Przez limit nieobecności na studiach bardzo boję się zachorować. Często łapię infekcje.
M.

Julia Hodurek-Ptak
Dzień dobry Pani Maju,
Zacznę od Pani pytania czy warto skonsultować Pani problem z psychoterapeutą: jak najbardziej. Możliwe, że sam odpoczynek pomoże i Pani obawy się zmniejszą ale można podejrzewać, że Pani lęk pojawia się nie tylko w sytuacjach stresowanych związanych ze studiami.
Na psychoterapii można się przyjrzeć jak Pani sobie radzi ze stresem, jak wyglądały takie sytuacje w przeszłości, czy ma Pani wspierające otoczenie itp. oraz czy problem nie leży w czymś innym niż tylko w lęku o zdrowie. Można przypuszczać, że to wierzchołek góry lodowej, ale nie da się tego stwierdzić bez pogłębionej konsultacji i poznania Pani.
Patrząc na to jak trudny i wymagający jest Pani kierunek studiów można przypuszczać, że trzeba dawać z siebie bardzo dużo - być może pojawiały się u Pani obawy przed tym co się stanie gdy Pani nie zda przedmiotu lub roku. Możliwe, że obawia się Pani co na to otoczenie. Wszelkie te hipotezy mogą pojawić się na pierwszych konsultacjach z terapeutą.
Myśli o chorowaniu stały się obsesyjne, przez co tym bardziej potęgują lęk. Być może dzięki psychoterapii uda się przerwać „błędne koło”.
Na koniec myślę o tym, że choroba nie wybiera, ale atakuje nas w momentach kiedy jesteśmy bardziej na nią narażeni - pisze Pani o obniżonej odporności. Możliwe, że przez wykończenie studiami zaniedbała Pani myślenie o sobie jako o człowieku, który ma swoje potrzeby. Być może Pani organizm daje Pani znak by bardziej o siebie zadbać zanim pojawi się choroba. Być może w Pani przypadku choroba łączy się z myślą, że przeszło się pewną granicę wytrzymałości.
Życzę dużo odpoczynku,
Julia Hodurek-Ptak

Izabela Czak-Kunert
Dzień dobry,
z tego co Pani napisała wiodącym problemem wydaje się być zarówno troska o własne zdrowie, obawa przed zachorowaniem, jak i problem stresu i zmęczenia, które na Pani kierunku studiów mogą często towarzyszyć.
Jeśli tak jak Pani pisze, stan ten utrzymuje się przez dłuższy czas, warto rozważyć spotkanie z psychologiem (nawet na zasadzie kilku konsultacji) w celu przyjrzenia się tej problematyce. Czasem rozmowa z kimś “z zewnątrz” może być bardzo pomocna :)
Pozdrawiam serdecznie.

Anna Włosek
Pani Maju, jak wynika z tego co Pani napisała, sama Pani widzi, że trochę nadmiarowo reaguje na problemy zdrowotne, które nie powinny być powodem do niepokoju. Z jakiegoś powodu po doświadczeniu choroby wzmógł się u Pani lęk przed zachorowaniem, co powoli utrudnia Pani funkcjonowanie. Zawsze warto reagować zanim jakieś zachowanie, czy przekonanie zdezorganizuje nam całkowicie codzienne życie, dlatego dobrze że diagnozuje pani problem tak wcześnie. Warto skonsultować się z psychologiem, celem przyjrzenia się czy rzeczywiście Pani zamartwianie się jest adekwatne, bo skoro zaczyna być dla Pani uciążliwe, to znaczy ,że dzieje się coś co może wymagać wsparcia. Niemniej może okazać się, że reagując na problem tak wcześnie, może Pani potrzebować 2 do np. 5 spotkań, wcale nie musi skończyć się na długiej terapii. Zawsze gdy czujemy, że coś nas przerasta, warto o tym porozmawiać. Czasami konsultacja, żeby uporządkować to co budzi w nas niepokój :)
Pozdrawiam
Anna Włosek
Psycholog

Katarzyna Kania-Bzdyl
Dzień dobry Pani Maju,
występuje u Pani lęk - czyli obawa przed zagrożeniem, którego realnie nie ma. Jest on spowodowany Pani poprzednimi przeżyciami. W związku z tym, że studiuje Pani kierunek związany z medycyną, tym samym ma Pani większą wiedzę na temat różnych schorzeń. Co za tym idzie jest Pani w tym aspekcie wyczulona. Często my, psycholodzy, mamy tak, że studiując ten kierunek albo pracując zwłaszcza na początku w tym zawodzie automatycznie stawiamy “diagnozy” naszym bliskim czy znajomym i dokonujemy mimowolnie obserwacje środowiska ;) Z tego co Pani pisze doświadcza Pani również przeciążenia. Stres występujący w organizmie osłabia nasz układ autoummonologiczny. Jest duże prawdopodobieństwo, że to właśnie miała na myśli Pani Doktor. Proszę zadbać o siebie i pomyśleć o regeneracji (odpoczynku). Jeśli te myśli - lęk o przyszłość - przybierają formę natręctwa, to warto byłoby to skonsultować z psychologiem.

