Left ArrowWstecz

Jak pogodzić przyjaciół i troskę o męża unikającego stresu po leczeniu raka prostaty?

Mąż miał raka prostaty który został usunięty. Od prawie 2 lat jest wszystko OK. Zaznaczył że lekarz twierdził żeby unikałl stresu i nerwowego trybu życia. Mam paru przyjaciół których mąż nie nawidzi i nie życzy abym ich zaprosiła do nas . Ja często jestem ich gościem i strasznie mi głupio że ich nie zapraszam do siebie. Raz aby rozwiązać problem zaprosiłam ich na obiad do restauracji ale nie stać mnie znowu na taki gest dla 9 cioro osób. Co mam robić skoro mąż wścieka się na jakąkolwiek wzmiankę o nich. Pozdrawiam -Lisa
User Forum

Anonimowo

4 dni temu
Justyna Bejmert

Justyna Bejmert

Dzień dobry,

 

Rozumiem, że znalazła się Pani w trudnej sytuacji - z jednej strony ważne są dla Pani relacje z przyjaciółmi, z drugiej nie chce Pani wchodzić w konflikt z mężem, który przeszedł poważną chorobę.

 

Być może pomocne będzie spojrzenie na tę sytuację nie w kategoriach „kto ma rację”, ale jako próbę znalezienia równowagi. Mąż może mieć swoje granice - być może związane ze stresem czy wcześniejszymi doświadczeniami - ale Pani także ma prawo do podtrzymywania relacji, które są dla Pani ważne. Nie musi Pani organizować dużych spotkań, jeśli to obecnie zbyt trudne. Czasem wystarczy krótka kawa, spacer czy spotkanie poza domem, niekoniecznie zawsze w pełnym gronie.

 

To, że nie zaprasza Pani przyjaciół do siebie, nie oznacza, że robi Pani coś złego. Wystarczy prosty komunikat, że obecnie taka jest sytuacja domowa - nie musi się Pani z tego tłumaczyć. Może warto też spróbować spokojnej rozmowy z mężem - nie po to, by go przekonywać, ale by podzielić się swoimi uczuciami i potrzebą wsparcia, którą dają Pani inni ludzie. 

 

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Bejmert

Psycholog

3 dni temu
Dominika Płoucha

Dominika Płoucha

Dzień dobry, mąż dostał od lekarza sugestię, że ma nie prowadzić nerwowego trybu życia i unikać stresu, a nie Pani znajomych. Może warto porozmawiać z nim i spróbować zrozumieć dlaczego, Ci znajomi tak go ,,denerwują”, co w nim poruszają? Myślę, że jest jeszcze jedna opcja, mąż może opuścić dom na ten jeden dzień /wieczór i odwiedzić swoich znajomych, czy rodzinę lub po prostu spędzić czas sam, jeżeli nie jest gotowy zmierzyć się z uczuciami, jakie wywołują w nim Pańscy znajomi.

3 dni temu
Patrycja Andryszczyk

Patrycja Andryszczyk

Droga Pani Liso,


dziękuję za Pani wiadomość i zaufanie. Opisała Pani sytuację, która z jednej strony dotyka sfery relacji i życia towarzyskiego, a z drugiej – niesie ze sobą trudne emocje związane z chorobą nowotworową, przez którą przeszedł Pani mąż.

 

Z doświadczenia psychoonkologicznego wiemy, że okres po zakończeniu leczenia onkologicznego – nawet gdy wszystko jest już „w porządku” – to czas, który często wymaga dostosowania się do nowej rzeczywistości. Choroba, nawet pokonana, potrafi odcisnąć ślad w psychice – zarówno chorego, jak i jego bliskich.

 

To, że lekarz zalecił Pani mężowi unikanie stresu, jest zrozumiałe z medycznego punktu widzenia. Jednak nie oznacza to, że wszystko, co odbiega od jego preferencji, musi być traktowane jako potencjalne zagrożenie. Reakcja silnej złości wobec samej wzmianki o bliskich Pani osobach może świadczyć o tym, że u Pani męża pozostało wysokie napięcie emocjonalne, być może również nieprzepracowany lęk związany z chorobą, utratą kontroli lub bezpieczeństwa.

 

Z drugiej strony, Pani potrzeba kontaktu z przyjaciółmi, swobody w relacjach i równowagi emocjonalnej jest absolutnie ważna i zasługuje na miejsce w tym układzie. Rezygnowanie z własnych więzi społecznych, by chronić spokój partnera, może z czasem prowadzić do poczucia osamotnienia, frustracji, a nawet pogorszenia Pani samopoczucia.
 

Pani gest – zorganizowanie wspólnego spotkania w restauracji – był piękną próbą kompromisu. Jednocześnie rozumiem, że nie jest to rozwiązanie, które można powtarzać regularnie, zwłaszcza jeśli wiąże się z obciążeniem finansowym.

 

Warto byłoby, w miarę możliwości, porozmawiać z mężem nie tyle o konkretnych osobach, co o emocjach i potrzebach, jakie za tym stoją – zarówno jego, jak i Pani. Czasem pomocne bywa zadanie pytań typu:

 

“Czego dokładnie się boisz, kiedy mówię o tych osobach?”

“Co by Ci pomogło poczuć się spokojniej, kiedy mam z nimi kontakt?”

“Jak moglibyśmy znaleźć sposób, by oboje czuli się wysłuchani?”

 

Jeśli rozmowa nie jest możliwa lub kończy się konfliktem, rozważenie wsparcia psychologa lub psychoonkologa (nawet indywidualnie) mogłoby pomóc Pani uporządkować emocje i wzmocnić siebie w tej sytuacji. Czasem wystarczy jedno spotkanie, by odnaleźć nowe spojrzenie i siłę do dalszego działania.
 

