Jak radzić sobie z poczuciem zdrady w związku z powodu masturbacji partnera?
Temat dość kontrowersyjny na wielu forach, jakie miałam okazje czytać, mianowicie jest to temat masturbacji do treści internetowych w związku, która przez większość jest uznana za normalny ludzki przywilej i gdy się go nie akceptuje, to coś jest nie tak. I właśnie to ja stoję po tej stronie barykady „nie tak”, i jakkolwiek śmiesznie to brzmi - po prostu czuję się zdradzona, gorsza, mniej atrakcyjna od tego, co grzeje zza ekranu.
Temat zdrad jest w mojej rodzinie od pokoleń, i wraz z pracą na terapii dowiedziałam się, że to również ma ogromny wpływ na moje postrzeganie tego całego „normalnego świata”.
Tylko co dalej? Miliony wątków pojawia się w mojej głowie, czy zacząć robić to samo? Czy przystać i się przypodobać?
Uważam, że relacja zanika, gdy jedna strona jest zawsze zaspokojona i nie czuć na co dzień tej gry wstępnej, budującej się przez cały czas do momentu, gdy możemy oddać się przyjemności po obowiązkach. I sam temat tego, że jest to robione do innej osoby jest dla mnie potwornie bolesny..
Jestem załamana, gdyż po wielu rozmowach to wciąż się dzieje, i nie widzę nadziei na budowanie przyszłości, jeśli ma ona wyglądać w ten sposób…
Anonim

Diana Ziegert
Dziękuję Ci za odwagę i zaufanie, z jakim dzielisz się tym, co tak głęboko Cię porusza. To naprawdę nie jest łatwy temat – i właśnie dlatego warto go potraktować z czułością, empatią i szacunkiem dla Twoich granic i emocji.
Twoje uczucia – zranienia, zazdrości, bólu, zawodu – są absolutnie ważne i zasługują na przestrzeń, a nie ocenę. To nie jest "coś nie tak" z Tobą, że czujesz się zdradzona czy pomniejszona w związku, gdzie masturbacja do treści erotycznych rani Twoje poczucie bliskości. To jest Twój wewnętrzny kompas. I masz prawo mówić: „To mnie boli.”
Masz prawo do związku, w którym Twoje potrzeby i emocje nie są bagatelizowane.
To, że inni na forach twierdzą, że „to normalne”, nie oznacza, że musi być to normalne w Twoim świecie, w Twoim związku. Każda para tworzy własne zasady intymności i wzajemności. I jeśli dla Ciebie wyłączność emocjonalna i seksualna oznacza, że Twój partner nie sięga po bodźce erotyczne spoza Waszego świata – to nie jesteś „pruderyjna”, tylko szczera wobec siebie.
To też bardzo ważne, że widzisz wpływ historii rodzinnych, że masz świadomość, jak zdrady odcisnęły piętno na Twoim systemie nerwowym i zaufaniu. To nie jest Twoja wina. Ale warto zauważyć – że Twoje granice są nie tylko wyrazem ran, ale i Twoich wartości. Tego, co dla Ciebie jest prawdziwe, ważne, budujące.
I teraz… co dalej?
Nie musisz „przystawać” na coś, co łamie Twoje serce, tylko po to, by się „przypodobać”. W relacji nie chodzi o dopasowanie się do dominujących norm społecznych, tylko o wspólne tworzenie zasad, które budują zaufanie i poczucie bezpieczeństwa.
To nie Ty masz się zmieniać wbrew sobie. Jeśli po wielu rozmowach nadal nie ma zmiany, a Ty czujesz się nieusłyszana i zraniona – to niestety być może jest to związek, w którym nie ma przestrzeni na to, co dla Ciebie najważniejsze.
Masz pełne prawo oczekiwać, że Twoje potrzeby emocjonalne i seksualne będą traktowane poważnie. Seks to nie tylko „fizjologia” – to intymność, więź, bliskość, wspólne napięcie, wzajemność, obecność. I właśnie o to woła Twoje serce.
Nie musisz „robić tego samego”, by się nie czuć gorszą. Masturbacja nie jest „odpowiedzią” na pustkę w relacji – rozmowa, obecność, intymność i prawdziwa zmiana są.
Z całego serca wspieram Cię w tym, byś nie rezygnowała z siebie i swoich granic w imię relacji, która Cię boli. To, że boli – to sygnał. To nie „zazdrość”, tylko wewnętrzny alarm, że coś nie działa jak powinno.
