
Nie radzę sobie emocjonalnie po rozstaniu, ponieważ martwię się o byłego partnera i jego zdrowie, samopoczucie.
Anonimowo
Dorota Figarska
Dzień dobry.
Zakończenie relacji romantycznej może być trudnym doświadczeniem, bo oznacza konieczność pożegnania się z pewną wizją przyszłości, planami, przyzwyczajeniami, priorytetami i wizją samej siebie jako partnerki. Fakt, że był to Pani pierwszy poważny związek, oznacza również pierwsze tak bolesne rozstanie. Być może reakcje, które Pani u siebie obserwuje, budzą u Pani niepokój, jednak z punktu widzenia więzi, która Was łączyła są w pełni zrozumiałe. Niektórzy ludzie przezywają zakończenie związku w porównywalny sposób do śmierci bliskiej osoby i potrzebują przejść proces żałoby. Potrzeba czasu, aby pozwolić sobie na odczuwanie różnych emocji, wyciszyć je, zaakceptować stratę i zbudować na nowo wizję samych siebie-bez tej osoby przy boku.
Rozumiem, że dominującym uczuciem jest martwienie się o byłego partnera i wydaje się ono Pani uzasadnione, ponieważ dostrzega Pani pewne ryzyko związane z powrotem starych nawyków. Mimo, że zamartwianie się wynika z troski, nie jest niczym dobrym. Nikomu nie służy, nie ma mocy sprawczej, nie pomaga niczemu zapobiec. To samonakręcający się mechanizm. W wyniku zamartwiania wyobrażona, tragiczna przyszłość jest nie dość, że wyolbrzymiona (zazwyczaj widzimy najczarniejszy scenariusz), to dodatkowo przeżywana tak, jakby działa się w teraźniejszości.
Na tym etapie najważniejsze jest jednak pamiętanie o sobie oraz swoich potrzebach takich jak sen, odpoczynek, dobre odżywianie się. Po drugie, warto pozwolić sobie na odczuwanie różnych emocji i potraktować je jako naturalne, być w stosunku do siebie wyrozumiałym i cierpliwym (być dla siebie niczym najlepszy przyjaciel). Po trzecie, dobrze jest prosić o pomoc, przyjmować ją od bliskich oraz komunikować swoje potrzeby.
Pozdrawiam, psycholog Dorota Figarska

Zobacz podobne
Chłopak zerwał ze mną z dnia na dzień, stwierdził, że nie ma siły tego ciągnąć, już nie chciał zrobić przerwy. Było to dla mnie bardzo krzywdzące, czułam się źle kilka dni, później napisał do mnie z przeprosinami i że żałuję swojej decyzji, chciałby to naprawić i nie wie, dlaczego tak postąpił. Nie wiem, co mam zrobić, tęsknie za nim, ale z drugiej strony bardzo mnie to zraniło i nie wiem, czy chce to kontynuować. Wszystkie bliskie mi osoby mówią, żebym nie wracała do tego. Ciężko mi jest sobie z tym poradzić, nie wiem, co mam robić
Witam, pięć miesięcy temu rozstałem się z narzeczoną po czterech latach związku. Mimo akceptacji i przejściu refleksji - nadal jest mi bardzo ciężko. Po miesiącu od rozstania, odezwała się do mnie przez wzgląd na tęsknotę (wcześniej zablokowała wszelką drogę kontaktu). Po trzech miesiącach zdecydowaliśmy, że się spotkamy (mieszkamy daleko od siebie), spotkanie pokazało mi, jak bardzo mocno ona jest rozbita, byłem przekonany, że wszystko już przeżyła i spotkanie będzie wiązało się z pożegnaniem. Okazało się, że ktoś jej ciągle mieszał i nie pozwalał przeboleć wszystkiego, dodatkowo sama siebie krzywdziła, jak przyznała, nową relacją (jej przyjaciel wykorzystał to, że jest rozdarta). Powiedziała mi wszystko, płacząc. Od tego momentu wspierałem ją, nakłoniłem ją na skorzystanie z pomocy psychologa - musi udać się na terapię. Znowu się zbliżyliśmy do siebie, narobiłem sobie nadziei na powrót - tak mimo wszystko nadal ją kocham (dodatkowo sama przyznała mi się, że ona nadal mnie też). Tydzień temu zablokowała mnie znowu, tłumacząc się strachem przed skrzywdzeniem, bólem i brakiem siły. Rozumiem jej rozterki, ale przez tę sytuację, wrócił do mnie ból, pustka i tęsknota. Chodzę do terapeuty i mimo wszystko nadal jest mi bardzo ciężko. Wcześniej, gdy się przestawała odzywać, to czułem, że wróci kontakt, a teraz, czuję, że już nie wróci. Ciężko mi się znowu pogodzić z tym, wiem, że ona potrzebuje teraz być sama, by wszystko przepracować. Nie wiem, co robić, by przestać myśleć ciągle o niej, staram się pracować, uczyć się, robić cokolwiek by zająć czas, tylko najgorsze jest to, że wcześniej pogodziłem się z utratą, a teraz nie wiem dlaczego, ale nie potrafię się pogodzić z brakiem. Co mogę jeszcze zrobić, by wrócić do siebie, by aż tak bardzo tego wszystkiego nie przeżywać? Chodzę na siłownię, do terapeuty, uczę się (mam pracę dyplomową na głowie), pracuję (daje z siebie więcej w pracy), oddaje się hobby, plus staram się tworzyć narzędzia dla siebie. Ale już to nie daje tego, co wcześniej.
