
Jak poradzić sobie z ultimatum rodziców nakazującym zerwanie z chłopakiem?
Witam, znalazłam to forum dziś rano i potrzebuję pomocy, lub chociaż rady. Mam 19 lat i skończyłam szkołę 2 miesiące temu. Od 4 klasy podstawówki miałam pasek i stypendium, byłam bardzo dobrym uczniem zarówno w młodszych klasach, jak i w liceum. Od 7 miesięcy spotykam się z chłopakiem, jest kochany i bardzo mnie wspiera. W tym roku pisałam maturę, więc moja mama powiedziała, że mogę się z nim spotykać raz w tygodniu. Zgodziłam się na to i tak zrobiłam, jednak wraz z czasem mama zaczęła go obwiniać o „złe oceny”, kiedy dostałam np. 3 ze sprawdzianu. Mama mnie bardzo często wyzywa, nawet za małe rzeczy typu: zapomniałam wnieść ręczniki z balkonu. Wszystko pogorszyło się w trakcie matur, to wtedy też pierwszy raz zadzwoniłam na telefon zaufania i opowiedziałam o mojej sytuacji. Po maturach były moje urodziny, które spędziłam sama, leżąc w łóżku i płacząc. Moi rodzice powiedzieli, że mam zakaz spotykania się z moim chłopakiem do odwołania. Powiedzieliśmy sobie dużo za dużo słów, zarówno ja, jak i oni. Potem zaczęłam chodzić do pracy; temat chłopaka ucichł, a ja spotykałam się z nim w tajemnicy. Jednak parę dni temu matka się dowiedziała, i powiedziała, że mam się wyprowadzić. Rodzice chcą mnie zmusić, żebym z nim zerwała, bo oni „chcą innego chłopaka dla mnie” i uważają, że mój obecny mnie manipuluje i ma zły wpływ. Prawda jest taka, że po każdej kłótni w domu jak zostałam zwyzywana, to ten „okropny” chłopak zawsze mnie pocieszał, wspierał, i po prostu był dla mnie. Nigdy mi nie pozwolił być samej po kłótniach czy wyzwiskach. Zawsze mogłam mu się wygadać, a on zawsze był i mnie słuchał, nawet jeśli mówiłam o jednej rzeczy kilka razy. Rodzice mają obsesje na jego punkcie do tego stopnia, że ojciec przyszedł i zaczął mi mówić, iż „jakaś osoba z jego pracy” doniosła mu o tym, jaki jest mój chłopak. Domyśliłam się, że może poprosił kogoś, aby poszukał jakichś informacji na jego temat, co dla mnie jest paranoją. Powiedziałam, że mimo iż są moimi rodzicami, nie mają prawa mi mówić z kim mam zerwać, a z kim mogę chodzić; nie mam już 15 lat. Chodzę do pracy, skończyłam szkołę z dobrymi ocenami i jestem już po maturze. Więc bardzo proszę o radę, ponieważ dali mi ultimatum; albo z nim zerwę i będę mogła zostać w domu, albo będę się z nim spotykać, i mam się wyprowadzić, a co za tym idzie; nie będę mogła już wrócić do domu. Mam już dość takiego życia i ciągłych kłótni, próbowałam z nimi rozmawiać wiele razy, ale nie da się. Ja też nie chce rezygnować ze swojego szczęścia, bo rodzice mają takie „widzimisię”.
Anonimowo
Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Anonimko,
nie jesteś od spełniania oczekiwań rodziców, a oni nie mają prawa ingerować w Twoje życie. Mogą sugerować, mieć swoje zdanie, natomiast nie mogą stosować ani nakazów, ani zakazów. Tym bardziej kuriozalne jest to, że to rodzice chcą Ci wybrać partnera albo wybrany przez Ciebie partner musi spełniać ich standardy. No nie. Mamy tutaj do czynienia z formą przemocy rodzicielskiej.
Choć to trudne to na ten moment rozważ jednak wyprowadzkę. Czy jesteś w stanie się utrzymać finansowo?
