Left ArrowWstecz

Zmagam się z zaburzeniami odżywiania, toksycznym związkiem, wahaniami nastroju i stresem - boję się jednak, że przed psychologiem się nie otworzę.

Cześć, chciałabym zaznaczyć na początku, że nigdy nie byłam ze swoimi problemami u specjalisty, ponieważ nie umiem rozmawiać o swoich problemach i boję się, że gdy do niego pójdę to nie powiem o tym wszystkim, co dziś tu napiszę. Posiadam ich sporo. Przede wszystkim stres i nadmierne myślenie. Nie umiem nie myśleć o stresujących mnie sytuacjach, przez co jest to dla mnie bardzo męczące i wyczerpujące. Od najmłodszych lat zmagam się również z zaburzeniami odżywiania, które bardzo utrudniają mi funkcjonowanie, a także normalne postrzeganie swojego ciała. Pomimo komplementów, w mojej głowie ciągle siedzą głupie myśli na temat mojego wyglądu oraz wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, które są okropne. Posiadam również ogromne wahania nastroju, mogę być szczęśliwa, a za chwilę kompletnie stracić humor. Nie mam także ochoty na żadne czułości. Chłopak również jest dla mnie swego rodzaju przytłoczeniem, choć chciałabym, żeby tak nie było. Zabranianie wyjść, a bardziej szantażowanie „zerwaniem”, psucie każdego wyjazdu, ponieważ odbywa się bez niego, chorobliwa zazdrość czy ogromne wybuchy gniewu w trakcie kłótni to tylko pare rzeczy, które dzieją się w związku. Przez wszystkie kłótnie pojawiły się również u mnie bardzo złe myśli, mianowicie, że życie tak naprawdę jest bez sensu, czym ja sobie na nie zasłużyłam, co ja takiego zrobiłam źle, że życie mnie tak karze i że lepiej gdyby na nim mnie wcale nie było, bo po co się męczyć. Zaczęłam jeszcze bardziej izolować się również od bliskich, najchętniej po powrocie do domu siedziałabym w pokoju sama ze sobą. Czy ktoś ma jakiekolwiek rady na takie zachowania u mnie, bo nie powiem wszystko to na raz jest okropnie męczące..
Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Dzień dobry,

z Pani wypowiedzi wynika, że jest wiele aspektów Pani życia, które Panią niepokoją i nie czuje się Pani w obecnej sytuacji komfortowo. Mimo, że pisze Pani o trudnościach w rozmowie o swoich problemach (może dlatego wybrała Pani taką formę) dość jasno wyszczególnia Pani w czym widzi problem. Jest to pierwszy krok do zmiany- świadomość istnienia trudności. Zachęcałabym Panią do kontaktu z psychologiem/psychoterapeutą. Może Pani spisać w punktach ważne dla Pani sprawy, może to pomóc na początku spotkania.

Pozdrawiam 

1 rok temu
Małgorzata Korba-Sobczyk

Małgorzata Korba-Sobczyk

Szanowna Pani,

Dziękuję za podzielenie się swoimi trudnościami. Rozumiem, że odczuwa Pani obawy i trudności z mówieniem o swoich problemach oraz obawy dotyczące wizyty u specjalisty. Chciałbym zapewnić Panią, że psychologowie i terapeuci są wyszkoleni, aby pomagać osobom w trudnych sytuacjach i są przygotowani na przyjęcie Pani z otwartością i zrozumieniem.  Jest możliwość umówienia się również na bezpłatną wstępną konsultację, podczas której może Pani sprawdzić czy będzie Pani w stanie otworzyć się przed danym specjalistą. Ważne jest, aby znaleźć terapeutę, z którym Pani się komfortowo czuje i który jest odpowiedni dla Pani potrzeb. Można rozważyć współpracę z psychologiem lub terapeutą , który oferuje konsultacje online, jeśli taka forma spotkań byłaby dla Pani bardziej komfortowa.

Opisane przez Panią objawy, takie jak nadmierne myślenie, stres, zaburzenia odżywiania, wahania nastroju, trudności z postrzeganiem własnego ciała, ograniczanie kontaktów społecznych oraz trudności w relacji partnerskiej, mogą wskazywać na potrzebę wsparcia psychologicznego. Terapeuta może pomóc Pani zrozumieć przyczyny tych trudności, nauczyć strategii radzenia sobie z nimi oraz wspierać Panią w procesie zdrowienia i rozwoju.

