
Założenie kamizelki ratunkowej powoduje moje odprężenie i spokój. Nie umiem odpocząć bez niej - proszę o pomoc
Darek
TwójPsycholog
Dzień dobry,
Wydaje się, ze nie samo noszenie kamizelki jest kłopotem, choć wyobrażam sobie, ze w wielu sytuacjach może być problematyczne. Istotne jest to, z jakiego powodu potrzebuje Pan w raki sposób się uspokajać - uspokajać w czym? Jakiego rodzaju to stres? Napięcie? Wiele wskazuje na to, ze musi Pan przezywać sporo lęku i ze to on jest źródłem dyskomfortu. Ponieważ sam zgłasza Pan, ze sytuacja zaostrza się i nic nie wskazuje na to, aby miała nagle łagodnieć, sugeruje konsultację z psychoterapeutą, który po wstępnej diagnozie zaproponuje adekwatną formę pomocy i w razie potrzeby skieruje również do lekarza psychiatry. Ważne, aby była to wizyta bezpośrednia, a terapeuta aby miał ukończone min. 4 letnie szkolenie psychoterapeutyczne. Może Pan wyszukać takiego specjalistę również na naszej stronie. Pozdrawiam, Magdalena Bilinska-Zakrzewicz
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Michał Kłak
Panie Dariuszu,
Z perspektywy tego, co pan opisuje prawdopodobnie doświadcza pan dużego poziomu lęku i stresu w swoim życiu. Na podstawie pana opisu przypuszczam, że stosowanie kamizelki ratunkowej jest swego rodzaju tzw. (w terapii poznawczo-behawioralnej) zachowaniem zabezpieczającym, które paradoksalnie… utrwala lęk. Myślę, że warto skonsultować się z psychiatrą, bądź terapeutą poznawczo-behawioralnym.
Pozdrawiam i trzymam kciuki!

Zobacz podobne
Cześć,
Nie wiem, od czego zacząć, bo mam taki chaos w głowie.
Każda decyzja, nawet mała pierdoła, staje się dla mnie jak Mount Everest. Wybór nowej pracy, weekendowe plany, a nawet to, co zjem na obiad — wszystko to paraliżuje mnie do granic absurdu. Ciągle biję się z myślami: a co, jeśli to zły wybór?, a co, jeśli potem będę żałować? Zamiast czuć się spokojnie, czuję, jakbym była uwięziona w pętli niekończących się analiz i lęków.
Mam wrażenie, że to już nie jest normalne.
Zastanawiam się, czy to jakiś rodzaj fobii, bo to zaczyna naprawdę wpływać na moje życie — i to w bardzo negatywny sposób.
W pracy czuję, że stoję w miejscu, w domu jestem ciągle zmęczona tym myśleniem i analizowaniem, co oczywiście wpływa na moich bliskich.
Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem, czy terapia to jedyne wyjście, ale chciałabym odzyskać jakoś kontrolę.
Czy naprawdę można przestać tak się bać podejmowania decyzji, czy to wymaga długiego procesu? Błagam, podzielcie się czymś, co może pomóc.
Kasia
Witam,
mój problem od zawsze i źródło wiecznych sprzeczek z mężem. Pochodzę z rodziny, gdzie ojciec nie miał kolegów, nie wychodził na przysłowiowe piwo. Mama też nie, nie pracowała.
Wyszłam za mąż ponad 10 lat temu. Mąż domator.
Czasami były jakieś wyjścia z pracy, ale zazwyczaj nie chodził, bo ja nie chciałam. Im dalej w naszym małżeństwie, tym większy problem się z tego zaczął robić. To nie tak, że wcale nie chodził. Chodził, ale rzadko i po naszych sporych kłótniach.
Czasami trzymałam go i płaczem prosiłam, żeby nie wychodził.
Po skończeniu magicznej 40stki coraz częściej zaczął mówić o tym, że chce mieć czas na własne hobby, że ma prawo wyjść ze znajomymi, że się stresuje jak ma mi powiedzieć o jakimś wyjściu itd. Oprócz wyjazdów służbowych i wyjść tu na miejscu doszły teraz spotkania ze znajomymi z rodzinnego miasta.
Na wszystkie chce pójść, pojechać itd.
Obecnie jest to coś, co myślę, że doprowadzi do naszego rozstania, ponieważ ja już psychicznie nie jestem w stanie tego udźwignąć. Tego napięcia, że zaraz przyjdzie i znowu będzie chciał gdzieś wyjść. A dodam, że chodzi na boks kilka razy w tygodniu, wiec ma swój czas poza domem.
Z czego wynika moja postawa? Z domu? Z tego, że u mnie w rodzinie nie ma takich problemów? Z tego, że moi rodzice uważają, że jak ktoś wychodzi wieczorem, to zdradza? Że nie wypada, bo ma żonę i dzieci to po co ma się szlajać.
Z tego, że sama jeździłam na wiele wyjazdów służbowych i widziałam, co tam się dzieje. Wreszcie z tego, że on stawia te wyjścia ponad nasze relacje. Miałam terapię, ale niewiele to dało.
I szczerze zastanawiam się, dlaczego to ja mam się zmieniać? Dlaczego mam się godzić na jego wyjścia?
