Jak długo trwa epizod depresji? Czy dłuższy niż 2 lata to dystymia?
Agata

Marianna Mazur
Dzień dobry Pani Agato,
Dystymia i depresja dzielą bardzo podobne objawy kliniczne, jednak natężenie objawów w dystymii jest lżejsze niż w przebiegu depresji, dlatego też o diagnozie dystymii mówimy gdy trwa ona min. 2 lata (przewlekły charakter). Według Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10, dystymia to przewlekłe obniżenie nastroju (depresja), trwające przynajmniej przez kilka lat, które nie jest wystarczająco ciężkie, aby uzasadnić rozpoznanie nawracających zaburzeń depresyjnych o nasileniu ciężkim, umiarkowanym lub łagodnym (F33). Ze względu na jej łagodniejszy przebieg, objawy dystymii mogą być lekceważone przez dłuższy czas, ponieważ pomimo występujących objawów, pacjent jest w stanie funkcjonować bez większych zmian, tj. chodzić do pracy, wykonywać swoje codzienne obowiązki, podczas gdy w przypadku depresji jest to dla pacjenta niewykonalne. W przebiegu dystymii pacjentom towarzyszy anhedonia (brak radości z życia) oraz ciągłe poczucie smutku. Depresja to choroba o natężeniu istotnym klinicznie, uniemożliwiająca poprawne funkcjonowanie, a większość epizodów depresyjnych trwa, średnio, 6 miesięcy. Zawsze należy pamiętać, że każdy przypadek jest inny i powinien być rozpatrywany indywidualnie przez specjalistów. Warto wiedzieć, że lekceważenie objawów dystymii prowadzić może do pogorszenia stanu zdrowia i doprowadzić do rozwinięcia się epizodu depresyjnego, dlatego też warto udać się po pomoc do specjalistów już w momencie rozpoznania u siebie pierwszych objawów świadczących o rozwoju dystymii, ponieważ dzięki profilaktyce możemy uniknąć dalszego rozwoju zaburzenia.
Pozdrawiam

Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
jeden epizod depresyjny może trwać od dwóch tygodni do nawet dwóch lat, jednak większość epizodów depresyjnych trwa mniej niż 6 miesięcy (zdarza się, że epizod depresyjny u niektórych trwa krócej niż 2 tygodniu lub dłużej niż 2 lata). Dystymia jest rodzajem depresji. Charakteryzuje się obniżeniem nastroju, jednak w sposób łagodniejszy niż w depresji endogennej. Nie istnieje “granica czasowa” mogąca stanowić o przejściu np. epizodu depresji w dystymię. Trzeba rozpatrywać to indywidualnie biorąc pod uwagę różne czynniki, a nie tylko okres czasowy (pełną ocenę kliniczną pacjenta).
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta

Aleksandra Sławińska-Martowicz
Dzień dobry,
Tak, zgodnie z klasyfikacją ICD-10 przypadku, gdy objawy utrzymują się ponad 2 lata, lecz mają łagodniejszy wymiar lub nie są wystarczająco długotrwałe by diagnozować depresję nawracającą, można diagnozować dystymię.
Wszystkiego dobrego! :)

