Left ArrowWstecz

Mieszkam z chłopakiem od roku. Mam 22 lata, mój chłopak 18. Dom należy do 3 braci.

Dzień dobry. Mieszkam z chłopakiem od roku. Mam 22 lata, mój chłopak 18. Dom należy do 3 braci. Jego rodzice nie mieli nic przeciwko, żebym wprowadziła się do nich i szybko mnie zaakceptowali oraz polubili, jest tak do dziś. Mieszkają tutaj 3 rodziny w jednym małym domu. 3 braci + żony. Dwie rodziny mają swoje dzieci. Jedna rodzina jest w porządku, śmiejemy się, rozmawiamy, nie ma żadnych kłopotów. Natomiast ta druga rodzina robiła problemy od wielu lat, jeszcze zanim wprowadziłam się tutaj. Wiedziałam co dzieje się w domu mojego chłopaka, ale chciałam być blisko niego i nie sądziłam, że wygląda to tak źle, jak z jego opowiadań. Ta ,,zła" rodzina robi wiecznie problemy o drobnostki. Już dwa tygodnie po moim przyjechaniu zostałam obrażona przez nich bezpodstawnie, z biegiem czasu jest tylko gorzej i gorzej. Przeważnie poważniejsze kłótnie są raz na tydzień, zdarzy się częściej. Otóż brat teścia razem z jego żoną dokuczają naszej rodzinie dla zabawy, uprzykrzają życie. Od kiedy tutaj jestem, doszło do 3 szarpanin, najpierw teściowa była szarpana przez brata ojca, później mój chłopak, a wczoraj teść, który aktualnie ma problemy zdrowotne i nie może chodzić. Rodzice mojego partnera nic z tym nie robią, myśląc, że problem sam się rozwiąże. Ja z chłopakiem nie możemy wyjść z pokoju, bo żona brata wchodzi na nas i popycha na ścianę (waży 150 kg na 165 cm). Każde takie zatarcie kończy się ostrą kłótnią, nerwami. Mój partner nie czuje wsparcia w rodzicach, wzywaliśmy jego chrzestna, żeby zdziałała coś - bezskutecznie. W każdej kłótni pada tekst w stronę mojego chłopaka "to nie jest twój dom, jak kupisz sobie od ojca, to wtedy będziesz mógł się rządzić". Teściowa i teść również mają problem z "wpadaniem" na nich poprzez żonę brata. Myśli, że jest panią domu, ze wszystko jej wolno, a dom nawet nie należy do niej. Rodzice nie dzwonią na policje, za to ona już tak i wtedy to my jesteśmy najgorsi. Jeśli coś się stanie idzie na nas. Nie można zwrócić im uwagi, że robią coś źle, bo wychodzi kłótnia. Nie wiem czy to ma znaczenie, ale ona nie pracuje, a jej mąż robi wszystko za nią, nawet sprząta, ona jedynie gotuje. Czy ja, jako partnerka jestem w stanie jakoś pomóc? Mogę coś zrobić? Chcę jedynie żyć spokojnie z chłopakiem, tak jak było kiedyś, teściowie również. Z drugą rodziną nie ma żadnych problemów, tylko ta jedna, potrafi przyczepić się o wszystko. Chce móc normalnie wyjść i zrobić sobie kanapki, ale nie mogę, bo dochodzi do przemocy. Nie mamy możliwości wyprowadzenia się w 4 osoby razem z rodzicami, dlatego szukam rozwiązania, nie wiem nawet do kogo zgłosić się o pomoc, czy mogę coś zrobić, czy tata mógłby... I czy potrzebuję dowodów. Najlepiej byloby gdyby oboje zniknęli z tego domu, nie sądzę, żeby policja mogła coś zdziałać w tej sprawie i czy w ogóle mogę ingerować w to. Proszę o pomoc
User Forum

Natalia

2 lata temu
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Sytuacja rodzinna Pani partnera oraz Wasza wspólna sytuacja mieszkaniowa wyglądają na bardzo trudne, uciążliwe i zagrażające Państwa bezpieczeństwu oraz obniżające komfort życia. Niestety nie ma Pani wpływu na to, kto mieszka w tym domu, jak układają się kontakty pomiędzy mieszkańcami oraz kto w tej sprawie zechce zająć jakie stanowisko. Jedyne, na co ma Pani wpływ to na własne decyzje/decyzje, które podejmujecie wspólnie z partnerem. Wygląda na to, że warunki w domu nie zmienią się, a jeśli Państwo chcecie w spokoju żyć, możecie podjąć przygotowania do wyprowadzki we dwoje. Natomiast w sytuacjach zagrażających bezpieczeństwu życia i zdrowia, w których obawia się Pani o siebie lub innych domowników, lub gdy jest Pani świadkiem przemocy- należy każdorazowo zawiadomić Policję. Pozdrawiam 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Witam, mam 25 lat, kilka dni temu urodziłam córeczkę, bardzo na nią czekaliśmy, ale niestety zmarła w domu po 3 dniach :(
Witam, mam 25 lat, kilka dni temu urodziłam córeczkę, bardzo na nią czekaliśmy, ale niestety zmarła w domu po 3 dniach :( Na szczęście mamy już 1.5 rocznego synka i staramy się dla niego żyć. Niestety czuję okropną pustkę i tęsknotę za Zuzią 😭 Chcemy się starać o kolejne dziecko, najlepiej jak najszybciej, żeby nie myśleć o tym, że Zuzinki już nie ma a bardziej, tak że wróci do nas z nieba w innym ciałku i przelać całą tą miłość na kolejne dziecko. Pytanie, czy jest to dobre dla naszej psychiki, czy lepiej wrócić do "normalnego" życia i skupić się tylko i wyłącznie na synku? Poza tym, czy realne byłoby zajście w ciążę w ciągu kilku miesięcy od porodu?
Jak radzić sobie z toksyczną teściową i problemami w związku

Witam, mam 26 lat narzeczonego i 8-miesięczne dziecko. Narzeczony jest starszy ode mnie 14 lat i całe życie mieszkał z rodzicami. Mają ze swoją matką biznes i on jest zatrudniony u niej. Jego matka leczy się na depresję, a ojciec był alkoholikiem (był na odwyku i nie pije już kilkanaście lat), a co za tym idzie, ja wiem, że mój partner ucierpiał na tym psychicznie, z czego wynikają nasze problemy, a raczej mój problem z jego matką.

To osoba bardzo zaburzona, czasem mam wrażenie, że ktoś ją źle zdiagnozował albo posiada jeszcze inne choroby psychiczne.

Całą swoją uwagę przerzuciła z męża na syna, bo z mężem się nie dogadują. Traktuje go czasem jak swojego partnera, wybiera mu ciuchy, kupuje bieliznę, robi jedzenie. Nie daje mu też normalnej pensji, tylko on pracuje "za darmo" tzn. nie dostaje pieniędzy, tylko ona z tego płaci jakieś faktury, rachunki, jak pisałam wyżej, wybiera mu ubrania. Razem też załatwiają sprawy takie jak ubezpieczenia np.samochodów, jakieś naprawy przydomowe, ogólnie ojciec jest przez nią pomijany i ona obcym ludziom i wszystkim naokoło opowiada o nim różne, nieprzychylne rzeczy, jaki to on nie jest zły i ile krzywdy jej wyrządził. Potrafiła mówić tak o nim nawet moim rodzicom, swoim klientom, sąsiadom itd.

