Left ArrowWstecz

Problem z nawiązywaniem relacji z kobietami - jak pokonać kompleksy i izolację

Mam ogromny problem z nawiązywaniem relacji z ludźmi, ale głównie z kobietami. Jestem chłopakiem, 19 lat. 

Od kilku lat całkowicie izolowałem się od ludzi, bo czułem się gorszy od swoich rówieśników. Kończę szkołę w tym roku i coraz bardziej dokucza mi myśl, że jestem inny niż wszyscy, nie potrafię nawiązać relacji z żadną dziewczyną, pomimo tego, że dbam o siebie, mam pasje, zarabiam pieniądze, trenuję na siłowni. 

Przez ostatnie kilka lat miałem kompleksy albo z powodu trądziku, który leczę od 2 lat. W technikum od początku byłem nielubiany prawdopodobnie przez to, że przybieram maskę kogoś, kim nie jestem i dostaję odwrotny efekt. W szkole podstawowej nie byłem traktowany poważnie, byłem raczej klasowym klaunem chcącym się przypodobać innym. Prześmiewczo komentowano mój ubiór, fryzurę, jednak podchodziłem do tego z dystansem, ale z tyłu głowy bardzo mnie to bolało. Dopiero ostatnio zacząłem się zastanawiać, że coś jest ze mną nie tak, po studniówce, na którą nie poszedłem i po zobaczeniu rówieśników, którzy świetnie się ze sobą bawili. Nie chciałem iść, bo w podstawówce na próbach poloneza i innych tańców dziewczyny często wyśmiewały się i uśmiechały się do siebie, gdy miały zatańczyć ze mną. 

W szkole średniej od 2 miesięcy nie pojawiłem się na lekcji wfu gdzie były próby poloneza, aby uniknąć sytuacji, gdy musiałbym wziąć udział w tańcu. Zdaję sobie sprawę, że jestem całkowicie normalnym chłopakiem, to potencjalne nawiązanie relacji z płcią przeciwną lub nawet kontakt byłby dla mnie niesamowicie stresujący i chciałbym się dowiedzieć, jak to pokonać lub do kogo ewentualnie się udać, aby pozbyć się problemu. 

Wiem, że to abstrakcyjna sytuacja, że w takim wieku mam aż takie problemy, ale nie jestem w stanie wybić sobie z głowy, że jestem gorszy od innych. Z góry dziękuję za odpowiedź

User Forum

anonim

2 miesiące temu
Szymon Leszczyński

Szymon Leszczyński

Dzień dobry

19 lat i kończąca się szkoła średnia to bardzo dobry czas, abyś zaczął pracę nad zmianą siebie i budowania siebie jako wartościowego, atrakcyjnego mężczyzny - przede wszystkim we własnych oczach.

Mam dla ciebie wstępne propozycje kilku obszarów do pracy, które mogą być inspiracją, od czego zacząć tą pasjonującą podróż „rozwojową”:

- Pracuj nad przekonaniami na własny temat - zmień je na bardziej akceptujące i pozytywne, miej dystans do opinii innych na twój temat, bądź dla siebie priorytetem

- Otaczaj się ludźmi którzy się wspierają, a nie dołują

- Naucz się umiejętności komunikacyjnych – praktykuj codziennie rozmowy z różnymi ludźmi w różnych sytuacjach społecznych, utrzymuj kontakt wzrokowy z rozmówcą

- Zaakceptuj odrzucenie jako jeden z elementów interakcji społecznych a nie „koniec świata” . Nie każdego ty polubisz i nie każdy ciebie będzie lubi. To normalne.

- Poznaj dynamikę relacji damsko-męskich, na początek z męskiej perspektywy, później z kobiecej.

- Zapoznaj się z tematem, czym jest bycie w energii męskiej, zastanów się, co dla ciebie znaczy być mężczyzną i jakie masz wzorce w tym zakresie.

- Dbaj o siebie i swój wygląd - skóra, sylwetka, ubiór, dieta. Znajdź to, co najbardziej będzie „dla ciebie”.

Pamiętaj również, że masz jeszcze dużo czasu. Dopiero teraz zaczyna się początek. Według koncepcji atrakcyjności na  tzw.  SMV (Sexual Market Value) atrakcyjność mężczyzny na różnych obszarach osiąga najwyższą wartość przedziale 30-45 lat.

Możesz podróż budowania swojej męskości odbywać samemu lub z dodatkowym wsparciem specjalisty/ów z różnych obszarów: dermatologiem, trenerem personalnym, stylistą czy psychologiem.

