Left ArrowWstecz

11-letni syn partnerki trafił do MOS-u. Jest agresywny, musi dostać to, czego chce, manipuluje. W domu jest tragiczna atmosfera.

Syn mojej partnerki ma 11 lat. Problemy z jego zachowaniem zaczęły się jakieś 5 lat temu. Drugi rok się zaczął jak został umieszczony w MOS-ie. Przedtem próbowaliśmy wszystkiego. Najpierw w domu rozmów, dopytywania, obserwacji, pracy z jego emocjami, tłumaczeniem itd. Nic nie skutkowało. Zaczęły się wizyty w szkole, praktycznie nie było dnia, żeby nie było skarg, bo się pobił, bo zaczepia, bo przeszkadza na lekcjach. Najpierw wizyty u psychologa i pedagoga szkolnego. Oczywiście w międzyczasie cały czas próby dotarcia do dziecka i powodów jego zachowania. Zajęcia dodatkowe z psychologiem. Potem wizyty u psychologów zewnętrznych, jeden drugi, potem psychoterapeuta, następnie nawet psychiatra. Próbowaliśmy terapii i farmakologii. I nic. Cały czas jest coraz gorzej. 

W końcu trafił do ośrodka. Tam oczywiście poza zajęciami, które ma sam i z grupą, my również regularnie jeździliśmy na spotkania z tamtejszym psychologiem i oczywiście z dzieckiem. On w teorii wszystko wie. Książkowo przedstawi wzorce zachowań. Zdąży się odwrócić i teoria idzie w las. Agresja na każdym kroku, wszyscy są winni tylko nie on. Egocentryzm, narcyzm, nadmierna fascynacja agresywnymi i niebezpiecznymi rzeczami. Potrafi przylecieć z podwórka tylko po to, żeby się pochwalić, że "kolega mu pokazał, że jak się zrobi komuś tak i tak to można komuś skręcić kark". Przekleństwa takie, że niejeden "dres spod klatki" by się nie powstydził. Zero szacunku do kogokolwiek czy respektowania podstawowych zasad i norm. Póki coś jest po jego myśli jest ok. Czyli najlepiej dać mu telefon, tv z konsolą i dostęp do karty, żeby mógł się żywić w fast foodach non stop. Palenie papierosów do jakichś 3 lat. Zdarzały się też kradzieże. 

W momencie kiedy coś zaczyna być nie po jego myśli, zaczyna być agresywny, krzyczy, pyskuje (delikatnie mówiąc), nie docierają do niego argumenty i próby wyjaśnienia dlaczego postępuje się tak czy inaczej. Kiedy już nie ma pomysłów jak być w centrum zainteresowania, potrafi manipulować własnymi emocjami, żeby grać na czyichś uczuciach. Na zawołanie w ciągu sekundy potrafi się rozpłakać. Kiedy widzę, że to jest na pokaz i wprost mu to komunikuję, w ułamku sekundy jego wzrok zmienia się na "morderczy". 

Teraz jest jeszcze za mały, ale nie wiem co będzie za kilka lat. Nie wiem czy nie zacznie wynosić z domu rzeczy, albo czy nie pobije kogoś, żeby otrzymać to czego chce. Póki nie ma go w domu jest względy spokój, kiedy przyjeżdża wszyscy chodzą w nerwach, bo ciągle są awantury. Przez tą nerwową atmosferę cierpi również nasz związek. Raz, że nie możemy się skoncentrować na sobie, bo w kółko na tapecie jest jeden temat. Dwa, że odreagowywanie nerwów przekłada się na nasze sprzeczki o głupoty czasami. 

Nie wiem co mam robić. Kocham moją partnerkę, chcę z nią być. Z drugiej strony chciałbym bardziej spokojnego życia. Nie bez problemów, bo zawsze jakieś będą, ale można sobie z nimi poradzić. A tu cały dom jest sterroryzowany przez jedno dziecko. Nasze plany z partnerką zeszły na dalszy plan. Nie mamy głowy i czasu, żeby podyskutować czy zaplanować ślub, nie wspominając o staraniach o wspólne dziecko, którego oboje chcemy. 

Tylko ja się boję. Bo nie wiem czy w tych nerwach udałoby jej się urodzić zdrowe dziecko, albo czy w ogóle ciąża by przeszła bez komplikacji. Nie darowałbym sobie ani jemu, gdyby jej albo dziecku coś się stało przez to, że przysparza tylu problemów. I wiecznie robi z siebie ofiarę. W szkole każdy się na niego uwziął, to każdy jego zaczepiał, jego tylko bili. Problem w tym, że nie zawsze tak było, bo niejednokrotnie dochodziły do nas informacje, że to on jest prowodyrem. Na podwórku też oczywiście on jako jedyny niewinny, każdy się na niego uwziął. Teraz w MOS-ie jest dokładnie to samo. To jego zaczepiają, on nic nie robi. Tylko to on dostaje kary dyscyplinujące "za niewinność". 

Nie mam pojęcia co robić. Chcę, żeby było dobrze, ale nie mam już cierpliwości. Każda jego wizyta w domu to niekończące się nerwy. Mogę jeszcze dużo wytrzymać. Wiem i znam siebie. Zniosę jeszcze bardzo dużo. Tylko, że co to za życie. Partnerka się męczy, jest zmęczona psychicznie i fizycznie, boli mnie, że nie wiem jak jej pomóc. 

Moja relacja z młodym jest aktualnie żadna. Najchętniej w ogóle bym nie miał z nim styczności. Tzn. chciałbym i są momenty, że podejmuję starania, ale zaraz on znowu odwala coś "patologicznego" i mi się odechciewa. Partnerka ma mi za złe czasami, że ja się z nim nie dogaduję. Nie dziwię się jej z jednej strony, bo to jej dziecko i chciałaby, żeby było dobrze, żeby on był inny i żebym miał z nim dobre relacje. Ale nie da się budować żadnej relacji bez obustronnego zaangażowania. A nie będę się przecież kajał przed dzieckiem tylko po to, żeby mógł mną rządzić i wtedy odwalimy teatrzyk "jest super".

User Forum

Anonimowo

6 miesięcy temu
Joanna Łucka

Joanna Łucka

Dzień dobry, 

istotnie sytuacja, w jakiej znajduje się Pan i Pana rodzina jest trudna i bardzo wymagająca. 

Wyobrażam sobie, że czują Państwo dużą bezsilność wobec tego, co dzieje się z synem Pana partnerki. Skorzystali już Państwo z wszelkich możliwych środków pomocy - bezskutecznie. Bardzo mi przykro, że przeszli Państwo taką drogę, jednocześnie nie uzyskując rezultatów w postaci zmiany sytuacji. 

Na co dzień pracuje z młodzieżą, w tym młodzieżą przejawiającą zachowania trudne nazywane np. zagrożeniem niedostosowaniem społecznym czy zaburzeniami opozycyjno-buntowniczymi. Także taką, u której widać zalążki zaburzeń osobowości w kierunku osobowości dysocjacyjnej. W dużej mierze opisywane przez Pana objawy, wpisują się w wymienione przeze mnie kategorie. Niepokoi mnie natomiast wiek, w którym trudności się zaczęły - kiedy pasierb miał 6 lat. Obawiam się, że to tu, w tym i wcześniejszym, momencie życia, specjaliści powinni szukać odpowiedzi na to, z czym mierzy się chłopiec i Państwo dzisiaj. Wczesne dzieciństwo nadal bywa bagatelizowanym okresem życia (0-4 r.ż.), natomiast w rzeczywistości ma ono przeogromny wpływ na dalszy rozwój. To okres kształtowania mózgu, układu nerwowego, zdobywania pierwszych informacji o sobie, świecie, relacjach, poczuciu bezpieczeństwa. Dlatego bardzo trudno jest mi odnieść się do sytuacji syna Pana partnerki - gdyż informacje dotyczące sytuacji życiowej w momencie występowania pierwszych objawów są niezwykle istotne. 
Mam także nadzieję, że syn został zdiagnozowany pod kątem ADHD i ta opcja została wykluczona jako rozpoznanie zasadnicze. Konsekwencje nierozpoznanego i nieleczonego ADHD bywają opłakane w skutkach (zbliżone do opisanych przez Pana trudności, które mogą wynikać m.in. z b. dużej impulsywności) dlatego dopytuję o badania także pod tym kątem. 

