Left ArrowWstecz

Podczas kłótni, rozmów łamie mi się głos i zaczynam płakać. Nie rozumiem, dlaczego tak jest?

Chce mi się płakać z byle powodu - czy to normalne? Podam przykład : Podczas treningu, na którym mam sparing w rękawicach od boksu i dostanę parę uderzeń na twarz, które kompletnie mnie nie bolą, ale ostatecznie doprowadzają do przegrania sparingu, to automatycznie chce mi się płakać, gdy tylko zaczynam z kimś rozmawiać chwile po walce, mimo to że nie jestem smutny, tylko zdenerwowany. Kolejny przykład : w szkole, gdy nauczycielka twierdzi, że zrobiłem coś źle (wyższym tonem głosu) a ja próbuję jej wytłumaczyć, że to ja mam jednak rację, również automatycznie łamie mi się głos i czuję nadchodzące łzy. Ogólnie podczas kłótni z osobą, która jest negatywnie do mnie nastawiona i nie jest członkiem mojej rodziny, ciężko mi odpowiedzieć, ponieważ łamie mi się głos (mam 17 lat).
Anna Martyniuk-Białecka

Anna Martyniuk-Białecka

Myślę, że należy się temu bardziej poprzyglądać i rozważyć, czy jest lub będzie potrzebna wizyta u specjalisty z zakresu zdrowia psychicznego. Spróbuj odpowiedzieć sobie na te pytania i poszukaj źródła tego, co się teraz w Tobie dzieje. Prawdopodobnych przyczyn jest sporo i trudno stwierdzić po tak krótkim wpisie, o co dokładnie chodzi. Jednak może w jakiś sposób one Cię naprowadzą.  Domyślam się, że tak wcześniej nie było? Że w podobnych sytuacjach nie mierzyłeś się z takim poziomem dyskomfortu? Jak rozumiem to nie jest taki permanentny stan, w którym jesteś przez większość czasu, a bardziej jest to efektem doświadczenia sytuacji krytyki lub czegoś przykrego? I masz wrażenie, że jesteś jakby bardziej wrażliwy/a na tego rodzaju bodźce? 

Pamiętaj, że warto skorzystać z profesjonalnej pomocy. 

Pozdrawiam serdecznie,

psycholog Anna Martyniuk-Białecka

 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Dzień dobry,

Rozumiem, że jest to dla Ciebie mocno niekomfortowe, a świadczy tylko o wrażliwości, którą masz. Myślę, że w życiu - już teraz - warto, żebyś szukał przestrzeni realizowania tej wrażliwości. Czy to działając wolontariacko, czy to angażując się w sztukę, czy jeszcze inaczej - to duży potencjał potrzebny światu, a z drugiej strony Ty też potrzebujesz gdzieś w bezpieczny sposób te pokłady wrażliwości wyrazić. 

Co do samego płaczu zawsze w stresujących sytuacjach to z jednej strony wrażliwość i teraz pomalutku wzmocnienie siebie, żeby nabrać więcej pewności, wiary, zaufania do siebie. Tutaj mocno Cię zachęcam na początek do stworzenia sobie listy Twoich mocnych stron, cech, umiejętności - daj sobie na to czas, notatnik, codziennie dopisz choć jedną rzecz, np. w ciągu tygodnia - takie wyzwanie:) Zachęcam Cię też do pomyślenia o swoim czasie czy nie jest tak, że możesz się zaangażować w coś, co doda Ci poczucie sukcesu, co sprawi, że będziesz działał w czymś z radością i bez myślenia czy Ci wychodzi czy nie - jednym słowem pasja.

Jeszcze trzecia kwestia, czy to, co przeżywasz i o czym piszesz nie jest wynikiem Twoich doświadczeń, przeżyć dawnych a teraz dodatkowo różnych stresów, bo wiek i wymagania, które są wobec Ciebie nie są małe? Pamiętaj, że o tym trzeba rozmawiać - szukaj osób którym ufasz - w szkole też jest psycholog, są rodzice, czasem w szkole jakiś dorosły, któremu zwyczajnie Ci blisko.

