Left ArrowWstecz
Jak regularnie powinnam się spotykać z psychoterapeutą?
User Forum

Martyna W.

2 lata temu
Daria Kamińska

Daria Kamińska

Dzień dobry, najczęściej spotkania indywidualne odbywają się raz w tygodniu, a przy terapii np. par raz na dwa albo trzy tygodnie. Z czasem liczba spotkań zostaje zmniejszana. Jednocześnie jeśli osoba, która chce rozpocząć terapię, nie jest w kryzysie i z różnych względów wolałaby się spotykać rzadziej, może to zaproponować terapeucie i wspólnie zobaczyć, czy taka możliwość istnieje. Pozdrawiam serdecznie, Daria Kamińska
2 lata temu
Konrad Smolak

Konrad Smolak

Wszystko zależy od sposobu pracy terapeuty i natury Pana/Pani trudności. Jak koleżanki wspomniały, 1x w tygodniu to niejako standard - przy wielu nurtach pracy rzadsze spotkania wytracają pewien rytm. Przy nurtach psychodynamicznym czy psychoanalizie, spotkania potrafią być ustalane na 2-3x w tygodniu. To wszystko zaproponuje już sam terapeuta na pierwszym spotkaniu.

2 lata temu
Klaudia Kalicka

Klaudia Kalicka

Szanowna Pani Martyno, 

różne nurty terapeutycze podchodzą do tego tematu w różny sposób. 

W zależności od Pani potrzeb może być to 1x w tygodniu, częściej lub rzadziej. Warto zastanowić się czego Pani potrzebuje od psychoterapii i porozmawiać z terapeutą/tką i ustalić częstotliwość spotkań, tak aby były one dla Pani pomocne. 

 

Wszystkiego dobrego!

Klaudia

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Stresuję się podczas spotkań u psychologa, psychiatry. Teraz mam iść na psychoterapię i boję się, że będzie tak samo...
Mam tak że jak mam iść do psycholożki to się boję, stresuję i najchętniej bym nie szła, a podczas wizyty chcę żeby jak najszybciej dobiegła końca. I mam tak też z psychiatrką. Jest tak przez moją fobię społeczną. I teraz obawiam się że będzie tak też z psychoterapeutką z którą zacznę się spotykać od marca, martwię się że przez to nie zdołam zbudować z nią relacji terapeutycznej... Czy moje lęki są uzasadnione?
Jak uzyskać chęci do pracy nad samą sobą i nie patrzeć na wszystko ze złym nastawieniem?
Jak uzyskać chęci do pracy nad samą sobą i nie patrzeć na wszystko ze złym nastawieniem? Już nie wiem, czy sama ze sobą mam problem, czy mój mąż mi to już tak wpoił. Chce przyrządzić coś do jedzenia sama, on też jest w kuchni i mówi, że chce mi pomóc, żeby było szybciej. Jednak ja wolę sama, bo muszę robić tak, jak on uważa, że jest dobrze i że ja robię źle, nie umiem myśleć z wykorzystaniem wszystkiego dookoła i z zaoszczędzeniem czasu. Marnuje jedzenie - mam wypominane, bo nie umiem sobie tego poukładać. Nie jest posprzątane dokładnie, bo nie wyniosłam tego z domu. Nie umiem wprowadzić sobie i rodzinie zdrowego odżywiania, bo po prostu nie lubię niektórych rzeczy. Za późno wstaje, bo lubię spać i mam wypominane. Jestem leniuchem i przyznaje się do tego. Jak mogę nad tym popracować.
Traumatyczne doświadczenia i brak terapeuty. Nie radzę sobie.

