
Nagłe rozstanie, chciałabym to odbudować, jednak partner uważa, że jest mu aktualnie lepiej.
A.M
Agnieszka Wloka
W tym, co Pani napisała widzę dużo sprzeczności. Tak jakby oscylowała Pani teraz wokół ogromnego żalu i złości na niego, deklarowanej chęci zmiany, ale bardziej to oczekiwaniu, że on “przejrzy na oczy” i się zmieni. Problem w tym, że Pani może decydować tylko o sobie, a nie o kimś i o czyiś potrzebach.
Zastanawiam si, czy tęskni Pani do tego konkretnego człowieka z określonymi cechami, które Pani w nim podziwia i szanuje, do faceta, z którym czuje Pani bliskość i chce przebywać…czy tęskni Pani do związku, to znaczy do pewności, stabilizacji i bezpieczeństwa - wiem, że to może dziwne, ale jakby Pani się głębiej zastanowiła, czy aby na pewno chodzi o niego?
Myślę, że słowo “wina” nie pasuje do tej sytuacji - jesteście wolnymi ludźmi i macie prawo zdecydować, że chcecie albo że już nie chcecie ze sobą być. Wywieranie presji i obwinianie może poskutkować powrotem - ale nie z miłości, tylko dla świętego spokoju, a to byłoby bardzo toksyczne.
Może faktycznie warto iść jego tropem i dać sobie czas? Jeśli oboje macie swoje terapie, to znaczy, że oboje macie coś w sobie do uporządkowania - być może pobycie osobno pozwoli wam to zrobić i takimi uporządkowanymi do siebie wrócić?
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dorota Figarska
Dzień dobry
Chciałabym zwrócić uwagę na kilka kwestii.
Po pierwsze: nikt z czytających nie będzie raczej w stanie ocenić z stuprocentową pewnością, czy wasza relacja ma szansę. To nigdy nie jest pewne, wiele par nawet gdy uda się na wspólną terapię, nie kończy jej. Inne pary same wypracowują rozwiązanie bez terapii. Nie każda sytuacja nadaje się też do terapii, bo w niej zazwyczaj pracuje się nad wspólnym celem, a nie nad tym by przekonać jedną ze stron.
Rozumiem, że musi być pani bardzo ciężko, ponieważ decyduje się pani na drastyczne kroki i wkłada i dużo pracy w to, aby się zmienić. Mówi pani że z jednej strony stara się dawać przestrzeń partnerowi, a z drugiej wciąż na niego naciska, przez co prawdopodobnie nie jest on w stanie podjąć decyzji, która byłaby zgodna z nim samym.
Wydaje mi się, że przynajmniej na razie warto byłoby skupić się na dalszej pracy nad sobą, nad tymi wszystkimi emocjami: żalu, poczuciem niesprawiedliwości,, samotności i odrzucenia, przyjrzeć się jakie reakcje to w pani uruchamia oraz przeanalizować na ile są one zdrowe, a na ile w dalszym ciągu wymagają pracy z pani strony nad sobą. Nie oznacza to, że musi pani zrezygnować z nadziei na powrót do siebie nawzajem, ale dystansować się i pozwolić, aby partner podjął samodzielną decyzję.
Zastanawiam się też nad pani oceną, co do tego czy partner rzeczywiście nie wie, co mówi i nie potrafi uargumentować swojej decyzji, być może między słowami podaję faktyczny powód i warto byłoby go posłuchać, tym bardziej że jego chęć zatroszczenia się od samego siebie i postawienia siebie na pierwszym miejscu, wzbudza w pani pewnego rodzaju złość.
Pozdrawiam
Psycholog Dorota Figarska

Zobacz podobne
Byłam z chłopakiem 2 lata, układało nam się dobrze od jakiegoś czasu. Chłopak przeszedł dużo w życiu, miał problemy w rodzinie. A to bardzo na nim się odbiło, potem my zaczęliśmy się coraz częściej kłócić, ale wiem, że mnie kochał.
