Left ArrowWstecz

Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie

Dzień dobry, Jestem dość młodą osobą, nie dawno skończyłam 18 lat. Dobrze się uczę, mam wręcz idealne kontakty z bliskimi (rodziną i przyjaciółmi). Nikt z mojej rodziny nie zmarł ostatnio, ani nawet w przeciągu paru lat. Nigdy nie chorowałam na poważne choroby i nie byłam w szpitalu. Jeśli nawet - ja tego nie pamiętam. Od początku wakacji nie mam kontaktu ze znajomymi. Wyjechałam na wakacje na 3 tygodnie. Gdzieś przy końcu czerwca, początku lipca odczuwam brak sensu życia, egzystencji. Pochodzę z rodziny wierzącej ale z moją wiarą jest skomplikowanie. Tak więc: nie mam na nic ochoty, nie chcę sobie nic kupować, wiem, że nie będzie mi się chciało uczyć. Wakacje nie sprawiają mi radości. Nie widzę sensu: po co żyć, kupować sobie różne rzeczy, po co się uczyć skoro i tak opuszczę ten świat umierając? Nawet JEŚLI tam po śmierci coś jest, to wykształcenie czy inne materialne rzeczy nie będą mi potrzebne. Boję się też okropnie starości. Boję się, że nie będę samodzielna, że na mój pogrzeb nikomu nie będzie się chciało przyjść, bo będą myśleć, że "była i tak stara to umarła, trzeba myśleć o młodych". Nie chcę się starzeć! Ale największym problemem są częste myśli o tym, że zycie nie ma sensu, że i tak umrę, po co budowac relacje z innymi ludzmi skoro i tak ich opuszczę. Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie. Nie odpuszczają nawet na 30 minut. Myślę o nich cały czas. Martwie się, bo z każdym dniem bliżej mi do śmierci. Planowałam w pszyszłości dostać się na studia i mieć dobrą pracę. Teraz nie widzę sensu... Chcę na nowo cieszyć się życiem...
User Forum

Anonimowo

8 miesięcy temu
Helena Kurmanajewska

Helena Kurmanajewska

Dzień dobry,

jeżeli nie ma "widocznych" powodów do opisanego stanu i jest to pierwszy raz, to warto by zacząć od badań lekarskich (hormony np. tarczyca, poziom witaminów/mikroelementów, ginekolog). Niekiedy u młodych ludzi dysbalans w organizmie może wywoływać stany apatii, zupełny brak sił i niechęć do wszystkiego.  

Jeżeli ze zdrowiem wszystko OK, to wtedy już sięgnąć po pomoc psychologiczną.

Życzę dużo zdrowia,

psycholog Helena Kurmanajewska

7 miesięcy temu
Kornel Miszk

Kornel Miszk

To, co opisujesz, jest niezwykle bolesne i może być przytłaczające, zwłaszcza gdy odczuwasz brak sensu życia i myśli te nie dają Ci spokoju.

Zaczynając od tego, co najważniejsze: Twoje uczucia są ważne i zasługują na uwagę oraz wsparcie. Często, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z nieuchronności życia, starzenia się i śmierci, może to wywołać uczucie bezsensu i lęku. To, że te myśli pojawiły się u Ciebie, nie oznacza, że coś jest z Tobą nie tak – to są pytania, z którymi wiele osób się mierzy, choć czasami mogą przytłaczać bardziej, niż jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić samodzielnie.

Twoje doświadczenie jest o tyle trudniejsze, że w tym momencie życie, które wcześniej dawało Ci radość i było pełne planów, nagle wydaje się puste i pozbawione sensu. To może być objaw stanu emocjonalnego, który wymaga wsparcia, na przykład ze strony psychologa lub terapeuty. Specjalista pomoże Ci zrozumieć, skąd biorą się te myśli i jak możesz je przekształcić, aby odzyskać radość z życia.

Może się również okazać, że brak kontaktu ze znajomymi podczas wakacji, pewna izolacja, której doświadczyłaś, wpłynęły na Twoje samopoczucie. Nawet jeśli otaczają nas bliscy i rodzina, czasem oddalenie od rówieśników może nasilić uczucie osamotnienia i nasunąć trudne pytania o sens życia.

Rozmowa z kimś, kto Cię wysłucha, zrozumie i pomoże odnaleźć drogę przez te trudne myśli, może okazać się kluczowa. Może to być zaufany dorosły, nauczyciel, doradca szkolny, a najlepiej psycholog. Ważne jest, abyś znalazła przestrzeń, gdzie możesz otwarcie mówić o tym, co Cię dręczy.

