Left ArrowWstecz

Trudności w pracy: problemy z koncentracją i adaptacją przy stwardnieniu rozsianym, a ADHD?

Co powinnam zrobić, jeżeli w każdej pracy mnie nie chcą? Czuję się głupia. Mam problemy z pamięcią, koncentracją (co może wynikać ze stwardnienia rozsianego, na które choruje albo nie), jestem za spokojna, niesamodzielna, mam problemy z adaptowaniem się i kontaktami z ludźmi, a poza tym jestem za szybka, niedokładna, przez co popełniam błędy nieświadomie. Czuje się z tym fatalnie, bo to nie moja pierwsza praca, a chciałabym mieć coś stabilnego. Z tego powodu zaczynam nie lubić siebie ani innych ludzi i bać się o przyszłość. A może mam ADHD? Czy coś mi pomoże?

User Forum

Ewa

5 miesięcy temu
Karolina Sobkiewicz-Pyszny

Karolina Sobkiewicz-Pyszny

Dzień dobry, 

objawy, o których Pani wspomniała mogą być związane z ADHD - jednak, aby to potwierdzić lub wykluczyć należy przeprowadzić diagnostykę (minimum wywiad diagnostyczny DIVA 5.0 + test MMPI-2). Zdecydowanie, aby móc powiedzieć więcej, należy przeprowadzić również dokładny wywiad życiorysowy. 

 

Karolina Sobkiewicz-Pyszny

Ośrodek Psychoterapii PoznajSiebie

5 miesięcy temu
Agnieszka Domaciuk

Agnieszka Domaciuk

Dzień dobry,

Jeśli podejrzewa Pani u siebie ADHD, warto zgłosić się do Poradni Zdrowia Psychicznego lub specjalnego ośrodka w celu diagnozy. Podstawą do podjęcia działań w kierunku diagnozy pojawiających się problemów z pamięcią i uwagą jest Pani subiektywna ocena, że problemy te zakłócają codzienne funkcjonowanie, zwłaszcza w sferze zawodowej. Bardzo często nie znając diagnozy swoich trudności, obwiniamy siebie, czujemy się gorzej niż inni, a co za tym idzie, również spada nasza motywacja do działania. Nie musi jednak tak być. Znając rodzaj swoich trudności, łatwiej jest dopasować do swoich potrzeb specyfikę pracy, otoczenie, sposoby budowania relacji, jeśli jest to konieczne również wdrożenie odpowiedniego leczenia. Każdy zasługuje na to, aby czuć się dobrze z samym sobą i z tym, co nas otacza, a lęk o przyszłość na pewno ogranicza w pewnym stopniu przeżywanie przyjemnych emocji.

 

Pozdrawiam,

Domaciuk Agnieszka

Psycholog, Psychoterapeuta w trakcie szkolenia

5 miesięcy temu
Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Droga Ewo,

 

1) czy w KAŻDEJ pracy pracodawca kończył z Panią współpracę?

2) ile było miejsc tych pracy i jakie stanowiska? Czy je Pani lubiła? 

3) z jakich konkretnie powodów nastąpiło rozwiązanie umowy?

 

Pozdrawiam,

 

Katarzyna Kania-Bzdyl

5 miesięcy temu
Weronika Babiec

Weronika Babiec

Pani Ewo, Pani trudności mogą mieć różne podłoże. Jeżeli podejrzewa Pani stwardnienie rozsiane, proszę udać się do neurologa, to on może ocenić, czy występujące trudności mają związek z chorobą. Problemy z pamięcią, koncentracją, o których Pani pisze, mogą być również związane z procesami psychologicznymi - na przykład z przewlekłym stresem, przemęczeniem lub ADHD. ADHD u osób dorosłych może objawiać się m.in. trudnościami w koncentracji, impulsywnością, zapominaniem, dużą podatnością na rozproszenia, a także problemami z organizacją czasu. Opisane przez Panią trudności mogą częściowo wpisywać się w ten obraz.

 

Opisuje Pani również trudności w relacjach, adaptacji i pracy. Tego typu trudności często mają wiele nakładających się na siebie przyczyn. Zachęcam do wizyty u specjalisty (specjalizującego się w ADHD), który lepiej pozna Pani historię i pomoże zrozumieć, co dokładnie wpływa na Pani trudności, a następnie zaproponuje możliwe kierunki dalszego wsparcia.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Weronika Babiec