Jesteś godna relacji, w której czujesz się jedyna, ważna, bezpieczna.
I masz prawo odejść, jeśli ktoś nie szanuje Twojego „nie”.
A jeśli zdecydujesz się walczyć – to tylko wtedy, gdy czujesz, że ta walka przynosi wzajemne zbliżenie, a nie samotność.
Pozdrawiam

Magdalena Sikora
Dziękuję Ci za tak szczere i odważne podzielenie się tym, co czujesz. To, o czym piszesz, jest głęboko poruszające i bardzo ludzkie – ten temat porusza czułe struny, zwłaszcza gdy dotyka obszarów związanych z intymnością, bliskością i naszymi osobistymi granicami.
Twoje uczucia są ważne i mają pełne prawo istnieć, niezależnie od tego, co "większość" uznaje za normę. W relacji nie chodzi przecież tylko o to, co „obiektywnie normalne” według internetu, forów czy nawet specjalistów – chodzi o to, co jest bezpieczne, wspólne i wzajemnie uzgodnione dla waszej dwójki.
Kilka myśli, które mogą być pomocne:
Twoje granice są ważne
To, że czujesz się zdradzona, nie oznacza, że jesteś „przewrażliwiona” czy „toksyczna”. To oznacza, że coś głęboko w Tobie zostało poruszone – może przez historię Twojej rodziny, może przez wzorce, które niosą ból. Ale to też nie znaczy, że jesteś skazana na cierpienie – masz prawo mówić o swoich granicach i pragnieniach.
To nie musi być walka „kto ma rację”
To nie musi być wojna między „tym, co normalne” a „tym, co boli”. Można próbować spotkać się w miejscu, gdzie oboje możecie być prawdziwi. Jeżeli druga strona nie chce zobaczyć Twojego bólu, nie próbuje zrozumieć, co za nim stoi – to może być sygnał, że coś w tej relacji nie jest partnerskie.
Czy masz dla siebie zgodę, żeby nie pasować do „normy”?
Bo może nie chodzi o to, żeby zacząć „robić to samo”, „przypodobać się” albo wejść w świat, który nie jest Twój. Może chodzi o to, żeby w ogóle zadać sobie pytanie: czy w tej relacji mogę być sobą i nadal czuć się kochana, ważna, wystarczająca?
Rozmowy, które nie zmieniają niczego…
Skoro „po wielu rozmowach to wciąż się dzieje”, to nie jesteś tylko osobą, która ma problem, ale osobą, która mówi i nie jest słyszana. A to jest inna historia. Bo w zdrowym związku to nie chodzi o to, żeby wszystko rozumieć tak samo, tylko żeby być otwartym na ból drugiej osoby. A może właśnie tego zabrakło?
Mam nadzieję, że te kilka słów będzie pomocne.
Pozdrawiam serdecznie.
dr Magdalena Sikora

Dorota Mucha
Dzień dobry,
Rozumiem Pani uczucia. Pani perspektywa jest ważna i wynika z Pani doświadczeń. To naturalne, że czuje się Pani zraniona i odrzucona, gdy partner poszukuje podniet poza związkiem.
Warto przyjrzeć się Pani przekonaniom na temat wierności i intymności. Terapia może pomóc w zrozumieniu, jak przeszłe doświadczenia wpływają na Pani obecne relacje.
Komunikacja z partnerem jest kluczowa. Proszę wyrazić swoje uczucia i potrzeby wprost, ale spokojnie. Może warto wspólnie poszukać kompromisu lub pomocy terapeutycznej dla par.
Pozdrawiam serdecznie,
Dorota Mucha - psycholog

Magdalena Żukowska
Dzień dobry
Dziękuję Ci, że podzieliłaś się tym tak szczerze – wiem, jak trudne bywa mówienie o bólu, który jest często bagatelizowany przez innych. Temat, który poruszasz, to nie tylko pytanie o masturbację w związku, ale znacznie głębsza warstwa – to pytanie o granice, bezpieczeństwo emocjonalne, bliskość i to, co dla Ciebie oznacza bycie w relacji. I choć w wielu miejscach możesz usłyszeć, że „to przecież normalne”, „każdy to robi” albo że „nie masz prawa się o to obrażać” – to prawda jest taka, że Twoje uczucia są ważniejsze niż jakakolwiek internetowa norma.