Doświadczyłam wielkiej traumy w dzieciństwie, molestowanie, brak początku bezpieczeństwa, miłość, dom alkoholiczny, po 35 roku życia wszystko wybuchło, pojawiły się leki, objawów psychosomatyczne z ciała, bóle, chodziłam na terapię 1,5 roku coś tam udało się przepracować, niestety terapeutka zakończyła terapię ze względu na jej ciążę, choć twierdziła, że już sobie sama poradzę, tak się nie stało, nadal płaczę , wszystko mnie boli, szukam nowego terapeuty, ale nie mogę się zdecydować, mam wielki problem z podjęciem tej decyzji, a czuje się coraz gorzej, wydaje mi się, że nic mi już nie pomoże i będę płakać tym bólem całe życie, a nie mam już siły, wolę zniknąć,jak sobie pomóc? Jak nie zwariować od nadmiaru tych emocji, nic mnie nie cieszy, życie straciło sens.

Czy jak powiem, że mam myśli samobójcze, to psychiatra może mnie wysłać na leczenie do zakładu psychiatrycznego?
Czy jak powiem, że mam myśli samobójcze, to psychiatra może mnie wysłać na leczenie do zakładu psychiatrycznego?
Czy z fobii społecznej da się całkiem wyjść?
Czy z fobii społecznej da się całkiem wyjść, jeśli była ze mną od zawsze, na początku lekka, a z wiekiem i złymi doświadczeniami z roku na rok się pogarszała? Czy zostanie ona ze mną już na zawsze, tylko będę musiała się nauczyć z nią żyć i sobie z nią radzić?
Witam. Jestem w sumie po 11-letnim związku (w tym 3 ostatnie lata już jako małżeństwo).
Witam. Jestem w sumie po 11-letnim związku (w tym 3 ostatnie lata już jako małżeństwo). 3 dni temu dowiedziałam się, że mąż ma "przyjaciółkę" czytając dwuznaczne wiadomości w jego telefonie, powiedział mi, że już mnie nie kocha i że lepiej czuje się, jak jest sam. Czy da radę się wyleczyć z tej miłości i pozbyć się tego bólu w środku? Czy mam jeszcze szanse na normalne życie? Mam myśli samobójcze, nie chce mi się żyć, bez niego wszystko straciło sens... A szans na powrót nie ma, wyprowadził się na dobre i nawet nie chce słuchać nic na temat terapii i próby ratowania tego :-(
TW! Zauważam, że nie radzę sobie, jestem przeciążona. Zmagam się z zaburzeniami, przeszłam niedokonane samobójstwo, nie mam dobrych relacji z siostrą.
Witam, jestem osobą, która rok temu w szpitalu psychiatrycznym się powiesiła, ale mnie odratowali, ciężko mi było dojść do siebie a pod koniec wakacji mój kuzyn dokonał samobójstwa i nie dość, że mam problemy z moją siostrą to nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać. Miałam już parę sytuacji, co chyba tylko ktoś z góry mnie chroni, ale nawet, kiedy doszło do rękoczynu pomiędzy mną a moją siostrą, to czuję, że niekiedy tracę kontrolę. Nawet na ostatnim spotkaniu z panią psycholog nową to wyszłam w trakcie wizyty, a psychoterapii jeszcze od pewnego czasu nie miałam regularnej. Ale czuję, że są dni, gdzie zaczynam się gubić, ale to nie wszystko, mimo że biorę leki to niekiedy muszę zmieniać pory leków, bo pracuję na zmiany, a na chwilę obecną nie mogę zmienić pracy ze względu na kredyt i nieopłacone rzeczy, jakie zostały po ostatnim pobycie rok temu. A drugiej narazie tak dobrze płatnej pracy nie znajdę . I tu właśnie w takiej sytuacji jestem i sygnały (moje zachowania) już mi pokazują, że nie daję rady.
Nieletni a terapia: Czy muszę iść na terapię po rozmowie z psychologiem szkolnym?

Jestem niepełnoletni Udałem się do psychologa szkolnego, który po rozmowie zobaczył, że mam jakiś problem i zaprosił mnie na kolejne spotkanie. Przy drugim spotkaniu przyznałem się do spożywania Marihuany, Pani psycholog uznała, że jest to dla mnie zagrożenie zdrowia lub życia, powiedziała, że MUSZE udać się na terapie zawiadomiła moich rodziców i powiedziała, że jeśli się tam nie udamy, to sprawa zostanie zgłoszona do sądu rodzinnego. Wiem, że może i terapia by mi się przydała, ale w tym momencie mego życia nie chce tego robić, moja mama również bardzo to przeżyła. Czy wystarczy, żebym udał się na jedną wizytę oraz złożył papier w szkole, że udałem się na terapię, czy wtedy psycholog "zapomina" o temacie i pozwala dalej na decydowanie o mnie przez Rodzica, w momencie, gdy z rodzicem udaje się na terapie. Bo nie wiem do końca czy w takim momencie nie jestem już praktycznie zmuszony do terapii (No bo chyba żadne dziecko i rodzic nie chce mieć sprawy w sądzie)

Nie utrzymałem się w żadnej terapii, bo zamiast uzyskać pomoc w pracy nad swoimi wielkimi wadami i błędami, które w sposób uzasadniony niszczyły mi życie, słyszałem, że te wady wcale nie są takie wielkie i moja postawa jest subiektywna.
Dzień dobry, skąd bierze się postawa wszechstronnej akceptacji niedoskonałości pacjentów wśród terapeutów? Od dawna zauważam, że znaczna większość psychoterapeutów bagatelizuje wady pacjentów, "słodzi" im, zachęca ich do myślenia bardzo życzeniowego na swój temat i obniżenia wymagań wobec siebie do absolutnego minimum. Przykłady, jakie zaobserwowałem, to: "Masz słabe wykształcenie? To świetnie, wielu polityków i noblistów ma wykształcenie podstawowe, a do tego wykształcenie dzisiaj nic nie znaczy. Einstein też był słaby w szkole", "Ważysz za dużo? Mężczyznom podobają się bardzo krągłe kobiety, masz piękne kształty!", "Jesteś zwalniany z każdej pracy z uzasadnionych, bardzo racjonalnych powodów, niewynikających absolutnie z patologii czy złośliwości? Na pewno się na Ciebie uwzięli, to o nich świadczy, jeśli ktoś kogoś krytykuje, to ma przede wszystkim problem ze sobą, a TY jesteś na pewno bardzo inteligentny!", "Profesor Cię skrytykował, bo jesteś zagorzałym antyszczepionkowcem i swoją antynaukową postawą możesz szkodzić innym? "Co z tego, jeśli ktoś kogoś krytykuje, to o nim świadczy, a nie o Tobie, a tak w ogóle to profesorowie zostają profesorami tylko dlatego, że kolega trzyma ich na uczelni", "Osoba dorosła robi ogromne błędy ortograficzne? Jak możesz ją oceniać, może mieć dysleksję!" Zgodnie z tą logiką dysleksję miałaby w takim razie połowa naszego społeczeństwa, bo właśnie tyle osób robi błędy, a to raczej nie jest możliwe. Rozumiem, że są osoby, które mają wobec siebie zbyt wysokie wymagania, ale psychologowie i psychoterapeuci zdecydowanie przesadzają z zachęcaniem pacjentów do obniżania wymagań wobec siebie. Moim zdaniem taka postawa może być szkodliwa. Na przykład osoba, która usłyszy, że wykształcenie zawodowe jest super, a wykształcenie nie świadczy o człowieku, zrezygnuje z jakiegokolwiek kształcenia się, a to może doprowadzić