Left ArrowWstecz

W wieku nastoletnim odeszła moja mama, 4 lata temu mój brat popełnił samobójstwo. W tamtym roku byłam u psychiatry, przestałam sobie radzić z problemami

Dzień dobry. W wieku nastoletnim odeszła moja mama nagle nie wstała z nocy, 4 lata temu mój brat popełnił samobójstwo, poroniłam ogólnie wiecznie jakieś problemy. W tamtym roku byłam u psychiatry, przestałam sobie radzić z problemami, miałam też myśli samobójcze, dostałam leki brałam 3 miesiące, ale nie dawały żadnych efektów wiec zrezygnowałam z leczenia. Dalej mam wahania nastrojów, a najgorsze są moje napady agresji, denerwuje się czasami o nic. Wybucham, trzęsą mi się ręce, nie mogę złapać powietrza. Co mam zrobić w takiej sytuacji? Jaka może być przyczyna?
Adrianna Czajka

Adrianna Czajka

Dzień dobry. W Twojej wypowiedzi widzę, że bardzo dużo przeszłaś. Warto skonsultować się z psychologiem czy udać się na psychoterapie - wydarzenia które Cię spotkały, pozostawiły ślad w postaci traumy. By przestać z nią walczyć ( a wynikiem tej walki są opisywanie przez Ciebie napady agresji), warto ją przepracować, właśnie na psychoterapii. Dobranie odpowiednich leków psychiatrycznych może zająć sporo czasu. To że jedne nie przyniosły rezultatów, nie znaczy, że inne nie mogą pomóc. Warto skonsultować się z psychiatrą - opowiedzieć o swoich problemach, o nieudanej historii leczenia i oczekiwaniach - tak, by mógł dobrać nowe, odpowiednie leki.
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Trudności w panowaniu nad gniewem, krzykiem, do tego brak tego uczucia do męża, co kiedyś.
Witam, od pewnego czasu, już w sumie ponad rok, mam taki problem, że jestem ciągle zdenerwowana. Czasem mam dzień, że dosłownie wszystko mnie denerwuje, ale czasem jest też dobrze Jestem mamą dwójki dzieci 1 i 4 lata Jestem z nimi praktycznie sama, bo mąż pracuje za granicą, jest co weekend, ale narazie nie ma możliwości, aby został z nami Pomocy od babć i innych osób z rodziny nie mam praktycznie żadnej Każde wyjście do dentysty czy do fryzjera wiąże się z nerwami, a kto z nimi zostanie, kto się nimi zajmie itp Od pewnego czasu mam taki problem, że krzyczę, po prostu nie potrafię rozmawiać, tylko we wszystkim widzę problem i od razu zaczynam krzyczeć (potem mam wyrzuty sumienia, że robię to niepotrzebnie), ale nie umiem inaczej. Z mężem również dogadujemy się średnio, mimo że jak jest z nami to widzę, że się stara, dba o mnie i o dzieci, zawsze myśli o nas, mimo to ja w nim też widzę problem i mimo to, że wiem, że on robi coś dobrze, ja muszę wykrzyczeć, że wszystko co robi jest źle . Wczoraj powiedział mi, że te moje krzyki i kłótnie bezsensowne są już nie do wytrzymania Każde nasze zbliżenie jest dla mnie jak męczarnią. On naprawdę się stara, nie naciska na mnie, kupuje jakieś drobne i czasem też bardzo drogie prezenty dla mnie, ale ja nie czuję tego, co kiedyś. Nie lubię się już nawet całować, nie sprawia mi nic przyjemności i zmuszam się do tego, najchętniej zostałabym sama. Nie wiem co ze soba robić, nie chce, żeby nasz związek się rozpadł przeze mnie Mamy wspaniałe dzieci i nie wyobrażam sobie tego, że kiedyś moglibyśmy być osobno z mężem.
Poczucie lęku i niezadowolenia z przebiegu życia. Jak długo trwa terapia dla efektów?

Od jakiegoś czasu zmagam się z uczuciem, że moje życie nie zmierza w kierunku, który sobie wymarzyłam. Zaczęło się od momentu, gdy zauważyłam, że coraz częściej zastanawiam się nad tym, co osiągnęłam i czy to wystarczy. Te myśli prowadzą do lęku, który zaczyna mnie przytłaczać. Zaczęłam unikać sytuacji, które wcześniej były dla mnie normalne, bo boję się, że nie sprostam oczekiwaniom – swoim i otoczenia. 

Czy to możliwe, że kryzys wieku średniego jest odpowiedzialny za te zaburzenia lękowe? Chciałabym wiedzieć, jakie kroki mogę podjąć, aby poradzić sobie z tym stanem. Czy są techniki, które mogłyby mi pomóc w radzeniu sobie z lękiem? Słyszałam, że terapia poznawczo-behawioralna jest skuteczna w takich przypadkach, ale nie jestem pewna, jak wygląda przebieg takiej terapii i czy rzeczywiście mogłaby mi pomóc uporać się z tym kryzysem. 

