. W tym czasie kupiłam drugie mieszkanie, które obiecał mi pomóc wyremontować, z myślą, że ja się tam wyprowadzę. Wszystko mieliśmy uzgodnione na spokojnie, podział majątku i w dalszej kolejności rozwód. Okazało się jednak, że nie wyszło mu z tą koleżanką, że ona nie spełnia jego najmniejszych oczekiwań, długo była sama i nie umie z kimś być, więc zaczął odkręcać to wszystko, obwiniając mnie, że ja nie chcę z nim się dogadać i że to tylko była gra po to, żeby zobaczyć moją reakcję czy mi na nim zależy. 

Obwiniał, że to moja wina, że w ogóle ona się pojawiła, że moje zachowanie to spowodowało. Że oczekiwał reakcji ode mnie, nie było, że powinnam była zrobić mu awanturę i zatrzymać go, żeby do niej nie jechał. Ja raczej nie mam takiego charakteru, nie robię wielkich awantur i nie wyzywam. Ale on od tamtej pory próbuje mnie przekonać jakby siłą do tego, że to jest moja wina, że ja nie chcę walczyć o nasz związek, że ja jestem podła i wredna, bo on chce, a ja nie chcę. Gdy mówię, że niech mnie nie wyzywa, to mówi, że ja go denerwuje i że ma prawo się denerwować. 

Krzyczy, wyzywa i płacze, mówi, że się powiesi, każe mi się wyprowadzać, na drugi dzień się uspokaja, ale nie chce rozmawiać. Było tak już kilka razy i jeżeli wcześniej mieliśmy podjętą decyzję o rozstaniu, przeżyłam, ale trzymam się tego, choć bardzo się boję, że nie wiem, że to jest dobra decyzja i jak sobie poradzę sama ze sobą ze swoją psychiką i samotnością. 

Ale bardzo czuję się też winna w tej sytuacji, że nie chce spróbować z nim, nie winna tego, że byliśmy kilkanaście lat razem, a ja nie chcę się z nim dogadać. I czuję teraz, że mam depresję i że nie będę szczęśliwa, nigdy nie uszczęśliwiając jego. I jednocześnie czuję, że nawet gdy się poświęcę dla związku będę zgorzkniała i zrozpaczona, bo nie będę zaspokajać swoich potrzeb. Chodzę na terapii od roku, ale niewiele mi to pomaga. Może jedynie dostrzegam swoje potrzeby, ale i tak dalej nie czuję, że mam do tego prawo. Czuję za to się bardzo odpowiedzialna za ten związek, że skoro mnie, bo weszłam, to muszę zrobić wszystko i wiele więcej, żeby tylko być w tym związku i żeby on czuł się szczęśliwy, bo on chce być ze mną w związku. 

Mam wrażenie, że w tej chwili co bym nie zrobiła, jaką decyzję nie podjęła to, że sobie z nią nie poradzę. Nie wiem, co robić. 

Jak przeżyć i przetrwać, gdy wybiorę siebie? Jak poradzić sobie z poczuciem winy, że wybieram siebie, że jestem egoistką?

