Left ArrowWstecz

Mąż pisze z koleżanką, nie rozumie mojej niechęci do tego.

Mam problem w związku. Mąż zaczął pisać z koleżanką, a ja mu na to nie pozwoliłam. Uważam, że w związku nie ma przyjaźni damsko-męskiej. Mąż zaczął blokować telefon, bo uważa, że ja go sprawdzam. Koleżanka zaczepiała męża poprzez żarty nie na miejscu. Mąż nie może zrozumieć, dlaczego nie chce, żeby do siebie pisali, a ja nie mogę zrozumieć męża. Cała ta sytuacja nas przytłacza. Ciagle się kłócimy. Nie wiem jak sobie poradzić.
Kinga Okoń

Kinga Okoń

Dzień dobry, pani Paulo,

Jako ludzie różnimy się pod wieloma względami, w tym również naszym rozumieniem pojęć takich jak „zdrada” czy „nieuczciwość”. Dla jednej osoby nieuczciwe jest już bliższe kolegowanie się z osobą odmiennej płci, dla drugiej zdradą jest dopiero kontakt fizyczny. Warto ustalać w związku wspólne granice, wspólną normę, której oboje zobowiązujemy się przestrzegać. 
Zachęcam też do pochylenia się nad Pani przekonaniami dotyczącymi przyjaźni damsko-męskich z zaciekawieniem. Czy faktycznie nie mogą one istnieć „obok” szczęśliwego małżeństwa? Skąd wzięła się w Pani taka myśl i co wskazuje na jej prawdziwość? A może jakie obawy się za nią kryją?

Natomiast w rozmowie z partnerem zachęcam do stosowania komunikatów Ja:

Czuję … (wyrażenie swoich emocji)…
Kiedy Ty …. (opis sytuacji oparty na faktach) …
Mnie jest wtedy (ciężko, przykro, smutno) …
Chcę … (oczekiwania na przyszłość, prośba)…

Taki sposób rozmowy w związku sprzyja wzajemnemu zrozumieniu oraz rozwiązywaniu problemów. 

Pozdrawiam, 

Kinga Okoń 

mniej niż godzinę temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Droga Pani Paulo, 

może jest to sytuacja, w której skupienie pójdzie w kierunku Waszego związku i jego jakości? Jeśli między Was wdziera się zazdrość, czy potrzeba kontaktu z osoba trzecią, to przegadajcie temat - spróbujcie się do siebie zbliżyć, zaobserwować co między Wami jest nie tak i wyczyście to. Być może to czas na terapię małżeńską?

Pozdrawiam 

A. Wloka

 

1 rok temu
Martyna Tomczak-Wypijewska

Martyna Tomczak-Wypijewska

Dzień Dobry

Jeśli podejmowaliście próby spokojnej rozmowy (nie na zasadzie “ja Tobie zakazuję”), ale na zasadzie podzielenia się swoją perspektywą, swoimi potrzebami, poszukiwania wspólnych rozwiązań  i nie odniosło to skutku, być może pomocne będzie poszukanie wsparcia specjalisty- terapia pary, aby tam z pomocą specjalisty ustalić wspólnie zasady i reguły Waszej relacji.

 

Pozdrawiam

Martyna Tomczak- Wypijewska, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo- behawioralny

1 rok temu
komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Jak poradzić sobie z traumą po stracie domu w pożarze?

Ostatnie miesiące to koszmar. Wszystko wywróciło się do góry nogami, bo straciłam dom w wyniku pożaru. Zostałam z niczym, a towarzyszące mi uczucie straty i chaosu dosłownie mnie przytłacza. Mam napady lęku, które pojawiają się nagle i paraliżują mnie w codziennym życiu. Każda myśl o przyszłości wywołuje panikę, a wspomnienia z tamtego dnia wracają jak bumerang – mocne, bolesne, niechciane.

Próbuję poskładać życie na nowo, ale nie daje rady..

TW. Myśli samobójcze Jak radzić sobie z myślami samobójczymi i nienawiścią do siebie po trudnych doświadczeniach życiowych?

TW. Myśli samobójcze

 

Witam mam 27 lat, chciałbym prosić o pomoc z tym, z czym codziennie walczę. Wszystko zaczęło się jak miałem 16 lat, byłem świadkiem, jak moja mam próbowała sobie odebrać życie. Wiele razy to robiła, raz nawet musiałem jej odebrać nóż z ręki, żeby sobie krzywdy nie zrobiła nim, choć i tak wiele razy była w szpitalu przez próby samobójcze. 