Warto pamiętać, że terapia może być procesem stopniowym i wymaga czasu, aby osiągnąć pozytywne rezultaty .

Pamiętajmy, że szukanie pomocy nie jest oznaką słabości, ale odwagą i troską o swoje zdrowie psychiczne. Jeśli odczuwa Pani trudności, warto skorzystać z profesjonalnego wsparcia, aby odzyskać równowagę i poprawić jakość życia.

Pozdrawiam 

 

 Małgorzata Korba-Sobczyk

Psycholog, psychodietetyk 


 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Czy tajemnica zawodowa obejmuje informacje o wykorzystaniu seksualnym?
Witam, czy tajemnica lekarska obejmuje informacje od pacjenta o wykorzystaniu seksualnym, bo chciałabym o tym poinformować moją psychoterapeutkę, ale nie w celu pozyskania pomocy prawnej, tylko w celu pomocy mi jako ofierze. Czy jeśli nie zagraża mi niebezpieczeństwo, jest ona zmuszona do poinformowania odpowiednich służb o tym zdarzeniu, mimo mojej niechęci?
Dlaczego większość terapeutów słodzi pacjentom? Dla mnie to szkodzi.

Dlaczego bardzo wielu, jeśli nie wszyscy terapeuci, próbuje pomóc "słodząc" pacjentom? Nie jest to klasyczna manipulacja, bo manipulacja ma na celu zaszkodzenie pacjentowi - ale jeśli pacjent nie ma odpowiednio wysokich umiejętności społecznych, może mu to zaszkodzić, ponieważ odbierze zachowanie takiego specjalisty literalnie. 

Przykładowo, ja przez znaczną większość życia, gdy słyszałam od wszelkich specjalistów, że jestem "niezwykle piękną, wspaniałą i inteligentną osobą", to tak naprawdę te osoby nie myślały tak naprawdę, ale chciały, żebym poczuła się lepiej. Ja jednak nie miałam wówczas wystarczających umiejętności społecznych, aby rozpoznać "słodzenie" i rozumiałam ich słowa LITERALNIE i rzeczywiście tak zaczynałam o sobie myśleć i stawiałam sobie poprzeczkę niezwykle wysoko - i ponosiłam sromotne porażki. Jednak te osoby - uważają wszystkich ludzi za niezwykle inteligentnych, więc tak naprawdę jest to dla nich standard, żeby każdemu mówić, że jest inteligentny, niebywale piękny, itd. 

Ja postrzegam rzeczywistość w taki sposób - według wszelkich naukowych danych, znaczna większość społeczeństwa znajduje się gdzieś pośrodku, jeśli chodzi o każdą cechę. Najwięcej z nas jest średnio inteligentnych, średnio pięknych, o średnim wzroście itd. Dla mnie inteligentny oznacza więc "należący do mniejszości, będący znacznie powyżej średniej populacji". Dla psychologów i psychoterapeutów oznacza to natomiast: "każdy człowiek, który nie ma upośledzenia umysłowego". Jednak mówienie, że to, iż ktoś nie ma upośledzenie umysłowego, jest dowodem na jego inteligencję, to tak jakby powiedzieć komuś: "jeśli nie masz 100 cm wzrostu, masz choćby 101, to znaczy, że jesteś wybitnie wysoki, gratuluję Ci". Nie , tak nie jest. To jest pełne spektrum, od osób skrajnie niskich - niskich - przeciętnych (których jest najwięcej) - wysokich - bardzo wysokich - ekstremalnie wysokich (których jest niezwykle mało). Mam wrażenie, że mówię o rzeczach oczywistych. Może po prostu nie rozumiem pewnych konwencji społecznych - dziś może po prostu jest taki "trend", że w dobrym tonie jest mówienie każdemu, że jest niezwykle wybitny, żeby ta osoba poczuła się lepiej, myśląc o sobie - a a niekoniecznie dlatego, że tak naprawdę jest. Może po prostu nie wyłapuję pewnych subtelnych niuansów komunikacji międzyludzkiej. Czy rozumieją Państwo, o czym piszę?

