Problemy w związku: Brak wsparcia partnera przed operacją i w codziennych obowiązkach
Dzień dobry,
jestem z moim partnerem od 6 lat. Na początku związku było wszystko idealnie, lecz od paru lat zaczęły zachodzić zmiany. Nic mi nie chce pomagać w domu — dopiero zrobi jedną rzecz, jak zrobię mu tzw. wojnę. Nie raz z nim rozmawiałam na ten temat, ale rozmowy i błagania nic nie dają. Zawsze, jak tylko go proszę o pomoc, to mówi, że ma coś pilnego do zrobienia i wyjeżdża. Wraca dopiero do domu na noc.
Teraz mam ogromnie stresującą sytuację, ponieważ idę na ważną dla mnie operację. Chciałabym, żeby był ze mną, ale jego nadal nie ma przy mnie — na całe dnie znika, żeby robić coś innego (pomimo że od 3 miesięcy mówię mu, że tuż przed i po operacji będę potrzebowała pomocy i wsparcia). Już nie pierwszy raz przychodzą mi do głowy myśli, żeby od niego odejść. Boję się, że po operacji nie będę miała w nim żadnego wsparcia, że nie pomoże mi w codziennych obowiązkach.
Nie wiem, czy to początek końca związku.
Proszę o pomoc lub radę, co mogę zrobić w takiej sytuacji.
K.A

Ewelina Wojtkowiak
To, co opisujesz, brzmi bardzo trudno i rozumiem, że czujesz się zawiedziona, zmęczona i osamotniona. Szczególnie teraz, kiedy stoisz przed ważną operacją i naturalnie potrzebujesz obecności, troski i realnego wsparcia ze strony bliskiej osoby.
Masz pełne prawo oczekiwać od partnera zaangażowania i współodpowiedzialności — zarówno w codziennych obowiązkach, jak i w chwilach trudnych. To, że od dłuższego czasu nie otrzymujesz tego wsparcia, mimo prób rozmów i jasnego komunikowania swoich potrzeb, może być bardzo bolesne i frustrujące.
To nie Twoja wina, że czujesz się rozczarowana i opuszczona — Twoje emocje są ważne i uzasadnione. Być może to moment, w którym warto poważnie zastanowić się nad tym, czy ten związek daje Ci to, czego potrzebujesz i na co zasługujesz: poczucie bezpieczeństwa, szacunek, troskę, partnerstwo.
Decyzja o odejściu nie jest łatwa, ale też nie musisz jej podejmować natychmiast. Warto zadbać teraz przede wszystkim o siebie — o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Jeśli tylko masz taką możliwość, spróbuj poszukać wsparcia wśród innych bliskich osób lub skorzystać z pomocy psychologa, który może pomóc Ci przejść przez ten czas z większym spokojem i jasnością.
Jestem z Tobą myślami. Trzymaj mocno ❤️

Marta Maszerowska
Słyszę, że czujesz się osamotniona i zaniedbana, nie możesz liczyć na partnera i nie rozumiesz jego zachowania. W tej sytuacji ważne byłoby zadbanie o wsparcie po operacji osób innych, niż partner - rodzina, przyjaciele, pielęgniarka. Jeśli znajdziesz przestrzeń na postawienie jasnych granic i oczekiwań w stosunku do Partnera - myślę, że warto zrobić to w spokojnej, rzeczowej rozmowie. Co jest dla Ciebie nie do przyjęcia? Czego dokładnie oczekujesz? To, co sygnalizujesz, ma cechy długofalowego braku współodpowiedzialności w relacji. Twój partner fizycznie „znika”, kiedy tylko pojawia się potrzeba zaangażowania, a rozmowy i prośby nie przynoszą zmiany. To może świadczyć o unikającym stylu przywiązania, ale też o braku dojrzałości emocjonalnej do tworzenia partnerskiej relacji.
Pojawiające się w Twojej głowie myśli o rozstaniu nie są dowodem słabości, tylko wewnętrznym sygnałem alarmowym, że Twoje potrzeby są systematycznie niezaspokajane i nie widać zmiany mimo prób rozmów. Bardzo istotne jest, byś nie tłumiła tych sygnałów — ale potraktowała je jako ważną informację o stanie relacji. Życzę dużo zdrowia!

