Problemy w małżeństwie: podejrzenia zdrady, brak zaufania, przemoc i chęć samobójstwa
Bardzo nurtuje mnie, wręcz sprawia to depresję, nie wiem, co myśleć, co robić. Nie mam, gdzie odejść, żadnej pracy, pieniędzy na start. Przejdę do rzeczy: 20 lat ogólnie razem, 30 maja 2025 r. minie 16 lat po ślubie. Mąż przez rok chciał walczyć o nasze małżeństwo, zmianę naszego życia, nawet intymnego. Okazał się być takim, jakiego chciałam – czuły, opiekuńczy, troskliwy, namiętny, pożądany, z chemią, magią i więzią, uczciwą miłością. Przestał kryć się z telefonem, zawsze mogę wziąć go w ręce, popatrzeć, co tam ma. Rok temu wdał się w romans z koleżanką z pracy, krążyły plotki, lecz on wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, iż nigdy mnie nie zdradził. Zaufałam, a teraz coś mi nie pasuje. Po roku i 3 miesiącach stał się skryty, dwulicowy. Potrafi raz chcieć obłędnego seksu, w sumie jest co wieczór, czasami kłócimy się o noce, że nie przytuli mnie, nie ma spontanicznego seksu i wtulenia podczas snu z jego strony, mojej osoby. I przeplata uczucia, sądząc, że go jaram, że uwielbia ze mną seks, podniecam go i że tylko ja, nikt inny. Robi zdjęcia z całuskami, wstawia na Facebooka słodkie opisy. Odbieram to jako pod publikę, aby ktoś coś zobaczył. Z była koleżanka kochana, nadal pracuje, lecz na moją prośbę zablokował ją wszędzie, a przy mnie ma o niej nagle bardzo złe zdanie, ponieważ nie wiem, w jakim celu podał kobiecie bez mojej zgody mój numer telefonu. Kiedy zapytałam męża, po co, odpowiedział cytat: „ażeby Agnieszka uświadomiła ci, że nic nas nie łączy, nie łączyło, do niczego nie doszło”. Tłumaczę mężowi, że ja mam uwierzyć w to, co ona mówi, czy bardziej, aby on był wobec mnie szczery... Nie ma logicznego toku rozmów ze strony męża, więc zaczęłam miewać obawy, iż oszukuje mnie z kimś, ma kontakt, a potem usuwa, abym nie dojrzała nic. Obiecywał, że nigdy nie wyciszy telefonu, co do czego robi to w momencie, kiedy się posprzeczamy. Nie ma kłótni, jedynie zadra, słowo od słowa, a powody są jedynie takie, że nie przytula mnie w nocy, co uważa, że bardzo uwielbia się do mnie tulić, a nie ma zbliżenia w nocy, które wprowadziliśmy. Do mnie potrafi powiedzieć: „A ty do mnie podchodzisz, zaczepiasz do seksu, przytulasz?” Odpowiadam mężowi, że oczywiście, bo tak jest, chociaż za każdym razem, kiedy podchodzę, żeby nawet, jak to się mówi, zrobić mu loda, on odpycha, nie wychodzi mi po prostu, olewa. Więc po co mam to robić, jak on przytuli przed snem i odwraca się na bok??? I niby sądzi, że zawsze ma na mnie ochotę, jaram go itd. Zaczął nagle mówić, że tematy mamy tylko seksu, tłumaczę, że mnie kręci, podnieca, pożądam, że powinien się cieszyć, a nie narzekać, nie dociera nic, po prostu nic. Kiedy mówię, że powinien udać się do psychologa czy psychiatry, potrafi mi odpowiedzieć, że to ja jestem chora, jemu nie potrzeba pomocy, chociaż popada w silną agresję. Mnie potrafił złapać za szyję, dusił, mówił: „szmata, kurwa”, ale w momencie, kiedy mi powiedział tekst: „ruchasz się z innymi”, i dostał w twarz, strasznie go to zabolało. Poszedł w swoją stronę, kiedy