Dzień dobry, Potrzebuję pomocy. Jestem w związku od ponad roku.
NM

Daria Kamińska
Dzień dobry,
na początku gratuluję Pani tego, że szuka Pani rozwiązania da sytuacji, w której się Pani znalazła. Rozumiem, że to musi być trudne, kiedy z jednej strony kocha Pani swojego partnera i chce z nim budować przyszłość, z drugiej strony chce Pani ubierać się w zgodzie ze sobą i z komfortem dla siebie.
Jedną z przyczyn, dla których nie jesteśmy w stanie się dogadać w relacjach, jest fakt, że nie potrafimy określić naszych potrzeb i mówić o nich. Tutaj położę nacisk na rozróżnienie tego, czym jest potrzeba (np. bliskości) a czym jest oczekiwanie (czyli sposób, w jaki ktoś ma odpowiedzieć na daną potrzebę, np. przytulenie, trzymanie za rękę, seks oralny, pisanie 10 SMS/dzień itd.). Z reguły oczekiwanie pojawia się w związku z tym, że chcemy zaopiekować jakąś naszą potrzebę i wydaje nam się, że to jest właśnie ten jedyny i słuszny sposób - trudność pojawia się wtedy, kiedy dla drugiej strony ten sposób nie jest w porządku i ma do tego prawo.
Warto badać, na jakie moje potrzeby odpowiada dane działanie w relacji, czy to jest OK dla obu stron, jak może być inaczej. Mogą Państwo wspólnie dokształcić się np. w Porozumieniu Bez Przemocy (NVC), by lepiej rozumieć i wyrażać swoje potrzeby, ale też polecam bardzo bezpłatne materiały od terapeutki par, Marity Woźny (np. webinar poświęcony oczekiwaniom), które mogą rzucić nowe światło na Państwa relację:https://www.youtube.com/watch?v=7NeX7BSFY0k
Warto też rozważyć przyjrzenie się temu, co się dzieje między Państwem we współpracy ze specjalistą, jeśli tylko będą mieli Państwo na to przestrzeń, żeby swój związek budować w poczuciu, że dwie strony są w nim wygrane :)
Pozdrawiam serdecznie,
Daria Kamińska

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry, Jestem w związku z moją żoną od prawie 9 lat, a w małżeństwie prawie 7. Wiedliśmy szczęśliwe życie (przynajmniej tak mi się wydawało), mamy dwie super córeczki (4 i 6 lat), dobrą pracę, duże mieszkanie, wakacje 1-2 razy w roku. Mieszkamy w Warszawie z dala od rodziny i jesteśmy z dziećmi sami sobie, na co dzień nie mamy wsparcia rodziny, ponieważ mieszkają za daleko. Z tego też powodu nie mamy czasu na wspólne wyjścia sami na randkę. W trakcie małżeństwa mieliśmy 2-3 sytuacje, w których nie wsparłem żony wcale albo na tyle ile ona by oczekiwała i był to sytuacje dla niej dynamiczne i stresowe, m.in. konflikt pomiędzy moją mamą a żoną, konflikt z moją teściową, czy problem w pracy (od 2 lat pracujemy w jednej dużej firmie razem) związany z moim znajomym z działu. Rozmawialiśmy o tym na bieżąco, jednak w tychże sytuacjach nie podejmowałem żadnych stanowczych działań, co żona mi wypominała (czytałem inne fora, artykuły i nie wiem, czy to ze jestem synem alkoholika, może mieć na mnie wpływ w dorosłym życiu, że unikam sytuacji konfliktowych i stawiania im czoła). W ciągu 1,5 roku spaliśmy ze sobą 6 razy (ostatni raz w lutym br.), żona czasem się przytulała, jednak częściej ja to inicjowałem - nawet jak kładliśmy się spać to ja przytulałem, a nie żona. Poza tym żyliśmy normalnie - wyjścia na zakupy, do restauracji, do znajomych - no normalne życie bez kłótni szczęśliwej rodziny - pocałunki na przywitanie i na dobranoc. Ostatnio dowiedzieliśmy się, ze nasi bliscy znajomi biorą rozwód. Od tamtej pory tak zaczęliśmy żartować coś o tym rozwodzie, jednak jak już powiedziałem żonie, że to mnie nie bawi, to twierdzi, że ja zacząłem. Dodatkowo, przy rozmowach opowiadała mi, jakby ona się zachowała przy rozwodzie w sprawach dot. dzieci etc. i że miałbym więcej czasu dla siebie. No jakoś ten temat przycichł, natomiast rozmów o rozwodzie było takich ostatnio często (bardziej takich wstawek między słowami, niż rozmów). Ponadto, obecnie staramy się o przeniesienie kredytu, żeby spłacić go szybciej i kupić następnie działkę pod dom - żona to zainicjowała, jeszcze kilka dni temu oglądała projekty domów, bo już była taka podekscytowana. W ciągu ostatnich 2 tyg. zauważyłem dziwne zachowanie