Postawa, jaką Pan prezentuje w wiadomości wskazuje, że są Państwo aktywni i obecni w życiu chłopca, że mają Państwo dużo troski wobec syna i jego zachowań. To zdecydowanie postawa rodzicielska, jaką warto utrzymać, nie rezygnować z dawania uwagi, obecności, miłości, mimo że to niesamowicie trudne. Potrzeba spokojniejszego życia i mniejszego napięcia w codzienności jest absolutnie zrozumiała i naturalna. Jednak z wiadomości czytam, że jednocześnie niemożliwa do zrealizowania na ten moment. Zachęcam zatem do zorganizowania czasu/okresów i aktywności, które będą miały okazję Państwa zregenerować i w dalszym ciągu skupić się także na swojej relacji partnerskiej. Warto ten czas regeneracji zaplanować i nazwać, dbać także o to, aby nie zakłócały go inne obowiązki. Nie wiem dokładnie, w jakim trybie pasierb przyjeżdża do domu - czy na każdy weekend, czy raz na jakiś czas, więc trudno mi Państwu doradzać w zakresie zaplanowania wspólnego czasu. Natomiast ułożenie planu tygodnia i miesiąca sprowadzając go do przewidywalności, zapewni Państwu więcej poczucia stabilności i balansu. Kontrolowania tego, co możliwe jest do skontrolowania w tak dynamicznej i napiętej rzeczywistości, w jakiej obecnie Państwo żyją. Plan nie musi być wymyślny, ale zakładać podstawowe potrzeby i obowiązki np. w środy od 19:30 nie zajmujemy się pracą i obowiązkami, oglądamy serial lub film przy wspólnie przygotowanej kolacji, w soboty robimy duże tygodniowe zakupy całą rodziną i idziemy na lody, co drugą niedzielę idziemy na obiad do restauracji i na długi spacer po parku etc.  

Pisze Pan o planowaniu ciąży i dziecka z partnerką. Z psychologicznego punktu widzenia, na podstawie Pana wiadomości, nie byłby to dobry moment na planowanie powiększenia rodziny. Ze względu na obawy, o których Pan pisze, ale także ze względu na to, że pojawienie się nowego członka rodziny to zawsze kryzys dla całego systemu. Tak, kryzys, gdyż to określenie nie odnosi się tylko do sytuacji tragicznych, ale także do sytuacji wprowadzających duże zmiany w życie. Zmiany, które wymagają adaptacji, zmiany priorytetów, zastanowienia się nad swoją rolą w rodzinie. Zawsze dla rodzeństwa jest to niemałe przeżycie, zawsze wiążące się także z trudnymi emocjami, ponieważ to trudna sytuacja, gdzie rodzice przestają być tak dostępni, pojawia się lęk o bycie kochanym, rywalizacja o względy i uwagę rodziców. Dlatego zachęcam do rozważenia tych planów z psychoterapeutą rodzinnym. 

Na podstawie Pana wiadomości, mogę zasugerować rozwiązanie w postaci rozpoczęcia terapii rodzinnej, w nurcie systemowym (to bardzo ważne). Taka forma terapii uwzględnia trudność jednostek i ich wpływ na cały system rodzinny. Rozważa i proponuje rozwiązania, które nie są skupione na jednej osobie (tu np. synu partnerki), a na każdym z Państwa, na których ta sytuacja bezdyskusyjnie mocno oddziałuje. Trudności syna wpływają na Pana jako partnera i ojczyma, na Pana partnerkę we wszystkich pełnionych przez nią rolach społecznych. Dlatego tym kalibrem trudności dobrze byłoby zająć się jako rodzina, nie zaś indywidualnie. 
Zachęcam, żeby szukając psychoterapii zwrócić uwagę na następujące elementy w ofercie, a jeśli ich Państwo nie znajdą dopytać osobę bezpośrednio: 
1) ukończone studia psychologiczne 2) ukończone 4-letnie szkolenie psychoterapeutyczne w nurcie systemowym 3) praca pod stałą superwizją. 

Życzę Panu i Pana rodzinie wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka 
psycholożka 

6 miesięcy temu
Agata Kuleszyńska

Agata Kuleszyńska

Dzień dobry,

Przede wszystkim chciałabym wyrazić uznanie, wykazuje się Pan duzą rozwagą i widać że naprawdę zależy Panu na partnerce i jej dziecku. To, co Pan opisuje, jest bardzo złożone i wymaga dużej wrażliwości oraz zrozumienia.

Z tego, przeczytałam widać, że sytuacja jest dla Pana i Pańskiej partnerki niezwykle stresująca i przytłaczająca. Stawia Pan przed sobą wiele wyzwań, a emocje, które towarzyszą Wam w codziennym życiu, są zrozumiałe. To naturalne, że czujecie frustrację, niepewność i zniechęcenie, gdy widzicie, że mimo licznych prób wsparcia i pomocy syna, sytuacja nie ulega poprawie.

Warto zauważyć, że problemy, które Pan opisuje, mogą wynikać z wielu różnych czynników – od trudnych doświadczeń w przeszłości, przez problemy emocjonalne, aż po wpływy środowiskowe. Ważne jest, aby podejść do tego z empatią, zarówno dla syna, jak i dla siebie oraz partnerki. 

Czy syn był diagnozowany w poradni psychologiczno-pedagogicznej? Czy psychiatra diagnozował chłopca? ADHD w tym zaburzenia opozycyjno-buntownicze odpowiednio nie zaopiekowane w młodszym wieku mogą potem skutkować poważnymi konsekwencjami. Warto też udać się do lekarza w celu sprawdzenia innych przyczyn takiej wybuchowości, np. gospodarka hormonalna.

Z perspektywy terapeutycznej, kluczem jest znalezienie równowagi między wsparciem dla dziecka a dbałością o siebie i relację z partnerką. Warto, abyście oboje rozważyli, jak możecie wspierać się nawzajem w tym trudnym czasie. Może pomocne będzie wyznaczenie jasnych granic, zarówno w odniesieniu do zachowań syna, jak i w kontekście Waszej relacji. 

Zachęcam do kontynuowania pracy z psychologiem, który specjalizuje się w pracy z dziećmi i młodzieżą, a także do rozważenia terapii rodzinnej. Może to pomóc w lepszym zrozumieniu dynamiki w Waszej rodzinie oraz w budowaniu zdrowszych relacji.

Rozważcie także wprowadzenie do Waszego życia technik relaksacyjnych i wsparcia emocjonalnego – zarówno dla siebie, jak i dla syna. Możecie spróbować wspólnych aktywności, które pozwolą na budowanie pozytywnych doświadczeń, nawet jeśli są to małe kroki.

Wiem, że to wszystko wymaga czasu i cierpliwości, ale ważne jest, abyście nie tracili nadziei. Każda zmiana, nawet ta najmniejsza, może prowadzić do większych postępów w przyszłości.

Jeżeli czuje Pan, że potrzebuje więcej pomocy lub wsparcia, w dalszym ciągu warto szukać dodatkowych zasobów – zarówno dla siebie, jak i dla rodziny. Pana zdrowie emocjonalne oraz dobrostan partnerki są kluczowe w tej sytuacji.

Jeśli ma Pan dodatkowe pytania lub chciałby Pan porozmawiać o konkretnych strategiach,to zapraszam do kontakt.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. 

Agata Kuleszyńska 

Psycholog 

6 miesięcy temu
Katarzyna Aleksandrzak

Katarzyna Aleksandrzak

Dzień dobry!

Z tego, co Pan opisuje, wynika, że sytuacja jest bardzo trudna i wyczerpująca dla wszystkich zaangażowanych. Zrozumiałe jest, że kocha Pan swoją partnerkę i chce z nią budować wspólną przyszłość, ale jednocześnie czuje się Pan przytłoczony problemami z jej synem, które mają wpływ na Państwa związek. Pańska frustracja wynikająca z tego, że dotychczasowe próby wsparcia chłopca nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, jest całkowicie zrozumiała.

Zachowania chłopca, które Pan opisuje, sugerują poważne trudności emocjonalne i behawioralne, wymagające kompleksowego podejścia. Jego konflikty z otoczeniem, agresywne zachowania oraz trudności z akceptowaniem odpowiedzialności mogą wskazywać na głębokie problemy z regulacją emocji, z którymi on sam sobie nie radzi. Rozwiązanie takich problemów wymaga wieloaspektowej pracy, która często sięga dalej niż tylko terapia indywidualna dla dziecka.