Choroba jednego z partnerów nie musi oznaczać zawieszenia potrzeb drugiego. Wręcz przeciwnie – zdrowa, wspierająca relacja to taka, w której obie strony mogą czuć się bezpieczne, autentyczne i szanowane.

 

Jestem pewna, że działa Pani z troską zarówno o siebie, jak i o męża. 

 

Z życzliwością i ciepłem,

Patrycja Andryszczyk 

Psychoonkolog

3 dni temu
Justyna Orlik

Justyna Orlik

Cześć,


widzę, że jesteś rozdarta pomiędzy lojalnością wobec męża a potrzebą bliskich relacji z przyjaciółmi. 

Rozumiem, że martwisz się o zdrowie męża i chcesz ograniczać sytuacje, w których mógłby się zestresować, ale relacje z przyjaciółmi są Twoim sposobem na regenerację. Odmawianie sobie ich obecności ze strachu przed wybuchem złości partnera może z czasem prowadzić do narastającej frustracji, poczucia winy i w rezultacie do osamotnienia.


W każdej relacji jednym z ważniejszych aspektów jest równowaga. W tym wypadku dotyczy ona Waszych granic i wzajemnego szacunku do nich. 

Twoje potrzeby nie są przeciwko niemu. Wspierają Cię. Może istnieje jakaś przestrzeń, w której możesz powiedzieć swojemu partnerowi o tym, jak się czujesz i jak wpływa na Ciebie niemożność zaproszenia przyjaciół do Waszego domu? 

Kolejne miejsce Twojej opowieści, które mnie zatrzymuje, dotyczy też Twoich przyjaciół. Czy oni wiedzą o reakcjach Twojego męża? Czy wiedzą też, że zaproszenie 9 osób do restauracji to duży wydatek, na który być może Cię nie stać? 


Pozdrawiam,

Justyna Orlik, psychoterapeutka Gestalt

2 dni temu
Ewa Konieczna

Ewa Konieczna

Dzień dobry,

 

Dziękuję, że dzieli się Pani tak osobistą sytuacją, która pokazuje Pani wrażliwość i troskę zarówno o relację z mężem, jak i o przyjaźnie, które są dla Pani ważne.

Z perspektywy psychologa i terapeuty par, to co Pani opisuje, dotyka bardzo delikatnego obszaru, jakim jest równowaga między lojalnością wobec partnera a zachowaniem własnych granic i potrzeb emocjonalnych w tym przypadku potrzeby kontaktu z bliskimi Pani ludźmi.

 

Nie da się przecenić wpływu choroby nowotworowej na psychikę nawet po skutecznym leczeniu. Lęk przed nawrotem, potrzeba kontroli, unikanie stresu to często powoduje, że osoba może stawać się bardziej drażliwa, wycofana lub nawet zaborcza w relacjach. Dla Pani męża pewne sytuacje (nawet towarzyskie) mogą być odbierane jako zagrożenie dla jego równowagi psychicznej. Ale ważne jest, aby Pani mąż wiedział, że uniknięcie stresu nie oznacza kontrolowania otoczenia i odsuwania Pani od źródeł wsparcia, które są Pani potrzebne.

 

Pani potrzeby też są ważne i to naturalne, że chce Pani pielęgnować swoje przyjaźnie. Ludzie, z którymi czuje się Pani dobrze, dają siłę i motywację, której również Pani potrzebuje. Nie tylko jako żona osoby po chorobie, ale jako kobieta, człowiek. Długotrwałe tłumienie tej potrzeby może prowadzić do frustracji, poczucia winy i oddalania się emocjonalnego od męża.

 

Miłość partnerska nie oznacza rezygnacji z siebie, ale szukanie takiego rozwiązania, które pozwala obojgu czuć się widzianym, słyszanym i bezpiecznym. Jeśli czuje Pani, że ten temat przytłacza, sugeruję spokojną rozmowę z mężem poza konfliktem, a dla Pani ważne, aby mieć swoją przestrzeń, w której Pani potrzeby też mają znaczenie.

 

Pozdrawiam serdecznie,

mgr Ewa Konieczna

Psycholog, seksuolog, terapeuta par.