To osoba, która uwielbia się wtrącać, a szczególnie w sprawy finansowe, musi wiedzieć, ile syn ma pieniędzy, na co wydaje, co kupuje itd. Sama jest też bardzo chytra i za pieniądze zrobi wszystko. Jak trzeba pomoc i naprawdę przydałby się jej udział w czymś, to zawsze ma wymówkę"nie mam siły, mam depresje", ale jak pojawi się jakiś mały problem, dajmy na to, że lało się nam z dziury w dachu i miał przyjść znajomy to naprawić, to zrobiła z tego problem, jakby się świat miał skończyć, cały czas sapała i jęczała, a najważniejsze ile to będzie kosztować i ile jej biedny syn będzie musiał zapłacić i zaraz przybiegła do nas zobaczyć, co się dzieje i jeszcze trochę pojęczeć i wydziwiać. Ja też nie mogę nic wymagać od swojego partnera, bo zaraz się odpali, że on jest taki biedny i pracuje przecież i ma swoje hobby i jemu się należy czas na to, ale jej mąż jest zły i okropny, bo jak mój narzeczony był mały, to on pojechał na dwa dni do Wrocławia i ją zostawił.

Potem okazało się z rozmowy z teściem, że mieszkali wtedy w jej domu rodzinnym i nie została sama, a on jechał kupić jakieś parkiety do domu, w którym teraz mieszkają, a wtedy go budowali. Ogólnie ona bardzo dużo kłamie, czasem potrafi mi opowiadać jakąś historie, oczywiście po swojemu, po czym wchodzi narzeczony i mówi, że to nieprawda i było inaczej i ona mu przytakuje. Od kiedy urodziło nam się dziecko, jest tylko gorzej, psychicznie nie daje już rady, mam ochotę wziąć dziecko i wyprowadzić się jak najdalej. Najpierw w ogóle nie zareagowała na wiadomość o ciąży, potem zaczęło się, bo chciała bardzo, żeby urodziła się dziewczynka i była przekonana, że ja w 7 tygodniu ciąży dowiem się już u lekarza płci i nie dawała mi spokoju.

Potem była afera z imieniem, bo zaczęła nam wybierać imię dla dziecka. Wszyscy mieli zakaz mówienia jej, kiedy mam wizytę u ginekologa, bo tak mnie osaczała i naprawdę myślała, że ona będzie mieć coś do powiedzenia, mimo że mówiliśmy jej, żeby dała nam spokój. Ale jej rodzice wybierali imię dla syna, wiec ona myślała, że ona będzie wybierać imię wnuka. Potem oboje wyprowadziliśmy się z domów rodzinnych na swoje, kiedy byłam na końcówce ciąży. Mieszkaliśmy razem niecały tydzień, kiedy od ich pracownicy dowiedzieliśmy się, że żaliła się jej, że nawet ich z teściem nie zaprosiliśmy. Potem urodziłam, to nawet nie zadzwoniła zapytać, jak tam i była zdziwiona, że narzeczony przyjechał do szpitala, bo ona stoi u nas pod drzwiami, bo chciała się z nim widzieć i jak to jest w szpitalu u mnie. Jak wróciłam do domu z dzieckiem, chciałam wziąć prysznic, więc rozebrałam się (do biustonosza i bielizny poporodowej), a ona cichaczem weszła do naszego mieszkania i oznajmiła, że przyszła zobaczyć dziecko. W ogóle nie zrobiło jej się głupio, że ja stoję prawie naga na środku salonu, nie raczyła nawet umyć rąk (czas epidemii krztuśca, grypy i covid) ani nawet nie zapukała do drzwi. Narzeczony nawet nie zareagował na to, chociaż powiedziałam mu, co o tym myślę i oboje uzgodniliśmy wcześniej, że nie chcemy w pierwszych dniach odwiedzin, a on przynajmniej jeden dzień będzie ze mną, żebym nie była sama, ale matka nie chciała zastąpić go w pracy, bo"ona nie ma siły". Nad dzieckiem wisiała jak nawiedzona, a do mnie z daleka rękę wyciągnęła, bo "gratuluję, ale jesteś po szpitalu, więc się trzymam z daleka". Potem było już tylko gorzej, nachodziła nas co chwilę, wystarczyło, że drzwi były niezamknięte na klucz, nagle pojawiała się w pokoju, mimo że wiedziała, że karmie piersią i jestem półnaga, wchodziła do sypialni, gdzie spało dziecko, które usypiałam godzinę (mieszkamy sami, ja byłam wykończona, a narzeczony mi nie pomagał). Była zaskoczona, że się zamykam, jak jestem sama w domu. Przychodziła do nas przed południem zobaczyć wnuka, a potem drugi raz jak partner wracał z pracy, mimo że wiedziała, że dziecko ma wtedy drzemkę (ma regularnie drzemki od kilku miesięcy), a potem płakała każdemu, że nie może się z wnukiem zobaczyć, bo zawsze jak przychodzi, to śpi albo je. Na chrzcinach poszła z nami pod ołtarz, cały czas była przy mnie, kiedy nosiłam dziecko na rękach, doskakiwała do niego, nie odstępowała wózka na krok. Przyznam, że mam dużo kuzynostwa, ale nie byłam nigdy na takich chrzcinach. Nie chcę faworyzować którejś rodziny, ale moja nawet nie miała okazji zajrzeć do dziecka, bo ona cały czas tam była. Teściu, widać, że miał jej dość, dogadywał jej, ale ona czasem się zachowuje, jakby nie docierało do niej to, co ktoś mówi, jakby nie zdawała sobie sprawy, że może komuś przeszkadzać albo że nie wypada czegoś robić. Polowa zdjęć z chrzcin była do wyrzucenia przez nią, bo na każdym przeszkadzała. Ona w ogóle ma bardzo denerwującą manierę mówienia, mówienia dziecka i nasze dziecko bardzo tego nie lubiło, jak było mniejsze i płakało, jak przychodziła więc raz usłyszałam od niej, że to moja win,a bo dziecko nie ma smoczka. Kilka razy też mówiła do niego "mamusia Cię szarpie" jak podwijałam mu rękawki, albo "na mamusie jesteś zła" jak dziecko było śpiące i marudne. Podczas jednej wizyty 5-minutowej usłyszałam 30 razy, że jest podobne do tatusia i nawet leworęczne(!) po tatusiu. Warto wspomnieć, że narzeczony jest praworęczny, ale że ma niedowald prawej ręki, pisze lewą. Teściowa cały czas mianuje się "babusią"i zachowuje, jakbyśmy jej wszystko zawdzięczali, a tymczasem synowi nadal nie płaci pensji i jak skończę macierzyński, nie wiem, z czego będziemy żyć. Nie pomaga nam, nic nie daje wnuczce, cały czas płacze, że nie ma pieniędzy, a potem kupuje nowe ciuchy albo telefon, ale na faktury czy pensje nie ma. Cały czas robi też z siebie ofiarę, że nie może przyjść do wnuka, bo ja krzywo na nią patrzę. Nie z mojego wyboru, musiałam dziecku odciągać mleko i podawać w butelce, cierpiała na tym moja psychika i poczucie wartości, bo nie tak to miało wyglądać, a ona nagadała wszystkim, że karmie modyfikowanym i uważam ją za głupią, bo próbuje jej wmówić, że to mój pokarm. Szczerze mam dość już psychicznie. Ona nigdy nie da nam spokoju, będzie gorzej, bo dziecko rośnie i staję się coraz bardziej rozumne. Narzeczony nie umie się postawić, jego rozwiązaniem problemu jest pilnowanie matki, kiedy do nas przychodzi. Ona ogólnie całe życie go zmuszała do rzeczy typu bycie miłym dla starszych, bo jak ktoś jest starszy, to automatycznie według niej należy się mu szacunek i on musiał być miły i grzeczny, mimo że nie chciał. A ja jestem zła, bo chce postawić jej granice, a ona przecież jest starsza i wymaga ode mnie akceptowania jej zachowania. W ogóle ja mam być dla niej miła, bo każdy ją tłumaczy, że ona taka jest, że się cieszy, że ma depresję i ja mam akceptować to, co ona robi. Rozmawiałam z narzeczonym i on sobie zdaje sprawę z tego, co ona wyprawia, ale nic z tym nie robi, bo nie chce jej zrobić przykrości. Nie chce też słychać jej jedzenia i tekstów typu "ja mam myśli samobójcze", ponieważ ona mówiła takie rzeczy, nie tylko jemu, ale też mi, pracownicy, klientom. Nie dziwię się mu z jednej strony, ale ja tak nie mogę żyć już dłużej. Jestem nieszczęśliwa, zła, smutna, że on nie stoi po mojej stronie, że nie potrafi założyć przez nią normalnej rodziny. Prosze o radę, co mam zrobić. Rozważałam nawet terapię wspólną, żeby ktoś obcy mu powiedział, że tak to wyglądać nie może. Do tego jego współpracownica bardzo stoi za jego matką, a jest osobą, która wszystko wie najlepiej, na wszystkim się zna, dogaduje mi jak mam dziecko wychowywać, a narzeczony słucha jej we wszystkim i jego matka też. Mam wrażenie, że one się nakręcają nawzajem, że pracownica podburza ją, żeby do nas przychodziła i robiła, co chce. Teściowa nawet nie potrafi trzymać mojego dziecka na rękach, bardzo trudno mu to wyjaśnić jak to wygląda, ale jeszcze czegoś takiego nie widziałam, żeby ktoś tak nie wiedział i nie znał się na dzieciach, nie wiem, jak ona wychowała syna. To nie tylko moje zdanie, ale też otoczenia. Bardzo proszę o pomoc

