Left ArrowWstecz

Czemu nie potrafię się odezwać na przerwie do nikogo, gdy jestem sama?

Czemu nie potrafię się odezwać na przerwie do nikogo, gdy jestem sama?
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Nieśmiałość w sytuacjach społecznych jest dość częstym problemem, szczególnie w wieku nastoletnim (wspominasz o przerwie, więc zakładamy, że chodzi o szkołę). Może to być spowodowane różnymi czynnikami, takimi jak brak pewności siebie, obawy przed odrzuceniem, osobowość introwertyczna, fobia społeczna. Aby poradzić sobie z tym problemem, warto spróbować pracować nad swoją pewnością siebie, porozmawiać z kimś o swoich obawach i próbować regularnie ćwiczyć sytuacje, w których musisz porozmawiać z innymi osobami, np. w środowiskach pozaszkolnych. Można także skorzystać z pomocy psychologa, np. psychologa szkolnego, jeśli jest taka osoba dostępna. Jeśli problem ten utrudnia Ci zdobywanie nowych znajomych, można zapisać się na dodatkowe zajęcia pozaszkolne czy koła naukowe w szkole. Wtedy odezwanie się do nieznajomych jest łatwiejsze, bo często naturalnie wymuszone przez sytuację, w której się znajdujemy i zdejmuje presję szukania sposobów na zagadanie do kogoś.
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Nie wiem jaka forma terapii byłaby najodpowiedniejsza
Jestem 32 letnią kobietą, która związała się partnerem starszym o 12 lat po przejściach. Nigdy w życiu się tego nie spodziewałam, nie pasowało to do mojego światopoglądu a tym bardziej światopoglądu moich rodziców( co dalej wiąże się z brakiem akceptacji relacji - bardziej ze strony ojca). Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad rozstaniem, ze względu na okoliczności które zaczynają mnie przytłaczać. Partner jest 12 lat starszy, po rozwodzie, z dwójką dzieci ( jedna jest już dorosła, a druga od roku z nim mieszka - o czym nie było mowy zanim się poznaliśmy). W relacji jest nam dobrze, dogadujemy się, wspieramy, możemy na siebie liczyć. Moje wcześniejsze relacje były nieudane, przed aktualnym partnerem byłam związana z mężczyzną z którym przeżywałam emocjonalną huśtawkę. Z obecnym czuję się bezpiecznie i dobrze. Z racji upływu czasu związku zastanawiamy się oboje co dalej - partner chciałby się zaręczyć , abym wprowadziła sie do niego- z racji mieszkania z córką. Ja mam pracę i studia w innym mieście niż on i średnio mi się uśmiecha rezygnowanie z pracy, albo codzienne dojeżdżanie do miasta. Poza tym w domu partnera jest dziecko i wchodzenie „w ich” przestrzeń z racji dużej potrzeby niezależności mi nie pasuje. Wiem, że Terapia i ułożenie priorytetów byłoby najrozsądniejszym wyjściem. Korzystaliśmy w ubiegłym roku już z terapii, po której dużo lepiej zaczęliśmy się komunikować, ale temat co dalej z nami nie został rozwiązany. Nie wiem jak rozmawiać już z partnerem, kiedy mu mówię że to wszystko to dla mnie za dużo, że już nie jestem w stanie akceptować danej sytuacji, cały czas mówi że możemy to ułożyć tylko trzeba chcieć. Kocham go, ale nie wiem co mam już robić. Chciałabym założyć rodzinę, wiem że mój partner byłby świetnym ojcem, bo widzę jak teraz dba o dzieci, ale też mam wiele obaw w związku z tym, że jest starszy, że ma już dzieci, że jest po rozwodzie. Nie wiem jaka forma terapii byłaby najodpowiedniejsza. Wiem, że mój partner też potrzebuje terapii. Może oboje powinniśmy iść na terapię indywidualną. Nie wiem czy terapia dla par będzie miała sens