ją do chronicznego bezrobocia! Dlaczego Państwo tak robią, są Państwo autorytetami! Uważam, że postawa akceptacji wszelkich niedoskonałości zdecydowanie poszła za daleko. Z tego powodu ja nigdy nie utrzymałem się w żadnej terapii, bo zamiast uzyskać pomoc w pracy nad swoimi wielkimi wadami i błędami, które w sposób uzasadniony niszczyły mi życie, słyszałem, że te wady wcale nie są takie wielkie i moja postawa jest subiektywna. Według mnie nie wszystko w życiu jest subiektywne. Istnieją osoby, których opinie są dalsze od prawdy niż inne (np. antyszczepionkowcy). Istnieją osoby gorzej wykształcone, a wykształcenie podstawowe jest obiektywnie gorsze. Istnieją osoby, które są nieukami - przykład ogromnych błędów ortograficznych. Uważam, że to, co mówię, jest zasadną krytyką terapeutów.
Czuję się wykończona brakiem komunikacji z partnerem, boję się, że dostanie napadu paniki.
Dzień dobry, mój partner się ode mnie oddala. Czuję się samotna w tym związku. Mój partner leczy się na nerwicę lękową i ataki paniki. Nie chce ze mną o tym rozmawiać. A mnie strasznie to męczy, bo chcę mu pomóc, ale nie wiem jak. Co w takim momencie powiedzieć, co zrobić... Czy złapać go za rękę czy przytulić? Przy próbie jakieś reakcji na atak on wybucha złością i to wcale nie pomaga. Strasznie mnie to męczy, że nie mogę mu pomóc. Uczęszcza na terapię, ale zabronił mnie pytać jak na niej było , co robili itp. Nie rozumiem tego. Czuję się wykończona psychicznie, ciągle płaczę tak, żeby nikt nie widział, udaję przed każdym, że jest wszystko w porządku. Partnerowi nie mówię jak coś mnie trapi, żeby nie dostał jakiegoś ataku. Jak wraca z terapii jest strasznie dziwnie do mnie nastawiony. Ja już jestem tak tym zmęczona, że naprawdę nie wiem co mam robić. Chcę mu bardzo pomóc i okazywać mu wsparcie. Ale jak ja mam to zrobić? Budzę się z bólem w klatce piersiowej, coraz ciężej mi się oddycha w ciągu dnia, bo ciągle szukam rozwiązania jak mu pomóc. A on nie chce i to mnie strasznie rani, jesteśmy ze sobą 6 lat. Planujemy ślub, rodzinę. Ale jak ja mam dalej o tym myśleć, jak nie rozmawiamy o naszych uczuciach, on woli pogadać o nich ze swoją terapeutką, a ja nie chcę go denerwować. Proszę o jakąś radę co dalej robić?
Problemy z akceptacją partnera przez mamę i poczucie niesprawiedliwego traktowania
Dzień dobry mam na imię Agata mam 32 lata. Choruje na guzkowe zapalenie naczyń od urodzenia. Mieszkam narazie z rodzicami. I jest taki problem moja mama nie akceptuje mojego faceta. Poza tym traktuje mnie jak służąca. Jestem tylko od zapierdzielania w domu i zadowalania jej. Mam również młodszą siostrę o 3 lata. Ma dobrą pracę i męża. I moja mama traktuje ją jak boginię. Próbują ingerować w mogę życie. Najlepiej one by wybrały mi faceta. Jestem już tym wszystkim zmęczona. I czuje się gorsza od siostry. Że je rozczarowuje. Wiem że nie powinnam ich zadowalać bo to moje życie. Ale mamy zachowanie w stosunku do mnie boli mnie. Traktuje mnie jak małe dziecko które trzeba prowadzić za rączkę.
Nie wiem czy terapia psychodynamiczna jest dla mnie. Czuję pogorszenie, chaos w głowie.

Jestem w terapii psychodynamicznej od prawie 9 miesięcy i mam wrażenie, że zamiast pomóc, to tylko spotęgowała chaos panujący w mojej głowie. 

Moimi celami terapeutycznymi były i dalej są odbudowanie poczucia własnej wartości, sprawczości, umiejętność budowania i utrzymywania relacji w szczególności z płcią przeciwną. Zdecydowałem się na ten rodzaj terapii, ponieważ wydawał mi się najbardziej odpowiedni do moich problemów. 

Po tym czasie mam poczucie, że jestem w jeszcze gorszym miejscu niż na początku, w mojej głowie panuje jeden wielki chaos. Sam już nie wiem co czuję, myślę, w jakim kierunku idę czy w ogóle w jakimkolwiek idę, co powinienem robić w trakcie sesji i pomiędzy nimi, czy wkładam w to wystarczająco dużo wysiłku czy może się nie przykładam odpowiednio lub może nie jestem odpowiednio otwarty na zmianę. 

Czuję frustrację oraz wątpliwości czy to ma jakimkolwiek sens, czy ja jestem w stanie cokolwiek w sobie zmienić, czy może jestem tak beznadziejnym przypadkiem któremu już nic nie pomoże. 

Zamiast się sukcesywnie przybliżać do celu to chyba się tylko oddalam, co tylko potęguje rozczarowanie. Często na pytania zadawane przez terapeutkę moje odpowiedzi to "nie wiem" lub "nie jestem w stanie odpowiedzieć" co mnie doprowadza do irytacji tym bardziej, że często zachęca mnie do mówienia o wszystkim, co mi po głowie chodzi, emocjach, które czuję czy fantazjach. Nawarstwiać się to zaczęło od kiedy został poruszony temat "wewnętrznego dziecka" oraz odpuszczenia i pożegnania "starego" życia. Czuję, że to za duży ciężar dla mnie i przerasta mnie, coraz częściej mam myśli o rezygnacji z terapii, bo widzę coraz mniejszy jej sens, jednak z drugiej strony wiem, że to mógłby być duży błąd. Poruszałem te wątpliwości z moją terapeutką i dalej jestem tu, gdzie byłem. Nie wiem już sam co myśleć i robić.