Jednym z podejść, które mogłoby pomóc, jest terapia systemowa dla całej rodziny. Terapia systemowa opiera się na założeniu, że problemy jednego członka rodziny są powiązane z całą dynamiką rodzinną, a zmiany w jednym obszarze wpływają na wszystkie inne. Udział w terapii całej rodziny może pomóc lepiej zrozumieć wzajemne relacje, odkryć źródła konfliktów oraz wypracować wspólne strategie radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Dzięki temu możliwe jest stworzenie bardziej spójnego i wspierającego środowiska dla chłopca, w którym wszyscy członkowie rodziny będą mieli szansę lepiej się komunikować i wspólnie pracować nad poprawą sytuacji. Dla Pana oznaczałoby to również szansę na znalezienie wsparcia w wyznaczaniu swoich granic i potrzeb, co może pomóc w zmniejszeniu stresu związanego z sytuacją.

Rozumiem, że obecna sytuacja może wydawać się beznadziejna, zwłaszcza gdy tyle prób wsparcia chłopca nie przyniosło trwałych efektów. Niemniej jednak terapia systemowa oferuje możliwość podejścia do problemów w sposób całościowy, zamiast skupiać się wyłącznie na zachowaniu chłopca jako jednostki. Często zdarza się, że zmiany w dynamice rodzinnej, poprawa komunikacji i wzmocnienie więzi pomagają złagodzić niektóre trudności, z którymi boryka się dziecko. Może to również przynieść ulgę Panu i Państwa partnerce, pozwalając Wam lepiej zrozumieć swoje role w tej sytuacji i wspólnie szukać rozwiązań.

Równocześnie ważne jest, aby pamiętać o dbaniu o siebie. Pańska frustracja i wyczerpanie są zrozumiałe, zwłaszcza gdy czuje Pan, że trudności z synem partnerki wpływają na Państwa relację. Dbanie o własne granice i samopoczucie to podstawa, aby móc efektywnie wspierać partnerkę, a także mieć siłę do stawiania czoła wyzwaniom, które się przed Wami pojawiają. Być może rozmowa z terapeutą systemowym, wspólna z partnerką, pomoże Wam określić, jak możecie lepiej funkcjonować jako para i jak skutecznie wspierać chłopca w pracy nad jego zachowaniem, nie tracąc przy tym siebie nawzajem z oczu.

Terapia systemowa może być nowym krokiem, który pomoże Wam zrozumieć źródła tych problemów oraz wspólnie wypracować sposoby radzenia sobie z nimi. W ten sposób wszyscy członkowie rodziny, w tym Pańska partnerka i Pan, zyskają narzędzia do lepszego funkcjonowania i wsparcia siebie nawzajem.

 