Jeśli chodzi o Twoje pytania o sens życia, to są one istotne i mogą prowadzić do głębokich refleksji. Życie nie zawsze od razu daje nam odpowiedzi, ale warto szukać tych małych rzeczy, które przynoszą radość, nawet jeśli na razie są one trudne do dostrzeżenia. Budowanie relacji, nauka, rozwijanie pasji – to wszystko ma znaczenie, nawet jeśli teraz wydaje Ci się inaczej.

Nie jesteś sama z tymi myślami. Szukanie pomocy to ważny krok, który może przynieść ulgę i pomóc Ci znów cieszyć się życiem. Zasługujesz na to, aby poczuć się lepiej, i istnieje wiele sposobów, aby to osiągnąć. Pamiętaj, że istnieje wsparcie, które może Ci pomóc przejść przez ten trudny czas.
Pozdrawiam,
Kornel Miszk

7 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dlaczego budzę się bez sensu życia, ciągle zmęczony i smutny? Nie wiem, czy mam depresję
Dlaczego budzę się bez sensu życia, ciągle zmęczony i smutny? Nie wiem, czy mam depresję, czy po prostu zaburzenia psychiczne. Dzień w dzień to samo i coraz bardziej zmęczony. Mam dość.
Od dłuższego czasu czuję, że moje życie nie ma sensu.
Dzień dobry! Jestem kobietą 18 lat. Od dłuższego czasu czuję, że moje życie nie ma sensu. Straciłam zapał do robienia czegokolwiek i nic nie przynosi mi radości. Po rzadkich już chwilach szczęścia zalewam się łzami z tęsknoty za tym uczuciem. Mam już dosyć życia i chciałbym zniknąć z tego świata na zawsze. Co to może być i jak sobie z tym poradzić ?
Nie chce/ nie wiem po co żyję, mam trudności w funkcjonowaniu na studiach, nie interesują mnie ludzie.
Studiuję już parę miesięcy, ale mam wrażenie, że się nie nadaję do niczego i że sobie nie dam rady i przez moje lenistwo nic nie robiłam i oblałam i nawet do niektórych egzaminów nie podeszłam . Nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Po pracy zawsze mnie bolą plecy (pracuję w żabce) i przez to często też nie mam siły, żeby cokolwiek po niej robić, mam chęć jedynie chodzić na treningi, ale ostatnio nawet tego mi się powoli odechciewa, nie czuję sensu w tym co robię. Nie umiem się z nikim zaprzyjaźnić, bo inni ludzie przestali mnie interesować albo może nikim nigdy się nie interesowałam, zawsze to ktoś do mnie podchodził i chciał się zaprzyjaźnić. Mam dosyć tych wymuszonych znajomości, chociaż powinnam być wdzięczna, że ktoś chciał się zemną zaprzyjaźnić. Nie wiem czy nie chce mi się żyć, czy po prostu nie wiem po co żyć .
W zeszłym roku zmarła moja mama, w tym roku babcia. Były całym moim życiem
Życie nie ma sensu Uważam, że życie nie ma sensu, po co żyjemy? Patrząc na świat z coraz dalszej perspektywy, np. na naszą planetę jakby ze zdjęcia satelitarnego lub z poziomu wszechświata to wszystko nie ma sensu. Po co to wszystko? i tak wszyscy umrzemy. Nasi bliscy również. Nasze dzieci, wnuki i prawnuki również. Już za dwieście czy trzysta lat nikt nie będzie o nas pamiętał, nawet o tym, że istnieliśmy. Tak jak teraz nikt nie pamięta i nie zna historii życia zwykłych ludzi, którzy żyli np. 3000 lat temu, czy 150, czy w starożytnym Egipcie. Nic po nas nie zostanie. Co za różnica, czy ludzkość jest trochę bardziej czy mniej rozwinięta pod względem np. technologicznym czy ekonomicznym i ktoś czasem wspomni jakąś osobę znaną z historii? W zeszłym roku zmarła moja mama w wieku poniżej 60 lat, w tym roku babcia (jej mama). Były całym moim życiem. Sama mam niewiele ponad 30 lat i nie mam dzieci. Po co je mieć, po to by cierpiały istnienie na tym beznadziejnym świecie? Jest na nim tyle zła, nienawiści wśród ludzi, wojen, głodu, cierpienia, chorób, a dobra i piękna niewiele, trzeba codziennie walczyć o przetrwanie, bo inaczej się umrze z głodu lub z braku schronienia zimą. A i tak wszyscy umrą, nasze dzieci też. Nic nie ma sensu. Po co pracować na co