Psycholog, Terapeutka ACT

4 miesiące temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Wszystko mnie denerwuje w pracy
Wszystko mnie denerwuje w pracy od przełożonego ciągły nacisk wykonuje swoją pracę bardzo dobrze a jemu zawsze coś nie pasuje dogryza mi poniża mnie przed częścią brygady....jestem rozdrażniona mam myśli co by było, gdyby mnie nie było kłócę się z partnerem jestem zmęczona najlepiej bym nie wychodziła spod kołdry czuje się jak nikt co mam robić? boje się stresuje byle małymi problemami trzęsą mi się ręce
Leczę się z powodu schizofrenii paranoidalnej, jednak powoli czuję, że chciałbym niektóre rzeczy w życiu zmienić. Jednak na myśl o tym wpadam w silniejsze stany psychotyczne.
Dzień dobry. Nie będę krył, że piszę to pytanie z pewnymi emocjami. Mam 34 lata, jestem facetem, mam stwierdzoną schizofrenię paranoidalną i ostatnio atakują mnie stany psychotyczne, przynajmniej tak to rozumiem. Dzisiaj, wczoraj, i co jakiś czas od kilkunastu lat, więc jestem sfrustrowany. Chciałbym zapytać o jakąś poradę, jak sobie z tym radzić, więc dla lepszego obrazu opiszę mniej więcej swoją sytuację. Choroba rozwijała się stopniowo, jak miałem kilkanaście lat. W skrócie to przeżywałem masakryczne przeżycia często od tamtego czasu, czyli powiedzmy, że to właśnie mniejsza lub większa psychoza. Od kilku lat chodzę na grupę wsparcia, od półtora roku na psychoterapię indywidualną dwa razy w tygodniu. Nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy nie miałem pracy. Czuję (i czuję to coraz bardziej w miarę terapii), że chciałbym odseparować się od rodziców (bo ciągle z nimi mieszkam), znaleźć więcej fajnych znajomych (albo pogłębiać znajomości z osobami z grupy wsparcia), dzielić się z nimi zainteresowanymi. Wiem, że potrzebna jest kasa, więc powiedzmy trochę czuję chęć do pracy. Jestem na rencie, ale niedługo może mi się ona skończyć. Szykuje się więc dużo zmian i gdy o tym myślę, wpadam w stany psychotyczne, co powoduje, że nie jestem w stanie dążyć do moich celów. Biorę leki przeciwpsychotyczne, biorę pod uwagę możliwość zwiększenia dawki, chociaż niezbyt to mi się uśmiecha. Jeszcze dodam, że mam duży problem z relacjami z ludźmi, przeżywam napięcie podczas spotykania się, jestem introwertykiem, ale z drugiej strony zależy mi bardzo na relacjach. Może jest coś, co można mi poradzić, podpowiedzieć? Pozdrawiam
Mam 26 lat. Jestem mężczyzną. Potrzebuję pomocy. Straciłem chęci do życia.
Mam 26 lat. Jestem mężczyzną. Potrzebuję pomocy. Straciłem chęci do życia. Nie uważam, żebym był brzydki. Powiem więcej - podobam się sobie. Jednakże, nie czuję się atrakcyjny. Ukończyłem studia wyższe uzyskując tytuł magistra informatyki. Pracuję na ten moment, jako Tester oprogramowania. "Chciałbym" startować na stanowisko młodszego programisty. "Chciałbym" umieściłem w cudzysłowie, gdyż tak naprawdę nie wiem, czego chcę już. Nigdy nie chciałem być programistą. Na studia Informatyki poszedłem z braku innego pomysłu oraz presji. Wiem, że to dość typowy przypadek. Programowanie, po prostu, najbardziej mi się spodobało ze wszystkiego w trakcie studiów a dodatkowo jest to zawód raczej dobrze płatny. Moim zamiłowaniem jest muzyka, a konkretniej jestem gitarzystą. Zamiłowanie do instrumentu zaczęło się w gimnazjum. Szybko odkryłem, że mam ponad przeciętne predyspozycje (pragnę, żebyście mi tu uwierzyli, znam się na rzeczy). Kochałem komponować utwory, zawsze zależało mi, aby były złożone, pomysłowe i atrakcyjne dla muzyków (a przede wszystkim dla mnie) do grania. W ten sposób umiałem się uzewnętrzniać. Na studiach dostałem się do składu zespołu muzycznego. Chłopaki byli dla mnie jak druga rodzina. Zawsze jednak grałem trochę w innym klimacie niż oni. Jednakże osobiście uważałem, że nie gryzie się to z resztą, jako całokształt. Chłopaki zwykle byli innego zdania, więc musiałem walczyć o każdy swój pomysł, zazwyczaj wychodziłem zwycięsko i pomysł przechodził dalej. Czułem, że uczę się walczyć o swoje, co nigdy mi nie przychodziło z łatwością. Po około 3-4 latach kilka miesięcy po rozpoczętej pandemii, zaczynałem czuć się gorzej psychicznie. Czułem się tragicznie przez to, że staliśmy w miejscu. Brak występów, nagrane dopiero ze 3 kawałki (żaden z moich pomysłów) a mieliśmy ich więcej naprawdę porządnych i dopracowanych kawałków. Zacząłem naciskać, że powinniśmy iść do studia nagrywać resztę. Zaproponowałem nawet, że mogę za nas założyć na początek. Jednocześnie zdarzało mi się dziwnie izolować na próbach od reszty, z powodów problemów na tle psychicznym, co zaowocowało niedługo wyrzuceniem mnie z zespołu. Był to dla mnie straszliwy cios. Jakby sens mojego życia przestał istnieć. Płakałem, jak gdybym umierał i nie mógł nic zrobić. Od tamtej pory (minęły jakieś 3 lata) na przemian czuję się zmotywowany i przegrany tak, jak teraz. Na ten moment jestem w dwóch zespołach. W jednym gram 2 lata - kompletnie nie mój gatunek muzyczny, ale szedłem z założeniem, że może mi to pomóc kiedyś złożyć zespół jaki pragnę (poznam ludzi itp), lecz z każdą próbą czuję się gorzej, a nie umiem odejść. Drugi zespół od niedawna, podchodzę z dystansem i choć gatunek zdecydowanie bliższy mojemu to znowu widzę, że będę musiał walczyć o swoje pomysły. Mam swoje