Jak radzić sobie z emocjami i konfliktami w rodzinie mieszkając z teściami?
Asia

Olga Żuk
Sytuacja, w której się znalazłaś, jest bardzo obciążająca – życiowa zmiana, opieka nad małym dzieckiem, brak własnej przestrzeni i napięcia w relacji z mężem to mieszanka, która może prowadzić do silnych emocji, również złości czy frustracji. To, że kochasz swoje dziecko, nie wyklucza tego, że czasem czujesz się przytłoczona – to ludzkie i nie ma w tym nic wstydliwego.
Jeśli chodzi o relację z mężem – jego wybuchy złości, przekleństwa i wyzwiska są niepokojące. Takie zachowanie to forma przemocy słownej i nie powinno być usprawiedliwiane stresem. To, że po kłótni wszystko wraca „do normy”, nie oznacza, że problem znika – on się tylko odsuwa w czasie.
Co możesz zrobić:
– Zadbaj o swoje granice – nie musisz zgadzać się na obrażanie. Warto jasno zakomunikować, co jest dla Ciebie nie do przyjęcia.
– Zwróć się po wsparcie – rozmowa z psychologiem lub terapeutą może pomóc Ci poukładać emocje i znaleźć siłę, by działać.
– Porozmawiaj z mężem na spokojnie (kiedy nie ma konfliktu) o tym, jak się czujesz i co to z nim robi – nie atakując, ale mówiąc o swoich emocjach.
– Jeśli sytuacja się nie poprawia – rozważ pomoc terapeutyczną dla Was obojga lub indywidualną. Wspólne mieszkanie z jego rodziną również może być źródłem napięć i warto to omówić razem.
Masz prawo czuć się bezpiecznie i mieć przestrzeń na odpoczynek. Nie jesteś sama – to dobrze, że szukasz pomocy. To pierwszy krok ku zmianie.
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Elżbieta Byzdra-Rafa
Dzień dobry!
Gdy planujemy rodzicielstwo, oczekujemy na dziecko, często wyobrażamy sobie same dobre chwile z dzieckiem. Planujemy, jacy będziemy jako rodzice, co będziemy robić, a czego unikać...
Nie bierzemy przy tym pod uwagę skrajnego wyczerpania, zmęczenia, wykonywania wielu drobnych powtarzalnych czynności, które nie przynoszą trwałego efektu... Do tego dochodzi samotność, przytłoczenie ciężarem odpowiedzialności, baby blues, rosnące poczucie winy, że nie jesteśmy rodzicami z naszych marzeń, trudne wzorce i traumy wyniesione z domu...
I przepis na trudności gotowy...
Do tego dochodzi mieszkanie razem z teściami i kłótnie z mężem...
Myślę, że warto, aby rozpoczęła Pani terapię indywidualną, podczas której nauczy się Pani wyrażania i zaspokajania swoich potrzeb, sięgania po pomoc i wsparcie, odpuszczania, stawiania granic.
Mężowi też przydałaby się terapia, aby nauczył się regulować emocje (złość) i też zadbać o swoje potrzeby...
Choć z pozoru wydaje się to nierealne przy małym dziecku, to jestem przekonana, że warto.
Pozdrawiam
Elżbieta Byzdra -Rafa
Centrum Psychoterapii Jaźniej

Katarzyna Jadwiga Lewińska
Pani Asiu,
Pracuję z kobietami w ciąży i z małymi dziećmi - sytuacje, jakie Pani opisuje, mogą nie tylko mówić o Pani stanie psychicznym i fizycznym (trudności odczuwane po przebytej ciąży, porodzie, połogu, wymagająca opieka nad małym dzieckiem). To także mogą być informacje związane z Waszymi nowymi rolami, jako rodziców, nie tylko partnerów. Jak się oboje czujecie po tej zmianie? Rozmawiacie na ten temat? Czy dyskutowaliście otwarcie na temat Waszych wyobrażeń na temat życia "po dziecku"?
Wspólne mieszkanie z rodzicami męża - czy to przejściowe, czy długoterminowe - może generować napięcia zupełnie naturalne w takim układzie: to ich dom, nawet, jeśli mieszka tam ich "dziecko", to już w zupełnie nowych okolicznościach.
Zachęcam do poszukania wsparcia dla siebie, także w grupach wsparcia dla mam z maluchami - to świetne środowisko dla kobiet, które wkraczają w świat macierzyństwa - oraz do ustalenia, co jest dla Pani, dla Was najważniejsze, czy jesteście w stanie ustalić też zasady wspólnego mieszkania z Teściami, biorąc pod uwagę ich "teren", jakim jest ich dom.
Pozdrawiam!
