Left ArrowWstecz

W jaki sposób przestać kochać kogoś, z kim nie możemy być?

W jaki sposób przestać kochać kogoś, z kim nie możemy być? Staje się to na tyle męczące, że nie pozwala normalnie funkcjonować.
User Forum

coorina

2 lata temu
Arkadiusz Parker

Arkadiusz Parker

Dzień dobry,

jeśli opisywany stan trwa nadal i utrudnia funkcjonowanie, może warto skorzystać z konsultacji psychologicznych - psychoterapeutycznych i/lub psychoterapii, by Pani zaczęła się czuć lepiej, poradziła sobie z niemożnością bycia z kimś kochanym.

Pozdrawiam i trzymam kciuki,

Arkadiusz Parker

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, 

jezeli przykre uczucia stają się na tyle dojmujące, ze utrudniają funkcjonowanie, warto sięgnąć po pomoc psychoterapeutyczna w celu przepracowania tej straty i zastanowienia się nad cała sytuacja w towarzystwie terapeuty. Terapia może przyniesc ulgę w codziennym samopoczuciu, umożliwić poradzenie z żałoba po stracie, ale także pomoc w otwarciu się na nowe relacje. Pozdrawiam Magdalena Bilinska Zakrzewicz  

2 lata temu
Ida Bednarek

Ida Bednarek

Dzień dobry,

Myślę, że nie ma recepty na to, jak się “odkochać”. Trzeba po prostu przeżyć te nieprzyjemne uczucia, które są częścią naszego życia tak jak i te przyjemne. W przyszłości ta sytuacja będzie po prostu doświadczeniem. To, co Pan/i czuje teraz minie. Nie jest permanentne. Tak jak mija radość, śmiech, ekscytacja. Mija również smutek, złość i ból. 

 Warto przyjrzeć się temu “jak” to Pan/i robi, że nie może przestać kochać kogoś, kto nie odwzajemnia tych uczuć i po co ta relacja. Uważam, że jest to dobry czas, by nauczyć się być ze samą sobą. To może być piękna przygoda i droga do kochania siebie ;)

Pozdrawiam ciepło,

Ida Bednarek

2 lata temu
Marek Dudek

Marek Dudek

Proponuję przyjrzeć się tym uczuciom głębiej. Co sprawia, że takie emocje tak długo Pani towarzyszą. I są związane akurat z tą osobą. Pomoże Pani przeżycie żałoby po związku lub relacji z osobą. Pomoc psychologiczna pomoże Pani uporać się z trudnymi emocjami