Czy nadmierne kupowanie to problem? Ekscytacja zakupami a wyrzuty sumienia i brak pieniędzy
Nie wiem, czy to już problem, czy ja po prostu lubię kupować rzeczy. Ale serio – co chwilę coś zamawiam, paczki non stop, a potem... sama już nie wiem, po co mi to wszystko. Na chwilę jest fajnie, ekscytacja, a później? Wyrzuty sumienia, zero kasy i sterta niepotrzebnych rzeczy. Czy to już „coś”, czy tylko zwykła zachcianka, która trochę wymknęła się spod kontroli?
Jak wspierać córkę z zaburzeniami dysocjacyjnymi? Ataki, terapia i brak kontaktu

Moja córka ma stwierdzone zaburzenia dysocjacyjne. Ma 14 lat. Ataki są nie wiadomo kiedy. Dzisiaj np. nie mogłam córki dobudzić, a po chwili miała hiperwentylacje, a potem odleciała. Bez kontaktu. Jest w psychoterapii, ale bardzo ciężko znaleźć nam pomóc osoby, która z takimi atakami miała.do czynienia. Córka nie pamięta niczego i nie wie, kiedy taki atak nastąpi. Proszę o pomoc, co możemy zrobić jeszcze, by mogła prowadzić normalne życie.

Nie chcę spędzać świąt z całą rodziną, wolę odpocząć i miło spędzić weekend. Tym bardziej, że rodzina nie akceptuje mojej separacji z mężem.
Nie chce mi się spędzać świat z rodziną. Nie chcę wydawać kasy na jedzenie, prezenty. Wolę zjeść zwykły obiad i coś pooglądać wspólnie z dziećmi. Bez tych wszystkich porządków i siedzenia przy zastawionych stołach. Zawsze spotykałam się z mamą i siostrami i ich dziećmi i mężami, bo blisko mnie mieszkają. Ale odkąd jestem w separacji z mężem (toksycznym narcyzem) i spotykam się z kimś innym , to nie chce mi się typowych świąt. Chcę, żeby to był zwykły dłuższy weekend, odpoczynek od pracy i krótkie spotkania z bliskimi. A nie takie wielogodzinne posiadówy i prezenty na pokaz- od kogo lepsze. Tym bardziej, że spotykam się z młodszym mężczyzną , czego moja rodzina nie do końca rozumie- po co? Uważają, że zaniedbuję dzieci przez separację z mężem. Poza tym , mój były przedstawił to wszystko, że jakby z mojej winy się rozpadło. A on mnie po prostu wykończył psychicznie. I dzieci też nie mają z nim lekko.
Jak rozróżnić opór od braku zaangażowania i zwykłego braku motywacji oraz prokrastynacji ?
Jak rozróżnić opór od braku zaangażowania i zwykłego braku motywacji oraz prokrastynacji ? Ciekawi mnie, jak rozróżnić opór od normalnego, odmiennego podejścia do danej kwestii/poglądu/zachowania. Gdzie jest ta cienka granica?
Nie potrafię czerpać satysfakcji z terapii
Uczęszczałam na terapię i nie potrafię czerpać satysfakcji z jej odbycia, nie potrafię wyciągnąć z tego treści dla siebie, mam poczucie, że jest to droga bez dobrego zakończenia i nie czuje aby mi pomagała :( Dodam, że mam problem w związku gdzie partner najprawdopodobniej ma cechy osoby narcystycznej bądź rys narcystyczny.
Witam Jesteśmy z żoną po dwóch prawie latach terapii. Nasza terapeutka wg mnie od początku szukała jedynie winy w mojej osobie.
