Left ArrowWstecz

Dlaczego boję się straty - utraty osoby którą pokochałam?

Dlaczego boję się straty - utraty osoby która pokochałam już na początku (spotykania się i poznawania ) strach jest ogromny?
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Pewien poziom lęku przed utratą osoby, na której nam zależy, jest czymś naturalnym w relacjach. Jeśli jednak tak, jak opisujesz, strach jest ogromny, może to wynikać ze stylu przywiązania, który został ukształtowany. Lękowy styl przywiązania charakteryzuje się m.in. właśnie mocnym zaangażowaniem w relację, często od pierwszych chwil, niepokojem pojawiającym się podczas rozłąki z daną osobą, przesadną obawą utraty tej osoby, zazdrością, problemem z poszanowaniem granic drugiej strony, chęcią bycia jak najbliżej. Styl przywiązania kształtuje się w dzieciństwie i jest zależny od tego, w jaki sposób zajmowali się nami opiekunowie. Z reguły lękowy styl przywiązania tworzy się wtedy, gdy dziecko nie ma stałej dostępności opiekuna i przewidywalności jego zachowań, zaburzone jest poczucie bezpieczeństwa. Warto zainteresować się tym, jak u nas objawia się dany styl przywiązania i jeśli powoduje on dyskomfort w relacji, popracować zwiększeniem poczucia bezpieczeństwa z psychoterapeutą/tką.
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Jak zapomnieć o byłej partnerce i odnaleźć spokój po zakończonym związku?

Dzień dobry. Chciałem się poradzić odnośnie do związku, który zakończył się już ponad rok temu. Mój problem jest taki, że ponad rok temu zakończyłem swój związek z kobietą, z którą przeżyłem 7 lat (ja zostawiłem ją). Po zakończeniu związku szybko zrozumiałem, że jednak ją kocham i jest to miłość mojego życia, lecz niestety ona w tym czasie zaczęła spotykać się z kimś innym (kolegą z pracy). Przez cały rok próbowałem ją odzyskać, lecz nieskutecznie, ona niejednokrotnie zwodziła mnie, dając mi nadzieje na odbudowanie tego związku, lecz tak się nie stało, aż w końcu przyszedł czas, w którym dowiedziałem się, że ona spotyka się ciągle z kolegą z pracy, a wtedy załamało mnie to bardzo i postanowiłem raz na zawsze zakończyć nasz kontakt. Po tych wszystkich wydarzeniach starałem się na nowo odnaleźć siebie, lecz myśl o byłej partnerce była ze mną każdego dnia i o każdej porze. Pracujemy razem, przez co widywałem ją ciągle w pracy i to w dodatku z jej nowym partnerem. Po roku czasu odezwała się do mnie ze skrucha, ze przeprasza i że nadal ma do mnie jakieś uczucia, postanowiłem, że zapomnę o wszystkim, co się działo i będę próbował z nią stworzyć związek na nowo, ponieważ bardzo mocno ją kocham. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że ona poszła do łóżka z tym facetem, z którym się spotykała, starałem się o tym nie myśleć, lecz myślałem bardziej o odbudowaniu naszej relacji. Po tym, co się dowiedziałem, postanowiłem przyznać się jej, że też poszedłem z kimś do łóżka, gdy nie byliśmy razem, lecz ona już nie chciała nic więcej słuchać, po prostu napisała mi, ze mnie nienawidzi, że zmarnowałem jej życie itp. Ogólnie nasz związek nie był też idealny, dużo zawiniłem swoją niedojrzałością i brakiem starań. Dopiero po stracie jej zrozumiałem, że powinienem się zmienić i byłem gotów zrobić to dla niej, ze względu na to, że ją bardzo kocham. Teraz niestety jest już za późno na wszystko, lecz niestety ja ją nadal bardzo mocno kocham i pytanie moje jest takie „W jaki sposób mogę jej pomóc, żeby zapomniała o nas i o uczuciu do mnie? „Co mam zrobić, żebym sam zapomniał i dał jej wolność?”

Czy to normalne, gdy mój 15-letni chłopak prosi mnie o podnoszenie bluzki? Jak się zachować?

Mam 14 lat na imię Monika. Od roku jestem z chłopakiem. Bardzo się lubimy, ale zaczął się ostatnio "dziwnie" zachowywać.