Kryzys w małżeństwie z powodu relacji z teściową a problemy z dziećmi i pracą
Dzień dobry. Mam 39 lat jestem w szczęśliwym związku od 14 lat mamy z żoną(zona jest o rok mlodsza ode mnie) 2 dzieci 7 latka z autyzmem ale wysoko funkcjonującym i 12 latka. Od roku z zona nie potrafimy normalnie rozmawiać tego później zaczęły się problemy łóżkowe. Zona cały czas zarzucała mi mi brak decyzyjności stanowczości wobec teściowej(tesciowa jest dobra kobieta ale tez w zyciu duzo przeszla). Tesciowa siedzi i pilnuje nam dzieci i opiekuje się chorym mężem(który dał jej w życiu popalic). Podczas świat powiedzieliśmy jej że chcemy się rozwieść co dla nas jest porażka że względu nas i nasze dzieci ale coś wypaliło się między nami. Jak każda rodzina mamy kredyt ale pracujemy i najważniejsze mieszkamy co nie zaznaczyłem na początku z teścia oni na dole my na górze. Ja jako glowa rodziny facet nie potrafiłem oddzielic relacji między tesciowa a zona. Tesciowa siedziała z dziećmi zawoziła je do szkoły rowerem robiła zakupy rano gotowała i nagle w 1 dzień świąt bożego Narodzenia jak jej powiedzieliśmy że chcemy się rozejść wpadła w szał i jak to teraz będzie co ludzie powiedzą. Od tej kłótni żyjemy już tydzień na swoim sami gotujemy kupujemy(mamy wspolna kuchnie) ale problem się zacznie jak dzieci pójdą do szkoły bo z zona pracujemy na różne zmiany i do pracy mamy 40 km i nie ma kto ich zaprowadzić i odebrać (chodzi o tego młodszego syna). Ja w strasznym stanie psychicznym i nie mogę sobie z tym poradzić a dokładnie z tym ze nie dbalem porządnie o żonę i swoją rodzinę tylko słuchałem ślepo co mówiła tesciowa. Proszę o pomoc
Witam. Przepraszam, ale nie wiem od czego zacząć. Całe moje życie to ciągłe zmartwienia i strach.... Odkąd pamiętam to bałam się swojego taty. Potrafił krzyczeć.... Nie raz się dostało w skórę... Całe moje rodzeństwo się go bało. Nie mówiąc o mamie, która też dostawała od niego nie raz.... Odejść się bała.... Tata zmarł... Niby wszystko powinno być ok ale.... Mama od kilkudziesięciu lat jest alkoholiczką....nie chce się leczyć. Nie wszczyna awantur... ale mam do niej żal że nie mam w niej wsparcia chociażby przy dzieciach... Boje się je z nią zostawić...strach również jest o mamę, że się jej coś stanie a ja nie zdążę jej uratować...nigdzie przez to nie jeżdżę.... Bracia tego nie rozumieją.... Oni sami jeżdżą na wycieczki, wakacje a ja ciągle w domu....Zawsze sobie obiecałam,że nigdy nie będę miała takiego życia jak moja mama... I co? Poznałam swojego męża 17lat temu. Przed ślubem mieszkaliśmy z 3 lata. Był miły,kochający,opiekuńczy.. pokochałam go za jego miłość do mnie. Ale jak to w życiu bywa, kiedy pojawiły się dzieci mój ukochany mąż stał się toksyczną osobą.. ciągle krzyczy na dzieci jak nie posprzątają... Jak coś nie po jego myśli to zaraz rzuca wszystkim co mu stanie na drodze, albo nawala w drzwi, albo w ściany... Zaczęłam się go bać... na terapię nie chce iść ani nawet do żadnego lekarza.. prośby groźby nie pomagaja...Historia lubi się powtarzać ... Najpierw mama teraz ja.... Chciałabym iść na terapię, bo sobie z tym wszystkim nie radzę ale boje się wydać pieniądze bo się będzie czepiał, że na głupoty wydaje... A nie mam jak za jego plecami bo mamy wspólne konto. O wszystkich wydatkach na co i ile wie. Nawet nie mam się komu wygadać. Nie mam koleżanek przyjaciół. Bracia za daleko ale oni mają swoje życie... A ja muszę z tym wszystkim być sama...