Witam Jesteśmy z żoną po dwóch prawie latach terapii. Nasza terapeutka wg mnie od początku szukała jedynie winy w mojej osobie. Pierwsze, co mi dało do myślenia ,to jej pytanie, kiedy mówiłem, że z żoną nie współżyjemy brzmiało "a jak by ci kutasa obcięli to co byś zrobił?" Ciągle mówiła o tym, że jesteśmy, jak dwa pociągi z różnymi oczekiwaniami i to po mojej stronie leżało panować nad sobą itd. Chodziło zawsze o sytuację, w której żona przychodziła do domu z nerwami i się wyżywała, tłumaczono mi na terapii ,że nie rozumiem czemu tak jest, ale ja muszę przy tym się nie denerwować nerwami mojej żony. To, co mnie skłoniło jednak dopiero do przemyślenia tego wszystkiego, to kiedy się wreszcie dogadaliśmy z żoną i było tak, jak oboje chcieliśmy, jednak po pewnym czasie pani terapeutka spotkała się z moją żoną i wszystko w ciągu jednej rozmowy cofnęło się do etapu sprzed terapii, a nawet gorzej. Od tamtego ich spotkania jestem wrogiem nr 1, ciągle słyszę groźby rozwodu a wszystkie problemy które przez ten czas przepracowaliśmy wróciły. Żona twierdzi, że jej pani terapeutka uświadomiła , iż ja jestem źródłem jej nerwów i tak naprawdę nie daje jej nic, a robi co ja chcę(pragnę tutaj nadmienić, że każde pani życzenie jest w miarę możliwości spełniane, wyjeżdżamy zawsze w miarę możliwości finansowych i tak naprawdę robimy wszystko, co chce, nie zwracając uwagi, np. na moje zmęczenie), a wszystko, co nam się podoba i czego oczekujemy od życia, da nam tylko problemy. W związku z tym, iż jesteśmy na granicy, chcę zapytać o etykę takiego zachowania, chcę również dodać, że aby pani terapeutka przyznała mi rację, musiałem wszystko tłumaczyć lub wręcz wykrzyczeć czy tak można, czy nie, bo ciągle słyszałem, że nie rozumiem.
Czuję, że psychoterapeutka przekracza moje granice.
Czuję, że psychoterapeutka przekracza moje granice. Poinformowałam ją, że nie chce rozmawiać o danym temacie, mimo to ona dalej ten temat drążyła. To już nie pierwszy raz. Myślę nad zakończeniem terapii, bo już kilka razy po spotkaniu z terapeutką czułam się gorzej przez jej zachowanie. Ona twierdzi, że powinnam czasami przekroczyć daną granicę, by potem w rezultacie poczuć się lepiej. Ale z racji, że mam zaburzenia lękowe to często muszę przekraczać jakąś granice np: gdy boję się gdzieś pójść, ale mimo to i tak tam idę. Przez przekraczanie przez psychoterapeutkę moich granic czuję się źle i czasami mam nawet myśli samobójcze. Nie wiem, co robić, czy powinnam dalej dyskutować z terapeutką na temat jej zachowania czy zakończyć terapię?
Złe doświadczenie u psychologa. Jak sobie radzić?
Dzień dobry, Wczoraj byłam na wizycie u psychologa. Po tej wizycie mam ochotę przestać chodzić. Nie wiem ile powinna trwać wizyta, ale po 20 minutach, kiedy byłam cała zapłakana pani powiedziała, że czas się skończył. Otworzyła kalendarz i zapisała mnie na następny termin (z którego raczej zrezygnuję). Poczułam się jakbym była tylko imieniem i nazwiskiem, za które ona dostaje pieniądze. Chyba za bardzo biorę to do siebie. Za dużo analizuję, ale poczułam się źle z tym. Jak mam sobie poradzić z tą sytuacją?
Jak radzić sobie z sąsiadami, którzy wywołują stres i krępują codzienne czynności

