Left ArrowWstecz

Czy terapeutka powinna mówić, że nie stworzę więzi?

Dzień dobry, Mam pytanie odnośnie do słów, które usłyszałam od terapeutki. Od razu zaznaczam, że nie jest już moją terapeutką i raczej nigdy już nie będzie. Na jednej z początkowych sesji usłyszałam od niej, że jej zdaniem nie będę w stanie stworzyć z nikim żadnej więzi, bo nie chcę tej więzi stworzyć z nią. 

Generalnie po tych słowach było mi jeszcze trudniej otworzyć się przed nią i w efekcie zamknęłam się na terapię na wiele lat. 

Chyba najgorsze jest dla mnie to, że uwierzyłam w jej słowa... chociaż czas pokazał, że jednak nie miała racji, bo z innymi ludźmi tę więź mimo wszystko stworzyłam. 

Moje pytanie: czy waszym zdaniem to, co powiedziała, to było w porządku? Ja uważam, że nie było i że to było karygodne, że nigdy nie powinna mówić takich rzeczy szczególnie na samym początku. Ale ja nie jestem psychoterapeutką i może nie do końca rozumiem, dlaczego tak postąpiła. Bardzo proszę o opinię w tej sprawie - jest to dla mnie bardzo ważne.

User Forum

Anonima

3 miesiące temu
Irena Kalużna-Stasik

Irena Kalużna-Stasik

Dzień dobry,

Współczuje tak nieprzyjemnego doświadczenia. 

To, co opisujesz, jest niezwykle trudnym doświadczeniem, które mogło mocno wpłynąć na Twoją relację z terapią i zaufanie do procesu terapeutycznego. Uważam, że słowa Twojej terapeutki były niewłaściwe, szczególnie na początkowym etapie terapii. Mogły zostać odebrane jako osądzające i nie wspierały budowy zaufania. Takie podejście, nawet jeśli miało na celu motywację, powinno być dużo bardziej przemyślane i wyrażone w sposób wspierający, a nie raniący. Twoje uczucia i ocena tej sytuacji są całkowicie uzasadnione. Jeśli rozważasz powrót do terapii, zachęcam Cię do znalezienia terapeuty, który od początku będzie budował atmosferę akceptacji i bezpieczeństwa. Dobre relacje terapeutyczne opierają się na wzajemnym zrozumieniu, a odpowiedni terapeuta będzie w stanie to zapewnić.

 

Życzę siły mentalnej, aby się nie zrażać i poszukać dla siebie odpowiedniego specjalisty. Na pewno pani znajdzie!

 

Irena Kalużna-Stasik - psycholog

3 miesiące temu
Urszula Jędrzejczyk

Urszula Jędrzejczyk

Dzień dobry, 

przykro mi, że trafiła Pani na kogoś, z kim nie udało się zbudować więzi, potrzebnej do odbycia dobrej terapii. Na pewno relacja, którą tworzy specjalista z klientem, jest ogromnie ważna w tym procesie. 

Słowa, które przytacza Pani, jako słowa swojej psychoterapeutki, w tym kontekście, rzeczywiście wydają się przykre.
I jeśli reakcja specjalistki uprzedziła Panią do dalszych konsultacji, to może rzeczywiście nie była najlepiej przeprowadzona. 
Czy słowa są karygodne i nie w porządku? Tego do końca nie wiem, bo nie znam też szerszego kontekstu oraz tonu wypowiedzi. Nie wiem też, czy pracowała Pani w jakimś konkretnym nurcie terapeutycznym, bo może się zdarzyć, że w którymś z nich, generalną rolą psychoterapeuty jest powiedzieć wprost co on myśli na dany temat.  Choć potem powinna, wydaję mi się, istnieć możliwość ich doprecyzowania, tak, aby klient, nie wyszedł skołowany. 

Bez względu jednak na to, czy był to konkretny nurt, czy nie, rozumiem, że mogła Pani poczuć się źle i niezrozumiana.  
Jeśli, zdecydowałaby się Pani do ponownego umówienia na wizytę do psychoterapeuty (zachęcam), to proszę pamiętać, że ma Pani prawo do dopytywania się o to, co specjalista mówi i zgłaszania w razie czego jakichś problemów, jeśli są nie jasności.  

Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie
Ula Jędrzejczyk

3 miesiące temu
Emilia Jędryka

Emilia Jędryka

Szanowna Autorko,

Dziękuję, że podzieliła się Pani swoją historią – rozumiem, że te słowa mocno Panią dotknęły i wpłynęły na Pani dalsze doświadczenia z terapią. Już samo to, że Pani o tym pisze, pokazuje, jak istotny i emocjonalny był to dla Pani moment.

To, co powiedziała Pani terapeutka, rzeczywiście nie wydaje się właściwe, szczególnie na początkowym etapie terapii. 

Relacja terapeutyczna opiera się na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa, a słowa, które brzmią jak ocena czy krytyka, mogą to zaufanie naruszyć. Rolą terapeuty nie jest wyrokowanie o zdolnościach klienta do budowania więzi, lecz wspieranie w odkrywaniu, jakie mechanizmy mogą utrudniać relacje, i pomaganie w ich zrozumieniu.

To, że Pani uwierzyła w te słowa i że miały one taki wpływ, pokazuje, jak ważne jest, by terapeuta formułował swoje obserwacje w sposób wspierający, a nie obciążający. 

Pani odczucia są jak najbardziej zrozumiałe – to naturalne, że mogła poczuć się oceniona i zamknąć na dalszą pracę.

Cieszę się jednak, że czas pokazał, iż była Pani w stanie tworzyć więzi z innymi ludźmi – to najlepszy dowód, że tamta opinia nie była prawdziwa. Warto docenić siebie za to, że udało się Pani mimo trudnych doświadczeń otworzyć na relacje i zbudować coś wartościowego.

Jeśli teraz myśli Pani o terapii, dobrze jest szukać terapeuty, z którym od początku poczuje się Pani bezpiecznie. Warto też zaufać swoim odczuciom – jeśli coś w relacji terapeutycznej wydaje się nie w porządku, ma Pani prawo to zauważyć, skonsultować lub nawet poszukać kogoś innego. Pani komfort i dobrostan są tutaj najważniejsze.

 