Katarzyna Kania-Bzdyl
Dzień dobry Pani Maju,
występuje u Pani lęk - czyli obawa przed zagrożeniem, którego realnie nie ma. Jest on spowodowany Pani poprzednimi przeżyciami. W związku z tym, że studiuje Pani kierunek związany z medycyną, tym samym ma Pani większą wiedzę na temat różnych schorzeń. Co za tym idzie jest Pani w tym aspekcie wyczulona. Często my, psycholodzy, mamy tak, że studiując ten kierunek albo pracując zwłaszcza na początku w tym zawodzie automatycznie stawiamy “diagnozy” naszym bliskim czy znajomym i dokonujemy mimowolnie obserwacje środowiska ;) Z tego co Pani pisze doświadcza Pani również przeciążenia. Stres występujący w organizmie osłabia nasz układ autoummonologiczny. Jest duże prawdopodobieństwo, że to właśnie miała na myśli Pani Doktor. Proszę zadbać o siebie i pomyśleć o regeneracji (odpoczynku). Jeśli te myśli - lęk o przyszłość - przybierają formę natręctwa, to warto byłoby to skonsultować z psychologiem.

Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
z Pani wypowiedzi wynika, że przejmuje się Pani swoim zdrowiem oraz ewentualnym ponownym zachorowaniem. Pojawia się również stres i zmęczenie. Wszystkie te czynniki mogą wpływać na Pani zdrowie psychiczne. Jeżeli opisane trudności utrzymują się dłuższy czas warto udać się do specjalisty - np. psychologa lub psychoterapeuty w celu dokładnego omówienia objawów oraz ewentualnej pomocy.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Nie wiem, jak mam dozować zapewnienie sobie bezpieczeństwa z ambicjami - wyższymi celami. Często spotykają mnie niepowodzenia i wychodzi na znacznie gorzej, niż się początkowo spodziewałam. Chciałam wyprowadzić się za granicę, mieć pracę, uczyłam się obcego języka (angielski już bardzo dobrze znam) Wyszło na to, że nie tylko nie udał się ten plan, ale nawet w Polsce nie mogę znaleźć pracy.
Tak więc muszę znacząco obniżyć oczekiwania co do życia i boli mnie to niezmiernie. Skąd mam wiedzieć, kiedy będę mogła myśleć o "czymś lepszym"? Boję się, że wtedy zostanę z niczym, albo co gorsza, z długami. Zauroczyłam się w mężczyźnie, który zniknął jak duch, tego też się nie spodziewałam. Przeraża mnie to, jak bardzo uzależniona jestem i wszyscy jesteśmy od drugiego człowieka. Jak niewolnicy.
Ktoś musi nas przyjąć do pracy. Zadzwonić do nas. Nie zwolnić nas. Odezwać się do nas. Wybrać nas. Zarówno w kontaktach prywatnych, zawodowych itp. Na co dzień ciężko mi jest, bo nigdy nie wiem, co w danej chwili powinnam robić, dokąd pojechać, ile czasu poświęcić na to, a na tamto. Jest tyle niewiadomych, że strasznie mnie to przytłacza.