Wychodzi na to, że jestem osobą współuzależnioną od toksyka.
Wychodzi na to, że jestem osobą współuzależnioną od toksyka, mimo iż nie jesteśmy razem. Sto razy przekroczył granicę, dawałam szansę i boję się, że mogę to zrobić kiedyś jeszcze raz. Choć wiem, że nie powinnam. To jakaś nigdy niekończąca się historia, wieczne traumy. Mam dość, ale przecież tyle razy miałam już dość, tyle razy był definitywny koniec. I znów powtarzam błędy... Jak sobie pomóc? Czy psychoterapia jest w stanie coś zaradzić? Nie mam czasu, nie mam sił od nowa wałkować problemu samemu psychologowi, a bardziej może możliwości zostawiania małego dziecka (łącznie mam 3 dzieci). Sam psycholog, wysłuchiwanie problemów to za mało :( Jakie są szanse, że psychoterapia odmieni mnie? Jakich narzędzi można się spodziewać na psychoterapii, mam na myśli ćwiczenia czy coś, czym to się różni od wizyt u psychologa?
Jak rozpoznać osobowość bordeline oraz dwubiegunowosc? Czy schizofrenia ma coś wspólnego z tymi dwiema chorobami ?
Od dziecka nie ufam swojej pamięci - skąd wiem, że nie zrobiłam komuś krzywdy?
Witam. Dręczy mnie przeszłość mimo leków i terapii. Już jako dziecko bałam się, że robie komuś coś złego, no ale właśnie to są tylko epizody w mojej głowie, że się bałam i jaką ja mam teraz gwarancje, że wtedy to był tylko strach? Jak mogę mieć gwarancję, skoro więcej nie pamiętam...
Dlaczego, gdy nie mam siły na nic lub mam wszystkiego dość, udaję przed ludźmi, że wszystko jest dobrze?
Dlaczego, gdy nie mam siły na nic lub mam wszystkiego dość, udaję przed ludźmi, że wszystko jest dobrze? Albo wyłączam się tak, że nie pamiętam, co ktoś do mnie mówił parę sekund temu ?
Chodzę na terapię od dwóch miesięcy, biorę też leki. Na ostatniej sesji wyrzuciłam z siebie tajemnicę, która nie dawała mi spokoju od 15 lat.
Dzień dobry. Chodzę na terapię od dwóch miesięcy, biorę też leki. Mam 36 lat. Na ostatniej sesji wyrzuciłam z siebie tajemnicę, która nie dawała mi spokoju od 15 lat. To było traumatyczne wydarzenie z udziałem nieżyjącego już członka mojej rodziny. Wyjawienie tej tajemnicy bardzo wiele mnie kosztowało. Po sesji upiłam się i pocięłam nożem całą rękę. Jakbym chciała się ukarać. Każde cięcie sprawiało mi ulgę. Nie mogę sobie teraz z tym poradzić. Dodatkowo moje rany zobaczył mąż. Czuję się teraz maksymalnie przez niego kontrolowana, co tylko zwiększa moją frustrację i poczucie winy. Nie wiem co robić,czuję się strasznie. Myślę tylko o tym,żeby się napić,a potem znów okaleczyć. Żałuję,że wyjawiłam terapeucie tajemnicę, dopóki była moja,jakoś nad tym panowałam.
Jak regularnie powinnam się spotykać z psychoterapeutą?
Aktualnie jestem na terapii. Od roku uczęszczam na terapię dwa razy w tygodniu, gdyż takie były zalecenia pani psycholog.
Witam, Aktualnie jestem na terapii. Od roku uczęszczam na terapię dwa razy w tygodniu, gdyż takie były zalecenia pani psycholog. Głównym powodem, dla którego podjęłam terapię jest syndrom DDA i różne konsekwencje z tym związane, które dotknęły mojej psychiki. Niestety ze względu na pogarszającą się sytuację finansową (wzrost cen żywności, paliwa i inne) jestem zmuszona ograniczyć terapię do spotkań 1 raz w tygodniu. Powiedziałam o tym na terapii, ale główny przekaz, który się pojawia ze strony pani psycholog, to taki, że redukując terapię do spotkań raz w tygodniu nie będę w stanie otwierać się dalej i poszerzać moich rozmów o swoich lękach i obawach, że zastanawiające jest to, że w sytuacji pogarszania się mojej sytuacji finansowej pomyślałam od razu o redukcji terapii, a nie zaczęłam zastanawiać się nad innymi rozwiązaniami. Nie wiem tylko nad jakimi - mam ograniczyć jedzenie, czy zrezygnować z pracy, która pozwala mi opłacać terapię...a może wziąć kredyt. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Czuję się z tym źle, już drugi raz próbuje 'przeprocesować' redukcję ilości spotkań i czułam się za pierwszym razem tak 'urobiona', że zostałam przy starym trybie dwóch spotkań. Oczywiście wszystko było tłumaczone mi przez pryzmat mojego zdrowia psychicznego i ewentualnych leków, które mogą się pojawiać i popychać mnie podświadomie do 'ucieczki' z terapii. Zawierzyłam, że może faktycznie podświadomie chcę się 'zniszczyc' i zostałam przy dwóch spotkaniach. Wtedy też było mi ciężko finansowo, zadłużyłam się z tego powodu, ale nie powiedziałam o tym na terapii. Teraz jestem już w takiej sytuacji, że na 100% nie dam rady ciągnąć takiej ilości spotkań i znowu po powiedzeniu o wszystkim pani psycholog i po rozmowie z nią czuję się tak jakbym nie miała innego wyjścia w życiu... że ja nie zostanę przy dwóch spotkaniach w tygodniu to jedno już mi nic nie pomoże i że sobie coś zabieram, coś czego nie powinnam albo że redukuje ilość spotkań bo uciekam. Czuję się z tym strasznie źle. Czuję jakbym miała wypraną głowę. Pojawiają się myśli, że jestem naciągana pod przykrywką mojego dobra. Proszę o radę.
Czy terapia EMDR pomoże w leczeniu PTSD i radzeniu sobie z traumą?

Czasami wracam myślami do przeszłości, a wtedy ogarniają mnie silne emocje i niepokój. Mam podejrzenie, że mogłem przeżyć traumę, a objawy, które zauważam, mogą wskazywać na PTSD. Nocne koszmary to już właściwie codzienność, a za dnia męczą mnie natrętne myśli o tym, co się wydarzyło. 

Czytałem o terapii EMDR i zastanawiam się, czy mogłaby mi pomóc. Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, jak dokładnie działa ta metoda? Słyszałem, że EMDR jest skuteczne dla tych, którzy zmagają się z traumą i PTSD.