Left ArrowWstecz

Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli.

Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli. Mam za sobą dwa związki - jeden 4-letni i jeden kilkumiesięczny. Z tego kilkuletniego mam niestety same niedobre wspomnienia. Teraz zauważyłam jakie toksyczne podejście miał mój były partner np. po kłótni stosował wobec mnie ciche dni "żebym przemyślała swoje zachowanie i przeprosiła", a każda kłótnia tak naprawdę pogarszała sytuację niż ją rozwiązywała. Na szczęście nie byłam osobą, która dawała się w ten sposób manipulować, ale teraz się zastanawiam czy w przyszłości nie będę miała problemów podczas kłótni. Czy potrzeba ochłonięcia po kłótni to wyraz samolubności, czy jest to czymś normalnym. Dodam jeszcze, że w poprzedniej relacji kompletnie nie miałam powodów się takim czymś przejmować, bo nawet jakieś drobne zgrzyty były na bieżąco wyjaśniane i z każdym problemem mogłam przyjść I porozmawiać, otrzymując w zamian wsparcie. Czasami myślę, że mam chyba za dużo czasu na tzw. "overthinking".
User Forum

Anonimowo

w zeszłym roku
Karolina Białajczuk

Karolina Białajczuk

Twoje rozważania są całkowicie zrozumiałe, zwłaszcza po doświadczeniach w trudniejszych związkach. Po pierwsze, nie jest niczym złym lub samolubnym potrzebować czasu na ochłonięcie po kłótni. To normalna reakcja wielu ludzi, która pomaga im uporządkować myśli i emocje, zanim wrócą do rozmowy z partnerem. To pozwala uniknąć działania w afekcie i potencjalnie przekazywać swoje uczucia i myśli w bardziej spokojny sposób.

Po drugie, zdobyte doświadczenie z poprzedniego związku może ci pomóc w przyszłości, pomagając rozpoznawać toksyczne wzorce i unikać ich. To nie oznacza, że będziesz miała problemy podczas kłótni w przyszłości. Wręcz przeciwnie, te doświadczenia mogą sprawić, że będziesz bardziej świadoma swoich potrzeb i granic oraz bardziej otwarta na konstruktywną komunikację.

Jest ważne, aby podczas kłótni starać się zachować spokój i szukać rozwiązania, zamiast stosować manipulacyjne taktyki, jak "ciche dni" czy "żebym przemyślała swoje zachowanie". Komunikacja i empatia są kluczowe w każdym związku, dlatego warto kontynuować pracę nad zdrową komunikacją i rozwiązywaniem konfliktów.

Nie przejmuj się, jeśli czasami masz tendencję do "overthinking". To naturalne, szczególnie po trudnych doświadczeniach. Jeśli te myśli utrudniają ci funkcjonowanie, możesz spróbować technik radzenia sobie ze stresem i lękiem, takich jak medytacja, joga, lub terapia psychologiczna. Terapeuta może pomóc ci przetworzyć trudne doświadczenia i nauczyć cię skutecznych strategii radzenia sobie z myślami.

Pamiętaj, że każdy związek jest inny, i choć doświadczenia z poprzednich relacji mogą wpływać na nasze obawy i oczekiwania, to wciąż masz szansę na zdrowy i satysfakcjonujący związek w przyszłości.

Pozdrawiam

Karolina Białajczu, psycholog 

w zeszłym roku
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry!

Warto przyjrzeć się swoim natrętnym myślom, gdyż one wpływają na emocje, a następnie pojawia się adekwatne zachowanie. 

Kłótnia nie jest konstruktywnym sposobem rozwiązywania problemów. Co jest jej powodem? Każdy z parnerów ma jakąś odpowiedzialność za kłótnię. Zachęcam do spróbowania radzenia sobie z problemem w inny sposób, do zmiany wzorca zachowań. Na przykład można gromadzić argumenty, żeby sprawdzić, czyja decyzja jest słuszna. Albo sporządzić przepis na kłótnie, żeby poobserwować, co do nich doprowadza; porozmawiać, co czujecie podczas np. krzyków. Nieodzywanie się, budowanie tzw. kamiennej ściany jest przemocą.

Kłótnie ranią, więc pewnie stąd Pani czas ,,zdrowienia". Może warto skorzystać z psychoterapii, by poznać swój schemat postępowania. Pozdrawiam

Katarzyna Waszak

w zeszłym roku
Piotr Furman

Piotr Furman

Dobry wieczór!

 

Zaczę od tego, że bycie w związku często bywa trudne, natomiast stopień trudności bycia w związku zależy od różnych czynników. Czasami pewne rzeczy pomiędzy partnerami pojawiają się po jakimś czasie, czasem zdajemy sobie sprawę z różnych zachowań swoich czy też partnera również po czasie. Różne osoby mają różne style funkcjonowania i reagowania w sytuacji kłótni, czasem bywa tak, że bardziej lub mniej świadomie chcą wzbudzić w drugiej stronie poczucie winy, czasem z kolei są bardziej otwarte i łatwiej im angażować się wspólnie z drugą stroną w rozwiązywanie danego konfliktu. 

Z tego, co czytam w Pani wiadomości, to dostrzegam pewne obawy, że miałaby sobie Pani nie poradzić w sytuacji, gdyby potencjalny partner miałby być wobec Pani manipulacyjny. Myślę, że to co może Pani pomóc i już pomaga to Pani refleksyjność w obliczu zachowań, które są dla Pani nieakceptowalne w związku. Mam tu na myśli to, że z Pani opisu wynika, że jest Pani w stanie wyłapywać zachowania potencjalnego partnera podczas kłótni, które mogłyby Pani nie odpowiadać i nie służyć budowaniu relacji. 

Co do potrzeby ochłonięcia po kłótni to jest to całkowicie normalne, natomiast sytuacja, w której ktoś się na nas obraża i nie odzywa przez kilka dni celem wzbudzenia w nas poczucia winy - już mniej normalna.