Mam potrzebę zmniejszenia zależności emocjonalnej od kontrolującej i ściągającej mnie w dół mamy.
Mam problem z kontrolującą matką - jest wiele sytuacji, które można wymieniać. Jestem dorosła, mam 25 lat, a ona nadal w wielu kwestiach próbuje mi mówić, co mam robić. Nie mieszkam z nią, jednak poszukuję teraz pracy i niestety jestem od rodziców jeszcze zależna finansowo. Wczoraj, gdy byłam u niej w domu, wieczorem chciałam jechać samochodem do sklepu po coś słodkiego, a ona krzyczała, że przecież mogłam jechać w ciągu dnia i że po co w ogóle jadę o tej godzinie ( samochodem sklep jest ok. 7 min. od domu). Gdy spytała, czy chłopak, który mi się spodobał, się odezwał (nie odezwał się od kilku dni i mieszka w innym kraju) powiedziała, że to dobrze, bo jej zdaniem to bez sensu, bo on nie mieszka w PL. Powiedziałam jej, że nie może sobie nawet wyobrażać, że ma prawo prawić mi tego typu komentarze. Gdy byłam w wakacje sama we Francji nad morzem na kilka dni to zadzwoniła z krzykiem, że dlaczego się tak mało odzywam, że to nie jest normalne, brzmiała agresywnie. Do wielu rzeczy mnie zniechęca, jak proponuję jej wyjście z domu to komentuje "a po co, bez sensu, szkoda marnować czas na dojazd" i woli siedzieć w domu. Generalnie szybko się zniechęca do wszystkiego i męczy mnie jej energia, zauważyłam już dawno, że moja lepsza wersja siebie nie pasuje do niej kompletnie i nie chcę mieć z nią do czynienia. Po prostu, gdy zaczynam podejmować albo planować w głowie kroki, które są odważne, inne, to od razu ona mi się przypomina w głowie i ściąga mnie to w dół, zabiera energię. Nie wiem, jak się od niej skutecznie odseparować emocjonalnie i nawykowo i jak jej wytłumaczyć, że chcę mieć z nią zdecydowanie mniejszy kontakt. Wiem, że z jej strony skończy się to atakiem złości. Są też kwestie, w których mnie wspiera, jednak nie zmienia to faktu, że ma w sobie duży ładunek negatywny i odbija się to kosztem mnie.
Żona się ode mnie oddala, zależy jej na innym mężczyźnie. Nie mogę z nią porozmawiać, bo jest choleryczką. Przechodzę kryzys.
Moja żona zakochała się w koledze w pracy, dobrze zarabiającym naczelnikiem. Mamy 1 dziecko + żona ma jedno z poprzedniego małżeństwa. Ostatnio odkryłem, że upodabnia swój FB do tego faceta (wkleja podobne zdjęcia, artykuły, zajawki - to się nazywa lustro- Tzn. ma wytworzyć w nim poczucie, że widzi siebie, takie same zainteresowania itd.) Żona pracuje w hr, potrafi manipulować, wpływać na ludzi. Teraz poszła na psychologię i poszerza swój pakiet możliwości. Ostatnio dałem jej kwiaty, później słyszałem, że mówi do niego, że kwiaty są od osoby " z tego już nic nie będzie". Widzę, że ciągle nawet w nocy pisze z nim, zaczęła się stroić, dbać o siebie, dłużej siedzieć w pracy, ciągle pilnuje telefonu. Nie wiem co zrobić! Jest niezrównoważoną choleryczką i wiem, że jeżeli spróbuję z nią rozmawiać to wyrzuci mnie z mieszkania i będzie straszyć mnie zabraniem dziecka ( kiedyś mnie straszyła zabraniem dziecka i zniszczeniem alimentami). Nie wiem co mam robić, wariuje jak wiem, że się z nim widzi ( wraca do domu rozmarzona, nieobecna, a mnie nie zauważa) albo widzę, że z nim pisze. Robi się coraz bardziej chłodna w naszych relacjach, przestała być w stosunku do mnie czuła, o wszystko robi awantury, ciągle zabrania mi się dotykać, przytulić. Boje się stracić dziecko i nadal ją kocham. Nie wiem czy już mnie zdradziła fizycznie, ale widzę, że prze do związania się z nim na poważnie. W podobny sposób zakręciła mnie, kłamała mi, że jej poprzednie małżeństwo już nie istnieje. Po czasie wiem, że wykorzystała mnie do rozbicia swojego małżeństwa, a teraz robi to samo ze mną. Jest bardzo uważna i przebiegła, nie mogę zdobyć żadnych dowodów, a widzę, że intensyfikuje działania w zakresie zdobycia tego naczelnika. Jestem zrozpaczony i naprawdę nie wiem co mam zrobić. Nie mogę spać, jeść, schudłem 10 kilo, nie mogę skupić się na pracy, podejrzewam, że mam depresję, czuje się nikim... Pomóżcie, proszę.
W jaki sposób rozmawiać, zachować się w sytuacji, kiedy osoba zaczęła nagle wycofywać się z relacji, w której ona pierwsza się zaangażowała.
Dzień dobry, od ponad roku jestem w bliskim kontakcie z osobą, z którą na początku pracowaliśmy wspólnie. Osoba ta wyrażała od samego początku duże zainteresowanie i to on był inicjatorem. Wszystko układało się idealnie, aż do momentu kiedy zauważyłam powolne wycofywanie się z relacji tej osoby. Doszło do tego (w mojej opinii) w momencie, kiedy to ja zaczęłam wykazywać większe zaangażowanie i zainteresowanie. Stopniowo kontakt zaczął się urywać. Osoba ta tłumaczyła to dość trudnymi przeżyciami w poprzednim związku i lękiem. Kontakt urwał się na kilka miesięcy a potem ponownie zaczęliśmy rozmawiać. Ponownie z jego inicjatywy. Dodam, że były to dość poważne rozmowy o przyszłości, ponownie z jego inicjatywy. Nagle po tygodniu przerwy w rozmowach osoba ta stwierdziła, że coś jest nie tak, ale on sam nie wie co. Wcześniej wspomniał, że ma problemy z emocjami (brak odczuwania jakiejkolwiek radości). Chciałabym wiedzieć co może być przyczyną takiego zachowania, tj. budowania relacji i nagłego wycofania oraz braku odczuwania emocji. Dodam, że ta osoba wychowywała się bez ojca i to prawdopodobnie wpłynęło na osobowość. Nie potrafię zrozumieć jak osoba, która sama inicjuje relację, nagle bez słowa wycofuje się i sama nie rozumie dlaczego. I co istotne, jak ja powinnam zachować się w takiej sytuacji? Czego unikać, w jaki sposób rozmawiać?
Mąż od dłuższego czasu zachowuje się skandalicznie. Jak opętany.
Mąż od dłuższego czasu zachowuje się skandalicznie. Jak opętany. Twierdzi, że ktoś mu zagraża, chce go zabić. Wmawia mi zdrady bezpodstawnie, kontroluje telefon, konta, kamerę samochodową i nawet sprawdza bieliznę. Ciężko mi zrozumieć jego zachowanie, nic nie dociera do niego. Twierdzi, że za jego plecami z kimś współpracuje przeciw niemu. Odciął mnie i dzieci od pieniędzy, zabrał auto, którym nie jeździ bo nie ma prawa jazdy i gdzieś je ukrywa. Przyjmował leki od psychiatry ale przestał. Jak mamy żyć, my się go boimy z dziećmi?
Mój mąż został sam z dwuletnim dzieckiem (poszłam do sklepu), jak wrociłam był ewidentnie pod wpływem alkoholu
Dzień dobry. Ostatnio spotkała mnie taka sytuacja, że już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Mój mąż został sam z dwuletnim dzieckiem (poszłam do sklepu). Nie było mnie może 40 minut. Jak wróciłam zachowywał sie dziwnie, bełkotał. Był ewidentnie pod wpływem alkoholu. Dla mnie to rzecz karygodna, masz dziecko-nie pij, taka jest niepisana zasada przecież. Dziecko spało, a on w tym czasie zamiast go pilnować, pił alkohol. W domu było tylko dziecko i pijany ojciec. Najgorsze, że on nie rozumie, o co mi chodzi. Tłumaczę, że jest to skrajnie nieodpowiedzialne, głupie, niedojrzałe. Gdyby coś się stało dziecku to nawet nie byłby w stanie mu pomóc bo A w zamian usłyszałam stek wyzwisk, łącznie z "nienawidzę Cię i jak nie pasuje, to masz drogę wolną". Czy mam rację, że jest to skrajnie niedojrzałe zachowanie? Jak z nim rozmawiać, tłumaczyć, że tak dorosły człowiek nie robi? Bo mam wrażenie, że on uważa że robię problem z niczego. Pozdrawiam serdecznie
Jak zrozumieć niejasne sygnały w relacji z bliską osobą? Proszę o pomoc