Zależy mi na tym, aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem i znowu cieszyć się codziennością. Jak długo może potrwać proces terapii, zanim zauważę pierwsze efekty? Będę wdzięczna za wszelkie wskazówki i porady, które mogłyby mi pomóc w zrozumieniu i pokonaniu tych trudności.

Czuję się zagubiona-mieszkałam z przemocową babcią, tata zostawił bez pomocy, nie potrafię znaleźć pracy ani spełniać się.
Mam pytanie, bo nie wiem, co zrobić. Od matury mieszkałam z przemocową Babcią. Nie pozwalała mi na nic, stosowała przemoc. Nie potrafiłam się wyprowadzić, bo były potrzebne na to pieniądze. Mój Tata zostawił mnie bez pomocy. Nie mam pracy. Skończyłam studia, po których nie mogę żadnej pracy znaleźć. Leczę się na stany lękowo-depresyjne. Chciałabym jeszcze iść na studia, marzyłam o rodzinie. Proszę o pomoc
Córka ma lat 11, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, zachowuje się, ubiera i maluje jak 16-17 latka
Córka ma lat 11, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, zachowuje się, ubiera i maluje jak 16-17 latka, w głowie raczej na 11 lat. Konflikt z ojcem, ignoruje go, często powtarza, że nienawidzi. Z premedytacją robi mu na złość. Często straszy mnie, że zrobi sobie krzywdę. Gdzie się udać po pomoc, co robić, jak z nią rozmawiać?
Czuję się niepotrzebna w 23-letnim małżeństwie: brak wsparcia i bliskości od męża

Witam. Od pewnego czasu czuję, że lepiej byłoby wszystkim, gdybym zniknęła z ich życia, a zwłaszcza męża. Jesteśmy małżeństwem 23 lata. On był moim pierwszym chłopakiem i ostatnim. Mamy trzy córki, najmłodsza 15 lat i tylko ona jeszcze z nami mieszka, dwie starsze już na swoim. Od kilku miesięcy może dłużej mam wrażenie, że mu przeszkadzam. Jest dobrze (wg niego) jak się nie odzywam, robię swoje on swoje, wieczorem obejrzymy film i to tyle ze wspólnie spędzonych chwil. W łóżku coraz rzadziej dochodzi do zbliżeń. Niby mnie przytuli, ale to nie jest takie prawdziwe przytulenie, a raczej powalenie na mnie ręki i tyle. Gdy tylko odezwę sie, że coś mi nie pasuje, że mało rzeczy razem robimy, że nie czuje się ważna dla niego, to albo stwierdza że wymyślam, albo kończy się okresem milczenia i udawania ze wszystko jest w porządku przecież!? I ta cisza trwa, dopóki ja się nie odezwę pierwsza. Gdy już coś uda nam się ustalić, gdzieś razem wyjść to głównie z mojej inicjatywy. Jak on ma coś wymyślę to raczej nie doczekałabym się. Żadna terapia małżeńska nie wchodzi w grę, bo on nie widzi problemu i obcym ludziom nie będzie nic opowiadał. Ja wychowałam dzieci, mąż wciąż pracował, nigdy nie poczułam, że jest mi wdzięczny za cokolwiek, a sam oczekuje pochwał za wszystko. Jak dzieci były małe, to żyłam i jakoś to funkcjonowało, teraz jak dzieci dorosłe to sami ze sobą nie wiemy, jak żyć...