 

Pozdrawiam, Piotr Furman

w zeszłym roku

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dzień dobry, Od pewnego czasu bardzo męczę się sama ze sobą.
Dzień dobry, Od pewnego czasu bardzo męczę się sama ze sobą. Czuję się źle, gdziekolwiek jestem, wszystko sprawia, że chcę gdzieś uciec i się rozpłakać. Czuję się głupio i okropnie przez każdą najmniejszą porażkę np. upuszczenie widelca przy wszystkich na jakimś spotkaniu rodzinnym. Wcale w siebie nie wierzę, ciągle myślę tylko o tym, że nie poradzę sobie w życiu i nie dam rady. Ciągle martwię się o szkołę, strasznie się stresuje każdą lekcją np. że zostanę wybrana do odpowiedzi i zostanę ośmieszona i oceniona przy klasie. Nie mam w swojej klasie nikogo i od zawsze byłam nazywana tą cichą, bo jestem strasznie niepewna siebie i mam niską samoocenę, zawsze uciekam od każdego wzrokiem i wolałabym się już nie odzywać cały dzień niż powiedzieć coś głupiego i potem myśleć o tym cały dzień. Kiedyś w szkole podstawowej byłam bardzo oceniana przez jedną koleżankę i bałam się mówić o sobie i robić to co chce, bo wiedziałam, że powie mi coś przykrego i pewnego dnia zostawi mnie i będę sama. Czuję, że po wakacjach będzie jeszcze gorzej, teraz nie mam na nic motywacji, jest mi ciężko i nie chce o tym z nikim rozmawiać, bo jestem zamknięta w sobie. Rodzice zawsze mówili, że mogę im powiedzieć wszystko, ale ja wiem ze oni tego nie zrozumieją. Do mojej niskiej samooceny dochodzi również kwestia odżywiania, co chwile coś mi przeszkadza w moim wyglądzie i wydaje mi się, że co chwile wyglądam inaczej kiedy patrzę w lustro. Przez to myślę ciągle o kaloriach i boję się przytyć. Nie wiem już sama, kim jestem, jestem zagubiona i nie mam pojęcia co robić.
Zmagam się z zaburzeniami odżywiania, toksycznym związkiem, wahaniami nastroju i stresem - boję się jednak, że przed psychologiem się nie otworzę.
Cześć, chciałabym zaznaczyć na początku, że nigdy nie byłam ze swoimi problemami u specjalisty, ponieważ nie umiem rozmawiać o swoich problemach i boję się, że gdy do niego pójdę to nie powiem o tym wszystkim, co dziś tu napiszę. Posiadam ich sporo. Przede wszystkim stres i nadmierne myślenie. Nie umiem nie myśleć o stresujących mnie sytuacjach, przez co jest to dla mnie bardzo męczące i wyczerpujące. Od najmłodszych lat zmagam się również z zaburzeniami odżywiania, które bardzo utrudniają mi funkcjonowanie, a także normalne postrzeganie swojego ciała. Pomimo komplementów, w mojej głowie ciągle siedzą głupie myśli na temat mojego wyglądu oraz wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, które są okropne. Posiadam również ogromne wahania nastroju, mogę być szczęśliwa, a za chwilę kompletnie stracić humor. Nie mam także ochoty na żadne czułości. Chłopak również jest dla mnie swego rodzaju przytłoczeniem, choć chciałabym, żeby tak nie było. Zabranianie wyjść, a bardziej szantażowanie „zerwaniem”, psucie każdego wyjazdu, ponieważ odbywa się bez niego, chorobliwa zazdrość czy ogromne wybuchy gniewu w trakcie kłótni to tylko pare rzeczy, które dzieją się w związku. Przez wszystkie kłótnie pojawiły się również u mnie bardzo złe myśli, mianowicie, że życie tak naprawdę jest bez sensu, czym ja sobie na nie zasłużyłam, co ja takiego zrobiłam źle, że życie mnie tak karze i że lepiej gdyby na nim mnie wcale nie było, bo po co się męczyć. Zaczęłam jeszcze bardziej izolować się również od bliskich, najchętniej po powrocie do domu siedziałabym w pokoju sama ze sobą. Czy ktoś ma jakiekolwiek rady na takie zachowania u mnie, bo nie powiem wszystko to na raz jest okropnie męczące..
Na dzień dzisiejszy minęło 5 miesięcy odkąd zostalam wyrzucona z domu wraz z dziećmi przez męża. Oboje zmieniliśmy sie w naszych relacjach, każdy odpuścił przestał się starać i znalazł pocieszenie w osobie trzeciej.
Dzień dobry. Na dzień dzisiejszy minęło 5 miesięcy odkąd zostalam wyrzucona z domu wraz z dziećmi przez męża. Oboje zmieniliśmy sie w naszych relacjach, każdy odpuścił przestał się starać i znalazł pocieszenie w osobie trzeciej. Wszystko zostało wyjaśnione co do zdrady. Mąż nie chciał bym starała się się walczyć o nasze małżeństwo, za bardzo go bolał fakt zdrady. Po 3 miesiącach walki o nasz związek, wkońcu przestałam walczyć o niego i zaakceptowałam z wielkim bólem decyzje męża o rozpadzie małżeństwa. W tym tygodniu usłyszałam od niego,ze powinnam się starać cały czas by ratować to jeśli go kocham mi zależy. Mąż od początku wyprowadzki mojej i dzieci nie poczynił żadnych kroków by ratować nasza relacje. Zależy mi na nim bo nadal go kocham ale chce popatrzeć tez na dzieci by miały dzieciństwo bez awantur i pełne miłości. Jest sens się starać o to wszystko gdy druga strona ma wahania tego co chce tak naprawdę w życiu i odpuszcza przy najmniejszym błędzie drugiej osoby ?
Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm...
Co zrobić? Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm, partner nie pije od dwóch lat, przez ten czas pojawiały się narkotyki, kłamstwa, itp. Od trzech miesięcy jest święty spokój, nie mam się o co przyczepić, jednak ja poznałam kogoś innego, na chwilę obecną wszystko mi w nim pasuje, nie wiem, co mam robić? Przekreślić 2 lata związku, który wydaje się wychodzić na prostą w końcu? I jak się rozstać? Partner na samą myśl reaguje agresją.
Jestem zazdrosny o żonę, to niszczy mnie emocjonalnie i psychicznie.