2 dni temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mieszkam z chłopakiem od roku. Mam 22 lata, mój chłopak 18. Dom należy do 3 braci.
Dzień dobry. Mieszkam z chłopakiem od roku. Mam 22 lata, mój chłopak 18. Dom należy do 3 braci. Jego rodzice nie mieli nic przeciwko, żebym wprowadziła się do nich i szybko mnie zaakceptowali oraz polubili, jest tak do dziś. Mieszkają tutaj 3 rodziny w jednym małym domu. 3 braci + żony. Dwie rodziny mają swoje dzieci. Jedna rodzina jest w porządku, śmiejemy się, rozmawiamy, nie ma żadnych kłopotów. Natomiast ta druga rodzina robiła problemy od wielu lat, jeszcze zanim wprowadziłam się tutaj. Wiedziałam co dzieje się w domu mojego chłopaka, ale chciałam być blisko niego i nie sądziłam, że wygląda to tak źle, jak z jego opowiadań. Ta ,,zła" rodzina robi wiecznie problemy o drobnostki. Już dwa tygodnie po moim przyjechaniu zostałam obrażona przez nich bezpodstawnie, z biegiem czasu jest tylko gorzej i gorzej. Przeważnie poważniejsze kłótnie są raz na tydzień, zdarzy się częściej. Otóż brat teścia razem z jego żoną dokuczają naszej rodzinie dla zabawy, uprzykrzają życie. Od kiedy tutaj jestem, doszło do 3 szarpanin, najpierw teściowa była szarpana przez brata ojca, później mój chłopak, a wczoraj teść, który aktualnie ma problemy zdrowotne i nie może chodzić. Rodzice mojego partnera nic z tym nie robią, myśląc, że problem sam się rozwiąże. Ja z chłopakiem nie możemy wyjść z pokoju, bo żona brata wchodzi na nas i popycha na ścianę (waży 150 kg na 165 cm). Każde takie zatarcie kończy się ostrą kłótnią, nerwami. Mój partner nie czuje wsparcia w rodzicach, wzywaliśmy jego chrzestna, żeby zdziałała coś - bezskutecznie. W każdej kłótni pada tekst w stronę mojego chłopaka "to nie jest twój dom, jak kupisz sobie od ojca, to wtedy będziesz mógł się rządzić". Teściowa i teść również mają problem z "wpadaniem" na nich poprzez żonę brata. Myśli, że jest panią domu, ze wszystko jej wolno, a dom nawet nie należy do niej. Rodzice nie dzwonią na policje, za to ona już tak i wtedy to my jesteśmy najgorsi. Jeśli coś się stanie idzie na nas. Nie można zwrócić im uwagi, że robią coś źle, bo wychodzi kłótnia. Nie wiem czy to ma znaczenie, ale ona nie pracuje, a jej mąż robi wszystko za nią, nawet sprząta, ona jedynie gotuje. Czy ja, jako partnerka jestem w stanie jakoś pomóc? Mogę coś zrobić? Chcę jedynie żyć spokojnie z chłopakiem, tak jak było kiedyś, teściowie również. Z drugą rodziną nie ma żadnych problemów, tylko ta jedna, potrafi przyczepić się o wszystko. Chce móc normalnie wyjść i zrobić sobie kanapki, ale nie mogę, bo dochodzi do przemocy. Nie mamy możliwości wyprowadzenia się w 4 osoby razem z rodzicami, dlatego szukam rozwiązania, nie wiem nawet do kogo zgłosić się o pomoc, czy mogę coś zrobić, czy tata mógłby... I czy potrzebuję dowodów. Najlepiej byloby gdyby oboje zniknęli z tego domu, nie sądzę, żeby policja mogła coś zdziałać w tej sprawie i czy w ogóle mogę ingerować w to. Proszę o pomoc
Jak wspierać przyjaciółkę z zaburzeniami odżywiania?

Jak mogę pomóc mojej bliskiej przyjaciółce, u której zauważyłam mocno niepokojące zachowania związane z odżywianiem? Coraz częściej unika wspólnych posiłków, narzeka na swoje ciało i obsesyjnie koncentruje się na kaloriach. Martwię się, że mogą to być oznaki zaburzeń odżywiania, ale nie wiem, jak delikatnie poruszyć ten temat, żeby nie poczuła się źle.

Czy ktoś mógłby podpowiedzieć, jak najlepiej rozmawiać w takiej sytuacji? Jak mogę ją wesprzeć w szukaniu pomocy? 

Boję się, że bez wsparcia jej stan może się pogorszyć, a naprawdę mi na niej zależy.

Nie umiem kochać jednej osoby, łatwo zakochuje się w kilku osobach jednocześnie i wchodzę w poligamiczne relacje, czy to wynika z tego, że w dzieciństwie nikt mnie nie kochał?
Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli.
Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli. Mam za sobą dwa związki - jeden 4-letni i jeden kilkumiesięczny. Z tego kilkuletniego mam niestety same niedobre wspomnienia. Teraz zauważyłam jakie toksyczne podejście miał mój były partner np. po kłótni stosował wobec mnie ciche dni "żebym przemyślała swoje zachowanie i przeprosiła", a każda kłótnia tak naprawdę pogarszała sytuację niż ją rozwiązywała. Na szczęście nie byłam osobą, która dawała się w ten sposób manipulować, ale teraz się zastanawiam czy w przyszłości nie będę miała problemów podczas kłótni. Czy potrzeba ochłonięcia po kłótni to wyraz samolubności, czy jest to czymś normalnym. Dodam jeszcze, że w poprzedniej relacji kompletnie nie miałam powodów się takim czymś przejmować, bo nawet jakieś drobne zgrzyty były na bieżąco wyjaśniane i z każdym problemem mogłam przyjść I porozmawiać, otrzymując w zamian wsparcie. Czasami myślę, że mam chyba za dużo czasu na tzw. "overthinking".
Mam ciągłą obsesję na punkcie szukania miłości. Z czego może to wynikać?
Mam ciągłą obsesję na punkcie szukania miłości. Z czego może to wynikać?
Gnębienie psychiczne przez męża - co robić?
Witam niewiem wogóle od czego zaczynąc od jakiegś czasu mysle o rozwodzie mam męża ktory mnie gnębi psychicznie wyzywa od najgorszych itp. Mamy dwoje dzieci proszę o poradę.
Partnerka podnosi na mnie rękę. Nie wiem, jak jej wytłumaczyć, że to przemoc.
Głupio o tym pisać, ale dziewczyna już kilka razy podniosła na mnie rękę. Rozmawiałem z nią tyle razy o tym i mówiłem, że nie toleruje przemocy fizycznej w związku. Mam wrażenie, że ona nawet nie czuje się winna, że podniosła na mnie rękę, a gdy jej mówię, co by było, gdybym ja ją uderzył, to mówi, że to nie to samo, że jestem silniejszy itp. Raz jak mnie uderzyła i zaraz próbowała drugi cios wyprowadzić, złapałem ją za rękę i ścisnąłem, to w tym samym dniu jej koleżanki do mnie pisały i obrażały, że jestem damskim bokserem, bo im naopowiadała, że ją biję. Nie wiem jak jej mam wytłumaczyć, że nie wolno podnosić na drugiego człowieka ręki.
Nie kocham żony, jesteśmy przeciwieństwami i potwornie męczę się w relacji.