żony - odpowiadała mi zdawkowo, jak ją chciałem pocałować na przywitanie, to nastawiała policzek, ale w ogóle unikała takiej sytuacji. Zapytałem jej, czy stresuje się czyms - to wtedy wybuchła, ze poznała mnie, jak byłem innym człowiekiem, że więcej czytałem, byłem aktywny, decyzyjny, a teraz wszystko zrzuciłem na nią i polegam na tym, co ona powie. Wróciła w tej rozmowie do starych sytuacji z przeszłości, w której nie miała mojego wsparcia, stwierdziła, że jak mnie obecnie widzi, to nie czuje do mnie żadnych pozytywnych emocji, a jak ją przytulałem od pewnego czasu, to mówiła, że czuła się jakby przeciwne siły się odpychały. Stwierdziła, że nigdy nie stałem po jej stronie w sytuacjach konfliktowych u niej, a nawet, że obecnie nie przyjęłaby moich oświadczyn, gdyby to miało miejsce teraz, i że może za wcześnie wzięła ślub, bo "tak fajnie jest mieć rodzinę" a ona jest rodzinną osobą. - w ogóle nasilenie tego jej zachowania zaczęło się dzień po tym, jak wróciła z wyjścia na miasto z koleżanką z pracy - generalnie to ostatnio była na takim wyjściu pewnie z rok temu. Powiedziała, że mnie nie zdradziła i nie planuje, ale nie wie, czy nawet jak się zmienię, to ona znowu się we mnie zakocha... Wczoraj rozmawialiśmy ponownie, zrozumiałem swoje przeszłe zachowania, przyznałem jej racje i powiedziałem, że stanę na głowie, żeby było dobrze, bo nie wyobrażam sobie, żeby nie być z nią, ponieważ bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie życia osobno i bez dzieci w domu. Stwierdziła, ze tu chodzi o to, że nie dostała ode mnie poczucia bezpieczeństwa i opieki i że ona żyje teraz w przekonaniu, że nie umiem jej tego dać, nie że nie chcę jej tego dać tylko, że po prostu nie potrafię i że może ona musi teraz głęboki żal w sobie przepracować, ale póki co kosztuje ją to za dużo nerwów i nie wie, jak to naprawić, bo dopóki znowu nie będzie w takiej sytuacji, to się nie dowie czy w końcu ją wesprę. Powiedziała, że póki co chce mieć spokój i żebym nie wymagał od niej niczego, bo ją to kosztuje za dużo nerwów i nie chce, by jej reakcja odbijała się na dzieciach. Na koniec powiedziała, że ta cała sytuacja ją denerwuje i żebym pracował nad swoimi problemami, a ona musi sama przepracować swój. W chwili obecnej od dwóch dni śpię w salonie, a żona w sypialni. Rozmawiamy normalnie, ale póki co nie tak intensywnie, jak dotychczas. Szczerze muszę powiedzieć, że jest to dla mnie najgorszy koszmar, jaki mógłby się wydarzyć. Wydawało mi się, że tworzymy super rodzinę...
Jestem w długoletnim związku, niebawem stuknie nam 17 lat. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy 21 lata i obłędnie w sobie zakochaliśmy. Dwa lata później byliśmy rodzicami.
Nie jesteśmy w związku małżeńskim. Jak to w relacji bywało różnie, ale nigdy tak źle, jak jest teraz.
W ostatnim czasie odczuwałam, że jest dobrze. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Podkreślę, że moja inteligencja emocjonalna jest rozwinięta. Nie mam trudności w interpretacji intencji, zachowań i emocji ludzi. Kilka miesięcy temu mój partner oznajmił, że jego uczucia się zmieniły i trwa to od dawna.
Nie jest to związane z inną kobietą. Jestem zagubiona, nic z tego nie rozumiem, czuję, że nic nie mogę zrobić. To nie jest ani rozstanie, ani bycie razem. Utknęłam i ciężko mi się oddycha, gdy tylko o tym myślę. Podkreślę, że rozmowy przychodzą nam bardzo trudno i niewiele wnoszą, bo mój partner nie wie co dalej, co czuje. Łatwizna tak nie wiedzieć. Ja w tym wszystkim czuję, jakbym kochała i nie kochała jednocześnie. Jakbym chciała i nie chciała być w związku jednocześnie. Czasami myślę, że gdy odszedł i wziął odpowiedzialność za brak wcześniejszej komunikacji o tym, że coś jest nie tak, a także za decyzję, że nie włoży pracy w prawdziwą pielęgnację relacji, byłoby mi lżej. Jestem bardzo zmęczona. Jakbym miała powiedzieć, jak się czuję, to czuję kompletną bezsilność. Nie mam wpływu na poprawę mojego stanu emocjonalnego. To bardzo zasmucające. Jestem na siebie zła, że uwierzyłam w to, co widziałam.