Dzień dobry,

piszę w takiej sprawie: od kilku miesięcy zmagam się z problemem co do mojej żony. Od jakiegoś czasu jestem o nią zazdrosny tak bardziej niż kiedyś i każdego potencjalnego faceta traktuje jak zagrożenie. I nie radzę sobie zbytnio z tym. Co zaczyna bardzo irytować moja żonę i mówi mi o tym. Żebym się ogarnął, bo wchodzi to na tory takiego toksycznego związku. Chcę walczyć z tym, ponieważ też niszczy mnie to od środka. Jestem rozjechany emocjonalnie i potrzebuje pomocy. Mam 36 lat, żona 32. Mamy 9- letniego syna, mieszkamy na wsi i mamy trochę ograniczony kontakty z ludźmi, bo ja tylko do pracy od 6 do 16 tak od 11 lat, odkąd się z żoną "mamy". Proszę o pomoc, moja żona jest wspaniała, troskliwa, kochana, ale też mówi, że potrzebuje trochę "swobody". Dziękuję i pozdrawiam. Proszę pomóżcie mi.

Mam 29 lat i 2 lata temu przeprowadziłam się z rodzinnego domu na wsi do wielkiego miasta.
Witam, cześć, hej! Tak w zasadzie to nie wiem, czy jest sens zadawać pytanie odnośnie tego, co mnie męczy. Wychodzę z założenia, że trzeba poznać całą historię człowieka... No ale chcę spróbować poszukać gdzieś pomocy. Mam 29 lat i 2 lata temu przeprowadziłam się z rodzinnego domu na wsi do wielkiego miasta (ucieczka i jak najdalej). W domu rodzinnym zawsze czułam się inaczej, niezrozumiała, inna. Lubiłam się uczyć, czytać i mieć własne zdanie, jestem ambitna. Moja rodzina prosta, skupiona na rolnictwie i tv. Moja mama cicha i skromna, ojciec głośny i nadużywający alkoholu. W zasadzie do dziś słyszę, że nie spełniam oczekiwań, że nic nie osiągnie itp. W nowym mieście się odnalazłam i można powiedzieć - jestem spełniona. Co mnie dręczy? Sumienie i wyrzuty. Słyszę, że oni coraz starsi, że nie pomagam, że mam wrócić. Nie chcę tego... To nie dla mnie. Jest dużo do mówienia, pisania, ale... ;)
Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu.
Cześć, to będzie długi post, ale mam nadzieję, że znajdzie się parę osób, którym będzie chciało się to przeczytać.. Muszę się wygadać. Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu. Po miesiącach wyznawań miłości, planowaniu przyszłości, mój facet zostawił mnie z dnia na dzień i oznajmił, że wraca do byłej. Sztylet w serce. Całkowite zerwanie kontaktu, zero wyjaśnień. Ona do niego wypisywała miesiącami, że nie daje rady bez niego, szantażowała go, obarczała go winą za całe zło świata, cały czas płakała, pisała do moich bliskich, że zniszczyłam jej związek. On mówił, że to psychopatka, że nie chce z nią być i myślał, że z czasem jej przejdzie. Że nie był z nią szczęśliwy, że była chorobliwie zazdrosna, nie mógł wychodzić, spotykać się ze znajomymi, że właściwie nie miał znajomych przez nią…Mówił, że ona jest mściwa, że przed ludźmi gra cudowną osobę, uśmiechniętą, serdeczną a nikt nie widzi, jaka ona jest na prawdę…traktowała go jak jej własność, jak przedmiot, widziałam wiadomości, które do niego wypisywała, ogólnie dramat. Zero liczenia się z jego potrzebami. W międzyczasie zmarł jej ojciec. Po rozstaniu z nią ona rozgadała wszystkim, że ją zostawił samą na tym świecie, że już nie ma nikogo, że to przez niego zmarł jej ojciec, bo coś przeczuwał. Byli ze sobą 10 lat. On jej mówił, że nie chce z nią być, bo już jej po prostu nie kocha, ale jeśli kiedyś będzie potrzebowała pomocy, to może na niego liczyć. Że spędzili ze sobą tyle czasu i chce się rozstać w zgodzie jak dorośli ludzie. Ona twierdziła, że on ją nadal kocha, że tylko się pogubił – przeze mnie. Już od tego czasu nie mieszkali razem, wyprowadził się i nie mieli żadnego kontaktu. Minęły 2 miesiące i znów się zaczęło…wypisywanie, płacz, manipulowanie. Zaproponowała mu pracę dorywczą u niej w firmie, że będzie miał możliwość sobie dorobić zdalnie. Przystał na to. Później spytała, czy pojedzie z nią na grób taty, stwierdziłam, że niech jedzie, w końcu to był jego teść przez 10 lat. Pojechał. Później znów coś, czy wyjdzie z psami, czy przyjdzie po coś tam itd… I tak z dnia na dzień czułam, że coś się miedzy nami pogarsza…spytałam, czy ponownie coś do niej poczuł, czy chce do niej wrócić, odpowiadał stanowczo, że NIE. Mówił, że jest mu jej żal, że jak był u niej w mieszkaniu to był syf itd a ona wygląda i zachowuje się jak wrak człowieka…że jakby miał do niej wrócić to tylko z litości i wtedy by poświęcił swoje życie dla niej…że on wie, jaka ona jest, że jakby wrócił, to do końca życia byłoby wypominanie, że ją zostawił, że ona jest najbiedniejsza, że jest chu**em, wszystkim by o tym mówiła itd… No i stało się. Przyszedł dzień rozstania. Znów spytałam, czy coś się między nami i nią a nim zmieniło. Powiedział, żebym dała mu czas na zastanowienie, że on sam nie wie kim jest, że bardzo mnie kocha. Wkurzyłam się, bo pytałam przez cały ten czas czy wszystko jest okej, czy coś się zmieniło, czy zrobiłam coś nie tak, że nie ma do mnie szacunku, bo do ostatniej chwili mówił, że jestem tylko ja i nic się nie zmieniło... Napisałam mu, że skoro ma wątpliwości co do naszego związku to ja je rozwieje. Pożyczyłam mu trochę kasy, powiedziałam, że ma pół roku na oddanie mi ich i na ten moment już nas chyba nic nie łączy i że złamał mi serce, kłamiąc do ostatnich wiadomości, że kocha tylko mnie… nawet nie odpisał. Parę dni później ustawił związek z nią na fb. Wszędzie mnie zablokował. To było miesiąc temu. 3 dni temu dodał z nią wspólne zdjęcie profilowe. Zero kontaktu. Zero wyjaśnień. Jestem tak zraniona…czy on cały czas mnie okłamywał? Nie znam osobiście jego byłej. Czy on zrobił z niej wariatkę, żeby tylko sobie por**ać na boku i manipulował mną? Czy on tak strasznie opluł osobę, z którą był 10 lat, byleby mieć skok w bok? A później wrócił do niej i błaga ją o przebaczenie? Czy ta dziewczyna jest tak w niego wpatrzona, że mu to wybaczyła? Czy wrócił do niej, bo tak mu jest po prostu wygodnie? Czy może ona robi z nim, co chce i dodaje te zdjęcia, zablokował mnie, ustawił związek, żeby mi pokazać, że on jest jej i robi mi na złość, a on się na to godzi? Pamiętam, jak mówił, że ona już tak robiła, żeby pokazać wszystkim, jaki to oni mają cudowny związek, a dobrze było tylko na zdjęciach… Czy może on faktycznie szczerze coś znów do niej poczuł i faktycznie wrócił do niej z miłości? Ja już nie chciałabym do niego wrócić, nawet jakby się odezwał, ten etap jest już za mną… Dręczą mnie pytania bez odpowiedzi. Co się w ogóle stało? W co on grał? Kto tu jest poszkodowany? Czy byłam tylko keks zabawką? Czy on ją kocha? Czy kochał mnie? Czy wrócił do niej z miłości, czy z litości? Nie mogę spać po nocach, rozpamiętuję, jestem potwornie zmęczona…budzę się w środku nocy i zaczyna się mielenie w głowie cały czas tego samego… ja już tego nie chce, ale to cały czas powraca…
Jak radzić sobie z zaburzeniami lękowymi i stresem w szkole? Problemy z terapią i wsparciem nauczycieli

