Rozstanie z narzeczoną, ból emocjonalny i szansa na odbudowę relacji
Moją narzeczoną rozstała się ze mną dwa tygodnie temu. Cały kwiecień próbowaliśmy walczyć o związek, ale po rozstaniu zaczęła się stopniowo odcinać. W tym momencie jestem całkowicie zablokowany (z desperacji próbowałem wszystkiego, by jakoś ją przekonać do siebie). Wiem już, że mimo jednego medium, przez które mogę się z nią skontaktować, nie mogę już się odzywać, bo będzie tylko gorzej. Ona niby cierpi przez to rozstanie, aczkolwiek wcześniej mówiła, że mnie nie kocha. Nie wiem, co już mam robić, nie wiem, kiedy się odezwie (powinna, z racji tego, że nie zapomina o nikim), i czy w ogóle istnieje jakakolwiek szansa na zbudowanie nowej relacji. Przeprosiłem ją za popełnione błędy i zapewniałem, że się zmienię (wiem, co z mojej strony przekonało ją do rozwiązania wszystkiego). Zacząłem nad sobą pracować, chodzę do terapeuty w celu naprawy swojej psychiki (bardzo mocno panikuję i boję się, że kogoś stracę). Wiem, że prawdopodobnie to już jest definitywny koniec, ale ciągle mam nadzieję, że po jakimś czasie wszystko się odmieni. Nie wiem, co już mam robić, ból związany ze stratą jest niesamowity, ciągle o niej myślę, nie jestem w stanie uciec od tych wspomnień i emocji. Czuję się aktualnie (przez wzgląd na całkowite odcięcie się ode mnie, gdzie nie skrzywdziłem jej w żaden sposób) strasznie, jak bezpański pies wyrzucony tak po prostu na drogę. Co mam zrobić? Czy ta nadzieja w ogóle ma sens? Czy w ogóle istnieje jakaś szansa na to, że się odezwie?
Piotr

Aleksandra Nizińska
Dziękuję, że się tym podzieliłeś. Rozstanie z bliską osobą to jedno z najtrudniejszych doświadczeń emocjonalnych. Tęsknota, ból, bezsilność — to wszystko jest naturalną reakcją na stratę kogoś, kogo kochasz.
To, że czujesz się porzucony i zdezorientowany, wynika z żałoby po relacji. Psychologowie opisują ten proces jako etapy: zaprzeczenie, złość, smutek, nadzieja, aż po akceptację. Nie ma w tym nic nienormalnego — przeżywasz stratę po swojemu.
To również normalne, że wciąż masz nadzieję. Ale warto zadać sobie pytanie: czy ta nadzieja wspiera Cię, czy zatrzymuje w miejscu? Jeśli kontakt jest jednostronny, a druga strona się odcina, to próby kontaktu mogą tylko pogłębić cierpienie.
Robisz ważny krok — chodzisz na terapię i pracujesz nad sobą. To kluczowe, szczególnie gdy boisz się utraty i reagujesz silnym lękiem. Terapeuta pomoże Ci lepiej zrozumieć siebie i odbudować poczucie bezpieczeństwa.
Co możesz teraz zrobić?
– pozwól sobie czuć – nie tłum emocji, ale też ich nie podsycaj.
– unikaj nadmiaru bodźców: zdjęć, wiadomości, wspólnych miejsc.
– zadbaj o codzienność: sen, jedzenie, ruch. To małe kroki, które pomagają wrócić do równowagi.
– zapisuj swoje myśli i emocje – to pomaga zrozumieć, co naprawdę czujesz i ułatwia pracę terapeutyczną.
Czy jest szansa, że się odezwie? Może. Ale Twoje życie nie może zależeć od tego, co zrobi druga osoba. Związek powinien być oparty na wzajemności, nie na błaganiu o drugą szansę.
