Left ArrowWstecz

Jak zacząć rozmawiać z dzieckiem, córka bardzo zamknięta w sobie? