Czy długotrwała nerwica lękowa może prowadzić do schizofrenii?
Witam, od około 18 lat leczę się na nerwicę lękową, mam też nerwicę natręctw. Biorę lek Egzysta. Czy to prawda, że długotrwała nerwica lękowa może prowadzić do schizofrenii? Pytam, bo czasem mam takie myśli, że ktoś mnie obserwuje na ulicy... zdaję sobie z tego sprawę, że to myśli pochodzące prawdopodobnie z nerwicy natręctw.
Adriana

Dorota Żurek
Dzień dobry, nerwica lękowa nie prowadzi do schizofrenii, ponieważ to zupełnie inne zaburzenie psychiczne i o innym podłożu niż nerwica. Jednak tak długotrwała nerwica znacząco wpływa na jakość życia, poczucie szczęścia i zadowolenia. Dlatego oprócz brania leków bardzo ważne jest podjęcie terapii, by pozbyć się tych uciążliwych objawów. Na początku warto spróbować terapii poznawczo-behawioralnej, która pomoże Pani w poznaniu technik radzenia sobie ze stresem i zmianie negatywnego myślenia, na bardziej realistyczne. Dzięki terapii lęki nie będą tak silne i znacząco można zmniejszyć natręctwa. Zachęcam do pracy nad sobą i podjęcia leczenia. Proszę zawalczyć o lepsze życie dla siebie.
Pozdrawiam,
Dorota Żurek- psycholog

Magdalena Pardo
Dzień dobry Pani Adriano,
rozumiem, że doświadczane przez Panią trudności Panią martwią. Cieszę się, że skierowała się Pani do specjalisty, aby za pomocą farmakoterapii pomóc sobie w wyciszeniu objawów. Jednak samo wyciszenie ich, lub minimalizowanie nie jest niestety rozwiązaniem problemu. Bardzo zachęcam Panią do zadbania o siebie również poprzez podjęcie psychoterapii. Nurt CBT (poznawczo-behawioralny) może Panią wyposażyć w skuteczne techniki radzenia sobie z występującymi objawami i zdecydowanie zmniejszyć dyskomfort w codziennym funkcjonowaniu.
Odpowiadając na drugą część Pani pytania - ogólnie rzecz biorąc nerwica lękowa nie jest stanem przejściowym do schizofrenii. Są to dwa zupełnie inne zaburzenia o innym podłożu klinicznym i biologicznym. Choć mogą występować podobieństwa w objawach, nadal mówimy o dwóch oddzielnych zaburzeniach. Osoby dotknięte nerwicą lękową mogą doświadczać objawów, które przypominają pierwsze objawy schizofrenii, np. wycofanie, trudności w skupieniu się i myśleniu. Aby jednak mówić o schizofrenii, musiałyby pojawić się bardziej specyficzne dla tej jednostki objawy, takie jak np. dezorganizacja myślenia i zachowania, omamy lub halucynacje.
Jeżeli Pani stan uległ pogorszeniu i wzbudza to w Pani obawy, zalecam konsultację z lekarzem psychiatrą, który przyjrzy się objawom i w razie konieczności zmodyfikuje Pani leczenie. Jednak na podstawie Pani opisu zdecydowanie zalecałabym skorzystanie również ze wsparcia psychoterapeuty.
Serdecznie pozdrawiam,
Magdalena Pardo

Kacper Urbanek
Dzień dobry
Dziękuję, że się odezwałaś i podzieliłaś czymś tak ważnym. Przede wszystkim chcę Ci powiedzieć, że to, czego doświadczasz, jest zrozumiałe i wcale nie oznacza, że zmierzasz w stronę schizofrenii. Nerwica lękowa i nerwica natręctw (OCD) mogą czasami powodować natrętne, niepokojące myśli, takie jak obawy, że ktoś Cię obserwuje, ale bardzo istotne jest to, że Ty zachowujesz świadomość, że są to tylko myśli, a nie rzeczywistość. To odróżnia je od objawów psychotycznych, jak w schizofrenii, gdzie zazwyczaj nie ma takiej krytycznej oceny.
