Studiuję i boli mnie powrót do akademika i współdzielonego pokoju. Czuję się bezsilna, poirytowana.
Bloody

Agnieszka Wloka
Jak najbardziej Panią rozumiem. Przyznam szczerze, że przede wszystkim mocno rozważyłabym jakieś praktyczne rozwiązanie - od przegadania tematu z bliskimi/ znajomymi - być może a nóż ktoś ma coś wolnego albo pomysł na lokum - zawsze co dwie głowy to nie jedna, a wcale nie musi się Pani tłumaczyć czemu chce zmiany. Ta druga możliwość to faktycznie takie emocjonalne przepracowanie tematu i ustalenie zasad z koleżanką - tu raczej wiara w siebie i akceptacja swoich własnych potrzeb wychodzą na plan pierwszy. Ma Pani święte prawo lubić być sama, być introwertyczką i dbać o swoją przestrzeń prywatną. Pytanie tylko czy to Pani się tego bardziej nie wstydzi, niż inni nie szanują? Pytanie czy aby na pewno koleżanka ma świadomość, co Pani przeszkadza? Dobrze nawet spisać sobie taka rozmowę, jeśli jest dla Pani trudna - zwizualizować ją - co chce Pani powiedzieć koleżance, jakie rozwiązania Pani widzi…one są tylko w momencie, gdy coś jest dla nas mocno niekomfortowe, to na pierwszy plan wysuwa się wszystko co negatywne:)

Anna Gwoździewicz
Witaj, sytuacja, w której się znalazłaś jest dla Ciebie niewątpliwie trudna i wywołuje silny stres oraz dyskomfort. Każdy z nas jest inny i nierzadko nie udaje się dopasować osobowościami współlokatorom. Możliwe, że miałaś inne oczekiwania wobec życia w akademiku i nie byłaś przygotowana na wyzwania związane z dzieleniem przestrzeni z innymi. Taka rozbieżność między oczekiwaniami a rzeczywistością może prowadzić do frustracji. Każdy z nas ma także różne potrzeby dotyczące przestrzeni osobistej. Brak prywatności w akademiku może być trudny do zaakceptowania i powodować dyskomfort i irytację. Każdy z nas ma również inną potrzebę bycia wśród ludzi, towarzyskości i ciągłego poznawania nowych osób. Dla introwertyków duże grupy lub długotrwałe interakcje społeczne mogą być wyczerpujące. Potrzeba im więcej czasu sam na sam, aby „naładować swoje baterie”, w związku czym zachęcam do znalezienia miejsca, w którym można się zrelaksować i odpocząć bez obecności wielu innych głośnych osób. Może to być np. biblioteka, cicha kawiarnia, czy nawet miejsce na świeżym powietrzu, gdzie może poczuć się swobodniej. Regularne spacery oraz stosowanie technik redukcji stresu (głębokie oddychanie, joga, trening relaksacyjny Jacobsona) może pomóc w obniżeniu poziomu stresu i poprawie samopoczucia.
Chociaż wspominasz, że rozmowa z współlokatorką nic nie dała, warto spróbować ponownie poruszyć temat, koncentrując się na wyrażeniu swoich uczuć i potrzeb w sposób asertywny, nieagresywny, unikając oskarżania współlokatorki. Warto też ustalić i komunikować otwarcie swoje granice. Możesz powiedzieć np.: „Chciałabym porozmawiać o czymś, co jest dla mnie ważne i dotyczy naszego wspólnego mieszkania. Zauważyłam, że czuję się ostatnio bardzo zestresowana i mam trudności ze snem, szczególnie kiedy w pokoju jest więcej osób. Bardzo potrzebuję ciszy i spokoju, aby móc się zrelaksować i dobrze spać. Zdaję sobie sprawę, że każda z nas ma swoje życie towarzyskie i to jest całkowicie normalne i zdrowe. Jednocześnie, mieszkanie razem wymaga od nas pewnych kompromisów, abyśmy obie czuły się komfortowo w naszej wspólnej przestrzeni. Zauważyłam, że czasami zapraszasz gości, w tym na nocowania, co jest w porządku, ale chciałabym zaproponować, abyśmy w takich sytuacjach zawsze najpierw rozmawiały i uzgadniały to razem. Chodzi mi o to, że w akademiku obowiązuje zasada, iż obce osoby mogą nocować w naszym pokoju tylko za obopólną zgodą. To dla mnie ważne, ponieważ wpływa na moje poczucie prywatności i bezpieczeństwa, a także na moją zdolność do odpoczynku i nauki. Rozumiem, że mogą zdarzyć się sytuacje, kiedy chcesz mieć kogoś blisko, i jestem otwarta na rozmowę o tym, aby znaleźć rozwiązanie, które będzie dla nas obu akceptowalne. Czy możemy ustalić, że zawsze będziemy się konsultować przed zaproszeniem kogoś na noc do naszego pokoju? Wierzę, że dzięki temu nasza współpraca i życie razem będą jeszcze lepsze. Cenię naszą relację i chciałabym, abyśmy mogły dobrze się dogadać i wspólnie mieszkać. Wierzę, że możemy znaleźć sposób, abyśmy obie były zadowolone. Jestem otwarta na twoje sugestie i chciałabym, abyśmy znalazły rozwiązanie, które będzie dla nas obu dobre.”. Możesz zaproponować, np. dwa nocowania w miesiącu, ustalić godziny ciszy nocnej itp.