Dzień dobry, 

zwracam się w sumie z paroma drobnymi problemami. 

Od ponad roku próbuje leczyć zaburzenia lękowe i jakoś to idzie. Niestety, ale chodzę jeszcze do szkoły, w której jestem przez to oceniana przez nauczycieli przez ich wizję na temat tego wszystkiego. Przez ostatni miesiąc było spokojnie, a teraz wyszło to z jakąś zdwojoną siłą, jestem krytykowana za to, że nie umiem czasami wytrzymać na lekcji. 

Jest mi ciężko wytrzymać w szkole, często objawy psychosomatyczne próbują zrobić wszystko, bym tam nie poszła, właśnie od czasu tych afer z praktycznie wyzywaniem mnie przez niektórych nauczycieli… 

Chodzę na terapie, ale czuję się ostatnio z tym źle. 

Chciałabym już wyzdrowieć, czuję się chora, jak tam chodzę. Podczas ostatniej sesji dodatkowo jakoś pokonywanie danej trudności, o której wspomniał terapeuta, wywołało u mnie dziwne uczucie, naprawdę jest ze mną aż tak źle, że mam ćwiczyć proste rzeczy? Wiem, że jest mi to potrzebne, ale ciężko się przełamać. Bardzo się boję, że wyszedł wtedy pomiędzy nami jakiś kwas, obecnie boję się tam iść i omówić te wszystkie obawy, boję się opowiadać o takich odczuciach, bo nie chce kończyć tej terapii, moja poprzednia zakończyła się takim kwasem. Mam wrażenie, że teraz tam nie powinnam przychodzić, bo może zadziało się coś złego z mojej winy, chciałabym, by nie było żadnych problemów i niestety mam wrażenie, że złym pomysłem było pójście tam w stresującym dla mnie czasie, oczywiście, że nieraz chodziłam tam z negatywnymi emocjami, ale nigdy jakoś tak coś we mnie nie uderzyło, ciężko opisać, co odczuwam, ale wolałbym cofnąć czas by nie czuć takich dziwnych emocji. 

Mam wrażenie, że ostatnio ciężko mi się cieszyć. 

Próbuje wygrzebać się z tego lęku, ale z drugiej strony nie chce. Chciałabym wymazać sobie pamięć i cofnąć się do dnia, gdy to wszystko się zaczęło i nie dopuścić do tego. 

Chce być i czuć się jak zdrowa osoba. 

Nie wiem, co robić. Wiem, że takie rzeczy pewnie trzeba konsultować ze swoim terapeutą, ale ja nie umiem, czuję się winna, że odczuwam takie emocje i w sumie nawet nie umiem ich opisać, po prostu jakby na następnym spotkaniu ten cały proces miał się zakończyć. Jestem pewna, że to wszystko przez tę sytuację w szkole, ale nie mam co teraz z tym zrobić. Zaczęłam teraz znikąd obawiać się terapii i ogólnie tych wszystkich spraw związanych z zaburzeniami lękowymi, chce tylko zapomnieć.

