
- Strona główna
- Forum
- kryzysy, związki i relacje
- Czy mój mąż mnie...
Czy mój mąż mnie manipuluje? Nieodpowiednie gesty koleżanki z pracy a oznaki romansu
Kasia1983
Joanna Łucka
Dzień dobry,
Pani Kasiu, wyobrażam sobie, że trudności w komunikacji z mężem, jakie Pani opisuje, powodują dużo stresu, dyskomfortu i niepewności. Jest to absolutnie zrozumiałe.
Pisze Pani o fizycznych gestach, jakie szefowa męża wykonuje w jego stronę, głaskanie po ramieniu czy plecach w naszej kulturze nie należy do standardowej komunikacji między przełożonym a pracownikiem. Najczęściej gesty tego typu zarezerowane są dla osób bliskich poza kontekstem zawodowym. Jeśli nawet w pracy Pani męża funkcjonuje to inaczej i odpowiada obu stronom, to nadal może budzić Pani zaskoczenie, niepokój, a nawet niezgodę.
Myślę, że bardzo istotne jest, aby omówili Państwo zasady, na jakie się umawiacie jako małżeństwo w kontekście do osób trzecich. Czy mąż komunikuje, że podobne gesty Pani przełożonego lub innych mężczyzn (czyt. głaskanie Pani po plecach i ramionach) byłyby dla niego akceptowalną formą wyrażania uznania dla Pani pracy lub uprzejmości czy sympatii? Jeśli odpowiedź brzmi nie, to pochylenie się nad różnicami w tych dwóch środowiskach (Pani relacji z przełożonymi/znajomymi vs relacji męża z przełożonym) wydaje się być bardzo ważnym krokiem do odzyskania równowagi w związku i zmniejszenia niepokoju.
Z Pani wiadomości rozumiem także, że mąż zaprzecza niewierności wobec Pani, gdyż w relacji z jego szefową nie dochodzi do stosunków seksualnych. To jak oboje partnerów definiuje zdradę jest bardzo istotne w przejrzystej komunikacji małżonków i utrzymaniem zaufania w relacji. Istnieje bowiem także termin zdrady emocjonalnej, oznaczający zakochanie się w innej osobie bez kontekstu kontaktu fizycznego, ale np. podejmując działania czułego pisania, wyznawania uczuć, zaangażowania w życie innej osoby ponad bycie przyjacielskim, a właśnie w sposób romantyczny. Przyjrzenie się, co zarówno dla Pani jak i Pani męża oznacza zdrada, czego potrzebujecie od siebie, aby utrzymać zaufanie, co jest przekroczeniem jego granic, co je narusza, to bardzo ważny krok.
Proszę pamiętać, że ma Pani prawo do oczekiwania rozmowy lub wizyty u psychologa lub terapeuty par, jeśli obecny kształt relacji budzi Pani niepokój, a próba komunikacji budzi z kolei opór męża.
Życzę Pani wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka
psycholog i psychoterapeuta w trakcie certyfikacji
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Justyna Bejmert
To, co Pani opisuje, to sytuacja, w której Pani granice są regularnie naruszane, a emocje lekceważone. Pani niepokój, zazdrość czy dyskomfort są zrozumiałe, bo kiedy partner bagatelizuje czyjeś gesty wobec siebie, które dla Pani są wyraźnie nieprzyjemne, to nie chodzi już o samą kobietę, ale o to, że Pani uczucia nie są traktowane poważnie. Mąż może zapewniać o miłości, mówić czułe słowa, ale jeśli za tym nie idzie zrozumienie i szacunek dla Pani emocji, to te słowa tracą na znaczeniu. Reakcje, które Pani opisuje - zmiana tematu, złośliwości - mogą być formą unikania odpowiedzialności i manipulacji. Nawet jeśli nie dochodzi do zdrady, to nie musi - sama atmosfera, w której Pani czuje się zepchnięta na margines, podważana, ignorowana, jest wystarczająco trudna. W takiej sytuacji warto skupić się nie na tym, co on robi lub nie robi, tylko jak Pani się z tym czuje i co to robi Pani codzienności. Jeśli rozmowy nie przynoszą zmian, a Pani zaczyna wątpić w siebie i swoje odczucia, to bardzo ważne, żeby poszukać wsparcia - nie po to, żeby kogoś zmieniać, ale żeby odzyskać własne poczucie wartości i spokój. To nie jest przesada - to sygnał, że coś głęboko Panią rani.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog

Zobacz podobne
Dzień dobry, Z żoną jestem już 12 lat po ślubie, a razem jesteśmy od 17.
