Left ArrowWstecz

Moja rodzina jest bardzo zżyta ze sobą, ale wystarczy nie mieć ochoty na ich kontakt, by zostawili mnie w najtrudniejszej dla mnie sytuacji emocjonalnej.

Dzień dobry. Piszę tutaj, bo może przekonam się by pójść do psychologa. Zacznę od początku, ale w skrócie. Mam nadzieję, że będzie to miało ręce i nogi. A więc... Z moją rodziną jestem dość zrzyta. Z mamą i resztą zawsze jedziemy na urlop lub po prostu do rodzinnego domu. Ale, że mieszkam za granicą to dzwonimy do siebie dość często. Z bratem rozmawiam nawet 4 razy na dzień, bo ciągle do mnie dzwoni. Moja Mama jest gospodynią domową i mieszkają razem z bratem i babcią w domu rodzinnym, tata również jest za granicą. Babcia przebywa obecnie w domu opieki po operacji, ale muszę też wspomnieć, że babcia jest dość toksyczną osobą, która niszczy psychicznie i fizycznie mamę moją. Ale niestety mama nie daje sobie nic powiedzieć. Moja rodzina ma też tendencje do obrażania się. No po prostu nie można nic powiedzieć i musi być tak, jak oni chcą (ja tak to widzę). Ale do sedna... Urlop zaplanowaliśmy w Polsce nad morzem i oczywiście nie mogło zabraknąć mamy, by do nas dojechała pociągiem. Tak też się stało. Była z nami prawie cały tydzień. Był też z nami nasz prawdziwy skarb, nasze oczko w głowie - nasz 4-nożny przyjaciel od 10 lat. Mama też ją kochała. Zawsze mówiła, że boi się o Mnie, jak coś jej się stanie (tak ją kochałam). Niestety na tym urlopie 28 września musieliśmy podjąć najgorszą decyzję w naszym życiu. Musiała zostać uśpiona ;((( i tak urlop zamienił się w koszmar. Płakałam do poduszki każdego wieczoru i każdego dnia przy mamie. W niedziele 1 października mama wróciła pociągiem do domu, choć błagałam ją, żeby z nami jechała, bo ja nie chcę i boję się być sama w domu (wszystko przypominało mi naszą Majli a problemem było pozostanie z tym samą przez 10 godz dziennie) oczywiście powiedziała, że musi wracać do babci, choć tak naprawdę nie musiała. Więc my znów wróciliśmy za granicę. W poniedziałek miałam wracać do pracy, ale nie byłam w stanie. Dzwonił do mnie 2 razy brat, ale nie odebrałam. W końcu zadzwoniła mama, odebrałam i chwilę depresyjnym głosem pogadałyśmy. Mówiła, że przyleci samolotem, jak bardzo potrzebuję, ale wiedziałam, że zamierzała, ale nie chciała wcale przyjeżdżać (nawet sama mówiła, że mam nie mieć żalu) Zadzwoniła też w środę, kiedy byłam w pracy, i jak zawsze opowiadała mi z płaczem o swoich problemach z babcią itd... Wtedy powiedziała mi pod koniec rozmowy "czemu też sama nie zadzwonię" " że czas zleciałby mi" odparłam, że nie chce mi się gadać, bo mam myśli gdzie indziej i nie umiem się skupić. Pożegnałyśmy się i od tamtej pory cisza. Nikt do mnie nawet nie zadzwonił, nikt z rodziny nie napisał. Zostawili mnie bez wsparcia, bez słowa otuchy. Pewnie znów się obrazili, że od brata nie odebrałam a mamie powiedziałam, że nie chce mi się gadać. W tej całej żałobie naszej, myślę też o tym, czym sobie zasłużyłam. Ja cały czas wysłuchiwałam ich problemów, a teraz kiedy ja popadam w depresję ich nie ma. Gdyby nie moja partnerka, która też przeżywa odejście naszej przyjaciółki, pewnie już by mnie nie było, bo bym sobie z tym nie poradziła. Dręczy mnie to bardzo czy ja coś źle zrobiłam? Czy ja nie mam prawa do bólu i cierpienia. Czy to ja powinnam do nich dzwonić? Z perspektywy czasu sobie myślę, że tylko jak były jakieś korzyści z naszej strony to było fajnie przyjechać i dzwonić. Co ja mam teraz zrobić? Jak mam się tym nie dręczyć i co najgorsze, jak nie mieć poczucia winy, że się nie odzywają. Cierpię i płaczę w każdej chwili. Proszę o pomoc i radę. Pozdrawiam Kasia
Katarzyna Rosenbajger

Katarzyna Rosenbajger

Dzień dobry Pani Kasiu, 

 