Katarzyna Ujek
To, co przeżywasz, jest bardzo trudne — bo jesteś w momencie, w którym szczególnie potrzebujesz obecności, bliskości i wsparcia, a zamiast tego zostajesz sama. To boli. I to naturalne, że zaczynasz się zastanawiać, czy ten związek Ci służy. W relacji ważne jest to, żebyśmy czuli, że możemy na drugiej osobie polegać — zwłaszcza w takich chwilach, jak choroba czy operacja. To, że przychodzą Ci do głowy myśli o odejściu, nie oznacza, że robisz coś złego. To znak, że Twoje ciało i psychika mówią: „Nie chcę już dźwigać tego wszystkiego sama”. I może warto się w te myśli wsłuchać — nie po to, żeby od razu podejmować decyzję, ale żeby zobaczyć, gdzie jesteś i czego potrzebujesz.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry, mam 32 lata i jestem bardzo samotną osobą.
Od dziecka nie mam żadnych przyjaciół, w szkole byłam bita i odrzucana, nikt nie chciał się ze mną zadawać. Do tej pory nie mam żadnych przyjaciół, czuje się wykluczona od społeczeństwa. Moja rodzina mnie nie wspiera, mają mnie za dziwolonga, moje kuzynki nie przyznają się do mnie, bo się mnie wstydzą. Jestem normalną osobą, po prostu mam w życiu pecha, chciałabym mieć przyjaciół, ale nie mam szczęścia do ludzi, po prostu mam pecha, ale rodzina tego nie rozumie.
W życiu spotykają mnie same cierpienia i dzieje się to nie przypadkowo, po prostu wygląda to tak, jakbym była przeklęta. Nie wiem, co mam robić. Czy iść do egzorcysty to jest nielogiczne, żeby od samego początku działy się ze mną straszne rzeczy. Cały świat jest przeciwko mnie, nikt mnie nie rozumie, moja rodzina ma mnie za chorą, a ja jestem zdrowa psychicznie. Nie wiem, co mam robić
Dzień Dobry, Nie wiem, czy otrzymam odpowiedź, ale nie będę ukrywać, że nie potrafię już sobie poradzić z tym, co się dzieje w moim życiu. 25.05.2023r. poznałem moją pierwszą i prawdziwą miłość o imieniu Maja. Jest Ona cudowną dziewczyną, kobietą, przepiękna oraz najlepszą, jaka istnieje. Żadna nie może z nią rywalizować. Jest ona dla mnie najważniejsza. Problem się pojawia, że ja sobie to wszystko za późno uświadomiłem, jaki diament straciłem. Mimo że Ona mnie raniła, to ja jestem głównym winowajcą rozpadu tej relacji - zdradzałem ją, oszukiwałem, byłem toksyczny i nadwyraz kontrolujący. Nie posiadałem do niej zaufania, a jednocześnie wierzyłem jej, że jest wobec mnie szczera. Mam ogromne problemy z samoakceptacją. Nie potrafię kontrolować własnych emocji. Dalej jestem tym małym chłopcem, któremu nikt nie pokazał, jak wygląda miłość, jak powinno się kochać oraz jak powinno się rozmawiać. Ciągle jestem tym małym chłopcem, którego Ona pokochała, a jednocześnie mnie nienawidzi. Dzisiaj, czyli kiedy to pisze - jest 12.02.2025 godz 10:28. Pomiędzy 8 a 10 widziałem się z nią. Poszedłem do niej do domu - z kwiatami, z listem, który do niej pisałem (niedokończony). Prosiłem, błagałem ją na kolanach - jednak Ona pozostawała nieugięta. Pozostawała przy swoim, że nie chce się z nikim wiązać. Mnie - poniosły emocje, raz podniosłem głos i wszystko runęło. To, o co walczyłem uciekło ode mnie, na kolejne kilkaset kilometrów, które tym razem będę musiał pokonać pieszo. Ona daje nam możliwość w przyszłosci - mam się zmienić mentalnie, mózgowo. Zmienić swoje zachowania, zacząć nad sobą panować, a jednocześnie dalej być tym słodkim chłopcem, którego Ona pokochała. Chce jej dać wszystko, wszystko, czego pragnie. Chciałbym się zmienić - dla siebie i dla niej. Dla mojej i jej przyszłości. Dla wspólnej przyszłości. Liczę na pomoc.
Jak mogę zacząć zmianę? Co powinienem zauważać, czego się strzec i jak reagować na różne rzeczy.
Czy powinienem okazywać zazdrość, że spędza czas z innymi chłopakami teraz?
Co mam zrobić, żeby koleżanka nie myślała, że jestem natarczywa, a nie jestem, tylko po prostu ufam koleżance i lubię pomagać i martwię się, a niektórzy uważają, że osaczam ją, a ja po prostu chce dobrze?
Czy to normalne, że mam tylko jednego przyjaciela?
Rozmowy z innymi nie są łatwe dla mnie i nawet nie wiem, czy chce mieć jakichkolwiek innych znajomych. Czuję, jakbym nie powinna należeć do tego społeczeństwa i mojej grupy wiekowej. Osoby w liceum interesują się tylko alkoholem, imprezami i zboczonymi żartami. Nie mam prawie żadnych tematów, jakie mogłabym z nimi poruszyć. Rozumie mnie tak naprawdę tylko mój przyjaciel, co ma podobne poglądy, jak ja. Nie wiem, czy mam jakąś fobię społeczną, czy coś. Zawsze nauczyciele nazywali mnie po prostu nieśmiała. Jednak prezentacje przed klasą czy nawet pogadanie z “kolega” z klasy jest dla mnie trudne. Do połowy osób z klasy nigdy się nawet nie odezwałam, mimo że znam ich już od połowy roku. W podstawówce sytuacja wyglądała bardzo podobnie. Zmiana środowiska nic nie zmieniła, pomimo dużych chęci. Niedobrze się czuję, jak widzę, że każdy jest inny ode mnie. Wychowawca na siłę proboje mnie zmusić do gadania z kimś innym, grożąc obniżeniem zachowania.
Podobno w przedszkolu byłam bardzo rozgadana i gadałam z każdym. W grupach z większą ilością osób czuję się po prostu niekomfortowo. Próbowałam na początku nowej szkoły spotykać się z kilkoma dziewczynami z klasy. Nie było to jednak przyjemne i wolę być z kimś na osobności. Gdy jestem w grupie, po prostu się nie odzywam. Nikogo też raczej to nie obchodzi. Potem utworzyły się tylko grupki w klasie, które tylko śmieją się ze mnie i mojej przyjaciółki. Utrzymuje jakiś kontakt z innymi w klasie, ale jest on raczej przymusowy. I to nawet nie do końca z mojej winy. Gdy są rozmowy w parach na np angielskim inne dziewczyny wolą po prostu gadać z sobą. Czy naprawdę jest coś nie tak we mnie?