Najważniejsze teraz to odzyskać siebie — nie po to, by odzyskać byłą partnerkę, ale by znów poczuć się dobrze we własnej skórze. Warto przemyśleć napisanie listu pożegnalnego, kiedy będziesz miał w sobie gotowość — nie do wysłania, ale by zamknąć ten etap emocjonalnie. To często bardzo pomaga.
Pozdrawiam,
Aleksandra Nizińska

Poradnia Psychologiczno Seksuologiczna "Czas na zmiany"
Rozstanie, zwłaszcza tak nagłe i połączone z poczuciem odcięcia i braku wpływu, jest niezwykle trudnym doświadczeniem. To naturalne, że czujesz się zagubiony, zraniony i pełen sprzecznych emocji – nadziei na odnowienie kontaktu mieszkającej z rozpaczą po stracie. Metafora "bezpańskiego psa" bardzo mocno oddaje to uczucie opuszczenia i braku przynależności, które teraz Ci towarzyszy.
To, co opisujesz – desperackie próby przekonania jej, panika, strach przed stratą – to typowe reakcje na zagrożenie dla ważnej więzi. Nasz mózg i ciało wpadają w tryb "walki o przetrwanie" tej relacji, co często prowadzi do działań, które paradoksalnie przynoszą odwrotny skutek, pogłębiając dystans.
Masz absolutną rację w jednym: odzywanie się teraz, zwłaszcza po próbach "przekonywania", prawdopodobnie przyniosłoby odwrotny skutek i utrwaliłoby jej decyzję o odcięciu. Dajesz jej w ten sposób to, czego w tej chwili być może potrzebuje – przestrzeni. Choć dla Ciebie jest to niewyobrażalnie trudne, brak kontaktu z Twojej strony jest teraz najrozsądniejszym krokiem.
Pytasz, czy nadzieja ma sens, czy się odezwie i czy jest szansa na przyszłość. Prawda jest taka, że nie wiemy i nie możemy wiedzieć, co przyniesie przyszłość ani co myśli druga osoba. Skupianie się na tych pytaniach, na spekulacjach, czy ona się odezwie i kiedy, utrzymuje Cię w zawieszeniu, w bólu i bezsilności. Twoja energia koncentruje się na czymś, na co nie masz wpływu. To jak czekanie na pociąg, który nie ma wyznaczonego rozkładu jazdy.
Z perspektywy terapii (zwłaszcza nurtów 3. fali, takich jak Terapia Akceptacji i Zaangażowania, ACT), kluczem w takich momentach jest:
Akceptacja: To nie znaczy zgoda czy polubienie sytuacji, ale uznanie jej realności. Akceptacja, że rozstanie miało miejsce, że ból jest obecny, że nie wiesz, czy i kiedy ona się odezwie. Walka z rzeczywistością ("To nie powinno się wydarzyć!", "Ona musi się odezwać!", "Muszę przestać czuć ten ból!") tylko potęguje cierpienie. Pozwól sobie poczuć ten ból, tę pustkę, ten lęk – są one naturalnymi, choć niezwykle trudnymi, częściami procesu żałoby po związku.
Skupienie się na sobie: To jest jedyna sfera, na którą masz realny wpływ. Bardzo dobrze, że rozpocząłeś terapię! To ogromnie ważny krok. Pracując nad swoim lękiem przed stratą, nad mechanizmami paniki, nie tylko pomagasz sobie przejść przez obecny kryzys, ale także budujesz zdrowsze podstawy pod każdą przyszłą relację – czy to z nią (jeśli kiedyś przyszłość przyniesie taką możliwość, co obecnie jest wielkim znakiem zapytania), czy z kimś innym.
Wartości i zaangażowanie: Kiedy jesteśmy w silnym bólu, łatwo zapominamy o tym, co jest dla nas ważne poza związkiem. Co było dla Ciebie istotne przed tą relacją? Pasje, przyjaciele, rozwój, zdrowie fizyczne? Nawet w małych krokach staraj się wracać do tych obszarów. Zaangażowanie w działania zgodne z Twoimi wartościami, nawet pomimo bólu, przywraca poczucie sensu i własnej sprawczości.
Ta nadzieja na powrót jest naturalna, pełni często rolę "lekarstwa" na nieznośny ból i niepewność. Jednak jeśli staje się jedynym punktem zaczepienia i uniemożliwia Ci skupienie się na teraźniejszości i pracy nad sobą, wtedy może być bardziej szkodliwa niż pomocna. Szansa na przyszłość z nią (lub z kimkolwiek) zawsze będzie większa, jeśli będziesz osobą stabilną, świadomą swoich mechanizmów i potrafiącą tworzyć zdrowe relacje, a to wymaga pracy nad sobą teraz.
Co konkretnie możesz zrobić?
Kontynuuj terapię: Wykorzystaj wsparcie terapeuty, aby przepracować lęk przed stratą i mechanizmy paniki.
Zaakceptuj brak kontaktu: Potraktuj to odcięcie jako sygnał, że teraz czas skupić się wyłącznie na sobie. Powstrzymaj się od prób kontaktu.
Pozwól sobie na żałobę: Ból jest naturalny. Nie uciekaj od niego za wszelką cenę (choć zdrowe formy dystrakcji są w porządku), ale też nie utożsamiaj się z nim całkowicie. Obserwuj swoje myśli i emocje bez oceniania ich.
Zadbaj o podstawy: Sen, jedzenie, ruch fizyczny – w kryzysie łatwo o nich zapomnieć, a są kluczowe dla równowagi psychicznej.
Znajdź wsparcie w innych relacjach: Spędzaj czas z przyjaciółmi, rodziną.
Skup się na swoich wartościach: Co jest dla Ciebie ważne? Poświęć czas na te obszary.
Czucie się jak "bezpański pies" jest bolesne, ale pamiętaj – Twoja wartość jako osoby nie zależy od tej relacji ani od tego, czy ktoś inny się z Tobą skontaktuje. Jesteś wartościowym człowiekiem, który przeżywa trudny moment.
Koncentracja na tym, co Ty możesz zrobić dla siebie w tej chwili, jest kluczem do przejścia przez ten kryzys i zbudowania stabilniejszej przyszłości. Nie patrz wstecz ani nie wybiegaj zbyt daleko w przyszłość – skup się na teraźniejszości i na procesie leczenia własnych ran.
Jeśli czujesz, że potrzebujesz bardziej spersonalizowanego wsparcia w przejściu przez ten proces i pracy nad lękiem przed stratą, zachęcam do kontaktu ze specjalistą. Jesteś na dobrej drodze, korzystając już z terapii. Trzymaj się.

Justyna Bejmert
Piotrze,
To, co teraz przeżywasz, jest bardzo trudnym i bolesnym doświadczeniem. Strata kogoś, kogo kochamy, może wywołać uczucia żalu, lęku i ogromnego zagubienia. Przede wszystkim chcę Ci powiedzieć, że Twoje emocje są naturalne. Masz prawo odczuwać ból, tęsknotę i niepewność.
To, że szukasz wsparcia i uczęszczasz na terapię, jest niezwykle ważnym krokiem. Pracujesz nad sobą i to wymaga ogromnej odwagi.
Rozumiem, że czujesz się teraz jak „bezpański pies”, ale to poczucie odrzucenia jest wynikiem bólu emocjonalnego, a nie obiektywną prawdą o Tobie. Jesteś wartościową osobą, niezależnie od tego, czy ktoś jest obok Ciebie, czy nie.
Nie ma pewności, czy ona się odezwie i czy uda się Wam odbudować relację. To jest coś, na co masz wpływ tylko do pewnego stopnia. Ale masz pełną kontrolę nad tym, jak zadbasz o siebie w tym trudnym czasie.