Łączę pozdrowienia. 
Katarzyna Aleksandrzak
Psycholog, Psychoterapeuta

6 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Partner nagle zaczął wykazywać przedziwne zachowania, ma swoje rytuały, unika konkretnych rzeczy i zachowań, zaczął być roszczeniowy, rzuca tekstami, które po prostu nie są normalnym funkcjonowaniem. Czy to schizofrenia?
Dzień dobry. Sprawa jest skomplikowana, zauważyłam niepokojące objawy u partnera, który ma 26 lat (znamy się 14 lat i wcześniej zachowywał się normalnie). Od zawsze mieszka z rodzicami, z dnia na dzień przestał jeść w domu. Początkowo wydawało mi się to normalne, bo tłumaczył, że chciałby utrzymywać się sam i sam płacić za swoje jedzenie. Problemem jest to, że stać go tylko na zupki chińskie i wafelki, tak wygląda jego dieta od roku. Później zaczął mówić, żebym nie używała w jego domu różnych przedmiotów tłumacząc to dziwnymi argumentami np.: - nie powinnam wycierać rąk w ręcznik do rąk, bo powiesiła go jego mama i należy do niej, - nie powinnam używać mydła w płynie, bo jest białe, więc zmusza mnie do mycia rąk jego płynem pod prysznic, - kiedyś dotknęłam długopisu leżącego na wierzchu i nakrzyczał, że przedmiot nie jest mój, nie należy również do niego i może właściciel nie życzy sobie, żebym go dotykała. Takich sytuacji było bardzo dużo i powoli zaczynały mnie niepokoić, ale zawsze starałam się znaleźć jakoś wytłumaczenie. Nie lubi też koloru niebieskiego i granatowego, bo kojarzy mu się z policją, więc nie nosi takich ubrań i nie używa niebieskiego długopisu. Nie lubi też litery "c", twierdzi, że c jest trzecią literą w alfabecie, a 50 zł jest trzecim banknotem, który ma kolor niebieski. Nie wysyła do mnie wiadomości o godzinie 12, tutaj nie potrafił wymyślić argumentu i zbył mnie tekstem " bo o 13 się nie wysyła". Nie pisze dużej litery "B", bo "ma dwa brzuszki". Jego zdaniem zegarek powinni nosić tylko ludzie, którzy mieli założone kajdanki. W lato chodzi w długich spodniach, bo kilka lat temu zrobił sobie tatuaż, a teraz zrozumiał, że "tatuaże mogą mieć tylko ludzie z więzienia" i pokazanie, że on go posiada byłoby dla nich brakiem szacunku. Nie używa słowa "poproszę" czy "proszę", bo "człowiek honoru o nic nie prosi". Często kiedy próbuję coś zrozumieć to zamiast tłumaczeń, zaczyna wmawiać mi, że "on wie o tym, że ja wiem o co chodzi i żebym nie udawała". Co jakiś czas dostaje "cudownego olśnienia" i wymyśla kolejne dziwne rzeczy. Nie mam już siły do jego bezsensownego tłumaczenia i pomysłów. Jeśli kupię mu prezent to też ma dziwne kryterium, ponieważ w przypadku niektórych ubrań uważa, że kolor mu się podoba, ale nazwa marki mu się "nie zgadza", więc nie będzie go ubierał. Kiedy wychodziliśmy w lato na rynek i mijały nas osoby, które się śmiały (wynikało to z prowadzonej przez nich rozmowy) zaczynał parodiować ten śmiech jak najgłośniej, kiedy osoby były blisko nas. Bardzo często też, kiedy widział, że przechodzi obok nas jakiś mężczyzna to zaczynał specjalnie gwizdać i patrzył na reakcję. W sytuacji, kiedy spadł mu na podłogę telefon schyliłam się i podałam mu go, wtedy partner zdenerwował się, zaczął krzyczeć, że mam nie podnosić nie swoich rzeczy, rzucił telefonem specjalnie, sam się po niego schylił i powiedział, że "wyszło na jego". Zauważyłam, że uważa, że każdy mówi o nim i że wszyscy zwracają na niego uwagę. Opowiedział, że ma moc przyciągania i że jak o kimś pomyśli to "zaraz spotyka tą osobę". Później partner stwierdził, że "czyta" z tablic rejestracyjnych i znaków drogowych, rozglądał się i patrząc na trawę i na inne obiekty stwierdzał "jaki mam nastrój" i "wyczytywał" go z otoczenia. Cały czas myślałam, że żartuje, więc nie poruszałam z nim tego tematu. Z czasem zaczęły dochodzić kolejne dziwne zachowania. Kiedy miałam dużo pracy lub źle się czułam partner szantażował mnie, że albo wyjdę albo pójdzie się napić (takie "napić się" kończyło się mandatem). Później wpadł na "lepszy pomysł" i w momencie, kiedy pracowałam (pracuję zdalnie w domu) pojawiał się pod domem, przeskakiwał zamknięte ogrodzenie i nie chciał odejść dopóki nie został wpuszczony. Czasem dzwonił i mówił, żebym wyszła na 5 minut przed dom, a jak już zeszłam to nie chciał mnie puścić (fizycznie ściskał mnie, nie chciał puścić, blokował mi ruchy) i w efekcie staliśmy przed domem godzinę. Ma problemy z agresją (zwłaszcza po alkoholu - zaczepia innych ludzi). Z czasem jego zachowanie stało się jeszcze bardziej uciążliwe, dzwonił do mnie o losowych porach dnia, kiedy pracowałam (potrafił dzwonić nieustannie przez 2h dopóki nie odbiorę) lub nocy (dzwoni do skutku i nie zwraca uwagi czy jest godzina 2 czy 4) i mówi, żeby włączyła mu lokalizację i udowodniła, że jestem w domu. Kiedy chorowałam przez tydzień usłyszałam od niego, że "myślał, że mam jakiegoś innego bogatego partnera, który pracuje za granicą i ten tydzień spędziłam z nim". Dodam, że podczas mojej choroby partner przyjeżdżał pod mój dom o losowych godzinach i musiałam podchodzić do okna pokazać mu się. Kiedy wyjdę na zakupy z mamą robi afery, że go nie poinformowałam i używa tekstu "wiesz co ja sobie mogłem pomyśleć" (tego tekstu używa również wtedy, kiedy np. nie zdążę odebrać telefonu i oddzwonię po dwóch minutach). Bardzo często zarzuca mi jakieś dziwne bezpodstawne rzeczy, tłumacząc to tym, że jestem "dużo ładniejsza od jego poprzedniej partnerki i jestem szczupła i on widzi jak mężczyźni się za mną obracają", więc może sobie "dorabiam" + "powinnam być zadowolona, że jest zazdrosny". Prowadzę własną firmę, dlatego czasami jestem bardzo zajęta, nigdy nie zrobiłam niczego, żeby partner mógł źle się poczuć, a tym bardziej, by mógł poczuć się zdradzony czy zaniepokojony (kiedy otrzymywałam wiadomości od obcego mężczyzny, nie odpowiadałam i pokazywałam partnerowi, partner także zna kod do mojego telefonu, nie mam niczego do ukrycia). Kiedy jestem u partnera to nie chce mnie wypuścić z jego domu (sama nie wyjdę, bo posiada owczarka niemieckiego, którego się boję) i nie chce mnie odwieźć do domu, przez co muszę u niego siedzieć aż do kolejnego dnia (wie, że nie jest to dla mnie komfortowe). Zauważyłam, że ignoruje moje zdanie, jest bardzo samolubny (jego rodzina również mu to mówi), nigdy nie ma poczucia winy, nie posiada czegoś takiego jak empatia i nie ponosi odpowiedzialności za własne czyny (jeździ samochodem rodziców, a kiedy go psuje to koszty naprawy pokrywają oni), nie ma żadnych realistycznych ani długotrwałych planów. Partner nie odczuwa też żadnego lęku, kiedy w nocy nie działały latarnie w ramach oszczędzania pieniędzy - uważał, że miasto nocą jest bezpieczne, ja powinnam wyjść z domu o godzinie 24 sama i iść do niego przez las i nic by mi się nie stało. Zawsze gasi górne światło i zostawia lampkę, przez co czuję się jak w "piwnicznej izbie". Nie ogląda telewizji, bo uważa, że "ogłupia", nie słucha radia z tego samego powodu. Jego zdaniem jedyna sensowna muzyka to podziemny rap, gdzie co drugie słowo to przekleństwo, najlepiej o tematyce "konfidentów". Partner potrafi chodzić z włączonym głośnikiem na cały regulator po mieście i "częstować" innych swoją muzyką (potrafił włączyć głośnik o 2 w nocy na rynku i nie obchodziło go, że inne osoby mogą chcieć spać). Partner ma widoczne problemy z koncentracją i pamięcią (wypiera się słów i sytuacji nawet takich, które zdarzyły się w ostatnim czasie). Kolejnym problemem jest wizyta w restauracji, kiedy ktoś siądzie w stoliku obok nas partner patrzy na te osoby i głośno rzuca "ale tu gęsto, aż jeść mi się odechciało". Często wysyła komentarze w stronę innych osób i mocno wierzy w to, że ludzie w stoliku obok powtarzają nasze słowa i naśmiewają się z nas (w rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca). Za osoby ważne uważa ludzi, którzy są związani z więzieniem i nie zachowują się normalnie. Dodam, że partner nie ma stałej pracy zazwyczaj wyrzucany jest po dniu próbnym (jego rekord to dwa miesiące). Zawsze kiedy pytam, dlaczego został wyrzucony odpowiada, że "nie wie, bo wszystko robił dobrze" albo że firma "zatrudniła go na jeden dzień jako rozrywkę dla stałych pracowników. Utracił kontakt ze wszystkimi kolegami i został całkiem sam, jestem jedyną osobą, którą ma. Próbowałam poznać go z moimi znajomymi, ale nie polubili go i wyczuli jego dziwne zachowanie. Nie przywiązuje uwagi do ubioru, potrafi przyjść do mnie w dziurawych skarpetkach, codziennie nosi dziurawe ubrania i brudne znoszone buty (kiedy rodzice dają mu pieniądze na nowe to odmawia). Chłopak często rzuca tekstami typu "ludzie ze schizofrenią mają fajniejsze życie", a potem zaprzecza i mówi, że jej nie ma. Przez to wszystko bardzo zniechęcił mnie do siebie, tak wiele jego zachowania budzi u mnie niepokój, że postanowiłam poszukać pomocy tutaj. Partner nie rozumie słowa "nie", kiedy czego się boję to zmusza mnie do tego siłą i nie robi na nim wrażenia nawet kiedy się rozpłaczę. Mówi, że w związku zawsze musi być ktoś "górą" i za wszelką cenę próbuję mnie podporządkować pod siebie. Od jakiegoś czasu ma także wyolbrzymione poczucie własnej wartości, ma bardzo roszczeniowe podejście do życia i wszystko mu się należy, jest też bardzo nieodpowiedzialny. Próbowałam z nim rozmawiać mówiłam jak się czuję, ale to nie działa, partner uważa, że przesadzam i chcę zrobić z niego "nienormalnego". Chciałam, żeby skorzystał z pomocy psychologa, ale on odmawia tłumacząc, że jego zachowanie jest normalne. Początkowo niewinne zachowanie przerodziło się w coś, co utrudnia wszystkim normalne funkcjonowanie. Prosiłabym o jakąś poradę, co może być przyczyną takiego zachowania i w jaki sposób można mu pomóc, jeśli sam nie chce się nigdzie zgłosić. Czy partner może stać się dla mnie zagrożeniem? O jakich zaburzeniach osobowości może to świadczyć? Czy wystarczy wizyta u psychologa czy potrzebny jest psychiatra? Nie potrafię się z nim rozstać, bo ciągle powtarza, że ma tylko mnie, że wróciłby do picia. Może to manipulacja, ale jest mi go zwyczajnie żal i czuję się za niego odpowiedzialna. Wiem, że bardzo mu na mnie zależy.
Czy to problem mojego niedopasowania do obecnych czasów, rodziny męża? Relacja i jego rodzina przeczy moim wartościom, nie widzę budowania tutaj swojej rodziny.
Witam, w październiku 2021 poznałam mojego męża. Po kilku rozmowach telefonicznych przed pierwszym spotkaniem poinformował mnie, że ma dwójkę dzieci w wieku 15 i 17 lat. Byłam hmm… przerażona. Ja miałam lat 27, a on 38. Jego była partnerka wtedy miała jedno z dzieci. Nie wiedziałam co o tym myśleć, gdyż inna sytuacja by była, gdyby dzieci były z matką. A tak to wiadomo, kiedy ja nie mam dzieci, czułam, że będę ograniczana, nie będę mogła być w 100% sobą, uważać, co mówię i nawet przy seksie myśleć o tym, że obok jest dziecko i ciągle na głowie to, że za drzwiami ktoś jest. Nie jestem osobą wulgarną itd., ale czułam, że ta rola mnie przerośnie. Koniec końców powiedział mi, że dzieci potrafią się sobą zająć, że syn ciągle siedzi na komputerze i ma słuchawki… Zaczęliśmy się spotykać, nic mi nie przeszkadzało, wiadomo, jak to na początku związku, próbowaliśmy zrobić na sobie dobre wrażenie. Ja przyjeżdżałam do niego czasami na noc, on gotował, sprzątał. Czasami wyzywał bardzo na syna, że nic nie robi, ciągle gra, odpuszcza szkołę. Operował taką złością, że go sama uspokajałam. W międzyczasie przyznał mi się, że jest poszukiwany przez policje, ale nawet jeśli policja by go złapała gdzieś to będzie okej wszystko, to było sprzed 15 lat i już dawno przedawnione, ale musi iść do adwokata. Minął nowy rok, czyli 2,5 miesiąca i wrócił z psem ze spaceru z policją. Zgarnęli go, poszedł do więzienia, ja po prostu czułam się jak w filmie, nigdy nie miałam do czynienia z łamaniem prawa, a co dopiero więzieniem… Zostałam u niego z jego synem, psem, po kilku miesiącach przyszła tu jego córka też, bo obydwoje chcieli mieszkać ze mną. Były ciągłe kłótnie o syf w domu, niepomaganie, a ja robiłam wszystko, co mogłam. Odnośnie odsiadki to jeździłam na każde widzenie, wysyłałam pieniądze, robiłam paczki, żywiłam jego dzieci, płaciłam nawet jakieś jego zaległe alimenty na dzieci, kiedy się ukrywał, bo jego była je wyłudziła, gdyż wiedziała, że on będąc poszukiwanym i tak nic z tym nie zrobi. Po roku czasu odsiadki wzięliśmy ślub na jego przepustce. Byłam naprawdę nieszczęśliwa będąc sama, ale wiedziałam, że w końcu wyjdzie i wszystkie nasze plany wejdą w życie. Wyszedł na warunkowe zwolnienie po 1roku i 3 miesiacach. Zmienił się nie do poznania. Zrobił się bardzo agresywny słownie, nasze plany były jednak tylko słowami, by mnie zatrzymać. Zadłużyłam się itd., chodzę do psychiatry, biorę leki, ale czuje, że tu nie pasuje. Będąc w ich domu, ja powinnam się dopasować, ale nie mogę przepalić tego, że jego jedno dziecko nie skończyło szkoły - tylko gimnazjum, jego córka oblała rok, nie pomagają dosłownie nic w domu. A odpowiedź ich to „to nie mój pies, to nie moja szklanka, ja nie będę po nikim sprzątać, tylko po sobie”. Mój mąż ewidentnie sobie z tym nie radzi i kłócimy się o to za każdym razem… Ja mam dość matkowania, zajmowania się nie swoimi dziećmi, mam dość takiego braku empatii czy szacunku, pomocy. Jestem wychowana w religijnej, empatycznej rodzinie, gdzie mając 15 lat robiłam obiad dla całej rodziny, sprzątałam cały dom, a kiedy mama dawała mi pieniądze na wycieczkę, to nie wydawałam nic, żeby mamie oddać. Mój mąż wychowany jest, że jego matka robi za niego wszystko, nawet chleb do pracy i dla niego to normalne, że ja również powinnam to robić. Czuję, że przez to ja jestem hmm.. zawiedziona, sfrustrowana ciągłym syfem, sprzątaniem, gotowaniem (nie mówiąc o tym, że córka jego, np. skarży się jego ex, że robimy obiady tylko dla siebie, to, co my lubimy, a problem tkwi w tym, że ja robię obiad dla wszystkich, ale ona nic nie je, ryby nie je, grzybów nie je, ziemniaków nie