
Jak poradzić sobie z nieudanymi relacjami romantycznymi i lękiem przed zaufaniem?
M

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
Dziękuję Ci za zaufanie i podzielenie się tym, co czujesz. Twój problem jest ważny — niezależnie od wieku.
To, że Twoje relacje się nie ułożyły, nie znaczy, że coś z Tobą jest nie tak. Masz w sobie dużo ciepła, lojalności i chęci budowania czegoś prawdziwego — to ogromna wartość. Czasem ludzie nie są gotowi, albo nie wiedzą, czego chcą — i to ich wybory, nie Twoja wina.
Strach przed zaufaniem po rozczarowaniach jest normalny. Z czasem nauczysz się ufać mądrzej, wolniej, ale nadal szczerze. Nie musisz już teraz wiedzieć, co dalej. Daj sobie przestrzeń, żeby dojrzewać, poznawać siebie i swoje potrzeby. Masz prawo próbować, mylić się i szukać — właśnie tak buduje się dojrzałe relacje.
Zastanów się też, czy nie próbujesz za szybko znaleźć „tego jedynego”, tak jakby każda relacja musiała od razu prowadzić do szczęścia na zawsze. Masz prawo szukać, próbować, a nawet się mylić — i to nie czyni Cię słabszą, tylko… człowiekiem. Jesteś na etapie, gdzie dopiero uczysz się, co Ci pasuje, a co nie. Uczysz się siebie i tego, jakiej miłości chcesz. A każda relacja, choćby się skończyła, czegoś Cię o tym uczy.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Maria Sobol
Dzień dobry, Pani M.
Dziękuję, że Pani napisała i podzieliła się swoją historią. Widać w tym dużo emocji, bólu, ale też bardzo dużo serca. Proszę nie umniejszać sobie – Pani przeżycia są ważne. To, że ma Pani 19 lat, nie znaczy, że to, co Pani czuje, mniej się liczy. Pani tęsknota za bliskością, zrozumieniem i miłością jest czymś bardzo naturalnym i ludzkim.
To, co Pani opisała, to kilka relacji, w których bardzo się Pani zaangażowała i miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. I to zupełnie zrozumiałe, że po takich doświadczeniach może pojawić się smutek, złość, niepewność czy strach przed kolejnym zranieniem. To bardzo boli, kiedy otwiera się serce, a ktoś odchodzi.
Z tego, co Pani pisze, widać, że potrafi Pani kochać, że ma Pani w sobie ciepło i gotowość do budowania czegoś prawdziwego. I to nie jest słabość – to ogromna wartość. Niestety czasem ludzie, na których trafiamy, nie są jeszcze gotowi na taką bliskość, sami mają trudności, których nie pokazują na początku.
To naturalne, że teraz może Pani wątpić, bać się, że już nikomu nie zaufa. Ale proszę pamiętać – to, że te relacje się nie udały, nie znaczy, że miłość nie jest dla Pani. Pani uczucia się nie zmarnowały, one pokazują, że ma Pani zdolność do prawdziwego zaangażowania. A to bardzo dużo.
Może to też czas, żeby trochę zadbać o siebie – przyjrzeć się temu, czego Pani naprawdę chce, co Pani daje innym, ale też czego Pani potrzebuje w zamian. Nie musi Pani już teraz wszystkiego wiedzieć ani szukać odpowiedzi na siłę. Wystarczy mały krok – troska o siebie, rozmowa, spokój. Jeśli Pani czuje, że ciężko to wszystko unieść sama, rozmowa z terapeutą mogłaby pomóc – nie po to, żeby coś naprawiać, ale żeby być wysłuchaną i lepiej zrozumieć siebie.
Proszę nie tracić nadziei. Z Pani ciepłem i wrażliwością ta dobra, bezpieczna relacja na pewno się jeszcze pojawi – wtedy, gdy będzie Pani gotowa i spotka właściwego człowieka.
Z ciepłymi pozdrowieniami
Maria Sobol
Psychoterapeuta

Justyna Orlik
Chciałbym najpierw powiedzieć: to, co przeżywasz, ma znaczenie. Nie musisz mieć trzydziestu lat doświadczenia, żeby czuć ból, zawód, nadzieję, lęk. Twoje uczucia są prawdziwe. Są WAŻNE.
Czytając Twoją historię, widzę w niej dużo serca. Dużo dawania szans, wiary w ludzi, otwierania się. I widzę też Twoje zmęczenie. Twoją tęsknotę za tym, żeby wreszcie nie musieć się bronić, nie zastanawiać, czy znowu coś się posypie.
Nie chodzi o to, żeby rozumieć wszystko od razu, ale zatrzymać się przy tym, co się w Tobie dzieje teraz. Co czujesz, gdy ktoś znów znika? Gdzie w ciele to trzymasz? Jak oddychasz, kiedy myślisz „może już nikomu nie zaufam”?
Nie jesteś naiwna. Po prostu jesteś żywa. Masz pragnienie relacji, która nie boli i to jest ludzkie. Jednocześnie też warto zapytać siebie: Czego JA chcę poza tym, żeby ktoś chciał mnie?
Czym dla mnie jest związek? Może to nie Ty masz się bardziej starać. Może nie musisz „zrobić czegoś, żeby się udało”. Może jedyne, co teraz możesz zrobić, to pozwolić sobie poczuć stratę, złość, nadzieję i rozczarowanie.
I z tego poziomu, krok po kroku, budować zaufanie, ale nie do kogoś. Najpierw do siebie.
Pozdrawiam,
Justyna Orlik, psychoterapeutka Gestalt