Nieraz spędziłam godziny przed komputerem, wysyłając oferty pracy i nic z tego nie wyszło. Z kolei jak wychodzę z domu, to sama nie wiem, dokąd iść dosłownie i w przenośni, nawet nie wiem, o czym myśleć, na czym się skupić, skoro wszystko wychodzi na opak. Chyba niedługo oszaleję.
Straciłam pracę, która była jakąś częścią mnie. Zadaję sobie pytanie, kim naprawdę jestem, skoro to, co definiowało mnie przez lata, nagle zniknęło. Boli mnie codzienność, wydaje się bezsensowna..
Cierpię na zaburzenie obsesyjno-kompulsywne i lękowe mieszane. Jak sobie poradzić z wewnętrzną presją dotyczącą wykonywania obowiązków służbowych? Chodzi o to, że muszę swoje obowiązki wykonać jak najlepiej, bo boję się krytyki ze strony przełożonych i innych pracowników. Czasami poświęcam czas przeznaczony na przerwę na dalszą pracę, bo boję się, że czegoś nie zdążę zrobić. Nie potrafię wyluzować. Gdy nie zdążę w danym dniu czegoś wykonać, czuje niedosyt i żal do siebie, że mogłem dać z siebie więcej. Męczy mnie to bo czuję się jak nakręcona zabawka.
Ciągła presja wykańcza mnie bardziej niż sama praca.
Podoba mi się mój szef, jednak jest żonaty. Co mogę zrobić, żeby łatwiej mi się pracowało, jak pozbyć się uczuć? Dystansowanie się nie pomaga zbytnio, bo on ze mną flirtuje od 3 lat, pracy również nie chcę zmieniać. Ostatnio moje stanowisko pracy się nieco zmieniło, a z tym również jego zachowanie, zaczął się bardziej izolować, pomyślałam, że to moja szansa, żeby się zdystansować i ogarnąć emocje, jednak on cały czas ma zmienne zachowania, tydzień się do mnie nie odzywał, po czym potem znowu zaczął się mną interesować i flirtować. Sama nie wiem już co robić, żeby przestał grać w kotka i myszkę i mieszać w moich emocjach. Boję się rozmowy, bo jest moim szefem i boję się, że będzie udawał, że wcale nie flirtował i że ja sobie coś wymyśliłam. Wiem też, że ta relacja do niczego nie prowadzi, więc chcę po prostu potrafić kontrolować moje emocje, żeby nie miały na mnie takiego wpływu i nie utrudniały mi codziennego funkcjonowania, a przez jego zachowanie co chwilę o nim myślę, w pracy i poza nią. Jak mogę sobie poradzić z niechcianymi uczuciami?
Witam, nazywam się Sara mam 23 lata. Zdecydowałam się tutaj napisać, ponieważ chciałabym uzyskać trochę zrozumienia, nową perspektywę, ponieważ mam ciągle wrażenie, że jestem do tyłu w życiu. W sumie mogę powiedzieć, że zaczęło się od liceum, jak nie wcześniej. Byłam ambitną osobą ,odkąd pamiętam, bardzo chciałam dostać się do dobrego liceum, na wymarzone studia. Jednak pomimo starań i czasu poświęconego wyniku nie udało mi się otrzymać wystarczających wyników z matury. Dostałam się na studia zaoczne z psychologii. Przez ostatnie trzy lata pracowałam na produkcji, trochę w gastronomii, a na studia dojeżdżałam w weekendy. Mam wrażenie, że wszyscy ludzie wokół mnie (szczególnie moja była przyjaciółka, do której bardzo się porównuję, która dostała się na studia dzienne, mieszkała w akademiku, potem w wynajmowanym pokoju) już się wyprowadzili od rodziców, mają życie studenckie, grupke znajomych, realizują swoje marzenia. Od zawsze chciałam pojechać na eramusa i początkowa nie sądziłam, że może się to udać, ale tym razem los się do mnie uśmiechnął i udało mi się wyjechać do Hiszpanii. Właśnie zaczynam semestr, nową przygodę, lecz zauważyłam, że znowu zaczynam się porównywać, że za późno wyjechałam, że mogłam wcześniej, ponieważ wszystkie osoby, które tutaj poznaje mają 19-22 lata. Wiem, że to może głupie, ale strasznie mnie to męczy i mam wrażenie, że zmarnowałam swoje lata młodości, że nie udało mi się usamodzielnić, że teraz na jakąś wyprowadzkę lub choćby drugie studia, czy spełnianie innych marzeń jak np. podróżowanie autostopem jest już za późno, ponieważ kogo nie spotykam