Ostatnio zerwał ze mną, bo chciał odpocząć, bo stwierdził, że za dużo tego. Po 3 tygodniach wrócił do mnie, bo nie dawałam mu spokoju, bo bardzo za nim tęskniłam. Było już bardzo dobrze między nami. Wiadomo małe sprzeczki były między nami i dwa dni przed sylwestrem mnie zostawił, bo znowu stwierdził, że ma dość kłótni. Ja chciałam z nim zawsze rozmawiać, żeby dążyć do tego, żeby tych kłótni nie było. Załamałam się znowu, chciał się zastanowić czy jeszcze chce wrócić do mnie, ale ja strasznie byłam natrętna, wydzwaniałam do niego i wypisywałam, chciałam jakoś udowodnić mu, że może być lepiej między nami, ale żeby w to uwierzył.
Teraz mówi, że nie chce mnie znać i że mnie nie kocha, a ja wierzę nadal w to, że mnie gdzieś jeszcze kocha.
Wszędzie mnie zablokował, ale jak zadzwoniłam go przeprosić za to wszystko, to odebrał, chociaż taki plus a był strasznie źle nastawiony. Bardzo mi źle z tego powodu, że tak się stało, mi się wydaje, że ten chłopak jest bardzo zagubiony
Obawiam się, że pech mnie dosięgnie także w nowym miejscu zamieszkania. Boję się powtórki - 3 lata temu byłam na 3-miesięcznym stażu w ukochanych Włoszech i miałam pecha - olewała mnie moja przełożona, byla oschła i nie dopuszczała do obowiązków, kłamała, że jej nie będzie dzisiaj, a potem ją widziałam na mieście, nie odpisywała. Mężczyzna, który mi się spodobał udawał, że mnie nie pamięta po czasie, nie nawiązałam koleżeństwa, dostałam mandat. Pod koniec chciałam już wracać. Naoglądałam się pięknych widoków - wszędzie sama.
Tutaj, gdzie mieszkam w Polsce jestem sama od kilku lat, bez przyjaciół, bez partnera. Mam się wyprowadzać do Holandii do prestiżowej uczelni, mam jednak problem ze znalezieniem mieszkania - w Holandii jest niedobór mieszkań. Są oferty typu mieszkania z kilkoma ludźmi i jedna łazienka - nie wiem, jak miałabym rano zdążyć się wyszykować na uczelnię. Obawiam się bardzo samotności - nie znam holenderskiego, oczywiście jest tam sporo emigrantów, ale nie wiem, czy uda mi się znaleźć znajomych, przyjaciół.
Do tej pory mam pecha i nie wiem dlaczego, jestem bardzo dobrą osobą i to nieraz ja wychodzę z inicjatywą, a po drugiej stronie nie widzę zainteresowania. Kompletnie tego nie rozumiem. Tym bardziej, że czasami poznaję koleżanki, z którymi się dobrze dogaduję, jednak po czasie po drugiej stronie widzę spadek zainteresowania albo zaprzestanie kontaktu, pomimo braku jakichkolwiek kłótni, spięć.
Dzisiaj leżałam i myślałam o tym wszystkim, czy znowu będzie nie tak, że się umęczę i będę żyć tylko studiami, tak jak było w Polsce. Czy zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, czy wykorzystałam wszystkie szanse na poznanie ludzi. I tutaj stało sie coś niepokojącego - zaczęłam czuć dyskomfort, a po chwili panikę. Zaczęłam czuć jakąś wręcz złą obecność. Jakby we mnie "weszło" coś, albo ktoś. Bałam się być sama ze sobą, wyszłam z domu na spacer. Wiedziałam, że ten stan paniki może się skończyć w moment, jednak ja bałam się przestać zadawać sobie pytanie, czy zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by poznać nowych ludzi w obecnym mieście. Potem stwierdziłam, że muszę przerwać ten proces myślowy, że muszę odpuścić, bo chyba poszłam za daleko i to chyba o tym świadczy ta panika.