Mam już skończone 24 lata, a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku
Od dłuższego czasu zmagam się z problemem dotyczącym mojej przyszłości. Mam już skończone 24 lata a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku (był jeden krótki zakończyłam go nie pasowaliśmy do siebie.) Od tego czasu minęło 5 lat, nie mogę znaleźć nikogo normalnego, tracę tylko czas. Trafiam na facetów, którzy są narcyzami, typy mamisynków lub pragną tylko seksu i nic poza tym. Próbowałam odnawiać znajomości ze szkoły, na portalach randkowych jednak mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Nie udaje się najczęściej umawiają się na spotkania-nie przychodzą albo po miesiącu zakończą znajomość. I tak tracę czas. Zaznaczę, że w realu ciężko poznać mi faceta, niestety nie mam gdzie wyjść, bo nie mam z kim. Nie mam znajomych, przyjaciół, by wyjść razem, chociażby na jakiś festyn rodzinny czy jakaś wieczorową zabawę. Jako jedyna z rodziny zostałam obecnie singielka i zaczęli mi dogryzać z tego powodu, stało się to przytłaczające. Każdego razu, gdy się widzimy, padają teksty "kiedy masz ślub" " gdzie zgubiłaś tego twojego" " idź zobacz stoi pod drzwiami" " widzieliśmy go, ale brzydki"- teksty odnoszą się do faceta, z którym mi nie wyszło okazał się mamisynkiem a oni nie dadzą spokoju, tylko coraz bardziej śmieją się ze mnie. Boje się, że nigdy nie ułożę sobie życia jak każdy z członków rodziny na zawsze zostanę sama. Siostra kuzynostwo mają już kolejne dzieci, planują śluby, nawet młodszy brat a u mnie marne szanse. Jeżeli od 5 lat trafiam na coraz gorszych facetów, czas mi ucieka i wszystko stoi w miejscu. Nie wiem już, co robić mówią, że miłość sama przyjdzie, ale nie uwierzę w to. Jak się nie załamywać w takiej sytuacji widząc, gdy inni są szczęśliwi, a mi tyle czasu się nie udaje?
Dzień dobry od dawna a tak konkretnie borykam się z moją straszna matką od zawsze kiedyś taka nie była ale teraz jest straszna mam 24 lata oraz dziecko, wychowuję sama ponieważ mąż wolał mnie opuścić..mojej mamie wszystko nie pasuje jak wychowuję syna cały czas mnie wyzywa że jestem najgorszą osobą nawet padł tekst że mam się iść zabić .. boje się jej nawet często podnosi na mnie rękę mimo to że jestem już pełnoletnia mieszkamy koło siebie a dosłownie drzwi w drzwi ponieważ kazała mi się wprowadzić inaczej byłam szantażowana.. nie mogę nic zrobić jest bardzo źle dodam iż nadużywa alkoholu oraz lubi sobie chodzić późnymi wieczorami aby się u mnie awanturować oraz mnie krytykować i znęcać psychicznie już nie mogę tak dłużej boje się jej i tego wszystkiego tutaj moja psychika przestaje działać cały czas płacze nie chce mi się już żyć nie widzę sensu życia gdyż ja go nie mogę normalnie prowadzić jestem wykończona fizycznie jak i psychicznie dostaje napady lękowe mam zawroty głowy trzęsę się nie mam siły wstać a co dopiero zająć się czym kolwiek w domu czy da mi się jakoś pomóc?
Czy osoba, która żyje według pewnego schematu, obiecuje, że się zmieni,
Czy osoba, która żyje według pewnego schematu, obiecuje, że się zmieni, ale do tych zmian nie dochodzi, a pozostają jedynie obietnice i tłumaczenia, że potrzebuje więcej czasu .... w końcu może faktycznie się zmienić ? Ile szans powinna dostać taka osoba? Jak postępować w sytuacji kolejnego rozczarowania? Czy można w ogóle wymagać od innej osoby, aby się zmieniła?
Jak zacząć myśleć o sobie pozytywnie po stracie dziecka i braku wsparcia?

Dzień dobry, 

Piszę z zapytaniem, ostatnio moje życie obróciło się do góry nogami. Byłam w ciąży, lecz straciłam moje dziecko. 

Od nikogo nie dostałem wsparcia ani od rodziny, ani od chłopaka. Wręcz przeciwnie zostaje poniżana, wyzywana. Szczerze bardzo mnie to boli. Na początku starałam się innym wyjaśnić, co mnie boli, lecz nie rozumieją moich uczyć. Nie umiem odejść od nich, bo są dla mnie ważni. Na zewnątrz jestem uśmiechnięta, a w środku załamana. Nie myślę o sobie, tylko jak uszczęśliwić innych. Martwię się o innych, troszczę, a za to dostaje odrzucenie. 

Chcę popracować nad tym, żeby myśleć o sobie, lecz nie umiem. Dlatego piszę tutaj z zapytaniem, jak zacząć myśleć o sobie pozytywnie i zająć się sobą?

Problemy ze zdrowiem fizycznym jeszcze bardziej zaostrzyły trudności psychiczne.
Potrzebuję gdzieś wyrzucić z siebie... wszystko... Znowu mam myśli, że w zasadzie nie mam ochoty żyć, nie chcę też umierać, ale nie jest mi łatwo. Od wielu lat walczę o swoje zdrowie psychiczne, ale zawsze pojawia się coś, co mi je niszczy. Zazwyczaj zdrowie fizyczne, a raczej jego brak i inne problemy. Już było dobrze, realizowałam swoje plany, czułam się szczęśliwa, ustabilizowałam swoje życie i miałam ambitne plany względem wyjazdów czy szukania związku. I oczywiście coś musiało we mnie strzelić. Gdyby to była tylko rzecz na chwilę, wyleczyłabym się i ruszyła dalej, ale tak nie jest i najgorsze, że nieustannie te złe rzeczy na mnie spływają. Najpierw zaczęło się od problemów z wyrastającą 8, potworny ból, nieprzespane noce, do tego ciężka sytuacja w pracy, a kiedy już ją usunęłam i myślałam, że wszystko będzie ok, to nie... tu inny ząb do leczenia, miesiąc po usunięciu, a dalej czuję ból, nie mogę poruszać szczęką, lekarz mi nie pomoże, kolejna dawna silnych antybiotyków i zalecenie fizjoterapii, która kosztuje od groma. Już nie wspomnę o samych kosztach, jakie ostatnio poniosłam. I najgorsze, że wcale nie jest lepiej, przez osłabienie pojawiły się kolejne choroby. Jestem zmęczona, nie jestem w stanie nic robić, pójść na siłownię itd., do tego dochodzi samotne znoszenie tego wszystkiego. Nie jestem w związku, znajomi mają swoje życie, nawet nie mają czasu się ze mną spotkać. Płaczę w samotności i czuję bezsens tego wszystkiego... I jedyne, co słyszę to to, że "inni mają gorzej" albo że "trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej", a ja tę nadzieję straciłam :(
Jak radzić sobie z traumą po gwałcie i niepewnością co do ojcostwa dziecka?