Rozstanie w ciąży, utrudnione kontakty z dzieckiem i tęsknota za byłą partnerką
Rostałem się w ciąży z partnerka, urodziło nam się dziecko, nie mogę poradzić sobie z tym ze nie ma mnie przy dziecku, partnerka utrudnia kontakty, nie chce w współpracować, ma do mnie ogromny żal, wiem ze zostawiłem ją w trudnym czasie, wiele się wydarzyło, dużo złego przed jak i po rozstaniu z jednej jak i drugiej strony. Jakiekolwiek rozmowy o współpracy wywołują u niej ogromna niechęć, ja zrozumiałem swoje błędy, chciałbym to jakoś naprawić ale w tej chwili jest to nie możliwe. Tęsknię za dzieckiem, bardzo dużo o niej myślę, zaczyna mnie to przytłaczać, nadał cos czuje do matki mojej córki. Nie wiem czy to wspomnienia, czy dziecko działa na mnie w taki sposób czy porostu nadał ją kocham, żałuję rozstania chodź wiem ze w tamtym czasie nie umieliśmy normalnie się dogadać. Podczas rozmów tak zrobiłeś nie ma na to wytłumaczenia. Wiem że czas może pomóc ale żyje nadzieja ze będziemy wstanie współpracować pod względem dziecka, i w głębi serca chciałbym żebyśmy sprobowali, bo tak naprawdę nie mamy nic do stracenia ale wiem ze to nie możliwe.
Mam pytanie odnośnie karania dzieci. Kilka razy w życiu mnie i mojej siostrze zdarzyła się taka sytuacja:
Mam pytanie odnośnie karania dzieci. Kilka razy w życiu mnie i mojej siostrze zdarzyła się taka sytuacja: kiedy któraś z nas pyskówkami i wrzaskami wystarczająco zdenerwowała rodziców, oni, wściekli, kazali się nam ubierać do wyjścia, wyciągali nas z domu i przez podwórko do furtki. Potem otwierali furtkę i wypychali nas na zewnątrz, na chodnik, krzycząc, że jak nie umiemy się zachować, to wynocha z domu, mamy iść i nie wracać. Ja i moja siostra rozhisteryzowane i płaczące chciałyśmy wejść z powrotem, no bo jak sobie poradzimy same na ulicy, ale rodzice dalej nas wypychali. Potem pozwalali nam wejść z powrotem i mówili, że mamy wracać i się porządnie zachowywać. To się zdarzyło tylko kilka razy, ostatni raz w trzeciej klasie podstawówki kiedy moja siostra wykłócała się, że monitor komputera powinien być postawiony bliżej, bo w szkole dzieci siedzą bliżej komputerów. Teraz ja i moja siostra jesteśmy już młodymi dorosłymi na studiach i jesteśmy dość aspołeczne i rzadko wychodzimy z domu. Moi rodzice bardzo nas kochają, wspierają, troszczą się o nas i o nasze problemy i zawsze tak było, ale odnośnie tego typu sytuacji opisanych powyżej, mówią, że na to zasłużyłyśmy. Mówią też, że ogólnie zasługiwałyśmy na obrywanie od nich i szkoda, że mocniej nie obrywałyśmy, to może byłybyśmy grzeczniejsze. Nie jestem pewna, czy iść wobec tego na jakąś terapię? Czy takie zachowanie mogło spowodować u nas jakieś problemy natury psychicznej? Wiem, że inni mieli o wiele gorzej w życiu od nas. Rodzice uważają, że to tylko kilka razy na całe życie i musiałyśmy ich wtedy mocno wkurzyć, nie mają wyrzutów sumienia i ich zachowanie było jak najbardziej prawidłowe. Ja mam do nich o to żal i uważam, że ta kara była upokarzająca i nieadekwatna do przewinienia, nawet jeśli rzeczywiście wtedy wrzeszczałam na nich z jakiegoś powodu i robiłam histerie. Nie wiem, czy mam coś z tym zrobić, czy wszystkim będzie lepiej jeśli odpuszczę i zapomnę. Czy taka kara, mimo że dość surowa, mogła na mnie zupełnie nie wpłynąć?
Jestem samotną matką, którą przytłacza życie - nie potrafię sobie już z tym poradzić
Jestem sama z córką i nie daje już rady, brakuje mi sił na wszystko. Rozstałam się z ojcem mojej córki prawie 4 lata temu, zaczynałam wszystko od zera bo wrocilysmy do mojego rodzinnego miasta. Byłam bez pieniędzy, bez mieszkania, pracy i przedszkola dla córki wiem że na dzień dzisiejszy dużo osiągnęłam bo wynajmuje mieszkanie, mam pracę nie na pełny etat ale zarabiam na opłaty do tego mam alimenty i świadczenie 800+, córka jest zadbana i chodzi do przedszkola, jest uśmiechniętym i energicznym dzieckiem bardzo ja kocham, ona jeździ co drugi weekend do swojego taty mają dobry kontakt. Niestety moja rodzina odwróciła się ode mnie po rozstaniu z ojcem córki, ciągle wmawiają mi że nie daje sobie z niczym rady, w niczym mi nie pomagają i ciągle tylko dołują dlatego zerwałam z nimi kontakty. W związkach też mi ciągle nie wychodzi jestem znów świeżo po rozstaniu gdzie naprawdę pokochałam tego mężczyznę i nie chciałam się rozstawać ale on nie był do końca przekonany czego chce mówił że z jednej strony bardzo mu ma mnie zależy i nie potrafi ze mnie zrezygnować dlatego czeka aż to ja go zostawię a z drugiej strony wie że nie da mi nigdy tego co ja bym chciała czyli ślubu i drugiego dziecka, byliśmy razem 1,5 roku i nie potrafię się z tym pogodzić bo jest fajnym i wartościowym facetem. Finansowo też nie jest kolorowo, wszystko drożeje, czynsz, jedzenie