 

Powodzenia

Pozdrawiam
Szymon Leszczyński

2 miesiące temu
Irena Kalużna-Stasik

Irena Kalużna-Stasik

Dzień dobry,

Twoja sytuacja wcale nie jest abstrakcyjna ani wyjątkowa – wiele młodych osób mierzy się z podobnymi wyzwaniami, choć nie zawsze otwarcie o tym mówią. Chciałabym przede wszystkim pogratulować Ci odwagi w podzieleniu się swoimi myślami i emocjami. Twoje poczucie izolacji i niska samoocena mogą wynikać z doświadczeń, które mocno wpłynęły na Twoje postrzeganie siebie. Twoje trudności nie są czymś, co musisz rozwiązać samodzielnie. Warto rozważyć kontakt z psychologiem lub psychoterapeutą, szczególnie takim, który specjalizuje się w budowaniu pewności siebie, radzeniu sobie z lękiem społecznym i relacjami. Terapia może pomóc Ci: zrozumieć źródła Twoich trudności. Nauczyć się zdrowych sposobów budowania relacji i radzenia sobie z emocjami. Stopniowo przełamywać swoje lęki w bezpiecznym środowisku. Chociaż teraz Twoje problemy mogą wydawać się przytłaczające, pamiętaj, że jesteś w momencie życia, w którym wiele rzeczy dopiero się kształtuje. Twoje pasje, dbanie o siebie, zaradność – to wszystko są ogromne atuty, które pomogą Ci w przyszłości. Nikt nie rodzi się z umiejętnością budowania relacji – to coś, czego uczymy się przez całe życie.

 

Dobrego dnia!

Irena Kalużna-Stasik - psycholog

2 miesiące temu
Olga Madej

Olga Madej

Dziękuje Ci za podzielenie się swoimi myślami i trudnościami. Widzę, że to dla Ciebie ważne i nie jest Ci łatwo tym się dzielić, ale samo szukanie pomocy, zastanowienie się jak poradzić sobie z sytuacją, jest dużym krokiem do przodu. 

Z tego, co piszesz, masz dużo refleksji na swój temat, ale również widzę, że bardzo krytycznie na siebie patrzysz. 

Izolacja, o której wspominasz, lęk przed bliższymi relacjami szczególnie z dziewczynami, może wynikać z różnych rzeczy. 

Z wcześniejszych doświadczeń, lęku przed oceną, Twoich przekonań wewnętrznych o samym sobie.

Unikanie sytuacji związanych z kontaktami z dziewczynami może dawać Ci chwilowe poczucie ulgi, ale w dłuższej perspektywie może prowadzić do utrwalenia Twojego lęku. 

Spróbuj metody małych kroczków. Relacje nie muszą być od razu głębokie. Ćwiczenia nawiązywaniu kontaktu wzrokowego, uśmiechu do innych, krótkich rozmów z kimś nowym - od tego proponuję zacząć.

Jeśli natomiast poczujesz, że Twoje trudności mocno zaburzają Twoje życie i nie jesteś w stanie sam sobie poradzić, proponuję konsultacje z psychologiem lub terapeutą. 

To dobre miejsce, aby zrozumieć, przybliżyć swoje emocje, przepracować myśli, które się pojawiają, ale przede wszystkim budować swoją samoocenę. 

 

Trzymam kciuki.

Olga Madej

2 miesiące temu
Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Drogi Anonimie,

zdecydowanie warto w Twoim przypadku popracować nad poczuciem własnej wartości. Odpowiednia samoocena sprawi, iż zaczniesz na pewne sprawy patrzeć z innej perspektywy. Sugeruję, abyś zadbał o swoje samopoczucie i wzmocnił swoją odporność psychiczną za pomocą konsultacji psychologicznych (tutaj na platformie są one również w formie online). 

Znajdź dla siebie odpowiedniego psychologa i przy jego asyście "wybierz się w podróż życia", która w postaci rozmów i spotkań będzie budować coraz większą satysfakcję i radość z odkrywania najgłębszych skrawków Twojego serca i Twojej głowy ;)

 

pozdrawiam,

Katarzyna Kania-Bzdyl

2 miesiące temu
Emilia Jędryka

Emilia Jędryka

Drogi Autorze,

Dziękuję, że podzielił się Pan swoją historią – to już pierwszy krok ku zmianie. Widać, że bardzo zależy Panu na poprawie sytuacji, a samo uświadomienie sobie problemu to istotny element zmiany.

Chciałbym przede wszystkim podkreślić, że to, z czym Pan się mierzy, nie jest „abstrakcyjną sytuacją”. Wiele osób, szczególnie w młodym wieku, doświadcza podobnych trudności w nawiązywaniu relacji. To naturalne, że wcześniejsze doświadczenia, takie jak wyśmiewanie czy nielubienie przez rówieśników, mogą wpływać na Pana poczucie własnej wartości i relacje z innymi.

Z tego, co Pan pisze, widać jednak wiele pozytywnych cech. 

Dba Pan o siebie, rozwija swoje pasje, zarabia pieniądze i trenuje – to pokazuje, że jest Pan osobą zdeterminowaną i pełną potencjału. Problemem może być sposób, w jaki Pan patrzy na siebie i odbiera reakcje otoczenia.

Od czego zacząć? oto parę pomysłów:

Spróbować przestać się porównywać. Każdy człowiek ma swoje tempo i swoją drogę. Pana wartość nie zależy od tego, jak wypada Pan w porównaniu do innych.

Zacząć od małych kroków. Budowanie relacji nie wymaga wielkich gestów. Warto zacząć od krótkich rozmów w codziennych sytuacjach, np. na siłowni, w sklepie czy wśród kolegów z klasy.

Skoncentrować się na autentyczności. Może Pan zastanowić się, w jakich sytuacjach czuje się swobodniej i co w Panu jest najbardziej naturalne. Maski, które nosimy, często mają nas chronić, ale mogą również utrudniać budowanie prawdziwych relacji.

Skorzystać z pomocy specjalisty. Psycholog lub terapeuta (np. w nurcie Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach) może pomóc w pracy nad samooceną i relacjami. Taka osoba pomoże zrozumieć, jakie schematy myślenia mogą Panu utrudniać relacje i jak je zmienić.

Doceniać swoje postępy. Dobrym pomysłem jest codzienne notowanie małych sukcesów – np. miłej rozmowy czy chwili, kiedy poczuł się Pan dobrze w czyimś towarzystwie. Takie działania wzmacniają poczucie własnej wartości.

Proszę pamiętać, że praca nad relacjami i samooceną to proces, który wymaga czasu i cierpliwości. Jeśli czuje Pan, że chciałby Pan porozmawiać bardziej szczegółowo lub poszukać konkretnych rozwiązań, zachęcam do kontaktu z psychologiem – taka rozmowa może być bardzo pomocna. 

 

Życzę powodzenia i wierzę, że krok po kroku uda się Panu przełamać trudności, z którymi się Pan zmaga. 😊

2 miesiące temu
Anastazja Zawiślak

Anastazja Zawiślak

Dzień dobry,  

Twoja historia pokazuje, że bardzo świadomie podchodzisz do swoich uczuć i zauważasz obszary, nad którymi chciałbyś popracować – to już pierwszy, bardzo ważny krok. 

Przede wszystkim warto pamiętać, że nie jesteś "gorszy" – to, że dbasz o siebie, masz pasje i trenujesz, pokazuje, że jesteś wartościową osobą. Twoje trudności mogą wynikać z niskiej samooceny i lęku przed odrzuceniem, które ukształtowały się przez wcześniejsze doświadczenia. Ważne jest, abyś stopniowo zaczął budować pewność siebie i poczucie własnej wartości.  

Możesz zacząć od małych kroków, takich jak próba nawiązywania krótkich rozmów z koleżankami czy znajomymi bez presji na to, by od razu była to głęboka relacja. Ćwiczenie takich interakcji w codziennych sytuacjach, np. w sklepie czy na siłowni, może pomóc Ci stopniowo oswajać się z kontaktem z innymi. Ważne jest, abyś nie próbował udawać kogoś, kim nie jesteś – naturalność i szczerość zawsze są bardziej wartościowe niż "maski".  

Jeśli czujesz, że trudno Ci samemu przełamać te bariery, rozważ skorzystanie z pomocy psychologa lub psychoterapeuty. 

Terapia może pomóc Ci przepracować wcześniejsze trudne doświadczenia, zrozumieć, skąd biorą się Twoje lęki, i nauczyć się radzić sobie z nimi w bardziej skuteczny sposób. 

Pamiętaj, że to, co teraz przeżywasz, jest etapem, który możesz przezwyciężyć. Masz w sobie potencjał i narzędzia, by budować satysfakcjonujące relacje, tylko potrzebujesz czasu i wsparcia, by uwierzyć w siebie. 

 

Trzymaj się i pamiętaj, że każdy krok, nawet mały, w stronę przełamywania lęków, to wielkie osiągnięcie.  

Anastazja Zawiślak

Psycholog

2 miesiące temu
Urszula Jędrzejczyk

Urszula Jędrzejczyk

Dzień dobry,

po przeczytaniu pańskiego opisu, zachęcałabym Pana do umówienia się na konsultacje z psychologiem. Pojawiło się tu kilka wątków, o których wydaję mi się, że warto byłoby porozmawiać ze specjalistą na żywo. 
Wątki, które mogłyby być poruszone na konsultacji, to np.:  pewność siebie, relacje rówieśnicze, radzenie sobie w stresie itp. 
Po prostu temat wydaje się rozbudowany i nie ma tu jednej, konkretnej odpowiedzi.

Dodam też, że choć wspomniał Pan, że sytuacja jest abstrakcyjna, to osobiście uważam, że bardzo dobrze, że szuka Pan jakiegoś rozwiązania i wsparcia.  

Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie
Ula Jędrzejczyk

2 miesiące temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mam lęk przed odrzuceniem i samotnością. W tym wszystkim nie wiem, co się dzieje w mojej relacji z pewną kobietą. Jestem zagubiony.
Staram się opisać to najkrócej jak mogę. Po 6 latach od ostatniego związku, a 4 latach od ostatniego spotkania się z kobietami. Spotkałem się z kobietą, 8 lat starszą, przeszła w życiu wiele, mamy podobne problemy, których większość ludzi nie rozumie. Mniej więcej po miesiącu zaczęła mnie dystansować. Doszukaliśmy się w sobie tego, że ja mam lęk przed odrzuceniem, ona zaś lęk przed bliskością. Więc każde jej odepchnięcie, powodowało mój żal, który z kolei ją rozjuszał, że za duże nadzieje się pojawiły w mojej osobie. Mnie bolało, że ona tak uważa i błędne koło kręciło się coraz szybciej. Po tym miesiącu doszło do rozejścia. Ona zaczęła mi zarzucać, że czuje się szczęśliwy zbyt szybko, że cieszą mnie małe rzeczy, że się zakochałem, ja zarzucałem, że ona odpycha mnie każdą uwagą w stylu ‘dziś jest fajnie , jutro możemy się nie znać’ i wyznała mi , że miłość w jej życiu nie jest warunkiem do szczęścia. Z kolei w moim jest to podstawą. Dlatego na tyle wtedy uwierzyłem , że nie stworzymy razem nic dobrego, że udało mi się pierwszy raz w życiu wytrzymać i nie odzywać się więcej. Zakładałem, że podobnie jak to wyraziła – nie znaczyłem dla niej nic specjalnego i poradzi sobie z dnia na dzień. Przez kolejne dwa miesiące próbowałem poznawać inne osoby, ale to zawsze nie było to, nie było tego zrozumienia, ani zaangażowania w kontakt, a kiedy już pojawiła się osoba pewna, no to faktycznie zachowywała się bardzo desperacko, była o mnie zazdrosna w każde 5 minut ciszy między nami, dzwoniła, pisała, wolała podtrzymywać rozmowę ciągłymi pytaniami ‘co robisz’ ‘co tam’ , byle tylko non stop być w kontakcie. W końcu musiałem powiedzieć – dość. Znalazłem jej dawny profil na facebooku, gdzie się okazało, że w wieku 16 lat miała już dziecko z chłopem po 30stce, który wyglądał bardzo słabo i patologicznie. Wyciągnąłem z tego wniosek, że tej osobie jest wszystko jedno i nie potrzebuje ona nic konkretnego we mnie widzieć, aby mnie pokochać. To dla mnie za słabe, uważam, że nie pasuję do życia kogoś takiego. Po każdej takiej porażce przypominała mi się ta kobieta, z którą czułem dużo zrozumienia przez ten miesiąc. Po dwóch miesiącach naszej rozłąki postanowiłem ją zaczepić poprzez anonimowe wysłanie kwiatów w walentynki z liścikiem ‘nie zasługujesz, by wrócić do domu bez kwiatów, miło Cię wspominam’ . Oczywiście domyśliła się , że to ja, napisała do mnie, była wzruszona, doceniała mnie, wyraziła tęsknotę, przyznała rację w niektórych tematach z ostatniej kłótni. Zmieniła zdanie w kilku sprawach, nie mówiła już takich rzeczy, że związek nie ma wpływu na jej życie, szczęście itd. Oczywiście próbowałem na początku być ostrożny, trochę się dystansowałem na jej osobę ze względu na to, że ona sama przyznaje, że nie rozumie sama siebie, często zmienia zdanie i nie lubi być oceniana. Dla mnie logicznie rzecz biorąc jest to takie obudowanie się aurą, że ‘mogę robić co chcę, wchodzisz w to na własne ryzyko, i nie biorę odpowiedzialności sama za siebie’. Ale z czasem jednak dałem się kolejny raz wkręcić w to. Ona mnie na każdym kroku doceniała, twierdzi, że jestem osobą, z którą można przedyskutować wszystko, że wyciągam wnioski, chcę rozmawiać, że jestem inny, że nikomu tak nigdy na niej nie zależało. Do naszego spotkania przeminęło 20 dni, miała po drodze jakieś swoje inne sprawy, chorobę dziecka, potem swoją. Nie wnikam w to. Natomiast przyjechałem do niej po to, żeby się dowiedzieć, że ona znów jest w związku z byłym facetem. Uderzyło mnie to, nie rozumiałem dlaczego mi nie napisała tego natychmiast, tylko jednak doceniała mnie, rozmawialiśmy o ewentualnej przyszłości itd. Wypłakała mi się, że ją przekonał, namówił, że się zmieni, a nadal nie poświęca jej uwagi, nie przytula, nie poznaje jej ze swoimi dziećmi, nigdy jej nie zabrał na wakacje, na ulicy idą osobno tak jakby się jej wstydził. A z kolei pojawiam się ja, człowiek który jej kiedyś wyciągał serce na dłoni. Ja w pewnym momencie nie wytrzymałem tej rozmowy i wyszedłem. Ona tego dnia nie chciała się przytulić, ani żadnego dotyku, chciała być w porządku wobec tamtego faceta. Po czasie do mnie dotarło, że chodzi w tym wszystkim o to, że jeżeli ją zrozumiem i zaakceptuje tą sytuację, to możemy to jeszcze odkręcić i zacząć od początku. I tutaj się bardzo pomyliłem… Oczywiście przerobiliśmy ten temat rozmawiając