Staraj się otaczać ludźmi, którzy Cię wspierają, rób rzeczy, które sprawiają Ci choć odrobinę radości, a przede wszystkim bądź dla siebie wyrozumiały.
Z wyrazami szacunku,
Justyna Bejmert
Psycholog

Katarzyna Rosenbajger
Witam,
Bardzo mi przykro, przez co pan przechodzi, ale z pana listu wynika, że uczęszcza pan na terapie, więc proszę dać sobie czas na przepracowanie tych emocji.
Żadne rozstania nie są przyjemne i przechodzimy po nich żałobę, bo jest to strata, która bardzo boli. Proszę dać sobie czas na przeżycie bólu.
Jeżeli pana była partnerka nie chce z panem rozmawiać, to proszę to uszanować i dać jej przestrzeń oraz czas. A to, że ona się odcięła i nie chce z panem kontaktu, może oznaczać , że podjęła już decyzję, ale jest jej równie trudno. Proszę jednak uszanować jej granice i przepracować te emocje oraz żal po stracie z terapeutą.
K Rosenbajger
Psycholog

Krzysztof Skalski
To, co Pan czuje, jest normalną reakcją na stratę (ból, tęsknota, chaos emocji). Rozstanie boli, szczególnie gdy wiązał Pan z tą relacją duże nadzieje. Dziś najważniejsze jest nie to, czy ona wróci, tylko co Pan zrobi ze sobą.
Ma Pan prawo cierpieć, ale też ma Pan wpływ na to, jak przejdzie przez ten czas. Walka o kontakt tylko pogłębia ranę. Skupienie się na sobie, by się odbudować, pójście na terapię to dobry kierunek. Nadzieja może być ciężarem, jeśli trzyma Pana w miejscu. Jeśli kiedyś ona się odezwie, wtedy podejmie Pan decyzję. Dziś warto zadbać o siebie. To jedyne, co naprawdę zależy od Pana. I to wystarczy na teraz.

Katarzyna Szadziewska
W opisanej przez Pana sytuacji, zakończenia relacji z narzeczoną, wybrzmiewa dużo bólu i bezsilności. Widać rozpacz, tęsknotę, zagubienie i wielkie pragnienie odzyskania bliskiej osoby, a także niepokój o przyszłość. Mówi Pan, że czuje się jak bezpański pies — to bardzo mocny, obrazowy wyraz Pana wewnętrznego stanu. Może wiązać się z wewnętrznym doświadczeniem bycia niechcianym, niekochanym — nie tylko przez partnerkę, ale być może także przez ważne figury z Pana przeszłości. Pana ból może być nie tylko reakcją na utratę konkretnej osoby, ale także głęboko poruszać wcześniejsze, być może nie do końca uświadomione lęki przed porzuceniem i odrzuceniem.
Myślę, że to, czego Pan najbardziej teraz potrzebuje, to uznać i przeżyć ten ból, bez ucieczki, bez przymusu działania. To też czas, by sprawdzić, czego naprawdę Pan teraz chce, ale nie w relacji z narzeczoną, ale w relacji z samym sobą. Terapia, którą Pan rozpoczął, na pewno pomoże zrozumieć, co się dzieje z Panem tu i teraz (w ciele, emocjach i świadomości), a także zastanowić się, dlaczego rozstanie wywołało aż tak głębokie emocje.
Życzę Panu, by odnalazł Pan spokój i ukojenie i odnalazł nadzieję na lepszą przyszłość.

Karolina Maciejewicz
Cześć Piotr,
Dziękuję Ci za zaufanie i podzielenie się tym, co przeżywasz. Rozstanie, zwłaszcza kiedy uczucia są nadal żywe i silne, jest jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń emocjonalnych.
To, co czujesz, jest w pełni zrozumiałe. Żal, tęsknota, bezradność, rozpacz, dezorientacja, potrzeba kontaktu, to objawy głębokiego przywiązania i straty. Twój ból ma swoje źródło nie tylko w utracie osoby, ale też w gwałtownym przerwania więzi z osobą, która dawała Ci poczucie bezpieczeństwa i sensu.
Robisz coś bardzo ważnego, szukasz pomocy i pracujesz nad sobą. Terapia to nie tylko sposób na przetrwanie tego bólu, ale także na zrozumienie siebie głębiej: skąd bierze się Twój lęk przed stratą, jak wygląda Twoje przywiązanie w relacjach, jakie wzorce powtarzasz. To nie jest „zmiana dla niej” to szansa, by zbudować coś prawdziwego w sobie, niezależnie od tego, czy ta relacja jeszcze powróci.
Twoja była partnerka może rzeczywiście cierpieć, ale jednocześnie wiedzieć, że nie chce lub nie może być już w tej relacji. Ludzie nie zawsze odchodzą z nienawiści, czasem odchodzą, mimo że coś do kogoś wciąż czują. Z Twojego opisu wynika, że ona stopniowo się oddalała. Teraz się odcina i to może być jej sposób na poradzenie sobie z sytuacją.
Czy się jeszcze odezwie? Tego nikt nie może Ci powiedzieć z całą pewnością. Ale czekanie na to jako na jedyną nadzieję zatrzymuje Cię w miejscu. Zamiast żyć dalej, trwasz w napięciu, karmiąc się wizją powrotu. A to podtrzymuje cierpienie.
Z pozdrowieniami,
Karolina Maciejewicz

Kacper Urbanek
Witaj Piotrze!
Bardzo dziękuję Ci, że podzieliłeś się tak trudnym doświadczeniem. To, co opisałaś, pokazuje, że była to dla Ciebie trudna emocjonalnie sytuacja, która wywołała silne reakcje. Emocje takie jak rozczarowanie, żal czy złość pojawiają się wtedy, gdy coś, na czym nam zależy, nie przebiega tak, jak oczekiwaliśmy. To normalne, że odczuwasz je intensywnie, zwłaszcza w sytuacji, gdzie w grę wchodziły oceny, autorytet promotorki i Twoje zaangażowanie. Wycofanie, które wtedy nastąpiło, mogło być sposobem Twojej psychiki na poradzenie sobie z poczuciem niesprawiedliwości. Dystansowanie się od osoby, która kojarzyła się z tym doświadczeniem, było próbą ochrony siebie przed kolejnymi trudnymi emocjami. Taka reakcja jest naturalna w sytuacjach, które wywołują poczucie zagrożenia emocjonalnego lub poczucia, że granice zostały naruszone. Okres, który był potrzebny na ponowne zbliżenie się do promotorki, był procesem wewnętrznym. Emocje często potrzebują czasu, żeby się uspokoić i żeby móc spojrzeć na sytuację z większym dystansem. Ten proces, choć długi, pozwolił Ci na odbudowanie relacji i znalezienie dla niej nowej jakości. Twoja reakcja nie była przesadzona. W relacjach, w których pojawia się element zależności i napięcia, takie odczucia są zrozumiałe. Stres, obawa przed oceną i poczucie, że ktoś ważny nie zareagował tak, jak tego potrzebowałaś, mogły zadziałać na wyobraźnię i wzmocnić emocje. Twoje zachowanie i uczucia miały sens w tej sytuacji. Warto potraktować to jako doświadczenie, które pozwoliło Ci lepiej zrozumieć swoje granice i potrzeby. Masz prawo do emocji i do refleksji nad nimi. To element rozwoju i uczenia się o sobie. Trzymaj się, przesyłam dużo ciepła!