itp. mam wrażenie że pracuje tylko po to żeby opłacać rachunki i opiekunkę dla córki bo pracę kończę później i nie mam jak jej odebrać z przedszkola. Psychicznie nie daje już rady czuje się jak najgorsza matka na świecie bo nerwowo już nie wytrzymuje i ciągle krzyczę ma córkę a później tego żałuję,mało czasu z nią spędzam, jestem po prostu kłębkiem nerwów bo nie wiem już jak i za co mamy żyć. Przerosło mnie życie, mam 27 lat a czuje się tak wyczerpana że brakuje mi ma wszystko sił najchętniej to gdzieś bym uciekła tak żeby nikt mnie nie znalazł. Nigdy nie miałam takiego prawdziwego spokoju i poczucia bezpieczeństwa,pochodzę z rodziny w której ojciec pił i od 8 roku życia nie miałam z nim kontaktu on tez się mną nigdy nie interesował i chyba przez to mam ogromny strach i lęk przed odrzuceniem, boję się porzucenia, boję się kolejnego dnia nie wiem już co robić. Bardzo chciałabym zwolnić, odpocząć, zresetować się ale nie mogę bo wszystko jest na mojej głowie i chyba też nie potrafię. To jest straszne uczucie
Jak radzić sobie z toksycznym małżeństwem i przemocą psychiczną?
Zastanawiałam się nad odejściem od męża który za każdym razem twierdzi zapewnia mnie o swoich uczuciach co do mnie iż kocha pożąda pragnie że go podnieca moje ciało, że kocha tylko mnie. Mąż moim i chyba zdaniem każdego będzie po tym co opiszę potraktowany jak osoba toksyczna z zaburzeniami osobowości psychiczna oraz pracoholik manipulant, narcyz. Wszystko ok cudowne dni noce poranki wspólne powroty z jego pracy, magiczny sex co do czego powie na drugi dzień że uprawiał sex ze mną dłużej abym nie marudziła mu potem sądzi że źle dobrał słowa ok lecz nie rozumie nie chce zrozumieć jak mnie ranią jego słowa. Sex pomału zaczyna zanikać mąż zastawia się raz zmęczeniem po pracy, potem że cyt,, kochanie przepraszam nie mogę dłużej bo mam przecież problem z tym penisem boli mnie,,...mówię ok kochanie możemy jak mówiłeś inaczej rozpalać namiętność- tak mówił nie raz mi mój mąż kochający mnie bardzo mój mąż, że mimo iż będzie zmęczony nigdy nie będzie zmęczony by spędzić ze mną miło czas, że moje ciało go jara zawsze ma na mnie ochotę. Wypisuje mi słodzi smsami jak mu brakuje mojej osoby jak tęskni jak bardzo ma na mnie ochotę, co do czego po wspólnym powrocie do domu zaczyna mieć dziwne zachowania tak jakby chciał mnie zdenerwować wyprowadzić z równowagi, krytyki non stop potem wszystko przezuca na mnie, że ryje mu głowę itp. Nie raz pytam męża pi co to wszystko po co obiecujesz czarujesz robisz nadzieję potem wybierasz się. Na każdą swoją odpowiedź szybkie ma wymówki. Potrafiliśmy w ciągu nocy uprawiac sex sam tego chciał, w dzień wieczorami teraz tego nie ma on twierdzi jak mówi cyt,, pierw ryjesz mi łep wchodzisz mi do głowy potem czegoś oczekujesz???,, jest zapatrzony jedynie w pracę, pracuje na kuchni nie ma ludzi do pracy on jedynie sam. Tłumaczyłam mężowi że wiecznie jestem sama że brak mi miłości czułości dotyku rozmowy sexu męża chyba to nie interesuje, mało ze sobą rozmawiamy odczuwam że jeden wolny dzień od jego pracy to wymyśli wszystko by między nami do niczego nie doszło by był tkzw kwas. Nie dociera że mnie to rani, obiecuje wypady nad morze kwiaty kino i Bog wie co jeszcze co do czego szlak trafił...mąż nie interesuje się moimi potrzebami uczuciami ciągle krytykuje potrafi powiedzieć że jestem chora psychicznie nie chce widzieć nie widzi żadnego błędu w sobie. Nie mam siły już na ten związek ratujemy już nas któryś raz z żelu byliśmy na terapiach małżeńskich pomogły ale mężowi na chwilę. Mąż nie widzi we mnie dobrej osoby raz powie ze widzi że bardzo się zmieniłam następnym razem ze to ja nigdy się nie zmienię. O sobie zawsze ma dobre zdanie wiedząc że robi źle. Bił mnie kiedyś bo piłam teraz jestem po terapii nie pije od roku wszystko sądziłam wraca do normy jak mąż mówił że chce spokojnego życia i jest szczęśliwym ze mną choć ja tego nie odczuwam ciągle mnie rani choć tego nie zauważa. Nie wiem co robić odsuwam się od męża potrafi mi grozić że zaraz ktoś dostanie w ryj jeśli nie dasz mi się wyspać polatasz sobie, zaczyna na nowo być agresywny obojętny olewający. Nie wiem co robić sam mówi nie raz podchodź do mnie kiedy tylko chcesz, boję się podchodzić bo różne najścia ma raz zechce wtulic raz będzie krzyczał, była już sytuacja że złapał mnie za gardło mówił jestes moja na zawsze tylko moja rozumiesz???? Ok odpowiedziałam a ty moj , nie odebrałam tego z początku jako zastraszania. Kiedy oznajmiłam że odejdę podam o rozwód bo już mam dość że chce partnera z którym spędzę namiętny sex będzie chemia wyjścia a nie tylko dom gary szmata odkurzacz i nawet nie mówić o tym co ja czuję bo zaraz wybucha itp mąż wziął miękko moje słowa