Marek  Dudek

2 lata temu
komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Chcę zakończyć małżeństwo, ale boję się o dzieci i kontakt z nimi.
Witam, przechodzimy z żoną kryzys, a może się już skończył i nic z nas nie zostało. Mianowicie od ponad pół roku jesteśmy sobie obojętni , przeszliśmy wiele rozmów, ale nic one nie wniosły. Problem jest w żonie, a nie we mnie, tak wiem zaraz każdy będzie pisał wina leży po obu stronach, NIE ! Staram się albo starałem, bo już mi to jest obojętne , wszelak chciałbym odejść, ale nie chce zepsuć swoich dzieci i tu właśnie pojawia się pytanie czy moralne jest zakończyć małżeństwo, jeśli jest ono po prostu, bo jest i tkwić w tym bez końca, czy po prostu szukać nowej drogi? Dodam, że było już tego blisko, była rozmowa ustalenia i nic się nie zmieniło, czuję, że jestem już dla niej obojętny, jestem po prostu potrzebny do zajmowania się domem i odbiorem dzieci ze szkół i żeby nie zatraciła swojej „renomy”. Nie chce stracić dzieci , kocham je z całego serca, ale się duszę , cały czas jestem sfrustrowany i nerwowy, cały czas myślę tylko o tym, do głowy przychodziły mi straszne rzeczy co z sobą zrobić , ale nie mogę namieszać dzieciom w głowie i tego nie zrobię, ale takie myśli też już się pojawiły. Jestem w wielkiej kropce. Na terapeutę jej nie zmuszę, nie da rady. Byłem kilka lat za granicą, zbudowałem dom, a teraz od niej słyszę, że ona się do tego w sumie przyzwyczaiła i że może bym pojechał i przyjeżdżał co jakiś czas to będziemy mieć taki miesiąc miodowy, co to ma być? Chce ja zostawić , ale boję się o kontakt z dziećmi.
Mama oczekuje, że jak skończyłam studia to wrócę do miejscowości bliżej niej. Ona mnie kontroluje, przekracza granicę.
Ostatnio ukończyłam studia. Po pięciu latach dosyć ciężkiej pracy i mieszkaniu w mieście daleko od domu rodzinnego, zaczęłam szukać pracy w zawodzie, co niestety jest samo w sobie ciężką sytuacją. Przez te pięć lat zdążyłam się już przyzwyczaić do mieszkania samej i czułam się z tym dobrze. Bardzo chciałabym zostać w mieście, gdzie studiowałam i znaleźć tam pracę. Jak wspomniałam, to wcale nie jest łatwe, ponieważ rynek pracy jest obecnie bardzo wymagający. Po obronie wróciłam do domu i mamy, ale nie zrezygnowałam z wynajmu w innym mieście, ponieważ nadal mam nadzieję coś tam znaleźć. Dzisiaj zostałam postawiona przed ciężkim tematem, bo z niepozornej rozmowy wynikła kłótnia z mamą. Ona chce, żebym do niej wróciła i szukała pracy gdzieś indziej, bliżej, bo "co jeśli coś się stanie, ja nie będę jeździć przez pół Polski do ciebie, a jak mi się coś stanie, to też nie będę mogła szybko do niej przyjechać". "Za rzadko nas odwiedzałaś podczas studiów, olewasz rodzinę", "przyjaciele z tamtego miasta nie są ważniejsi od rodziny", "nie ma sensu wydawać na wynajem jak możesz mieszkać i pracować bliżej", "ja jestem tu całkiem sama", "twój brat jest zajęty swoją rodziną i dzieckiem, nie ma czasu mi pomagać" - to tylko niektóre z jej argumentów. Ciężko mi je podważyć. Jednak będąc w domu rodzinnym czuję się odcięta od świata. Nie mam tu żadnej prywatności (nawet nie mogę porozmawiać normalnie ze znajomymi przez internet, bo zaraz są jakieś głupie pytania), muszę się bardzo pilnować, żeby, zachowywać się "normalnie" - komentowane są mój ubiór, waga, to co jem. To jest wieś 15km od najbliższego miasta, brakuje mi tu