Podwójna osobowość: dlaczego w domu jestem pyskata i niezadowolona, a poza nim pełna energii?
Chciałabym opisać moja sytuacje, która jest ze mną, w sumie odkąd pamiętam, myślę, że jest to tez uwarunkowane genetycznie, bo mój tata tez się z tym utożsamia. Mianowicie w domu przez rodzinę, jestem postrzegana no i tak tez się zachowuje: niezadowolona wiecznie, chamska, docinająca, pyskata, zawsze mam jakiś problem, focha, wszystko mnie denerwuje i przytłacza, a poza domem zupełnie odwrotnie: pełna Energi, zadowolona, uczynna, nikt by nie pomyślał, ze mam taki charakter w domu. Oczywiście są wyjątki, ale jednak tak to się kreuje większa część mojego życia. Chciałabym jakoś to sobie wyjaśnić albo usprawiedliwić nawet jakimś schorzeniem wiec proszę o pomoc. Jestem 18-latka.
Anonimowo

Martyna Jarosz
W psychologii zjawisko to jest dobrze znane i często ma swoje korzenie w mechanizmach obronnych, sposobach adaptacji do otoczenia czy nawet we wzorcach rodzinnych.
Możliwe, że w domu przyjmujesz określoną rolę, która została ukształtowana przez lata – być może na podstawie oczekiwań rodziny lub przez pewne wzorce wyniesione z dzieciństwa. Czasami zdarza się, że środowisko domowe wyzwala więcej negatywnych emocji, ponieważ czujemy się w nim na tyle bezpiecznie, aby dać upust frustracjom i napięciom. W relacjach rodzinnych często nie ma potrzeby zakładania „maski społecznej”, jaką przyjmujemy na zewnątrz, dlatego mogą wychodzić na powierzchnię silniejsze emocje – te trudniejsze, mniej kontrolowane. Z kolei wśród ludzi spoza rodziny automatycznie przyjmujemy inną postawę, ponieważ chcemy być postrzegani pozytywnie i zyskać akceptację.
Czy jest to coś, co można zakwalifikować jako schorzenie? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale warto spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Jeżeli takie zmienne zachowania sprawiają, że czujesz się zagubiona, przytłoczona lub że trudno Ci budować bliskie relacje w domu, warto byłoby zastanowić się, czy nie wynika to z nagromadzonego stresu, mechanizmów radzenia sobie z napięciem lub nawet głębszych wzorców emocjonalnych.
Jeżeli chcesz lepiej zrozumieć swoje zachowania, dobrym krokiem może być rozmowa z psychologiem, który pomoże Ci przeanalizować Twoje schematy emocjonalne i znaleźć odpowiednie sposoby ich regulacji.
I na koniec kilka pytań, które mogą pomóc Ci w refleksji nad swoją sytuacją i lepszym zrozumieniu swoich emocji oraz zachowań:
- Jakie sytuacje w domu najczęściej wywołują u Ciebie frustrację, złość lub poczucie przytłoczenia? Czy są to konkretne osoby, tematy rozmów, czy może codzienne obowiązki?
- Jakie emocje odczuwasz, gdy jesteś poza domem i zachowujesz się bardziej pozytywnie? Co sprawia, że czujesz się wtedy inaczej?
- Czy zauważasz, że Twoje zachowanie w domu jest reakcją na sposób, w jaki inni członkowie rodziny się do Ciebie odnoszą? Jakie są Twoje oczekiwania wobec nich?
- Jakie są Twoje potrzeby emocjonalne w relacjach z rodziną? Czy czujesz, że są one spełniane? Jeśli nie, co mogłoby się zmienić, abyś czuła się lepiej?
- Czy masz wrażenie, że w domu musisz odgrywać określoną rolę (np. „tej, która zawsze ma problem”)? Jak myślisz, skąd mogło się to wziąć?
- Jakie różnice widzisz między relacjami z rodziną a relacjami z przyjaciółmi lub znajomymi? Co sprawia, że te relacje są inne?
Te pytania mogą być punktem wyjścia do głębszej analizy Twoich emocji i zachowań. Warto je przemyśleć i, jeśli masz taką możliwość, omówić z psychologiem, który pomoże Ci znaleźć odpowiedzi i zaproponuje konkretne strategie działania.
Trzymam kciuki!