Dzień dobry, Z żoną jestem już 12 lat po ślubie, a razem jesteśmy od 17. 

Mamy wspólnie syna w wieku 10 lat. Od wielu lat (conajmniej 11) borykam się z problemem w moim związku, w którym się średnio dogadujemy ze względu na ogromne różnice charakterów, temperamentów, celów w życiu, wspólnych zainteresowań itp. 

Od conajmniej 5 lat sam przed sobą stwierdziłem, że ja jej po prostu nie kocham. Kompletnie nic nie czuję, nie tęsknię jak gdzieś wyjadę, nie myślę o niej. Parę miesięcy temu przyznałem się jej do tego, że jej nie kocham i będę chciał zakończyć nasz związek. Ogólnie to poczułem ulgę, że w końcu to powiedziałem i myślałem, że będzie lepiej, ale ulga była na krótko. Oczywiście był płacz, ale po dłużej rozmowie sama stwierdziła, że jest kiepsko. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona boi się samotności i że sobie już nikogo nigdy nie znajdzie. I jak tak gada to ciężko mi trochę na sercu to słuchać, ale ja nie potrafię dłużej tego ciągnąć. Ja po prostu nie jestem już w stanie dać czułości, miłości, itp. Jak ją przytulam to się dosłownie zmuszam do tego. 

Ostatnimi czasy przez przypadek poznałem pewną dziewczynę, z którą się świetnie dogaduję. Jeszcze nic między nami nie zaszło, ale mogłoby dojść. Ja jeszcze staram się trzymać na wodzy z emocjami, bo nie chce niczego odwalić będąc w związku. Dosłowne przeciwieństwo mojej żony. Ja osobiście nie widzę żadnych szans na to, aby się znowu zakochać w żonie. Jest ogólnie dobrą osobą, ale ja już nie mogę tak żyć i siebie oszukiwać. Przez tyle lat też sam się bałem, że nikogo innego sobie nie znajdę, więc tkwiłem w tym. Jest to tak naprawdę pierwsza moja dziewczyna, która mnie zaakceptowała, gdyż nigdy powodzenia nie mialem i być może teraz wychodzą mi jakieś braki z lat młodzieńczych i rzeczy, które powinienem przeżyć w tamtym okresie życia. Żona mówi, że się zmieni itp.ale jak można swój charakter czy sposób bycia zmienić. Ja wiem, że tak się nie da. 

Moje pytanie, jak rozwiązać ten cały problem w moim związku, jak to zrobić, aby wszyscy jak najlżej to przeszli… dzień w dzień o tym myślę, śpię tragicznie i jestem już tym wykończony psychicznie i fizycznie. Czy powinienem się udać do psychologa na rozmowę? Nie wiem co zrobić, żeby się uwolnić od tego wszystkiego.