Byłam w tym roku na kilku sesjach i Pani powiedziała, że rzeczywiście widzi jakiś pech i to musi być uciążliwe. Zaniepokoiła mnie jednak ta panika, ponieważ doznałam jej w tym roku zimą, gdy z tej desperacji i samotności, zaczął mi się podobać mężczyzna, który wiedziałam, że nie powinien mi się podobać - intuicja we mnie krzyczała, że to nie jest dobra osoba dla mnie. I się to potwierdziło - ukrywał, że z kimś mieszka, brał używki, miał długi i w zasadzie to nie zaangażował się w relację ze mną, więc był to taki falstart. Ale z mojej strony było uwikłanie emocjonalne, i kiedy doszłam do tego, że on musi mi się przestać podobać, bo z tej relacji nic nie będzie - pojawiły się natrętne myśli - wulgarne, wrogie do mnie. Poczułam wtedy panikę, jakby "coś"" mnie atakowało, że chcę się wydostać, nie wiedziałam, o co chodzi. Odpuściłam więc i tkwiłam w tym zauroczeniu. Tylko że akurat wtedy nie powinnam była odpuszczać, bo trop był dobry - on nie powinien mi się był podobać. Więc skąd te natrętne myśli? Wiele jest tutaj obecnych wątków, które się na siebie nakładają i nie sposób ich od siebie oddzielić.
Nie mam się komu wygadać, więc muszę się tutaj wygadać. Jestem w ciężkim stanie, mam straszny nerwoból i jest mi ciężko funkcjonować. Muszę zacząć od mojego męża.
Kilka miesięcy temu okazało się, że jest narkomanem i oszukiwał mnie przez cały nasz związek, ale to chyba nawet nie jest najgorsze w tym wszystkim. O wiele gorsze od tego jest jego zachowanie na co dzień. Wieczne karanie ciszą i obrażanie się. Rozdrażnienie, którego doświadcza co chwilę i które wyładowuję na mnie. To jest naprawdę ciężki przypadek, bo on wydaje się wszystkim być perfekcyjnym mężem. Nie krzyczy, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nie ubliża. No ktoś by pomyślał idealny mąż, ale czasem wolałabym, żeby mnie wyzwał, niż tak traktował. Ciągle coś mu nie pasuje, humor mu się potrafić zmienić 3 razy w ciągu 5 minut. Gdy coś nie pójdzie po jego myśli albo gdy po prostu postanowi, że będzie niezadowolony, staje się naprawdę okropny, oschły, chamski i jego zachowanie jest wobec mnie bardzo nie w porządku. Ja oczywiście staram się mu podporządkować. Jestem miła i próbuje zrobić wszystko, żeby już się nie gniewał, ale nigdy mi się to nie udaje.
Wtedy on staje się jeszcze gorszy. Wtedy jak mówi do mnie, to używa bardzo chamskiego tonu i daje mi do zrozumienia, że jest „zły”, traktuje mnie wtedy jak marionetkę.
Wyżywa się na mnie, aż do momentu, gdy nie poprawi sobie humoru. Jego mimika twarzy wtedy wykazuje dużą złość i niezadowolenie. Ton głosu jest zmieniony. Robi się złośliwy. Humor może mu poprawić mała rzecz, która nagle sprawi, że będzie przez chwilę zadowolony, ale musi być to coś, na co on ma ochotę, ale nie na długo, zaraz jego stan znów wraca i znów jestem tresowana. Może to być na lotnisku, w samolocie, na basenie z dzieckiem, w samochodzie, w biurze, w sklepie tak naprawdę wszędzie. Ja wtedy staram się mu poprawić humor i tłumie wszystkie swoje emocje w środku, bo przecież muszę być posłuszną i potulną żoną i nie jestem złośliwa, więc staram się go pocieszyć. Przez 5 lat nie wyszło mi to ani razu, w takim jest wtedy stanie. To się zdarza bardzo często.
Prawie codziennie, a ja z dnia na dzień gasnę jak duży rozpalony płomień, na którego ktoś wylewa wodę i próbuje go ugasić. Pomimo że płomień nie chce być zgaszony, nie potrafi krzyknąć ani poprosić o pomoc. Znoszę to od lat, dokładnie od 5 lat.
Teraz on mówi, że jest to przez jego narkomaństwo.
Mąż podjął leczenie i jest po terapii zamkniętej i dalej uczestniczy w terapii. Myślę, że mogłam stać się ofiarą przemocy psychicznej i dlatego moja psychika już tego nie wytrzymuje i daje o sobie znać poprzez moje ciało. Proszę o radę i opinie