Widzę bardzo dużo smutku, zranienia i żałoby w pani wiadomości. Zacznijmy od tego, że strata zwierzęcia, którego traktowaliśmy jak członka rodziny zawsze jest ogromna stratą i wiąże się z jeszcze większym bólem. Proces żałoby jak taki  sam jak po stracie bliskiej nam osoby, więc ta żałoba u pani powinna być przepracowana, może właśnie z psychologiem. Niestety czasem ludzie nie zdają sobie sprawy jaka ta sytuacja może być dla nas trudna, bo dla nich często to tylko zwierzę, ale dla innych nie. łączę się w bólu, bo wiem co to znaczy stracić czworonoga. Jest pani bardzo ciężko i musi pani przejść proces żałoby. Nie potrafię powiedzieć ile on potrwa, dlatego że każdy przechodzi żałobę inaczej i potrzebuje mniej lub więcej czasu.

Jeżeli chodzi o stosunki z mamą czy rodziną, to komunikacja jest tutaj najważniejsza. Wydaje mi się, że często zawodzi właśnie komunikacja ludzka, bo ludzie często nie wiedzą czego druga strona potrzebuje. Czasem potrzebna jest szczera rozmowa, bez złości i obrażania się. Czasem trzeba spokojnie usiąść i powiedzieć, że akurat w tej chwili potrzebuje takiego a nie innego wsparcia. Ważne jest również, żeby pani nie obwiniała rodziny w tej rozmowie, a raczej mówiła jak się pani czuje. Jesteśmy bardzo różni jako ludzie i często nie potrafimy się domyślić czego dana osoba potrzebuje i jakie wsparcie byłoby najlepsze w danej sytuacji. 

W żałobie, złości i smutku mówimy różne rzeczy więc rozmówca powinien wziąć to pod uwagę. Jak poczuje sie pani lepiej to i stosunki powinnym ulec poprawie. Jeżeli nadal będzie pani potrzebowała wsparcia, to jesteśmy tutaj, aby pomagać i wspierać. 

Pozdrawiam, 

Katarzyna Rosenbajger

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

dobrostan

Darmowy test na dobrostan psychiczny (WHO-5)

Zobacz podobne

Jak poradzić sobie z kryzysem egzystencjalnym i odnaleźć sens życia?

Mam takie dni, że często czuję się, jakby moje życie straciło sens, a wątpliwości dotyczące moich celów nie dają mi spokoju. Ten cały kryzys egzystencjalny sprawia, że rzeczy, które kiedyś robiłem z automatu, teraz wydają się bez sensu. 

Często myślę: 'po co ja to w ogóle robię?' i brak mi konkretnej odpowiedzi. Lęk przed nieznanym i brak poczucia spełnienia są teraz moją codziennością. Zastanawiam się, czy to po prostu normalny etap w życiu, czy potrzebuję wsparcia, żeby lepiej zrozumieć, co się ze mną dzieje. Naprawdę chciałabym dowiedzieć się, jak radzić sobie z tymi wątpliwościami i lękami, które są teraz moimi częstymi towarzyszami. 

Dodatkowo zauważyłem, że coraz częściej boję się wychodzić z domu, bo nie wiem, co mnie spotka. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale chyba boję się konsekwencji jakiś przeszłych zdarzeń, że karma wróci i coś mi się stanie

TW: Samookaleczanie. Problemy z emocjami, brak przynależności, samookaleczanie - szukam pomocy

TW samookaleczanie

 

Mam 22 lata i przepraszam, że tak długo się rozpiszę, ale nie daję rady. Od dziecka byłam typem aspołecznym, nie lubię spotykać się z ludźmi, ani z nimi rozmawiać. Nigdy nie mam tematów na rozmowy, nawet jeśli ktoś się ze mną zaprzyjaźnił, ta relacja bardzo szybko się kończyła, gdyż w pewnym momencie się izolowałam. Przez ten brak potrzebny socjalizacji, zawsze czułam się nieludzko. Dziwnie, inaczej. Jestem bardzo brzydka i głupia. Przez słowo głupia mam na myśli, że jestem osobą zapominalską, wszystko wypada mi z rąk, wykonuje niezręczne ruchy przy ludziach. Bardzo dużo gestykuluję i szybko mówię. Moja prokastrynacja jest na tak wysokim poziomie, ze obecnie mam pięć warunków na studiach. Nie zdałam roku. Wielokrotnie zapominałam dat rejestracji albo gubiłam się we wszystkim. Mówię szybko i nerwowo, czego bardzo się wstydzę. 