je, pomidorów nie lubi, owoców nie lubi), młoda śpi cały dzień, żyje w nocy, nie chodzi do szkoły. Mój mąż mówi, że ja zachowuje się, jakbym miała 70 lat, że mam wyluzować. On też szkoły nie skończył, namawiał córke do jarania zioła, jak byli za granicą (miała 14-15 lat), im więcej tu jestem, tym bardziej czuję, że to nie jest miejsce dla mnie. Bardzo bym chciała mieć swoje dzieci, ale widząc jak mój mąż podchodzi do tematu swoich dzieci, to to jest dla mnie antykoncepcja z nim na lata. Przez ostatni czas tak się zdystansowałam, że w ogóle nie rozmawiam z jego dziećmi, z jego mamą, a z mężem pewne tematy omijam, bo po co się kłócić. Jest teraz na warunkowym zwolnieniu, ale mimo to, co nakazał mu sąd, aby dalej był na wolności, on dalej ma to gdzieś, bo przecież ''on nie ma 70 lat, żeby siedzieć grzecznie w domu". Postanowiłam się rozstać, ale koniec końców stanęło na tym, że idziemy do psychologa dla par, a jeśli nic się nie zmieni, to chcę się rozstać. On mówi, że MOŻE PSYCHOLOG MI PRZEMÓWI DO ROZUMU, BO JA NIC NIE ROZUMIEM. Czasami mam wrażenie, że może rzeczywiście to ja mam złe podejście, może jestem zbyt rygorystyczna, może jestem za bardzo odpowiedzialna… ale kiedy on mnie potrzebował i jego dzieci, to ta odpowiedzialność i robienie czegoś na już, jak ktoś czegoś potrzebował, to wtedy byłam najlepsza. Wiem, że też nie jestem idealna, ale czasami jak już nie daję rady, to nazywam ich PATOLOGIĄ, wtedy mąż bardzo się denerwuje, mówi do mnie, że mam "zamknąć mor**, że mam zamknąć się *****" itd. Chciałabym zaczerpnąć może zdania na ten temat czy za dużo wymagam? Czy może rzeczywiscie ze mną jest coś nie tak? Po prostu porównując go do mojego ojca czy dziadka, to ja widzę przed soba ojca Sebixa spod sklepu i nie mogę tego zaakceptować, że mogłabym dopuścić do tego, że dziecko z mojego łona będzie miało ojca, który będzie je demoralizować. A jego odpowiedź na to zawsze jest, że TERAZ SA INNE CZASY, LEPIEJ, ŻEBY DZIECKO PALIŁO ZIOLO W DOMU NIŻ GDZIEŚ POZA. Mam wrażenie, że zaburza on moje wartości, które były mi wpajane od dzieciństwa i wiem, jaką rodzine chcę stworzyć, a widząc rodzine, jaką tworzy on, to coraz bardziej jestem przekonana, że nie chce być jej częścią. Mam jeszcze nadzieje, że coś się zmieni, jak pójdziemy do psychologa, bo według niego to, co on robi, nie jest patologiczne, jak praca na czarno, komornicy, alimenty, uderzenie syna w twarz, palenie z nim i córką zioła, wszyscy maja podstawowe wykształcenie, nie chodzą do szkoły, maja problem z prawem, kuratorów. Czy to jest coś, co muszę zaakceptować? Nie wiedziałam tego przed ślubem, po ślubie tylko powoli wychodziło to wszystko od momentu jego wyjścia z więzienia, czyli około 8 miesięcy temu. On nawet mi mówił wczoraj, że jeśli ja bym chciała ćpać nawet codziennie, to on by mi nie zabronił tak, jak ja mu zabraniam nawet raz na jakiś czas. Nie wiem co o tym myśleć…może rzeczywiście to ja powinnam wyluzować? Może źle się dopasowuję do czasów, jakie obecnie panują? :/
Nowy kolega partnera odciąga go od rodziny, ode mnie. Telefon nie milknie, kolega jest wszędzie.
18 lat w związku. Dwoje dzieci, chłopcy nastolatkowie. Powrót do kraju po kilkunastoletnim pobycie za granicą. Do tego momentu wszystko było ok. To znaczy zdarzały się sprzeczki o jakieś nieistotne rzeczy, ale było dobrze. Po powrocie partner zaprzyjaźnił się z chłopakiem mojej najmłodszej siostry. Mężczyzna o 8 lat młodszy. Właściwie chłopak, jak pokazuje jego zachowanie. Wieczna impreza, narkotyki, alkohol, gra w kasynie. Od kilku miesięcy nie odstępuje mojego partnera na krok. Mam wrażenie, że jest manipulatorem. Zaczęło się od chęci pomocy w załatwianiu spraw po naszym powrocie, ale doszło do tego, że nawet nieproszony mówi "ja to załatwię". Pierwsza rzecz, którą robi po przebudzeniu, pisze dzień dobry do mojego partnera. Telefon mojego partnera nie milknie w ciągu dnia. Zaczął kupować mojemu partnerowi prezenty, przywoził kawę do pracy, wysyła wiadomości z zapytaniem czy coś jadł, bo on jedzie po obiad i może mu coś kupić. Kupiliśmy działkę z myślą o budowie domu. Po 3 tygodniach chłopak mojej siostry kupił działkę sąsiednią. Mamy wspólne ogrodzenie. Potrafią spędzać ze sobą całe dnie w tygodniu. Mój partner nie widzi w tym nic złego. A ja się czuję jak piąte koło u wozu. Za dużo tej trzeciej osoby w naszym życiu. I powiedziałam o tym partnerowi, że ten człowiek odciąga go od rodziny, że przez niego nie ma czasu dla naszych dzieci, nie ma czasu odwiedzić babci, siostry, innych znajomych. A ja jak słyszę imię tego gościa, dostaję ataków paniki. Bo on to, bo on tamto załatwi, bo to powiedział, bo zna kogoś kto może coś załatwić. Prosiłam partnera, żeby ograniczył kontakt, ale usłyszałam, że to ja zachowuje się jak dziecko, a on już ma dość mojego zachowania. Straszne jest to uczucie, ale wiem, że w pojedynku z nowym kolegą mojego partnera nie wygram. Nie chcę zakończyć naszego związku, bo było nam dobrze do tej pory. I nie rozumiem dlaczego tak bardzo się zmieniło.
Przemocowy partner, a ja nie potrafię odejść..
Dzień dobry, Postaram się po krotce opisać mój problem. Jestem kobietą, panna, 34 lata, obecnie w 7 miesiącu ciąży. Ojciec dziecka jest w wieku 39 lat, rozwodnik. Pomimo prawie 5 - letniej znajomości z ojcem dziecka nigdy nie zamieszkałam w jego domu ( natomiast pomieszkiwałam tam kilka dni, tydz czy dwa tyg) Mój partner wkrótce po wiadomości, że zostanie ojcem bardzo się ucieszył i oświadczył się. Przyjęłam oświadczyny, natomiast z ogromnymi wątpliwościami... Z tyłu głowy krążyły myśli, że to toksyczny związek. Ze strony mojego partnera często dochodziło do zdrady emocjonalnej a uważam, że również i fizycznej. Częste nakrywanie partnera na flirtowaniu, erotycznych rozmowach z innymi kobietami spowodowało u mnie samej "dziwne" zachowania (tj. przeglądanie telefonu partnera, próby włamania się na jego konta społecznościowe, zakładanie podsłuchów w jego domu, GPSów a nawet i śledzenie) Mimo podsłuchów i jasnych dowodów na to, że partner mnie okłamuje (flirtował z kobietami a nawet podejrzewam, że zdradził mnie fizycznie) po każdej tego typu "awanturze" po jakimś czasie znów wracałam, po prostu nie umiałam z tego związku raz na zawsze odejść. Nie wiem czy partner tak dobrze mną manipuluje czy sama jestem aż tak naiwna (może strach przed samotnoscią, może naiwnosc, że ten kryzys w związku minie i wszystko się wkoncu ułoży ). Przy partnerze zaczęłam dużo pić alkoholu. Po części tłumiłam w ten sposób jego zachowania... (partner nie akceptował odmowy, jeśli chodzi o współżycie) Byłam wychowywana w wartościach katolickich i do tej pory wyznawałam dosyć mało popularną w tych czasach zasadę - czystości do ślubu. Jednakże marzyłam już o założeniu wlasnej rodziny. Mój partner twierdził, że marzy o tym samym. Pomimo, że już od początku związku pojawiały się "Red flagi" to po rozstaniu i tak wracaliśmy do siebie. Czerwone flagi mam na myśli tu sytuacje, w których partner nawet potrafił podnieść na mnie rękę. Najczęściej działo się to w kłótniach, ale również, gdy był pod wpływem alkoholu, a ja nie chciałam współżyć. Później starałam się już nie odmawiać współżycia (po części czując, że i tak fizycznie nie wygram a po części wierząc jego słowom, że coś ze mną musi być nie tak, skoro nie chce się z nim kochać.) Praktycznie nie było z jego strony spotkań, w których ten człowiek nie dążył by do jednego... W święto Wielkiej Nocy poprosiłam go, aby raz jedyny w roku uszanował moją decyzję (byłam wtedy po spowiedzi i po prostu chciałam przystąpić choć ten jeden dzień w roku do komunii) Poprosiłam go o wyrozumiałość tej jednej nocy. Zachował się w ogóle jakby mnie nie słuchał. Z tego wszystkiego coraz więcej piłam alkoholu. Podczas jednej z kłótni, w której oboje mieliśmy sporo wypite, znalazł w mojej torebce GPS, w szarpaninie uderzył mnie główką w twarz i złamał nos. Złamanie bez przemieszczenia. Mówił, że nie chcący. Wybaczyłam a nawet uwierzyłam, w jego historię, że sama sobie to zrobiłam. Tylko po pewnym czasie, w którym kolejny raz włamałam się do jego tel. i odkryłam m.in. jego romans z mężatką, a także zdanie, które pisał do swojego przyjaciela, "że przypier...ił WSI z główki" (WSI - tak mnie nazywał w rozmowach ze swoim kolegą) Pomimo tego całego zajścia nadal z nim byłam. Winę za tę sytuację i inne zwalałam na alkohol. Do momentu, w którym doszło do kłótni bez kropli alkoholu. Miał zaproszonych gości na grilla. Poklocilismy się, bo nie chciałam zostać u niego i pomóc mu w przygotowaniach. W zdenerwowaniu podszedł wtedy i uderzył mnie pięścią w brzuch. Upadłam na podłogę (ale nie wiem już sama czy z bólu czy z szoku ) zaczęłam płakać, i krzyczeć, że chce to zakończyć, odejść raz na zawsze, wtedy jeszcze chwilę złapał mnie za włosy i kiedy widział że się naprawdę boje uspokoił się i zaczął przepraszać. Kazał mi się ogarnąć, bo za chwilę mają być goście. Gdy przyjechali goście z którymi wcześniej już mieliśmy umówiony wyjazd na wakacje, zadawał mi przy nich pytania (głównie czy nie zrezygnuje) z wyjazdu z których cieszyły się przede wszystkim ich dzieci. Wtedy własnych jeszcze nie mieliśmy. Zgodziłam się przy wszystkich że pojadę (pomimo że miałam w głowie tą calą sytuację która miała miejsce chwilę wcześniej) Oczywiście potrafiliśmy też miło spędzać (czas bez kłótni). Było mnóstwo dobrych chwil, które wspominam dobrze. Wspólnie pracowaliśmy na działce, wspólnie sprzątaliśmy, wspólne zakupy, wspólny wypoczynek, nawet do kościoła potrafiliśmy razem pójść. Takich chwil było sporo. Partner mówił, że " wspólne dziecko by wszystko zmieniło na lepsze " Zaczął się leczyć na bezplodność (mieliśmy podejrzenia, że nie może mieć dzieci), również i mnie zabierał do kliniki. Miałam wtedy trudny okres w pracy, on zresztą też, no i chciałam mieć już dziecko (wszyscy na około straszyli, że to "ostatni gwizdek") I po krótkim czasie od jego leczenia okazało się, że zaszłam w ciążę. Bardzo się ucieszył. W walentynki się oświadczył. I namawiał do wspólnego zamieszkania, namawia do dzis. Nie przeprowadziłam się ale spędzałam u niego coraz więcej czasu. Jednego dnia nie wytrzymałam. Nakrzyczał na mnie, że zrobiłam mu kanapkę nie z tym co chciał. Uderzył wtedy piescią w stół i poszedł po tel aby zrobić zdjęcie tej kanapki i wysłać swojemu koledze. A wieczorem gdy nie chciałam się kochać faktycznie którąś noc z rzędu (to był 3 miesiąc ciąży) wkurzył się, zaczął mówić że "nie dziwi się, że inni zdradzają żony", " że gdyby nie dziecko dawno by mnie zdradził" Przepłakałam wtedy całą noc a on spał jak gdyby nic. Ale chyba wtedy coś we mnie pękło... na drugi dzień wstał jakby nigdy nic, powiedział abym się nie obrażała. Ale wracając tego dnia do domu miałam mętlik w głowie. Strach przed przyszloscią. Zbliżały się święta Wielkiej Nocy, wybrałam się do spowiedzi i może trochę za namową księdza zerwałam wtedy zaręczyny. Powodem tej decyzji było też nie unieważnione poprzednie jego malzenstwo. Nie miałabym o to pretensji, gdyby nie to, że sam od początku znajomości obiecywał mi, że zrobi z tym "porządek.", ureguluje swoją przeszłość. Wiedział, że mi na tym zależy. W tym celu namawiał mnie na dziecko, że łatwiej uzyska stwierdzenie nieważności poprzedniego malzenstwa. Ale zajściu z ciążę powiedział że jednak zmienił zdanie i tego nie zrobi, mam się z tym pogodzic. Od tamtej pory prawie się z nim nie widuje. Najczęściej na badaniach USG na których on sam chce być obecny i ewentualnych jakiś jego prośbach typu (czy zawiozę go do lekarza na zabieg kolana bo akurat wszystkim innym osobą z jego rodziny czy znajomych nie pasuje) Dałam się też namówić na wspólne Przyjęciny I Komunii Św. córki jego kuzyna na które z nim poszłam. Ale w dalszym ciągu z nim nie zamieszkałam. Mam bardzo duży mętlik w głowie. On cały czas nalega na przeprowadzkę do niego. Natomiast ja zatrzymałam się u swoich rodziców. Od kilku miesięcy proponowałam mu wspólna terapię (jeśli mam zamieszkać z nim na stałe) ale on nie chciał nawet o tym słyszeć. Jedynie napisał (bo kontakt mamy od kilku miesiecy głównie sms-owy), że " jeśli z nim zamieszkam i uznam że terapia jest nadal potrzebna to pójdziemy na nią " Nie wiem na ile jest w tych słowach prawdy. Jestem w 7 miesiącu ciąży a nie mam nawet pokoiku dla dziecka. Poprostu nie wiem czy tak jak on mówi najlepszym miejscem będzie jego dom (bo tylko wtedy stworzymy dziecku pelną rodzinę) czy powinnam mimo wszystko przygotować pokoik w domu u swoich rodziców (ale wtedy wg niego ja rozbijam naszą rodzinę) Sama nie wiem jakie jest najlepsze wyjście z tej całej sytuacji... Po prostu z tyłu głowy mam ciągle te kilka sytuacji, w których przekroczył pewną granicę w kłótni. A poza tym ciągle podejrzewam, że będzie mnie zdradzał. On każe mi nie wracać do przeszłości tylko iść do przodu. Nie rozmyślać o tym co było, tylko skupić się na przyszłości dla dobra dziecka. Tylko nie umiem o tym nie myśleć...
Partnerki poprzedni partner jest agresywny, używał przemocy. Jak mam się z nim spotkać, co robić, gdy zacznie być agresywny?
Spotykam się od jakiegoś czasu z kobietą z dzieckiem, która jest po toksycznym związku. Po iluś razach próby w końcu jej się udało od niego odejść. Nasza relacja z moich obserwacji wychodzi jej na dobre. Martwi mnie jednak jej były, który ją bił. Już nie raz się odgrażał, że naślę na mnie kogoś lub mnie pobije. Dodam, że jeszcze się z nim nie widziałem. Ja jestem oazą spokoju, nie lubię agresji. Martwi mnie jak do tego podejść, jak zareagować kiedy się spotkamy i będzie chciał użyć pięści. Ja uważam, że nic mu nie odebrałem i odebrać nie chce(chodzi o kontakt z córką) partnerka też w żaden sposób nie chce tego ograniczać. Nie chce też przestać się spotykać z nią dlatego, że były partner się odgraża. Jak do takiej sytuacji podejść?
Toksyczne, przemocowe małżeństwo. Nie potrafię się z niego uwolnić.