przez internet i wydawało mi się, że tak właśnie to wygląda, że wystarczą moje chęci i zrozumienie, żebyśmy dali sobie szansę. Kolejnego dnia wpadłem na szalony pomysł po optymistycznym dialogu przez internet, że chcę się do niej przytulić chociażbym miał teraz o północy wsiąść w samochód i przejechać 80km. Zgodziła się. To było na swój sposób piękne i szalone. Było nam razem miło, umiałem się wyłączyć i nie myśleć o problemach, ale gdzieś gnębił mnie ciągle temat tego faceta. Liczyłem na to, że początek ze mną oznacza automatyczny koniec z nim, lecz gnębiło mnie czy w tej sytuacji, kiedy wybrała mnie, ponieważ on totalnie zawiódł. Czy gdy on się pojawi, to wtedy ona jemu zabroni się dotknąć? Jej odpowiedź była wymijająca, bo ona twierdzi, że on jej w ogóle nie dotyka. Spotykamy się po dwóch dniach i poruszyłem ten temat czy rozmawiała już z nim, a ona mówi, że to nie jest proste. Pomyślałem ‘w porządku, rozumiem’. Natomiast gdzieś w toku rozmowy powiedziała o nim ‘mój facet’. Zapytałem dla pewności ‘dlaczego mówisz o nim „mój facet” ‘. Ona na to „Bo tak jest”. I wtedy świat mi się zawalił. Bo nie rozumiem co tu się dzieje. Czy ja jestem w tym momencie kochankiem? Jeżeli wybrała, że chce dać szansę mnie, a on totalnie zawiódł, to kim jestem ja, skoro o nim nadal mówi ‘mój facet” ? Tutaj się zrodził wielki problem. Kobiety bardzo nie lubią logicznego spojrzenia. Ona w pewnym momencie uznała , że nie wybrała żadnego z nas, co w moich oczach stworzyło obraz, że poszukała u mnie czułości, której od niego nie dostała. Oczywiście powiedziałem, że to tylko tak wygląda, bo ja czuję cos innego, ale ją to bardzo zabolało. Później twierdząc ‘kto Ci powiedział, że nie wolę Ciebie?’ wyszła mi całkiem inna wersja wydarzeń. Jeżeli woli mnie , to on już jest skreślony, istnieje tylko teoretycznie i wystarczy mu o tym powiedzieć, że to koniec, ale dlaczego w takiej sytuacji nazywa go swoim facetem? To bardzo trudne, w tym wszystkim tylko udało się obrócić kota ogonem, bo mnie to zabolało, a ona skupiła się na tym, że ją oceniłem w ten sposób. Nieważne dla niej, że ja się czuje jak kochanek, ważne dla niej, że jej zachowanie wygląda jak zdrada. Uznała nagle, że nie byłem wart złamania zasad. Że musi sobie poukładać całe życie zanim się ponownie skontaktujemy. I teraz pojawia się mój problem psychiczny. Bo ja sam chciałem wymóc na niej zakończenie tamtej relacji, a wyszło na to, że ja poszedłem na bok, co strasznie mnie boli i już chyba spokojniej się czułem w roli tego w cudzysłowie kochanka. Mam niską samoocenę, mam lęki przed odrzuceniem, nikt mnie nigdy tak nie doceniał, ona nigdy nie doświadczyła kogoś komu zależy tak jak mnie. Przechodziła w życiu przez takich idiotów, że ja wiem, że dałbym jej coś dobrego, czego nie miała. Za bardzo mi to wszystko do siebie pasuje, żebym umiał zrezygnować. Próbowaliśmy delikatnie pisać przez kolejne kilka dni, ale wreszcie pojawiła się zapora z pierwszego rozstania – Jestem szczęśliwa sama, mam komfort psychiczny, żaden związek nie będzie miał wpływu na moje życie itd. I tym razem nie potrafię tego przyjąć, pamiętając, że po ostatnim takim wyznaniu jednak jej mnie brakowało. Doszedłem do tego, że powinienem wstrzymać emocje i przestać się odzywać, niech ona faktycznie ułoży to wszystko. Rozstanie z tym facetem to trudna sprawa, bo on mimo, że w ogóle na nią nie zwraca uwagi to jest uparty, że musi z nią być, a ona tez jest uziemiona, bo jest mu winna pieniądze, a jej firma cały czas się zadłuża i nie prowadzi do zysku, on z kolei jak się wkurzy to może nastawić całe miasteczko przeciwko niej… Jest mi bardzo ciężko, poznałem dość jej historię z życia, i mam na sobie takie poczucie, że bardzo chciałbym ją uratować przed tym złym światem, chciałbym, żeby to właśnie mi zawdzięczała swój spokój i przestrzeń na szczęście. Chodź widzę w tym wszystkim, że to ja jestem pewnego rodzaju zakochanym pasożytem, bo mi tak bardzo zależy na tym by być jej siłą, głównie przez to, że wtedy i ja czuję się silny. Muszę się wznieść na wyżyny swojej wytrzymałości i po prostu odpuścić, może znowu zrozumie kim byłem. Nie wiem tylko jak opanować swoje emocje. Są może jakieś leki, które pomogą skutecznie uspokoić myśli? Tu mną włada mój lęk przed samotnością i odrzuceniem. Boje się też drugi raz stracić coś, co jak się okazało nie było dla niej czymś nic nie wartym. To doprowadzenie do takiej czystej płaszczyzny na której moglibyśmy zacząć od początku będzie bardzo trudne w jej sytuacji, boje się , że do tego nie dojdzie. Wiem, że gdybym nie był tak wylewny i umiał to rozegrać ze spokojem, to mielibyśmy szansę zostać szczęśliwą rodziną. Bo zgodności w naszych marzeniach i naszych demonach nie brakuje.