Czuję, że mam fobię społeczną. Dokąd powinnam się z tym udać i co powiedzieć na początku?
Czuję, że mam fobię społeczną. Dokąd powinnam się z tym udać i co powiedzieć na początku?
Dlaczego mój partner po wypiciu pewnej ilości alkoholu jest opryskliwy, chamski?
Dlaczego mój partner po wypiciu pewnej ilości alkoholu jest opryskliwy, chamski? Oskarża mnie, jakbym go zdradzała, a nawet zrywa. Na drugi dzień twierdzi, że bardzo kocha i chciał na złość zrobić. Zachowania jak wahadło, dodatkowo ogromne wahania nastroju.
Partnerka zdradzała mnie, a przy mojej chęci naprawy związku, nic sobie z tego nie zrobiła. Źle się czuję, jestem rozbity.
Dzień dobry. Zwracam się po pomoc, gdyż nie wiem co się dzieje ze mną i zaczynam popadać w jakiś dziwny stan... Mianowicie, mieszkam za granicą, w Polsce od trzech lat, jak mi się wydawało, jestem w związku. Partnerka zdradzała mnie przez ponad rok z tego, co odkryłem. Wcześniej podejrzewałem, ale nie zależało mi bardzo, gdyż od początku miała dziwne relacje z mężczyznami i nie potrafiłem się przez to zaangażować. Po jakimś czasie, jak miała problemy, mocno się zadeklarowałem z pomocą i też się określiłem z uczuciami. Kilka miesięcy temu, zdecydowałem się sprawdzić konkretnie telefon i wyszło, że od wtedy zaczęła się zdrada z ex, który jej pomagał też w problemach.. Zarzekała się, że już ich nic nie łączy.. Nawet mu pracę załatwiałem u siebie w firmie. Zdradzała mnie z nim jak wyjeżdżałem. Potem odkryłem, że przez problemy finansowe, które też sobie narobiła przez jakiegoś kolegę, zaczęła zarabiać, jak to powiedziała, tylko na rozmowach erotycznych z ogłoszeń i się parę razy spotkała na niby, jakieś kupowanie bielizny z facetem. Było dużo telefonów nocnych i prowadziła krótkie rozmowy, takie manipulowane. Teraz powychodziło więcej, do wielu rzeczy się niby przyznała. Zrobiłem przerwę na miesiąc, ale się kontaktowaliśmy, bo łączyły nas różne niedokończone sprawy... Teraz postanowiliśmy spróbować coś naprawić i mówimy sobie, co nam nie pasuje. Ale ja odczuwam to samo, co było wcześniej, że mi tylko oznajmia, że robi to i to.. a wina leży po obu stronach..i ciągle wspominam o zdradach. Ma przyjaciela gdzie jak była bardzo chora to się zwierzyła jemu z intymnych sytuacji między nami, między innymi, że mnie zdradziła.(zawaliła) jest to przyjaciel, z którym się często widuje i jej pomaga.. Spotykają się na masaże u siebie, wcześniej poznali się na takiej wymianie masaż za masaż. Powiedziałem, że mi to nie odpowiada a już napewno masowanie się wzajemne z tym kolegą. Tym bardziej, że mieliśmy naprawiać relacje i odbudować związek. Twierdzi, że jestem chorobliwie zazdrosny i ją kontroluję. Przepraszam za chaotyczność pisowni, lecz jestem rozbity i czuję się zdruzgotany, że chyba dalej się okłamuje...Generalnie się teraz kłócimy, ja siedzę w domu a jak wychodzę ze znajomymi to tylko czuję, że przez to, że ona cały czas gdzieś wychodzi.., Oboje jesteśmy po 40stce z bagażem.. Proszę o odpowiedź i z góry dziękuję. Pozdrawiam Tomasz.
Jak naprawić relacje z byłą partnerką i zwiększyć kontakt z dzieckiem po rozstaniu?