Zakończenie związku - pornografia i brak zrozumienia ze strony partnera
Witam, mam pewien problem i chciałabym prosić o opinię, bo ja już sama nie wiem czy to coś ze mną jest nie tak, czy z mężczyznami... Byłam w związku ponad półtora roku z filipińczykiem i on w swoim kraju ma żonę i dzieci, ale ja zaakceptowałam ten fakt. Twierdził, że mnie kocha itp. On chciał zacząć zarabiać na filmach w internecie (na yt), co mi się nie podobało, bo czasem miałam wrażenie, że to jest jego priorytetem w życiu. Ale nie mówiłam mu nic, dopóki nie zauważyłam ze ogląda filmy z nagimi kobietami a wiedział, że tego nie zaakceptuję. Kiedyś, jak gotował obiad to, jak sam stwierdził, z nudów włączył sobie film porno. Strasznie się wkurzyłam, bo ja się czuję gorsza, jak on takie filmy ogląda. Nie jestem szczupła i mówi, że mnie kocha taką, jaką jestem, ale jak ja mam się czuć dobrze, jak on ogląda filmy porno a potem się do mnie klei i chce sexu? Czułam się gorsza od tych sztucznych lasek z filmów. Po ostrej kłótni był spokój na jakiś czas. Pewnego dnia stwierdził, że na fb chce zarabiać na filmach i zaczął wrzucać live z pracy itp., no i zaczął mieć mnóstwo obserwujących i wiele z nich były to profile kobiet, które zarabiały na swojej nagości, co oczywiście mi się nie spodobało, bo wiele z nich zaczęło pisać prywatne wiadomości i dopiero po kolejnej awanturze przestał odpisywać. Często były to wiadomości od napalonych lasek, które namawiały go na sex itp. Kazałam mu usuwać każdy tego typu profil i z początku było ok, ale w końcu stwierdził, że on potrzebuje tych osób, bo nie zarobi a on potrzebuje teraz więcej pieniędzy dla dzieci, bo jest szkoła itp. Ogólnie to stwierdził, że jego żona nie ma nic przeciwko tym nagim kobietom na fb a ja się czepiam, bo powinnam się cieszyć, że on tylko patrzy a nie uprawia seksu. Powiedział, że to jest toksyczny związek i że lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Czy naprawdę dla mężczyzn ważniejsze są nagle obce kobiety od swojej ukochanej? Czy tylko dla mnie to jest chore i zboczone? Rozumiem oglądać takie rzeczy, jak się jest singlem, ale ja mu rzadko odmawiałam sexu, nawet, jak nie miałam ochoty, to robiłam to dla niego, żeby sprawić mu przyjemność. Moje małżeństwo rozpadło się przez inne kobiety i on o tym wiedział. I wiedział, że ja nigdy tego nie zaakceptuję i mówił, że mnie rozumie, a teraz robi całkiem coś innego. Czy to ze mną jest coś nie tak? Przepraszam za tak długą wiadomość, ale rozmawiałam z koleżankami i starszymi i młodszymi i każda podziela moje zdanie, ale z kolei koledzy chłopaka śmieją się ze mnie i mojego zachowania.. proszę powiedz mi czy jest czego żałować w tym związku?
TW. Zrozpaczony i zagniewany na życie - jak sobie poradzić z negatywnymi emocjami?

Jestem zrozpaczony, że muszę żyć i zagniewany, że pojawiłem się na świecie.

Myśli samobójcze jako mama trójki dzieci.

Myśli samobójcze. Jestem mamą trójki, dzieci, 7, 4 i 3 lata. Jestem mężatką, mąż wyjeżdża do pracy na 3 tygodnie, 2 tygodnie w domu. Relacje z rodzicami sięgają zenitu, już raz próbowałam sie wyprowadzić, ale wróciliśmy, nie stać nas na budowę domu. Mam myśli samobójcze, mam myśli, że zabijam rodziców, że zabijam dzieci, że nie chce żyć.