własne pomysły i strasznie ciężko mi jest znaleźć osoby, którym się to podoba i też jest to ich styl. Jak znajduję, to zazwyczaj nie udaje mi się do końca całej kapeli złożyć, dlatego najłatwiej mi jest próbować się dostawać do zespołów już kompletnych poszukujących gitarzysty (tak jak to było z tymi dwoma). Mam jeszcze inne pasje i boję się je wyjawić, gdyż jest to tak charakterystyczne połączenie, że jeśli ktoś z moich znajomych to przeczyta to od razu będzie wiedział, kto jest autorem. A wtedy prywatność zostanie naruszona. Więc powiem tylko tak, że jest to sport fizyczny indywidualny. Od dziecka chciałem to trenować, ale rodzice mnie nie zapisali. Dopiero na studiach sobie o tym przypomniałem. Jestem w topce w Polsce z dużymi szansami na mistrzostwo. Myślę o byciu instruktorem, jednakże jest to sport niszowy i pieniędzy z tego praktycznie nie ma. A na pewno nie dużych. Lubię się uczyć języków obcych. Zawsze sprawiało mi to frajdę. I mam też kilka innych hobby, ale nie chcę dla dyskrecji się tym dzielić. Nie mam dużo przyjaciół. Właściwie mam jednego, który jest introwertykiem i bardzo rzadko mam z nim kontakt. Czuję się bardzo samotny. Bardzo! Większość czasu spędzam sam. Jedyny kontakt z ludźmi mam na zajęciach dyscypliny sportowej, którą trenuję. Dziewczynę miałem raz w życiu, w liceum. Z początkiem studiów, oddaliliśmy się od siebie i mnie zostawiła. Bardzo cierpiałem wtedy, lecz po pół roku doszedłem do siebie. Czułem, że wiele mnie to nauczyło. Zdaje mi się, że nie umiem nawiązywać kontaktów z innymi ludźmi a przynajmniej do takiego stopnia, żeby chcieli być moimi przyjaciółmi. Raczej wszystko kończy się po prostu na dobrej znajomości. Odkąd pamiętam, mam złe stosunki z rodzicami. Ojciec prawie ze mną nie rozmawia. Przykro mi, że nie otrzymałem od nich większego wsparcia. Wielokrotnie mówiłem o tym, że co innego mi w duszy gra niż Informatyka i że cierpię studiując. Matka mi radziła, żeby to zdać dla bezpieczeństwa a potem pomyśleć o czymś innym. Inni moi znajomi co byli ze mną na kierunku odchodzili po pierwszym semestrze orientując się w tym jak studia wyglądają (przynajmniej na naszej uczelni). W tym momencie robią to co lubią a nie jest to wcale nic takiego. Część z moich z moich znajomych się nawet z tego śmiała, ja zawsze byłem jednak pod wrażeniem. Ja sam nie zdecydowałem się na odejście ze względu na to, że w przeciwieństwie do ów znajomych, co odeszli, mi dobrze szło na studiach. Zdawałem egzaminy. Zawsze sobie też stawiałem ambitne wyzwania. Myślę, że te rzeczy mnie powstrzymały. Wracając do rodziców, nie wspierali mnie w moich pasjach. Nie pomagali zrozumieć, że mogę robić w życiu to co lubię. (Jeden z moich znajomych jest zawodowym muzykiem - postawił na to po prostu, nie bał się). Więc ja zawsze się bałem postawić wszystko na moją pasję. Mam wrażenie, że brak kontaktów z ojcem, brak okazywania miłości z jego strony sprawił, że mam problemy w kontaktach między ludzkich (mam wrażenie, że skoro ja go nie ciekawię, to nikogo nie ciekawię). Wstydzę się też chwalić swoimi osiągnięciami, swoimi twórczościami. Po wyrzuceniu mnie z zespołu zacząłem chodzić na terapię do psychoterapeuty, czułem się na niej wielce nierozumiany i że jestem tam po to, żeby dawać pieniądze. Zmieniłem więc psychoterapeutę. Drugi raz czułem, że to strzał w dziesiątkę. Była to starsza już pani, ale czułem od niej ciepło i troskę. I faktycznie przez pewien czas czułem poprawę. Jednakże problemy moje wróciły ze zdwojoną siłą. Myślę, że starczy już. Sytuacja, w jakiej się teraz znajduję, jest taka, że nic a nic nie ma dla mnie już sensu. Mam 26 lat, a czuję się, jakbym miał już 60, jakby wszystkie drzwi się już przede mną zamknęły. jak w dniu świra, że ja jestem głównym bohaterem tego smutnego filmu. Że mój potencjał się już stracił. Muzykę, choć kocham, to nie mam już motywacji by to robić, straciłem nadzieję a bez tego czuję się jak bez tożsamości. Praca, sport, hobby, muzyka - wszystko dla mnie jest bez sensu. Choć nie chcę tego, myśli samobójcze przychodzą mi do głowy, i to mnie niepokoi. Bo wiem, że wizja samobójstwa mnie przeraża i nie chcę tego robić, ale kto wie do czego ból mnie doprowadzi. Bardzo, bardzo błagam o pomoc. Pozdrawiam, przepraszam, że takie długie
Nie czuję, że żyję, ciężko mi się funkcjonuje. Spędzam dni na telefonie, odczuwam ból w całym ciele i psychice. Nie wiem już co robić.
Witam. Nie wiem co robić. Od kilku lat moje życie to jedna wielka katastrofa. W zasadzie można powiedzieć, że wegetuję.. mój każdy dzień wygląda tak, że budzę się między 11-12, idę zjeść śniadanie i resztę dnia spędzam na telefonie, z dala od rzeczywistości i tak do 2-3 w nocy. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi w rzeczywistości. Mieszkam z bliskimi pod jednym dachem, ale jak tylko się do mnie odezwą, to od razu jestem nerwowa. Nie mam żadnych perspektyw, nie widzę swojej przyszłości, nie mam żadnych celów w życiu. Nie mam ubezpieczenia dla bezrobotnych co też powoduje, że nie mam pracy, pieniędzy na psychologa. Nie mogę chodzić. Każdy jeden krok sprawia mi ból psychiczny i fizyczny spowodowany moją nadmierną otyłością. Nie wiem co robić.
Lęki związane z pracą kierowcy i nerwica lękowa - jak sobie radzić?