To, co czujesz – zazdrość, smutek, poczucie bycia mniej ważną, zranioną – nie bierze się znikąd. Kiedy mówisz, że w Twojej rodzinie temat zdrad był obecny przez pokolenia, to już samo w sobie wiele tłumaczy. Zdrada – ta emocjonalna, seksualna, symboliczna – zostawia ślad nie tylko w ciele, ale i w wewnętrznym świecie relacji. Uczymy się miłości często przez to, czego doświadczyliśmy w domu. I jeśli bliskość była tam zawodna, nielojalna czy bolesna, to nie dziwne, że nawet potencjalnie "normalne" zachowania partnera mogą aktywować w Tobie ogromny niepokój. Ale to nie znaczy, że „masz z tym coś zrobić”, by się przypodobać. Nie chodzi o to, żebyś teraz udawała, że to Ci nie przeszkadza, albo że masz robić to samo, by „wyrównać rachunki”. To byłoby jak zakładanie maski, która coraz mocniej odcina Cię od własnych potrzeb. A Ty już doskonale czujesz, że nie tędy droga.
To, co przeżywasz, to realna utrata poczucia więzi. Kiedy partner regularnie kieruje swoje potrzeby seksualne gdzie indziej – choćby tylko wirtualnie – a Ty o tym wiesz, widzisz to, czujesz się z tym źle i mówisz o tym, a mimo to nic się nie zmienia… to nie jest tylko „jego wybór”. To już wpływa na Waszą relację. I boli, bo każdy z nas potrzebuje czuć się pragniony, wybrany, widziany. Nie jako opcja „obok”, kiedy ekran się wyłączy, ale jako osoba, dla której jestem źródłem ekscytacji i bliskości. Nie musisz przekonywać samej siebie, że to z Tobą jest coś nie tak, skoro nie możesz tego zaakceptować. W terapii często mówimy: granice są granicami właśnie dlatego, że nie są takie same dla wszystkich. Jeśli coś Cię rani – to nie znaczy, że jesteś przewrażliwiona. To znaczy, że warto to uszanować i się temu przyjrzeć.
Pytasz, co dalej. Na pewno nie musisz podejmować decyzji już teraz. Ale warto, żebyś zadała sobie pytania: czy mogę zbudować z nim coś trwałego, jeśli moje potrzeby nie są brane pod uwagę? Czy jestem gotowa żyć z tą emocjonalną samotnością? Czy to, co się dzieje, naprawdę daje przestrzeń dla naszej bliskości – czy tylko ją przykrywa?
Czasem najtrudniejsza część to nie to, co robi druga osoba, tylko to, jak bardzo zaczynamy się same gubić, próbując „nie być problemem”.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Bardzo nurtuje mnie, wręcz sprawia to depresję, nie wiem, co myśleć, co robić. Nie mam, gdzie odejść, żadnej pracy, pieniędzy na start. Przejdę do rzeczy: 20 lat ogólnie razem, 30 maja 2025 r. minie 16 lat po ślubie. Mąż przez rok chciał walczyć o nasze małżeństwo, zmianę naszego życia, nawet intymnego. Okazał się być takim, jakiego chciałam – czuły, opiekuńczy, troskliwy, namiętny, pożądany, z chemią, magią i więzią, uczciwą miłością. Przestał kryć się z telefonem, zawsze mogę wziąć go w ręce, popatrzeć, co tam ma. Rok temu wdał się w romans z koleżanką z pracy, krążyły plotki, lecz on wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, iż nigdy mnie nie zdradził. Zaufałam, a teraz coś mi nie pasuje. Po roku i 3 miesiącach stał się skryty, dwulicowy. Potrafi raz chcieć obłędnego seksu, w sumie jest co wieczór, czasami kłócimy się o noce, że nie przytuli mnie, nie ma spontanicznego seksu i wtulenia podczas snu z jego strony, mojej osoby. I przeplata uczucia, sądząc, że go jaram, że uwielbia ze mną seks, podniecam go i że tylko ja, nikt inny. Robi zdjęcia z całuskami, wstawia na Facebooka słodkie opisy. Odbieram to jako pod publikę, aby ktoś coś zobaczył. Z była koleżanka kochana, nadal pracuje, lecz na moją prośbę zablokował ją wszędzie, a przy mnie ma o niej nagle bardzo złe zdanie, ponieważ nie wiem, w jakim celu podał kobiecie bez mojej zgody mój numer telefonu. Kiedy zapytałam męża, po co, odpowiedział cytat: „ażeby Agnieszka uświadomiła ci, że nic nas nie łączy, nie łączyło, do niczego nie doszło”. Tłumaczę