Praca na oddziale psychiatrycznym - wypalenie zawodowe, przeciążyło mnie to.
Dzień dobry. Pracuję od roku na oddziale psychiatrii. Poszłam do tej pracy ze względu na swoje doświadczenia z dzieciństwa i chęć wsparcia dzieciaków w budowaniu pewności siebie i nie poddawaniu się. Jestem osobą wysoką wrażliwą. Niestety to, czego doświadczam w pracy, przerosło mnie. Na co dzień rozmawiam z dziećmi, znam ich ból i powody, dla których postanowiły zrobić sobie krzywdę. Byłam u lekarza, dostałam leki przeciwlękowe i wróciłam do pracy. Choć myślałam, że sobie radzę to widzę, że ta praca już nie jest dla mnie. Już mam dość rozmów z dziećmi, już mam dość ich wspierania, nie potrafię słuchać, dlaczego trafili do szpitala i z czym się mierzą, nie chcę patrzeć na pocięte ręce, jestem bardzo zmęczona patrzeniem, słuchaniem, współodczuwaniem tego. Są dzieci, które są mi bardzo wdzięczne za to, co dla nich zrobiłam, że wysłuchałam je i po prostu byłam. Psycholog mi powiedziała, że wszystko co odczuwam sumuje się w wypaleniu zawodowym. Jestem tak zmęczona, że najchętniej uciekłabym i już więcej do pracy w zawodzie nie wracała, tylko nie wiem za co żyć. I tym samym nie stać mnie na jakiekolwiek wizyty prywatnie... A praca ta daje mi pieniądze na życie... Mam od pewnego czasu takie zawieszenia, że siedzę gdzieś na mieście, w ciszy wpatrzona w dal i nie mam siły ani ochoty na nic więcej. Jak uda mi się mieć dłuższy urlop, np. tydzień, to udaje mi się zapomnieć o wszystkim, zrobić coś dla siebie, pójść na spacer i się uśmiechnąć nawet, czuję się wtedy dobrze. Ale po chwili wraca szara rzeczywistość i znów nie jest kolorowo. Nie uważam, że powinnam iść na terapię z racji swojej przeszłości, bo wybaczyłam osobom, które mnie skrzywdziły i to już jest za mną. Naprawdę jest dobrze i było, dopóki moja wysoka wrażliwość nie pokazała się w tej pracy. Myślę nad zmianą zawodu. Zanim jednak to zrobię, muszę skończyć kursy/studia - to długa droga. Czy do tej pory (około rok może półtora) bezpiecznie jest zostać w tej pracy? Czy lepiej iść na L4? Rozważam też po prostu odejście z tej pracy. Nie mam planu B, jeśli odejdę. Nie mam innej pracy ani fachu w ręku. Ale czuję, że nie potrafię już pracować w obecnym zawodzie. I czuję, że z każdym dniem pracy mam dość ludzi i hałasu wokół. Nie mam siły na spotkania ze znajomymi, bo czuję, że nie mam kiedy odpocząć, a i tak nawet jak jestem sama ze sobą, to nie da się odpocząć. Co do wsparcia, to mam 2 przyjaciółki w innym mieście i tyle, albo aż tyle. I myślę, by do ich miasta się przeprowadzić. Tutaj złożyć wypowiedzenie w pracy. Przenieść się do miasta, gdzie mam przyjaciółki i możliwość spotkań w realu niż jak do tej pory na odległość i zacząć wszystko od nowa, od zwykłej pracy na recepcji choćby i szkolenia w nowym zawodzie grafika. Dziękuję za wysłuchanie i pomoc. Potrzebowałam to komuś napisać.
Chorując na depresję i dostając diagnozę raka, pomyślałem, że to koniec cierpienia. Jestem wyleczony, jednak nie podejmuję cyklicznych badań.
Witam, obecnie mam 29 lat. Od dłuższego czasu mam depresję. Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie nowotwór. Gdy usłyszałem o tym, to poczułem swego rodzaju ulgę, że to możliwe, że będzie już koniec. Z drugiej strony podjąłem walkę i wiadomo, że bałem się o zdrowie, ale było jakieś takie zadowolenie z tej sytuacji (gdy usłyszałem diagnozę to pierwsza moja myśl to była dosłownie słowo w słowo "aa czyli to już koniec cierpienia"). Ciężko to opisać. Ostatecznie można tak powiedzieć, że udało mi się wyleczyć raka. Teraz mam bardzo duże szanse na bycie zdrowym w 100%. Muszę tylko robić okresowe badania krwi na obecność markerów oraz robić rezonans/TK. Nie zgłaszam się do lekarza, sam nie wiem czemu. Trochę czuje się, jakbym robił sobie sam krzywdę, ale nie czuję takiej potrzeby, żeby pójść się przebadać. Zdaje sobie sprawę, że jakbym miał jakieś przerzuty, to bym tego prawdopodobnie nie przyjął jakoś na spokojnie, ale z drugiej strony mam takie wrażenie, że popełniam swego rodzaju samobójstwo. Kiedyś miałem myśli samobójcze. Nie uważam, że były to myśli jakoś szczególnie silne. Ogólnie uważam, że nie byłbym w stanie zrobić sobie czegoś. Czy ktokolwiek miał do czynienia z takim przypadkiem jaki mam ja? Nie potrafię znaleźć informacji na internecie, żeby ktoś się "ucieszył", że ma raka albo żeby podjął taką, można to nazwać, próbę samobójczą polegającą na po prostu normalnym życiu, ale bez podjęcia leczenia, które może, ale nie musi doprowadzić do jakiś problemów zdrowotnych.
Czy osoba, która żyje według pewnego schematu, obiecuje, że się zmieni,
Czy osoba, która żyje według pewnego schematu, obiecuje, że się zmieni, ale do tych zmian nie dochodzi, a pozostają jedynie obietnice i tłumaczenia, że potrzebuje więcej czasu .... w końcu może faktycznie się zmienić ? Ile szans powinna dostać taka osoba? Jak postępować w sytuacji kolejnego rozczarowania? Czy można w ogóle wymagać od innej osoby, aby się zmieniła?
Dzień dobry, mam 20 lat i mam problem z czymś, czego nawet nie potrafię trafnie opisać.
Dzień dobry, mam 20 lat i mam problem z czymś, czego nawet nie potrafię trafnie opisać. Od zawsze czułam się troszkę bardziej wrażliwsza niż inne dzieci. Dzieciństwo miałam udane, chodziłam do przedszkola, bardzo lubiłam tam spędzać czas. Byłam uśmiechniętą i głośną dziewczynką. Podobno nigdy nie raczkowałam, co zaskoczyło moich rodziców. Poza tym nic nadzwyczajnego się nie działo. Na świat w końcu przyszła moja młodsza siostra, na którą bardzo się cieszyłam. Nie byłam nigdy o nią zazdrosna. Bardzo lubiłam się z nią wygłupiać, bawić. Mam jedno wspomnienie, które będzie w stanie przybliżyć mój problem, do którego opisania zmierzam. Moja siostra miała maskotkę z wbudowaną pozytywką. Gdy się pociągnęło za sznureczek, to ta zaczynała grać. Prawie za każdym razem, kiedy słyszałam tę melodię, zaczynałam płakać, albo byłam po prostu bardzo przygnębiona (tak jest zresztą do dzisiaj). W szkole podstawowej zaczęły się moje duże trudności z nauką - przez całą moją edukację miałam ogromny problem z matematyką i innymi przedmiotami ścisłymi. Za to dobrze szły mi języki obce, a później w gimnazjum odkryłam miłość do języka polskiego. W podstawówce również doszło do rozwodu moich rodziców i z tego czasu nic nie pamiętam. Po prostu w pewnym momencie moich wspomnień tata zniknął z domu i mieszkał gdzieś indziej. Ta wrażliwość odnośnie zabawek wciąż przewijała się przez moje życie - bardzo mnie boli, gdy ktoś wyrzuca swoje pluszowe misie, psuje lalki itd. Ja w swoim pokoju wciąż mam dwie półki z pluszakami, a w łóżku mam ich jeszcze więcej. Niedawno moja siostra naszykowała do oddania dla naszej kuzynki swoje stare zabawki (jakieś pluszaczki, lalki, figurki, koniki) i również to sprawiło, że się rozpłakałam. Chciałam zaznaczyć, że jestem świadoma, że jestem dorosła. Chodzę na studia, mam przyjaciół, pracuję. Jednak ta wada, o której wspomniałam, trochę mi utrudnia życie. Jak wspomniałam na początku, zawsze byłam wrażliwa, szybko się wzruszam podczas słuchania muzyki, oglądania filmów, bardzo lubię pomagać innym, nie potrafię znieść widoku, gdy ktoś płacze, cierpi. Jestem jeszcze typem domatorki, gdy tylko wyjeżdżałam gdzieś na wakacje (nawet gdy miałam 16lat), to czasami mi się łza kręciła w oku, że opuszczam dom, mimo że wiedziałam, że przecież znowu do niego wrócę. Bardzo proszę o porady, czy to może mieć coś wspólnego z moim dzieciństwem? Czy to po prostu moja cecha charakteru i tak mam? Z góry bardzo dziękuję za pomoc.
Mąż krytykuje i lekceważy, ale twierdzi, że kocha - jak radzić sobie z huśtawką emocjonalną?

Mąż od roku jest czuły, nie wyzywa mnie, nie poniża, lecz potrafi krytykować każde słowo, które wypowiem odbiera jako atak jego osoby, że ja się o wszystko cyt ,, odpier....m,, ,o wszytko obwinia mnie, swoich błędów, zagrywek nie widzi, nie chce widzieć. 