Martyna Jarosz

Urszula Żachowska
To, co Pani opisuje – ta wyraźna różnica między zachowaniem w domu i poza nim – może być sposobem, w jaki psychika radzi sobie z napięciem, z czymś, co nie miało innego miejsca, by się wyrazić. Takie mechanizmy często mają swoją historię i sens – nawet jeśli dziś bywają trudne do zniesienia.
Zrozumiałe jest, że szuka Pani wyjaśnienia, może jakiejś etykiety, która pomogłaby to uporządkować. Ale być może przyglądanie się temu w psychoterapii mogłoby otworzyć inną drogę – nie tylko ku nazwaniu, ale ku wzięciu odpowiedzialności za swoją historię, uznaniu własnych, podmiotowych rozwiązań i poszukiwaniu innych, które mogłyby dziś służyć lepiej.
Zrozumienie siebie nie zawsze przychodzi od razu – ale już sam proces myślenia i mówienia o tym potrafi przynieść ulgę i dać przestrzeń na zmianę.

Pracownia Psychoterapii Wolne Myśli
Dzień dobry,
już samo to, że potrafisz tak precyzyjnie i szczerze nazwać to, co się z Tobą dzieje – i że chcesz się temu przyjrzeć – świadczy o Twojej dojrzałości i gotowości do pracy nad sobą. To naprawdę dużo.
Dwie różne „Ty” – w domu i poza domem
To, co opisujesz – duża różnica między tym, jak się zachowujesz w domu, a tym, jak funkcjonujesz poza domem – jest czymś, co w psychoterapii nazywamy rozszczepieniem doświadczeń albo też adaptacyjną maską. To znaczy, że być może w domu nauczyłaś się działać według pewnego schematu, który z czasem stał się bardzo mocno utrwalony – i trudny do przerwania.
Innymi słowy zachowania, które dziś mogą wydawać się "chamskie", "pyskate", "wiecznie niezadowolone", to często forma obrony psychicznej. One coś chronią – najczęściej przed zranieniem, byciem niezrozumianą, niedostrzeżoną, niedocenioną. Czasami to także reakcja na emocjonalny klimat domu rodzinnego, który mógł być trudny, krytyczny, zimny lub chaotyczny.
Być może w Twojej rodzinie nie było przestrzeni, by wyrażać złość, lęk, smutek – a przynajmniej nie w sposób otwarty i akceptowany. Może nauczyłaś się, że trzeba walczyć, że trzeba być „na jeża”, bo inaczej zostanie się zdominowaną, zignorowaną, zranioną.
Czy to może być „genetyczne”?
Pisałaś, że Twój tata też ma podobne cechy – to bardzo ważna informacja. Czasem dziedziczymy pewne sposoby reagowania, ale niekoniecznie w sensie biologicznym – tylko poprzez obserwację i przesiąknięcie atmosferą domu. To się nazywa dziedziczenie emocjonalne – pewne wzorce relacyjne, napięcia, sposób okazywania emocji „przechodzą” z pokolenia na pokolenie, często zupełnie nieświadomie.
To nie znaczy, że jesteś „skazana” na taki sposób funkcjonowania – ale że warto się temu przyjrzeć głębiej, z pomocą terapeuty.
Dlaczego tylko w domu?
Dom to miejsce, gdzie często pokazujemy „surową wersję siebie” – bo tam czujemy się na tyle bezpiecznie, by „zrzucić maskę”. Ale jeśli ta wersja jest pełna napięcia, agresji, frustracji, to warto zapytać:
Czego nie możesz wyrazić inaczej?
Przed czym się bronisz?
Jaką rolę przyjęłaś w rodzinie – i czy to naprawdę Twoja rola?
Czy to może być jakieś „schorzenie”?
Nie jestem w stanie diagnozować Cię w tej formie – ale mogę powiedzieć, że Twoje doświadczenie nie musi oznaczać choroby psychicznej. Bardziej wygląda to na utrwalony mechanizm obronny albo efekt funkcjonowania w określonej dynamice rodzinnej.
Czasem w podobnych historiach pojawia się coś, co przypomina np. cechy osobowości typu borderline (chwiejność emocjonalna, silne reakcje, podział na czarne-białe), dystymia (przewlekłe obniżenie nastroju), zaburzenia regulacji emocji – ale to naprawdę wymaga spokojnej pracy terapeutycznej, nie etykiet.