swobody, którą miałam w tamtym mieście. Czuję, że znowu będę pod jej pełną kontrolą i nie uda mi się stąd szybko "wyrwać". Dzisiejsza kłótnia skończyła się moim płaczem i krzykami ze strony mamy. Jestem w stanie zrozumieć jej punkt widzenia, ale nie chcę znowu zostać uzależniona od jej wyobrażenia na temat tego, jaka powinna być jej idealna córka. Czuję się, jakbym była na przegranej pozycji. Bałam się zakończenia studiów, bo wiedziałam, że tak to się może skończyć. Szczerze - jestem zrozpaczona i czuję, że nie mam żadnej siły przebicia. Nie mam pracy, żadnych dochodów i oszczędności, aby się uniezależnić finansowo. Nie chcę wyjść na niewdzięczną córkę, ale czuję się jak w potrzasku. Moje własne uczucia wydają mi się śmieszne w kontrze do jej argumentów, ale tak bardzo nie chcę zostawiać swojego życia, które układałam przez pięć lat. Czuję, że muszę się jej podporządkować, bo inaczej będzie mi wypominała to cały czas.
Jak poradzić sobie z frustracją i stresem w trudnej sytuacji finansowej? Różnice w podejściu do życia w związku
Poszukuję wsparcia, innej perspektywy, sama nie wiem czego. Od długiego czasu jesteśmy w ciężkiej sytuacji finansowej, mamy małe dziecko i ustalony podział obowiązków - ja zajmuje się domem, mąż zajmuje się pracą. Wykonuje małe zlecenia w jego czasie wolnym, co w aktualnej sytuacji często pozwala nam „dożyć”, gdyż dopiero od niedawna dostał pracę dorywczą. Czuję, że jestem w ciągłym stresie, trybie przetrwania i zamartwiania się o kolejne rachunki, pożyczki i ich spłaty. Frustracji dodaje tez fakt, że muszę sobie tak wiele odmawiać, bez wyjścia typu „zrobię nadgodziny i sobie pozwolę”. Pojawia się u mnie niechęć do zbliżeń, irytacja do jego prawie każdej bzdurnej czynności, czuję do niego złość za tę całą sytuację, mając wewnętrzne przekonanie, że tak po prostu nie może/powinno być (może to o zmianę przekonania chodzi?). Jesteśmy zupełnie różni jeśli chodzi o podejście do życia - punktualność, dokładność, chęci do działania - to miejsca, w których my stoimy po przeciwnych stronach. I w tym dole nasze przeciwieństwa jeszcze bardziej mi przeszkadzają, stąd zaczęłam się zastanawiać nad tym czy nie powinnam zachować się jakoś inaczej? Tylko jak? Udawać i przekonywać samą siebie, klasycznym sloganem „jakoś to będzie/będzie dobrze?” Diabelsko ciężko jest mi to sobie wyobrazić, a co dopiero tak zrobić. Czy to kwestia wybaczenia? Akceptacji wad drugiej strony? No nie wiem… dlatego tu jestem. W najgorszym czasie swojego życia, gdy nie mogłam znaleźć pracy poszłam na budowę, a tu usłyszałam, że on już ma dość wykonywania swojego zawodu, gdy dostał propozycję odstąpienia miejsca w pracy od swojego znajomego, i tak mnie to odrzuciło… Mam duże zrozumienie, wiem, że może działać podświadomie, ale kurczę, to nie moja działka, aby rozwiązywać jego każdy problem i doszukiwać się co za czym stoi. Jak widać powyżej, jestem strasznie sfrustrowana i proszę o pomoc. Pozdrawiam.
Dokucza mi poczucie samotności, brak grupy własnej. Jak sobie z tym poradzić?
Jestem samotny, mam 18 lat i nwm co z tym robic. Jestem mily dla innych ale nikt do mnie sam nie zagada. Nwm z czego to wynika, wszyscy z wszystkimi sie trzymają razem, mają swoje ekipy itd, ale nikt do zadnej mnie nie zaprosi, przecież widać że nikogo nie mam.
Jak radzić sobie z brakiem szacunku i konfliktami w małżeństwie?