Poprosił mnie, abym podniosła bluzkę do góry (nie noszę jeszcze stanika). Zawstydziłam się, ale zrobiłam to, bo to mój chłopak. Chciał również, abym zdjęła spodnie, ale nie zgodziłam się. Czy to normalne zachowanie? On ma 15 lat, jak mam się zachować?

Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja. Drugi synek zdrowy 6 miesięcy. Z partnerem byliśmy razem 9 lat. Pomimo jakichś sprzeczek byłam pewna, że jesteśmy dla niego ważni, że nas kocha, okazało się inaczej. Zaplanował skrzywdzenie nas w każdy możliwy sposób. Pominę już sprawy finansowe, ale zaplanował odejście do ostatniej chwili, ziemię zapisał tylko na siebie, działkę, udawał partnera, dopinając wszystko na ostatni guzik, wspólne oszczędności wydał na notariusza i geodetę, a potem wyprowadził się. Póki nie dowiedziałam się o zdradach, wmawiał mi, że to tylko kryzys, separacja, ale jak włamałam się na konta, to okazało się, że zdradzał mnie od 3 lat z paniami za kasę i randkował itp. W sumie wiedział, że mnie nie kocha, a zrobił mi 2 dziecko, nigdy nie chciał bym się zabezpieczała. Jak powiedziałam, że myślałam, że jesteśmy szczęśliwi, to powiedział mi, że mi się wydawało :/ nie odszedł wcześniej, bo nie miał gdzie, czekał dopóki inna dupa nie przygarnie go pod swój dach, zabierając wszystko, poszedł. Dzieci dzwoni, pyta się jak tam i jak mu się zachce, to weźmie je na godzinę na spacer czy 2 max :(. .. Zostawił mnie ze wszystkim samą, nie mogę pracować, bo jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, starszy syn czeka na operację, rehabilitacje, lekarze, teraz pójdzie do 1 klasy, do tego 2 maluszek, który potrzebuje teraz najwięcej uwagi... Kocham ich nad życie, będę starać się być najlepszą mamą na świecie. Ale prywatnie czuje się jak szmaciana lalka wyjebana ze starości, młoda nie jestem, duży ciężar, bo 2 dzieci, brak czasu dla siebie, nie mogę nawet pracować. Całe moje życie legło w gruzach, nie mam pojęcia jak mam ruszyć dalej, to tak bardzo boli. A ten jeszcze wybrał sobie nową partnerkę z dzieckiem prawie w wieku naszego niepełnosprawnego synka... Moje serce rozjebało się, przy dzieciach oczywiście wszystko robię, ogarniam, nakładam na siebie jak najwięcej obowiązków, bo jak tylko zwalniam to wyje, wyje i wyje.... mam wrażenie, że mam niekończące się łzy, na dodatek gdzieś mi zależy, by dzieci miały ojca, a on tylko każe dostosowywać się do niego, odzywa się tylko wtedy gdy jemu pasuje i resztę ma w dupie. Nie interesują go rehabilitacje dziecka, w weekendy sobie gdzieś jeździ albo idzie na fuchy, a swoich synów ma gdzieś... poza wykonywanymi telefonami to jakoś nie angażuje się w ich życiu, nie pomaga, przychodzi zawsze z pustą ręką :( ... A jak nie chce się zgodzić na jego datę to mi gada, że utrudniam mu kontakt z dziećmi ... Jak mam dojść do siebie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby całkiem zniknął i nie utrudniał mi wychowywania synów. Potrafi przez 10 dni wcale się nie pokazać, a potem jak gdyby nigdy nic przyjść i wyciągać starszego syna na spacer. Syn do niego sam nie dzwoni za często, na co dzień nie pyta nawet o tatę, ale są momenty, że przyjdzie i mówi mi, że jest zły, bo go nie odwiedza... Nie wiem, co mam robić, syn pod opieką psychologa, bo jestem tak zła, że sama bym chętnie wytłumaczyła synowi, że naprawdę go tata porzucił, ale to jeszcze małe dziecko, ale mam wrażenie, że okłamuje własnego syna i wybielam przy tym pseudo tatusia, bo zawsze go usprawiedliwiam przed synem tłumacze, a znam prawdę i to też boli mnie, że ja mam świadomość, co się dzieje... Jak mam podejść