Nie ma dowodów na to, że sama nerwica lękowa czy OCD prowadzą bezpośrednio do schizofrenii. Długotrwały lęk może być uciążliwy i wyczerpujący, ale to zupełnie inna kategoria zaburzeń. Bardzo dobrze, że się leczysz i że masz tej sytuacji świadomość to naprawdę bardzo wiele znaczy. Jeśli te myśli zaczną się nasilać albo staną się trudniejsze do odróżnienia od rzeczywistości, warto po prostu skonsultować to ze swoim psychiatrą, żeby omówić objawy i upewnić się, że leczenie pozostaje dobrze dobrane. Pamiętaj, że nie jesteś sama i to, co przeżywasz, choć trudne, jest zrozumiałe i można nad tym pracować. Dbaj o siebie, jesteś ważna i warto zawalczyć o spokój.
Przesyłam dużo ciepła :)
Kacper Urbanek
Psycholog, diagnosta

Anastazja Zawiślak
Adriana dziękuję za to pytanie — wiele osób zmagających się z nerwicą ma podobne obawy. To ważne, by powiedzieć jasno: nerwica lękowa i nerwica natręctw (OCD) nie prowadzą do schizofrenii. To są różne zaburzenia, o innych mechanizmach i przebiegu.
To, że masz czasem myśli typu „ktoś mnie obserwuje”, nie oznacza, że tracisz kontakt z rzeczywistością. Z Twoich słów wynika, że zachowujesz wgląd — czyli wiesz, że te myśli są lękowe i nieodpowiadają rzeczywistości. To bardzo ważna różnica, która odróżnia np. zaburzenia lękowe od psychozy.
W nerwicy natręctw takie natrętne myśli mogą dotyczyć różnych tematów — również irracjonalnych lęków. Kluczowe jest to, że Ty je zauważasz i rozpoznajesz jako lękowe, a nie jako obiektywną prawdę.
Jeśli te myśli nasilają się lub zaczynają Cię bardzo niepokoić, warto porozmawiać z lekarzem prowadzącym — może trzeba skorygować dawkę leku albo wrócić do terapii, która uczy, jak sobie z nimi radzić.
Nie jesteś sam — i nie jesteś na złej drodze. To, że zadajesz to pytanie, świadczy o Twojej uważności i świadomości, które są Twoją siłą w procesie zdrowienia. 💙
Pozdrawiam,
Anastazja Zawiślak
Psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Ostatnio doświadczyłam sytuacji, w której niespodziewanie pojawił się atak paniki i to w zupełnie nieoczekiwanym momencie. Byłam w sklepie, kiedy nagle poczułam przytłaczający lęk, serce zaczęło mi bić jak oszalałe, a ręce drżały. Wszystko wokół mnie wydawało się nierealne. Zaczęłam się zastanawiać, jak mogę lepiej zarządzać atakami paniki, szczególnie w takich nieprzewidywalnych sytuacjach? Czy są jakieś techniki, które mogłyby pomóc mi odzyskać kontrolę, zanim lęk zupełnie mnie pochłonie? Wiem, że zaburzenia lękowe mogą być trudne do opanowania, ale chciałabym nauczyć się metod, które pozwolą mi funkcjonować bez obaw o nagłe ataki. Będę wdzięczna za wskazówki i porady!
Dzień dobry, od 3 tygodni przyjmuje jedną tabletkę sertraliny dziennie na OCD. Nie wiem, czy to jakaś duża dawka, ale efekty widzę. Czy jednym z nich może być chęć do wyjścia z domu, większa energia do tego i ogólne lepsze samopoczucie fizyczne, nie tylko psychiczne? Jakiś czas temu bardzo bałam się takich wyjść i starałam się ich unikać, a teraz myślę częściej o tym, że fajnie byłoby gdzieś pójść/ pojechać. Nie wiem, czy może tak być, słyszałam tylko o zwiększonej energii a nic o takich zwiększonych chęciach do robienia rzeczy, które zaprzestałam z powodu lęku.
Nadciśnienie, ból po lewej stronie żeber, opuchlizna pod piersią ,kołatanie serca. Czy to nerwica czy zaburzenia lękowe?