dzwonię, nie odbiera, odrzuca, nie odpisuje na Messengerze, dopiero po jakimś czasie chamskie odzywki. Odbiera, sądząc, że jest sam i był sam, że chce, aby było dobrze, lecz niestety, czuły 10 min potem furiat i tak na okrągło. Mówię mężowi, że zawsze powinien odebrać telefon, że mam podejrzenia, iż takie zachowania świadczą, że spotyka się z kimś. Zaprzecza, więc czemu nie odbierasz? Odpowie, że nie ma potrzeby, wkurwiłaś mnie. W domu zwyczajnie gra na telefonie, nie słucha, co mówię, patrząc w oczy, i chcąc rozmawiać, po prostu jakbym była powietrzem. Mówi mi: „A co, już nic mi nie wolno? Człowiek przy tobie boi się spać, obudzić, bo zawsze wyjesz, robisz dramy, jesteś toksyczna. Ale kocha mnie i pożąda”. Ma tzw. dwie twarze – chwilowo wspaniała osoba, czuła, chcąca seksu, potem taka maruda, agresor, dziwak. Nie wiem, co myśleć, co robić. On od razu powiedział, że nie będzie nigdzie chodził na żadne terapie itp. Kiedyś chodziliśmy, lecz dało jemu to coś na chwilę. Sam mówi, że uwielbia ze mną seks, potem, że nasze życie tylko na tym się opiera. Nie wiem, co mam myśleć, chce, abym przyjeżdżała po niego do pracy. Sama nie wiem czemu, potrafi powiedzieć, że nie wierzy mi we wszystko, że to ja jego zdradzam, wiedząc, że siedzę całe dnie w domu, sprzątam, gotuję, a potem jeżdżę po niego. Sytuacje się napiętniają, coraz częściej mnie krytykuje, poniża, olewa, robi źle, nic sobie z tego już nie robi, jak robił kiedyś. Aż przestało mi się chcieć malować, dbać o siebie, chcieć z nim nadal być. Nie czuję się kochana, pożądana, atrakcyjna, wyjątkowa, choć mówi mi, że taka jestem. Na odległość, kiedy jeździ do pracy, pisze mi, jak mnie kocha, tęskni, jak ma na mnie ochotę, a kiedy już jesteśmy razem, jest zupełnie inaczej. Potrafił mi powiedzieć, że to ja z niego takiego robię, że wchodzę mu do łba, ryję mu łeb, że przeze mnie taki się staje, że mam szukać sobie faceta na ruchanie. Mówię, że mnie to boli, zadaje ból, ale nic z tego sobie nie robi. Czuję się załamana. On sam mówi mi, że jego zdaniem nie czuję się szczęśliwa, bezpieczna w związku, jak mam się czuć, to nie takie proste. Czy tu są podejrzenia, możliwe, iż mąż gra na dwa fronty, a ja koło zapasowe??? Nie wiem, co robić. On nie chce słuchać, co mam do powiedzenia o moich ranach, bólach, cierpieniach, potrzebach seksu itp. Co ja mam robić? Jestem skora popełnić samobójstwo, nie mam siły, wiary, że ta miłość jest prawdziwa i pożądanie. Jestem nikim, czy to jego wina?? Kiedy mężowi mówię, że napiszę do sądu o przymusowe badania psychiatryczne jego osoby, grozi mi, że wtedy wywali mnie z domu, czyli coś ukrywa, wie, że z nim źle??? Mamy takie coś, że on lubi moje nagie zdjęcia i chce, abym wysyłała mu ok, wysyłam, mówię, że go to podnieca. Ma nawet folder z moimi nagimi zdjęciami w telefonie. Niby docenia, co robię, sądzi, że się zmieniłam, lecz po chwili powie, że ja nigdy się nie zmienię, krytykuje. Jak dojść do prawdy, czy on nie kłamie, czy nie manipuluje itp.? Mąż uważa, że to ja manipuluje, rządzę nim, że ja w coś gram i obserwuję go, doszukuję się czegoś, że to ja jestem debilem, itp. Co myśleć?