Boję się samotności, za mną rozstania i teraz ciężka sytuacja. Bardzo mi ciężko. Jaka psychoterapia będzie dla mnie najlepsza?
Mam 31 lat. W ciągu 5 lat przechodzę 3 rozstanie. Sa to moje pierwsze związki, ponieważ na studiach nie chciałam sie angażować w relacje, miałam dużo znajomych i nie chciałam być ograniczona zakazami/fochami. Wracając do rozstań - rozstania się kończyły zazwyczaj w burzliwy sposób. Z 1 partnerem większa agresja była z jego strony, miał pretensje, że nie okazuje mu wystarczająco dużo miłości, na ostatnim spotkaniu krzyczeliśmy, trzasnął drzwiami i już go nie widziałam - związek trwał rok. Poźniej zaczęłam mój kolejny roczny związek, byłam bardzo zakochana i mówiłam sobie, że to miłość mojego życia. Mówiłam mu często, że go kocham, a on mówił mi. Miałam przyjaciółke, która wtedy była sama i zarzucała mi, że za bardzo jestem zafiksowana na punkcie tego chłopaka, zaczęła mi podkładać myśli, że on leci na swoją przyjaciółkę, że ona by była zła, gdyby widziała, że jej facet je z jednego słoika z inna kobieta (jedli raz jakieś buraczki, które przyniosła). W końcu w czasie ogromnego stresu w innych dziedzinach życia dostałam od niego zaproszenie na spotkanie z nim i jego inna przyjaciółką, ale byłam wtedy juz umówiona z tą moją przyjaciółką. Historia skończyła sie tak, że z tego spotkania pojechałam z przyjaciółka na spotkanie chłopaka z ta druga przyjaciółka i wybuchła mega awantura, pamiętam, że bardzo krzyczałam, że mnie nie kocha, a ona, że jestem nienormalna. Poźniej wyjechałam z miasta na miesiąc i wypisywałam do niego jakieś żale, on sie odsuwał, a poźniej okazało sie, że jest w związku (2 miesiące po naszym rozstaniu) z ta dziewczyna od buraczków, a na koniec mi powiedział, że ja go popchnęłam w jej ramiona. Jednocześnie moja przyjaciółka, która mi doradzała wróciła do swojego eks i powiedziała mi, że nie może sie ze mna spotkać w czasie mojego kryzysu, bo ma chłopaka. Kontakt z nia i z moim eks sie urwał. To były osoby, z którymi spędzałam najwięcej czasu i nagle zostałam sama. Moja samotność trwała 7 miesięcy ( bardzo cierpiałam i zmieniłam sie, nie bylam juz ta osoba co wcześniej, zaczęłam sie bardziej przejmować wszystkim ) Jednak w mojego 1 w życiu samotnego sylwestra założyłam konto na Tinderze. Poznałam faceta, z którym spotykałam sie 2 miesiące, a on powiedział, że mnie nie pokocha, że szuka czegoś innego. Następnie wpadłam w wir randek i podeszłam zadaniowo do sprawy. Chciałam bardzo znaleźć kogoś odpowiedniego. Raz mnie odrzucali, znikali, raz ja to robiłam. W końcu poznałam mojego ostatniego chłopaka, z którym (jestem?) od 2 lat. Ostatnio stwierdziłam, że przypomina mi mojego ojca - jest zdystansowany emocjonalnie, cichy przy obcych ludziach, a wybuchowy i nerwowy do najbliższych. Jednocześnie pracowity, wierny i opiekunczy. Jest bardzo ambitny i zależy mu na stworzeniu super warunków do życia dla przyszlej rodziny. Widziałam go jako męża i ojca. Przeszkadzały mi jedynie te wybuchy złości, które pojawiały sie od czasu do czasu, a w tym roku kiedy przeprowadziliśmy sie z mojego mieszkania do jego mieszkania zaczęły pojawiać sie również niemiłe słowa - ''wypier*** z mojego domu'', ''odpier** sie'', a raz na wakacjach gdy przyczepił się, że odpięłam jego ładowarkę z kontaktu bez informowania go o tym, zaczęłam naśladować jego dziwny ton głosu i próbować być tak irytująca jak on - nazwał mnie wtedy głupią dziw*ą. Poźniej oczywiście za te wszystkie słowa przepraszał. Ale mimo tego, że było poźniej juz dobrze, planowaliśmy ślub, dom i dziecko, to te słowa 'głupia dziw*a' 'odpier***sie' do mnie wracały. Dodatkowo przez te dwa lata mi powiedział może 3 razy, że mnie kocha i to było po moim dopytywaniu o to po roku związku. Zaczęłam pytać czy podczas przysięgi małżeńskiej powie, że mnie kocha, a on, że powie i bardzo mnie to dziwiło, że nie może robić tego w domu, a na ołtarzu przy ludziach powie.. tak jakby na pokaz. Wszystkie te historie opowiedziałam, aby przeanalizować moje podejście do związku tego i przeszłych. Moim aktualnym problemem jest to, że 2 dni temu mój chłopak sie znowu przyczepił o absurdalnie głupią rzecz, była związana z jego aktualną pracą (za którą nic nie zarobi, ponieważ ta rzecz ma być w przyszłym portfolio jego startupu, a poświęca na nia od 2 miesięcy po 13 godzin dziennie), ale kompletnie na nią nie wpływała. Ja wyśmiałam, że przejmuje się bardziej tym niż organizator tego wydarzenia. W pewnym momencie pamiętam tylko, że stał nade mną i cały czas gadał. Nie chciało mi sie go słuchać i użyłam jego słow sprzed miesiąca ' odpier?** sie', a on do mnie powiedział 'wypier** z mojego domu'. Byłam w szoku, nic nie powiedziałam, a za jakiś czas podeszłam do niego zapytać czy on tak serio. On milczał i długo sie zastanawiał. Stwierdziłam, że skoro tak długo sie zastanawia to musze zacząć sie pakować. Płakalam i pakowałam sie. Była juz noc, wiec zadzwonilam do mamy przy nim(to kawalerka) aby poradzić się, co robić, bo chłopak kazał mi sie wyprowadzić. Nie wdawałam sie w szczegóły. Ale w końcu zostałam jedną noc. Następnego dnia rano po nieprzespanej nocy, z opuchniętymi oczami musiałam jechać do pracy. Przed pracą wrzuciłam do auta reszte moich rzeczy i pojechałam do pracy, a po pracy ruszyłam do mamy (250 km trasy). Teraz jestem u mamy, rozpakowałam wszystkie rzeczy, ale w środę musze być w Warszawie w pracy. Przeprowadziłam jedną spokojną rozmowę z nim i ustaliliśmy, że dopoki nie bede mogla wprowadzić sie do swojego mieszkania (jest aktualnie wynajmowane i ma