Zostawiłem Partnerkę w ciąży w kwietniu.

W lipcu pojawiło się dziecko. Rozumiem swój błąd, chciałbym nad sobą pracować, nad poprawieniem relacji z byłą partnerką.

Mam kontakty z dzieckiem, ale są dość mocno utrudniane.

Była partnerka nie che rozmawiać. Próba częstszych kontaktów z dzieckiem jest odrzucana. Jeśli chodzi o pytania, w sprawie dziecka, to dostaje odpowiedź po dniu, a prośby o zdjęcia są odrzucane. Jeśli kontaktuje się częściej, to dostaję odpowiedź.

Od przedwczoraj nic się nie zmieniło. 

W jaki sposób próbować się komunikować?

Jeśli nie piszę, to czuję, że będzie mi zarzucać, że nie interesuje się dzieckiem. Jeśli piszę, to zarzuca mi, że za często się kontaktuje. Proszę o rady. Terapia rodzina na ten moment nie wchodzi w grę, mediacja również - była partnerka odrzuca moje prośby. ,,Tak zrobiłeś jakiś czas, temu takie są konsekwencje''. Tęsknię za dzieckiem, chciałbym być w jej życiu.

Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji?
Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji? Porzucił mnie ukochany po 5 latach znajomości, w tym 2 latach kontaktów intymnych. Pierwszy raz zrobił to w marcu tego roku (2023) i po ponad miesiącu stoczyłam się tak mocno, że popadłam w alkoholizm (picie pół litra codziennie albo 1-2 butelek wina) z poczuciem zakończenia życia, rozsypaną samooceną, kompletnym brakiem dalszego sensu życia, rezygnacją ze wszelkich aktywności, silną bezsennością, zaniedbywaniem pracy, nerwowością, agresją, poczuciem winy, porzuceniem kontaktów z kontaktów, itp. Itd. Po ponad miesiącu zobaczyliśmy się na żywo i widząc w jakiej jestem rozsypce (wypiłam litr wódki i byłam w fazie, że organizm domagał się alkoholu, okropny ból ciała i zaburzenia świadomości), zlitował się nade mną i chciał mi pomóc, nie zostawiać mnie w tak fatalnym stanie. Pogodziliśmy się i poszukałam terapeuty, u którego na przełomie maja-czerwca miałam terapię, ale zrezygnowałam, bo spotkania nic mi nie dawały i nie łagodziły cierpienia. Nie piłam w tym czasie i w czerwcu oraz pod koniec wakacji sierpień + początek września spotkaliśmy się w celach intymnych, jednak mój strach przed ponownym zostawieniem tak mocno narastał, że powodowałam konflikty. Zdarzało się, że ignorował mnie, nabierał dystansu i chłodu i to znowu powodowało cierpienie. Zaczęłam znowu pić, najpierw mniej, a potem znowu wróciłam do codziennego spożywania, znowu wróciła bezsenność. Nie straszył mnie zostawieniem, ale cały czas był głuchy na moje potrzeby bliskości, czułości, empatii, wsparcia, cokolwiek nie powiedziałam, nie słuchał co do niego mówiłam, tylko zarzucał mi robienie kolejnej dramy i jazd, z czym się nie zgadzałam i miałam kolejne fazy wzmożonego cierpienia i bezsensu życia. Nie tak dawno, bo koniec listopada, a potem początek grudnia spotkaliśmy się znowu i było intymnie (generalnie zgadzałam się na jego wszystkie fantazje i w takim normalnym rozumieniu były to ostre, hardcorowe czynności), po czym ostatniego dnia spotkania grudniowego kupił mi 2 flaszki wina, które przy nim wypiłam. Zrobiłam wielką jazdę z wytykaniem, jak bardzo kiepsko się czuje, traktowana przedmiotowo i tylko do seksu, jak bardzo go potrzebuje, ale nie tylko do celów seksualnych... zaznaczam, że miałam też bardzo ciężki okres w pracy i w tej pracy tez mam taką napiętą sytuację, pt. tykająca bomba "kiedy szef mnie zwolni" i też przez to się stresowałam okropnie. A on... jeszcze przed świętami nabrał do mnie tak dużego dystansu, jak nigdy wcześniej, w trakcie "rozmowy" wyrzucił mi bardzo wiele negatywnych rzeczy na mój temat (co też wcześniej robił, ale teraz to zintensyfikowal), mówiąc przy okazji jak to nigdy się ode mnie nie uwolni, jak w końcu mam to zaakceptować, że nic się nie zmieni, on się nie będzie angażować, jak to odrzuca go kontakt ze mną. Powiedział tak wiele strasznych rzeczy, w sumie to jak jestem stara (33 lata) nigdy od nikogo nie usłyszałam tyle negatywnych rzeczy na mój temat. Byłam tak mocno wzburzona, tak doszczętnie rozchwiana emocjonalnie, że pierwszy raz w życiu się samookaleczyłam i przecięłam (płytko) nadgarstki żyletkami. Nie za wiele