Jestem na siebie zła, że z wyrozumieniem trwam w tym, co jest teraz, choć mogłabym już wracać do siebie po stracie.
Im dalej tym mam mniej siły, wiary i chęci, by to ratować.
Jestem z chłopakiem od 5 miesięcy, oboje mamy po 19 lat, od jakiegoś czasu zauważyłam, że lekceważy moje emocje, mówię mu, że czuje, że go nie interesuje, bo gdy np. piszemy to ciągle ja go wypytuje co robił dziś, co będzie robił jutro, a on zazwyczaj mnie się o to nie pyta, to odpowiada, że znowu wymyślam i zaczynam. Często tak jest, gdy właśnie mówię mu co czuję lub informuję go o swoich potrzebach, np. gdy pisze mu, że mało dziś rozmawialiśmy i czy możemy to nadrobić ,bo po prostu się stęskniłam to odpowiada coś w stylu: przecież wczoraj się widzieliśmy, o jezu przesadzasz, dramatyzujesz, przecież gadaliśmy rano; a gdy naciskam na niego troszkę bardziej, żeby mnie zrozumiał to powtarza, że go mecze i on chce iść już spać.
Czuję, że lekceważy mnie i moje potrzeby, które dla niego są wymysłem i dramatyzowaniem. Może to ze mną coś nie tak, ale daje mu mnóstwo przestrzeni na kolegów, zainteresowania, czas sam dla siebie, bo wiem, że on potrzebuje tego, a gdy ja powiem lub napiszę mu, że po prostu chciałabym porozmawiać więcej albo spotykać się częściej to robi mi taką jazdę, że sama zaczynam źle się czuć z faktem, że w ogóle coś powiedziałam.
Ja jestem taka, że mogłabym siedzieć z nim non stop, a on mam wrażenie, że jak już siedzimy ze sobą kilka godzin, to jakby chciał uciec już i odpocząć ode mnie (gdy spędzamy razem czas rzadko się kłócimy, okazujemy sobie dużo miłości i czułości, więc nie wiem dlaczego on mnie ma tak dość) boli mnie, że go męczę, chce tylko, aby też spełniał moje potrzeby, co zrobić?
Dzień dobry. Chciałem się poradzić odnośnie do związku, który zakończył się już ponad rok temu. Mój problem jest taki, że ponad rok temu zakończyłem swój związek z kobietą, z którą przeżyłem 7 lat (ja zostawiłem ją). Po zakończeniu związku szybko zrozumiałem, że jednak ją kocham i jest to miłość mojego życia, lecz niestety ona w tym czasie zaczęła spotykać się z kimś innym (kolegą z pracy). Przez cały rok próbowałem ją odzyskać, lecz nieskutecznie, ona niejednokrotnie zwodziła mnie, dając mi nadzieje na odbudowanie tego związku, lecz tak się nie stało, aż w końcu przyszedł czas, w którym dowiedziałem się, że ona spotyka się ciągle z kolegą z pracy, a wtedy załamało mnie to bardzo i postanowiłem raz na zawsze zakończyć nasz kontakt. Po tych wszystkich wydarzeniach starałem się na nowo odnaleźć siebie, lecz myśl o byłej partnerce była ze mną każdego dnia i o każdej porze. Pracujemy razem, przez co widywałem ją ciągle w pracy i to w dodatku z jej nowym partnerem. Po roku czasu odezwała się do mnie ze skrucha, ze przeprasza i że nadal ma do mnie jakieś uczucia, postanowiłem, że zapomnę o wszystkim, co się działo i będę próbował z nią stworzyć związek na nowo, ponieważ bardzo mocno ją kocham. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że ona poszła do łóżka z tym facetem, z którym się spotykała, starałem się o tym nie myśleć, lecz myślałem bardziej o odbudowaniu naszej relacji. Po tym, co się dowiedziałem, postanowiłem przyznać się jej, że też poszedłem z kimś do łóżka, gdy nie byliśmy razem, lecz ona już nie chciała nic więcej słuchać, po prostu napisała mi, ze mnie nienawidzi, że zmarnowałem jej życie itp. Ogólnie nasz związek nie był też idealny, dużo zawiniłem swoją niedojrzałością i brakiem starań. Dopiero po stracie jej zrozumiałem, że powinienem się zmienić i byłem gotów zrobić to dla niej, ze względu na to, że ją bardzo kocham. Teraz niestety jest już za późno na wszystko, lecz niestety ja ją nadal bardzo mocno kocham i pytanie moje jest takie „W jaki sposób mogę jej pomóc, żeby zapomniała o nas i o uczuciu do mnie? „Co mam zrobić, żebym sam zapomniał i dał jej wolność?”