Co możesz zrobić?
Najlepszym krokiem byłaby psychoterapia indywidualna, w której mogłabyś bezpiecznie eksplorować:
Skąd biorą się Twoje emocje i reakcje? Jak wyglądały Twoje relacje w dzieciństwie? Co Cię rani i czego potrzebujesz naprawdę – pod spodem złości?
Możesz zacząć od konsultacji – nawet jednej lub kilku – żeby znaleźć kogoś, przy kim poczujesz, że możesz „zajrzeć pod powierzchnię”.
Pozdrawiamy serdecznie
Pracownia Psychoterapii Wolne Myśli (Weronika Berdel)

Barbara Ostrowska
Historia, którą opisujesz i to, że masz w sobie gotowość, aby się temu bliżej przyjrzeć i lepiej zrozumieć też siebie zasługuje na uznanie. Tym bardziej że jesteś młodą osobą, a już szukasz odpowiedzi, zamiast tylko to tolerować.
Opisywana sytuacja wygląda jak obraz dwóch wersji „siebie” – tej na zewnątrz przy innych ludziach, i tej drugiej w domu, tam gdzie czujesz się inaczej. Jest to nie tak rzadkie. Wiele osób, zwłaszcza młodych, podobnie funkcjonuje, szczególnie gdy w domu rodzinnym w relacjach jest wiele napięcia, niezrozumienia, trudnych emocji lub braku przestrzeni na rozmowę i miejsce, aby się tym zająć.
To, że pojawia się złość, przytłoczenie, silniejsze reakcje to może być mechanizm adaptacji do czegoś, co się dzieje/działo w domu. Czasami tak reagujemy, gdy czujemy się nieakceptowani, oceniani, nieważni… albo wtedy gdy czujemy się na tyle bezpieczni, że nasze emocje mogą „lądować” na domownikach. To nie oznacza od razu choroby, lecz może być sygnałem, że jakieś emocje i potrzeby domagają się zauważenia, zrozumienia i wyrażenia. Że może to, co wcześniej działało, już nie działa. To też (18 lat) jest czas nadal rozwoju układu nerwowego, gdy możemy być bardziej impulsywni i chwiejni.
Piszesz o tacie, który „się z tym utożsamia”. Dorastając, a szczególnie w początkowym okresie naszego życia, jako małe dzieci bezkrytycznie uczymy się reakcji od naszych opiekunów. Są oni dla nas modelem tego, jak rozwiązywać problemy w tym emocjonalne. Może być tak, że faktycznie jest jakaś cząstka „genów”, temperamentu, ale też może to być jakiś wypracowany przez lata schemat reagowania. Warto się temu przyjrzeć jako reakcji, która ma swoje powody. Być może pomiędzy tym co obecnie jest w twoim życiu , a tym czego pragniesz jest duża różnica, być może coś dla ciebie ważnego nie jest uszanowane, bądź nie wiesz co jest dla ciebie ważne. Wówczas możemy odczuwać dyskomfort emocjonalny i okazywać go na wiele sposobów. Warto zatem przyjrzeć się temu kiedy pojawia się złość lub inne nieprzyjemne emocje? Jakie myśli wtedy pojawiają się w umyśle? Co dzieje się chwilę przed „wybuchem”? Kiedy przychodzą te emocje co wtedy robisz? Co może przestajesz robić? Gdyby zamontowano ukrytą kamerę w Twoim domu co zobaczyłyby kamery – jakie zachowanie? Tam coś się dzieje, czemu warto się bliżej przyjrzeć. Każda emocja ma swą funkcję, a złość najczęściej komunikuje brak zgody, przekraczanie granic, konieczność obrony, nawet poprzez atak. Jest wiele książek samopomocowych , od których można zacząć - np. „Oswoić złość”.
I co ważne – fakt, że potrafisz być pomocna, radosna, energiczna w innych miejscach mówi, że taka też jesteś - bywasz i zła, i radosna. W domu pokazujesz się z jednej strony, a poza nim z innej. To prosty komunikat, że coś w Tobie domaga się uwagi, troski… może zaopiekowania i uznania. A na zewnątrz może to zaopiekowanie i uznanie dostajesz?