dzień, skoro wszystko jedno czy umrę z trochę większą lub trochę mniejszą ilością rzeczy materialnych, które i tak wyrzucą osoby/dzieci porządkujące moje mieszkanie/dom po śmierci. Co za różnica, czy odwiedzę kilka krajów świata, czy więcej, skoro i tak nie da się zwiedzić całego świata. Patrzę na świat codziennie z perspektywy wszechświata i dziwię się jak ludzie mogą normalnie żyć i przejmować się swoimi drobnymi sprawami nic nieznaczącymi, jak mogą się cieszyć czymkolwiek, nie mieć depresji, skoro i tak wszystko to już za jakieś 100 lat już zniknie całkowicie.
Mam 18 lat i zmagam się z lękiem przed starością i śmiercią
Dzień dobry. Mam 18 lat i zmagam się z lękiem przed śmiercią i starością. Już od 2 miesięcy odczuwam silny brak sensu życia. Myśli o braku sensu egzystencji nachodzą mnie ciągle, nie dają spokoju. Nic nie pomaga. Nikt w mojej rodzinie nie umarł od kilkunastu lat, ja i moi bliscy nie chorujemy. Nie wiem co jest przyczyną utraty sensu egzystencji, ale czuję, że życie nie ma sensu bo i tak się zestarzeję i umrę. Chce znów normalnie funkcjonować...
Myślę tylko o śmierci, życie stało się bezsensowne.
Dzień dobry, Od kilku miesięcy zmagam się ze skrajnymi emocjami: silnym brakiem odczuwania sensu życia, natrętnymi myślami o tym, że nie ma sensu żyć, bo i tak czeka mnie śmierć, a nawet OBWINIAM SIĘ O TO, ŻE ODCZUWAM POZYTYWNE EMOCJE LUB MAM WIZJE NA PRZYSZŁOŚĆ. Mam chłopaka, ale nie okazuję mu żadnych uczuć, bo ilekroć łapię się na tym, że jestem szczęśliwa, że przy mnie jest, obwiniam się o te pozytywne uczucia, bo uważam, że i tak umrę, więc po co mam być szczęśliwa... Odliczam dni do śmierci, a przynajmniej szacunkowo... Nie mam nikogo bliskiego, komu odważyłabym się o tym powiedzieć. Do psychologa nie potrafię pójść, bo wmawiam sobie, że to bez sensu, skoro i tak umrę. Po co się leczyć... Jestem przez te natrętne myśli wycięczona, codziennie mam coraz mniej energii by wstać z łóżka rano... Jestem zdesperowana, już sama nie wiem co czuję. Staram się oswajać z tym, że umrę, ale nie potrafię. Z każdym dniem boję się coraz bardziej... Chcę normalnie funkcjonować... Chcę dostać się na studia medyczne, ale nie widzę sensu w pomaganiu innym, ratowaniu żyć, skoro czas i tak te wszystkie życia, które być może uratuję - odbierze... Jestem wierząca, ale szczątkowo... Wiem, że jeżeli przestanę wierzyć, to rozssypię się zupełnie... Muszę mieć jakąś wiarę, że po śmierci coś jest... Nie potrafię mieć wizji na przyszłość, bo wmawiam sobie że po co, bo i tak umrę... jestem już u kresu wytrzymałości... nie wiem czy to depresja, czy stany lękowe, tatatofobia... nie jestem psychologiem, więc nie oceniam na własną rękę... chcę się komuś wyżalić, usłyszeć rady lub wstępną diagnozę... Najgorzej jest w nocy i wieczorem... Natrętne myśli mam cały czas, nawet na sekundę nie potrafię zapomnieć o tym, że umrę... Uważam, że nic nie ma sensu skoro i tak czas odbierze mi życie... Chcę, żeby ktoś mi pomógł, bo ja już sobie nie potrafię... Dziękuję za przeczytanie...
Jak poradzić sobie z kryzysem egzystencjalnym i odnaleźć sens życia?

Mam takie dni, że często czuję się, jakby moje życie straciło sens, a wątpliwości dotyczące moich celów nie dają mi spokoju. Ten cały kryzys egzystencjalny sprawia, że rzeczy, które kiedyś robiłem z automatu, teraz wydają się bez sensu. 

Często myślę: 'po co ja to w ogóle robię?' i brak mi konkretnej odpowiedzi. Lęk przed nieznanym i brak poczucia spełnienia są teraz moją codziennością. Zastanawiam się, czy to po prostu normalny etap w życiu, czy potrzebuję wsparcia, żeby lepiej zrozumieć, co się ze mną dzieje. Naprawdę chciałabym dowiedzieć się, jak radzić sobie z tymi wątpliwościami i lękami, które są teraz moimi częstymi towarzyszami. 