miesiąc wypowiedzenia) to mogę mieszkać u niego. W tej rozmowie powiedział mi również, że mnie nie kocha, a jak dopytywałam dlaczego mi wcześniej mówił, że nie musi mówić, że kocha, bo miłość okazuje przez czyny to zaczął mówić, że tak było. Dwie sprzeczne rzeczy - to okazuje przez czyny czy nie kocha?. Później zaczęłam dopytywać czym dla niego jest miłość, a on ' że to takie poczucie, że mógłby porzucić wszystkie marzenia dla tej osoby' i że tego przy mnie nie ma. W tym zwiazku robił ze mna różne rzeczy, na które nie mial ochoty - podróż do Azji, która ostatecznie mu sie podobała, a również poszedł na terapie po namowach, aby pracować nad wybuchami złości. Jeszcze tydzień temu rozmawialiśmy o tym, gdzie weźmiemy ślub, mówił, że ma plan na oświadczyny, a wczoraj po tej kłótni powiedział, że mnie nie kocha tym swoim rodzajem miłości. Mi sie wydaje, że go kocham taką dojrzałą miłością, nie jest to taka miłość szalona/namiętna jak do poprzedniego chłopaka. Jestem w stanie pójść na kompromisy, on tez był w stanie pójść na nie dla mnie. Wspieraliśmy sie i motywowaliśmy. Nie było słów 'kocham Cie'. Akceptowaliśmy swoje niedoskonałości, no może ja nie akceptowałam jego obgryzania paznokci. Jestem aktualnie bardzo rozwalona psychicznie i zdezorientowana. Bardzo chcialabym z nim byc i aby przepracował sobie różne tematy na psychoterapii, a następnie sworzyć rodzine. Jutro mamy rozmawiać o tym wszystkim, ale mam przeczucie, że on nie będzie chciał być ze mna, ze sie przelało, mówi, że za często sie kłócimy, ze kłótnie zawsze eskalują do dużego stopnia. Zastanwiam sie czy to moja wina, jego czy nasza. Nie wiem jak poprowadzić jutrzejsza rozmowę, aby sie dobrze skończyła. Boję się, że się ostatesznie rozstaniemy i znowu bede sama. Dodatkowo jestem bardzo lękliwa i nie wyobrażam sobie, aby znowu przechodzić przez wir randek.. nie chce tego. Nie chce poznawać nowych ludzi. Nie chce tracić kolejnych ludzi z mojego życia. Czasami myślę, aby rzucic Warszawe, prace, sprzedać mieszkanie i przeprowadzić sie do mniejszego miasta, gdzie mam bliskich.. lecz tutaj nie ma dla mnie pracy, a zdalnej nie dostanę. W Warszawie aktualnie nie mam nikogo prócz mojego chłopaka i 2 znajomych koleżanek, które maja swoje życie. Strasznie boję sie samotności. Prosze o doradzenie co powinnam zrobić, jak żyć, jeśli jutro dojdzie do rozstania. Przez miesiac bede musiala mieszkac u niego, pozniej sie wprowadze do swojego mieszkania. Będę jezdzila do pracy, wracała, chodziła na basen/rower, jednak wszystko to będzie bardzo samotne. Ludzie w pracy nie zaspokoją mojej potrzeby ciepła i bliskości...Z drugiej strony boje sie, że jak wroce do niego, te te zachowania agresywne beda sie powtarzać, jednak z kolejnej strony zaczął pracować nad tym u psychoterapeuty, wiec jest jakaś nadzieja. Zapomnialam dodac , że drugie rozstanie bardzo przeżyłam, musiałam sie wspomagać lekami typu xanax.. chodzilam na hipnoterapie aby zmniejszyć ból, niestety przez caly czas zwiazku z moim aktualnym partnerem wracałam myślami do tego zerwania z poprzednim, caly czas je analizowalam i wydaje mi sie, że nadal bede mimowolnie do tego wracac. Jak nad tym zapanowac? jaki rodzaj psychoterapii bedzie dla mnie najlepszy? jak postapic jutro?
Zdradziłam męża. Mąż mi wybaczył, ale jego warunkiem było przyzwolenie na jego zdradę. Teraz mnie okłamuje. Co robić?
Jesteśmy razem 14, małżeństwem 10. Po 8 latach małżeństwa zdradziłam męża. Mieliśmy bardzo ciężko czas, rozwód był codziennym tematem z którego mąż nigdy nic sobie nie robił zawsze było to złóż pozew. Nie był to stały romans a 3 spotkania w ciągu pół roku bez konkretnego utrzymania relacji. W między czasie mąż miał wypadek i zaczęło i układać. Na po 2 latach przyznałam się do zdrady. Mąż wybaczył ale postawił warunek że on też musi mnie zdradzić. Miał dwie kobiety. Pomimo że powiedział że zakończył z nimi znajomość przyłapałam go na kłamstwie 3 razy. Przysięgał że już nic nie zrobi przeciwko mnie i kolejne kłamstwo. On nie wie że ja wiem. Nie wiem co zrobić. Kocham go i nie chcę go stracić ale nie umiem z nim żyć wiedząc że mnie klamie. Pomóżcie
Chłopak żył na dwa domy, nie mógł się wyplątać z tamtej relacji
Chłopak żył na dwa domy, nie mógł się wyplątać z tamtej relacji. Zachowywał się wobec mnie, jak prawdziwy partner, ale nigdy nie powiedział, jaka jest prawda. Musiałam odkryć ją sama. Zrobiłam wielką dramę licząc na to, że zakończę to raz a porządnie, ale okazało się, że on kocha mnie i że to ze mną chce spędzić życie. Jego była pyta się mnie czy wszystko u mnie w porządku, myśląc, że on odszedł tak, jak od niej. A jak ja mam mieć z nią kontakt, skoro próbujemy jakoś to poskładać. W międzyczasie napisała inna dziewczyna. Że się spotykali, ale on twierdzi, że tylko jej pomógł w czymś, ale ja nie rozumiem, po co ona napisała do mnie? Kolejne kłamstwo z jego strony? Nie potrafię przetworzyć tych wszystkich uczuć i informacji.
Czuję, że mam fobię społeczną. Dokąd powinnam się z tym udać i co powiedzieć na początku?
Czuję, że mam fobię społeczną. Dokąd powinnam się z tym udać i co powiedzieć na początku?
Czuję, że społeczeństwo nie szanuje osób uprzejmych, grzecznych-trzeba być chamem, żeby otrzymać respekt.
Witam. Mam pytanie, dlaczego jak człowiek jest miły, uprzejmy, grzeczny, uczciwy, to ludzie próbują człowieka wykorzystać i nie szanują, pomiatają. Czy w tych czasach trzeba być chamem i prostakiem, żeby mieć szacunek i respekt u ludzi ?
Konflikty w związku: jak rozmawiać, gdy z małych spraw robi się wielkie zamieszanie?