i co zrobisz straszysz mnie grozić że podasz o rozwód??? Be że mnie zginiesz gdzie ty pójdziesz. Mimo iż mąż zaprzecza wydaje mi się iż ma inną kobietę bardzo zadowolony aż wypoczęty w skowronkach każdego dnia Leci do pracy mi buziaki daje usmieszki zdjęcia jak za mną już tęskni ledwo min po rozstaniu, ale ja uważam że to kłamstwa poprostu kłamstwa. Mąż sądzi że to ja zawsze stwarzam takie sytuacje że ms mnie w dupie. Zastanawiałam się naprawdę nad rozwodem nie mam do kad pójść. Kocham męża ale nie chce tak żyć mam potrzeby bliskości czułości on tego nie chce rozumieć zakochany w pracy ja boczny tor. Mówił nie raz że uwielbia mnie tulić że podoba mu się moje ciało że zawsze ma na mnie ochotę klamie samego siebie bo nie robi żadnego gestu. Co mam myśleć robić??? Zaczynam poważnie się na nowo męża bać nie mogę powiedzieć jemu kompletnie nic, wszystko odbiera źle nie chce rozmawiać zaraz słyszę zd go mecze. Czy mam odpuścić poprostu???? Nie mówić o sexsie o uczuciach tęsknicie potrzeby czułości dotyku??? Zlozyc o rozwod z jego winy przemoc psychiczna??? Zawsze o wszystko czepia się doprawdza do łez nic sobie z niczego nie robi. Nie puszcie o terapiach psychologach itp bo on sądzi że z nim wszystko w porządku to ja jestem dramat psychiczna itp... czy przez te męskie problemy może mu aż tak upaść na głowę??? Nie chce spędzać ze mną czasu tylko robota robota jego życie ja jestem z półki jak miś, gospodyni domowa. Proszę porady gdzie uciec czy uciekać co robić??? Dystans??? Nie wiem detektyw??? On tylko pracuje ja chora na serce teraz psychika nie ma co się dziwić jestem poprostu załamana czuje ze mąż oszukuje zawsze było pięknie a teraz zero wyjść sexu nawet objęcia przytulenia....Chce zniknąć z tego świata byłam ostrzegana przez osoby przed mężem bym do niego nie wracała a jednak posłuchałam siebie zrobiłam błąd. Miałam wyjechać z Polski nie zrobiłam tego dla niego wyszłam z nałogu dla niego on sądzi że wszystko docenia lecz ja tego nie odczuwam. Mecze się mam mętlik w głowie. Jeśli zechce jak mówi będę chciał przytulić przytulę proste??? Jest chamski poprostu gbur nie wierze mu przestaję ufać, nawet powiedziałam że to ja jestem nikim nic nie rusza jakby wcale nie słuchał lecz wiem że słucha. Mi mówi że cyt ,, odpierda..sz się słowami potem czegoś oczekujesz dziwisz się że mam cie w chu..,, mówię że ja też mam swoje ja ale w przeciwnym wypadku podchodzę rozwiązywać chce problem on nie. Nawet powiedziałam że on żony juz nie ma i nikt by z nim z takim podejściem nie wytrzymał a mąż atak na mnie ze mnie by nikt nie chciał. .wiedząc że jeden zgrabna laska mężczyźni oglądają się za mną sam widział nie raz nie rusza go mówi że nie musi być zazdrosny bo nie pójdę i tak do innego. Co waszym zdaniem zrobić??? Obserwować zbierać dowody dystans nie odzywać się nie chcieć sexu dotyku??? Tak będę robić powie ze mam pewnie frajera. Co robić poradźcie błagam
Moja rodzina nie wierzy w moją traumę-wykorzystywanie seksualne, przemoc w domu. Oprawcę uwielbiają, mnie wytykają palcami, nie rozumiem-jak można nie mieć wyrzutów sumienia?
Minęło kilkadziesiąt lat. A ja pamiętam, jak osoba z rodziny łapała mnie za piersi, żebym zeszła z komputera albo z fotela przed tv. Gdy nie chciałam - od tyłu było macanie i wtedy uciekałam. Ta osoba potrafiła wytrzeć o mnie ręce trzymane w tyłku (przepraszam za wyrażenie), zawsze kłamała i wyzywała mnie, nazywała kupą albo wyciągała smarki i o mnie wycierała. Było to wg niej zabawne, a rodzice nie chcieli słuchać moich skarg. Co najwyżej ja dostałam za "marudzenie" albo był krzyk, że mam się uspokoić. Sprawa przedawniona, wielu osób już nie ma w moim życiu. A ja to pamiętam. Przerobiłam ten temat, choć narzuca mi się jedno pytanie - dlaczego rodzice nie wierzą? Zerwałam kontakt z tą osobą kilka lat temu i pokrewnymi, poczułam ulgę. Jakby ktoś mi zrzucił tonę kg z moich barków! Ale cała rodzina uważa za dziwaka, samoluba. Dziś jest 1.11, a rodzina obgaduje, że jestem najgorsza. Mój oprawca jest uwielbiany, a to we mnie widzą problem. Gdy wspomniałam komuś, co działo się kilkadziesiąt lat temu, to ludzie się śmieją, nie wierzą, mówią, że mam coś z głową. Nie mam nic z głową. Nigdy nie miałam. Nawet mój oprawca żyje jakby był nieświadomy i nie widzi nic złego, że torturował mnie psychicznie połowę życia. Jak reagować na rodzinę? Nie chce do tego wracać, nie chcę też być na językach. Dlaczego ktoś nie ma wyrzutów sumienia i jeszcze uważa mnie za złą osobę, chociaż na widok tej osoby przez całe życie mdliło mnie. Teraz mam spokój. Ale na 1.11 nie chodzę na cmentarze i nie chcę nikogo tam spotkać! I przez to też jestem wytykana...
Samotność w nowym miejscu, poświęcenie dla rodziny a brak radości w życiu