Od 20 lat jestem w związku małżeńskim. Mój problem to mój mąż, który jest bardzo agresywny słownie. Nigdy nie wiem w jakim humorze wstanie, zazwyczaj jak tylko usłyszę z rana, że trzaska drzwiami albo czymś rzuca, to już wiem, że będzie awantura i zazwyczaj jest to awantura za coś, co wydarzyło się np. 6 miesięcy wcześniej. Wyzwiska typu *przekleństwa*, aż mi wstyd to pisać. Zastraszanie za każdym jednym razem mnie i dzieci, gdzie nie pójdzie do pracy, to go wywalają. W tym roku właśnie został wyrzucony z ósmej pracy, tymczasem ja pracuje jak wół, żeby na wszystko starczyło. Po całej awanturze jednostronnej, bo ja się nauczyłam nie reagować, bo jeszcze gorzej wtedy jest, oczekuje, że padnę mu w ramiona, a jak tego nie zrobię, to zaczyna się na nowo. Wyzwiska, rzucanie przedmiotami. O naszych dzieciach zawsze mówi te "downy". Ręce opadają normalnie. Odchodził już 4 razy i zawsze wracał z płaczem, że to ostani raz. Mój syn ma już 18 lat i ostatnio próbował mnie bronić to się ojciec do niego do bójki rzucił, a zapytał tylko 'czemu cały czas wyzywasz mamę, ona przez ciebie płacze'. Wiem, że jestem w toksycznym związku, ale nie potrafię się z niego uwolnić.