Życzę wszystkiego dobrego,

2 miesiące temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Witam Jesteśmy z żoną po dwóch prawie latach terapii. Nasza terapeutka wg mnie od początku szukała jedynie winy w mojej osobie.
Witam Jesteśmy z żoną po dwóch prawie latach terapii. Nasza terapeutka wg mnie od początku szukała jedynie winy w mojej osobie. Pierwsze, co mi dało do myślenia ,to jej pytanie, kiedy mówiłem, że z żoną nie współżyjemy brzmiało "a jak by ci kutasa obcięli to co byś zrobił?" Ciągle mówiła o tym, że jesteśmy, jak dwa pociągi z różnymi oczekiwaniami i to po mojej stronie leżało panować nad sobą itd. Chodziło zawsze o sytuację, w której żona przychodziła do domu z nerwami i się wyżywała, tłumaczono mi na terapii ,że nie rozumiem czemu tak jest, ale ja muszę przy tym się nie denerwować nerwami mojej żony. To, co mnie skłoniło jednak dopiero do przemyślenia tego wszystkiego, to kiedy się wreszcie dogadaliśmy z żoną i było tak, jak oboje chcieliśmy, jednak po pewnym czasie pani terapeutka spotkała się z moją żoną i wszystko w ciągu jednej rozmowy cofnęło się do etapu sprzed terapii, a nawet gorzej. Od tamtego ich spotkania jestem wrogiem nr 1, ciągle słyszę groźby rozwodu a wszystkie problemy które przez ten czas przepracowaliśmy wróciły. Żona twierdzi, że jej pani terapeutka uświadomiła , iż ja jestem źródłem jej nerwów i tak naprawdę nie daje jej nic, a robi co ja chcę(pragnę tutaj nadmienić, że każde pani życzenie jest w miarę możliwości spełniane, wyjeżdżamy zawsze w miarę możliwości finansowych i tak naprawdę robimy wszystko, co chce, nie zwracając uwagi, np. na moje zmęczenie), a wszystko, co nam się podoba i czego oczekujemy od życia, da nam tylko problemy. W związku z tym, iż jesteśmy na granicy, chcę zapytać o etykę takiego zachowania, chcę również dodać, że aby pani terapeutka przyznała mi rację, musiałem wszystko tłumaczyć lub wręcz wykrzyczeć czy tak można, czy nie, bo ciągle słyszałem, że nie rozumiem.
Nieetyczna psychoterapeutka psychodynamiczna. Czy tak to powinno wyglądać?
Czy powinnam zostać u takiej psychoterapeutki? Podpisywałam na początku jakiś kontrakt z settingiem. Nie dostałam go i nawet nie mogę sprawdzić co w nim było. Po drodze zmieniały się postanowienia kontraktu i nie było żadnego aneksu ani nic nie podpisywałam. Teraz się okazuje, że są jakieś nowe zasady i że przecież się na to zgodziłam słownie - muszę płacić za sesje, na których mnie nie ma, nawet ,jeśli zgłoszę nieobecność kilka miesięcy wcześniej. Stawka podniosła się w ciągu 5 miesięcy trzy razy o 10 zł. Czy to wszystko jest etyczne? Czy powinnam zmienić terapeutkę? Dodatkowo czuję, że nie otrzymuję wsparcia… na początku było tak, że czułam zmiany na lepsze, ale teraz czuję, że jestem sama z moimi problemami. Cokolwiek powiem, to wszystko jest sprowadzane do relacji terapeutycznej i gabinetu. Rozumiem, że tak działa terapia psychodynamiczna, ale ja w ogóle nie czuję ani wsparcia, ani nie czuję się wysłuchana, bo w połowie zdania jest mi przerywane pytaniem „czy tak pani czuje naszą relację?”. Chciałabym zasięgnąć opinii innych terapeutów czy to wszystko jest etyczne i profesjonalne?
Może to nie ten nurt, może jakoś nie jesteśmy dopasowani psycholog i ja?
Na ostatniej sesji u psycholog poczułem się oceniony, tak jakby jej się wyrwało, że "nie uczestniczyłem w wychowaniu dziecka" i po chwili urwała temat słowami, że teraz to sobie tak wybiegła. Nie dokończyliśmy tematu po to był koniec sesji. Zostałem z tym do kolejnego spotkania, cały czas mam uporczywe myśli o co chodziło, czy to jakieś jej prywatne stwierdzenie? Mam problemy z lękami, niską samooceną, depresją i do tego doszły co jakiś czas myśli samobójcze. Na terapię chodzę już od roku czasu, a zamiast mieć jakąś ulgę to coraz większe napięcie czuję no i te myśli. z reszta często tak jest że z gabinetu wychodzę w gorszym stanie niż przyszedłem, jakiś temat jest rozgrzebywany nie dokończony i zostaję z tym, nie wiem jak sobie radzić. Takie nierozwiązane tematy się nawarstwiają, bo dochodzą kolejne i to takie błędne koło. Mam straszny mętlik w głowie przez to. Sesje są w nurcie psychodynamicznym, strasznie się to wszystko wlecze, efekty mierne, nie mogę funkcjonować w pracy, domu. Może to nie ten nurt, może jakoś nie jesteśmy dopasowani psycholog i ja? czy ciągnąć to dalej?
Jak powiedzieć psychoterapeucie, że nie chce kontynuować współpracy?
Uczęszczałam na psychoterapię, podczas wakacji że względu na moją i mojego psychologa mniejszą dostępność zrobiliśmy przerwę. Była dla mnie czasem przemyśleń. Czuję że powrót na nią z tym psychologiem nie ma większego sensu. Nie czułam za bardzo nici porozumienia z tym specjalistą i tego żeby coś zmieniała. Dużą wagę w planowaniu zakończenia współpracy ma też aspekt finansowy, gdzie po prostu nie mogę sobie finansowo pozwolić na koszt terapii. W jaki sposób najlepiej przekazać specjaliście że nie chce kontynuować współpracy z nim? Jakich słów użyć żeby zrozumiał j nie próbował na siłę namawiać mnie na dalszą współpracę?
Czy psychoterapeutka zachowała się wobec mnie etycznie?

Czy psychoterapeutka zachowała się wobec mnie etycznie? 