Katarzyna J. Lewińska

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
To, co Pani przeżywa, jest bardzo trudne, ale nie oznacza, że coś jest z Panią nie tak. Silne emocje wobec dziecka, złość czy bezsilność, to częsty efekt przemęczenia, stresu, braku własnej przestrzeni i wsparcia. Takie myśli nie oznaczają, że Pani nie kocha dziecka - mogą być objawem przeciążenia lub depresji poporodowej. Jeśli stają się przytłaczające, warto skonsultować się z psychologiem lub psychiatrą. To nie słabość, tylko troska o siebie i dziecko. Mąż, mimo stresu, nie ma prawa Pani wyzywać czy poniżać - to nie jest zwykła kłótnia, ale zachowanie przemocowe. Przeprosiny po wszystkim nie zmieniają faktu, że Panią rani. Mieszkanie z teściami dodatkowo podnosi napięcie i odbiera poczucie bezpieczeństwa. Warto z mężem porozmawiać na spokojnie, kiedy emocje opadną, i jasno powiedzieć, że nie zgadza się Pani na takie traktowanie.
Życzę wszystkiego dobrego,
Justyna Bejmert
Psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry jesteśmy rodzicami 11-latka. Od pewnego czasu nas syn zachowuje się w stosunku do nas bardzo niegrzecznie.
Mówi, że jesteśmy dziwni, że zabieramy mu wszystko, że go gnębimy, że ja jestem głupia, a mąż jest debilem.
Syn nie wywiązuje się z żadnych obowiązków domowych typu. Np. nie robi łóżka, nie chce się pakować do szkoły, rzuca rzeczy gdzie popadnie. Strasznie pyskuje. Nie stosuje się do punktualności, wychodząc na dwór na rower, spóźnia się o pół godziny, godzinę i jak wraca, to jeszcze krzyczy. Uczy się bardzo dobrze. Syn ma schowany telefon , tablet komputer, gdyż tylko by chciał grać. Tv ciągle by oglądał gliniarzy, jak wyłączę tv to wojna, że wszystko mu zabieram. Szczęka do nas np. z banana lub wymachuje ołówkiem przed oczami. Nie ukrywam, że moja cierpliwość się kończy. Czy mamy się udać z synem do psychologa ?
Witam. Mąż znalazł nową kobietę. Oznajmił mi, że chce rozwodu.
Ja chce z nim porozmawiać, żeby uratować wszystko dla naszej córeczki oraz dla nas. A on się nie odzywa do mnie, tylko cały czas pisze z nią.
Cześć, zwracam się z prośbą o pomoc, co moge zrobić, sprawa wygląda tak, że mój tata jedzie za granice do pracy znów za kilka dni na 4 tygodnie czyli cały sierpień i z racji, że mam 18 lat chce, żebym opiekowała sie 10-letnim bratem, mamy nie ma, bo piła caly czas i se poszla do babci, która mieszka z 500m ode mnie, ale tata nie chce, żeby wróciła i mówił wszystko kuratorom, to by i tak nie pozwolili sie bratem opiekowac, ja ogólnie nie chcę, ale i tak tu w domu siedzę, czasem choć jeżdżę do swojej dziewczyny często i na długo, to w sierpniu też bym chciała troche wyjść i pojechać na kilka dni do niej, cokolwiek, ale ja wiem, że może mu sie nie podobać, jak powiem ''nie'' i może nie nakrzyczy na mnie, ale będzie stosował manipulacje, a mnie to przybija i ja nie chce z nim rozmawiać, bo sie boje i nie potrafię wydusić słów do niego od zawsze, a na caly miesiac nie mam gdzie iść, żeby tu po prostu nie być, bo jak u babci jest moja mama to już tam miejsca nie ma, a dziewczyna moja ma 17 lat i watpię, że jej rodzice będą chcieli mnie aż na miesiąc, więc jestem ciągle zestresowana tym wszystkim.
Witam. Opiszę w dużym skrócie moją historię.
Od zawsze mieszkałem w domu, jak miałem 25 lat wyremontowałem sobie mieszkanie na 1 piętrze i zamieszkałem tam po moich dziadkach. 7 Lat temu poznałem swoją obecną żonę, pracowałem wtedy w delegacji i wtedy jeszcze dziewczyną widywałem się weekendami. Od tamtej pory leczę się u psychiatry, mam nerwicę/depresję. Zrezygnowałem z tamtej pracy i ogólnie jakoś sobie radziłem. Wzięliśmy ślub, urodził nam się synek, obecnie ma 3 lata. Jednak przez ostatnie dwa lata wydarzyło się u mnie dużo. Ze względu na konflikt rodziców i ich późniejszy rozwód, dla ratowania swojej rodziny wyprowadziliśmy się do miasta rodzinnego mojej żony, niedaleko około 30 km od mojego rodzinnego miasta. Znalazłem tutaj pracę, udało się wziąć kredyt, mamy czym jeździć. Wydaje się, że wszystko poukładane...