Od dłuższego czasu borykam się z takim problemem. Mam, że tak powiem dziwnych sąsiadów, którzy mieszkają naprzeciwko mnie (ja w bloku oni w kamienicy). Sądzę, że są oni dziwni, ponieważ głupio komentują każdego w okolicy, są opryskliwi dla obcych dzieci, wywyższają się, popisują. Problem leży w tym, że ja mając okno/balkon centralnie naprzeciwko tych sąsiadów teraz np. latem mam problem, by wyjść rozwiesić pranie. Wydaje się to może śmieszne, ale naprawdę tak jest i nie umiem sobie z tym poradzić. Kilka razy narzeczona tego sąsiada, gdy myłam okna, stanęła pod oknami i zaczęła pokazywać do mnie środkowe palce dziwne miny robić. Widziałam nie raz, będąc na balkonie wieszając pranie, jakiś czas temu sąsiedzi stanęli pod oknem i wpatrywali się we mnie, mam wrażenie, że wyśmiewali lub mówili coś złego. Niestety jestem osobą, która za bardzo bierze wszystko do siebie, się przejmuje wszystkim. Od tego czasu jakoś stresuje mnie zwykle rozwieszanie prania. Co chwilę zerkam na okno czy sąsiedzi mnie jakby nie obserwują, jest to dla mnie duży stres. Co z tym zrobić?