Tak w skrócie / dużym Jestem kobietą, która przez wiele lat żyła z ciężarem, którego nie potrafiłam z siebie zrzucić. Kiedyś – jeszcze zanim zostałam żoną – zostałam zmuszona do stosunku. Zostałam pobita, zgwałcona (nie zgłosiłam tego. Ikony, jak większość ofiar). Przerażona uciekłam do człowieka, którego kochałam, szukając w nim ratunku. Zaszłam w ciążę i szczerze wierzyłam, że dziecko jest mojego partnera. Pobraliśmy się. Nigdy Nie robiłam testów DNA, bo nie miałam powodów – daty się zgadzały, lekarz nie wzbudził niepokoju. Dopiero później zaczęły mnie dręczyć wątpliwości. Moja córka fizycznie nie przypomina nas i… od tamtej pory noszę w sobie potworny ból. W końcu powiedziałam mężowi całą prawdę – także o przemocy. On został. Kocha mnie i dziecko. Ale ja nadal nie umiem sobie wybaczyć. Ciągle czuję, że noszę coś, co mnie niszczy od środka – wstyd, poczucie winy, samotność. Dlatego szukam wsparcia. Żeby zrozumieć, jak przeżyć z tą historią i wrócić do siebie.

Czy mogę zrobić coś, by partner uwierzył w ratunek dla naszej relacji? Czy lepiej się rozstać?
Dzień dobry. Rozstałam sie z partnerem po 2 letnim związku, po 2 miesiącach zaczęliśmy się znów spotykać i znów weszliśmy w relacje (znów razem mieszkamy). Gdy rozmawiamy o sprawach typu zakup psa, on wyraża kiedy, że może za miesiąc albo o wspólnym spędzeniu sylwestra to też odpowiada gdzie. Natomiast, gdy zadaje pytania odnośnie nas, czyli czy chce ze mną być? Czemu nie pokazuje mi tak dużo uczuć i czy wciąż patrzymy tylko na siebie, jako coś stałego to odpowiada, że „nie wie, musi to przemyśleć, potrzebuje czasu, że chce zobaczyć moją zmianę, że nie będę taka, jaka byłam przed rozstaniem i ze musi zobaczyć, że się zmieniłam wiec mam mu dać czas, i że podejmie decyzje”. A jednocześnie mówi „jeśli przestaniesz się starać i udowadniać to ja też przestanę i już” jakby mu zupełnie nie zależało, nie wiem co mam o tym myśleć? Jest szansa na uratowanie tej relacji? Czy ja naprawdę jestem w stanie zrobić coś, by pomoc partnerowi uwierzyć znów w nas? I wejść w ten związek na 100%? I czy on faktycznie przetrwa czy lepiej spróbować odejść?
Mam 12 lat, odczuwam objawy depresji, zniechęcenie, brak radości i obniżoną samoocenę. Nie radzę sobie, a rodzicom nie ufam we wsparciu.
Mam 12 lat, wszystko było normalnie. Od 4 tygodni czuję, że coś we mnie pękło, straciłem zainteresowania, które kiedyś mi sprawiały przyjemność, kiedyś dla przyjemności się uczyłem nawet po 6 godz(nawet uczyłem się z podręcznika do 1 liceum z matematyki różnych rzeczy np. logarytmów, ale później mnie nauczycielka matematyki, która mi go dała, zniechęciła mnie do tego, choć samą nauczycielkę lubiłem). teraz jestem niczym, nic nie robię z własnej inicjatywy, leżę w łóżku i co najwyżej posłucham muzyki. W szkole się po prostu zmuszam jakoś tak, że nikt nie zwraca na to uwagi. W domu nie robię nic oprócz tego, do czego mnie zmuszają rodzice, bo nie mam siły. Dlatego, że nie mam stwierdzonej żadnej choroby psychicznej(podejrzewam u siebie depresje dlatego, że mam jej symptomy) przez co jeszcze bardziej czuję się źle ze świadomością, że to może być mój głupi wymysł, aby uzasadnić moją głupotę, aroganctwo, chamstwo, egoizm oraz lenistwo - to też mnie demotywuje do poinformowania mojego psychologa szkolnego. A swoich rodziców na pewno nie mam zamiaru poinformować, bo nie mam do nich zaufania oraz ogólnie nie darzę nikogo pozytywnymi uczuciami, najczęściej, po prostu, nikogo nie darzę uczuciami