Mamy wspólnie syna w wieku 10 lat. Od wielu lat (conajmniej 11) borykam się z problemem w moim związku, w którym się średnio dogadujemy ze względu na ogromne różnice charakterów, temperamentów, celów w życiu, wspólnych zainteresowań itp.
Od conajmniej 5 lat sam przed sobą stwierdziłem, że ja jej po prostu nie kocham. Kompletnie nic nie czuję, nie tęsknię jak gdzieś wyjadę, nie myślę o niej. Parę miesięcy temu przyznałem się jej do tego, że jej nie kocham i będę chciał zakończyć nasz związek. Ogólnie to poczułem ulgę, że w końcu to powiedziałem i myślałem, że będzie lepiej, ale ulga była na krótko. Oczywiście był płacz, ale po dłużej rozmowie sama stwierdziła, że jest kiepsko. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona boi się samotności i że sobie już nikogo nigdy nie znajdzie. I jak tak gada to ciężko mi trochę na sercu to słuchać, ale ja nie potrafię dłużej tego ciągnąć. Ja po prostu nie jestem już w stanie dać czułości, miłości, itp. Jak ją przytulam to się dosłownie zmuszam do tego.
Ostatnimi czasy przez przypadek poznałem pewną dziewczynę, z którą się świetnie dogaduję. Jeszcze nic między nami nie zaszło, ale mogłoby dojść. Ja jeszcze staram się trzymać na wodzy z emocjami, bo nie chce niczego odwalić będąc w związku. Dosłowne przeciwieństwo mojej żony. Ja osobiście nie widzę żadnych szans na to, aby się znowu zakochać w żonie. Jest ogólnie dobrą osobą, ale ja już nie mogę tak żyć i siebie oszukiwać. Przez tyle lat też sam się bałem, że nikogo innego sobie nie znajdę, więc tkwiłem w tym. Jest to tak naprawdę pierwsza moja dziewczyna, która mnie zaakceptowała, gdyż nigdy powodzenia nie mialem i być może teraz wychodzą mi jakieś braki z lat młodzieńczych i rzeczy, które powinienem przeżyć w tamtym okresie życia. Żona mówi, że się zmieni itp.ale jak można swój charakter czy sposób bycia zmienić. Ja wiem, że tak się nie da.
Moje pytanie, jak rozwiązać ten cały problem w moim związku, jak to zrobić, aby wszyscy jak najlżej to przeszli… dzień w dzień o tym myślę, śpię tragicznie i jestem już tym wykończony psychicznie i fizycznie. Czy powinienem się udać do psychologa na rozmowę? Nie wiem co zrobić, żeby się uwolnić od tego wszystkiego.
Dzień dobry, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
W czerwcu byłam na konsultacjach u pani dziekan, skrytykowała mnie za to, że napisałam prośbę o pomoc do pełnomocnika, do spraw studentów. Chcę dodać, że do niej też napisałam, opisując swój problem. Tydzień temu na ostatnim seminarium usłyszałam, że moja praca wymaga konsultacji z nią nie tylko na seminarium, ale także poza nim. Na samą myśl o konsultacjach mnie paraliżuje. Nie wiem, co robić