Trzymaj się
Barbara Ostrowska

Katarzyna Organ
Dziękuję Ci, że tak szczerze opisałaś swoją sytuację. To, że potrafisz spojrzeć na siebie z dystansem i chcesz zrozumieć, co się z Tobą dzieje — to już bardzo ważny krok. Naprawdę. Nie jest łatwo przyznać się do czegoś, co nas samych uwiera.
To, co opisujesz, można rozpatrywać na kilku poziomach — emocjonalnym, psychologicznym, a nawet trochę społecznym i rodzinnym.
Zachowanie w domu może wiązać się z Twoim nastawieniem do rodziny, na pewno jest zupełnie inne niż do znajomych czy przyjaciół. Warto zadać sobie pytanie co daje Ci to "narzekanie i fochy" o których piszesz i jaką pełnią funkcję. Czy dom to dla Ciebie bezpieczna przystań, gdzie nie musisz czuć presji czy wręcz przeciwnie?
Jeśli Twój tata przejawia podobne wzroce zachowania istnieje szansa, że jest to po prostu wyuczone zachowanie, jako dzieci uczymy się tego jak funkcjonować przez modelowanie, czyli obserwowalaś w jaki sposób zachowuje się tata i w którymś momencie uznałaś to za właściwy wzorzec zachowania. Jak wyżej, warto przyjrzeć się przekonaniom, które towarzyszą Ci zarówno w sytuacjach rodzinnych jak i tych poza domem.
Nie wiem czy szukanie usprawiedliwienia to dobre określenie - przyczyny jak najbardziej, jednak kluczowe jest pytanie do czego to "usprawiedliwienie" jest Ci potrzebne? Być może wystarczy zrozumienie kontekstu i idących za tym myśli? Kolejną kwestią jest odpowiedź na pytanie czy chcesz nad tym pracować?
Pamiętaj, Twoje reakcje być może były kiedyś sposobem na poradzenie sobie z trudnymi emocjami, ale dziś zaczynają Cię ograniczać i męczyć. Możesz to zmieniać — z pomocą psychoterapii, rozmowy, poznania siebie na głębszym poziomie.
Pamiętaj, że zasługujesz na to, żeby czuć się dobrze zarówno ze sobą, jak i wśród innych.
Katarzyna Organ
psycholog, psychoterapeuta

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Długo się zastanawiałam, co zrobić z moim samopoczuciem i z tym, jak już dość długi czas męczą mnie myśli.
Czuję, że utknęłam w miejscu, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć, a nawet powiem inaczej, nie myślałam, że się znajdę. Jakiś czas temu skończyłam 30 lat. Mam dwójkę dzieci i kochającego męża i czuję niejako wyrzuty sumienia, że czuje się przytłoczoną moją sytuacją, zamiast się cieszyć i to doceniać. Wyobrażałam siebie zawsze w tym wieku, że osiągnę już pewne stanowisko, będę więcej zarabiać, tak by móc sobie pozwolić, w dowolnym momencie, na co chcę. Owszem, chciałam, też w tym wieku mieć już ten dom i rodzinę. W tym momencie czuję, że utknęłam z kredytem na budowę domu, która się nie posuwa, ze względu na koszty życia, w pracy z przypadku, w której i tak mało co mogę pracować, ze względu na opiekę nad dziećmi. Myślałam o wyborze ścieżki zawodowej po macierzyństwie, myślałam o rozkręceniu swojego biznesu. Tylko w tym czasie, kiedy się chwaliłam, jaki to mam plan, osoba z rodziny zaczęła go realizować. Wtedy się przestraszyłam, że sobie nie poradzę, że będę gorsza, skrytykowana przez nią i środowisko i w dodatku, że będą inni gadać, że "zgapiam". Tym bardzie,j że to jest osoba dosyć konfliktowa. Teraz dobiło mnie to mocniej, bo tak naprawdę myślę, co zrobić, żeby więcej zarabiać, zmienić pracę na taką jednocześnie, w której mogłabym się rozwinąć i spełniać, a z drugiej strony jest rodzina i hamulec finansowy i ten strach, że przepale pieniądze.. Boje się czy to właściwa ścieżka, czy wymysł, czy to słomiany zapał. To wszystko w skrócie napełnia mnie niepokojem, prowadzącym do łez. Zamiast cieszyć się z czasem spędzanym z rodziną, to mi się płakać chce.
Nie wiem do końca co mam zrobić...