a własnej matki nienawidzę, cały czas tylko się z kimś kłóci, obraża kogoś lub wyzywa a później udaje kochaną mamusię(albo ma po prostu skrupuły). Czuję, że nie mam przyjaciół, choć tacy mnie otaczają to nie czuję, że nimi są, przez co czuję się jeszcze gorzej z myślą, że nie potrafię z nikim prowadzić zdrowej relacji - naprawdę okropnie to boli, czuję przez to ciągły stres związany ze szkołą. Przez to wszystko mam ochotę popełnić samobójstwo, aby to wszystko zakończyć, ponieważ wiem, że moje życie donikąd prowadzi, jest tylko jednym długim kółkiem pełnym bólu zarówno fizycznego, jak i psychicznego, pełnym stresu, strachu oraz lęku przed rozpoczynaniem jakiejkolwiek konwersacji, wszystko co w życiu sprawiało mi przyjemność teraz jest dla mnie bólem, wszystkie moje zajęcia jakie miałem, teraz są dla mnie zbyt męczące, przez co jestem zły na siebie ze świadomością, że nie mam siły, na naukę, która kiedyś była przyjemnością o tyle dobrze, że jeszcze moje oceny się nie posypały, bo choć nauka w szkole jest cięższa pod względem słuchania oraz wnioskowania z wypowiedzi nauczycieli to samo robienie sprawdzianów oraz kartkówek już nie aż tak bardzo(może dlatego, że kiedyś się tego nauczyłem?). Jestem po prostu beznadziejny we wszystkim co robię, czuję, że wychodzi okropnie wiem, że tylko wszystkich zawodzę oraz niszczę swojej klasie życie poprzez swoją arogancję, którą pokazuję swoimi ocenami, wiem, że ci cierpią przeze mnie, przez to jak muszą patrzeć jaki jestem lepszy od nich a ja czuję, że jestem gorszy, choć oceny tego nie pokazują to się czuję gorszy od każdego. Na dodatek w mojej szkole jestem pośmiewiskiem, choćby ze względu na moje nietypowe zachowanie(najwyżej dla innych jest ono nie typowe), ponieważ w przeciwieństwie do nich jestem przez większość czasu smutny, nauczyciele tego nie zauważają, ponieważ myślą, że jestem tak bardzo poważny. Grono takich osób tylko się zwiększa a ci żartują sobie ze mnie w każdej możliwej sprawie tak, że nie da się tego znieść psychicznie, pogarszają oni tylko mój stan psychiczny i utwierdzają mnie w przekonaniu, że wszystko jest ze mną nie tak, sprawiają mi ból psychiczny prawie codziennie. Możliwe, że jest to jeden z powodów, dlaczego podchodzę do relacji w taki socjopatyczny sposób. Także często przeprowadzam w głowie najrozmaitsze rozmowy takie, które nawet miałyby prawo istnieć, lecz często się nie wydarzają, co mnie lekko frustruje(to co napisałem w tym zdaniu jest raczej ciekawostką, ponieważ wątpię, aby miało coś z tym wspólnego, też chciałem o tym komuś powiedzieć). Proszę aby ktoś mi powiedział co powinienem zrobić i czy to w ogóle jakaś choroba czy moje wymysły. Przepraszam, jeśli w niektórych miejscach są nagłe wcięcia tematów, ale dopisywałem parę rzeczy na koniec przed wysłaniem oraz przepraszam za wszystkie błędy w tekście jeśli takie tam są. Ps. Wiem że jestem głupim bachorem ale prosiłbym o odpowiedź nie nakreśloną tym że jestem młody a co za tym idzie nie doświadczony w rządnych aspektach życia, Dziękuję. Pozdrawiam Jakub
Kto może pomóc osobie zmagającej się z zaburzeniami psychicznymi?
Dzień dobry, Co się robi w sytuacji ,gdy ktoś choruje psychicznie, nie radzi sobie z czynnościami dnia codziennego i z załatwianiem spraw dla swojego domu ,a nie ma kto z nim być i mu pomagać. Kto wtedy pomaga takiemu człowiekowi?
Jak radzić sobie z lękiem przed konsultacjami z dziekanem po krytyce

Dzień dobry, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.