do sprawy, by nie skrzywdzić własnych dzieci, ale też ja chce poczuć się lepiej ? Mam rodzinę, przyjaciół, ale też nie chce ciągle być w towarzystwie, bo czuję, że wszyscy się martwią, współczują, a ja muszę nauczyć się przebywać sama ze sobą... zawsze dbałam o dom, dzieci i partnera, ich szczęście potrzeby były zawsze ważniejsze od moich... Teraz tłumaczę sobie, że skupie się na dzieciach, wychowaniu, a może za kilka lat szczęście się do mnie uśmiechnie, ale na tę chwilę czuje się jak wrak, który okłamuje wszystkich dookoła, że jest dobrze, bo niby lepiej, że się dowiedziałam i że nie żyje w kłamstwie, ale po 9 latach nie umiem się od tak odkochać i nadal cierpię, nie potrafię zapomnieć, mam koszmary, nie jem, mało śpię, w towarzystwie uśmiechnięta, przy dzieciach również, ale jak idą spać, to każda maska opada i czuję się bezbronna, poniżona, słaba, każdy chociaż ma jakąś pracę odskocznię pasję, a ja poczułam, że kilka lat będę stać w miejscu, że moim jedynym ważnym celem jest zdrowie syna i wychowywanie ich i nie widzę nic dalej :(
Niepokoi mnie zachowanie męża, jednocześnie jest agresywny, nieszanujący, zły, a zarazem normalnie pracuje, ma dobre relacje. Czy to psychopatia?
Dzień dobry, Mam przypuszczenia, że z moim mężem coś jest nie tak. Jego rodzice bardzo bagatelizują wszystkie zachowania i to co mówi, udają, że nie słyszą, kiedy mówi tak w ich towarzystwie, ale ja się martwię, że te zachowania mają związek z psychopatią lub jakimś zaburzeniem. Bardzo temperowałam męża, stawiając mu warunki, ponieważ potrafił powiedzieć do naszych małych dzieci "debile", kiedy syn wziął jego kanapkę, potrafił zrobić taką awanturę, krzycząc " chciałeś to żryj" , kiedy z łazienki zaczęłam krzyczeć co się dzieje, powiedział, że mam zamknąć mordę.. gdy kazałam mu wyjść z domu, podniósł na mnie i dziecko krzesło waląc nim w końcu w fotel obok nas. Po wielu kłótniach jego agresywne zachowania ustąpiły, ale czasem zupełnie bez powodu w zwykłej rozmowie padało wiele dziwnych słów o nas, jako rodzinie, gdy razem spędzamy czas z dziećmi w święta, "pierdolnięta rodzinka spędzi razem czas", gdy mówię , że to co mówi jest nienormalne, on znów zaczyna, że się czepiam, że mówił to w żartach, gdy nasz trzyletni syn schował się pod stołem, bawiąc się w chowanego, powiedział do niego, że " tak się schowałeś, że nawet twojego ciała tu nie znajdą". Takich zwrotów jest pełno. Między nami sytuacja nie jest najlepsza, gdy np. jestem o coś zła na męża, on odpowiada " jestem przecież kochanym misiem.." i to też każe mi uznać za normalne. Ten sam człowiek, czyta książkę naszemu dziecku, potrafi być uroczy, radzi sobie w pracy, gdzie ma dobre relacje. Proszę o pomoc..
Dlaczego nie mogę nawiązać trwałych przyjaźni? O problemach z budowaniem relacji i samotności
Dlaczego od lat nie mam koleżanek? Jestem młodą kobietą i zauważam ten sam schemat, gdy poznaję nowe dziewczyny - to ja bardziej sie staram, niż druga osoba. Wtedy odpuszczam i zostaję z niczym, dziewczyny odzywają się raz na jakiś czas albo tylko jak jesteśmy na uczelni/w pracy, poza tymi miejscami nie chcą sie specjalnie spotykać. Nieraz słyszę "możemy się umówić, dam ci swój numer. I to ja piszę pierwsza, proponuję spotkanie. I często słyszę "jestem zajęta, dam ci znać później". I nic. Naprawdę mam tego dosyć, nie rozumiem, o co chodzi? Jestem otwarta, towarzyska, bardzo ciepła i traktuję innych z szacunkiem. Powinnam mieć dużo koleżanek, a od lat nie mam żadnej, nawet urodziny spędzam sama. Czuję się upokorzona.
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!