mężowi, że ja mam uwierzyć w to, co ona mówi, czy bardziej, aby on był wobec mnie szczery... Nie ma logicznego toku rozmów ze strony męża, więc zaczęłam miewać obawy, iż oszukuje mnie z kimś, ma kontakt, a potem usuwa, abym nie dojrzała nic. Obiecywał, że nigdy nie wyciszy telefonu, co do czego robi to w momencie, kiedy się posprzeczamy. Nie ma kłótni, jedynie zadra, słowo od słowa, a powody są jedynie takie, że nie przytula mnie w nocy, co uważa, że bardzo uwielbia się do mnie tulić, a nie ma zbliżenia w nocy, które wprowadziliśmy. Do mnie potrafi powiedzieć: „A ty do mnie podchodzisz, zaczepiasz do seksu, przytulasz?” Odpowiadam mężowi, że oczywiście, bo tak jest, chociaż za każdym razem, kiedy podchodzę, żeby nawet, jak to się mówi, zrobić mu loda, on odpycha, nie wychodzi mi po prostu, olewa. Więc po co mam to robić, jak on przytuli przed snem i odwraca się na bok??? I niby sądzi, że zawsze ma na mnie ochotę, jaram go itd. Zaczął nagle mówić, że tematy mamy tylko seksu, tłumaczę, że mnie kręci, podnieca, pożądam, że powinien się cieszyć, a nie narzekać, nie dociera nic, po prostu nic. Kiedy mówię, że powinien udać się do psychologa czy psychiatry, potrafi mi odpowiedzieć, że to ja jestem chora, jemu nie potrzeba pomocy, chociaż popada w silną agresję. Mnie potrafił złapać za szyję, dusił, mówił: „szmata, kurwa”, ale w momencie, kiedy mi powiedział tekst: „ruchasz się z innymi”, i dostał w twarz, strasznie go to zabolało. Poszedł w swoją stronę, kiedy dzwonię, nie odbiera, odrzuca, nie odpisuje na Messengerze, dopiero po jakimś czasie chamskie odzywki. Odbiera, sądząc, że jest sam i był sam, że chce, aby było dobrze, lecz niestety, czuły 10 min potem furiat i tak na okrągło. Mówię mężowi, że zawsze powinien odebrać telefon, że mam podejrzenia, iż takie zachowania świadczą, że spotyka się z kimś. Zaprzecza, więc czemu nie odbierasz? Odpowie, że nie ma potrzeby, wkurwiłaś mnie. W domu zwyczajnie gra na telefonie, nie słucha, co mówię, patrząc w oczy, i chcąc rozmawiać, po prostu jakbym była powietrzem. Mówi mi: „A co, już nic mi nie wolno? Człowiek przy tobie boi się spać, obudzić, bo zawsze wyjesz, robisz dramy, jesteś toksyczna. Ale kocha mnie i pożąda”. Ma tzw. dwie twarze – chwilowo wspaniała osoba, czuła, chcąca seksu, potem taka maruda, agresor, dziwak. Nie wiem, co myśleć, co robić. On od razu powiedział, że nie będzie nigdzie chodził na żadne terapie itp. Kiedyś chodziliśmy, lecz dało jemu to coś na chwilę. Sam mówi, że uwielbia ze mną seks, potem, że nasze życie tylko na tym się opiera. Nie wiem, co mam myśleć, chce, abym przyjeżdżała po niego do pracy. Sama nie wiem czemu, potrafi powiedzieć, że nie wierzy mi we wszystko, że to ja jego zdradzam, wiedząc, że siedzę całe dnie w domu, sprzątam, gotuję, a potem jeżdżę po niego. Sytuacje się napiętniają, coraz częściej mnie krytykuje, poniża, olewa, robi źle, nic sobie z tego już nie robi, jak robił kiedyś. Aż przestało mi się chcieć malować, dbać o siebie, chcieć z nim nadal być. Nie czuję się kochana, pożądana, atrakcyjna, wyjątkowa, choć mówi mi, że taka jestem. Na odległość, kiedy jeździ do pracy, pisze mi, jak mnie kocha, tęskni, jak ma na mnie ochotę, a kiedy już jesteśmy razem, jest zupełnie inaczej. Potrafił mi powiedzieć, że to ja z niego takiego robię, że wchodzę mu do łba, ryję mu łeb, że przeze mnie taki się staje, że mam szukać sobie faceta na ruchanie. Mówię, że mnie to boli, zadaje ból, ale nic z tego sobie nie robi. Czuję się załamana. On sam mówi mi, że jego zdaniem nie czuję się szczęśliwa, bezpieczna w związku, jak mam się czuć, to nie takie proste. Czy tu są podejrzenia, możliwe, iż mąż gra na dwa fronty, a ja koło zapasowe??? Nie wiem, co robić. On nie chce słuchać, co mam do powiedzenia o moich ranach, bólach, cierpieniach, potrzebach