Problemy w małżeństwie: zmienne zachowanie męża, agresja i brak wsparcia

Z mężem sex magia, codzienność piękne słówka, czułości - kochanie, skarbie zaczepki z jego strony.. 

Może przejdę do rzeczy, miał kiedyś bardzo bliskie relacje z koleżanką z pracy, aż miesiąc poza pracą spotykali się w ustronnych miejscach, co o tym nawet nie wiedziałam. Dowiedziałam się przypadkiem, kiedy do mnie zadzwoniła koleżanka, że mój mąż jest z jakąś babą pod sklepem około godz. 18.00, tego dnia miał pracować do 21.00 okłamał mnie, nie przyznał się do tego. Po około 8 miesiącach wyszło szydło z worka, sam wyznał prawdę, po czym zablokował kobietę, nie ma z nią kontaktów, twierdząc, że to było na stopie koleżanka kolega. W pracy zaczęli plotkować o nich, że miał z nią romans, dalej razem pracują. Wybaczyłam mężowi, zaufałam a on nagle do mnie od dnia 6 stycznia 2025r zachowuje się bardzo nie stosownie, nie wiem, jak mam to odebrać. 

Mówi mi od 3 dni teksty cyt,, jak oddasz psa, to się rozejdziemy, wypierdalaj, jestem złym człowiekiem''. 

Zaczęłam te słowa odbierać, jakby mi podpowiadał, że chce, abym to ja jego zostawiła. Nie wiem, co przez to chciał mi powiedzieć??? Obawiam się, bo pomimo wszystko kupuje kwiaty, biżuterię, megaaa sex, mówi mi, że tylko ja, że jestem najważniejsza w jego życiu. Pomimo to rani mnie słowami. Powiedziałam mu otwarcie, że takimi słowami odpycha mnie od siebie, bo żadna kobieta, słysząc od mężczyzny takie słowa, nie będzie chętna być w takim związku. 

Co ja mam myśleć, robić??? 

Dziś był sex z rana magia, mąż napisał mi na messenger, tak stwierdził, że nawet nie byłam zadowolona, że rano był sex, napisałam, że oczywiście, że jestem zadowolona, bo uwielbiam z nim sex, na co akurat nie mam co narzekać. 

Nie wiem, czy uczucia są z męża strony szczere, czy to podpucha???? Zazwyczaj chodzi o głupie sprzeczki, że ja tylko wszytko robię w domu on tak naprawdę nic. 

Kupił mi pod choinkę psa york, nie kwapi się wychodzić z nim na spacery, ale zapewnia za każdym razem, że rano z nim wyjdzie, co do czego wyręcza się dziećmi. 

Byłam zła. Zaczęłam mu wbijać, wrzucać na głowę, a ten do mnie ataki, że 8 miesięcy temu byłaś inna, ładniejsza, a teraz zobacz, jak się zmarnowałaś. Tłumaczę mężowi, że to tylko dlatego, że wszytko w domu jest na mojej głowie. 

Nie dociera co chce mu przekazać, nie wiem, co ja mam myśleć, co robić???? Będąc w pracy, potrafi wysyłać nagie zdjęcia, również w domu robić mi moje nagie zdjęcia co nawet mi nie przeszkadza, ale zastanawia mnie po co??? 

Zapytując męża, stwierdził, że po prostu lubi i chce mieć, bo go jaram, podniecam. Mąż nigdy taki nie był, ileś lat do tyłu też mieliśmy psy, nie było problemów, aby wyszedł - teraz o cokolwiek poproszę, krzyczy na mnie, potrafi wpaść w ataki furii, chce z pięści walić w drzwi, wyzywa mnie, doprowadza do łez, co w ogóle nie ruszają go tak jak kiedyś. 

Tak kiedyś ocierał łzy, łagodził sytuację, teraz to niestety ja, ponieważ bardzo go kocham, on o tym wie. 

Była nawet sytuacja, że od godz 10.00 aż do 20.00 zaparty był, olewał mnie, odpychał, nie chciał rozmawiać, po prostu jakbym była powietrzem. Potrafi być agresywny, choć mnie nie uderzy. Co, do czego potrafi napisać, że pomoże mi on i sobie naprawić moja jak swoją psychikę, choć tak naprawdę ją psuje. 

Proszę o porady, co ja mam myśleć, robić. 

Mi mówi, jesteś moją na zawsze, nie pozwolę Ci odejść i sam tego nie chce. Więc po co to wszystko ?? 

Dlaczego on mi to robi???? 

Zabija tylko moje uczucia do siebie i on tego nie widzi. 

Nigdy nie widział swoich błędów, o wszytko obwiniał mnie. Często potrafi w nerwach mnie krytykować, a sądzi, że ja krytykuje jego, że wbijam mu na łeb. Nie wierze tak szczerze w jego uczucia myślę, że to jest coś na rzeczy, iż prowadzi podwójne życie, mi zamydla oczy.

Obserwuje jego codziennie, nawet mogę w telefonie poszperać, nie ma nic takiego podejrzliwego. Ciągle mówi mi, że z niczym mnie nie kłamie, nie oszukuje, bo mnie bardzo kocha więc czemu takie nagle zmiany słów.???? 

Czy ja robię coś złego???.czy on jest toksyczny???. 