Mimo wszystko twierdzi, iż mnie kocha, że jestem jego na zawsze. Sytuacja np. taka: pytam się, dlaczego nie odpisałeś mi na sms.?? Jego zachowanie, ataki agresja słowna, rzuca telefonem i po prostu mnie olewa. Zamyka oczy, jak do niego mówię, lekceważy. Po chwili kiedy naprawiłam mu coś w telefonie on do mnie nagle jakby nic się nie stało tekst cyt.,, przepraszam nie powinienem tak się zachować..,, nie wiem, czy on bierze sobie coś do serca czy zamydla oczy, aby wybielić samego siebie?? 

Potrafi powiedzieć, że ja stwarzam do awantur. Lecz za każdym razem to ja wychodzę z inicjatywą, staram się spokojnie z nim rozmawiać, aby opanował emocje, usiadł porozmawiać spokojnie. Niestety na nic jest zapary i uparty. Mąż nie interesuje się życiem rodzinnym, dziećmi nawet moimi oczekiwaniami, potrafi mówić min cyt,, mam wyjeb..ane,,. 

Czy to miłość paltoniczna, czy uciekać od niego czy jednak gdzieś jest uszczerbek uczuć??? Za każdym razem pisze mi, że ślicznie wyglądam, że ma na mnie ochotę. Nie mam co narzekać, sprawy intymne są na plus. Mąż raz super facet, raz jakiś opętany, nie potrafi wyjaśnić, czemu co się dzieje, mówi, że nic, ale jednak zauważam, że coś nie tak. Bardzo proszę o poradę co myśleć, co robić jestem już bezsilna, bezradna. Kocham go, lecz takie zmiany nastroju mnie dobijają, nie mam siły. 

Mówiłam o tym mężowi, pocałował mnie, zapewnia o szczerych uczuciach. Czy coś tu nie tak??? 

Widzę, że nie da się z nim logicznie porozmawiać...ciągle baza praca sex praca sex, nic innego nie interesuje nie rozmawiamy o czymkolwiek