Kasia1983

Justyna Papurzyńska-Parab
Dzień dobry,
Muszę przyznać, że opis Pani sytuacji jest dość niepokojący. Po okresie poprawy w małżeństwie, kiedy to mąż zachowywał się zgodnie z pani oczekiwaniami i spełniał Pani potrzeby, nastąpiła bardzo duża zmiana. Teraz to, co robi, nosi znamiona zachowań przemocowych, manipulacyjnych. Przede wszystkim z pani opisu wynika, że brakuje pani wsparcia i bliskości emocjonalnej z mężem. Dużo kręci się wokół kwestii seksu, zastanawiam się, czy jest to w jakiś sposób wyznacznik dobrej relacji z mężem? "coraz częściej mnie poniża i krytykuje, ale uwielbia ze mną seks"- mam wrażenie, że jest to jeden z niewielu plusów obecnej sytuacji. Ale warto pamiętać, że kwestie seksualne w związku też mogą być narzędziem manipulacji, sposobem na uzależnienie drugiej osoby. Szczególnie, jeśli sfera seksualna jest ważna, lub w jakiś sposób problematyczna np z powodu kompleksów, poczucia bycia niewystarczającą, lub przebytych traum.
Wyczuwam bardzo duże zagubienie w pani poście, myślę, że jest ono wynikiem sprzecznych sygnałów ze strony męża. Także fakt, że jest on zdolny do zmiany i zachowywania się zgodnie z tym, czego Pani potrzebuje, pewnie nie ułatwia określenia się w tej sytuacji i podjęcia decyzji. Różne krytykujące, krzywdzące określenia powodują mętlik w głowie. Myślę, że w tej sytuacji warto zaopiekować się sobą i zgłosić po profesjonalne wsparcie i pomoc. W bezpiecznej atmosferze będzie pani mogła swobodnie wyrazić to, co czuje, przyjrzeć się racjonalnie postawie męża, bez obawy o krytykę czy gaslighting. Wzmocnienie się psychiczne może pozwolić Pani postawić granicę i bronić się przed krzywdzącym wpływem.
Życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie,
Justyna Papurzyńska- Parab
Psycholog

Małgorzata Wysocka
Pani Kasiu,
przede wszystkim dziękuję za zaufanie i podzielenie się swoją historią. Widzę w niej wiele bólu, napięcia, smutku i zagubienia. To, czego Pani doświadcza, jest bardzo trudne i zasługuje na uważność i opiekę – przede wszystkim ze strony samej siebie.
Zanim zacznie Pani szukać odpowiedzi na pytanie „co robić z mężem?”, warto zatrzymać się na pytaniu: co dzieje się ze mną w tej relacji? Jak się w niej czuję? Czy to mnie wspiera, rozwija, leczy – czy rani i niszczy?
Pojawia się też bardzo ważny wątek myśli samobójczych – to sygnał, że ból, którego Pani doświadcza, przekracza już granice wytrzymałości. Z całego serca zachęcam: nie zostaje Pani z tym sama. Można z tego wyjść, ale nie samotnie – z pomocą terapeuty, psychologa, grup wsparcia.
Związek, w którym pojawiają się takie emocje, musi być oparty na zaufaniu i granicach. Tymczasem z tego, co Pani opisuje, widać bardzo dużo lęku, kontroli, niepewności, szukania potwierdzenia swojej wartości poprzez reakcje męża.
Wydaje się, że bardzo silnie potrzebuje Pani, by to on potwierdzał, że jest Pani piękna, pożądana, kochana – a jeśli tego nie robi, pojawia się pustka, złość, rozpacz. To zrozumiałe – ale warto zastanowić się: czy ja sama potrafię się zobaczyć, docenić, uznać swoje uczucia i potrzeby? To jeden z ważnych tematów do pracy terapeutycznej.
W relacji, w której nie ma zaufania, trudno o poczucie bezpieczeństwa i miłości. Pytanie: czy mam realne dowody na zdradę – czy to bardziej mój lęk mnie prowadzi? Jeżeli przez te wszystkie lata nie zdarzyła się konkretna sytuacja, to może warto się przyjrzeć, dlaczego nie jestem w stanie mu zaufać, nawet jeśli nie mam dowodów?
Widzę też, że bardzo dużo w Pani opisie jest koncentrowania się na tym, jak zmienić jego – ale niewiele o tym, co ja mogę zrobić dla siebie. Być może nie chodzi dziś o pytanie: „czy on się zmieni?”, tylko: „czy ja jestem gotowa wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje życie?”