Witam, mam problem z samookaleczeniem od ok. 10 lat.
Witam, mam problem z samookaleczeniem od ok. 10 lat. W swojej historii miałam dużo psychiatrów i psychoterapeutów. Nadal do nich uczęszczam. Przez te lata wykorzystałam wszystkie alternatywy i nadal nic nie pomaga. Wiele razy podejmowałam ten temat, kontrakty coś dają, ale tylko na krótki okres (maksymalnie 2 miesiące). Chciałabym się dowiedzieć czy jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja. Od 10 lat się leczę i nie widać progresu w mojej chorobie i zaburzeniach. Próbny samobójcze też wystąpiły i jestem już tym wszystkim bardzo zmęczona i obawiam się, że nie ma już dla mnie pomocy. Mam wrażenie, że przez ten cały czas moje pieniądze poszły w błoto, bo leczenie nic nie daje.
Zmagania z depresją i problemami z odróżnieniem prawdy od kłamstwa

Dzień dobry, mam depresję, leczę się, biorę leki. Bardzo zamknęłam się w sobie. Dużo w życiu kłamałam i teraz nie mogę odróżnić kłamstwa od prawdy. Boję się iść do pracy po terapii dziennej.

Gdzie uzyskać kompleksową diagnozę psychologiczną na NFZ?

Dzień dobry, 

gdzie można się udać w celu otrzymania kompleksowej diagnozy psychologicznej? Chodzi o wywiad, testy w kierunku ADHD, zaburzeń lękowych, zaburzeń osobowości. 

Chodzi o zdefiniowanie problemu i opinię psychologiczną. Zależy mi na tym, żeby wykonać to na NFZ. 

Pozdrawiam serdecznie

Dzień dobry. Mój problem polega na tym, że mam kilka wersji siebie
Dzień dobry. Mój problem polega na tym, że mam kilka wersji siebie i ta najbardziej pewna siebie, kobieca, seksowna wersja siebie, którą chcę być, a niestety pojawia się rzadko, jest stłumiona przez tą, która wątpi w siebie, nie czuje się kobieca i podchodzi do życia bardziej pesymistycznie. Gdy stwierdziłam, że przecież mogę być tą lepszą wersją siebie, to pojawia się wstyd ogromny, że przecież mam rodziców i nie mogę się tak czuć, bo... w sumie nie wiem, co ani jak to wytłumaczyć, po prostu wtedy czuję, że nie mogę się w pełni "puścić" i być sobą, bo prędzej czy później się z nimi zobaczę i wtedy nie wolno mi się tak zachowywać. Nikt mi tego nie powiedział, ale ja tak czuję i to od 2 lat i nie mogę tego ogarnąć. Ciężko żyć nie móc być sobą. Nawet gdy jestem przy rodzicach, moja mimika jest bardzo ograniczona, po prostu czuję, że to by było strasznie dziwne, gdybym okazywała emocje na twarzy. Jest to niedorzeczne, ale ja tylko przy nich tak mam. Czułabym wtedy, że to nie na miejscu i nieodpowiednie, strasznie bym się wstydziła. To na pewno nie w pełni ich wina, bo dużo złego też odegrało to, gdy po ukończeniu podstawówki wyprowadziliśmy się daleko, nikogo nie znałam, ciężko było sobie znaleźć towarzystwo i nigdy się do końca nie odnalazłam. Miałam od tamtego czasu kilka przyjaciółek, koleżanki, jednak zawsze się to kończyło po czasie, ale generalnie ludzie do mnie nie lgnęli, nie wiem czemu, po prostu po wyprowadzce wszystko się zmieniło, tak jakby tutaj siedziała jakaś niedobra energia, niesprzyjająca mi w relacjach z ludźmi. Ludzie kompletnie się mnie nie trzymają. Jestem już na studiach i teraz nie mam nikogo zupełnie. Wszystko rozmywa się po czasie, prędzej lub później. Jest mi z tym również ciężko i nie potrafię znaleźć wytłumaczenia, bo jestem dobrą osobą i często inicjuję kontakty, nie mam z tym problemu w nowym otoczeniu. Nieraz ktoś mówi"musimy się spotkać" albo "odezwę się". I na tym się kończy. Z koleżankami miałam kontakt, gdy ja się odzywałam. Myślę, że dostaję silne sygnały, że Polska nie jest dla mnie i muszę wyjechać, bo to niemożliwe, żeby tyle rzeczy się nie układało naraz. Chłopaka również nie mam, a jestem bardzo atrakcyjna i często to słyszę. Często ludzie dziwią się, że jestem sama. Czuję się, jakbym żyła w jakiejś odległej rzeczywistości i ktoś z góry zaplanował mój los, bo nie czuję kontroli nad niczym. Tak nie może być. Jak sobie z tym poradzić?
Dzień dobry przychodzę z bardzo dziwnym pytaniem/sytuacją (przynajmniej tak mi się wydaje).
Dzień dobry przychodzę z bardzo dziwnym pytaniem/sytuacją (przynajmniej tak mi się wydaje). Chodzi o to, że czuję ból głowy i utożsamiam to z moim brakiem myślenia/ inteligencji. Wydaje mi się tak, jakby był to jakiś efekt placebo czy coś podobne, że myślę, że ból głowy się łączy z jakby moim brakiem myślenia i tak się dzieje. Jakby jak nie myślę i oglądam YT to mnie wtedy zaczyna tak boleć, ale jak myślę, to przestaje i pojawiło się to u mnie kilka miesięcy temu, chyba 3. Teraz jak o tym pisze, to wydaje mi się to bardzo głupie. Jednak mnie to bardzo dręczy, bo czasami widać to, że nie jestem wybitnie inteligenty i od razu mam myśli o tym (czasami to się łączy z uczuciem, że nikt mnie nie lubi itd). I nie wiem, czy powinien z tym iść do psychologa, bo mnie to dręczy i mimo że jest to głupie, to działa (negatywnie), więc chyba nie jest takie głupie może. Na koniec dodam, że pojawia się to głównie, kiedy czegoś nie umiem (np. przy chemii to mimo że jestem na matematyce rozszerzonej i całkiem dobrze radzę sobie z matematyką, to mi bardzo słabo idzie) albo później, kiedy myślę o tym.
Dysmorfofobia u starszych osób: jak starzenie wpływa na percepcję swojego ciała?