pamiętam z tego zdarzenia, ale wiem, że już po prostu chciałam, żeby moje wielomiesięczne cierpienia się skończyły. Nigdy wcześniej jednocześnie tak w nikim mocno się nie zakochałam mimo mojego już "zaawansowanego wieku" jak na silne miłości, jak i nie cierpiałam tak mocno. Napisałam mu o tym, że się pocięłam. Jeszcze w święta złożył mi życzenia, ale odezwałam się do niego 26 grudnia wieczorem i po tym, co pisał, widzę, że kolejny raz chce mnie tak definitywnie zostawić, jak w marcu br. Upodliłam się do końca, nie mam już żadnej godności i jakiegoś szacunku do siebie i błagałam go, żeby tego nie robił, bo wtedy po tym marcu wiem, co się ze mną działo, jak się stoczyłam i zaczęłam chorendalnie pić i porzuciłam dosłownie wszystko, czym się zajmowałam. Naprawdę mam świadomość, że ludzie się rozstają, nawet po wiele dłuższych związkach niż mój, mają dzieci, dzielą majątki, ale naprawdę nie przypuszczałam, że trafie na takiego faceta, który w 100% będzie mi odpowiadał. A na początku mi się niezbyt podobał, to on długimi rozmowami a później pierwszym kontaktem intymnym po 3 latach znajomości sprawił, że się w nim zakochałam dosłownie bez pamięci. Dzięki niemu po 30 latach pierwszy raz przeżyłam orgazm i byliśmy idealnie dopasowani pod tym kątem, ale nie o to chodzi. Przez te lata stawał się moim najbliższym przyjacielem, rozumiał mnie i tak naprawdę tylko jemu mogłam opowiedzieć dosłownie wszystko i nie rzucał mi głupimi radami. Nie poświęcałam innym tyle czasu co jemu, a teraz on chce mi zapewnić ponownie ten sam koszmar, który przechodziłam wtedy w marcu. Nie wiem, czy drugi raz to przeżyje, zważywszy na to, że tak się wtedy stoczyłam, a teraz w dodatku pierwszy raz się w życiu pocięłam i naprawdę nie chce żyć, chce skrócić to cierpienie. Myślę o tym, jaki jest limit cierpienia u człowieka. Nie widzę szans, że moje życie kiedykolwiek się poprawi, bez niego. Jestem w kompletnej rozsypce i chce mi się wyć na głos. Nie wiem, czy jest w ogóle jakąkolwiek szansa na poprawę tej sytuacji, czy istnieje jakiś ratunek.
Czy to depresja partnera czy koniec związku? Czuję się jak opiekunka.
Jestem w związku od 9 lat i nie wiem już, co robić. Od dwóch miesięcy mój partner twierdzi, że ma depresję. Nie pracuje, nie ma dochodu, całe dnie spędza poza domem, a kiedy jest – zamyka się w sobie, nie rozmawia, nie przytula mnie, nie mówi, że mnie kocha. Gdy próbuję się do niego zbliżyć, on mnie odrzuca, mówi, że „nie ma ochoty”, że nie czuje nic. Nie chce iść do żadnego specjalisty, chociaż prosiłam o to wiele razy. Od dawna wszystko jest na mojej głowie – zakupy, gotowanie, opłaty. Zaczynam czuć się jak opiekunka, nie partnerka. Czuję się samotna, niewidzialna, zupełnie ignorowana. Powiedziałam mu, że nie daję już rady i że myślę o odejściu. Byłam nawet oglądać mieszkanie. On wtedy zapytał, czy ma je ze mną zobaczyć – jakby chciał, żebym odeszła, ale sam nie potrafił tego powiedzieć. Potem powiedział, że mnie kocha, więc zostałam. Ale czuję, że trzymam się resztek nadziei i ochłapów bliskości. Moja koleżanka widziała jego profil na portalu randkowym. Zapytałam go o to, a on odpowiedział, że „zrobił to, bo czuje się samotny i nie dostaje ode mnie wsparcia”. To bardzo mnie zabolało, bo ja od miesięcy próbuję utrzymać ten związek i daję z siebie wszystko. Nie wiem już, czy jego zachowanie to wynik depresji, czy on mnie zdradza, czy może po prostu przestał mnie kochać. Czuję się jak wrak człowieka. Źle mi w tym związku, ale też nie potrafię odejść. Co mam robić? Jak rozpoznać, czy to depresja, czy koniec relacji? Czy ktoś z was był w podobnej sytuacji?
Jestem w drugiej ciąży, jako mama wychowująca sama syna z poprzedniego związku. Obecny partner nie jest dobry.