Jeśli czuje Pani, że nie umie odejść – to warto się tym zająć w terapii. Piszę Pani o myślach samobójczych, a czemu w Pani głowie nie ma wyboru wyjścia z tej relacji? Bo to nie jest tylko pytanie o męża. To pytanie o wewnętrzne więzienie, które trzeba najpierw zrozumieć i zacząć z niego wychodzić – krok po kroku. I naprawdę nie widzę innej drogi niż praca terapeutyczna. To jest – z mojego punktu widzenia – jedyna realna opcja, by odzyskać siebie, poczucie wartości i wolność. Wówczas nie będzie Pani zależna od tego, co zrobi lub czego nie zrobi mąż.
Z troską,
Małgorzata Wysocka
psycholożka, Gabinet Psychologiczny Rozplątani

Karolina Bladowska
Pani Kasiu,
Dziękuję, że podzieliła się Pani swoją historią. Widzę, że nosi Pani w sobie ogromny ciężar, samotność i głębokie cierpienie. Przede wszystkim chcę powiedzieć: to, czego Pani doświadcza, nie jest w porządku i nie zasługuje Pani na takie traktowanie.
Z opisu sytuacji wyłania się obraz związku, w którym doświadczyła Pani nie tylko emocjonalnego rollercoastera, ale także przemocy psychicznej, a nawet fizycznej (np. duszenie, wyzwiska). Tego nie wolno lekceważyć. Kiedy bliska osoba nas upokarza, odpycha, manipuluje, podważa naszą wartość, to nie jest "miłość z problemami" – to toksyczny układ, który może niszczyć psychikę, poczucie własnej wartości, a nawet doprowadzać do rozważań o samobójstwie, jak sama Pani napisała.
Chcę być z Panią absolutnie szczera:
To nie Pani jest chora.
To, co Pani przeżywa, to skutek długotrwałego życia w napięciu, przemocy emocjonalnej i gaslightingu (czyli manipulacji, która sprawia, że zaczynamy wątpić we własne postrzeganie rzeczywistości). Gdy słyszy Pani raz, że jest wyjątkowa, a chwilę potem "szmata", "kurwa", "debilem" – to nie miłość. To przemoc.
To nie Pani tworzy dramaty.
To normalne, że osoba, która się czuje samotna, zaniedbywana, zraniona – szuka czułości, rozmowy, obecności. To nie są "dramaty", to są naturalne potrzeby emocjonalne, których Pani mąż nie chce lub nie potrafi zaspokajać – a co gorsza, deprecjonuje je, zrzuca winę na Panią i stosuje mechanizmy przerzucania odpowiedzialności.
Pani ma prawo do miłości, szacunku i spokoju.
Związek nie powinien być polem walki, gdzie trzeba zabiegać o każdy gest, kontrolować telefon partnera i ciągle zastanawiać się, czy coś się ukrywa. Taki tryb życia wyczerpuje, wyniszcza psychicznie i fizycznie.
Co może Pani zrobić teraz?
1. Zabezpieczyć się emocjonalnie i fizycznie
Jeśli pojawiają się myśli samobójcze – proszę pilnie skontaktować się z psychologiem, psychiatrą lub zadzwonić na telefon zaufania (np. 116 123 – całodobowy kryzysowy numer wsparcia).
Jeśli mąż kiedykolwiek Panią zaatakował fizycznie (np. dusił), to już jest powód do zgłoszenia tego na policję i zapewnienia sobie ochrony.
Można także skontaktować się z lokalnym centrum pomocy rodzinie lub fundacją wspierającą kobiety w kryzysie (np. Centrum Praw Kobiet).
2. Zacząć od budowania oparcia poza tym związkiem
Pani pisała, że nie ma pracy, środków, nie ma dokąd odejść – to bardzo trudna sytuacja, ale proszę pamiętać: są instytucje, które pomagają kobietom w takich sytuacjach.
Można krok po kroku zacząć planować przyszłość – np. kontakt z OPS (Ośrodek Pomocy Społecznej), doradztwo zawodowe, grupa wsparcia. Warto porozmawiać o tym z terapeutą – nawet przez internet, jeśli na początek nie da się inaczej.
3. Uwierzyć, że Pani wartość nie zależy od opinii męża
To, że Pani przestała o siebie dbać, że czuje się niewidzialna i pusta – to nie jest prawda o Pani, tylko skutek życia z kimś, kto tę wartość w Pani systematycznie niszczył.
Pani jest osobą, która pragnie bliskości, miłości, bezpieczeństwa – to zdrowe, dobre i normalne potrzeby.