Mam złe wspomnienia, jak byłem mały, wiele razy uciekałem z domu, bo nie chciałem być w nim i przebywać. W szkole wcale nie miałem lepiej, dokuczali mi, w zawodówce w pierwszej klasie nie zliczę, ile razy płakałem, ale potrafiłem się wziąć w garść, pomogły mi ćwiczenia siłowe, potem spotkałem pierwszą miłość - dziewczynę, której zależało na mnie, lecz nie potrafiłem tego docenić i straciłem ją. Wtedy się to zaczęło, zacząłem czuć taki ból, odrazę do siebie i była pierwsza próba samobójcza jak miałem 18 lat. Wziąłem tabletki mamy przepisane przez jej psychiatrę, popiłem je, przeleżałem na łóżku 2 dni, nie mogłem się podnieść, ruszyć, zablokowało mi mocz i wylądowałem w szpitalu po nich. 

Potem była 2 próba samobójcza, tym razem się ciąłem nożem, lecz niestety moi rodzice zadzwonili po karetkę i wylądowałem na szyciu. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, dopóki nie trafiłem za 5 razem do szpitala psychiatrycznego.

Wysłany ze szpitala, tam spotkałem drugą dziewczynę, z którą byłem i spędziłem najlepszy czas i znowu odżyłem dzięki niej, lecz niestety mnie zostawiła i znowu zacząłem się czuć jak nic niewart i znowu próbowałem się zabić, bo nie dałem sobie rady z tak silnym bólem i wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym kolej raz, rok temu. Rozmawiałem z wieloma psychologami i psychiatrami, lecz nikt nie był w stanie do mnie dotrzeć, żaden lek mi nie pomagał. Na rękach mam wiele blizn po wielu próbach, każda z nich oznacza to, czego żałuje. 

Ciężko mi zasnąć, żyje marzeniami i najgorsze jest to, że ten ból znowu wraca i dalej powróciły myśli, żeby popełnić samobójstwo. Czuję do siebie tak silną nienawiść, nie mogę patrzeć nawet na siebie w lustrze, bo się brzydzę siebie.

Mam duże długi w kredytach, straciłem prace przez próby samobójcze, bo nie chciałem chodzić, bo bałem się, że ktoś zobaczy co się ze mną dzieje. W domu mało co rozmawiam, unikam rozmów z rodzicami, tak jakbym się zamykał w sobie. Prosiłbym o pomoc. 

W papierach mam wpisane ze szpitali F28-inne nieorganiczne zaburzenia psychotyczne, I10-samoistne (pierwotne) nadciśnienie ,F43.8 -Inne reakcje na ciężki stres, F60.9-Zaburzenia osobowości BNO. Moja mama ma schizofrenię, nie wiem, czy ja to mam, ale depresje na pewno. Czuję w sobie taki ogromny ból i nienawiść do siebie samego. Prosiłbym o pomoc, rozmowę