Dodatkowo zauważyłem, że coraz częściej boję się wychodzić z domu, bo nie wiem, co mnie spotka. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale chyba boję się konsekwencji jakiś przeszłych zdarzeń, że karma wróci i coś mi się stanie

Jak odnaleźć sens życia w świecie zdominowanym przez materializm i brak zaufania?

Witam! 

Zacznę od tego, że borykam się z problemem, iż nie widzę sensu życia. Ciągła pogoń za materializmem. Lojalność, wierność, miłość to cechy zbędne i używalne, które straciły na wartości. 

Wszystko kręci się wokół pieniędzy, których i tak nie zabierzemy ze sobą. Już jest coraz mniej osób, które potrafią cieszyć się życiem i z niego korzystać. Czuję się wypalony, odciąłem od siebie całą rodzinę, przyjaciół, nie chce się widywać z ludźmi. 

Z nikim nie rozmawiam, po prostu siedzę sam. Czuję się jakby moje życie zatoczyło kolo, tylko 10 lat później. 

Mam 27 lat, od 18 roku życia pojechałem do pracy, gdzie z byłą narzeczoną pracowałem na dom. Wszystko ładnie, pięknie, po 8 latach bycia razem i dorobieniu się domu, od zera, samochodów i dobrej pracy zacząłem czuć pustkę. Poczułem, że to na co pracowałem przez, latam było z materializmu, nie z miłości i oto w tym domu brakowało miłości oraz zrozumienia. 

Pomyślałem, nie mamy dzieci, nikogo nie ranię tylko nas, chce uderzyć w świat w poszukiwaniu prawdziwej miłości i wdzięczności, z którą stworzę ciepły i szczęśliwy dom, którego nigdy nie miałem. Dlatego było to bardzo ciężkie, ale zostawiłem wszystko i wyszedłem. Po otrzymaniu większej gotówki za dom podjąłem decyzję, że to jest dobry moment, żeby po tylu latach wrócić do Ojczyzny, gdzie wszystko okazało się niewypałem - moja praca, mentalność ludzi, nawet spełnienie moich marzeń jak kupienie super samochodu, motoru i innych rzeczy nie dawały mi radości i czułem się wyobcowany, pusty. 

Finalnie, zamiast ułożyć sobie życie, podjąłem decyzję o wyjeździe kolejnym już w ciągu dwóch lat.

3 wyprowadzka i ze względu na kobietę, z którą przelotnie się poznałem. Chciałem być oparciem, uważałem, że ma ciężką sytuację. Wyszukała mnie w internecie, z ciekawości napisałem, co robi w życiu i niestety wpadłem w dziurę bez dna, która ciągła się za mną przez cały rok. Byłem manipulowany na odległość, słyszałem słowa i zapewnienia, które nie były prawdą i wierzyłem tej osobie bezgranicznie. Byłem w stanie zostawić wszystko, tylko, dlatego że uważałem, że jest tego warta i potrzebuje mnie. 

Na końcu okazało się, że nie chciała pozwolić, żebym ułożył sobie życie z kimś innym i większość co mówiła, była kłamstwem albo tym, co chciałem usłyszeć. To jest długi i skomplikowany temat. Zostałem wykorzystany, sercowo, psychicznie i straciłem rok czasu. W sumie dalej się z tego nie wyleczyłem, co się wydarzyło. Koniec końców zacząłem inwestować na giełdzie początkiem roku. Zachęcił mnie do tego taki chłopak, gdzie na przestrzeni roku przegrałem wszystko do zera, na co pracowałem ostatnie 8 lat całe oszczędności. Włączył się ten idiota, który jest tak uparty, o którym zapomniałem, że dalej tam jest. 

Jest uparty w dążeniu do celu, ale również jak już się sypie to do samego dna. W rok zniszczyłem wszystko i przy okazji siebie z super sylwetki, dobrej pracy, dużego zabezpieczenia finansowego zostało ohydne zero. Jak patrzę w lustro, to się siebie brzydzę, a kiedyś się kochałem i byłem wdzięczny, że jestem na tyle silny, iż mogę wysyłać swoje dobro dla innych i zwyciężać ten syf, co się dzieje na świecie. “Zło dobrem zwyciężaj, takie było moje motto” Od pewnego czasu zło przejęło nade mną kontrolę, czuję się wyobcowany, nie śmieje się.