Mam syna 14-letniego z poprzedniego związku. Dobrze się dogadujemy i mamy fajną między sobą relacje. Wychowałam go samotnie, gdyż mój narzeczony zostawił mnie w ciąży, bo nie chciał mieć dzieci, można powiedzieć, że odszedł do innej kobiety. Nie utrzymywał z synem kontaktu, z tego względu bardzo się starałam na każdej płaszczyźnie wychować go najlepiej, jak tylko potrafię. Jestem też w związku, można powiedzieć -związku weekendowym. Od 8 lat, bo dzieli nas odległość 34 km od miejsca naszego zamieszkania. Nie chciał ze mną zamieszkać tłumacząc się pracą i życiem na wsi. Że jest lepiej. Ja zaś wyprowadzić się nie potrafie, syn by nie chciał. A jest dla mnie najważniejszy. Zresztą tu mamy swoją przestrzeń. A u niego pełna chata. Oczywiście ma on swój metraż, małą jakby kawalerkę wydzieloną w tym domu dla siebie, a tak to mama, ojczym, brat z dziewczyną, siostra i jej chłopak z synem. To już dla mnie tłok. I mojego syna też. Póki wiązałam koniec z końcem, utrzymywałam siebie syna, bo przyznam mam bardzo niskie alimenty. To było ok. Wspaniale jak dla niego.Nic mu nie przeszkadzało. Jakiś czas temu skończyła mi się umowa, nie dostałam przedłużenia. Miałam po prostu odczekać jakiś czas, by znów powrócić. Okazało się, że jestem w ciąży. Nie jestem z tego powodu szczęśliwa, mam obecnie 38 lat. Usunąć nie potrafiłam, chociaż bardzo chciałam. Godząc się z tym, popadłam w depresję mój syn mnie wspiera. Problem w tym, że będę sama w tej roli mamy, dlatego tak się załamałam, bo nie czuję wsparcia ze strony partnera, tylko przemoc psychiczną i ekonomiczną na każdym kroku. Zaczynam dopiero teraz dostrzegać jego drugą twarz. I tak naprawdę nigdy nie byliśmy dla niego ważni. Bardzo mnie to boli. Co w obecnej sytuacji robić. Dać sobie znowu sama radę. Proszę o poradę. Jestem w rozsypce.
Mąż chce mieszkać u rodziców, ja nie wyobrażam sobie tego. Nie mamy kompromisu.
Dzień dobry, Jestem w związku 8 lat. Małżeństwem jesteśmy od roku. A od 3 lat wynajmujemy mieszkanie z myślą, że "kiedyś kupimy swoje". Wcześniej martwiliśmy się sprawami związanymi ze ślubem, weselem i całą organizacją, więc też nie było zbyt dużo czasu, żeby jeszcze myśleć o jakichkolwiek formalnościach z kredytem, szukaniem mieszkania itd. Jeszcze krótkie nakreślenie sytuacji, że ja się wychowałam "na blokach", a mąż od dziecka mieszkał w domu - z dziadkami, rodzicami i rodzeństwem. On jest najmłodszy, reszta rodzeństwa się wyprowadziła, a dziadkowie już umarli. Tak więc jego rodzice zostali tam sami, ale obecnie oboje są sprawni i zdrowi. Piętro domu jest puste. Kiedyś było mówione, że to dla mojego męża. Jednocześnie rozmawiałam z nim i bardzo wyraźnie zaznaczyłam, że ja tam mieszkać nie zamierzam. Z wielu powodów - cenię sobie niezależność i prywatność, ale też teściowie mieszkają w innym mieście niż my obecnie i tu też pracujemy. No i tak mija już rok po ślubie a ja czuję, że dalej żyjemy „po studencku”. Bardzo chciałabym się wyprowadzić już na „swoje”, więc rozpoczęłam o tym rozmowy ze swoim mężem. No i niestety doznałam bardzo przykrego rozczarowania, gdy mąż oznajmił, że on jednak nie chciałby kupować mieszkania. Dla niego to zbyt mało miejsca, on się "dusi", on chciałby mieć kawałek trawy itd. Jakiekolwiek opcje alternatywne - mieszkanie z balkonem albo tarasem lub nawet szeregowiec - to dla niego za mało. Zakup standardowego domu - to zbyt duże koszta dla nas. Nie dostaniemy takiego kredytu. Więc jedyną opcją dla niego jest ta połowa domu rodziców, która na niego tak cały czas czeka... Jest to dla mnie bardzo trudne. Teoretycznie dalej mieszkamy i zachowujemy się tak samo. Ale czuję, że się bardzo oddalam od męża. I nie potrafię z nim już planować czegokolwiek - weekendu czy wakacji. Ciężko mi sobie to wyobrazić. Czuję jakby moje przyszłościowe plany legały w gruzach. Jednocześnie wydaje mi się, że rozstanie z powodu mieszkania-domu jest trochę śmieszne. Mieliśmy już kilka rozmów na ten temat i zawsze kończy się tak samo, że każdy zostaje przy swoim zdaniu... Nie znajduję tu kompromisu, bo wiem że z teściami nie zamieszkam. Tak na prawdę nie potrafię sobie wyobrazić tego rozstania, ale jednocześnie już nie umiem z nim planować przyszłości. Prócz tego ogólnie związek był ok. Dobrze się dogadujemy, staramy się wspierać, często spędzamy razem czas, uprawiamy razem sporty, dzielimy się obowiązkami domowymi itd. Ale obecnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. :( Czuję się bardzo rozbita.
Wsparcie dla sąsiada po stracie żony i jego zainteresowanie mną - jak postępować?