Byłam na pierwszym spotkaniu u psychoterapeutki, która publicznie deklaruje, iż etyka i jakość świadczonych przez nią usług są dla niej bardzo ważne. Z drugiej strony zapytała mnie, dlaczego moja mama tak późno mnie urodziła- mając 32 lata w latach 90. Po pierwsze, nie wydaje mi się, aby wiek 32 lat był późnym wiekiem na urodzenie dziecka. Po drugie, jest to prywatna sprawa i decyzja moich rodziców, ja nie mam nad tym kontroli. Zastanawiam się, czy takie pytanie nie narusza granic prywatności osoby uczestniczącej w terapii?

Czy moja psychoterapeutka jest szczera?

Dzień dobry, mam taką zagwozdkę co do szczerości mojej psychoterapeutki. 

Zacznę po kolei jak to w moim odczuciu zaczęło się "psuć". 

1. Na ostatniej wizycie (jak do tej pory) poinformowałem psychoterapeutę, że znalazłem nową pracę i będzie problem, abym uczestniczył w sesjach tak jak do tej pory (co tydzień w piątek) ponieważ mam pracę dwuzmianową, Pani powiedziała, że będzie musiała coś wymyślić z grafikiem... no i tu nie ma nic dziwnego. 

2. Tak jak wcześniej wspomniałem miałem wizyty co piątek, więc przyjechałem na kolejną pomimo tego, że w kalendarzu nie była zaznaczona (portal znany lekarz) ale też nie było nic mowy że Pani chcę zerwać kontrakt, albo sesję dobiegły końca (w każdym bądź razie, że nie mam w tym dniu być) czekając na swoją kolej wchodzi pacjent i zdziwiony zareagowałem " może mu się godziny pomyliły". Kończąc sesję Pani ze zdziwieniem stwierdziła, że nie powinno mnie dzisiaj być. I się ostatecznie ona nie odbyła. 

3. Do wyżej wspomnianej sytuacji wystąpiło jeszcze jedna dziwna sytuacja na sesji opisanej w punkcie 1 spytałem się czy możemy przejść na "Ty" bo mi się to dziwnie słyszy (jestem stosunkowo młody) Pani stwierdziła że woli z pacjentami na Pan/Pani nie miałem z tym problemu uszanowałem to. No i wychodząc z gabinetu Pani mówi do mnie na "Ty" gdzie ponoć woli być z klientami na Pan/Pani.

4. Wyszedłem trochę wkurzony, ale nie chciałem robić szopki w środku więc napisałem sms-a, że uszanowałem to iż nie przechodzimy na Ty a z drugiej strony słyszę po imieniu nie był on w ogóle obraźliwy wyraziłem tylko swój żal. 

5. Po tym sms-ie na drugi dzień Pani oddzwoniła do mnie i zaczęła przepraszać "nie powinno się tak wydarzyć, popełniła błąd itp." ja mówiący że mi to nie przeszkadza stwierdziłem tylko że idziemy albo w jedną albo w drugą. Następnie mówiła, że nie ma pojęcia dlaczego to się nie zaznaczyło w kalendarzu i powtórzyła że będzie musiała porozmawiać z pacjentami aby doprowadzić to jakoś do ładu mówiąc ok i rozumiejąc to skończyliśmy rozmowę w pokojowych stosunkach. 

6. Po tygodniu odezwałem się czy już Pani coś ustaliła powiedziała mi, że nie jutro będzie dopinać grafik co się ostatecznie nie wydarzyło. Znowu po tygodniu napisałem z tym samym pytaniem na co dostałem odpowiedź że się rozchorowała i nie miała jak porozmawiać z pacjentami... no cóż każdy choruje nie wydawało mi się tu jeszcze nic dziwnego, lecz w tym tygodniu (wtorek) po raz kolejny napisałem że "wiem, że ma pacjentów, nie chcę przeszkadzać i czy mogłaby zadzwonić w wolnej chwili" na co dostałem odpowiedź "nadal choruje i postara się zadzwonić w dniu jutrzejszym" napisałem "rozumiem, zdrowia życzę, do usłyszenia" lecz żadnego telefonu nie było nawet dzisiaj. Nie wiem co robić w tej sytuacji najchętniej bym sam zadzwonił, ale nie chcę, żeby to wyglądało na jakaś "stopę koleżeńską" i "łamać" w moim odczuciu całego tego kontraktu terapeutycznego. Pozdrawiam.