1 rok temu
lęk

Darmowy test na lęk uogólniony (GAD-7)

Zobacz podobne

Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie
Dzień dobry, Jestem dość młodą osobą, nie dawno skończyłam 18 lat. Dobrze się uczę, mam wręcz idealne kontakty z bliskimi (rodziną i przyjaciółmi). Nikt z mojej rodziny nie zmarł ostatnio, ani nawet w przeciągu paru lat. Nigdy nie chorowałam na poważne choroby i nie byłam w szpitalu. Jeśli nawet - ja tego nie pamiętam. Od początku wakacji nie mam kontaktu ze znajomymi. Wyjechałam na wakacje na 3 tygodnie. Gdzieś przy końcu czerwca, początku lipca odczuwam brak sensu życia, egzystencji. Pochodzę z rodziny wierzącej ale z moją wiarą jest skomplikowanie. Tak więc: nie mam na nic ochoty, nie chcę sobie nic kupować, wiem, że nie będzie mi się chciało uczyć. Wakacje nie sprawiają mi radości. Nie widzę sensu: po co żyć, kupować sobie różne rzeczy, po co się uczyć skoro i tak opuszczę ten świat umierając? Nawet JEŚLI tam po śmierci coś jest, to wykształcenie czy inne materialne rzeczy nie będą mi potrzebne. Boję się też okropnie starości. Boję się, że nie będę samodzielna, że na mój pogrzeb nikomu nie będzie się chciało przyjść, bo będą myśleć, że "była i tak stara to umarła, trzeba myśleć o młodych". Nie chcę się starzeć! Ale największym problemem są częste myśli o tym, że zycie nie ma sensu, że i tak umrę, po co budowac relacje z innymi ludzmi skoro i tak ich opuszczę. Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie. Nie odpuszczają nawet na 30 minut. Myślę o nich cały czas. Martwie się, bo z każdym dniem bliżej mi do śmierci. Planowałam w pszyszłości dostać się na studia i mieć dobrą pracę. Teraz nie widzę sensu... Chcę na nowo cieszyć się życiem...
Dzień dobry. Chodzę już do psychiatry prawie od roku i niedługo mam teleporadę, bo coś się stało i nie można mieć takiej standardowej wizyty i boję się każdego dnia, bo nie wiem co powinnam zrobić. Czy powinnam powiedzieć, że nie brałam leków, które mi przepisano, bo nie mogłam wstać z łóżka i czułam się jak w depresji? Trwało to jakiś miesiąc. Boję się osądu. Czy powinnam również w końcu zdradzić swoją tajemnicę o radzeniu sobie z takim stanem w przeszłości?
Mama wrażenie, że nie potrafię kompletnie rozmawiać z ludźmi. Wyłączam się, stresuję, nie jestem w stanie ciągnąć rozmowy. Mam wrażenie, że nikt mnie nie lubi.
Nie dam rady poznać nowych osób, boję się do kogoś zagadać, komuś odpowiedzieć. Chcę móc z kimś porozmawiać na jakieś tematy, spędzać czas. Osoby, z którymi obecnie mam kontakt, czyli 2 według mnie, nie wiem czy dobrze odczytuję, ale mają gdzieś moją osobę, narzucam się im. W towarzystwie więcej niż 1 osoby nie umiem z nikim rozmawiać, nie wiem nawet z kim, czuję się odepchnięta, nie wiem jak się wtedy zachować, bo każdy ma swoje tematy, a ja nawet nie mam pojęcia jak uczestniczyć w rozmowie. Potrafię również mieć po pół godzinie, czasem dłuższym czasie momenty, że się wyłączam, nie dam rady słuchać, orientować się co się dzieje dookoła wokół mnie, za dużo bodźców dociera do mnie, przez co czuję się otumaniona, dodatkowo lekkie problemy ze słuchem nie pozwalają wychwycić wszystkich słów, które ktoś do mnie kieruje i proszę nawet kilkukrotnie kogoś, by powtórzył co mówił, przez co mam wrażenie, że to kogoś wyprowadza z równowagi.
Chciałabym zacząć ćwiczyć u siebie w pokoju, ale czuję się obserwowana w sposób magiczny przez fobię społeczną (czuję się wtedy oceniana).
Chciałabym zacząć ćwiczyć u siebie w pokoju, ale czuję się obserwowana w sposób magiczny przez fobię społeczną (czuję się wtedy oceniana). Już raz udało mi się przełamać - wstydziłam się mówić na głos do siebie po angielsku podczas nauki tego języka z tego samego powodu i jakoś dałam radę wypowiadać te zdania. Jak dać sobie z tym radę jeszcze przed pójściem do psychoterapeutki (pierwszą wizytę mam dopiero w marcu)? Co sobie mówić, żeby się zachęcić?
Witam. Mam 27 lat i od bardzo dawna mam nerwice natrect i niska samoocenę.Przyznam że przez to nigdy nie byłem w związku i jestem prawiczkiem co bardzo od pewnego czasu mnie doprowadza do nerwicy. Od jakiegoś czasu poznałem trochę młodsza dziewczynę i chce w końcu normalnie żyć. I tu moje pytanie. Czy nie jest to już za późno na rozpoczęcie związku i wspolzycia?? Przyznam że wracają do mnie teraz natrectwa związane czy zaspokoje dziewczynę itp. Dodam że ona też ma depresję i przeszła ciężkie zycie. Dodam jeszcze że chce zacząć od nowa psychoterapię. Pozdrawiam