Nazywam się Anna, pochodzę ze wsi z województwa opolskiego, powiat Nyski. W mojej miejscowości mam sąsiada, któremu w lipcu zeszłego roku, zmarła Jego żona. Wspierałam tę rodzinę na różne sposoby. Mieszka tam również brat zmarłej żony tego Pana, niepełnosprawny. Jego też wspierałam. Jednak musiałam się odsunąć, ponieważ uważałam, że moja misja pomocy i wsparcia dla tej rodziny skończyła się. Jednak coś się wydarzyło. 

Mąż tej Pani zaczął się od lipca zeszłego roku we mnie wpatrywać. Wpatruje się we mnie do dziś. Zaczęła się troska z Jego strony o mnie. Więcej zaczął ze mną rozmawiać. 

Raz Go zapytałam, dlaczego się wpatruje, odpowiedział ładna dziewczyna, tom patrzył. Angażuje się też w rozmowę, dopytuje się, słucha z uwagą.

Obawiam się romansu męża. Zmienił swoje zachowanie, dostaję sprzeczne komunikaty.
Jesteśmy parą od 12 lat, mamy za sobą piękne chwile, ale też wieloletnią walkę o bycie rodzicami. W ubiegłym roku wydarzył się cud - upragniona ciąża. Jej początek był przepiękny, niestety po 3 miesiącu mój mąż postanowił wyjechać na wyjazd sportowy z kolegami - niestety okazało się, że są tam też wolne, atrakcyjne kobiety, o czym mi nie powiedział. Sam wyjazd opierał się na kłamstwie i od tego momentu w moim małżeństwie posypała się lawina kłamstw - mąż bardzo zaprzyjaźnił się z 3 osobami z tego wyjazdu (sami single - w tym 2 piękne, szukające kobiety) i notorycznie się z tymi osobami spotyka okłamując mnie - te kłamstwa wychodzą przypadkiem. Dodatkowo, od wyjazdu zaczął robić sobie regularnie selfie, różne zdjęcia, telefon zablokowany i ukrywany, jego zachowanie się zmieniło diametralnie, odsunął się emocjonalnie i fizycznie ode mnie, opowiadając mi przy tym, że wymyślam, to ja jestem najważniejsza i dziecko i przed nami piękny czas, planuje drugie dziecko itp. Otrzymuję totalnie niespójny komunikat. Zauważyłam, że od momentu tych kłamstw, żyję w permanentnym lęku, moje zaufanie jest zerowe, ciągle analizuje wszystkie kłamstwa, poczucie bezpieczeństwa - całkowicie zaburzone. To jest jak toksyna w mojej głowie, cały czas czuję, że najgorsze przede mną, że niebawem dowiem się o romansie męża. Nie wiem co mam robić, mąż twierdzi, że to tylko znajomi i on walczy o swoją wolność, ja czuję, że tak nie jest, że za tym siedzi znacznie więcej i najgorsze przede mną. Totalnie nie wierze w cokolwiek, co mówi.
Partner przekracza granice, obraża mnie, wytyka. Czy ja przesadzam?
Jak pracować nad samooceną? Jestem w związku od około roku i od poznania partnera moja samoocena się strasznie pogorszyła. Na początku usłyszałam, że w sumie to mógłby mieć kogoś atrakcyjniejszego, ale chce być ze mną i zaznaczę, że jest to osoba, która bardzo zwraca uwagę na wygląd i to jest najważniejsze dla niego, ciężko mi ocenić jak powinnam się do tego odnieść, bo dla mnie, jeżeli ktoś nie spełnia moich wymagań, to nie wchodzę w nic głębiej, a to usłyszałam po kilku miesiącach. Po zwróceniu uwagi na to usłyszałam, że chyba mam problem z samooceną skoro to mnie ruszyło. Kolejny tekst jaki usłyszałam to to, że patrząc na moją przeszłość, to co przeżyłam, to on na moim miejscu by się zabił. Zaznaczę, że pochodzę z patologicznej rodziny i wychodząc z tego środowiska popełniłam kilka złych wyborów, ale potrafiłam to zaakceptować i sobie wytłumaczyć, że przecież z czegoś to wynikało, ale mój partner wyzwał mnie od głupich, naiwnych i stwierdził, że mając już około 16 lat powinnam być w pełni świadoma tego, co robię. Zdaje sobie sprawę, że byłam naiwna i dawałam się wykorzystywać innym, ale dzieciństwo miało na to ogromny wpływ. Strasznie mnie zabolały słowa "na twoim miejscu bym się zabił" on stwierdził, że gdybym miała to przepracowane, to by mnie to nie ruszyło i fakt jakby to powiedział ktoś obcy to zapewne by tak było, ale nie bliska osoba. Cały czas wytykał mi, że mam dziecinną twarz, że mało kobieca, ja mówiłam, że jak nie spełniam twoich standardów to nie powinniśmy być razem, bo ani ty ani ja nie będziemy szczęśliwi- na co on, że nie on będzie się przyglądał jak "dojrzewam". Okulary, które zakładałam do pracy przed komputerem teraz tylko leżą, bo nie podobam się mu w okularach chociaż od początku je zakładałam. Styl ubierania musiałam zmienić, bo też mu się nie podobał. Zastanawia mnie czy to wszystko powinno mnie ruszać, czy czasem nie przesadzam, czy nie odczuwam wszystkiego za bardzo. W kontaktach seksualnych też ciągle słyszę komentarze, że tylko potrafię leżeć, że za mało się angażuje, że się nie wczuwam, a mi jest ciężko, bo zawsze wszystko jest tak jak on chce. Usłyszałam także tekst "w naturze nic nie ginie tylko zmienia właściciela" co odnosiło się do tego, że ja jestem jego własnością jak zwróciłam uwagę, że poczułam się jak przedmiotem i że jak mógł tak powiedzieć - wszystko obrócił w żart i powiedział, że za bardzo biorę do siebie. Czy w takim związku można być pewnym siebie? Zastanawiam się czy ja jestem zbyt wrażliwa, czy raczej on nie powinien kierować do mnie takich słów.
Partner wciąż coś do mnie czuje, ale postanowił się rozstać. Bardzo mnie to boli.

Jak poradzić sobie z rozstaniem, kiedy to partner postanowił, że się rozstajemy, a ja wciąż go kocham i bardzo boli mnie to rozstanie. 

Nie mogę się z tym pogodzić. bo wiem, że On też nadal coś do mnie czuje, sam mi to powiedział, ale weszła między nas zazdrość i zaborczość.

Jednak, mimo wszystko, nie potrafimy całkowicie z siebie zrezygnować, a zwłaszcza ja, bo bardzo mi go brakuje i naprawdę szczerze go kocham.