Witam, mam nadzieję, że uzyskam poradę, co powinnam zrobić i czy coś w ogóle powinnam zrobić. 

Otóż jestem w związku małżeńskim od 8 lat, mamy swoje większe i mniejsze problemy, ale to, co się dzieje od kilku lat, mnie przerasta. Zaszłam w ciążę w 2019 r., ale straciliśmy dziecko. Zaszłam w druga ciążę. Cała ciąże byłam w stresie, bo ciągle się martwiłam, że stracę i to dziecko. Dziecko urodziło się zdrowe na szczęście, ale i tutaj zaczął się już kłopot. 

Rodzice mojego męża są starsi, na emeryturze, mają dużo wolnego czasu, więc pomagali nam przy dziecku. 

Nastał covid, w związku, że mieszkamy za granicą, nikt nie mógł do nas przyjechać. Mój mąż przypomniał sobie, jak rozmawialiśmy o dzieciach i opiece dziadków (przed dziećmi jeszcze) i domagał się, aby moja rodzina przyjechała. Jednym możliwym sposobem przylotu było przez ambasadę, ale i to nie dawało gwarancji. 

Tutaj wiem, że był mój błąd, bo starałam się ściągnąć rodzinę, ale moja mama, bo tylko ona mogła wtedy przylecieć, bała się choroby, cofnięcia na granicy. Mój mąż już wtedy przychodził do mnie co kilka dni i pytał się " kiedy twój matka przyjedzie?".

Moimi odpowiedziami było" nie wiem", " raczej nie przyjedzie, bo nie ma jak" "nie przyjedzie", on i tak wysyłał nas do ambasady, że na siłę ma przyjechać, bo to obowiązek babci przyjechać. 

W konsekwencji nie przyjechała, a mój mąż do dziś mi wypomina, że go "oszukałam" mówiąc przed dziećmi, że dziadki będą się zajmować i że nie powiedziałam mu wprost, że nie przyjedzie. 

Jak mu powiedziałam, że nie przyjedzie, to na drugi dzień drwiącym głosem przyszedł i pytał się " to kiedy matka przyjeżdża?". I tak do dziś wypomina mi to. 

Jest zdania, że kobieta powinna słuchać męża, jak to było dawniej, że on ma tylko rację, że ja nie mam racji, że ja nic nie robię (chociaż cały dom, dzieci, przedszkole, sprawy papierowe czy finansowe spoczywają na mnie) na siłę próbował mnie w domu usidlić, jak się drugie dziecko urodziło, ale na szczęście chodzę do pracy, chociaż i tak za mało zarabiam według niego, bo mi wytyka, że jakby nie on to byśmy nie mieli co jeść. 

Uważa, że jestem głupia, że trzeba mnie douczyć. 

Obraża się, nawet jak to jest jego wina. Bo jak on twierdzi, on się nie myli, a jak się myli to i tak ma rację. 

Jak jest dobrze, to jest, ale jak kłótnia nie załagodzi się zaraz jak wybuchnie, zaczynają się wypominki, że go oszukałam, że to moja wina, że on taki dla mnie jest. Prosiłam, żeby wybaczył, żeby nie żył przeszłością, to mówi, że postara się a za parę miesięcy to samo. Dużo zdrowia i psychiki jego zachowanie mnie kosztuje. Moja własna ocena spadła, nie wiem, czy jak coś powiem, nie będzie z tego problem, kłótnie z nim doprowadziły mnie do nerwicy i ataków paniki, ale według niego to jest moja wina i konsekwencja tego, że matka moja nie przyjechała i nie powiedziałam wprost, że nie przyjedzie. 

Ja jestem uczuciowa osoba, jestem upierdliwa nieraz, ale zależy mi jedynie, aby nasza rodzina była kochająca, ale i żeby mąż miał szacunek do mnie. Sugerowałam terapię, ale on nie chce słyszeć, nie wierzy w psychologów. W głębi duszy wiem, że cokolwiek bym wtedy zrobiła to i tak by nic nie zmieniło, bo mój mąż jest uparty. W 90% ja wychodzę z ręką do niego, czy moja, czy jego wina wolę wziąć to na siebie byle by było dobrze. Jeżeli on się mści i karze mnie to ile to ma trwać? Od czasów covida minęło prawie 4 Lat. Byłam silną osobą, a teraz po roku terapii wychodzę na prostą z atakami paniki. Czy mimo czasu i błędu jak on uważa, nie zasługuje na szacunek? Co ja powinnam zrobić? 

Mówię mu, że mnie krzywdzi, że zaczynam go nienawidzić za to, jak on mnie traktuje. To odpowiedź jest jedna "a dlaczego tak jest? Jakbyś mnie nie oszukała, to bym taki nie był dla ciebie." 

Kiedyś wspomniał, że dzieci on mi nigdy nie da, jakbyśmy się rozeszli, chociaż to ja z nimi spędzam praktycznie całe dnie, bo on długo pracuje. Jak żyć z takim człowiekiem?

Jak przemówić mu do rozsądku, że mnie krzywdzi i że mam dość tego. Proszę o pomoc w tej sprawie.

kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!