Czy on może mieć romans?
Nie da się tego jednoznacznie ocenić na odległość, ale jego zachowania – skrytość, wyciszanie telefonu, oskarżenia o zdradę, nagłe wybuchy agresji, chwiejność emocjonalna – wskazują, że coś ukrywa, a przynajmniej – nie gra wobec Pani uczciwie. Ale proszę pamiętać – nie Pani musi rozwiązywać jego kłamstwa. Pani ma prawo odejść od osoby, która krzywdzi – nawet jeśli nie ma "twardego dowodu".
Na koniec:
Pani życie jest wartościowe, ważne, niezastąpione. Nie pozwólmy, żeby jakaś relacja, nawet wieloletnia, odebrała Pani tę wiarę. Ma Pani prawo zacząć od nowa. Nie od razu, nie w ciągu jednego dnia – ale krok po kroku. Z pomocą.
Proszę pamiętać: nie jest Pani sama.
Z troską,
Karolina Bladowska

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam problem z przywiązywaniem się do ludzi. Nie chodzi tylko o relacje miłosne, ale przede wszystkim o te przyjacielskie. Zauważyłam, że kiedy ktokolwiek poświęca mi uwagę, to od razu się przywiązuje. Kiedy zaczynam z kimś pisać i nawet jeszcze się nie spotkamy, to zaczyna zależeć mi na tej osobie i kiedy ta osoba np. mnie wystawi albo po prostu przestanie okazywać mi tyle samo zainteresowania co na początku, jestem załamana i nie wiem, co zrobić. Moi rodzice są po rozwodzie i w zasadzie wychowywała mnie zawsze mama, a z tatą miałam małą ilość kontaktu. Może mieć to na to jakiś wpływ?
Wiele razy także byłam zostawiana w relacjach przyjacielskich, ze względu na to, że pojawiał się ktoś inny.
Cześć, pisałam tu jakiś miesiąc temu... Wątek: Jak pomóc ojcu zmanipulowanemu przez nową partnerkę po śmierci mamy? Prośba o rady. Od tamtego czasu wiele się zmieniło na gorsze... W poprzednim wątku nie napisałam wszystkiego. Mam 29 lat, choruję na MPD (orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym), ale jestem osobą samodzielną. Mieszkam jeszcze z ojcem, bratem, partnerką ojca i jej córką. Moja mama zmarła 5 lat temu. Po jej śmierci tata zapewniał, że „będziemy razem” i damy radę jako rodzina. Przez pewien czas tak było – do momentu, gdy dwa lata temu w jego życiu pojawiła się partnerka. Od tego czasu stopniowo się wycofywał, aż niedawno oświadczył, że się wyprowadza do niej. Zostawia mnie i młodszą siostrę (25 lat) (która ma dwoje małych dzieci), oraz dwóch braci, którzy mają znaczne MPD i wymagają całodobowej opieki z całą odpowiedzialnością, mimo że formalnie nadal jest prawnym opiekunem jednego z naszych braci. Deklaruje, że „będzie przyjeżdżał”, ale cała opieka spadła na mnie i moją siostrę. Ta kobieta twierdzi, że „jesteśmy już dorośli” i tata nie ma obowiązku się nami zajmować. A przecież nie chodzi tylko o wiek – chodzi o to, że nasi bracia są całkowicie zależni, potrzebują pomocy przy wszystkim, a my nie mamy żadnego wsparcia z zewnątrz. Najbardziej martwię się o moją siostrę. Całe życie pomagała mamie, teraz wychowuje swoje małe dzieci i jeszcze będzie musiała według ojca pomagać mi w opiece nad braćmi. Jest bardzo młoda, a już nosi na sobie ciężar, którego nie powinna musieć dźwigać. Nie takiego życia dla niej chciałam. Czuję się okropnie, że to wszystko na nią spadło. A przecież miała prawo do własnej rodziny, spokoju, planów... Ja z kolei szukam pracy, ale teraz nie chcę zostawiać siostry samej. Choć mówi, że da sobie radę, przed tym jak się dowiedzieliśmy, że ojciec nas zostawia, już było jej ciężko, płakała itd... Kocham rodzinę, ale czuję się przytłoczona, bezsilna i bardzo zawiedziona zachowaniem ojca. On wybrał partnerkę, która go całkowicie sobą pochłonęła, a my przestaliśmy się liczyć. Boję się, że ja i siostra nie damy rady psychicznie i fizycznie... Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.