Jestem 30 latkiem i zawodowo zajmuje się jazdą od 8 lat. 

Od roku mam lęki związane z pracą kierowcy. 

Odnoszę wrażenie, że zjadę ze swojego pasa, wjadę w głęboki rów i będę mieć kłopoty z tym związane. Dodatkowo mam lęk przed jazdą po wysokich mostach, wiaduktach. 

Niezależnie czy jadę dużym samochodem ciężarowym, czy osobówką. Od 6 lat leczę się psychiatrycznie na nerwicę lękową. Zaczęło się od napadów paniki, polegały one np. na tym, że coś mi „odbije” i wyskoczę przez okno, mieszkając na 3 piętrze. Obecnie biorę leki, czuje ulgę w objawach, ale nie jest to całkowite wyciszenie symptomów i nadal utrudniają mi codzienne funkcjonowanie. Jestem zagubiony, co mógłbym z tym zrobić. Chciałbym jeździć zawodowo nadal, ale z obecnym stanem zdrowia jest to bardziej męczące niż przyjemne.

Niepełnosprawność intelektualna- nie wiem jaką drogę po szkole wybrać.
Witam, mam pytanie, otóż za niedługo kończę 3-letnią szkołę zawodową, ale mam lekkie upośledzenie umysłowe i nie bardzo wiem, co dalej. Chciałbym się zapytać, co będzie lepsze -czy zakład pracy chronionej czy renta czy może normalna praca. Chciałbym, żeby wypowiedział się ktoś doświadczony.
Chorując na epilepsję w małym mieście nie mam pracy od paru lat. Rodzina zaczęła mnie z tego powodu dręczyć.
Z tej strony Maja. Pisze w takiej sprawie- choruję na epilepsję od dziecka. Mam 24 lata, problem zaczyna się tu, że szkole skończyłam w wieku 19 lat, nigdy nie pracowałam od tego czasu. Nie mogę znaleźć pracy, jestem z małego miasta. Nie ma tutaj dużo pracy dla osób takich jak ja, są dwa zakłady pracy, w których obecnie nie zatrudniają pracownikow-pytalam, jest kilka sklepów, gdzie nie potrzebuja ludzi nawet do dokładania towaru-mają ludzi, a reszta sklepów stoi od lat pusta, pozamykana. Pracy nie ma. Jestem zarejestrowana w UP, lecz tam każdego razu jak pojadę słyszę: pani nie pomożemy tym razem. Większość ofert to praca dla mężczyzn lub wymagają większego doświadczenia lub po prostu znajomości. Gdy usłyszą, że choruje na epilepsję odrazu jestem odrzucana. Odrzucono moje CV już chyba w 10 miejscach. Problem zaczyna się tutaj, że zaczęła mnie nękać przez ten problem własna rodzina. Uważają, że nie pracuje, bo mi sie nie chce. Jedna osoba z rodziny zaczęła stosować na mnie przemoc psychiczna, uważa, że to wszystko moja wina-ja nie pracuje, to jest nam trochę ciężej, za wszystko mnie obwinia. Dręczy, zastrasza, mam wrażenie, że zaczyna się za to mścić za moją chorobę. Czasami są dni, że mam chęć wziąć kilka opakowań leków nasennych, które mam w domu, popić alkoholem i zniknąć z tego świata na zawsze. Bo tak naprawdę jak sobie poradzić z tym problemem, jakie jest wyjście z tej sytuacji? Renta mi sie nie należy żadna. Żadne kursy/własna działalność nie wchodzi w grę, na to najpierw trzeba zarobić, a ja nie mam nic. Praca zdalna to tylko oszustwa, jakies konta bankowe, naciąganie na pieniądze lub trzeba mieć dobre umiejętności dla programistów etc.Z czego ja mam żyć. Ciągle siedzieć w domu w 4 ścianach i nigdy nie ruszyć z miejsca.
Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie
Witam. Mam 24 lata i jestem facetem. Zacznę może od początku. Jestem wynikiem gwałtu, próbowano przeprowadzić aborcję, ale została przerwana, matka starała się mnie „wypłukać” alkoholem, ale jak widać bez skutku. Życie obdarzyło mnie wyjątkowo irytującą pamięcią, pamiętam leżenie w kołysce i darcie się aż do zmęczenia oraz minę i obojętność matki, gdy mnie karmiła. Do 10 roku wychowywałem się na zmianę raz u matki, raz u babci wraz z bratem, matka hobbystycznie zajmowała się usługami przyjemnościowymi w zamian za pieniądze. Dzieciństwo było pełne wrażeń, których nie będę tutaj opisywał z racji ich ilości. Borykam się z problemem - chorobą sierocą. Do 11 roku życia aż do informacji, że znalazła się dla mnie i brata rodzina zastępcza, moczyłem się w łóżko. Byłem z tego tytułu wyśmiewany, karany, karcony itp. Kołysałem się do snu, kręcąc głową z boku na bok, wyobrażałem sobie wtedy lepsze życie i tak usypiałem. Początkowo było to maksymalnie 15 minut przed snem. W wieku około 14 lat zacząłem robić to nieświadomie przez sen (obserwacja bliskich). Los chciał, że w wieku 16 lat zakochałem się po uszy w cudownej dziewczynie, ale przyciągała uwagę wielu osób. Byliśmy ze sobą 4 lata, ciągle jej nie ufałem i dawała ku temu powody, ale wybaczyłem. Weszła ze mną w związek dlatego, że przykuwałem uwagę swoją popularnością. W okresie gimnazjum każdy mnie znał i chciał ze mną rozmawiać- bardzo aktywnie zwracałem na siebie uwagę. Ale po przejściu do technikum zacząłem być trochę odludkiem - kołysałem się czasami już nie tylko do snu, ale z nudy. Wciąż wyobrażając sobie lepsze życie. W wieku 20 lat dziewczyna zerwała ze mną przez telefon, pokazując oziębłą i nie do poznania dla mnie postawę. Wybraliśmy się jeszcze na wspólne wakacje, ponieważ nie dało się odwołać. Na nich chcąc zaciągnąć mnie do łóżka powiedziała, że mnie kocha i chce to naprawić, na drugi dzień patrząc z obrzydzeniem powiedziała żebym nie robił sobie nadziei, bo potraktowała mnie jak rzecz. Od tamtego czasu kołyszę się w każdej wolnej chwili, kiedy tylko się da, zaniedbując dosłownie wszystko dookoła. W wieku 22 lat porzuciłem studia na 3 roku. W momencie zerwania dowiedzieliśmy się, że moja Ciocia zastępcza ma nowotwór. Napięcie w domu skupiało się na mnie, jako osoba wrażliwa zawsze starałem się wszystkim pomoc i rozweselić, a kiedy nie mogłem tego robić z własnych problemów to naturalnym było wyżywanie się na mnie. Aktualnie jestem samotny, oswoiłem się z tym, przestałem już cokolwiek czuć. Chodzenie do psychologów przerwałem, gdy usłyszałem kolejny raz „depresja” od niedorobionego psychologa czy psychiatry, którzy oczekiwali że wchodząc będę od razu w stanie powiedzieć im co mi dolega. Przez całe życie moja choroba miała obraz ambiwalentny, skąd do cholery miałem wiedzieć co mi jest, skoro nawet nie wiem kim jestem? Obecnie w wieku 24 lat nie mam już obok siebie nikogo, nikogo tez nie dopuszczam emocjonalnie, czuję się wycofany do własnej głowy, pełen obraz dysocjacji. Nie przeżywam niczego, a chciałbym. Jak normalny człowiek zrobić prawo jazdy, kupić wymarzone auto, znaleźć kochającą żonę itp. Ale nie potrafię, nie wiem gdzie szukać pomocy, zazwyczaj wizyty u psychologów kończyły się tylko tym ze lustrowałem im ich własną osobowość - dla kogoś żyjącego ciągle w myślach udawanie osoby siedzącej naprzeciw jest czymś niczym rozrywką. Co mam zrobić? Gdzie byli wszyscy skretyniali pedagodzy i psycholodzy wtedy? Nie zrobię sobie nic tylko dlatego że to byłoby tchórzostwo, ale nie mam motywacji żyć, bo jest to niczym katorga, każdy dzień zlewa sie w jedno a jedyne co robię to bujanie się z boku na bok, myśląc co by było gdyby. Próbowałem praktycznie wszystkiego, umiem grać na kilku instrumentach, rysować, modelować, rzeźbić, tańczyć (tańczyłem przez 11 lat w zespole). Z zawodu jestem elektrykiem, konserwatorem maszyn, mam uprawnienia na wózek widłowy oraz spawacza. A pomimo tego łapię roboty „poboczne” żeby dorabiać na studia które wznawiam z nowym miesiącem. Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie i fantazjach w trakcie kołysania się. Co mam robić?
Prokrastynacja jako wynik lęku czy niskiej samooceny? Jak to zrozumieć i przerwać?