Dzień dobry. Sama nie wierzę, że piszę to zapytanie, ale nie mam odwagi o tym rozmawiać z kimkolwiek, problem jest wstydliwy, a zdecydowałam się go poruszyć tylko ze względu na to, że moja fobia ujawnia się w trakcie oglądania/słuchania materiałów medycznych, a medycyna to jedno z moich największych zainteresowań i bardzo dużą przyjemność sprawia mi oglądanie lub czytanie wywiadów z lekarzami itp. Już wyjaśniam o co chodzi. Z góry przepraszam, wyjdzie bardzo długie.
Na ogół nie boję się lekarzy. Od dwóch lat jestem pod stałą opieką mojej psychiatry i uwielbiam do niej przychodzić, ona też sama mówi, że mogłaby mnie codziennie nawet widywać, bardzo dobrze się dogadujemy. Gdy byłam bardzo chora, nie miałam oporów, by pójść do lekarza rodzinnego, ani nie sprawiały mi trudności obowiązkowe badania medycyny pracy. Natomiast dwa razy miałam robione EKG (raz przy badaniach medycyny pracy, drugi raz, gdy moja psychiatra włączała mi Medikinet - mam zdiagnozowane ADHD typu mieszanego o umiarkowanym natężeniu, jest to w opinii psychologicznej również) i od tamtej pory wiem, że na pewno z własnej woli nie pójdę ponownie na to badanie. Mimo, że obiektywnie nie wydarzyło się nic złego, to jednak warunki i atmosfera w trakcie tego badania w obu przypadkach sprawiły, że się skutecznie zraziłam, czułam się upodlona w pewnym sensie. Nie potrafię jednak wytłumaczyć na czym to polega - to jest coś, co trzeba zobaczyć, aby zrozumieć.
Bazując jednak na faktach, za pierwszym razem badanie EKG zostało wykonane przez pielęgniarkę, która miała oschły stosunek do pacjentów ogólnie i to dało się odczuć, a oprócz niej w pomieszczeniu były jeszcze dwie inne osoby z personelu, które zajmowały się drukowaniem zapisu, te osoby rozmawiały na różne tematy między sobą, bynajmniej nie zawodowe, śmiały się (wiem, że nie ze mnie, ale stwarzało to u mnie skrępowanie, zawstydzenie), w dodatku nie było żadnej kotary/zasłony, ale wtedy nie kazano mi ściągnąć biustonosza (noszę wyłącznie sportowe - materiałowe, wyglądające jak top), więc przebrnęłam, szybko pobrałam wynik i wyszłam czym prędzej. Gdy dwa lata później miałam drugie badanie EKG sytuacja miała się identycznie co do okoliczności (trzy osoby w pokoju, oschłość w stosunku do pacjenta, pogaduszki i śmiechy między sobą), była kotara, ale tym razem kazano mi ściągnąć biustonosz. Czułam się jeszcze bardziej upodlona niż za pierwszym razem. Wówczas w badaniu wyszła mi niemiarowość bicia serca (za pierwszym razem było okay), zastanawiam się, czy to nie przez stres, a odczuwałam spory w trakcie badania. Lekarz, który po drugim badaniu interpretował wynik zaleciła echo serca, ponieważ możliwe, że to zwykła niemiarowość oddechowa (nic groźnego), ale lepiej zbadać, czy serce na pewno jest zdrowe.
Mimo zalecenia, nie zdecydowałam się i na pewno się nie zdecyduję, a od tamtego dnia minęły 3 miesiące już. Gdyby lekarz rodzinny kazał mi ściągnąć biustonosz, też tego nie zrobię. Nie poszłabym na żadne badanie, które tego wymaga.
Ale to nie jest największa fobia... Największą moją fobią w życiu jest ginekolog. Tutaj lęk odczuwam znacznie silniejszy. Odkryłam to, gdy chciałam obejrzeć wywiad z panią ginekolog nt. PCOS. Gdy tylko słyszę "ginekolog, fotel ginekologiczny, wziernik" i podobne - czuję jak robi mi się gorąco na całym ciele, zwłaszcza płonie mi twarz i klatka piersiowa, do tego czuję duszności, ucisk w klatce piersiowej, zaczynam się intensywnie pocić, czuję jak drętwieją mi palce u stóp.