Z pozdrowieniami
Kacper Urbanek
Psycholog diagnosta

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
TW samookaleczanie
Mam 22 lata i przepraszam, że tak długo się rozpiszę, ale nie daję rady. Od dziecka byłam typem aspołecznym, nie lubię spotykać się z ludźmi, ani z nimi rozmawiać. Nigdy nie mam tematów na rozmowy, nawet jeśli ktoś się ze mną zaprzyjaźnił, ta relacja bardzo szybko się kończyła, gdyż w pewnym momencie się izolowałam. Przez ten brak potrzebny socjalizacji, zawsze czułam się nieludzko. Dziwnie, inaczej. Jestem bardzo brzydka i głupia. Przez słowo głupia mam na myśli, że jestem osobą zapominalską, wszystko wypada mi z rąk, wykonuje niezręczne ruchy przy ludziach. Bardzo dużo gestykuluję i szybko mówię. Moja prokastrynacja jest na tak wysokim poziomie, ze obecnie mam pięć warunków na studiach. Nie zdałam roku. Wielokrotnie zapominałam dat rejestracji albo gubiłam się we wszystkim. Mówię szybko i nerwowo, czego bardzo się wstydzę.
Mam wrażenie, że wszystko, co wychodzi spod mojej ręki, jest złe, gorsze, żenujące. W ciągu dnia doświadczam wahań nastrojów, czasem mam motywację, ale czasem mam wręcz ochotę rzucić się pod metro, którym codziennie dojeżdżam na uczelnię. Okaleczam się żyletką, lubię, gdy rany są dość głębokie, gdy krawędzie rozsuwają się na boki. Dużo płaczę, w miejscach publicznych, na zaliczeniach, wszędzie, czasem nawet bez powodu. Mam wrażenie, że emocje mnie przytłaczają, że jestem dziecinna, głupia niedojrzała. Nie mam marzeń, cały dzień czekam do nocy, żeby spać, jednak ten sen często nie przychodzi. Chodziłam do psychiatry, ale on nie rozmawiał ze mną.
W gabinecie głównie płakałam roztrzęsiona, a on przepisywał mi leki. Od kilku miesięcy biorę Dulsevię 60 mg raz dziennie, spamilan 10 mg trzy razy dziennie, estazolam 2 mg tymczasowo na sen (bardzo pomagał, ale już się skonczył) i medikinet CR 20 mg. Medikinet sprawia, że przez jakiś czas czuję motywacje, ale po paru godzinach znowu przychodzi stan otępieniq, beznadziei i złości. Nie potrafię radzić sobie z emocjami, płaczę, okaleczam się, uderzam w drzwi, wewnętrznie krzyczę. Dotychczas miałam jednego ,,przyjaciela" ale izolowałam się i olewałam tę znajomość. Gdy on powoli się odsunął, poczułam ogromną zazdrość i duże emocje, które targają moje wnętrze, tak jakby rozrywały każdą część mięsa, z którego jestem utworzona. Nie tęsknie za człowiekiem, lecz za uwagą. Czuję się tak obrzydliwie, jakbym nie pasowała do świata. Nie chcę być częścią życia społecznego. Nienawidzę przebywania w tłumach i nie umiem prowadzić rozmów z ludźmi. Z drugiej strony brak mi poczucia przynależności, tak jakbym nie istniała. Po kilku minutach miłej rozmowy ze znajomym lub nieznajomym muszę wyjść gdzieś, trząść rękami i głową, oraz mówić do siebie, by uregulować emocje. Psychiatra skierował mnie do psychologa z epizodem depresyjnym i zaburzeniami adaptacyjnymi z lękiem społecznym, ale on praktycznie ze mną nie rozmawia. Polecał mi również diagnozę pod kątem spektrum autyzmu, ale to dużo kosztuje i nie wiem, czy się opłaca. Nie wiem, nawet co mi jest. Coraz bardziej męczy mnie bycie człowiekiem. Uciekam w fikcję, ale moje ciało daje mi znać, że życie istnieje. Boję się cierpienia. Czasem brałam kilka tabletek więcej, niż powinnam, żeby sprawdzić swoją granicę. Zdarzyło się, że przecięłam swoją skórę tak, że krwawiła cały dzień bez przerwy. Kładłam się spać z krwawiącą raną, myśląc, że może umrę przez sen. Wykańcza mnie bycie mną, leki nie pomagają. Czy jest sposób, aby sprawdzić, co jest ze mną nie tak? Czemu nie czuję się jak człowiek? Czy można jednocześnie być aspołecznym, ale empatycznym? Nie mam zaburzeń schizoidalnych, ponieważ odczuwam emocje i troskę.