Mam trudność z nawiązywaniem relacji, niepokoję się podczas rozmów, szczególnie w grupie.
Witam serdecznie, od bardzo długiego czasu (o ile nie od zawsze) zmagam się jakims dziwnym wycofaniem, nie potrafię nawet dobrze określić tego zjawiska. Nie potrafię nawiązywać relacji z ludźmi, jeśli już to są to zazwyczaj tematy związane z pracą, nie umiem mówić o swoich emocjach. Jestem jakby niedostępny emocjonalnie. Kiedyś nawet nie byłem tego świadom. Ale teraz jako dorosła osoba widzę tą barierę między mną a ludźmi. Czuję się przez to coraz bardziej samotny, a nie pozwala mi to nawiązać głębszej relacji, o związku już wgl nie ma mowy. Czasami czuję, jakbym sam sabotował wszystkie potencjalne szansę na związek. Mimo że bardzo chciałbym wewnątrz w to pójść to robię zupełnie odwrotnie. Towarzyszy temu uczucie wstydu, że mógłbym chcieć wiązać się z daną kobietą. Widzę, że coś jest nie tak, ale nie potrafię jednoznacznie stwierdzić co, i jak mam temu przeciwdziałać. Dodam, że w większej grupie problem się nasila. A w rozmowie w 4 oczy jest jakby nieco lepiej. Proszę o pomoc, bo czuję, że marnuje sobie życie nie walcząc z tą przypadłością.
Relacja i trudność w określeniu celu, sensu, oczekiwaniach.
Dzień dobry. Jestem facetem, mam 31 lat. Przez większość życia miałem zaburzenia lękowe. Do 25 roku życia była to tylko praca i dom. Bardzo rzadko wychodziłem z domu. Bałem się zakupów, spotkań z ludźmi. A kontaktów z kobietami unikałem i nie miałem żadnych. Wtedy też zdecydowałem się na terapię poznawczo-behawioralną. Po półrocznej terapii i wspólnych ustaleniach, moich, psychologa i jego superwizora, doszliśmy do wniosków: zaburzenia w spektrum autyzmu i prawdopodobnie asperger. Trochę czasu zajęła mi akceptacja siebie. Po tym, jak mi się to udało, zaczął się mój powolny rozwój. Zmieniłem pracę, zacząłem podróżować i próbować nowych rzeczy. W tej chwili jestem zupełnie innym człowiekiem. Pokochałem siebie. Przeprowadziłem się w na drugi koniec Polski. Mieszkam sam. Podróżuję, zwiedzam, biegam, chodzę do szkoły angielskiego, biorę udział w koncertach. Znalazłem też sposób na rozwijanie kontaktów z ludźmi (wożę ich Blablacarem, organizuje wycieczki z obcymi ludźmi). Bardzo mi się to podoba. Niestety nadal mam problem w kontaktach z kobietami. Nikogo nigdy nie miałem. Uważam, że jestem szczęśliwym singlem. To prawda żyje bardzo dobrze i ciekawie spędzam czas. Jednak martwi mnie to, że wyparłem to i wmówiłem sobie, że nikogo nie potrzebuję. Po długim wstępnie, ale jakże potrzebnym, wracam do meritum. Na początku maja poznałem kobietę. Nawiązaliśmy kontakt, spotykamy się, dzielimy się emocjami (właściwie, to ona się nimi dzieli). Poznałem jej rodzinę (bez niej, byłem u nich sam). Dobrze się dogadujemy. Ale. Nie podoba mi się z wyglądu, nie czuję pociągu fizycznego. Mam problem z określeniem sensu i celu tej relacji. Nie chcę jej stracić, bo całe życie byłem sam. Mam wrażenie, że ona ma podobnie. Boję się, że utkniemy w takiej przyjacielskiej relacji. Nie jest to dla mnie problemem, przyjaźń też jest potrzebna. Problemem jest określenie się i strach przed odrzuceniem. Nie rozmawiamy o celu, sensie i oczekiwaniach wobec relacji. Nie potrafię o tym rozmawiać, nigdy się tego nie nauczyłem. Potrzebuję odpowiedzi. Czy jest sens kontynuowania takiej relacji? Nie chciałbym w kobiecie wzbudzić złudnych nadziei. Chciałbym, żeby określił to czas.
Zacząłem zauważać, że coraz bardziej odsuwam się od ludzi, w sensie emocjonalnym
Poł roku temu rozstałem się z dziewczyną, z którą byłem 3 lata, bardzo ją kochałem, jak nikogo innego nigdy przedtem. Ostatnio zacząłem zauważać, że coraz bardziej odsuwam się od ludzi, w sensie emocjonalnym. Tracę kontakty z przyjaciółmi i nie wiem czy to moja wina czy świata. Mam dużo bardzo płytkich relacji z kobietami, które oczekują ode mnie tylko bliskości cielesnej, a ja nie potrafię im jej odmówić, choć często nie mam ochoty na zbliżenie. Podobno jestem bardzo atrakcyjnym mężczyzną, chociaż sam nigdy tak siebie nie widziałem i mam mnóstwo adoratorek. Chciałbym znaleźć osobę, która będzie mnie prawdziwie kochała, a nie chciała mnie wykorzystać tylko jako krótkoterminową zabawkę. Zdaje sobie sprawę, że w tak krótkiej wiadomości nie zawrę nawet ułamka mojej historii, ale chciałbym prosić o pokazanie mi kierunku, w którym powinienem podążyć, aby zacząć naprawiać swoje życie. Będę wdzięczny za jakąkolwiek poradę. Pozdrawiam serdecznie.
Dlaczego unikam związków, mimo pragnienia relacji? Jak przerwać ten schemat?