Postanowiłam się z tą fobią rozprawić sama. Psychologowie zawsze mówią, że żeby przestać się bać, trzeba się doedukować. Co zrobiłam? Obejrzałam 13-minutowy materiał innej pani ginekolog, która opowiadała jak wygląda pierwsza wizyta u ginekologa. Bardzo ciężko mi było tego słuchać, zwłaszcza, gdy doszło do opisu przebiegu badania. Momentami zatrzymywałam film, wątpiąc, że dobrnę do końca. Słuchając tego nazewnictwa, tego opisu badania zaczyna mi mocno przyspieszać akcja serca, pocę się, chwilami mam lekkie zawroty głowy, jakbym miała przepisać fragment tekstu, którego ciężko mi się słuchało - trzęsłyby mi się trochę ręce (sprawdzałam). Sama myśl o ginekologu, czy badaniu ginekologicznym mnie paraliżuje i wywołuje reakcję typu "nie, nie, nie mów mi o tym, koniec tematu, dość!". Gdyby ktoś mnie zaprowadził do gabinetu i dopiero wchodząc, dowiedziałabym się, który to specjalista, to przysięgam, że bardzo szybko bym wyszła.
Gdy oglądam materiał, pokazuje się sympatycznie wyglądająca kobieta i mówi "jestem ginekologiem", to odczuwam lęk przed jej postacią, mimo, że widzę ją tylko na ekranie. Tak samo miałam, gdy czytałam jak dokładnie przebiega pobieranie komórek jajowych, gdy kobieta zamierza być dawcą. Nie ma takiej siły, która by mnie zaciągnęła do takiego lekarza, a mam 23 lata. Nie wiem na ile to ważny szczegół, ale gdy byłam w podstawówce, klasy 1-3, miałam wychowawczynię, która znęcała się nade mną, i dwiema innymi osobami, które sobie upatrzyła, psychicznie. Poniżanie przy całej klasie, pod tablicą, krzyczenie tak, że cały korytarz słyszał, zaniżanie ocen bezpodstawnie, wpisywanie uwag bezpodstawnie. A do tego ta nauczycielka bardzo często "pomagała" mi się przebierać po zajęciach WF, choć nie prosiłam. Ściągając mi koszulkę, widziała mnie półnago (dziecko 8-10 lat nie nosi jeszcze biustonoszy), poprawiała mi spodnie na korytarzu, w klasie, na boisku szkolnym, bo twierdziła, że wyglądam jak fleja. A poprawiała mi je tak, że wkładała ręce pod nie i czułam jej dotyk wszędzie. To samo, gdy poprawiała mi koszulkę, czy bluzkę. W domu rodzinnym z kolei żaden z domowników (mama, dziadkowie) nie respektowali mojej prywatności, nawet gdy miałam 15 lat - wchodzenie bez pukania do łazienki, gdy się kąpałam, albo dopiero co się rozebrałam, żeby wejść do wanny, kazanie mi przymierzać ubrania (w tym bieliznę) przy nich i krzyk, gdy mówiłam, że potrzebuję prywatności.
O dziwo jednak nie mam problemów w sferze seksualnej z tych powodów, wręcz powiedziałabym, że jestem hiperseksualna. Mam bardzo wysokie libido, dużo kontaktów seksualnych za sobą i nie czułam żadnego skrępowania, czy dyskomfortu nigdy, czerpałam każdorazowo pełną przyjemność ze zbliżeń.
Jedyny twardy warunek od zawsze to brak penetrowania mnie przez moje partnerki (jestem homoseksualną osobą), ponieważ włożenie nawet najmniejszego palca sprawia mi dyskomfort, czasem nawet ból. Próbowałam nawet sama się z tym uporać w bezpiecznych warunkach (drogą masturbacji), ale zawsze czuję ból, a przynajmniej brak przyjemności i dyskomfort. Tak samo nigdy bym się nie zgodziła na seks analny, czy badanie per rectum.