Nie przywiązuję się jednak do ludzi. Mój świat to niestabilna pustka. Czy jestem zepsuta?
Witam. Mam problem z komunikacją w związku ze strony faceta. Jesteśmy ze sobą już 13 lat, wychowujemy córkę (14-latka z poprzedniego Związku) oraz naszego syna 11-latka. Problemy bywały różne, mieliśmy inne podejście do podziału obowiązku, odpowiedzialności i funkcjonowania w rodzinie. Między nami jest różnica 12 lat (mój narzeczony jest starszy). Pokonaliśmy wiele różnic i wypracowaliśmy normalny system rodzinny. Codziennie praca, dom i dzieci. Od pewnego czasu dzieci jeżdżą na weekendy do dziadków i mamy wtedy czas dla siebie i wspólnych znajomych, z którymi spotykamy się co jakiś czas. Od dłuższego czasu mój facet miewa zachwiania humoru, gdy coś mu się nie podoba, to w sposób bardzo dosadny o tym mówi. Często słyszę, że to moja wina, bo mam inne zdanie. Gdy zwraca uwagę bezpodstawnie dzieciom i one komunikują, że coś nie jest zgodne z prawdą, to słyszą, że nie musi z nimi rozmawiać, żeby nic od niego nie chcieli itp. Gdy przesadza, to rozmawiam z nim i próbuje zażegnać konflikt, wtedy słyszę, że podważam jego autorytet. Od kilku dni obraził się właśnie o wymianę zdań i nieodzywanie też do dzieci. Nie interesuje się czy coś im potrzeba, czy są głodne itp. Wraca z pracy, bierze coś do jedzenia, myje się i siada przed komputer, na którym ogląda różne filmy. Potem się kładzie i tak następny dzień nastaje. Na co dzień oboje pracujemy, ale w domu sprzątam tylko ja, robię zakupy, gotuję, szykuje śniadania, piorę itp. A gdy mówię, że nie jestem służącą i chcę, żeby robił, to ze mną to słyszę, że on pracuje ciężej i nie umie gotować, po co Sprzątać i prać codziennie, a zjeść można na mieście. Czasem wysyłam go z kolegą na działkę na ryby, żeby się zrelaksował i odpoczął od pędu i obowiązków (3/5 dni) ja oczywiście zostaje z dziećmi i żyje jak co dzień. Nigdzie nie chodzę po imprezach i nie wyjeżdżam sama, bo lubię wspólne podróże i wspomnienia. Czasami mam dość, bo to tak jak bym miała trójkę dzieci. Gdy jest ok, to potrafi dużo załatwić i ogarnąć spraw, ale gdy już się obrazi i jak mi dzieci świadkiem o jakiś wymysł to palcem nie ruszy i traktuje nas jak powietrze. Często podkreśla, że mieszkanie jest jego, że on to się dorobił, bo ma swoją firmę, a ja nie mam nic (jestem nauczycielem w przedszkolu) i na nic mnie sama nie stać. Że wychowuje dzieci na niezaradne, bo pozwalam im na telefon czy wyjazdy weekendowe i jedyne co będą w życiu mogli Robić to pracować w biedronce. Często myślę sobie, że nie zasługuje na takie komentarze i nie mam czasu na fochy, bo gdy mam dość i nie chce rozmawiać, to rozmawiam służbowo przez dzień czy dwa, ale dzieci nie odczuwają tego, bo funkcjonuje wtedy normalnie tyle, że w większej ciszy do ich ojca. Kiedyś wspomniałam o terapii, że może warto pójść do psychologa i porozmawiać, bo może oboje coś źle robimy bądź źle widzimy, ale wtedy słyszę „to idz, tobie się przyda psycholog, bo coś jest z tobą nie tak, ja nie mam potrzeby”. Jak mogę pomóc sobie bądź nam, żeby żyło się łatwiej ?