Spróbuj także rozmowy z administracją akademika o swojej sytuacji. Może okazać się, że istnieją niewykorzystane opcje, o których nie wiesz lub że w wyjątkowych przypadkach administracja może być skłonna zrobić wyjątek (np. czasami jest możliwość zajmowania samemu pokoju dwuosobowego przy kosztach za 1,5 osoby, a nie za dwie). Natomiast jeśli masz taką możliwość finansową (lub możesz skorzystać ze stypendium socjalnego) w ostateczności rozważ opcje zmiany warunków mieszkaniowych w przyszłym roku akademickim lub poszukaj alternatywnych form zakwaterowania, które lepiej odpowiadałyby Twoim potrzebom (rozumiem doskonale, jak wyglądają aktualnie koszty wynajmu pokoju jednoosobowego, ale można znaleźć oferty pokoi dla studentów w niższych cenach wynajmowanych, np. przez siostry zakonne itp.).
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia,
psycholog Anna Gwoździewicz

Anna Martyniuk-Białecka
Gratuluję samoświadomości i zrozumienia, że komfort zaczyna się tam, gdzie dba się o własne potrzeby!
Choć temat wydaje się trochę intymny, być może trudno jest Pani o nim rozmawiać to jednak woła, aby podjąć jakieś działania dla polepszenia Pani funkcjonowania.
Warto się przełamać i dać znać, czego Pani potrzebuje. W końcu to również Pani pokój, a na czas studiów dom, prywatna przestrzeń, azyl. W przypadku odwiedzin znajomych czy chłopaka myślę, że Pani musi zostać o tym uprzedzona i wyrazić zgodę. Na pewno są jakieś możliwe rozwiązania, aby w jakiś sposób to przeorganizować.
A jeśli nie to..
Może warto rozejrzeć się za jakimś innym lokum w okolicy? Czasem studia pozwalają na podjęcie dodatkowej pracy i dorobienie sobie do wynajmu. Może częściowo rodzice są w stanie Panią wspomóc? Jest ktoś znajomy, kto chce podnająć pokój w dobre ręce?
Życzę powodzenia i szybkiego rozwiązania sprawy!
pozdrawiam
psycholog Anna Martyniuk-Białecka

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jestem 30 latkiem i zawodowo zajmuje się jazdą od 8 lat.
Od roku mam lęki związane z pracą kierowcy.
Odnoszę wrażenie, że zjadę ze swojego pasa, wjadę w głęboki rów i będę mieć kłopoty z tym związane. Dodatkowo mam lęk przed jazdą po wysokich mostach, wiaduktach.
Niezależnie czy jadę dużym samochodem ciężarowym, czy osobówką. Od 6 lat leczę się psychiatrycznie na nerwicę lękową. Zaczęło się od napadów paniki, polegały one np. na tym, że coś mi „odbije” i wyskoczę przez okno, mieszkając na 3 piętrze. Obecnie biorę leki, czuje ulgę w objawach, ale nie jest to całkowite wyciszenie symptomów i nadal utrudniają mi codzienne funkcjonowanie. Jestem zagubiony, co mógłbym z tym zrobić. Chciałbym jeździć zawodowo nadal, ale z obecnym stanem zdrowia jest to bardziej męczące niż przyjemne.
Witam. Od dłuższego czasu czuje stres, boli mnie brzuch z nerwów, nie potrafię się przez to na niczym skupić. Chcę mi płakać z byle powodu. Wszystkim się przejmuje i biorę do siebie. Bardzo wszystko przeżywam. Mam niska samoocenie i nie wierzę w moje możliwości. Nie lubię mojej pracy i nie mam najmniejszej ochoty do niej chodzić, jak się kończy weekend, czuje stres i chce mi się płakać. Każda mała sprzeczka z partnerem powodu u mniej również stres, nerwy i płacz.
Witam, Mam obecnie 32 lata, męża i dwójkę synków 4l i prawie 1,5 roku. Jakieś 3 lata temu przeprowadziliśmy się do kupionego na kredyt domu około 30 min. samochodem od centrum miasta (oboje pochodzimy z miasta). Wybór taki padł ze względu na wysokie ceny w mieście.. Myślałam, że będę tutaj szczęśliwa, ale obecnie czuje, że jestem w najgorszym momencie moje życia bez celu.. Wcześniej przy jednym dziecku pracowałam jeszcze w mieście, zawoziłam do żłobka i ledwo zdążyłam do pracy.