seksu itp. Co ja mam robić? Jestem skora popełnić samobójstwo, nie mam siły, wiary, że ta miłość jest prawdziwa i pożądanie. Jestem nikim, czy to jego wina?? Kiedy mężowi mówię, że napiszę do sądu o przymusowe badania psychiatryczne jego osoby, grozi mi, że wtedy wywali mnie z domu, czyli coś ukrywa, wie, że z nim źle??? Mamy takie coś, że on lubi moje nagie zdjęcia i chce, abym wysyłała mu ok, wysyłam, mówię, że go to podnieca. Ma nawet folder z moimi nagimi zdjęciami w telefonie. Niby docenia, co robię, sądzi, że się zmieniłam, lecz po chwili powie, że ja nigdy się nie zmienię, krytykuje. Jak dojść do prawdy, czy on nie kłamie, czy nie manipuluje itp.? Mąż uważa, że to ja manipuluje, rządzę nim, że ja w coś gram i obserwuję go, doszukuję się czegoś, że to ja jestem debilem, itp. Co myśleć?
TW: myśli samobójcze
Chyba mam myśli samobójcze, mam dla kogo żyć mam syna 3,5 latka, na którego czekałam tyle lat. Żyje z ojcem dziecka już bardzo długo, ale jest to ciężki człowiek, dużo od siebie wymaga, i też od innych, jest pracowity, kocha syna, wszystko robi, żeby miał w życiu lepiej niż on. Pracuje ciężko na nasz dom. Często mamy odmienne zdania, przez co często są małe sprzeczki. Często jak chce mu opowiedzieć, co wydarzyło się w pracy lub co spotkało mnie dziś, lub jaki mieliśmy z synem dzień jestem prawie zawsze atakowana ….. że powinnam była zrobić tak powiedzieć tak zachować się tak itp itd. Uważam, że nie jest dla mnie wsparciem psychicznym, bo często z tego powodu płacze. Ja też pracuję, nie zarabiam tyle, co on, ale pracuje, daje z siebie wszystko, praca dom itd, to co robi większość kobiet.
Nie mam własnego życia oprócz domu, nie chodzę na siłownię, nie spotykam się z koleżankami, bo ich też nie mam. Nie jestem dobrą kucharką, ale zawsze ciepły obiad w domu jest. Zawsze wszędzie się spieszę, żeby zrobić zakupy, posprzątać itd. odebrać dziecko ze szkoły, nigdy nie myślę o sobie. Fryzjer phiiii 2 razy w roku, kosmetyczka na urodziny. Nie kupuje nowych ciuchów, butów, nie maluje się, bo szkoda mi czasu. Ogólnie czuję się, jak bym miała 60 lat. Nie potrafię już nawet zadbać o siebie. Brakuje mi kogoś, z kim mogę pogadać. Mam kochaną mamę, ale nie chce jej martwić. Ojciec dziecka nigdy sam z siebie mnie nie przytulił, nie jest to człowiek, który okazuje miłość. Mówi, że kocha, bo na nas pracuje i wszystko robi dla nas. Ja to rozumiem, ale gdzie jest w tym wszystkim zwykły przystulas, gdy boli brzuch, gdy gorsze dni. Sam o sobie mówi, że jest materialista, tylko pieniądze go motywują. Jest to też zrozumiałe, ale moim zdaniem przy tym wszystkim jest trochę może za mocne słowo użyje, ale “ moim katem “nieraz jak jest jakiś temat to żałuje, że go rozpoczęłam. Wydaje mi się, że w przyszłości przestanę mu mówić o różnych rzeczach, żeby uniknąć kłótni. Jestem osobą prostą, niewymagającą wiele, chce nauczyć syna być dobrym człowiekiem z empatią do innych i szacunkiem do 2 osoby. On wprowadza do domu trochę “wojska”. Wiem ,że jest to dobry człowiek do tego stopnia, że jeśli stałoby się coś moim rodzicom to nie wstydziłby się im d.. podcierać. Ale to, co ja czuję chyba też jest ważne. Nie mamy życia seksualnego w ogole, bo on ciągle zmęczony pracą i nie potrzebuje tego, jak sam mówi . Ja niby też, ale przez to nie czuję się jak kobieta, żyjemy jak brat z siostrą. Chciałabym sobie jakoś pomóc, bo boję się że sama sobie nie poradzę . Dużo by pisać, ale w sumie po co . Mieszkamy za granicami Polski sami z dzieckiem, bez rodziny. Coraz częściej patrzę na garaż z dziwnymi myślami, bo przecież, po co ktoś słaby psychicznie ma na tym świecie być. Ja nic tu nie wnoszę. W pracy wszyscy mnie lubią, wręcz widzą, że ja to taka ogarnięta, ale nie widzą, co się dzieje u mnie w środku. Chce mi się wyć i krzyczeć.