W czerwcu byłam na konsultacjach u pani dziekan, skrytykowała mnie za to, że napisałam prośbę o pomoc do pełnomocnika, do spraw studentów. Chcę dodać, że do niej też napisałam, opisując swój problem. Tydzień temu na ostatnim seminarium usłyszałam, że moja praca wymaga konsultacji z nią nie tylko na seminarium, ale także poza nim. Na samą myśl o konsultacjach mnie paraliżuje. Nie wiem, co robić

Jak poradzić sobie z samotnością w średnim wieku, bez wchodzenia w głębsze relacje?
Jak poradzić sobie z samotnością w średnim wieku, bez wchodzenia w głębsze relacje?
Pomoc dla osoby z zespołem Aspergera poszukującej wsparcia terapeutycznego i prawnego w trudnej sytuacji rodzinnej

Mój ojciec, mama moja i brat mój z partnerką ojca mojego szukają terapeuty lub ośrodka dla osób z zespołem Aspergera, ponieważ terapia zajęciowa, na którą chodzę w województwie łódzkim, chce napisać do kuratorium oświaty, żebym został przeniesiony do placówki, która by się specjalizowała pomocą osobom z autyzmem. W domu matka moja dostaje ataki od dziadków swoich, którzy nam dokazują i dokuczają, tak jak partner jej, który wyżywa się na mnie o wszystko i chciałby, abym zamieszkał ze swoim ojcem w Warszawie. Tak samo dziadek mój, który wyzywa ojca mojego i jego partnerkę Izę, również straszy mnie wojskiem i wysyła pisma do prokuratury na moją rodzinę. Przed świętami Wielkanocnymi zagroziłem mu, że złożę zeznania przeciwko niemu i że chętnie zostanę przesłuchany w tej sprawie oraz w sprawie placówki, do której uczęszczam, gdzie straszą mnie telefonami do mojego ojca. Boję się, że dojdzie to do skutku.

Co mogę robić w takiej sytuacji? Bo w placówce terapii zajęciowej grożą mi szpitalem psychiatrycznym, w którym byłem ostatnim razem w 2021 roku, w IPiN w Warszawie. Proszę o pomoc w tej sprawie. Szukam oprócz terapeuty także fundacji, która by się zainteresowała tym, co się dzieje, oraz prawnika, który nieodpłatnie by mi pomógł i który by się zgodził poprowadzić moją sprawę do końca.

Moje marzenie to poznać kiedyś ludzi z podobnym zaburzeniem do mojego lub nawet dziewczynę z zespołem Aspergera lub autyzmem. Proszę o pomoc, bo nie wiem, do kogo się zwrócić w tej sprawie. 

Chciałbym dodać, że mama moja znalazła ośrodek w Warszawie, ale trzeba na niego dać kilka tysięcy złotych, a żaden terapeuta nie zgłosił się do tej pory. Psychiatra, do którego jeżdżę do Rawy Mazowieckiej, też nie jest w stanie mi pomóc, a nieraz proponował mi konsultacje psychiatryczne z powodu mojego zachowania, którego początek wziął się od naruszenia nietykalności cielesnej przez instruktora. Mimo tego, co mi zrobił, pracuje tam nadal i naraża swoim zboczonym zachowaniem innych, tak jak trenerka od sportu, która wyzywa nas na ćwiczeniach. Mówi mi, tak jak inni tam, że żadna dziewczyna nie będzie chciała kogoś takiego i grozi, że będzie nas nagrywać na każdych ćwiczeniach. Dodatkowo mówi, że smród od nas roznosi się po całej placówce.

Proszę o pomoc. Gdyby znalazł się jakiś terapeuta, który nie tylko pracuje z osobami z autyzmem, ale także ma namiary na takie placówki, które się zajmują osobami z zespołem Aspergera, to czekam na jakąkolwiek wiadomość. Marzę o tym, by ten zboczeniec, który czuje się bezkarny za to, co zrobił niewinnej osobie z Aspergerem — tak jak dziadek mój, ojciec mamy mojej i tak jak gościu, który do mnie fika i który twierdzi, że policja żadna i żaden sąd nie są w stanie mu nic udowodnić — dostali to, na co zasłużyli.

Dzwoniłem kilka razy na telefon zaufania dla osób w kryzysie emocjonalnym, próbowałem rozmawiać z kuzynem tego Adama, który mnie zaczepia, ale nic z tego nie wyszło. Co mogę zrobić w takiej sytuacji i czy mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc w tych sprawach? Zostałem także poszarpany przez panią psycholog stamtąd, a w tej terapii zajęciowej doszło do tego, że zostałem uderzony z pięści w twarz przez uczestniczkę Sylwię, przez co ona i ja zostaliśmy zawieszeni.

Proszę o porady — każda pomoc będzie dla mnie jak lekarstwo na duszę. Marzę o tym, by dziadek mój, który wydzwania w różne miejsca, także dostał za swoje.