Dzień dobry, mam 35 lat i znalazłam się w sytuacji, której nie do końca rozumiem. Dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc. Jakieś 2 lata temu w zupełnie niespodziewanych dla mnie okolicznościach poznałam pewnego mężczyznę. 

On jest starszy ode mnie o 4 lata. Oboje jesteśmy singlami i też byliśmy nimi w dniu naszego spotkania. Początkowo ja nie zwróciłam zbytnio uwagi na tę znajomość. Po prostu jakiś kolejny człowiek na mojej drodze. Była miła i sympatyczna jak zawsze. 

On w sumie też. Przez jakiś czas nie zwracałam uwagi na Niego, od kolega myślałam sobie. Jednak On od początku próbował zwrócić na siebie moją uwagę. Po około 3 miesiącach okazało się, że mamy wspólne zainteresowania i pasje. Od tego momentu zaczęliśmy dzielić się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami. Nasz relacja, stała się dużo bardziej zażyła, jednak dla mnie wciąż było to koleżeństwo, nic więcej. Po około pół roku nasze rozmowy stały się dużo bardziej prywatne, zaczęliśmy rozmawiać o związkach poprzednich o tym, czego oczekujemy od partnerów. Ja podchodziłam do tego, jak do rozmowy dwójki bardzo dobrych znajomych lub przyjaciół, nie jak do rozmowy potencjalnych partnerów. Jednak On chyba widział to inaczej. 

Pewnego razu rozpoczął rozmowę o dzieciach i o tym, że jeśli miałoby mi się coś stać i umarła, to On nie umiałby pokochać tego dziecka (zakładam, że mówił o wspólnym dziecku). 