Zawsze myślałem, że jestem po prostu leniwy. 

Odkładanie wszystkiego na później towarzyszy mi, odkąd pamiętam – w szkole, na studiach, teraz w pracy. Zamiast zabrać się za raport, nagle czuję, że muszę posprzątać kuchnię, a potem jeszcze „szybko” sprawdzam coś w internecie. 

Ale ostatnio zacząłem się zastanawiać – dlaczego odkładam nawet rzeczy, które są dla mnie ważne? Gdy deadline jest daleko, czuję ulgę: "Mam jeszcze czas, nie muszę się stresować." 

Kiedy zbliża się termin, pojawia się lęk, że nie dam rady, że wyniknie coś trudnego. I wtedy prokrastynuję jeszcze bardziej. To nie wygląda jak zwykłe lenistwo. Bardziej jak unikanie stresu, strachu przed porażką. Tylko że to błędne koło – im dłużej odkładam, tym większy stres, a im większy stres, tym bardziej unikam. Czy prokrastynacja może być objawem lęku, niskiej samooceny? Jak to rozpoznać i przerwać?

Radzenie sobie ze zmianą. Musiałam wrócić do domu rodzinnego z akademika.
Jak poradzić sobie ze zmianą? Po 5 latach wyprowadziłam się z akademika, wszyscy moi znajomi, w tym najlepszy przyjaciel, jeszcze tam zostali. Boję się utraty kontaktów z nimi przez to, że tylko mnie tam teraz nie będzie, a oni normalnie wszyscy razem dalej tam są. Boli mnie, że nie będę ich miała "pod ręką" co pozwalało nam na częste wspólne spędzanie czasu, tylko teraz trzeba się będzie umawiać, dojeżdżać, znajdywać czas. Przeniosłam się z powrotem do domu rodzinnego i nie potrafię sobie z tym poradzić. Jak wszyscy dookoła mogą dalej kontynuować swoje życie, a ja wszystko przeżywam, zatrzymałam się w miejscu i nie potrafię poradzić sobie z emocjami i powrotem do życia w nowym otoczeniu.
Przez wychowanie jestem zmartwiony, zapobiegawczy, nie żyję tu i teraz. Dopiero po alkoholu czuję, że jestem taki, jaki chciałbym być. Jak sobie pomóc?
Mam 30 lat. Odkąd pamiętam interesowałem się ludzką psychiką. Nie potrafię rozgryźć siebie. Mama bardzo zapobiegawcza, "nie wypada to, tamto", "po co ci to?" Mama zawsze się dostosowuje do otoczenia, nie wychodzi przed szereg. Tato - zaradny, perfekcjonista. Ja wychowany w tej atmosferze. Mam teraz żonę i w sumie wszystko jest ok. Mogę wciąż liczyć na wsparcie i pomoc rodziców, jakby co. Gdy wracam do domu po pracy po 23 w głowie mam "bądź cicho" "nikogo nie obudź" "staraj się być jak najciszej". Gdy robię jakieś czynności dzienne to w głowie myślę o czymś innym, często się na tym łapie. Ogólnie to nie czuję, że jestem tu i teraz. Próbuje różne techniki, czytam dużo o tym. Przez chwilę jest ok, czuję, że panuję nad swoimi myślami. Po czym łapie się po godzinie, że znowu jestem jak zaprogramowany robot. I tak w kółko. Kiedy wypije alkohol, staje się dokładnie taki, jaki chciałbym być. Wiem, że alkohol nie jest dobry, ale wtedy staje się tym, kim chciałbym być i to kontroluję. Pewny tego co i jak mówię, co robię, jak to robię, robię wszystko spokojnie, dokładnie i tak jak chce. Wiem o tym, że to jest droga do nikąd, ale to działa. Z tego, co mi się wydaje, to pojęcie overthinking opisuje właśnie mnie. Ale po alkoholu to znika. Raczej jestem introwertykiem, ale pracuje z ludźmi i to lubię, co raczej powinno się wykluczać. A może brakuje mi zajęcia w czasie wolnym? Pasji?
Dzień dobry, piszę ponownie odnośnie koleżanki ze studiów i współpracy z nią w laboratorium.
Dzień dobry, piszę ponownie odnośnie koleżanki ze studiów i współpracy z nią w laboratorium. Zależy mi na dobrych ocenach i ma stypendium. Jednak relacja z koleżanką mnie to już mocno stresuje i jestem na nią wściekła, bo teraz już drugi raz nie zaliczyłam sprawozdań i nie mogę już niczego nie zdać z tego przedmiotu, bo będę miała nawet aż warunek.... Jak wspomniałam, koleżanka jest aspołeczna i całkowicie nie komunikatywna, a wydawać by się mogło, że jak ktoś studiuje, przebywa siłą rzeczy, jakoś tam z ludźmi dojeżdża, to jako tako musi się umieć integrować i dawać radę z ludźmi skoro studiuje. Niestety współpraca jest całkowicie ciężka. Był moment, że kilka razy pisałyśmy do siebie, ale nawet tego już nie ma więc nie ma szans na kontakt jakikolwiek, aby zrobić podział (jedynie tyle od samego początku się udało ustalić, że ona pisze sprawozdania, a ja wygłaszam i robię slajdy), tylko jednak chcąc jej pokazać slajdy, czy jej się podobają albo co ona napisała w raporcie, aby te slajdy dopasować, bo można o różnych rzeczach pisać na dany temat, pod różnym kątem itd. no coś by wypadało się komunikować, aby każda była zadowolona. 