Traumatyczne dzieciństwo i nastoletni czas, nabawienie się problemów psychicznych i próba poradzenia sobie
Mam ogromny problem ze sobą.. Zdaję sobie sprawę, że ten problem powinien być przedyskutowany ze specjalistą, że powinnam iść na terapię. Od zawsze siebie nienawidzilam, pierw była faza na mój wygląd, popadłam w zaburzenia odżywiania. Zaczęło się tak od jakiegoś 13-14 roku życia, pragnęłam wyglądać jak "anorektyczka",głodziłam się też chciałam chyba zwrócić na siebie uwagę, żeby moja mama zauważyła. Na szczęście faza ta minęła, a jak się pewnie domyślacie nigdy tą anorektyczką nie zostałam tylko przez to przytyłam +20kg. Następna faza jaką się u mnie zaczęła to po prostu nienawiść siebie za całokształt. Nie lubiłam swojego charakteru, to jak się zachowuje przy znajomych, że nie jestem taka pewną siebie dziewczyna, że nie jestem śmieszna i ogólnie zaczął się pojawiać u mnie ogromny overthinking, puste oczy i mina jak dupa. Po prostu przestałam być szczęśliwa. Zdaję sobie sprawę, że to przez dzieciństwo. Tata alkoholik, mama, która przeżyła piekło nie dzieciństwo, przez co miała problemy z agresją. Teraz już wiem dlaczego moja siostra już od tak naprawdę 10 roku życia miała też problemy ze sobą, cierpiała na depresję i często to nawraca. Teraz ją rozumiem, kiedyś mówiłam, że po prostu w d* jej się przewraca i jest niewdzięczna za to ile rodzice nam dali, bo jak byłyśmy małe nie było pieniędzy, byliśmy bardzo biedni, z czasem zaczęła nam się ta sytuacja finansowa poprawiać. Wracając do mojej mamy. Przez to, że sama miała nieprzepracowaną traumę, odbijało to się na nas, traktowała nas jak śmieci, często pytałam się jako dziecko czy nas w ogóle kocha, bo sprawiała wrażenie, że nas nienawidzi. Upokarzała przy rodzinie, lanie, krzyk był na porządku dziennym, często za nic, za to, że czegoś nie posprzątałyśmy (do dnia dzisiejszego traktuje nas jak służących, od zawsze była strasznie leniwa, więc od 5-6 roku życia już lataliśmy z miotłą) lub wyszłyśmy gdzieś do kogoś się pobawić na podwórko.. Czyli to co dzieci po prostu robią. A ja codziennie od kilku lat zadawałam sobie pytanie „dlaczego ja siebie tak nienawidzę?” Jestem dobrym człowiekiem, zawsze miałam szacunek do każdego, pracowita, z ogromnym sercem. Dlaczego tak bardzo czuję że nie powinnam istnieć, że nie zasługuje na nic.. Teraz jestem w związku, który przez moje problemy zaczyna się psuć. Przez to że jestem nieszczęśliwa sama ze sobą, a jak tak, to jak mam być szczęśliwa z kimś? Jestem w trakcie właśnie próby naprawiania siebie, słucham podcastów, praktykuje te wszystkie rzeczy, żeby mówić i myśleć o sobie dobrze, żeby wyrzucić z siebie tego krytyka z głowy. Zaczęłam to robić codziennie bo chciałam naprawić też moj zwiazek. Problem polega na moim przesadnym marudzeniu, częstym płakaniu. (Od września wyjechałam za granicę, co powoduje ze jestem jeszcze bardziej nieszczęśliwa, tęsknię za rodziną, znajomymi), na tym że wszystko traktuje jako atak, niewinne zdanie jest dla mnie atakiem, powodem do płaczu. Często czuję stres przed błachymi rzeczami, że zaraz mi się za coś dostanie ochrzan. Już chciałam wszystko naprawić, poszedł krok do przodu, wiedziałam co muszę robić i małymi kroczkami się uda… niestety wczoraj pokłóciliśmy się znowu z chłopakiem tym razem tak ostro, nawet nie pamiętam od czego się zaczęło, chyba znowu musiałam coś powiedzieć, coś zamarudzic, ze go to zabolało, bo go to boli, odbiera mu męskość i czuję że nie potrafi mi dać szczęścia. Zaczął wytykać moje wady, moje problemy od góry do dołu. Coś we mnie pękło, 10 kroków w tył… jeszcze bardziej siebie nienawidzę, nie potrafię wrócić na właściwe tory, do tego pozytywnego myślenia. Jak zresztą, jak powiedział mi całą prawdę o mnie.. Chciałabym w końcu być szczęśliwa ze sobą. W głowie mam wykreowana siebie, za te kilka lat, już z przepracowanymi problemami, pewna siebie, potrafiąca rozbawić, szczęśliwą kobietę, którą nie obchodzi opinia innych.
Dobry wieczór, Chciałabym zadać pytanie, odnośnie mojej mamy.