Wracam do domu i płacze codziennie, w nocy balansuje na krawędzi złych zagubionych ludzi, którzy biorą dragi, piją i udają, że nie mają z niczym problemu. Chodziłem na terapię, nic nie pomogło, zawsze byłem osoba, na którą można było polegać i motywacją dla innych, bo szedłem do przodu jak burza mimo żadnego wsparcia od rodziny, ciągłej krytyki, braku własnego kątu i bezpieczeństwa. Z ojcem alkoholikiem przez połowę dzieciństwa i matką za granicą, która ledwo co widywałem. 

Łączenie w moim życiu mieszkałem w 27 różnych miejscach, czy to pokoje, inne kraje. W sumie to spełniłem wszystkie swoje marzenia. Mając 27 lat, mimo straty wszystkiego, czuję się spełniony i jakby ktoś mnie zapytał, czy przeszedłem życie dobrze, odpowiedziałbym z czystym sumieniem tak, bo nie zamknąłem się na nie w jednym miejscu. 

Nie wiem, po tym wszystkim nie widzę już sensu w dalszym działaniu, mój zapał i samodyscyplina są równe zeru. 

Ten cały materializm, internetowy świat, te portale randkowe, kłamstwa nieszczęśliwych ludzi, życie na kredytach, żeby pokazać, czym się jeździ czy jak się nie żyje - żygam tym wszystkim. Jestem tym który widzi ten świat inaczej od czasu kiedy wyszedłem z bańki mojego życia, na które pracowałem. 

Nie jestem w stanie nikomu zaufać, a jak już zaufam i daje coś od siebie to albo jestem wykorzystywany, bo dobroć jest brana za słabość w tych czasach, albo ranię innych, bo nie dorównują moim doświadczeniom i nie są dla mnie interesujący. 

Nie wiem, wszystko co się stało było na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Boję się samego siebie, do jakiej ruiny psychicznej się doprowadziłem przez to wszystko. Drogi mam dwie albo zobaczyć jeszcze trochę świata i podziękować bardzo pięknie za to życie będąc na zero, bo na pewno nie zejdę na stronę syfu dragi, alkohol itp wolałbym sobie po prostu podziękować ładnie wyjechać na Hawaje i zniknąć niż się złajdaczyć. 

Droga numer, to dwa odbudować swoją psychikę, ciało i ciężka praca wrócić na odrobienie strat z ostatniego roku, żeby wszystko ułożyć na nowo. Tylko jest jeden problem, kiedyś moim marzeniem było mieć dziecko i rodzinę zbudować, zaplecze finansowe, żeby móc zapewnić temu dzieciakowi i mojej kobiecie takie życie, którego ja nie dostałem. To mogłoby być moja jedyna motywacja, żeby działać dalej, ale teraz, po tym wszystkim jak widzę jaki jest świat ohydny, nie chciałbym sprawiać trudu nikomu następnemu i zakończyć historię mojego nazwiska, żeby już to się nie musiało ciągnąć. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale uważam, że to życie było stworzone w innym celu i ludzie je zniszczyli, bo świat jest piękny sam w sobie, tylko my jesteśmy w nim problemem. Boże to wszystko jest bez sensu…. 

W każdym razie, na sam koniec dodam, że to wszystko jest chore i nie widzę w tym sensu, dlatego zamknąłem się na wszystko i nie wiem, co dalej mimo mojego wieku i doświadczeń, które powinny mnie prowadzić dalej żywnie, nie widzę w tym sensu, bo po co? Nawet nie liczę, że ktoś to doczyta do końca, po prostu niech sobie to wisi tutaj. :) Pozdrawiam.

Brak poczucia dojrzałości i sensu życia w obliczu zbliżających się 24 urodzin

Mam takie różne egzystencjalne rozkminy. Martwi mnie to, że za niedługo skończę 24 lata, a nie jestem jeszcze dojrzała, nie czuję się tak. Oczywiście żyję sobie jak zwykły człowiek, studiuję i dorywczo pracuję, nie mam też ambicji, żeby coś wielkiego osiągnąć w życiu, więc akurat fakt braku większych osiągnięć mi nie przeszkadza. Niby wiem, że moja osobowość się kształtuje, ale jak sobie przypominam 18letnią siebie, to ja mam wrażenie, że niewiele się zmieniłam osobowościowo. W tym pędzie życia czas trochę przecieka mi przez palce, ale nie jestem w stanie go zatrzymać, no i żyć wolniej też ciężko z racji obowiązków. Czasami się zastanawiam, czy życie ma sens, skoro się umiera, a wszystko tak szybko leci. Nie wiem dokładnie, jakie chcę zadać pytanie, ale chciałam się tym podzielić.