Mam wszystkiego dość. Jestem taka zmęczona. Byliśmy ze soba 15 lat, 7 lat po ślubie. On nagle, oświadczył że chce rozwodu. Próbowałam walczyć, ale im bardziej walczyłam to on się wściekał. Już wydawało się, że będzie dobrze i znów nagle zaskoczył mnie i ze łzami powiedział, że złożył pozew o rozwód. Na moja prośbę się wyprowadził. Tydzień po wyprowadzce powiedział, że ma wątpliwości. A potem już szedł w zaparte, mówił, że po tym wszystkim co mi powiedział nie mógłby być już ze mną.
Mamy prawie 3 letnie dziecko, więc musieliśmy się widzieć. On zaczął mnie oskarżać przez sms,y że go okłamuje, szantażuje dzieckiem i oczerniam. Kiedy prosiłam, żeby to wytłumaczył i dał przykłady, bo przecież tak nie jest, to milczał. Jeszcze cały czas mi robił wyrzuty, że chciałam, żeby się wyprowadził.
W cztery oczy zupełnie inny człowiek, widzę i nie tylko ja, że go ciągnie do mnie, szuka mojego towarzystwa. Kiedy parę razy mnie zaskoczył i przyjechał z dzieckiem szybciej i byłam prosto z pod prysznica lub w piżamie to widziałam, że patrzy na mnie z pożądaniem. Gdy dałam mu swój laptop, żeby coś tam zrobił i zobaczył nasze wspólne zdjęcie na tapecie to widziałam łzy w jego oczach.
Powiedziałam, że go dalej kocham, zareagował najpierw zagubieniem i smutkiem, potem pojawiła się nagła złość. Kiedy powiedział, że mu lepiej samemu i że nasz związek był bagnem to odcięłam się od niego, teraz moja Mama pośredniczy między nami i ona odbiera i daje dziecko. Po prostu mnie niszczyło to wszystko. Od 3 tygodni się nie widzieliśmy i nie odzywam się do niego. To on powiedział mojej Mamie wczoraj, że zaczyna go to denerwować. Moja Teściowa mówi mi, że jest przerażona nim, bo go nie poznaje, strasznie schudł, przestał o siebie dbać, zaczął mieć kłopoty ze zdrowiem i ma strasznie smutne oczy, a jednocześnie zrobił się agresywny słownie. Wyznał też mojej teściowej, że już z nikim nie ma kontaktu.
Od kiedy go nie widzę i nie mam kontaktu jestem spokojniejsza, radosna, zaczęłam malować obrazy, remontować dom, po prostu żyje. Ale nie wiem czy to nie dziecinne zachowanie z mojej strony? Kocham go, ale teraz mi lepiej chociaż dalej są dni kiedy tęsknię za tym jaka więź mieliśmy między sobą i że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi kiedyś. Czuję się lepiej, bo wiem, że mnie nie zaskoczy żadnym bezpodstawnym atakiem słownym i złością.
Wiem jednak, że to nie on, mój Mąż był zawsze kochany, czuły, rodzina była najważniejsza, ale moja depresja poporodowa, obowiązki i śmierć jego przyjaciela… chyba go to zniszczyło.
To już tyle miesięcy od kiedy się wyprowadził, na szczęście te dni kiedy jest mi źle sa coraz rzadsze. Nie mogę uwierzyć, że w styczniu jeszcze mi wyznawał miłość i wiedziałam, że to szczere, a w następnym styczniu będzie rozwód. Strasznie mi smutno za człowiekiem, który już chyba zniknął bez powrotnie. I szkoda mi go, bo córka nieraz mówi, że Tatuś jest smutny i płakał. Wiem, że nie powinnam analizować, ale trudno mi pojąć, skąd taka nagła niechęć jego do mnie i ta jego złość, że nie chce go widzieć, przecież to on zdecydował, że chce rozwodu i nie chce walczyć, a na mnie jest zły, że próbuje jakoś sobie to ułożyć. Mówił, że był już u paru psychologów i lekarzy psychiatrii, ale, że mówią mu, że jest zdrowy.