2 razy się coś tam udało, a potem już koniec totalnie zero kontaktu nawet pisemnego. Odcięła się całkowicie. I nawet nie wiem, czy w ogóle nadal mnie uwzględnia w sprawozdaniu, czy mam to nadrabiać. Bo z tym to ostatnio się okazało, że robi sama całość i... Miałam potem dwóje, bo nie zdążyłam sama zrobić na tzw. już.... Jak z nią się dogadać... A na żywo to nie sposób się z nią komunikować.... szkoda mówić.... Ona wśród ludzi czuje się widocznie koszmarnie i to widać. Że wolałaby się zapaść pod ziemię w obecności innych w każdej ilości, ja nie wiem, co ale wygląda, jakby chciała wyparować, nie wie, gdzie uciekać wzrokiem i jak tylko może unika każdego. Nie ma śladów cięcia ani nic, ale dowiedziałam się u pani profesor (chociaż ciężko o informację o kimś zwłaszcza dzisiaj... Że ma aspargera. A poszłam do profesor zapytać się jak mam i czy sama napisać następny raport czy mogę nadrobić, bo koleżanka no nie ma kontaktu i że nie umiem się z nią dogadać..... Więc dowiedziałam się, że ma aspargera. Co mam z tym zrobić.... JA nie umiałabym żyć bez chociaż raz w tygodniu małych kilku osobowych spotkań w pubie klubie na pizzy wspólnej grze... A uważam, że to minimum i mam małe grono, bo kilkuosobową paczkę od lat plus kilka na studiach. Mieszkam w akademiku i żyje. Nie wiem.... A ona jest całkowitym samotnikiem, ja rozumiem, że ktoś jest małomówny, mniej towarzyski, nie proponuję jej wspólnych spotkań po zajęciach, bo nawet upłynnia się, jak tylko ostatnia minuta zajęć wybija. Ale żeby nic nie mówić???? Totalnie nic? Do prowadzących coś tam odpowie, jak musi, na seminarium własnych wygłosi i tyle z jej wypowiedzi na tym koniec. Nawet zdawkowo nie. Zatyczki w uszach są zawsze i najchętniej w tę ścianę by weszła, aby tylko jak najdalej od ludzi. Potrafi całymi dniami miesiącami nic nie mówić naprawdę nic.... Aż nie wiem, czy w domu też nie mówi, jak nie musi, czy może dla odmiany ma wysyp słów.... Dobrze, że to tylko jedne zajęcia na innych jestem z innymi.... Denerwująca osoba. Na tych konkretnych zajęciach już nie mam jak się dopchać, bo mają być 3, a nas jest tak liczbowo, że nas dwie zostały i nawet tej 3 osoby na pociechę nie ma, a dołączyć nie dołączę, bo już jedna 4 jest i same 3, bo nikt z nią nie chce pracować i się nie dziwię.... Tu miałam pecha i mi się ona trafiła.... I przez nią będę miała warunek. Ona swoje robi ja nie ja nie wiem cooo i aaaaa stresuje mnie to. Znowu mój słowotok, ale muszę się poradzić, co mam z nią zrobić czy też jej zrobić na złość i olać ją a profesorowie czasem nie odpisują, bo oczywiście pytałam, czy mogę robić sama, bo tak najprościej, ale bez odpowiedzi kolejny raz.... Nie wiem.... Proszę o radę.
Bardzo trudno mi jest funkcjonować po przeprowadzce do innego miasta. Chciałabym poczuć się jak dawniej, dlatego powracam do domu.
Wyprowadziłam się z małego miasta w celu rozwoju, szukania nowych możliwości. Mimo że jestem tu już 6 miesiąc i znalazłam pracę, w której mogę się czegoś nauczyć, czuję się bardzo źle. Co weekend wracam do rodzinnego domu, by na chwilę poczuć się jak dawniej. Jak przychodzi moment powrotu do miasta, w którym pracuję, stresuje się, nic nie jem, płaczę i odliczam do kolejnego weekendu, by móc wrócić. Nie wiem co mam robić, codziennie myślę o powrocie do miejsca, w którym nie ma dla mnie przyszłości. Jestem załamana i każda podstawowa czynność sprawia mi coraz większy problem.
Proszę o wskazówki dla poradzenia sobie z traumą i rzutowaniem jej na mój związek, na radzenie sobie z pracą.
Witam serdecznie, od jakiegoś czasu nie radzę sobie z życiem, wszystkim wydaje się, że jestem osobą silną, a w środku przeżywam katusze. Mój problem sięga dzieciństwa przepełnionego alkoholem mojego ojca i brata. Mam stresującą pracę. Po bardzo długim czasie jestem w związku, w którym nie czuję się stabilna, na każdym kroku doszukuję się zdrady, braku zaufania. Jak mam sobie z tym poradzić?
Problemy ze zdrowiem fizycznym jeszcze bardziej zaostrzyły trudności psychiczne.