Witam, 

ostatnio mam gorszy czas z partnerem. Było kilka dziwnych sytuacji. Już trochę nauczyłam się panować nad własnymi emocjami, a mam wrażenie, jakby mój chłopak zdziecinniał. Mieszkamy razem dość długo. Pewnego dnia, gdy odwiozłam go do pracy i pojechałam do swojej mamy, po powrocie miałam po niego jechać, ale zaproponowałam, że może przyjedzie po niego jego tata. Nie chciał, po czym powiedział, żebym to ja po niego przyjechała. Następnie zadzwonił jeszcze raz i powiedział, że wróci jednak ze znajomym z pracy. 

Po powrocie do domu zarzucił mi, że nie chce po niego przyjeżdżać, że jak zabieram auto, to żebym je odstawiała (tzn. do jego pracy) oraz, jak ja mogłam w ogóle pomyśleć, że ktoś inny ma po niego pojechać. 

Ja nie miałam nic złego na myśli. Nie wiem, jak reagować na takie sytuacje, bo takich (jak dla mnie błahych) spraw jest sporo i z sytuacji zupełnie dla mnie nieznaczącej potrafi zrobić wielkie show.

Od pewnego momentu bardzo przejmie się swoim zachowaniem sprzed 20-kilku lat
Od pewnego momentu bardzo przejmie się swoim zachowaniem sprzed 20-kilku lat. Boje się co by mąż o mnie pomyślał chociaż wtedy go jeszcze nie znałam. Chociaż nie zrobiłam nic złego. Po prostu z jednej dyskoteki odprowadzał mnie chłopak teraz uznany za złego zresztą wtedy też nie miał dobrej opinii i mimo że do niczego między nami nie doszło znajomości nie kontynuowałam mimo że gdzieś tam mi się trochę podobał teraz bardzo się wstydzę tego i nie mogę przestać myśleć że mój mąż by źle o mnie myślał. Nie wiem dlaczego to do mnie wróciło skoro tak naprawdę nic się wówczas nie wydarzyło. Sam fakt że mi się podobał wcześniej i że mnie odprowadzał nawet nie do domu bo weszłam do innego bloku bo już wiedziałam że nie będę tej znajomości kontynuować i nie chciałam by wiedział gdzie mieszkam. Mimo tego wszystkiego mimo że wiem że to błahostka wróciło to do mnie i nie daje spokoju. Najchętniej powiedziałabym mężowi o tym bo przecież wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu ale wiem że by mi to wypominał do końca życia.
Jak przekonać żonę do mojego hobby - grania na konsoli?

Jestem 35-letnim facetem mającym Żonę I 9-letnią Córkę. 

Nie jesteśmy specjalnie zamożni, ale też głodem nie przymieramy. Dlaczego o tym mówię? Mam problem. Lubię sobie w wolnym czasie (późny wieczór/noc) pograć na konsoli. Jakiś czas temu ją sprzedałem, ponieważ na horyzoncie pojawiła się możliwość dodatkowych godzin w pracy i zwyczajnie nie było czasu, żeby grać. Teraz ten czas znów się pojawił, ale moja Żona jest przeciwnikiem zakupu konsoli. I zapewne względy finansowe nie są tu decydujące, bo na zakup telefonu za ponad 3k nie był dla Niej problem i wyraziła aprobatę. Żona nienawidzi, jak gram na konsoli- uznaje to stratę czasu, za rozrywkę przeznaczoną dla Dzieci. I żeby nie było- grając kiedyś, nie zaniedbywałem obowiązków jako Tata, jako Mąż, czy też tych zawodowych. 

Kilka miesięcy temu trafiłem na dobrą promocję i zakupiłem sprzęt z tym, że mam go skitranego w pracy. Żona o tym nie wie. 

Taki stan trwa już z 3 miesiące. Nie chcę awantur, ale wiem, że jakakolwiek próba rozmowy na ten temat, że może bym kupił, skończy się właśnie awantura. Czy jestem na straconej pozycji ? Co mam zrobić, aby przekonać Żonę, że też mam prawo do swoich pasji i odrobiny rozrywki - nie sama praca i obowiązkami człowiek żyje.

Męczy mnie zazdrość i ból, gdy przyjaciółki wchodzą w związki i się ode mnie oddalają.
Jestem panicznie zazdrosna/zawistna, że przyjaciółki wchodzą w związki Od lat otaczam się wieloma, bliskimi przyjaciółkami. Większość z nich po jakimś czasie wchodzi w związki i oddala się, bo nie spędzamy już tyle czasu ze sobą (mimo że mówią mi, że nic się między nami nie zmieniło). Ostatnio została mi jedna przyjaciółka singielka - razem zwiedzałyśmy świat, ciągle się widziałyśmy. Niestety weszła teraz w związek, a ja, żeby siebie nie ranić, staram się nie pisać do niej, unikam spotkań - nie wiem czemu tak reaguję, chronię chyba swoje emocje. Za każdym razem jak mówi o tym jaki nowy partner jest wspaniały, czuję aż mdłości, albo jakby coś mnie kłuło w środku. Raz nawet porysowałam swoje auto, bo byłam tak zestresowana tą sytuacją, że straciłam panowanie na parkingu. Oczywiście można wywnioskować, że jestem sama, mimo że aktywnie szukam partnera i marzę o rodzinie, to ciągle zmagam się z przykrymi sytuacjami: ghosting, oszukiwanie itp. Mam dość odczuwania tej zazdrości a właściwie zawiści - bo, mimo że to okropne to wolałabym, aby przyjaciółki były singielkami jak ja. Okropnie jest żyć z takim uczuciem. Zwłaszcza, że nie wiem czemu im się ciągle przydarzają dobre związki, a mi nie. Od razu zaznaczam, że jestem osobą heteroseksualną i nie czuję żadnych uczuć romantycznych względem przyjaciółek - tego jestem pewna.
Zmęczony mąż, praca w firmie i brak wsparcia w domu - jak sobie radzić?