Witam, nie radzę sobie z krytyką. Ciągle obwiniam się o wszystko. Lęki i niepokój pojawiły się po konflikcie męża z bratem. Ja byłam wtedy w szpitalu. Bratanice męża zaczęły pisać SMS-y, obrażając mnie. U nich jest tak, że nie znoszą innego zdania, nie można postawić granic. Mąż nie chce utrzymywać z nimi kontaktu, mówi, że są toksyczni. Wygadują niestworzone rzeczy, a ja jestem zalękniona, czuję się zastraszona, boję się spotkać ich na ulicy, żeby mnie nie zaczepiali. Nie śpię, straciłam apetyt i czuję ogromny strach. Leczyłam się kiedyś na zaburzenia lękowe, niestety, ze względu na nowotwór musiałam odstawić leki. Nie wiem, jak sobie pomóc, cierpię strasznie, dla mnie to jest męczarnia. Lekarz przepisał Asertin, czekam, czy mi pomoże. Byłam też u psychologa. Może jeden, dwa dni było ok, a tak zamęczam wszystkich rozmowami na temat tamtej rodziny. Tłumaczą mi, że skoro oni nas nie szanują, to należy uciąć kontakt. Tym bardziej, że rozpowszechniają nieprawdziwe informacje. Tylko że ja nie daję rady, nie wiem, czy ten konflikt nie wywołał nawrotu choroby, tych zaburzeń lękowych. Dodam, że dwa razy miałam przerwę w terapii, poza tym co jakiś czas były nawroty, z tym że te lęki miały inne tło – bałam się śmierci, przejęłam się wynikami. A teraz cały czas mam negatywne myśli o rodzinie męża, nie potrafię wyzbyć się strachu i lęku. Już nie wiem, co robić.
Dzień dobry, Mam na imię Marta i mam 34 lata.
Od 11 lat jestem w szczęśliwym małżeństwie, którego owocem jest nasz 9-letni syn. Męża znam, od kiedy miałam 16 lat.
Od kiedy pamiętam, był moim przyjacielem, towarzyszył mi i wspierał. Pomimo tego, że stworzyłam swoją rodzinę, nie potrafię odciąć się od mojego domu rodzinnego, dlatego postanowiłam napisać i proszę o poradę. Mój ojciec, od kiedy pamiętam nadużywał alkoholu. Na przestrzeni wielu lat bardzo się rozpił i choć wiele lat starałam się, to nigdy nie byłam w stanie mu pomóc wyjść z nałogu. Gdy byłam nastolatką, w domu rodzinnym działy się bardzo złe rzeczy. Ojciec szalał, pił i bił mamę, były ciągłe awantury. Mama również w pewnym czasie miała kochanka, więc wraz z młodszą siostra miałyśmy piekło na ziemi.
Ojciec szalał potwornie, wiecznie pijany rozbijał i niszczył wszystkie rzeczy w domu, biegał z nożem w ręku krzycząc, że się będzie ciął. Biegał z nożem i groził, że się zabije, a wychodząc z domu mówił, że się powiesi. Pamiętam, jak każdego popołudnia, były wieczne okropne krzyki, a w nocy byłyśmy z siostrą wybudzane podczas awantur. Próbowałyśmy interweniować wiele razy, ponieważ tato dusił mamę. Takich sytuacji było bardzo dużo i trwało to wiele lat, a spokoju doznałam wtedy, jak się wyprowadziłam, mając 22 lata. W końcu mogłam spać cale noce. Mój spokój długo nie trwał, ponieważ tak naprawdę od zawsze, pomimo, że tam nie mieszkałam, uczestniczyłam we wszystkich awanturach rodzinnych. Mama od zawsze informowała mnie, co się dzieje w domu, dzwoniła i opowiadała, co ojciec wyczynia, kiedy się napił i co zrobił. Po jej tonie głosu przez telefon jestem w stanie wyczuć co się z nią dzieje.
Mama jest oczywiście współuzależniona i wszystkie swoje emocje przenosiła na mnie i na siostrę. Przez wiele lat pomimo tego, co się działo, uczestniczyłam np. w świętach Bożego Narodzenia i przyjeżdżałam, chociaż każdy przyjazd do domu rodzinnego wiązał się z wielkim bólem, ponieważ podczas każdej wigilii ojciec jest pijany, a jak przyjeżdżałam w zwykły dzień, nawet nie ma z kim rozmawiać, ponieważ ojciec spał pijany.