Zobacz podobne
Nazywam się Anna, pochodzę ze wsi z województwa opolskiego, powiat Nyski. W mojej miejscowości mam sąsiada, któremu w lipcu zeszłego roku, zmarła Jego żona. Wspierałam tę rodzinę na różne sposoby. Mieszka tam również brat zmarłej żony tego Pana, niepełnosprawny. Jego też wspierałam. Jednak musiałam się odsunąć, ponieważ uważałam, że moja misja pomocy i wsparcia dla tej rodziny skończyła się. Jednak coś się wydarzyło.
Mąż tej Pani zaczął się od lipca zeszłego roku we mnie wpatrywać. Wpatruje się we mnie do dziś. Zaczęła się troska z Jego strony o mnie. Więcej zaczął ze mną rozmawiać.
Raz Go zapytałam, dlaczego się wpatruje, odpowiedział ładna dziewczyna, tom patrzył. Angażuje się też w rozmowę, dopytuje się, słucha z uwagą.
Najlepsza przyjaciółka mojej przyjaciółki chyba mnie nie lubi, gdyż kiedyś chciałam się z nią spotkać, a ona odmówiła, tłumacząc się, że nie może, a podejrzewam także, że przy mojej przyjaciółce tylko udaje miłą wobec mnie, a tak naprawdę może mnie nie znosić
Mój mąż lat 41 w tym roku pojechał na 12-dniowy urlop z rodzicami... Nie potrafił mi nawet wprost powiedzieć, że dostał taką propozycję od rodziców. Znał moje zdanie i wiedział, że nie pojadę. Na początku też mówił, że nie jedzie, ale ostatecznie podjął decyzję o wyjeździe. Ze mną jak jeździł to max. 7 dni. Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo trudna i niezrozumiała sytuacja, nie wiem, co o tym myśleć... czy to w ogóle jest normalna sytuacja😭
Witam, na wstępie zaznaczam, że od 9 lat leczę się na depresję, w tym czasie zażywałem leki, odstawiałem, było bardzo źle, następnie zaczynałem brać na nowo i wszystko wracało do normy, było stabilnie. Od pewnego czasu, ok. 3 miesięcy pomimo brania leków jestem w totalnym psychicznym dołku, w styczniu się rozwiodłem, od listopada zeszłego roku mieszkam sam. Ale od około jak już wspomniałem, 3 miesiące czuje, że jestem sam, nie mam nikogo, wcześniej chciałem być sam, cieszyłem się, jednak teraz wiem, że moje myślenie było błędem, nie potrafię sobie poradzić z otaczającym światem, mam obniżony nastrój, nic mnie nie cieszy, wcześniej chodziłem z uśmiechem do pracy, teraz na samą myśl o tym nie chce mi się żyć, nie chce mi się wstawać, wracam z pracy, idę spać, w pracy śpię, nie mogę się na niczym skupić, nic mi nie przynosi radości, wegetuję, do tego dochodzą myśli, że co ja tu robię? Po co ja się męczę? Nienawidzę tego, tak naprawdę rozwód był z mojej winy, bo tego chciałem, teraz żałuję, wcześniej było mi źle, teraz jest jeszcze gorzej, przypominam sobie dobre chwile z żoną, to jest bardzo dobrą osobą, teraz widzę, że popełniłem bardzo duży błąd, zacząłem pić więcej alkoholu, bardzo zaniedbałem siebie, przytyłem, nie mam siły się do niczego zmotywować, chciałbym uciec, ale nie mam dokąd… wszystko mnie przytłacza…. Czuję, że w pewnym momencie pęknę… że nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć, poskładać, chciałbym powiedzieć byłej żonie, że bardzo jej dziękuję za to, jaką była, że mi jej brakuje… boję się że w pewnym momencie nie dźwignę tego wszystkiego…. Że już nie będę miał siły… nie wiem co mam robić? Rezygnacja, brak motywacji, brak chęci, przygnębienie, przytłoczenie, samotność, przegrane życie… myśli samobójcze… nie potrafię nawiązać relacji… zostałem sam… nie mam nikogo… w środku krzyczę, na zewnątrz udaję że jest super… jak mogę sobie pomóc?