Synrom Piotrusia Pana - jak mogę się uwolnić?
Dzień dobry. Chyba jestem jak Piotruś Pan. Potrzebuję porady, jak się zmienić i przełamać w sobie lęk i niechęć do wejścia w dorosłość i do wyjścia z pod skrzydeł rodziny oraz przyjemnego środowiska. Lubię pochlebstwa psychologów itp., ale wiem, że nie mogę ich słuchać. Trzeba się zmienić. Chce jak najkrócej mieszkać samemu bez rodziców. Tracę z 20pkt IQ, gdy muszę wykonać czynności, które sprawią, że poczuje się lepiej. Długo zajmuje mi wybranie się i umówienie do lekarza (zazwyczaj szybko odpuszczam i się nie umawiam). Potrzebuję aprobaty mamy w ubraniach i pakowaniu się. Nie mam ambicji i zainteresowań(trochę chyba stłumilem te drugie). Mam 20 lat- Syndrom Piotrusia Pana. Dodatkowo często mówię sekrety lub informacje, których miałem/mam nie mówić. Zwłaszcza mówię je ludziom, których mało znam. Często o nich opowiadam, gdy sekret kojarzy mi się z tematem, który znam i robię coś przy okazji. Mówię wtedy wielkie głupoty. Natomiast rodzinie i bliskim często nie mówię najważniejszych informacji, kluczowych dla nas. Potrzebuję pomocy, jak mogę nauczyć się żebym mówił ważne informacje swojej rodzinie, a sekrety mówił tylko osobą bardzo bliskim.
Trauma po poprzedniej pracy, gdzie dawano mi poczucie bycia niewystarczającej, nieradzącej sobie. Teraz odczuwam lęk i objawy somatyczne. Nie sądzę, że zasługuję na pomoc psychologiczną.
Odczuwam ciągły stres związany z tym, że nie dam rady… Zmieniłam pracę, ponieważ w ostatniej doświadczałam okropnych rzeczy, wmawiano mi, że nic nie umiem, że nie nadaję się, wykonywałam obowiązki i nie dostając żadnego feedbacku na bieżąco, tylko wzywano mnie na poważne rozmowy (np. bo tytul maila zawierał słowa w innej kolejności niż chciał szef…) Gdy chciałam zadać pytanie dotyczące spraw na moim stanowisku, przełożony od pierwszego mojego tygodnia pracy z krzykiem mi oznajmiał, że powinnam już to wiedzieć i nie udzielał odpowiedzi.Obniżało to sukcesywnie mój nastrój i przywoływało wiele złych wspomnień z przeszłości, z dzieciństwa, które nie było sielankowe. Cały czas obwiniam się, bo mam szacunek do przełożonych i wiem, że to nie ja powinnam mieć rację. W nowym środowisku czuję, że gdy gdzieś się pomylę spadnie na mnie to samo… znów będę idiotką i kimś kto nie potrafi się niczego nauczyć… W pracy zakładam jakąś maskę i udaję, że ta odpowiedzialna osoba to ja. Gdy wracam odczuwam lęk. Niewygodnie mi z tym, ponieważ ma to objawy fizyczne: cały czas boli mnie głowa, brzuch, czasem kłucie w klatce piersiowej paraliżuje mi całe ciało… Z pomocy psychologicznej korzystają osoby w, nie wiem, żałobie, z jakimś problemem zweryfikowanym. Mam wrażenie, że nie zasługuję na to, ponieważ mi się tylko coś wydaje. Proszę wyrazić swoją opinię, bo mam dość. Czasem przypominam sobie jak ojczym tłukł moją głową o parapet z furią i moją myśl błagalną wtedy: żeby mu się udało.
Samotność w rodzicielstwie: mąż nie pomaga z 6-miesięcznym dzieckiem, czuję się na skraju wytrzymałości

Piszę tutaj, bo naprawdę już nie wiem, co mam robić. Mam 6-miesięcznego synka z mężem. Od kiedy urodził się maluch, czuję się jakbym była sama. Damian kompletnie się wyłączył z opieki nad dzieckiem. Jego argument brzmi zawsze tak samo: "przecież mała potrzebuje cyca, ja i tak nie pomogę". Nie wstaje w nocy NIGDY. Nawet jak dziecko płacze godzinami, on sobie śpi jak zabity i mówi, że "to moja robota". Codziennie wieczorem znika - albo na padla z kumplami, albo na jakieś swoje zajawki. Wraca późno, czasem nawet nie wiem o której. A ja siedzę sama z maluchem od rana do wieczora, potem całą noc wstaję co 2-3 godziny. Teraz planuje wyjazd z kolegą do Hiszpanii na 2-3 TYGODNIE. Jak mu powiedziałam, że nie dam rady sama z dzieckiem przez tyle czasu, to się zdenerwował i powiedział, że "w pierwszych dwóch latach życia dziecko potrzebuje matki, a nie ojca" i że "powinnam być wdzięczna, że może pracować i nas utrzymywać". Ja już nie śpię prawie wcale od 6 miesięcy. Zaczęłam mieć napady płaczu, czuję się jak zombie. Czasem patrzę na siebie w lustrze i nie poznaję tej osoby. Boję się, że wpadam w depresję poporodową, ale nawet na wizytę do lekarza nie mogę pójść, bo kto będzie z dzieckiem? Próbowałam z nim rozmawiać, ale on mówi, że przesadzam i że "wszystkie kobiety jakoś sobie radzą". Jego matka też mu przytakuje i mówi, że "za jej czasów mężczyźni w ogóle nie zajmowali się dziećmi". Co mam robić? Czy to normalne? Czy rzeczywiście powinnam "dać radę" sama? Czuję się jak najgorsza matka na świecie, że już nie mam siły... Przepraszam za chaotyczny wpis, ale naprawdę jestem na skraju wytrzymałości. Co mam zorbić?

kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!