Jak się czują osoby chore na dysmorfofobie, które się starzeją? Czy jest im coraz gorzej?

Nie utrzymałem się w żadnej terapii, bo zamiast uzyskać pomoc w pracy nad swoimi wielkimi wadami i błędami, które w sposób uzasadniony niszczyły mi życie, słyszałem, że te wady wcale nie są takie wielkie i moja postawa jest subiektywna.
Dzień dobry, skąd bierze się postawa wszechstronnej akceptacji niedoskonałości pacjentów wśród terapeutów? Od dawna zauważam, że znaczna większość psychoterapeutów bagatelizuje wady pacjentów, "słodzi" im, zachęca ich do myślenia bardzo życzeniowego na swój temat i obniżenia wymagań wobec siebie do absolutnego minimum. Przykłady, jakie zaobserwowałem, to: "Masz słabe wykształcenie? To świetnie, wielu polityków i noblistów ma wykształcenie podstawowe, a do tego wykształcenie dzisiaj nic nie znaczy. Einstein też był słaby w szkole", "Ważysz za dużo? Mężczyznom podobają się bardzo krągłe kobiety, masz piękne kształty!", "Jesteś zwalniany z każdej pracy z uzasadnionych, bardzo racjonalnych powodów, niewynikających absolutnie z patologii czy złośliwości? Na pewno się na Ciebie uwzięli, to o nich świadczy, jeśli ktoś kogoś krytykuje, to ma przede wszystkim problem ze sobą, a TY jesteś na pewno bardzo inteligentny!", "Profesor Cię skrytykował, bo jesteś zagorzałym antyszczepionkowcem i swoją antynaukową postawą możesz szkodzić innym? "Co z tego, jeśli ktoś kogoś krytykuje, to o nim świadczy, a nie o Tobie, a tak w ogóle to profesorowie zostają profesorami tylko dlatego, że kolega trzyma ich na uczelni", "Osoba dorosła robi ogromne błędy ortograficzne? Jak możesz ją oceniać, może mieć dysleksję!" Zgodnie z tą logiką dysleksję miałaby w takim razie połowa naszego społeczeństwa, bo właśnie tyle osób robi błędy, a to raczej nie jest możliwe. Rozumiem, że są osoby, które mają wobec siebie zbyt wysokie wymagania, ale psychologowie i psychoterapeuci zdecydowanie przesadzają z zachęcaniem pacjentów do obniżania wymagań wobec siebie. Moim zdaniem taka postawa może być szkodliwa. Na przykład osoba, która usłyszy, że wykształcenie zawodowe jest super, a wykształcenie nie świadczy o człowieku, zrezygnuje z jakiegokolwiek kształcenia się, a to może doprowadzić ją do chronicznego bezrobocia! Dlaczego Państwo tak robią, są Państwo autorytetami! Uważam, że postawa akceptacji wszelkich niedoskonałości zdecydowanie poszła za daleko. Z tego powodu ja nigdy nie utrzymałem się w żadnej terapii, bo zamiast uzyskać pomoc w pracy nad swoimi wielkimi wadami i błędami, które w sposób uzasadniony niszczyły mi życie, słyszałem, że te wady wcale nie są takie wielkie i moja postawa jest subiektywna. Według mnie nie wszystko w życiu jest subiektywne. Istnieją osoby, których opinie są dalsze od prawdy niż inne (np. antyszczepionkowcy). Istnieją osoby gorzej wykształcone, a wykształcenie podstawowe jest obiektywnie gorsze. Istnieją osoby, które są nieukami - przykład ogromnych błędów ortograficznych. Uważam, że to, co mówię, jest zasadną krytyką terapeutów.
Interpretacja wyników testu EPQ-R
Witam, robiłam test EPQ-R w obszarze psychotyzm wyszedł mi wysoki stan 8. Co to oznacza? Co powinnam zrobić?
2 lata temu zdiagnozowano u mnie chorobę nowotworową.
2 lata temu zdiagnozowano u mnie chorobę nowotworową. Wygrałem tak naprawdę na loterii, najlepiej leczący się nowotwór, 1 stadium, skończyło się jedynie na zabiegu. Natomiast od tego momentu mam wrażenie, że cały stres, lęk i problemy, które trzymałem w sobie i organizm radził sobie z nimi, nagle wypłynęły i skumulowało się to wszystko. Zacząłem mieć ataki paniki, 2 epizody depersonalizacji kilkuminutowe. Stwierdziłem, że potrzebuję pomocy psychoonkologa i psychiatry. Zacząłem brać leki, od pierwszego dnia poczułem kolosalna różnice, spokój, pełen oddech, który od dawna nie czułem. Poza tym chodziłem na psychoterapię, która też pomogła mi w funkcjonowaniu. Mija rok od tego wszystkiego i zaczęły mnie dopadać rzuty lękowo-depresyjne. Jest okres, w którym czuje się stabilnie, a potem przychodzi okres, w którym czuje się źle, nie dbam o higienę osobistą, nie wychodzę z domu. Być może leki są za słabe, bo jestem na najniższej dawce, na której praktycznie żaden z pacjentów mojej Pani doktor psychiatry nie jest, bo jest to dawka wprowadzająca, którą się stosuje przez dwa tygodnie, żeby przejść na standardową dawkę. Mam teraz taki problem. Prawdopodobnie będę przyjmował większą dawkę. Boję się, że nie zadziała, że nadal będę się słabo czuł i będę musiał szukać nowego, innego leku. Boję się tego, że nie znajdziemy odpowiedniego leku. Nie chce też do końca życia brać leków, chce sam radzić sobie ze swoim organizmem. Podobno te leki mają zwiększać serotoninę, denerwuje mnie to, że nie da się sprawdzić, ile tej serotoniny jest w organizmie, że nie ma w psychiatrii suchych faktów, to wszystko jest oparte na wywiadzie pacjenta. Nie rozumiem też tego, dlaczego skoro tak dobrze jest u mnie, nie mam nawrotów choroby, mam dobrą pracę, niech wróciłem do samopoczucia sprzed diagnozy nowotworu. Do stabilnego samopoczucia psychicznego nie pozwalają mi wrócić objawy somatyczne. Mianowicie zmęczenie, mam wrażenie, że czasami, gdy wychodzę na dwór, to czuje się jak w sytuacji, gdy jestem przeziębiony z gorączką, wyzdrowiałem i kolejnego dnia 1 raz wychodzę na dwór od tego przeziębienia. Nie wiem, jak sobie poradzić z tym wszystkim. Chce czuć się normalnie, nie chce mieć taki wzlotów i spadków nastroju.