Mam 24 lata i od zawsze jestem singielką, poniekąd z wyboru, a poniekąd nie i w tym tkwi mój problem. 

Gdy jestem sama, chcę zaangażować się w jakąś relację i zazdroszczę ich innym, ale gdy przychodzi co do czego i poznaje dobrego faceta, to początkowe zainteresowanie nim szybko mi mija w momencie, gdy on da mi do zrozumienia, że mam u niego szanse. Z automatu zaczynam wtedy doszukiwać się wad i nie mam ochoty na kolejne spotkania, a więc urywam kontakt, by po czasie pożałować tego, gdy już jest za późno. Powielam ten sam schemat za każdym razem i, mimo że wiem, że to źle, to w danym momencie wydaje mi się to jedynym słusznym rozwiązaniem. 

Tym sposobem odrzuciłam już wielu dobrych mężczyzn i mam wrażenie, że jestem toksyczna nie tylko względem nich, ale przede wszystkim samej siebie. 

Jak temu zaradzić? Czy powinnam się trochę zmusić do relacji, gdy nadejdzie ten „kryzys”? Proszę o poradę

Dlaczego czuję się zmęczona relacjami z rówieśnikami, mimo początkowego pragnienia znajomości?

Zwracam się z pytaniem odnośnie do mojego zachowania, które jest dla mnie niezrozumiałe.

Często doświadczam z tego powodu mętliku w głowie i natrętnych myśli. Chodzi o moje relacje z ludźmi. 

Mam 16 lat, chodzę do szkoły średniej. 

Całe życie miałam koleżanki, a w zasadzie jedną — jako introwertyk preferuję mniejsze grono. 

Wiele lat "przyjaźni" okazało się zgubne, bo odsunęłyśmy się od siebie, ona się zmieniła, ja też. Pójście do innych szkół zupełnie nas rozdzieliło. Obecnie jesteśmy tylko na cześć i krótkie pogawędki, ale sztywne i bez satysfakcji. 

Rozpad tej relacji mnie zabolał. Miesiącami się nad sobą użalałam. A potem mi przeszło. 

Tylko że zderzenie z rzeczywistością w liceum okazało się jeszcze gorsze. Liczyłam, że idąc do nowej szkoły, bez problemu znajdę koleżankę. Wyidealizowałam sobie, że będzie świetnie, a było na odwrót. 

Pierwszy rok był istną tragedią: omijałam lekcje, izolowałam się od grupy, bo nikt nie chciał ze mną rozmawiać. 

Zawsze oczekiwałam, że to inni do mnie zagadają, bo sama nie potrafiłam. Spędziłam cały rok, siedząc w ławce z osobą, z którą prawie nie rozmawiałam i nie mając nikogo, z kim można spędzić czas nawet na przerwie. 

Zmagałam się z samotnością, chciałam tylko mieć kogoś bliskiego, marzyłam o przyjacielu, wyobrażałam sobie nawet, jaki mógłby być. Znowu zgubne wyobrażenia, które potem bolą. W styczniu chodziłam do szkolnego psychologa, co pomogło mi poradzić sobie z tym stanem i zaakceptować swoje emocje. Jakoś stanęłam na nogi. Pod koniec roku nawiązałam znajomość z dziewczyną, nazwijmy ją M. 

M również była cicha, introwertyczna, pozytywna i dobrze mi się z nią rozmawiało. Miałyśmy wspólne tematy. 

Od nowego roku szkolnego zaczęłyśmy razem siedzieć. Początkowo było dobrze, uwielbiałam i uwielbiam z nią rozmawiać, ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. 