Mam wrażenie, że wszystko, co wychodzi spod mojej ręki, jest złe, gorsze, żenujące. W ciągu dnia doświadczam wahań nastrojów, czasem mam motywację, ale czasem mam wręcz ochotę rzucić się pod metro, którym codziennie dojeżdżam na uczelnię. Okaleczam się żyletką, lubię, gdy rany są dość głębokie, gdy krawędzie rozsuwają się na boki. Dużo płaczę, w miejscach publicznych, na zaliczeniach, wszędzie, czasem nawet bez powodu. Mam wrażenie, że emocje mnie przytłaczają, że jestem dziecinna, głupia niedojrzała. Nie mam marzeń, cały dzień czekam do nocy, żeby spać, jednak ten sen często nie przychodzi. Chodziłam do psychiatry, ale on nie rozmawiał ze mną. 

W gabinecie głównie płakałam roztrzęsiona, a on przepisywał mi leki. Od kilku miesięcy biorę Dulsevię 60 mg raz dziennie, spamilan 10 mg trzy razy dziennie, estazolam 2 mg tymczasowo na sen (bardzo pomagał, ale już się skonczył) i medikinet CR 20 mg. Medikinet sprawia, że przez jakiś czas czuję motywacje, ale po paru godzinach znowu przychodzi stan otępieniq, beznadziei i złości. Nie potrafię radzić sobie z emocjami, płaczę, okaleczam się, uderzam w drzwi, wewnętrznie krzyczę. Dotychczas miałam jednego ,,przyjaciela" ale izolowałam się i olewałam tę znajomość. Gdy on powoli się odsunął, poczułam ogromną zazdrość i duże emocje, które targają moje wnętrze, tak jakby rozrywały każdą część mięsa, z którego jestem utworzona. Nie tęsknie za człowiekiem, lecz za uwagą. Czuję się tak obrzydliwie, jakbym nie pasowała do świata. Nie chcę być częścią życia społecznego. Nienawidzę przebywania w tłumach i nie umiem prowadzić rozmów z ludźmi. Z drugiej strony brak mi poczucia przynależności, tak jakbym nie istniała. Po kilku minutach miłej rozmowy ze znajomym lub nieznajomym muszę wyjść gdzieś, trząść rękami i głową, oraz mówić do siebie, by uregulować emocje. Psychiatra skierował mnie do psychologa z epizodem depresyjnym i zaburzeniami adaptacyjnymi z lękiem społecznym, ale on praktycznie ze mną nie rozmawia. Polecał mi również diagnozę pod kątem spektrum autyzmu, ale to dużo kosztuje i nie wiem, czy się opłaca. Nie wiem, nawet co mi jest. Coraz bardziej męczy mnie bycie człowiekiem. Uciekam w fikcję, ale moje ciało daje mi znać, że życie istnieje. Boję się cierpienia. Czasem brałam kilka tabletek więcej, niż powinnam, żeby sprawdzić swoją granicę. Zdarzyło się, że przecięłam swoją skórę tak, że krwawiła cały dzień bez przerwy. Kładłam się spać z krwawiącą raną, myśląc, że może umrę przez sen. Wykańcza mnie bycie mną, leki nie pomagają. Czy jest sposób, aby sprawdzić, co jest ze mną nie tak? Czemu nie czuję się jak człowiek? Czy można jednocześnie być aspołecznym, ale empatycznym? Nie mam zaburzeń schizoidalnych, ponieważ odczuwam emocje i troskę. 

Nie przywiązuję się jednak do ludzi. Mój świat to niestabilna pustka. Czy jestem zepsuta?