Witam. Opiszę w dużym skrócie moją historię. 

Od zawsze mieszkałem w domu, jak miałem 25 lat wyremontowałem sobie mieszkanie na 1 piętrze i zamieszkałem tam po moich dziadkach. 7 Lat temu poznałem swoją obecną żonę, pracowałem wtedy w delegacji i wtedy jeszcze dziewczyną widywałem się weekendami. Od tamtej pory leczę się u psychiatry, mam nerwicę/depresję. Zrezygnowałem z tamtej pracy i ogólnie jakoś sobie radziłem. Wzięliśmy ślub, urodził nam się synek, obecnie ma 3 lata. Jednak przez ostatnie dwa lata wydarzyło się u mnie dużo. Ze względu na konflikt rodziców i ich późniejszy rozwód, dla ratowania swojej rodziny wyprowadziliśmy się do miasta rodzinnego mojej żony, niedaleko około 30 km od mojego rodzinnego miasta. Znalazłem tutaj pracę, udało się wziąć kredyt, mamy czym jeździć. Wydaje się, że wszystko poukładane... 

Tylko nie u mnie, nie cieszę się z tego, co mam, jedynym co mnie trzyma jeszcze przy tym wszystkim, jest syn. Chodzę do terapeuty uzależnień w celu rzucenia papierosów. I dużo rozmawiamy głównie o tym, co się u mnie dzieje, na pozór powinienem być szczęśliwy, faszeruje się od 7 lat lekami na depresję i tak naprawdę nie czuję się nigdy, jak bym chciał. 

W głębi czuję, że mieszkając w bloku, ja nie będę szczęśliwy, ja jestem przyzwyczajony, że mogłem wyjść na podwórko cokolwiek zrobić, bardziej to wyglądało zawsze jak życie na wsi. 

A teraz przychodzę z pracy i oprócz zajmowaniem się synem nie mam czym się zająć. Lubiłem zawsze jakieś prace fizyczne, typu koszenie trawnika itp. (przy domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia)... Moja żona ma tu wieloletnich znajomych, rodzinę, tą samą pracę od wielu lat. Ja mam nową pracę, ale wydaje mi się, że poświęciłem wszystko dla komfortu mojej żony, nie myśląc o sobie. Na dzisiejszy dzień zmagam się każdego dnia z objawami nerwicy, nie mam żadnego hobby (z piłki nożnej zrezygnowałem na początku znajomości z żoną ze względu na brak czasu, by się spotykać). Czuję się samotny mimo, że mieszkam ze swoją rodziną. Żona nie potrafi mnie zrozumieć, że nie mam tutaj przyjaciół, rodziny. Zrezygnowałem w 100% z alkoholu, chociaż czasami wypiłem piwko, to dawało mi to choć trochę radości. 

Nie mam komu się wygadać, w pracy nie mam przyjaciół. 

Do mieszkania już się nawet czasami nie chce wracać, wiedząc, że nikt mnie nie zrozumie... Czuję wewnątrz, że ja długo w takim maraźmie nie pociągnę. Chciałbym wrócić do domu, w którym mieszkałem większość życia do poprzednich znajomych. Mam jednego brata, który mieszka daleko i też nie chce zawracać mu głowy swoimi problemami...

Dziecko 2 lata. Od urodzenia problemy ze snem. Nie potrafi sam zasnąć, tylko w wózku.
Dziecko 2 lata. Od urodzenia problemy ze snem. Nie potrafi sam zasnąć, tylko w wózku. Śpi z mamą, mimo to wybudza się w nocy kilka razy. Po ukończeniu 1 r.ż. nagle zaczął bać się innych dzieci, pojedynczo lub tez w grupie. Nie wykazuje wcale chęci kontaktu z nimi, wręcz ucieka. Gdy któreś jest za blisko lub zrobi w stosunku do niego gest, np. da zabawkę, potrafi się rozpłakać. Z dorosłymi kontakt bardzo dobry. Obawiam się, co będzie, kiedy nadejdzie czas przedszkola. Czy potrzebna jest już konsultacja z psychologiem ?
Rodzina obwinia mnie za naruszenie granic przez pracodawcę.

Dzień dobry, 

mój pracodawca powiedział mi rzeczy, które naruszały moje granice. Mówił wiele rzeczy na temat seksu , które mnie krępowały i drwił z mojego stanu cywilnego. 

Moja rodzina jednak obwinia mnie o te sytuacje. Mówi, że to moja wina, bo nie potrafiłam się mu postawić i obronić. Krzyczą na mnie, że jestem głupia i niedojrzała. W jaki sposób rozmawiać z rodziną, która obwinia mnie o te sytuacje?

Czy pisanie listów przez matkę bez kontaktu z 2-latkiem jest pomocne i zrozumiałe dla dziecka?

Czy jest sens i będzie to dobre dla 2-letniego dziecka, aby matka, która nie ma kontaktu z dzieckiem, pisała listy?

Czy dziecko w tym wieku rozumie przekaz listowny?

Czy taka forma kontaktu pozytywnie wpłynie na kontakt matki z dzieckiem?

Presja rodziny, problemy zdrowotne mamy, uzależnienie od alkoholu - jestem przytłoczona i zła.