Niezrozumienie ze strony terapeutki - boję się mówić o swoich uczuciach.

Witam,

od miesiąca uczestniczę w terapii na dziennym oddziale leków i nerwów. Omawialiśmy mój problem, który bardzo mnie porusza. Jedna z terapeutek powiedziała, że chce do niego powrócić w kolejnym tygodniu. Kiedy nadszedł ten czas i zaczęliśmy nad nim pracować, druga powiedziała, że ma dość o tym rozmawiać.

Moje pytanie brzmi, czy jej zachowanie to metoda terapii? 

Nie ukrywam, że zadziałało na mnie to bardzo źle i boję się teraz mówić o czymkolwiek.

Nie mogę się pozbierać po psychoterapii - czy mogła mi zaszkodzić?

Czy Psychoterapia może zaszkodzić pacjentowi? 

bo wiem, że bywają niemili, przez co pacjent cierpi i wcale nie terapeuci przypadkowi, tylko z certyfikatami. Ja po wielu latach się pozbierać nie mogę i żałuje, że się na to zdecydowałem

Doświadczyłam gaslightingu: jak terapeuta może nie rozumieć problemów pacjenta?
Doświadczyłam gaslightingu przez nową terapeutkę. Byłam na 2. wizycie u niej, już na pierwszej opowiedziałam o swoich problemach, jednym z nich było to że zaczął mi się podobać mężczyzna, chociaż wiedziałam, że to nie jest dobra opcja dla mnie, nie ufałam mu i zaczęłam jej wymieniać powody, dla których tak jest - miałam cały czas podskórne poczucie, żeby mu nie ufać, nieraz jak go widziałam to mnie aż coś odrzucało, nie chciałam na niego patrzeć, czułam po prostu złą energię. Moje ciało się spinało, biło mi serce, miałam identyczne reakcje i ogólne deja vu jak podczas znajomości z kimś z przeszłości, kto okazał się nieuczciwy. Ona mi na to " ale widzę, że Pani szuka powodów, żeby ta relacja się nie udała ". Nie powinna była tak powiedzieć, to nie ja szukam powodów, to moja podświadomość starała się mi coś przekazać. Po tej wizycie kilka dni później ten facet zapalił zioło przy swoich dzieciach. Wiem o tym, bo mieszkamy w tym samym budynku. Opowiedziałam jej o tym na drugiej wizycie, na początku ona się widać zmartwiła, ale potem jak zaczęlyśmy drążyć jego temat i ja jej powiedziałam, że nie wyobrażam sobie wejsć w relację z takim kimś, ale z drugiej strony czuję, że coś mnie do niego ciągnie, to ona na to "ale dlaczego Pani to widzi albo czarno albo na biało?" ja na to, że przecież skoro ktoś pali zioło i to przy własnych dzieciach, to co dopiero zrobi mi, albo przy mnie? Skoro okazuje taki brak szacunku własnym dzieciom, to oczywiste, że nie mogę mu ufać. Do niej to kompletnie nie trafiało. Ogólnie podczas rozmowy zachęcała mnie do spotkania z nim i poznania go, nie rozumiem jak mogła go bronić po czymś takim? Ani razu wyraźnie nie potępiła jego zachowania. Powiedziałam jej także, że myślę, aby z nim porozmawiać - że wiem, że palił. Terapeutka na to, co mi da to, że z nim porozmawiam i w jakim celu. Zaznaczyłam jej, że mam wewnętrzny konflikt i że obawiam się wejścia w tą znajomość i zaangażowania emocjonalnego, chociaż wyraźnie powinnam już się wycofać, a ona nic nie powiedziała, tylko potaknęła ze zrozumieniem. Przecież to jest chore. Czyli z terapii z tą Panią koniec, jestem zawiedziona, że podczas rozmowy doświadczyłam takiego wmawiania mi, że coś, co jest złe, może wcale takie nie jest. Zmarnowałam pieniądze i czas, nie powinnam była płacić za namawianie mnie do wejścia w złą relację.