Dzień dobry. Niepokoi mnie, a właściwie również męczy zachowanie męża. Mamy własną firmę, mąż bardzo dużo pracuje i jest notorycznie zmęczony. W domu nie robi kompletnie nic. Jak już jest, to telefon nie wychodzi mu z ręki - sporo pracujemy telefonem (prowadzimy firmę transportową) no ale tik tok jest na porządku dziennym. 

Uwagi zwrócić nie można, bo on się odstresowuje. 

Ja również pracuję, robię w naszej firmie wszystko oprócz jazdy i szeroko pojętego planowania. Dodatkowo zajmuje się dziećmi, domem, psami, mężem. On uważa, że głównie to on pracuje. Teksty - ja będę gotował obiadki (bo w tej dziedzinie chyba mnie tylko widzi) a Ty jedz w trasę, przygotuj mnie na wyjazd (chodzi o proste rzeczy jak nawet wyjęcie jedzenia z lodówki - tylko że to mam zrobić ja) zrób mi zakupy, wypierz mi czapkę, potrafi zrobić awanturę, że sprzątam łazienkę i czuć chemią, gdzie to ja głównie w tej chemii siedzę. 

Awantura o brak pasty do zębów (używa 2 na zmianę - muszą być dwie zawsze) o brak nitki, kulki pod pachę, skarpet (ma jakieś sto par, ale zawsze jest awantura o skarpety), że mało, zawsze mało. Takie absurdy mogę mnożyć. Teraz nawet jak to piszę, jest mi wstyd. Chyba bardziej siebie, że w tym trwam. Jestem wykształconą, Zaradną kobietą a pozwoliłam się tak poniżyć. Od wielu lat nie dostałam od męża nic- bo on uważa, że skoro mam wolny dostęp do konta, to on nie musi się starać, bo zakupy go stresują. Dzieci są już nastolatkami, ale wiedzą, że liczyć mogą tylko na mnie. Dodatkowo wiecznie robi z siebie biednego, zmęczonego, chorego. Dziś, kiedy źle się czuł, najpierw kazał zrobić sobie herbatę, potem zrobił awanturę, że za słodka a na koniec wyszedł obrażony, że źle się czuje i musi jechać do pracy. Po kłótni nie odbiera tel. Potrafi go wyłączyć kiedy, wie, że ja nie mam pojęcia jak pokierować pracą ludzi. Ostatnio było tak już dwa razy. To był dla mnie tak duży stres, że dostałam ataku paniki. Nigdy nie przeprasza, bo on uważa, że wszystko jest zawsze moją winą. Zastanawiam się, czy to, co on robi to egoizm, narcyzm, czy jakieś zaburzenie. 

Patrzę na niego i zastanawiam się jak mężczyzna może siedzieć na kanapie z tel w ręku, kiedy ja noszę kamień na ogrodzie z dziećmi, kosze trawę, robię po prostu wszystko.

Czy warto na siłę pomóc osobie, którą kocham? Odejście partnera, dla własnego dobra.
Byłam blisko z mężczyzną, który po poważnej rozmowie dotyczącej naszej relacji stwierdził, że nie ma sił i nie chce ryzykować wchodząc w nowy związek (został wcześniej zraniony przez ex i dalej mu się przypomina). Tłumaczył to tym, że nie chce żebym przez niego cierpiała (i tak bolało), bo pogubił się w życiu i potrzebuje czasu na ogarnięcie się, ale tak naprawdę nie potrafi tego zrobić tylko dalej rozpacza i nie ma w nim żadnej chęci zmiany (sięgnął też po alkohol). O tym, że boi się na nowo wchodzić w związek wspominał już wcześniej, ale zaraz sam zaprzeczał czynami temu co mówił, a ja żyłam w swojej bajce, bo miałam nadzieję, że z czasem mi zaufa i zmieni zdanie. Jednak zaczęłam za bardzo naciskać i dodatkowo po każdym zbliżeniu on zaczynał się wycofywać następnego dnia, a ja błędnie to odczytywałam. Minął miesiąc odkąd nie mamy ze sobą żadnego kontaktu, ale ja nie umiem odpuścić i chcę mu pomóc. Jestem osobą, która nie umie zostawić człowieka w potrzebie i mieć świadomość tego jak upada. Mimo tego obawiam się, że nie podołam wyzwaniu i znowu tylko siebie zranimy. Proszę o doradzenie czy warto w to brnąć (jestem świadoma tego, że będzie mnie to dużo kosztowało), a jeśli tak to w jaki sposób.
Czy zdrada emocjonalna jest wybaczalna? Ile powinnam dać czasu partnerowi na przejście przez sprawę i zacząć odbudowywać zaufanie?
Czy zdrada emocjonalna jest wybaczalna? Co zrobić żeby partner nam wybaczył i zaufał ponownie? Kiedy najlepiej jest zacząć się starać o odbudowanie zaufania- od razu czy dać partnerowi kilka dni ? Niestety przez głupotę zawiodłam jego zaufanie jeden jedyny raz, wiem, że odbudowanie tego, jeżeli w ogóle jest to możliwe, zajmie dużo czasu i pracy nad naszą relacją, ale bardzo chciałabym to naprawić, bo go kocham.