Upadam z sił. Nie mam gdzie odejść, on ma mieszkanie od swej mamy, ma gdzie mieszkać. Czasami wydaje mi się, że on może mnie niszczyć psychicznie i to robi, bo wie, że nie mam gdzie pójść i to jego alibi, choć może się mylę?? 

Może to ja za dużo od niego żądam??? Nie umie on rozmawiać logicznie, wszystko, co ja nie powiem, odbiera jako atak jego osoby, że się czepiam. Byliśmy 4 razy razem na terapii małżeńskiej. Stwierdził, że nie powinniśmy chodzić, a razem między sobą wszystko poukładać, choć z jego strony widzę, że to nie wyjdzie. Kiedy proponuję, aby sam ze sobą poszedł do psychologa czy psychiatry, potrafi mi powiedzieć, że to ja jestem psychicznie chora. Z niczego nic sobie nie robi.

Potem jakby nigdy nic przeprasza, sądzi, że żałuję, kupuje kwiaty, chce sexu.

Proszę o konkretne wypowiedzi, załamuje ręce kocham go, ale dłużej tego nie zniosę.

Jak poradzić sobie z agresją partnera z problemem alkoholowym i jego negatywnym wpływem na dziecko?

Jestem z moim partnerem ponad rok, nie mieliśmy łatwego początku, gdyż on spotykał się z moją przyjaciółką ja z jego przyjacielem. Fakt było to przelotne, ale myślałam, że przez to przejdziemy. Przyjaźniliśmy się długo .. około roku .. wiedzieliśmy o sobie dużo, rozmawialiśmy godzinami o wszystkim … po około roku nie wiem, kiedy zakochaliśmy się w sobie … na początku było pięknie, był czuły, kochany, szarmancki, dawał mi tyle czułości i miłości jak nikt dotąd. Zauważyłam jednak, że ma problemy z alkoholem a za każdym razem, gdy wypił, byłam jego największym wrogiem … wyzywał mnie od kurew, szmat, później doszło kilkakrotnie do rękoczynów …i wieczne wypominanie przeszłości, byłaś kur..a, ciągle mnie wypytywał o sex z bylymi partnerami, czy było mi lepiej, szczegóły, które mnie aż obrzydzały. Taki temat potrafił ciągnąć dwa dni / w zależności od tego ile trwał tzw. melanż. Potrafiłam nie spać dwa dni, bo wypytywał mnie o wszystko, nie dało się nie odpowiedzieć, nie dało się go uspokoić, gdy próbowałam to zrobić, było Jeszcze gorzej. Później przychodził na kolanach i błagał o wybaczenie, mówił, że to alkohol. I znowu był najkochańszy, szarmancki. A ja wierzyłam, że go wyleczę :( postawiłam warunek .. zaszycie się .. 8 miesiącu był zaszyty, był w miarę spokój, chociaż były ataki agresji , wyłonienie przeszłości , partnerów , ale nie tak agresywnie jak po alkoholu . Po 8 miesiącach pojechaliśmy do wakacje , wzięłam ze sobą swojego syna nastolatka . I zaczął się koszmar , codziennie picie , nie skłamię jak powiem że 20 drinków dziennie to normalka . Codziennie jazda , wyzywanie mnie przy synie , wyzywanie jego , wyrzucanie nas z pokoju , mówienie że twoja matka to kurwa ,nie no ogólnie dramat. Ja rozstrój żołądka a wakacje stały się koszmarem . Szkoda mi mojego syna tak bardzo . Nie da się go uspokoić , załagodzić , jak inny człowiek , potwór , psychopata bez empatii traktujący mnie jak największego wroga . Najlepsze jest to że na tych wakacjach kupił pierścionek zaręczynowy i się oświadczył, a na drugi dzień mi go wyrwał z palca. Codziennie wyzyska , szarpanie , wymyślanie sytuacji, które nie miały miejsca, bo warto zaczyna,c że po alkoholu ma urojenia i wymyśla sobie sytuacje . Jak można kogoś kochać niby ogromną miłością - i tak kogoś traktować , jeden dzień cię kocha drugiego dnia traktuje jak największego wroga . Nie wiem jak z tego wyjść . 

Nie wiem, od czego zacząć . Doszło do mnie że jestem z psychopata i okropnie się go boję . Jest mściwy i zdolny do wszystkiego . Nie chce odejść na ścieżce wojennej . Ale nie wiem jak to zrobić . Mam rozwalona psychikę , i nie wiem dlaczego jest dla mnie taki agresywny . Co się stało z człowiekiem, w którym się zakochałam , dla którego byłam oczkiem w głowie , który taktował mnie jak księżniczkę a teraz jak zwykła szmatę ….

Problemy z zachowaniem 11-latka: brak szacunku, obowiązki domowe i rola psychologa

Dzień dobry jesteśmy rodzicami 11-latka. Od pewnego czasu nas syn zachowuje się w stosunku do nas bardzo niegrzecznie. 

Mówi, że jesteśmy dziwni, że zabieramy mu wszystko, że go gnębimy, że ja jestem głupia, a mąż jest debilem. 

Syn nie wywiązuje się z żadnych obowiązków domowych typu. Np. nie robi łóżka, nie chce się pakować do szkoły, rzuca rzeczy gdzie popadnie. Strasznie pyskuje. Nie stosuje się do punktualności, wychodząc na dwór na rower, spóźnia się o pół godziny, godzinę i jak wraca, to jeszcze krzyczy. Uczy się bardzo dobrze. Syn ma schowany telefon , tablet komputer, gdyż tylko by chciał grać. Tv ciągle by oglądał gliniarzy, jak wyłączę tv to wojna, że wszystko mu zabieram. Szczęka do nas np. z banana lub wymachuje ołówkiem przed oczami. Nie ukrywam, że moja cierpliwość się kończy. Czy mamy się udać z synem do psychologa ?

Trudny związek z partnerem - manipulacja, zazdrość i uzależnienia; jak odzyskać spokój?
Witam! Piszę, ponieważ czuje się w potrzasku. Już sama nie wiem jak unormować swoje życie. Mając 19 lat poznałam partnera z którym 3 lata później zaszłam w ciążę. Przez kolejne 9 lat wychowywaliśmy razem dziecko. Do momentu kiedy nasze drogi się rozeszły poniewaz nie byłam w stanie znieść tego dluzej. Mieliśmy 1,5 roczna przerwę, on się wyprowadził. Po tym czasie jednak znow mnie zmanipulował, udowadniał na każdym kroku że się zmienił, a ja poczułam że corka będzie go potrzebować i że chyba zasługuje na drugą szansę. Wiec się zeszliśmy. Mijają kolejne 3 lata i sutyacja znow jest jak wcześniej. Ciagle akty zazdrości, nadużywanie różnych substancji z wytłumaczeniem że to nie nałóg, wpieranie mi że jestem nie normalna z uśmiechem na twarzy. O sytuacjach jakie zaistniały moglabym książkę napisać. Uciekanie z domu w weekendy, wyzywanie mnie od najgorszych, i snucie histori które nie miały miejsca. Ciągły atak że wszystko spowodowane jest tym że że sobą nie sypiamy, tylko że za każdym razem jak się starałam przełamać znowu odstawiał jakiś numer więc doszło do momentu że zupełnie mi się nie chciało! Nie mogę znieść nadużywania alkoholu i innych substancji. Argumentem jest że chodzi do pracy, w której jest docwniany i w której faktycznie dostał lepsza pozycje. W ciągu tygodnia jakoś to wszystko funkcjonuje, mijamy się pracujemy na przeciwne zmiany że względu na opiekę nad dzieckiem. Zarzuca mi brak okazywania uczuć kiedy ja naprawdę nie czuje się ani bezpiecznie ani kochana. Kiedy zmarła moja babcia, był to dla mnie bardzo ciężki moment, w ktorym nawet wtedy nie moglam na niego liczyc.. kiedy nie bylo mnie pare dni, że względu na pogrzeb, zamiast wsparcia uslyszlalam obraźliwe cytaty oczywiście podczas resetu alkoholowego. Takich sytuacji było mnóstwo. Cały czas próbuje mnie zasmucić. Wszystko co mówi, obraca w zart. Jeśli coś mnie obraziło, wystraszyło, zabolało to był to zart... już sama zaczynam się zastanawiać czy to ja nie jestem przewrażliwiona ale bliskie osoby sciagaja mnie na ziemię. Czasem daje mi namiastkę normalności a ja jak ta wariatka ciesze się chwilą, spedzam z nim czas i żyje nadzieja że jednak coś się zmieniło..