Tylko nie u mnie, nie cieszę się z tego, co mam, jedynym co mnie trzyma jeszcze przy tym wszystkim, jest syn. Chodzę do terapeuty uzależnień w celu rzucenia papierosów. I dużo rozmawiamy głównie o tym, co się u mnie dzieje, na pozór powinienem być szczęśliwy, faszeruje się od 7 lat lekami na depresję i tak naprawdę nie czuję się nigdy, jak bym chciał.
W głębi czuję, że mieszkając w bloku, ja nie będę szczęśliwy, ja jestem przyzwyczajony, że mogłem wyjść na podwórko cokolwiek zrobić, bardziej to wyglądało zawsze jak życie na wsi.
A teraz przychodzę z pracy i oprócz zajmowaniem się synem nie mam czym się zająć. Lubiłem zawsze jakieś prace fizyczne, typu koszenie trawnika itp. (przy domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia)... Moja żona ma tu wieloletnich znajomych, rodzinę, tą samą pracę od wielu lat. Ja mam nową pracę, ale wydaje mi się, że poświęciłem wszystko dla komfortu mojej żony, nie myśląc o sobie. Na dzisiejszy dzień zmagam się każdego dnia z objawami nerwicy, nie mam żadnego hobby (z piłki nożnej zrezygnowałem na początku znajomości z żoną ze względu na brak czasu, by się spotykać). Czuję się samotny mimo, że mieszkam ze swoją rodziną. Żona nie potrafi mnie zrozumieć, że nie mam tutaj przyjaciół, rodziny. Zrezygnowałem w 100% z alkoholu, chociaż czasami wypiłem piwko, to dawało mi to choć trochę radości.
Nie mam komu się wygadać, w pracy nie mam przyjaciół.
Do mieszkania już się nawet czasami nie chce wracać, wiedząc, że nikt mnie nie zrozumie... Czuję wewnątrz, że ja długo w takim maraźmie nie pociągnę. Chciałbym wrócić do domu, w którym mieszkałem większość życia do poprzednich znajomych. Mam jednego brata, który mieszka daleko i też nie chce zawracać mu głowy swoimi problemami...
Rodzice mojej partnerki całe życie ją źle traktowali. Była przemoc fizyczna oraz psychiczna, wyrzucanie z domu i spanie na klatce, zostawianie pustej lodówki i ciągłe szantaże emocjonalne. Gdy zaczęliśmy się spotykać, oni mnie nie akceptowali, prawdę mówiąc poznałem ich dopiero po około 3 latach związku, bo zakazywali mi przychodzenia do ich domu. Po wyprowadzce partnerki z jej rodzinnego domu oni zaczęli Nas zapraszać i tak jakby mnie akceptować. Widzę, że to jest sztuczne i osobiście nie jestem w stanie zapomnieć im poprzedniego traktowania mnie, jak i traktowania mojej drugiej połówki. Oni nie widzą problemu, pomimo zwrócenia im o to uwagi. Moja partnerka natomiast twierdzi, że rodzicom należy się szacunek pomimo wszystko, pomimo tej wyrządzonej krzywdy (jej rodzeństwo doświadczyło tego samego i tak samo uważają). Wydaje mi się, że moja partnerka stara się z całej siły, abym ich polubił lub chociaż tolerował, nie jestem w stanie. Mamy o to ciągle okropne kłótnie, po których zastanawiam, się czy związek ma dalej sens, ponieważ chce kiedyś dzieci i nie chce, żeby miały kontakt z takimi ludźmi (są to alkoholicy, niestabilni emocjonalnie, którzy często stosują przemoc, szczególnie po alkoholu). O ile staram się to w jakiś sposób zrozumieć, to jestem już zmęczony i bezradny co mogę dalej z tym zrobić i czy to dalej ma jakąkolwiek przyszłość.
Czy w przypadku podejrzenia u matki dzieci narcyzmu złośliwego i psychopatii (na to wskazuje jej zachowanie wobec mnie - bylego partnera i wobec dzieci), należy wytłumaczyć dzieciom, kim jest ich matka, do czego prowadzi jej zachowanie? Matka stale manipuluje dziećmi, kłamie, oczernia mnie, odrzuca ich miłość, karze cisza, karze odrzuceniem, bagatelizuje ich emocje, straszy ich policja, porwaniem, Nastawia jedno dziecko przeciw drugiemu, szantażuje itp. Czy mówić prawdę, czy przemilczać to? Chodzi o moja odpowiedzialność, jako ojca za ich właściwy emocjonalny rozwój. Dzieci 9 i 14 lat kończą w tym roku.