Nie mam już siły. Jestem w związku 11 miesięcy, a znamy się około 2 lata. Nie mieszkamy razem.
Po ok. dwóch miesiącach związku zaczęły się sprzeczki, a dokładniej to raczej według mojego partnera ja wyłączam myślenie. Zawsze lub prawie zawsze robię coś źle i mój partner to mówi, a raczej obwinia, że ile razy mi mówi to, jak grochem o ścianę. Ja zawsze się przyznaje do winy, kajam i przepraszam, chociaż w moim odczuciu jest tak, że to są wyolbrzymione rzeczy lub błahe.
Ja się winna nie czuję, ale tak mi wpaja do głowy, że i tak później czuję się, jak śmieć, bo go zraniłam. Podam może przykład. Radio w samochodzie jest i gra cicho.
W momencie, gdy coś mówię, czy się pytam partnera, on nie odpowiada. Ponawiam więc próbę kontaktu, ale dalej brak odzewu. Dla mnie jest to sygnał, że nie chce o tym mówić, czy nie chce odpowiadać. Okej, ja to szanuje, może ma gorszy dzień albo jest myślami gdzieś indziej, więc nie męczę na siłę. Po chwili pytam lub mówię na inny temat i następuje cisza ze strony partnera, więc pytam ponownie.
Dopiero wtedy następują słowa uniesionym głosem, że nie słyszy, bo jest radio rozpuszczone. Potem jest moja wina, bo tyle razy mówi o tym radiu, że jest za głośno, a ja nie pamiętam i mam w ***** to, że tyle razy mówi o tym radiu i że tego nie szanuje, że już ma dość powtarzania tego co chwilę i po prostu się nie odzywa, bo szkoda słów, bo i tak się nie ogarnę.
Później praktycznie jest cały dzień o tym, że ja nie szanuje go, że ja się nigdy nie zmienię, że nie myślę i zazwyczaj wtedy się komunikujemy drogą pisaną.
W rzeczywistości jak próbuję przeprosić lub cokolwiek się zapytać np. o stan zdrowia, bo się martwię czy coś innego to spotykam się z tonem odpowiedzi takim agresywnym i od niechcenia, że to jak się czuje partner, jest moją winą.
Ogólnie odpowiada słowami, a nie zdaniami.
Mnie się wtedy samej odechciewa pytać o cokolwiek i rozmawiać.
Od około 3 miesięcy statystycznie co 1-2 tygodnie są właśnie takie sytuacje. Po każdej takiej sprzeczce on pije alkohol i sugeruje, że to przeze mnie pije, bo już się wytrzymać ze mną nie da i ja się nie zmienię i mi nie wierzy, że się zmienię.
Mówi, że związek się rozpada przez moje zachowanie.
Jeśli komuś jest niedobrze, to pije alkohol?
No chyba nie, ale mój partner widocznie tym się leczy...
A jak jest sytuacja w drugą stronę, to jakoś nie robię takich akcji, tylko zwracam uwagę, że mi to nie odpowiada, a partner dalej robi to samo. Ja jakoś nie robię mu wywodów, bo nie chce, żeby czuł się smutny z tego powodu.
Gdy się godzimy, to jest taka fala miłości.
Nie mam siły, ale Go kocham i to toleruje.
Pytanie, czy to ja jestem winna?
Po prostu już jestem zmęczona tym rollercoasterem...