Uszkodzenie płata czołowego, antyspołeczne zachowania. Jak sobie pomóc?
Witam, jestem 29 letnim mężczyzną. Od jakiegoś półtorej roku stwierdzam każdego dnia, że z moją psychiką jest coś nie tak, mianowicie zaczęły pojawiać się w mojej głowie myśli, że mógłbym komuś zrobić krzywdę, nie będę owijał w bawełnę, te myśli dotyczą też zabicia kogoś. Na codzień odczuwam wewnętrzne napięcie, z którym nie potrafię sobie poradzić, po prostu czuję jakby rozrywało mnie od środka. Jeszcze dwa lata temu przykładowo mógł leżeć w domu na wierzchu jakiś ostry przedmiot i nie robiło na mnie wrażenia, mógł sobie leżeć, dopóki inni domownicy go nie schowali. Teraz obsesyjnie chowam je do szuflady, a czasami napada mnie takie coś, że przyglądam im się i wyobrażam sobie, że idę komuś ten ostry przedmiot wbić w brzuch. Od kiedy to wszystko się zaczęło, kompletnie się odciąłem z życia społecznego, zacząłem jakby bać się ludzi, nie pracuje, mimo że zanim to się zaczęło pracowałem, całe dnie wolę leżeć w łóżku z przerwami do wyjścia do sklepu. Dodam, że kilka lat temu miałem uraz głowy, po którym stwierdzono uszkodzony płat czołowy,,czytałem, że uszkodzenie to może prowadzić do aspołecznych zachowań. Czy ja jestem jakimś potencjalnym mordercą? Nie chcę skończyć źle, zdaje sobie sprawę, że dzieje się ze mną coś niedobrego, bardzo proszę o pomoc, bo już nie wytrzymuje ze sobą, nigdy wcześniej nie miałem takich fantazji o agresji do ludzi.Czy mnie można pomóc ?
Szef postąpił nieetycznie wobec mnie, jako pracownicy. Uwierzyłam w to, że jestem gorsza, mimo że wiem, że tak nie jest.
Zostałam zdegradowana przez szefa i zastępczynię na niższe stanowisko, chociaż nie mam sobie nic do zarzucenia. Po zrealizowaniu planów, uzyskaniu zasięgów, a także przeszkoleniu pracowników dano mi najniższe stanowisko i tylko ja nie dostałam podwyżki. Przed zdegradowaniem nikt mi nie powiedział, że uczę kogoś na swoje stanowisko... Ludzie potrafili śmiać się ze mnie, że źle pracowałam w momencie wywalenia mnie, chociaż wiedzą, że mam cały czas najlepsze wyniki w całym dziale. Nie uprzedzono mnie o niczym i nie chciano rozmawiać... Osoby nade mną nie mają nawet kwalifikacji, a obecny meneger żadnego wykształcenia. Załamałam się na wiele miesięcy, bo pokazywano mi przez wiele tygodni, że jestem nikim i nic nie znaczę, a także na początku uwierzyłam w to :( Zanim połapałam się, że można coś tak nieetycznego zrobić, to obwiniałam siebie i wymyślam, co że mną nie tak. Teraz nie radzę sobie sama ze sobą i nie mogę przestać czuć się gorsza mimo, że wiem, że było to zrobione specjalnie i szefowa nie chce mieć wysoko lepszej osoby.
Po nagłym rozstaniu, gdzie wspólnie stworzyliśmy dom i musiałam się wyprowadzić, nie potrafię poradzić sobie z myślą, że muszę zacząć żyć od nowa.
Dzień dobry ! Piszę w nietypowej może sprawie . Rozstałam sie z partnerem po 5 latach bycia razem, w tym 2 lata zaręczyn ,wyremontowaliśmy dom, w którym mieszkaliśmy razem rok ,wszystko co w nim jest wybraliśmy razem od okien po meble ,mieliśmy kota, którego musiałam zostawić . On ze mną zerwał z dnia na dzień twierdząc, że i tak nic z tego nie wyjdzie i nie będziemy razem szczęśliwi ,kłóciliśmy się często ,głównie przez jego mamę (jest jedynakiem ) mieszkała obok nas i lubiła się wtrącać, a ja nie ukrywałam niechęci do tego faktu ,nie ufałam mu za bardzo, bo wiele razy zawiódł moje zaufanie. Jednak bardzo go kochałam, był moją pierwszą największą miłością i nie mogę poradzić sobie z tym , jak człowiek, którego kochałam tak mocno i tyle razem stworzyliśmy dla naszej przyszłości, mógł tak prawie z dnia na dzień porzucić to wszystko ,z jednej strony rozumiem, że postąpił tak, bo się dużo kłóciliśmy, ale ja nigdy z niego bym nie zrezygnowała chyba, żeby mnie zdradził, ale starałabym się naprawić naszą relację do końca, a on nawet nie chciał dać nam ostatniej szansy, tylko zaczął mnie unikać ,nie odbierał telefonów i nie odpisywał ,mówił, że mam spać na kanapie, bo nie chce razem, oddalił się ode mnie tak mocno, że musiałam się wyprowadzić z powrotem do rodziców . Jest mi ciężko zrozumieć, że to jest już naprawdę koniec , zastanawiam się czy on naprawdę mnie kochał i mu zależało, skoro tak zrobił . Było wiele zgrzytów między nami, ale nigdy nie porzuciłabym go , nigdy. Chciałabym żyć już dalej i nie rozmyślać o tym, ale nie mam pojęcia jak mam to zrobić i jak sobie poradzić z tym całym bólem, który w sobie noszę ,wiedząc, że to co zbudowaliśmy razem dla naszej przyszłości już nie wróci i muszę zacząć od nowa . Proszę o poradę .
dojrzewanie

Okres dojrzewania - co warto wiedzieć o zmianach i wyzwaniach

Okres dojrzewania to wyjątkowy i wymagający etap zmian fizycznych, emocjonalnych i społecznych. Zrozumienie tych procesów jest kluczowe dla nastolatków, ich rodziców i opiekunów, by lepiej radzić sobie z wyzwaniami i wspierać rozwój młodego człowieka.