Od lat borykam się z apatią. Nie mam planów na siebie. Na swoje życie. Na jutrzejszy dzień. Nawet na dzisiejszy. Stałą pracę zaczęłam na początku stycznia - od tego czasu miałam tylko 1 dzień "wolny" - ze względu na przeprowadzkę do kawalerki. Nie umiem przestać pracować. Mam wtedy poczucie straty pieniędzy, czasu. Liceum skończyłam w kwietniu ubiegłego roku. W tym czasie mieszkałam u rodziców. Od maja aż do września wyszłam z domu - dosłownie z domu, choćby do psa - jakieś 3 razy. Nigdzie indziej. Potrafiłam całymi dniami spać, marnować czas. Nie mam ambicji, planów na siebie, a mój stan apatii utrzymuje się ze mną aż od czasów gimnazjalnych. Do tego chroniczny smutek i żal wynikający właśnie z tego braku pomysłu, planu. Nie mam znajomych, przyjaciół, kolegów nawet. Nie przesadzam. Mój Messenger jest używany tylko do komunikacji z mamą, a aplikacja od SMS tylko do zaoytan do klientów. Nikogo z rodziny nie kojarzę. Sióstr, kuzynów, wujków, dziadków nie mam. Jestem adoptowana, może dlatego nie znam nikogo. Nigdzie nie wychodzę. Nie chcę. Nie czuję potrzeby. Nie umiem. A jednocześnie przygnębia mnie to, że nie chcę i nie czuję potrzeby. Jestem aseksualna. Chyba. I aromatyczna. Chyba. Te samodiagnozy nie są najlepsze. Ale tak czuję od lat. I to też mnie boli. Czuję się wybrakowana. Chciałabym czuć cokolwiek. A jedyne co czuję, to wypalenie, smutek i bezsens wszystkiego. Nie mam celu. Najchętniej skinczylabym to wszystko. Ale w sumie po co? Nikomu nie wadzę w życiu, bo nikogo nie mam. Dużo razy w poprzednich latach pisałam długie wypociny na temat tego, co jest nie tak. Kilka razy dłuższe niż ten wpis, który obecnie czytasz. Wszyscy kierują do psychologów, psychiatrów, seksuologów. A mnie na to nie stać. Nie stać mnie, żeby odłożyć sobie chociaż 200 zł na poczet mojego zdrowia psychicznego. Czuję się żałośnie. Nie lubię się użalać. Nie robię tego. Mam nadzieję. Po prostu wiem, że nikt by nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Że zniknęłam. Z rodzicami też nie mam super więzi, tolerujemy się. Cóż. Niby umrzeć byłoby szybciej, ale skoro moje życie to nędzna wegetacja, wychodzę z założenia, że mogę się przemęczyć jeszcze trochę. Ale z drugiej strony... Po co? Jestem zmęczona tą nicością.
Rodzice wymagają pełnej opieki i odpowiedzialności za nich, w zamian nie dając wsparcia.
Dzień dobry. Sprawa jest złożona, ale postaram się opisać jak najbardziej konkretnie. Jestem przed 40. Mam męża i 2 dzieci. Zawsze byłam przywiązana do mojej rodziny. Mama była jedynaczką i mieszkała ze swoimi rodzicami. Ja mam jedną siostrę. Siostra po ślubie wybudowała dom zaraz obok rodzinnego, w jednym ogrodzeniu. Wszyscy myśleli, że jakoś się dogadamy. Mój mąż pracuje za granicą. W mojej rodzinie od zawsze nie mówiło się, co komu leży na duszy, ale po prostu przychodził czas boczenia się i nieodzywania i trzeba się było domyślić, za co tym razem te fochy. Ja, głupia ja, namówiłam męża, abyśmy zostali w domu rodzinnym...no przecież dom miał być dla nas, skoro siostra się wybudowała. No ale mimo, że chcielibyśmy wyremontować konkretnie ten dom (choć i tak włożyliśmy już w niego z 80 tys) to wszelkie pytania o zapis są zbywane. Najpierw mama musiała przejść na emeryturę, potem covid a na końcu dowiedziałam się, że najpewniej od razu oddałabym ich do domu starców... To, że ja chcę żyć po swojemu odbierane jest jako policzek, że nie robię tak jak oni by chcieli. Moja babcia jeszcze żyje i ona dużo złego zrobiła w relacjach między nami. Z siostrą nie rozmawiam. Obraziła się, bo powiedziałam jej, że wszystko dostała (rodzice i dziadkowie pomogli im wybudować dom, brali kredyty, które później spłacali...urządzili wesele, wspomagali finansowo) a ja nawet nie mogę mieć zapisanego obiecanego domu. Mama mówi, że nam tylko na zapisach zależy. Nie. Chcielibyśmy remontować na swoim, a nie, że po paru latach okaże się, że połowę domu jednak zapiszą mojej siostrze. Mój mąż mówi, że od początku czuje się nieakceptowany (bo nie daje sobą sterować) i kilka lat temu myśleliśmy o pójściu na swoje. Mnie powstrzymywała myśl, że rodzice się starzeją, że będą potrzebowali pomocy, też tej finansowej, no ale starsza córka jest lepsza, bardzo im się przymila i podejrzewam, że dużo też mąci. Konflikty z siostrą ( a raczej nieodzywanie się) wynika z tego, iż jej najmłodsza córka (obecnie 10 lat) od kilku lat jest wobec moich dzieci złośliwa, namawia ich do głupich rzeczy, pokazuje im swoje miejsca intymne, a mój młodszy syn ma zaledwie 5 lat..miałam wiele razy o to pretensje. Dodatkowo a propos tego mieszkania w jednym ogrodzeniu, córka jak i starsi synowie bez problemu przychodzą do "naszego" domu, a moje dzieci nie mogą tam ( do domu siostry) chodzić, bo albo drzwi zamkniete albo zwyczajnie przyjmą ich na progu i powiedzą, że nie mają czasu. Moim dzieciom bardzo smutno z tego powodu, a nikt nie widzi w tym problemu. Nie wiem co robić, z jednej strony czuję się zobowiązana pomagać rodzicom, ale ewidentnie nie chcą nam tego domu zapisać, a wiedzą , że zrobilibyśmy generalny remont i im też żyłoby się wygodniej. Dom jest z lat 60 i wiele technologii też z tego czasu. Z drugiej strony jest mąż i dzieci, dzieci którym ciasno, które chciałyby mieć osobny pokój, które chciałyby wziąć prysznic....takie prozaiczne sprawy. I rodzice nie myślą o tym, że nam ciasno....każdy myśli o sobie. Teraz mąż mówi, żeby jakoś przecierpieć i że rodzice się starzeją i w końcu może zmiękną, a rodzice tak się dumą unieśli, że gdybym zostawiła na stole kubek na tydzień to stałby w tym samym miejscu. Kiedy bylismy na 2 tyg wakacjach to dom był tak zapuszczony po powrocie, ze pierwsze co musiałam czyścić toalety, do tego nikt się nie poczuwa. Ja w tym domu nie mam prawa głosu (choć jak już się postawię to są pretensje i obraza). Mąż mówi, że ....to nie są normalne relacje i że powinnam się od rodziny odciąć. Mnie samej jest bardzo źle, stałam się nerwowa, pesymistyczna, wszystko widzę w czarnych barwach i najgorszych możliwych scenariuszach, jeżdżę na masaże lecznicze, bo od napięcia zaczęłam mieć bóle i zawroty głowy. Na dodatek jestem z tym sama, bo mąż przyjeżdża co miesiąc na 3-4 dni i później ze wszystkim jestem sama, a mam tego pecha, że wszystko biorę do siebie. Teraz żałuję, że nie posłuchałam go te 8 czy 10 lat temu, że postawiłam na rodziców a nie na męża :( Nie widzę teraz żadnego wyjścia z sytuacji. P.S. Podczas jednej z "rozmów" mama niemalże chciała mi wmówić, że ojciec miał 2 zawały serca przeze mnie. Rozumiem, że on nie może się denerwować, ale palić i pić może i reagować na mój widok soczystą "kur*ą" mówioną pod nosem... Jak mogło do tego dojść, że choć ja miałam dobre intencje teraz w domu jest nie do wytrzymania dla wszystkich. I że moi rodzice aż tak mnie ..nie lubią? Nie odżegnuję się, bo mam swoje za uszami, ale w mojej rodzinie wszyscy są pamiętliwi i po kilku latach potrafią wyjąć (poważnie!) z pudełeczka karteczkę, gdzie jest napisane co i kiedy złego zrobiłam, czy powiedziałam. Żyję w ciągłym poczuciu winy względem męża, dzieci, że to ja zdecydowałam o naszym losie, że mimo lat pracy za granicą nie dorobiliśmy się niczego, bo ja naiwnie wierzyłam w zapewnienia "będzie wasza". Przepraszam za ten elaborat, szukam pomocy u kogoś, kto być może spojrzy na ten problem na zimno i powie, że może przesadzam...?
Chce mi się płakać z byle powodu - czy to normalne?
Czy to normalne że z byle powodu chce mi się płakać? Nigdy tak nie miałem. Ciężko mi się odnaleźć z takiej sytuacji. Smutek i rozżalenie utrzymuje się już od jakiegoś tygodnia
Agresywny mąż wobec mnie i dzieci. Czy terapia w ogóle ma szansę pomóc?
Witam. Czy mąż który znęca się psychicznie nade mną i dziećmi ma szansę na wyleczenie? Na początku po ślubie było ok. Po pojawieniu się dzieci mąż zrobił się agresywny. Bo przeszkadzał płacz dziecka, bo hałas, bo niegrzeczne. Mąż zaczął wyzywać szczególnie starsze dziecko. Groził, że nas pozabija, dużo pije. Piwa, ale dużo. Prosiłam, rozmawiałam wszystko na nic, bo tłumaczył się, że nie ma nerwów (trochę w ostrzejszych słowach). Kiedy powiedziałam dość, że dzwonie na policję, że chce rozwodu nagle się zmienił. Chce iść na terapię. Tylko czy jest szansa, że się zmieni? Że nie wrócą napady agresji? Ja chce dla moich dzieci wspaniałego dzieciństwa. Beztroskiego, spokojnego i bezpiecznego. Bez przekleństw, wyzwisk. Przyznam, że nie mam już siły i moje uczucia dawno się wypaliły. Chyba w momencie jak pierwszy raz nazwał naszego synka sku...nie mam już siły. Chciałabym się skupić na dzieciach, a nie martwić się czy mąż nie wróci do swoich upodobań.