Nigdy nikomu nie powiedziałam o tej fobii, teraz pierwszy raz to przyznaję. Ze względu na ADHD jestem w terapii CBT z psycholog, której bezgranicznie ufam i uwielbiam z nią pracować, zawsze jest swobodna, przyjemna atmosfera, a sama terapeuta czuję, że naprawdę mnie rozumie, zawsze czuję jej wsparcie i widzę jak bardzo się stara mi pomóc. Ale nie wyobrażam sobie jej powiedzieć o tej fobii. Na jednej z pierwszych sesji (uczęszczam na terapię do niej od kwietnia tego roku), zapytała, czy mam jakiekolwiek fobie. Wspomniałam, że boję się ognia, pożaru (tak, to też moja fobia), ale przemilczałam całkowicie temat ginekologa, czy badań serca, a gdy zapytała na koniec "czy to wszystko?", skłamałam, że tak. Sama myśl o podjęciu tematu z kimkolwiek, kto siedzi naprzeciw mnie, widzi mnie, zna moją tożsamość, budzi we mnie od razu reakcję ucieczkową, którą już wspomniałam ("nie, nie, stop, to za dużo, zostawmy ten temat na zawsze"), nie byłabym w stanie kompletnie o tym rozmawiać. Do tego czuję ogromny wstyd, że taką fobię mam.
Co więcej, kiedyś chodziłam na konsultacje do innej pani psycholog. Mimo, że ogólnie to był bardzo dobry specjalista, nie czułam się tak komfortowo i swobodnie, jak u obecnej terapeuty, ponieważ tamta pani (terapeuta psychodynamiczny w trakcie szkolenia, psycholog kliniczny) w trakcie wywiadu pytała mnie, kiedy po raz pierwszy współżyłam, czy się masturbuję. Nie spodziewałam się takich pytań na konsultacji psychologicznej, poczułam ogromne zażenowanie, spaliłam buraka i miałam ochotę jak najszybciej skończyć temat. I sama tego nie rozumiem, bo absolutnie nie należę do cnotliwych, czy wstydliwych osób. Jednak w takiej "oficjalnej" sytuacji, w gabinecie, stałam się właśnie taka.
Bardzo proszę, aby ktoś z Państwa wypowiedział się o tym problemie - doradził, co mam z tym zrobić (czy może nic nie robić?).
Do tej pory obejrzałam już trzy wideo "jak wygląda pierwsza wizyta u ginekologa", aby samej sobie zrobić terapię ekspozycyjną i nic to nie dało, a wręcz jeszcze bardziej się zamknęłam w sobie i utwierdziłam w tym, że za Chiny ludowe nie pozwolę na żadną z tych rzeczy, tj. penetracja, pobieranie komórek jajowych, wizyta u ginekologa (z seksuologiem też bym miała problem), sama wizja siedzenia na fotelu ginekologicznym powoduje ucieczkę we mnie.
Gdybym była w szpitalu i zobaczyła ginekologa (który nawet nie musiałby absolutnie się wybierać do mnie), tobym pewnie uciekła na bezpieczny dystans.
Niecierpliwie będę oczekiwać Państwa opinii, dziękuję za przeczytanie tego listu do końca, z góry dziękuję za każdy odzew i życzę miłego dnia!
Witam, mam ponad 40 lat i być może to kryzys wieku, ale chciałbym poprawić jakość swojego życia. Jestem pod opieką psychiatry, do którego trafiłem z problemami "układu trawienia", gdy badania nic nie wykazały. Leczony jestem pod kątem GAD i bezsenności – pregabalina. Wizyty te sprowadzają się do recept, a z mojej strony pojawiły się sugestie, że to GAD i nie brnijmy dalej. Trochę poświęciłem uwagi tematom psychologii, staram się wprowadzać terapię CBTi na bezsenność itd.
I teraz, w wieku 13 lat miałem poważny wypadek komunikacyjny, po którym jestem osobą ON. Były to lata, w których wsparcie psychologa/psychiatry nie istniało w takich sprawach. Wypadek, w mojej opinii, spowodował, że moja pamięć, wspomnienia zanikły i dzieciństwo jest przeze mnie słabo pamiętane. Natomiast wywodzę się z domu, który wpisuje się w DDD i DDA – nie jakiś hardcore, ale typowa rodzina lat 80/90.
Zastanawiam się, gdybym chciał popracować nad zmianami nastroju, lękiem itd., to który nurt psychologiczny będzie lepszy? Z tego, co wiem, są różne podejścia: pracujące nad problemami tu i teraz lub sięgające do dzieciństwa/traumy wypadku. Psychiatra mówił, że to dobry pomysł i jeśli nie chcę grzebać w historii, to terapia poznawczo-behawioralna, ale czy to dobre podejście w moim przypadku? Tu też mam problem ze zdefiniowaniem konkretnych sytuacji do przepracowania.