Moja mama ma 62 lata. Jest alkoholiczka. Moi rodzice mieszkają sami. My z siostrą nie mieszkamy w naszym mieście rodzinnym. Mój tata jest kierowcą zawodowym. Pracuje od poniedziałku do piątku po 12 godzin dziennie. Moja mama w tamtym roku już raz trafiła do szpitala przez alkohol. Dowiedzieliśmy się wtedy, że jest alkoholiczka. Lekarze mówili, że jedną nogą była w grobie. Cały okres leczenia szpitalnego okropnie wspominam. Byłam załamana, płakałam każdego dnia. Po wyjściu ze szpitala, wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Zawoziłam ją na wszystkie badania, wszystkie wizyty u specjalistów. Po wyjściu ze szpitala to ja z moim tatą dawaliśmy jej leki. Była mega poprawa. W wynikach badań, w wyglądzie w zachowaniu. Po miesiącu, kiedy odzyskiwała siły, uparła się, ze ona sama będzie brać leki. Po około 3 miesiącach od wyjścia ze szpitala zaczęła znów pić. Nie przyznawała się. Nawet gdy siostra przyłapała ją z wódką, to kłamała w żywe oczy, że to nie jej wódka! Mama zaczęła mieć zwidy. Widziała, rzeczy, osoby i sytuacje, których nie było. Byliśmy tym przerażeni. Bałam się do niej przyjeżdżać. Lekarz rodzinny pokierował mamę do psychiatry. Dostała leki na zwidy, które miały jej pomóc. Lekarz zastrzegł, ze absolutnie nie można przy tych lekach pic alkoholu. 16 maja jej stan się pogorszył. Tata zadzwonił po siostrę. Pojechała do rodziców i zadzwonili po pogotowie. Lekarz powiedział, że to była ostatnia chwila na pogotowie, bo nie dożyłaby do rana. Znów jest w szpitalu. Minęły już 3 tygodnie. Mama jest na tą chwilę osobą leżącą. Mówi bardzo niewyraźnie, niezrozumiale. Musi się bardzo postarać, żeby powiedzieć coś normalnie. Lekarze mówią, że taki stan może jej zostać. Wyszło jej zatrucie amoniakiem, oraz uszkodzenie mózgu i móżdżku i wiele, wiele innych. Nie chce naszej pomocy. Gdy przychodzę, odwraca głowę, nie chce ćwiczyć siadania i wstawania (zalecenie lekarza), nie chce dać sobie obciąć paznokci, przemyć twarzy. Nie potrafi sama wziąć butelki i się napić, nie potrafi przełykać. Jest bardzo niemiła, bluźni do nas, jakbyśmy byli kimś obcym dla niej. Gdy była zdrowa, nigdy taka nie była. Co się ze mną stało? Że zamiast współczucia czuje złość? Nie chce mi się płakać, nie chce do niej chodzić. Przez j zachowanie czuje niechęć, ale sumienie mi nie pozwala. Mamy wyniki się poprawiły. Ale przez uszkodzenie mózgu, może zostać osobą leżącą. Jej życiu nic nie zagraża. Niedługo ma być wypisana do domu. Jestem zestresowana. Przez tę sytuację jestem nerwowa do moich dzieci. Nie poznaje siebie! Jestem tak na nią zła!!!! Jak mogła tak sobie zniszczyć życie! Nawet nie mogę płakać. Czuje się oceniana z każdej strony. Siostry mojej mamy powiedziały mi: ,,ona czuła się samotna! Jak można pracować po 12 godzin i żeby ona sama była tyle czasu. Czuła się nierozumiana." Ogólnie teraz ja, Moja siostra i tata jesteśmy wszyscy złem świata, bo nie jesteśmy idealna rodzina i mama leży w szpitalu przez nas. Tak uważa jej rodzina. Co im odpowiadać na te ataki? Mój tata poblokował ich numery to do mnie dzwonią. Dobija mnie ta sytuacja. I jeszcze jedno. W lutym rezerwowaliśmy wakacje. Wyjazd mamy w piątek. Jedziemy do Chorwacji. Nie potrafię cieszyć się z wakacji. No jak to wygląda: mama w szpitalu a my z siostrą co? Wakacje? Co powiedzą inni? Znowu będziemy te najgorsze. Ze zamiast być u mamy to się relaksujemy. Czuje, ze potrzebuje odetchnąć. Nie wiem, co robić. Jestem o krok od odwołania. To wszystko miażdży mnie psychicznie. Czemu czuje złość do niej?

Kryzys - czuję się samotna, będąc mamą dwójki dzieci i żoną.
Jestem szczęśliwą mamą dwójki dzieci w wieku 3 i 10 lat oraz żoną, ale też bardzo samotną osobą. Nie mam przyjaciół, z mężem się mijamy ze względu na pracę. Pracuje w przedszkolu. Kocham tą pracę, spontaniczność i szczerość dzieci, ale nie radzę sobie zupełnie z dyscypliną. Zwłaszcza teraz po powrocie do zawodu po 3 latach przerwy. Nowe miejsce, nowi ludzie. Niby miła atmosfera, ale zupełnie nie mam w nich wsparcia. Czuje się oceniana i obgadywana za plecami. Zawsze byłam przyjaźna wobec ludzi i szukałam ich akceptacji, a tu trzymają mnie na dystans. Moje własne dzieci też mnie nie szanują. Czuję jakbym u starszej córki zupełnie nie miała autorytetu, a młodszy synek naśladuje we wszystkim siostrę. Do psychologa zaczęłam chodzić, gdy tylko pojawił się bunt u córki, wyzwiska i agresja z jej strony, ale też dla siebie. Będzie już ponad rok. Mam bardzo niskie poczucie wartości, ataki płaczu w domu. Poza nim przyjmuje maskę radości, ale czuję się strasznie i nie widzę żadnej poprawy w stanie zdrowia. Pogodzenie wszystkiego i samo życie mnie przerosło. Jestem osobą wierzącą i modlę się codzień o uzdrowienie z tego stanu pustki i smutku. Nie wiem czy dam radę...
Brak sprawczości w życiu po traumatycznych relacjach z rodziną - jak odzyskać kontrolę?

Moim problemem jest brak jakiejkolwiek sprawczości w życiu. Czuję, że jako nastolatka zostałam złamana przez nadopiekuńcze, toksyczne i nerwowe mamę z babcią. Nic mi nie było wolno, ciągle tylko awantury i znęcanie się psychiczne. Dziś nam 40 lat i jestem na całkowitym utrzymaniu mamy i babci. Za sobą mam 20 lat próbowania różnorakich prac, różnego typu: od prac biurowych, przez związane z moim hobby, po prace fizyczne. Niestety rezygnowałam (lub wyrzucano mnie) z jednego z dwóch powodów: albo nie dawałam sobie rady (mam słaby intelekt, a także jestem słaba fizycznie) albo nie wytrzymywalam tego zamknięcia w pracy. Czułam się jak w pułapce, jakby każda komórka mojego ciała krzyczała, że chce się wydostać. Wiem, że to nieodpowiedzialne, dziecinne, jak głupi, zbuntowany małolat, a nie 40-letnia baba, ale za każdym razem nie wytrzymywałam i dosłownie uciekałam z pracy jak z pułapki. W tej chwili mam już tak mało sił, że nie wierzę, że jeszcze kiedykolwiek ucieknę mamie. Ale chciałabym dać sobie radę, chociażby dorabiając jakieś drobne. Nie stać mnie na terapię, na nfz już byłam, nie pomogło, pan stwierdził, ze widocznie mi za dobrze, że siedzę w tej bezradności. Proszę o pomoc.