Potrzebuję gdzieś wyrzucić z siebie... wszystko... Znowu mam myśli, że w zasadzie nie mam ochoty żyć, nie chcę też umierać, ale nie jest mi łatwo. Od wielu lat walczę o swoje zdrowie psychiczne, ale zawsze pojawia się coś, co mi je niszczy. Zazwyczaj zdrowie fizyczne, a raczej jego brak i inne problemy. Już było dobrze, realizowałam swoje plany, czułam się szczęśliwa, ustabilizowałam swoje życie i miałam ambitne plany względem wyjazdów czy szukania związku. I oczywiście coś musiało we mnie strzelić. Gdyby to była tylko rzecz na chwilę, wyleczyłabym się i ruszyła dalej, ale tak nie jest i najgorsze, że nieustannie te złe rzeczy na mnie spływają. Najpierw zaczęło się od problemów z wyrastającą 8, potworny ból, nieprzespane noce, do tego ciężka sytuacja w pracy, a kiedy już ją usunęłam i myślałam, że wszystko będzie ok, to nie... tu inny ząb do leczenia, miesiąc po usunięciu, a dalej czuję ból, nie mogę poruszać szczęką, lekarz mi nie pomoże, kolejna dawna silnych antybiotyków i zalecenie fizjoterapii, która kosztuje od groma. Już nie wspomnę o samych kosztach, jakie ostatnio poniosłam. I najgorsze, że wcale nie jest lepiej, przez osłabienie pojawiły się kolejne choroby. Jestem zmęczona, nie jestem w stanie nic robić, pójść na siłownię itd., do tego dochodzi samotne znoszenie tego wszystkiego. Nie jestem w związku, znajomi mają swoje życie, nawet nie mają czasu się ze mną spotkać. Płaczę w samotności i czuję bezsens tego wszystkiego... I jedyne, co słyszę to to, że "inni mają gorzej" albo że "trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej", a ja tę nadzieję straciłam :(
Studiuję i boli mnie powrót do akademika i współdzielonego pokoju. Czuję się bezsilna, poirytowana.
Witam. Mam 21 lat, aktualnie jestem na 2 roku studiów. Kierunek nieważny. Problem w tym, że może nie same studia mnie przerażają (miałam co do nich wątpliwości, ale na razie jest OK), co powrót do akademika i do pokoju z współlokatorką (mamy pokój we dwie). Nie wiem, z czego to wynika, ale przebywając z kimś (oprócz najbliższej rodziny) długo w jednym pomieszczeniu zaczynam się denerwować i zaczyna mnie irytować. Dodam, że jestem bardziej introwertykiem i nawet przebywanie w akademickiej kuchni sprawia mi dyskomfort. W dodatku moja współlokatorka często zaprasza znajomych (których nie znam) czy chłopaka nawet na noc, przez co mam problemy ze snem. Rozmowa nic w tym przypadku nie da, a o pokój jednoosobowy nie mogę się starać, bo jest zarezerwowany dla osób niepełnosprawnych (rozumiem to, ale w aktualnie mamy środek roku akademickiego i 3 na 5 pokoi stoi wolne). Nie wiem co robić, bo przez tą sytuację mam już dość studiów i wszystkiego (nie dramatyzuję, już nieraz z bezsilności tego "dziwnego uczucia" płakałam kilka godzin po nocach). Pozdrawiam
Jak uwolnić się od toksycznych relacji w rodzinie i zadbać o własne zdrowie psychiczne?
Ojciec jest nerwowy, stosuje przemoc psychiczną od lat, mama też odwdzięcza się nieprzyjemnymi słowami i często się kłócą. Mają wyjechać razem do pracy za granicę, pierwszy raz od dawna będą razem dzień w dzień, ja również wyjeżdżam, ale do innego kraju i sama. Mama jest bardzo ze mną związana, wręcz toksycznie. Zawsze opowiada mi o wszystkim, o konfliktach z ojcem i to ja zawsze rozwiązywałam jej problemy, godziłam ich, byłam na każde zawołanie od podstawówki, aż do teraz, bo mam już dość. Teraz chcę się usamodzielnić i uwolnić od nich, a narasta ich konflikt, mama ciągle płacze i mówi, że nie wytrzyma z nim sama psychicznie, beze mnie. Mają za chwilę wyjeżdżać razem, a ona się załamuje, żałuje tej decyzji i ojciec umniejsza jej problemy, upokarza. Nie wiem co robić, czuję się winna, że zostawiam mamę i męczy się w toksycznym związku, jak jej pomóc? Boję się, że ojciec w nerwach jej coś zrobi, ale nie chcę ich oboje całe życie pilnować. Z kolei mama, ani nie chce go zostawić ani zostać sama w domu, bo uważa, że jak zostanie sama to ona już nie ma po co żyć. Jak w takiej sytuacji zadbać o swoje zdrowie psychiczne i bliską osobę? Nie chcę rezygnować z marzeń i żyć z nimi pod jednym dachem przez resztę życia, mam już 20 lat. Sama nie mam lekko, podejrzewam u siebie OCD, w przeszłości znęcali się nade mną w szkole przez 3 lata w podstawówce, przez co miałam depresję, myśli samobójcze i cięłam się. W tamtym okresie, około rok czasu nawet nie miałam do kogo się odezwać, zapominałam jak się rozmawia z ludźmi. Byłam tylko ja i moje myśli. Nikt o niczym nie wiedział, rodzina też, wyszłam z tego bez pomocy kogokolwiek. Bałam się ludzi, do teraz czasami mam lęki, a znowu czuję się beznadziejnie i mam wahania nastroju, bo ciągły stres w domu źle na mnie wpływa. Na dodatek rodzice zachowują się jak duże dzieci, które oczekują ode mnie, że to ja rozwiążę ich problemy. Czy powinnam skupić się przede wszystkim na sobie i rozwoju, rozpocząć jakąś terapię?
Jak radzić sobie z jednostronnym uczuciem i odbudować samoocenę?