to ma to już za sobą, ma już skończone studia i wiele doświadczeń za sobą. Czuję się ciągle zagubiona pod wieloma względami, mam małe doświadczenie w związkach, a jeśli chodzi o znajomych to to różnie bywa, poznaję mnóstwo osób, jednak z nikim nie mogę powiedzieć, że bliżej się przyjaźnie, z łatwością nawiązuje kontakty, jednak jeśli chodzi o ich utrzymanie jest gorzej. Mam wrażenie, że gdy ktoś się do mnie dłużej nie odzywa to mnie lubi lub udaje i chce się zdystansować. Dlatego trudno mi wychodzić z inicjatywą (choć robię to pomimo lęku) jednak i tak czuję się wciąż samotna. Myślałam o tym, żeby po erasmusie spróbować wyprowadzki do miasta i znaleźć pracę, wydaje mi się, że dzięki temu mogłabym być bliżej ludzi. Jednakże jestem bardzo związana z moją rodziną, bardzo ich kocham i wioskę, w której mieszkam, jestem otoczona naturą. Mam jednak wrażenie, że jest trochę na to za późno, że inni zrobili to wszystko wcześniej…
Od paru miesięcy pracuje na magazynie, dosyć dużym, pracuje tam około 300 osób, są tam 4 działy, jest też restauracja, na której jemy obiady. Jadłem sobie spokojnie i nagle spotkałem się wzrokiem z taką dziewczyną, jak w jakimś filmie.
Kolejnego dnia siedziała w tym samym miejscu ja również i znowu się na siebie patrzyliśmy, uśmiechając się do siebie.
Następnego dnia patrzę, a ona zaczęła pracę na dziale obok, znowu się zobaczyliśmy, ja byłem w szoku ona chyba też, później pracowała na drugiej zmianie, więc się nie widzieliśmy, Zobaczyliśmy się znowu w 3 tygodniu i gdy wracałem z toalety, patrzyliśmy się na siebie dosłownie przez minutę, aż w końcu spuściłem wzrok, bo nie mogłem, nie wiem, co mi zrobiła tymi spojrzeniami, później patrzyliśmy na siebie, ale żadne z nas do siebie nie zagadało, a miałem możliwość i wiem, że to ja zepsułem, bo to ja powinienem zrobić pierwszy krok i tak już dała mi za dużo sygnałów no i tak się na siebie patrzyliśmy, aż w końcu pewnego dnia wróciła do restauracji, usiadła w tym samym miejscu i znowu się na siebie patrzyliśmy, ale potem znowu nic z tym nie zrobiłem.
Później była taka sytuacja, że w końcu do niej podszedłem, ale tylko jej pomogłem i zagadałem trochę, ale ona i tak była szczęśliwa. Później jej nie było tydzień, myślałem, że się zwolniła, a tu przyszedł jej kolega z działu, na dział.do mnie i próbował mnie podpytać o nią, ale jakoś nie wyłapałem, o co mu chodzi, a chciał nam chyba po prostu pomóc.
Jeszcze mi mówił, że to jej pierwszy wyjazd za granicę, tak jak mój i później się na mnie tak pięknie patrzyła i zagadywała do mnie.
Ja nadal tego nie wykorzystałem, bo dalej nie wiem, czy jej się podobam, choć jestem tego pewien, nie potrafię sobie wybaczyć, że tego nie wykorzystałem, nie wiem, czy jakaś dziewczyna się tak na mnie patrzyła w życiu. Czuję się, jakbym przegapił wielką miłość, a prawie jej nie znam, nie mogę sobie z tym poradzić, nie mogę o niej przestać myśleć, nie mogę przestać myśleć o tym, co mogłem zrobić lepiej. Nie chce mi się jeść, myć, sprzątać, czuje się jak po rozstaniu. Czy to normalne?? Czy coś ze mną jest nie tak? Nie mogę sobie wybaczyć, że po prostu jej tego nie powiedziałem. Wolałbym, żeby mnie wyśmiała, niż teraz to tak przeżywać. Jeszcze wywalili mnie na inny dział i już jej nie zobaczę ,a nawet jak zobaczę, to chyba jeszcze gorzej mi to zrobi i to nawet nie o to chodzi, że się jej boję tego powiedzieć tylko już mi głupio przed nią, że nic wcześniej nie zrobiłem. Ona mi dawała tyle sygnałów, ale to też przez to, że ja nie widzę dobrze na daleko i czasami już nie wiedziałem, czy sobie to wkręcam, czy serio się tak na mnie patrzy, aż sobie kupiłem soczewki, no ale za późno. Mam dosyć wszystkiego. Najgorsze jest to, że cały czas o tym myślę, w pracy, jak gotuje, jak coś robię lub jak nic nie robię.