Dzień dobry, mam wewnętrzny konflikt i czuję się z tym bardzo źle. Z mężem rozmawiałam na ten temat, jednak on jest na tą sytuację tylko zły.
Przechodząc do sprawy: mój mąż ma 15 lat młodszego brata (teraz to nastolatek). Ojciec męża pracuje za granicą cały czas, zjeżdża do domu raz na pół roku na weekend, więc tak jakby go w ogóle nie było. Teściowa w wakacje postanowiła wyjechać do pracy (na niecałe dwa miesiące). Zgodziliśmy się zająć bratem męża, przeprowadzić do ich domu (co wiązało się z różnymi emocjami, ponieważ parę lat wcześniej ojciec męża nas po prostu z niego wyrzucił + parę dni przed wyjazdem mamy zrobił nam awanturę o to, że mieszkamy kilka kilometrów od nich w innej miejscowości i nie potrafimy przyjechać, żeby skosić trawę i porąbać drzewo - zaznaczę, że akurat był na urlopie. Gdy go nie ma to jesteśmy na prawie każde zawołanie teściowej). Przeprowadziliśmy sie, żeby spokojnie teściowa mogła pracować, jednakże zaznaczyliśmy, że to jest jednorazowe, ponieważ nie będziemy tolerować tego, w jaki sposób zachowuje się jej mąż.
Ostatnio nałożyło się sporo spraw i finansowo nie daliśmy rady. Teściowa nas wspomogła delikatnie. Teraz teściowa postanowiła znów wyjechać na prawie dwa miesiące za granicę. Bratem męża miał się zająć partner siostry teściowej, ale wyszło tak, że po tygodniu zrezygnował. Niestety jest to rok szkolny, brat męża lubi zaspać do szkoły, gdy się go nie przypilnuje, żeby wstał na autobus (od nas ma do szkoły 5 min drogi spacerkiem).
W domu teściów jest cały rok bardzo zimno, a my z mężem nie jesteśmy w stanie pracując i przebywając praktycznie 3/4 dnia poza domem palić w piecu, żeby było tam ciepło. Więc z tych dwóch powodów postanowiliśmy, że weźmiemy brata męża do siebie. Jednak czuję się z tym źle. Mam lekkie problemy psychiczne, paranoję szczególnie na punkcie bakterii. A to jest dodatkowa osoba w domu, jestem zmuszona wyjść z mojej strefy komfortu. Nasze mieszkanie jest dla mnie miejscem spokoju. A teraz zostanie to zburzone.
Jest mi niedobrze samej ze sobą, ponieważ wiem, że musimy pomóc teściowej, ale z drugiej strony denerwuje mnie, że po raz kolejny zrzuca swój obowiązek zajęcia się dzieckiem na nas, żeby po prostu uciec na chwilę i odpocząć od domu.
Dodam jeszcze tylko, że mąż od zawsze opiekował się bratem, doszło nawet do sytuacji, gdzie brat uważał męża za ojca, a teściowa do każdego złego zachowania młodszego syna wołała męża, żeby go strofował, ponieważ sama sobie nie radzi. Więc takie oddawanie dziecka mężowi jest od zawsze.
Walczę w tym momencie sama ze sobą i nie wiem co o tym myśleć. Czuję się jak wręcz jak potwór, rozważając odmowę.