Czuję, że coraz częściej dopada mnie smutek przez to, że kogoś lubię, ale to nie działa w dwie strony. Mam wrażenie, że przez to czuję się gorsza, mniej pewna siebie i ciężej mi się skupić, czy to w pracy, czy w relacjach z ludźmi. Jak mogę sobie z tym poradzić? Jak zmienić te negatywne myśli na coś bardziej pozytywnego i zacząć lepiej dogadywać się ze sobą i z innymi? Czy macie jakieś pomysły albo techniki, które mogłyby mi pomóc? I co zrobić, żeby zaakceptować, że nie wszystko musi być odwzajemnione, a jednocześnie nie pozwolić, żeby to mnie ciągle ściągało w dół?

Nie potrafię wybaczyć sobie nieskończonych studiów. Ze względu na szansę, którą miałam kiedyś, zasoby, predyspozycje.
Nie skończyłam studiów (beznadziejnie łatwych, które można było przejść bez wysiłku). Czuję się z tym "niepełnie" i źle. X lat temu założyłam sobie, że zrobię karierę naukową. Rzekomo miałam ku temu predyspozycje w wybranej dziedzinie. Niestety - trwale podkopał mnie warunek z jednego przedmiotu. Moi znajomi nic o tym nie wiedzą, wszyscy myślą, że mam tytuł magistra. Od lat wydaje mi się, że nie zasługuję na szczęście. Nie, nie pójdę na studia w późniejszym wieku. Po pierwsze uważam, że jestem na nie za stara (nie, nie przekonują mnie historie, że ktoś tam w wieku 50 lat skończył studia. To mnie wręcz dobija). Po drugie nie mam ku temu zasobów. Po trzecie nie mogę wybaczyć sobie tego, że nie wykorzystałam szansy będąc jeszcze na utrzymaniu rodziców. Co mam z tym zrobić? Jak z tym dalej żyć?
Praca na oddziale psychiatrycznym - wypalenie zawodowe, przeciążyło mnie to.
Dzień dobry. Pracuję od roku na oddziale psychiatrii. Poszłam do tej pracy ze względu na swoje doświadczenia z dzieciństwa i chęć wsparcia dzieciaków w budowaniu pewności siebie i nie poddawaniu się. Jestem osobą wysoką wrażliwą. Niestety to, czego doświadczam w pracy, przerosło mnie. Na co dzień rozmawiam z dziećmi, znam ich ból i powody, dla których postanowiły zrobić sobie krzywdę. Byłam u lekarza, dostałam leki przeciwlękowe i wróciłam do pracy. Choć myślałam, że sobie radzę to widzę, że ta praca już nie jest dla mnie. Już mam dość rozmów z dziećmi, już mam dość ich wspierania, nie potrafię słuchać, dlaczego trafili do szpitala i z czym się mierzą, nie chcę patrzeć na pocięte ręce, jestem bardzo zmęczona patrzeniem, słuchaniem, współodczuwaniem tego. Są dzieci, które są mi bardzo wdzięczne za to, co dla nich zrobiłam, że wysłuchałam je i po prostu byłam. Psycholog mi powiedziała, że wszystko co odczuwam sumuje się w wypaleniu zawodowym. Jestem tak zmęczona, że najchętniej uciekłabym i już więcej do pracy w zawodzie nie wracała, tylko nie wiem za co żyć. I tym samym nie stać mnie na jakiekolwiek wizyty prywatnie... A praca ta daje mi pieniądze na życie... Mam od pewnego czasu takie zawieszenia, że siedzę gdzieś na mieście, w ciszy wpatrzona w dal i nie mam siły ani ochoty na nic więcej. Jak uda mi się mieć dłuższy urlop, np. tydzień, to udaje mi się zapomnieć o wszystkim, zrobić coś dla siebie, pójść na spacer i się uśmiechnąć nawet, czuję się wtedy dobrze. Ale po chwili wraca szara rzeczywistość i znów nie jest kolorowo. Nie uważam, że powinnam iść na terapię z racji swojej przeszłości, bo wybaczyłam osobom, które mnie skrzywdziły i to już jest za mną. Naprawdę jest dobrze i było, dopóki moja wysoka wrażliwość nie pokazała się w tej pracy. Myślę nad zmianą zawodu. Zanim jednak to zrobię, muszę skończyć kursy/studia - to długa droga. Czy do tej pory (około rok może półtora) bezpiecznie jest zostać w tej pracy? Czy lepiej iść na L4? Rozważam też po prostu odejście z tej pracy. Nie mam planu B, jeśli odejdę. Nie mam innej pracy ani fachu w ręku. Ale czuję, że nie potrafię już pracować w obecnym zawodzie. I czuję, że z każdym dniem pracy mam dość ludzi i hałasu wokół. Nie mam siły na spotkania ze znajomymi, bo czuję, że nie mam kiedy odpocząć, a i tak nawet jak jestem sama ze sobą, to nie da się odpocząć. Co do wsparcia, to mam 2 przyjaciółki w innym mieście i tyle, albo aż tyle. I myślę, by do ich miasta się przeprowadzić. Tutaj złożyć wypowiedzenie w pracy. Przenieść się do miasta, gdzie mam przyjaciółki i możliwość spotkań w realu niż jak do tej pory na odległość i zacząć wszystko od nowa, od zwykłej pracy na recepcji choćby i szkolenia w nowym zawodzie grafika. Dziękuję za wysłuchanie i pomoc. Potrzebowałam to komuś napisać.