Nawet wróciłem na sztuki walki, ale nawet tam się nie potrafię skupić, a to kocham. Nawet trener się pyta co ze mną, ale spotkałem bardzo fajnego trenera i ogólnie miałem ostatnio sparingi i podszedł do mnie i mi mówi, że za dużo myślę, nie myśl tyle po prostu bij, i się trochę obudziłem, za dużo myślę, za dużo analizuje wystarczyło podejść i zagadać albo powiedzieć jej, że patrzy się na mnie jak w filmie, najwyżej by mnie wyśmiała i poszedłbym dalej, ale nie ja wolę układać sobie wizję w głowie jak dziecko.
Długo się zastanawiałam, co zrobić z moim samopoczuciem i z tym, jak już dość długi czas męczą mnie myśli.
Czuję, że utknęłam w miejscu, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć, a nawet powiem inaczej, nie myślałam, że się znajdę. Jakiś czas temu skończyłam 30 lat. Mam dwójkę dzieci i kochającego męża i czuję niejako wyrzuty sumienia, że czuje się przytłoczoną moją sytuacją, zamiast się cieszyć i to doceniać. Wyobrażałam siebie zawsze w tym wieku, że osiągnę już pewne stanowisko, będę więcej zarabiać, tak by móc sobie pozwolić, w dowolnym momencie, na co chcę. Owszem, chciałam, też w tym wieku mieć już ten dom i rodzinę. W tym momencie czuję, że utknęłam z kredytem na budowę domu, która się nie posuwa, ze względu na koszty życia, w pracy z przypadku, w której i tak mało co mogę pracować, ze względu na opiekę nad dziećmi. Myślałam o wyborze ścieżki zawodowej po macierzyństwie, myślałam o rozkręceniu swojego biznesu. Tylko w tym czasie, kiedy się chwaliłam, jaki to mam plan, osoba z rodziny zaczęła go realizować. Wtedy się przestraszyłam, że sobie nie poradzę, że będę gorsza, skrytykowana przez nią i środowisko i w dodatku, że będą inni gadać, że "zgapiam". Tym bardzie,j że to jest osoba dosyć konfliktowa. Teraz dobiło mnie to mocniej, bo tak naprawdę myślę, co zrobić, żeby więcej zarabiać, zmienić pracę na taką jednocześnie, w której mogłabym się rozwinąć i spełniać, a z drugiej strony jest rodzina i hamulec finansowy i ten strach, że przepale pieniądze.. Boje się czy to właściwa ścieżka, czy wymysł, czy to słomiany zapał. To wszystko w skrócie napełnia mnie niepokojem, prowadzącym do łez. Zamiast cieszyć się z czasem spędzanym z rodziną, to mi się płakać chce.
Nie wiem do końca co mam zrobić...
Czuję, że coraz częściej dopada mnie smutek przez to, że kogoś lubię, ale to nie działa w dwie strony. Mam wrażenie, że przez to czuję się gorsza, mniej pewna siebie i ciężej mi się skupić, czy to w pracy, czy w relacjach z ludźmi. Jak mogę sobie z tym poradzić? Jak zmienić te negatywne myśli na coś bardziej pozytywnego i zacząć lepiej dogadywać się ze sobą i z innymi? Czy macie jakieś pomysły albo techniki, które mogłyby mi pomóc? I co zrobić, żeby zaakceptować, że nie wszystko musi być odwzajemnione, a jednocześnie nie pozwolić, żeby to mnie ciągle ściągało w dół?