Pozdrawiam,
Katarzyna Kania-Bzdyl
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Marta Lewandowska-Orzoł
To, co Pani opisuje, jest naprawdę bardzo trudną sytuacją. Ma Pani prawo czuć się przytłoczona i zagubiona — z jednej strony chęć bycia w relacji, która daje wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej ogromna presja ze strony rodziców, która nie zostawia miejsca na rozmowę, tylko stawia ultimatum.
Warto powiedzieć sobie jasno: nikt — nawet rodzice — nie ma prawa decydować za Panią, z kim może się Pani spotykać. Ma Pani już 19 lat, jest osobą pełnoletnią, odpowiedzialną, która skończyła szkołę, pracuje i — jak widać — myśli bardzo dojrzale o swoich relacjach.
Prosi Pani o pomoc lub radę, na ten moment zachęcałabym do:
1. Przemyślenia, na tyle ile to możliwe „na chłodno” sytuacji. Wspomina Pani, że dużo słów zostało wypowiedzianych. Warto zastanowić się teraz co jest dobre dla Pni, a nie tylko dla rodziców.
2. Zadbanie o wsparcie emocjonalne. Może ma Pani możliwość porozmawiania o tej sytuacji z przyjaciółką, innym członkiem rodziny lub specjalistą? Czasami taka rozmowa może być bardzo oczyszczająca, a czasami i inspirująca do dalszego działania.
3. Analiza Pani sytuacji - proszę się zastanowić czy ma Pani możliwość wyprowadzki z domu - samodzielnej, a może uda się chwilowo zamieszkać u kogoś, tak na „próbę”. Może też Pani przeliczyć swój budżet miesięczny, sprawdzić ile mniej więcej potrzebuje Pani na utrzymanie, czy są jakieś wydatki, z których chwilowo może Pani zrezygnować itd.
Warto też pamiętać, że to nie Pani odpowiada za postawę rodziców. Wszyscy jesteście w tej sytuacji dorośli i każdy odpowiada za siebie, swoje słowa, czyny i myśli.
Życzę Pani, mimo wszystko, pięknego wchodzenia w dorosłość.
Marta Lewandowska-Orzoł
Psycholog

Zobacz podobne
Piszę tutaj, bo naprawdę już nie wiem, co mam robić. Mam 6-miesięcznego synka z mężem. Od kiedy urodził się maluch, czuję się jakbym była sama. Damian kompletnie się wyłączył z opieki nad dzieckiem. Jego argument brzmi zawsze tak samo: "przecież mała potrzebuje cyca, ja i tak nie pomogę". Nie wstaje w nocy NIGDY. Nawet jak dziecko płacze godzinami, on sobie śpi jak zabity i mówi, że "to moja robota". Codziennie wieczorem znika - albo na padla z kumplami, albo na jakieś swoje zajawki. Wraca późno, czasem nawet nie wiem o której. A ja siedzę sama z maluchem od rana do wieczora, potem całą noc wstaję co 2-3 godziny. Teraz planuje wyjazd z kolegą do Hiszpanii na 2-3 TYGODNIE. Jak mu powiedziałam, że nie dam rady sama z dzieckiem przez tyle czasu, to się zdenerwował i powiedział, że "w pierwszych dwóch latach życia dziecko potrzebuje matki, a nie ojca" i że "powinnam być wdzięczna, że może pracować i nas utrzymywać". Ja już nie śpię prawie wcale od 6 miesięcy. Zaczęłam mieć napady płaczu, czuję się jak zombie. Czasem patrzę na siebie w lustrze i nie poznaję tej osoby. Boję się, że wpadam w depresję poporodową, ale nawet na wizytę do lekarza nie mogę pójść, bo kto będzie z dzieckiem? Próbowałam z nim rozmawiać, ale on mówi, że przesadzam i że "wszystkie kobiety jakoś sobie radzą". Jego matka też mu przytakuje i mówi, że "za jej czasów mężczyźni w ogóle nie zajmowali się dziećmi". Co mam robić? Czy to normalne? Czy rzeczywiście powinnam "dać radę" sama? Czuję się jak najgorsza matka na świecie, że już nie mam siły... Przepraszam za chaotyczny wpis, ale naprawdę jestem na skraju wytrzymałości. Co mam zorbić?