Mąż ukrywał przede mną kwestie finansowe, pożyczki. Jasno mówiłam mu, że dla mnie bezpieczeństwo finansowe jest ważne. Co mam zrobić?
Jak sobie poradzić z tym, że mój partner oszukał mnie w kwestiach finansowych i brał chwilówki ukrywając to przede mną, bo jesteśmy małżeństwem od 3 lat. Dodam, że jestem z rodziny rozwodników, gdzie mną i moim bratem nie interesowali się rodzice i dbali tylko o to, żeby swoje zachcianki spełniać. Mieszkaliśmy wszyscy razem w takim kłamstwie. Była też przemoc emocjonalna, wyzwiska itd. W końcu po studiach udało mi się oderwać od tego cyrku rodzinnego i przeprowadzić a potem poznałam mojego męża i tak od kilku lat okłamywał mnie, że panuje nad finansami, aż mleko się rozlało. Dla mnie ważne jest bezpieczeństwo finansowe , analizuje każdy wydatek, a mąż wiedząc jak podchodzę do sprawy, jak to powiedział "nie chciał mnie obciążać " zamiast powiedzieć jak jest i żylibyśmy skromniej, co od zawsze mu powtarzałam, że dla mnie to ok, bo jestem z biedniejszej rodziny. Nie wiem co mam zrobić, czy odejść, bo mam już kompulsywne zajadanie stresu i stany nienawiści do aktualnej sytuacji , czy walczyć?
Dobry wieczór, chciałam się dowiedzieć jak uzmysłowić komuś problem borderline. Borykam się z tym od kilku lat i jakoś przywykłam ale mój nowy partner uważa to "na chłopski rozum" jako kobiecość. Bo dużo kobiet martwi się o związek itd. Chciałabym mu przedstawić cały problem związany z borderline ale on tego nie rozumie a ja nie mam pomysłu jak mu tłumaczyć. Z góry dziękuję za pomoc
Żona zarzuca mi winę, kiedy ja chcę wyjaśnić sytuację. Nie wiem już jak się komunikować.
Witam, zwracam się z prośbą o doradzenie mi w sytuacji w jakiej się znalazłem, otóż w dniu dzisiejszym dzwoniły do mnie nauczycielki ze żłobka, ponieważ nie mogły dodzwonić się do żony , po 30 minutach wydzwaniania do niej spytałem zdenerwowany z lekko podniesionym głosem, dlaczego nie odbierała od 30 minut ani ode mnie, ani ze żłobka, po czym usłyszałem odpowiedź, że nie mogła odebrać to nie odbierała i po co robię taką aferę . Chciałem się spytać, bo żona wmawia mi cały czas, że to moja wina, że zapytałem. Proszę o radę co mam zrobić w takiej sytuacji, ponieważ nie mam już siły wysłuchiwać, jaki to ja nie jestem zły. Z góry dziękuję za odpowiedź
Ciąża z byłym partnerem, uzależnienie emocjonalne i potrzeba wsparcia
Dobry wieczór. Mam spory problem. Mianowicie jestem w ciąży z byłym narzeczonym. Nasz związek zakończył się dlatego, że doszło do zdrady z mojej strony. Narzeczony też nie był w porządku, często kłamał, ciągle pił, siedział w zakładzie karnym i podnośnik na mnie rękę. Po rozstaniu się że mną spotykał i tak wpadliśmy. Teraz jest za granicą a ja jestem sama. Nie chce być przy porodzie dziecka i całkowicie podkreśla zakończenie naszej relacji z czym ja nie jestem sobie w stanie poradzić. Wydaje mi się, ze mnie sobie podporządkował i jestem od niego uzależniona. Już nie wiem co robić. Boję się ze to wpłynie na mojego synka. Interesuje się ciąża i dzieckiem ale wydaje mi się, ze on chce żyć swoim życiem a ja nie będę w stanie sobie z tym poradzić siedząc w domu i wychowując nasze wspólne dziecko. Proszę o odpowiedź czy potrzebna jest mi terapia bądź konsultacja psychologiczną. I czy mój stan może wpłynąć na rozwijające się we mnie życie.
Skomplikowany związek, życie na dwa fronty - czy to w ogóle ma sens?
Żyje w dość skomplikowanym związku od 34 lat, jesteśmy zupełnie różni od siebie z partnerem, przez cały ten czas wiedziałam że ma inne potrzeby w życiu. Jest osobą która nielubi się ograniczać w życiu, tzn utrzymywać relacji z innymi kobietami, to czego mi brakowało lub mu niepasuje szuka w innych ale ostatnio skoncetrował się na jednej relacji która spowodowała w zasadzie rozpad naszego związku bo wszystko ma u niej. Na ten mam twierdzi że mnie ko cha o ona jest spełnieniem tego czego szukał we mnie i niechce kończyć tego co zostało miedzy nami. Tylko pytanie jak jest sens życia na dwa fronty, ja i ona. Czy to wogóle ma sens, trzyma nas miłość i nic więcej.