I tak coraz bardziej intymne rzeczy pojawiały się w naszych rozmowach. Na codzień, kiedy jesteśmy razem, nie odstępuje mnie na krok i wciąż jest przy mnie. Nie jest nachalny, ale wciąż blisko mnie. Potrafi być mega szarmancki i czarujący, umie sprawić, że czuje się bezpiecznie i potrafi zawalczyć o moje bezpieczeństwo. Nawet kiedyś dość dosadnie pokazała jednemu Panu, że ode mnie to ma się z daleka trzymać i ma się odnosić do mnie z szacunkiem. Potrafi przejechać pół kraju, tylko żeby mi pomóc w czynnościach zawodowych. 

Jednak to tylko część tego, co się działo przez ten czas. 

Poza tym, że jest bardzo dobrym przyjacielem, na którego zawsze można liczyć, to ma też mroczniejszą stronę osobowości. 

Wciąż nie jesteśmy w związku, a jednak potrafi być bardzo zazdrosny. Kilkukrotnie dał tego wyraz, wyrzekając mi, że jak odezwę się do innego mężczyzny, to chce już odejść z innym. 

Jak wiadomo, rozmowa na temat np. drogi dojścia do danego miejsca nie jest od razu wstępem do zażyłości emocjonalnej lub innych rzeczy. Raz bardzo się pokłóciliśmy, jednak potem dość szybko się pogodziliśmy. Nie wiem, dlaczego, ale ja odkąd uświadomiłam sobie, że czuje coś względem niego, wyraziłam je oficjalnie. On jednak pomimo iż potrafi zrobić dla mnie wszystko i przesiedzieć ze mną pół nocy, tylko żeby rozmawiać o wszystkim. Bo tematy nam się nie kończą. Niestety na każdą moją próbę dowiedzenia się, czy to, co się między nami dzieje to z jego strony też jest coś więcej, niż tylko sympatią milczy. Ucieka. 

Na każdą moją próbę spotkania się i rozmowy wymyśla milion wymówek i wciąż ucieka. Żeby po chwili zadzwonić lub napisać do mnie, że dziękuję mi za cudowne chwile. Lub żeby spytać się, jak się czuje, jak minął mi dzień, jak dotarłam do domu. 

Ja bardzo mocno zaangażowałam się w tą relacje, ponieważ bardzo dbam o to, żeby był zdrowy, miał udany dzień i kiedy zachorował, to wręcz bezdyskusyjnie chciałam zająć się nim. Jednak co było dla mnie wyjątkowe, on powiedział, że nie zniósł by świadomości, że mnie zaraził i że jestem przez niego chora. Również, kiedy ja źle się czułam, potrafił rzucić wszystko i mnie ratować, pobiegł do apteki, żeby kupić coś dla mnie, żeby tylko mi to pomogło, chciał iść ze mną do lekarza, odwiózł mnie do domu. Martwił się i był taki czuły i opiekuńczy. To dla mnie wiele znaczy dlatego, też pewnie moje uczucia się zmieniły. 

Jak również, kiedy miałam bardzo trudny okres w pracy i nie wiedziałam, czy wciąż będę ją miała, zawsze był przy mnie, wspierał, stał, trwał, wysłuchiwał, każdą łzę ocierał. 

Jednak nie potrafi się zdeklarować. Ucieka wciąż i niestety, ale nie wiem, na czym stoję i czego mogę się spodziewać. 

Pewne jest jedno, że obojętna mu nie jestem tylko jak sprawić, żeby się przełamał i pozwolił sobie na to, czego się tak bardzo boi, a ewidentnie chce i pragnie. Dlatego proszę o podpowiedź czy ja coś źle interpretuje i może to ja coś pomyliłam, a może nie wszystko widzę dobrze, ale nie umiem pomóc mu w tej sytuacji.

Nie mogę znaleźć miłości - boję się, że nikt mnie nie zechce.

Zmagam się z problemem, który zaczął mnie dobijać. Od wielu lat nie mogę znaleźć miłości. Mam wrażenie, że nikt mnie nie chce. Poznałam faceta na portalu, dobrze się rozmawiało, ale okazało się, że nie zależy mu na poważnym związku, tak jak zapewniał na początku. Po wszystkim wyszło, że jestem tylko dla zabawy, by mógł pobawić się moimi uczuciami. Nie miał chęci na spotkanie. Gdy był poruszony ten temat, nagle zmieniał temat lub nie odpisywał kilka godzin. Tak za każdy raz. Nie wiem, co robić gdzie poznać tę osobę. Nie jestem osobą, która odwiedza kluby czy dyskoteki. Chyba tylko ja nie mam tego szczęścia w życiu i zostanę sama do końca życia. Jak sobie z tym poradzić?