Dobry wieczór, Chciałabym zadać pytanie, odnośnie mojej mamy. Otóż moja 64-letnia mama chorująca od paru lat na arytmie serca 4 marca doznała bardzo rozległego zawału serca. Mimo że już wcześniej przez parę tygodni czuła się źle, ja nawet chciałam wezwać pomoc. Ale ona zawsze mówiła, że przejdzie. Gdy dostała ostrego ataku arytmii i bólu w klatce piersiowej miała duszności. Nie wahając się, wezwałam pogotowie, ułożyłam mamę na podłodze i wtedy jej serce przestało bić po raz pierwszy. Sama rozpoczęłam reanimacje. Bo stało się to jeszcze przed przyjazdem ratowników medycznych. Ratownicy kontynuowali, udało się przywrócić krążenie, jednak krótko po tym doszło do ponownego zatrzymania akcji serca. Odratowano mamę i zabrano do szpitala na sygnale. Trafiła na OIOM pod respiratorem i utrzymywana była w śpiączce farmakologicznej. Tam po 6 dniach pobytu doszło do kolejnego trzeciego zatrzymania krążenia. Udało się opanować sytuacje, jednak od tej pory pozostaje nieprzytomna. Od 1 kwietnia przebywa w ośrodku ZOL, jest podawana rehabilitacji, ma tam zapewnioną dobrą opiekę. Powiedziano mi, że jest szansa na to, że się obudzi, że taka szansa jest zawsze. Ale nigdy takiej pewności nie ma. Mijają już 3 miesiące, a nie ma żadnej widocznej poprawy sytuacji. Boję się coraz bardziej, że nie ma sensu na coś dobrego czekać. Jestem już zmęczona całą sytuacją, z drugiej strony obawiam się też tego, że jeśli mama wybudzi się, to powikłania będą tak duże, że opieka nad nią mnie za trudnym zadaniem. Jestem u niej codziennie od 3 miesięcy, ostatnio jednak przy odwiedzinach emocje biorą górę. Co robić? Czy coś jeszcze mogę zrobić? Jak się zachować? Jak poradzić sobie w takiej sytuacji? Na co powinnam się przygotować? Bardzo proszę o poradę to dla mnie bardzo ważne.
W domu jakoś umiem się uspokoić, ale poza nim, a zwłaszcza w szkole jest gorzej.
Dzień dobry, mam problem, który jest dosyć uciążliwy i chciałabym się go pozbyć. Od dwóch tygodni jestem chora, nie mogłam się wcześniej doleczyć i dopiero teraz mijają mi objawy i przez to nie byłam w szkole. Mimo, że chciałabym wrócić, bo już nudzi mi się chorowanie, to z drugiej strony boję się tego, mam wrażenie, że jak tam wejdę, to się źle poczuję czy zemdleje. Dodatkowo stresuje mnie to ile sprawdzianów i kartkówek mam do nadrobienia. Nie mogę wiecznie siedzieć w domu, ale myślę, że jak wyjdę, to od razu będę czuć się jeszcze gorzej. Nawet jak musiałam pójść do lekarza, to spanikowałam, bo byłam cały tydzień w domu bez przerwy, ale musiałam pójść, bo nie mijała mi choroba. Tak się stresowałam, że jak tylko wyszłam na zewnątrz myślałam, że zaraz zemdleję, ale mimo to praktycznie biegłam do samochodu, więc to chyba nie było osłabienie a stres, który mną wtedy sterował. Nie wiem, co robić by skutecznie się uspokoić w takiej sytuacji, bo nie mogę przecież parę godzin lekcyjnych panikować, bo to zmęczy mnie bardziej niż gdybym cały ten czas spędziła na jakimś sporcie. Owszem, w domu jakoś umiem się uspokoić, ale poza nim, a zwłaszcza w szkole jest gorzej. Siedzę i tworzę scenariusze pt. "Co się może stać, jak wrócę do szkoły" i one dodatkowo mnie dobijają, ale nie wiem, jak powstrzymać myślenie o tym. Postaram się jeszcze do końca tego tygodnia zostać w domu, ale nie wiem, czy to pomoże. Inni dookoła mnie twierdzą, że przesadzam i się dobrze czuję, ale tak nie jest. :(( Od kilku tygodni jestem bardziej zmęczona niż zazwyczaj, z kilkoma przerwami, gdy się niczego nie bałam i żyłam normalnie. Chciałabym już zakończyć takie niepotrzebne stresy i żyć jak dawniej, ale już sama nie daję z tym rady. Chyba warto pójść do jakiegoś specjalisty, ale nie wiem- czy do psychologa, czy od razu do psychiatry? Trochę się stresuję takim spotkaniem, ale myślę, że tego potrzebuję. Najbardziej w tym boję się tego, że psychiatra przepisze mi jakieś leki, które może dodatkowo mnie osłabią. Nie znam się na tym, ale perspektywa brania leków nieco mnie przeraża, wystarczyłaby mi chyba sama terapia, ale może już jest ze mną na tyle poważnie, że bez leków się nie obędzie?