Po każdych takich świętach w domu płakałam i musiałam się pozbierać psychicznie. Święta Bożego Narodzenia to dla mnie jedna z piękniejszych chwil w roku. W mojej rodzinie wraz z synem i mężem przygotowujemy się, mamy kalendarze adwentowe, dekoracje, roraty, choinka-to wszystko sprawia nam wielką radość, a potem…. Najpiękniejszy wieczór wigilijny zmienia się w mój koszmar. Ojcu nie zależy na żadnych kontaktach: nie odwiedza mojego syna oraz nas w ogóle.
Mogę powiedzieć, że nie mam z nim już żadnych relacji, nie potrafię z nim rozmawiać. Największym problemem jest dla mnie od jakiegoś czasu moja mama, która jako osoba współuzależniona kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami. Dodam również, że miałam stany depresyjne w związku z powyższymi sytuacjami. Pomimo tego, że tworze z mężem i synem fajną rodzinę, oparta na szacunku i zwykłym życiu bez awantur załamałam się z powodu problemów w domu rodzinnym. Myślę, że moja depresja była kwestią czasu i jak ktoś wychodzi z takiego domu to prędzej czy później zachoruje na nerwice lub depresje. Po terapii, którą odbyłam kilka lat temu, zrozumiałam, że mama oraz ja jesteśmy współuzależnione i postanowiłam postawić granice, abym mogła żyć normalnie. Od wielu lat tłumacze mamie, że nie mogę już słuchać jej użalania się na jej straszne życie i już dawno poinformowałam ją, że to jest jej życie, ona jest dorosła i to jest jej wybór, że została z ojcem, ale ja już nie daje rady uczestniczyć w ich awanturach. Usłyszałam wtedy, że oni są moimi rodzicami i w sumie to mama nie wiedziała, że mnie to boli i że jestem aż tak słaba psychicznie. W związku z tym, że sytuacja w ogóle się nie zmieniła, od tego roku poinformowałam kilka miesięcy wcześniej mamę, że nie pojawię się na wigilii, ponieważ nie dam rady psychicznie już tego znieść. Ojciec poprzednie dwa lata w Wielkanoc był tak pijany, że przez dwa dni nie podniósł się z łóżka, więc nawet się tam nie pojawiliśmy. On nie wiedział, że są święta, ponieważ poza jego piciem jego nic nie interesuje.
Mama od października zaczęła wydzwaniać i z wielkimi wyrzutami pytać mnie jak spędzę wigilie oraz czy wiem, że jest jej przykro, ponieważ ona jest moją mamą i ja tak bardzo ją ranię.
Próbowałam wytłumaczyć jej, jakie są również moje uczucia i jak ja cierpię z powodu tak wyglądających świąt u nich, ale ją to kompletnie nie interesuje. Nie odbyło się oczywiście bez obrażania mnie i robienia ze mnie najgorszej. Mama opowiadała również swoim siostrom i babci, że to ja jestem najgorsza, bo ja nie mam ochoty podzielić się opłatkiem z rodzicami, więc nastawia rodzinę przeciwko mnie. Rodzina od wielu lat ma klapki na oczach i udaje, że nie widzi, jak ojciec pije, ponieważ każdy boi się zwrócić uwagę. Mama uważa, że przez cały rok będę słuchać o awanturach, a potem w wigilie będę udawać, że nic się nie stało i jesteśmy super rodziną, a tak po prostu nie jest.
To spotkanie świąteczne to jest kłamstwo, moje udawanie, a jak widzę pijanego ojca przy stole, to oczywiście nie mogę zwrócić mu uwagi, a jeszcze muszę podzielić się z nim opłatkiem i złożyć życzenia. Mój mąż oraz mój syn również muszą przytulić się z brzydko pachnącym i ledwo stojącym na nogach dziadkiem, ponieważ tak trzeba, ponieważ się święta.
W tym roku zaprosiłam mamę na święta do siebie - odmówiła, ponieważ jak napisała, bez taty nie przyjedzie.
Na chwilę obecną straszy mnie, że nie pojawi się na komunii syna, skoro to ja zrobiłam się taka niedostępna i nie chce mieć kontaktu. Manipuluje moimi uczuciami na każdym kroku, najpierw mnie obraża, a potem dzwoni i udaje, że się nim nie stało.