Teraz po urlopie macierzyńskim z drugim dzieckiem zakończyłam pracę, bo nie miałam już do czego wracać.. Szukam pracy w naszych okolicach już od 4 miesięcy i popadam w załamanie. Niestety nie mam konkretnego wykształcenia, czego teraz bardzo żałuję, nigdy nie mogłam znaleźć, co chciałabym robić i kim być.. i dalej nie wiem, co mnie dodatkowo dobija. Przez to mam małe poczucie własnej wartości.. Dotychczasowe prace były z przypadku lub przez kogoś.. prace biurowe. Teraz czuję się totalnie uziemiona, mąż ma swoją działalność, więc pracuje od rana do wieczora, czasem wróci wcześniej, ale nigdy nie wiadomo jak będzie dzisiaj.. przez to nie mogę pracować na zmiany, Jestem ograniczona czasowo więc i nie mogę jechać dalej do pracy..nie mam niczyjego wsparcia, jedna babcia pracuje, druga mieszka 30 min od nas, ale nie ma prawa jazdy.. (nie dojedzie tu komunikacją). Już raz próbowaliśmy przenieść się do zupełnie innego miasta.. (do dalszej części mojej rodziny), wystawiliśmy dom na sprzedaż, ale krótko mówiąc, nie wypaliło. Praca męża się odwołała a dzieci nie miały pkoli. Ja się źle tam czułam. Wróciliśmy. Teraz znowu zaczynam mieć myśli, że chyba chciałabym sprzedać dom i przenieść się z powrotem do miasta.. np bliżej teściowej, żeby mieć chociaż wsparcie z dziecmi..łatwiej znaleźć pracę i być bardziej mobilna. Z nikim się nie widzę, bo nie ma kiedy i jak ani "za co". Jak już myślę, żeby szukać pracy w mieście i organizować się tak, żeby mąż rano ogarniał dzieci, to teraz za 2 msc ma dostać pracę za granicą wyjazdy na 2 tygodnie.. żeby zarobić na kredyt..I znowu nie mam żadnych możliwości.
Nie chce wegetować za to, żeby spłacić kredyt.. Z drugiej strony żal mi tego, co mamy tutaj. Chociaż dom ciągle nie wykończony, nie ma za co żyć i coś zrobić...to synek ma już kolegów z pkola i jednego z sąsiedztwa. Nie wiem już co robić.. nie chce być ciągle smuta, zła, uzależniona od męża, siedzieć w domu i nie mieć żadnego życia. Chciałabym moc wstać, coś zdecydować, wiedzieć co robić..
Długo się zastanawiałam, co zrobić z moim samopoczuciem i z tym, jak już dość długi czas męczą mnie myśli.
Czuję, że utknęłam w miejscu, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć, a nawet powiem inaczej, nie myślałam, że się znajdę. Jakiś czas temu skończyłam 30 lat. Mam dwójkę dzieci i kochającego męża i czuję niejako wyrzuty sumienia, że czuje się przytłoczoną moją sytuacją, zamiast się cieszyć i to doceniać. Wyobrażałam siebie zawsze w tym wieku, że osiągnę już pewne stanowisko, będę więcej zarabiać, tak by móc sobie pozwolić, w dowolnym momencie, na co chcę. Owszem, chciałam, też w tym wieku mieć już ten dom i rodzinę. W tym momencie czuję, że utknęłam z kredytem na budowę domu, która się nie posuwa, ze względu na koszty życia, w pracy z przypadku, w której i tak mało co mogę pracować, ze względu na opiekę nad dziećmi. Myślałam o wyborze ścieżki zawodowej po macierzyństwie, myślałam o rozkręceniu swojego biznesu. Tylko w tym czasie, kiedy się chwaliłam, jaki to mam plan, osoba z rodziny zaczęła go realizować. Wtedy się przestraszyłam, że sobie nie poradzę, że będę gorsza, skrytykowana przez nią i środowisko i w dodatku, że będą inni gadać, że "zgapiam". Tym bardzie,j że to jest osoba dosyć konfliktowa. Teraz dobiło mnie to mocniej, bo tak naprawdę myślę, co zrobić, żeby więcej zarabiać, zmienić pracę na taką jednocześnie, w której mogłabym się rozwinąć i spełniać, a z drugiej strony jest rodzina i hamulec finansowy i ten strach, że przepale pieniądze.. Boje się czy to właściwa ścieżka, czy wymysł, czy to słomiany zapał. To wszystko w skrócie napełnia mnie niepokojem, prowadzącym do łez. Zamiast cieszyć się z czasem spędzanym z rodziną, to mi się płakać chce.
Nie wiem do końca co mam zrobić...