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Czuję się zmęczona, przytłoczona codziennymi obowiązkami. Jestem nerwowa. Szybko wybucham złością i krzykiem. Nie radzę sobie w sytuacjach stresujących. Czuję ogromnie poczucie żalu i ogromną złość na wszystko, co mnie spotkało. Czuję jakbym była w złym miejscu. Nie chce mi się zajmować dziećmi. Marzę, aby zniknąć. Mąż doprowadza mnie do złości i mam go dość. Ciągle pyta, o co mi chodzi. A sam złości się o byle co i ciągle zwraca mi na coś uwagę. Ja oczywiście robię identycznie. O wszystko wybucham. Czuję, że tracę grunt pod nogami. Mam myśli samobójcze, ciągle myślę, że chciałabym mieć odwagę się powiesić. Wszystko doprowadza mnie do szału. Wariuje w mojej głowie. Nie potrafię z nikim o tym porozmawiać. Czuję, że nikt mnie nie rozumie. Czasem czuję takie nakręcenie, motywację. A za chwilę znowu złość. Te emocje się mieszają. Raz tak raz tak. Poranki są najgorsze. Czuję się przytłoczona obowiązkami- głowie rano.
Długo się zastanawiałam, co zrobić z moim samopoczuciem i z tym, jak już dość długi czas męczą mnie myśli.
Czuję, że utknęłam w miejscu, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć, a nawet powiem inaczej, nie myślałam, że się znajdę. Jakiś czas temu skończyłam 30 lat. Mam dwójkę dzieci i kochającego męża i czuję niejako wyrzuty sumienia, że czuje się przytłoczoną moją sytuacją, zamiast się cieszyć i to doceniać. Wyobrażałam siebie zawsze w tym wieku, że osiągnę już pewne stanowisko, będę więcej zarabiać, tak by móc sobie pozwolić, w dowolnym momencie, na co chcę. Owszem, chciałam, też w tym wieku mieć już ten dom i rodzinę. W tym momencie czuję, że utknęłam z kredytem na budowę domu, która się nie posuwa, ze względu na koszty życia, w pracy z przypadku, w której i tak mało co mogę pracować, ze względu na opiekę nad dziećmi. Myślałam o wyborze ścieżki zawodowej po macierzyństwie, myślałam o rozkręceniu swojego biznesu. Tylko w tym czasie, kiedy się chwaliłam, jaki to mam plan, osoba z rodziny zaczęła go realizować. Wtedy się przestraszyłam, że sobie nie poradzę, że będę gorsza, skrytykowana przez nią i środowisko i w dodatku, że będą inni gadać, że "zgapiam". Tym bardzie,j że to jest osoba dosyć konfliktowa. Teraz dobiło mnie to mocniej, bo tak naprawdę myślę, co zrobić, żeby więcej zarabiać, zmienić pracę na taką jednocześnie, w której mogłabym się rozwinąć i spełniać, a z drugiej strony jest rodzina i hamulec finansowy i ten strach, że przepale pieniądze.. Boje się czy to właściwa ścieżka, czy wymysł, czy to słomiany zapał. To wszystko w skrócie napełnia mnie niepokojem, prowadzącym do łez. Zamiast cieszyć się z czasem spędzanym z rodziną, to mi się płakać chce.
Nie wiem do końca co mam zrobić...
Witam serdecznie! Od pewnego czasu nurtują mnie pytania dotyczące mojego w związku z moim mężem i jego relacji z naszymi dziećmi. Mieszkamy 17 lat za granicą, mój mąż chce bardzo wrócić do Polski, ale ja nie jestem pewna czy też tego chce. Są takie dni, że mój mąż czasami musi wylądować na mnie swoje emocje i też na dzieciach. Bardzo mi się to nie podoba, czasami ma stany depresyjne, np. siedząc w przedpokoju w ciemności, pokazuje bardzo, że jest tutaj nieszczęśliwy albo pójście wcześniej spać do łóżka, a ja mam wtedy cały dom na głowie. Szkoda mi dzieci, że muszą na to wszystko patrzeć. On ma też różne traumy z dzieciństwa, ma też niską samoocenę. Mówi, że jak wrócimy do Polski, to będzie inaczej, prosiłam, żeby porozmawiał z psychologiem, ale on nie chce.
Czy jego zachowania podlegają leczeniu?
Dzień dobry, Kilka tygodni temu rozpocząłem sesję spotkań z psychologiem, dotychczas odbyłem trzy takie spotkania i zastanawiam się nad sensem kontynuowania terapii.
Jestem 28-letnim mężczyzną i właściwie od 10 lat (zaczęło się od studiów) miewam zaburzenia nastroju (włącznie z myślami samobójczymi), spowodowanymi niezadowoleniem z życia na różnych płaszczyznach: zawodowej, towarzyskiej, zdrowotnej. Wydaje mi się, że potrzebuję kogoś, kto pomógłby mi rozwiązać te problemy, a niestety w swoim otoczeniu takiej osoby nie mam. Zacząłem sądzić, że nie jest to też psycholog, gdyż nawet nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki doraźny sposób mógłby pomóc. Dobre słowo i próba zmiany nastawienia nie pomogą.
Chyba on do końca też nie rozumie, z czym mam problem. Rozmowę planowałem oprzeć na analizie błędów myślowych, które doprowadziły mnie do sytuacji, z którą nie umiem sobie poradzić, natomiast ostatecznie z terapeutą skupiliśmy się na poradzeniu sobie z efektem, czyli aktualnym stanem.
Nie wiem, jakie powinienem podjąć dalsze kroki:
1. Czy kontynuować sesję z obecnym psychologiem i próbować lepiej wytłumaczyć, co jest nie tak. 2. Sięgnąć po pomoc innego psychologa. 3. Dać sobie spokój z psychologiem i próbować rozwiązywać problemy samemu.
Dziękuję i pozdrawiam.