Mam rocznego synka i drugiego który ma miesiąc. Dwa miesiące temu chciałam odejść od partnera. Partner zawiadomił rodzinę. Przyszła jego mama zaczęła mnie straszyć i wyzywać, mówiła że zabierze mi dzieci. Bardzo przyzwyczaiła się do pierwszego syna. W kłótni mówiła "to mój syn" zamiast wnuczek.. Po calej klotni zostałam w mieszkaniu. Z partnerem probujemy pracowac nad związkiem.. Ale czuje niepokoj, kiedy zabiera starszego syna do jego rodziny. Nie jestem nigdy za tym, najchetniej calkowicie odseparowalabym go od nich. Przede wszystkim dlatego, żeby nie nastawili go z czasem przeciw mnie i druga sprawa to nie chce, aby przejął ich paskudne cechy. Czy dla jego dobra moge cos takiego zrobic nie czując że robie mu krzywdę? Zabronić parterowi zabierania dzieci do nich, walczyć o to? Czy zaburzę mu rozwój odlaczajac go od rodziny partnera? Czy zrobie mu jakas krzywde tym zachowaniem i wplynie to na jego relacje rodzinne w przyszlosci kiedy bedzie tworzyl własną rodzinę? Czy przez to ze bym go od nich odlaczyla w integracjach spolecznych w szkole moze miec problem z komunikacją?
Dzień dobry od dawna a tak konkretnie borykam się z moją straszna matką od zawsze kiedyś taka nie była ale teraz jest straszna mam 24 lata oraz dziecko, wychowuję sama ponieważ mąż wolał mnie opuścić..mojej mamie wszystko nie pasuje jak wychowuję syna cały czas mnie wyzywa że jestem najgorszą osobą nawet padł tekst że mam się iść zabić .. boje się jej nawet często podnosi na mnie rękę mimo to że jestem już pełnoletnia mieszkamy koło siebie a dosłownie drzwi w drzwi ponieważ kazała mi się wprowadzić inaczej byłam szantażowana.. nie mogę nic zrobić jest bardzo źle dodam iż nadużywa alkoholu oraz lubi sobie chodzić późnymi wieczorami aby się u mnie awanturować oraz mnie krytykować i znęcać psychicznie już nie mogę tak dłużej boje się jej i tego wszystkiego tutaj moja psychika przestaje działać cały czas płacze nie chce mi się już żyć nie widzę sensu życia gdyż ja go nie mogę normalnie prowadzić jestem wykończona fizycznie jak i psychicznie dostaje napady lękowe mam zawroty głowy trzęsę się nie mam siły wstać a co dopiero zająć się czym kolwiek w domu czy da mi się jakoś pomóc?
Jestem ojcem 16-letniego syna. Rodzice jego dziewczyny przekraczają granice. Czy to norma zachowania?
Witam. Jestem ojcem 16- letniego chłopca. Syn ma dziewczynę 15 lat. Jej rodzice bardzo zabiegają o to, by mój syn dobrze się u nich czuł, są z nim na ty i angażują go w każdy możliwy sposób, by trwał przy ich córce. Wspólne wyjścia na spacer z psem lub na mecz tak, ale z rodzicami dziewczyny, a nie z nami. Dodam tylko, że mają problemy z córką, która też nie jest chętna do wspólnego spędzania czasu z rodzicami, a spędza z nimi czas tylko wtedy, kiedy w tych "imprezach" uczestniczy jej chłopak, czyli nasz syn. Przeprowadziłem rozmowę z ojcem dziewczyny prosząc go, żeby ograniczyli z żoną kontakty z naszym synem - odsunęli się i dali nastolatkom przestrzeń do budowania znajomości. Niestety to nie ustaje i na moje prośby pozostają głusi. Czy jest to normalna sytuacja? Czy tylko nam rodzicom wydaje się to dziwne i niewłaściwe? Przyjaciele i znajomi, których pytamy o całą sytuację tylko szeroko otwierają oczy i nie wierzą, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Proszę o komentarz opisanej sytuacji, bo już nie wiemy czy to my jesteśmy dziwni, czy to norma zachowania.
Zmęczony mąż, praca w firmie i brak wsparcia w domu - jak sobie radzić?

Dzień dobry. Niepokoi mnie, a właściwie również męczy zachowanie męża. Mamy własną firmę, mąż bardzo dużo pracuje i jest notorycznie zmęczony. W domu nie robi kompletnie nic. Jak już jest, to telefon nie wychodzi mu z ręki - sporo pracujemy telefonem (prowadzimy firmę transportową) no ale tik tok jest na porządku dziennym. 

Uwagi zwrócić nie można, bo on się odstresowuje. 

Ja również pracuję, robię w naszej firmie wszystko oprócz jazdy i szeroko pojętego planowania. Dodatkowo zajmuje się dziećmi, domem, psami, mężem. On uważa, że głównie to on pracuje. Teksty - ja będę gotował obiadki (bo w tej dziedzinie chyba mnie tylko widzi) a Ty jedz w trasę, przygotuj mnie na wyjazd (chodzi o proste rzeczy jak nawet wyjęcie jedzenia z lodówki - tylko że to mam zrobić ja) zrób mi zakupy, wypierz mi czapkę, potrafi zrobić awanturę, że sprzątam łazienkę i czuć chemią, gdzie to ja głównie w tej chemii siedzę. 

Awantura o brak pasty do zębów (używa 2 na zmianę - muszą być dwie zawsze) o brak nitki, kulki pod pachę, skarpet (ma jakieś sto par, ale zawsze jest awantura o skarpety), że mało, zawsze mało. Takie absurdy mogę mnożyć. Teraz nawet jak to piszę, jest mi wstyd. Chyba bardziej siebie, że w tym trwam. Jestem wykształconą, Zaradną kobietą a pozwoliłam się tak poniżyć. Od wielu lat nie dostałam od męża nic- bo on uważa, że skoro mam wolny dostęp do konta, to on nie musi się starać, bo zakupy go stresują. Dzieci są już nastolatkami, ale wiedzą, że liczyć mogą tylko na mnie. Dodatkowo wiecznie robi z siebie biednego, zmęczonego, chorego. Dziś, kiedy źle się czuł, najpierw kazał zrobić sobie herbatę, potem zrobił awanturę, że za słodka a na koniec wyszedł obrażony, że źle się czuje i musi jechać do pracy. Po kłótni nie odbiera tel. Potrafi go wyłączyć kiedy, wie, że ja nie mam pojęcia jak pokierować pracą ludzi. Ostatnio było tak już dwa razy. To był dla mnie tak duży stres, że dostałam ataku paniki. Nigdy nie przeprasza, bo on uważa, że wszystko jest zawsze moją winą. Zastanawiam się, czy to, co on robi to egoizm, narcyzm, czy jakieś zaburzenie. 

Patrzę na niego i zastanawiam się jak mężczyzna może siedzieć na kanapie z tel w ręku, kiedy ja noszę kamień na ogrodzie z dziećmi, kosze trawę, robię po prostu wszystko.

Od dużego czasu nie mam ochoty na nic. Spałabym całymi dniami, ale niestety nie mogę, ponieważ mam dziecko.
Witam. Od dużego czasu nie mam ochoty na nic. Spałabym całymi dniami, ale niestety nie mogę, ponieważ mam dziecko. Brak ochoty na seks. Brak zainteresowania. Nie potrafię się skupić, myślę tylko co trzeba jeszcze w domu zrobić.
Jestem macochą od 7 lat. Pasierb ma 15 lat. Kilka dni temu zatrzymała go policja za posiadanie narkotyków.
Dzień dobry. Jestem macochą od 7 lat. Pasierb ma 15 lat. Kilka dni temu zatrzymała go policja za posiadanie narkotyków. Dowiedzieliśmy się też, że ćpa od kilku miesięcy, pali też papierosy. Pasierb ma dziewczynę, która mieszka 250 km dalej. Odwiedzają się wzajemnie co weekend. Czy można zabronić mu tych spotkań w związku z tym, co się dzieje? Jesteśmy w trakcie naprowadzania go przez terapeutę na właściwą drogę. Jesteśmy też w trakcie zmiany szkoły. Pasierb nie robi nic, nie uczy się, wagaruje, w domu nic nie pomaga, nawet w swoim pokoju nie sprząta. Robi co chce i nie zważa na nasze uwagi i zakazy. Co mamy robić? Jak do niego dotrzeć?