Przede wszystkim dostrzegłam, jak łatwo męczą mnie konwersacje z ludźmi. Parę zdań, czasem nawet nie, a ja czuję się wykończona jak nigdy. Przychodzę do szkoły i potrafię nie odzywać się do niej przez kilka lekcji, bo na samą myśl wzbiera się we mnie złość, czy jak to nazwać. Nawet nie mam pojęcia. Bywają dni, że śmiało z nią gadam, ale potem jestem zimna, zdystansowana i się izoluję. Nachodzą mnie myśli, że to był błąd chcieć mieć koleżankę i że lepiej mi było samej, nikt mnie nie męczył, nikt nie przeszkadzał. Czasami dotyczą także bliskości relacji: boję się, że ona może poczuć coś więcej, nie wiem, skąd w ogóle ten pomysł. Albo, że ja poczuję coś więcej. Poza tym miewam negatywne myśli na jej temat: drażni mnie jej ciągłe dobre poczucie humoru, uśmiechnięta twarz i ta pozytywność wobec wszystkiego. Jestem już zmęczona uśmiechaniem się, kiedy nie mam powodu, by to robić. 

Czuję się okropnie, jakbym była kosmitą, który nie umie funkcjonować z ludźmi. Świetnie dogaduję się z rodziną, z rodzeństwem, mogę z nimi rozmawiać godzinami bez zmęczenia, ale kontakt z rówieśnikami... Wysysa mnie z energii. Po całym dniu spędzonym w hałasie i wśród bodźców marzę tylko o ciszy, książce i odpoczynku we własnym towarzystwie. Często boli mnie głowa, mam spięte ciało. Zastanawiam się, jak absurdalne jest to, że parę miesięcy temu płakałam nad samotnością, a teraz chcę jej z powrotem. Wiem, że samotność mogła wpłynąć na moje postrzeganie relacji, ale czy to normalne? I czy mogę coś z tym zrobić? 

Będę wdzięczna za słowo wsparcia.

Jak radzić sobie z osobowością unikającą - strach przed spotkaniami, imprezami

Coś jest nie tak z moimi relacjami z ludźmi, ale nie bardzo wiem, jak to ująć. Zaczynam zauważać, że to może być coś z osobowością unikającą, bo odczuwam lęk, kiedy mam być w towarzystwie innych – to powoduje, że unikam spotkań, imprez, po prostu wszystkiego, co wiąże się z byciem z ludźmi. 

Mam wrażenie, że każdy mnie ocenia, i to tylko pogłębia moją niepewność. Zdecydowanie czuję się niewystarczający, boję się odrzucenia, przez co łatwiej mi wycofać się i izolować, zamiast spróbować coś zbudować. Ale zaczynam dochodzić do wniosku, że to nie jest dobre i chcę coś z tym zrobić, ale nie wiem, od czego zacząć.

Problem z przywiązywaniem się do ludzi – jak radzić sobie z zależnością emocjonalną?

Mam problem z przywiązywaniem się do ludzi. Nie chodzi tylko o relacje miłosne, ale przede wszystkim o te przyjacielskie. Zauważyłam, że kiedy ktokolwiek poświęca mi uwagę, to od razu się przywiązuje. Kiedy zaczynam z kimś pisać i nawet jeszcze się nie spotkamy, to zaczyna zależeć mi na tej osobie i kiedy ta osoba np. mnie wystawi albo po prostu przestanie okazywać mi tyle samo zainteresowania co na początku, jestem załamana i nie wiem, co zrobić. Moi rodzice są po rozwodzie i w zasadzie wychowywała mnie zawsze mama, a z tatą miałam małą ilość kontaktu. Może mieć to na to jakiś wpływ? 

Wiele razy także byłam zostawiana w relacjach przyjacielskich, ze względu na to, że pojawiał się ktoś inny.

Jak radzić sobie z poczuciem izolacji i brakiem wsparcia w relacjach społecznych?
Witam. Moim problemem jestem ja sama. Od dziecka byłam obiektem żartów (w szkole, wśród rówieśników), nigdy nie miałam prawdziwej koleżanki czy przyjaciółki, zawsze były to po prostu znajomości. Zawsze byłam porównywana, bo ktoś się uczył a ja nie, bo ktoś się ładniej ubrał a ja nie itd. Szukając miłości też źle trafiałam bo albo chłopacy/mężczyźni mnie wykorzystywali do tego by żyło im się wygodniej bądź najzwyczajniej ranili. Taka sytuacja ciągnie się do dziś. W miejscu pracy mało kto ze mną rozmawia, prędzej jestem obiektem żartów niż brania mojej osoby na poważnie. Partnera i rodziny też nie mam bo nie udało mi się tego stworzyć. Wiem, że popełniam wiele błędów, wiedząc jak jest sama często izoluje się od ludzi bo najzwyczajniej tak mi dobrze. Ale bierze się to z podanych przykładów i podejścia do mojej osoby. Często żałuję że tak to wygląda a później wmawiam sobie, że wszystko jest ok. Czy jest dla mnie jakiś ratunek?