Ojciec mimo błagania nie podjął nigdy próby leczenia i wiem, że już z tego nie wyjdzie. Jestem już zmęczona moja współuzależnioną i toksyczną matką. Czuje, że nie chce mieć z nią powoli żadnego kontaktu. Moja mama i mój ojciec są od wielu lat moim problemem, w przeciwieństwo do rodziny, która sama stworzyłam. Rodzice zatruwają mi życie od 20-stu lat.
Mama oczywiście używa argumentu miłosierdzia i mówi, że mam ojcu wybaczać jego zachowanie, bo to jest w końcu mój OJCIEC i na święta muszę pojawiać się w domu rodzinnym.
Czy muszę uczestniczyć w wieczerzy wigilijnej wraz z moimi rodzicami? Nie wiem, czy w tym wypadku można zdrowo postawić granice. Czuje się bardzo zagubiona.
Nie mam ochoty na żadne święta z moimi rodzicami i najchętniej uciekłabym za granicę na ten czas. Najzdrowiej byłoby dla mnie odciąć się ostatecznie i czuje, że tak to się niestety skończy, ponieważ zamiast bardziej skupić się na mężu i dziecku ja kręcę się jak satelita wokół ojca i matki, którzy nic nie robią, aby naprawić tę sytuację, a wręcz przeciwnie.
Marta
Dzień dobry. Niepokoi mnie, a właściwie również męczy zachowanie męża. Mamy własną firmę, mąż bardzo dużo pracuje i jest notorycznie zmęczony. W domu nie robi kompletnie nic. Jak już jest, to telefon nie wychodzi mu z ręki - sporo pracujemy telefonem (prowadzimy firmę transportową) no ale tik tok jest na porządku dziennym.
Uwagi zwrócić nie można, bo on się odstresowuje.
Ja również pracuję, robię w naszej firmie wszystko oprócz jazdy i szeroko pojętego planowania. Dodatkowo zajmuje się dziećmi, domem, psami, mężem. On uważa, że głównie to on pracuje. Teksty - ja będę gotował obiadki (bo w tej dziedzinie chyba mnie tylko widzi) a Ty jedz w trasę, przygotuj mnie na wyjazd (chodzi o proste rzeczy jak nawet wyjęcie jedzenia z lodówki - tylko że to mam zrobić ja) zrób mi zakupy, wypierz mi czapkę, potrafi zrobić awanturę, że sprzątam łazienkę i czuć chemią, gdzie to ja głównie w tej chemii siedzę.
Awantura o brak pasty do zębów (używa 2 na zmianę - muszą być dwie zawsze) o brak nitki, kulki pod pachę, skarpet (ma jakieś sto par, ale zawsze jest awantura o skarpety), że mało, zawsze mało. Takie absurdy mogę mnożyć. Teraz nawet jak to piszę, jest mi wstyd. Chyba bardziej siebie, że w tym trwam. Jestem wykształconą, Zaradną kobietą a pozwoliłam się tak poniżyć. Od wielu lat nie dostałam od męża nic- bo on uważa, że skoro mam wolny dostęp do konta, to on nie musi się starać, bo zakupy go stresują. Dzieci są już nastolatkami, ale wiedzą, że liczyć mogą tylko na mnie. Dodatkowo wiecznie robi z siebie biednego, zmęczonego, chorego. Dziś, kiedy źle się czuł, najpierw kazał zrobić sobie herbatę, potem zrobił awanturę, że za słodka a na koniec wyszedł obrażony, że źle się czuje i musi jechać do pracy. Po kłótni nie odbiera tel. Potrafi go wyłączyć kiedy, wie, że ja nie mam pojęcia jak pokierować pracą ludzi. Ostatnio było tak już dwa razy. To był dla mnie tak duży stres, że dostałam ataku paniki. Nigdy nie przeprasza, bo on uważa, że wszystko jest zawsze moją winą. Zastanawiam się, czy to, co on robi to egoizm, narcyzm, czy jakieś zaburzenie.
Patrzę na niego i zastanawiam się jak mężczyzna może siedzieć na kanapie z tel w ręku, kiedy ja noszę kamień na ogrodzie z dziećmi, kosze trawę, robię po prostu wszystko.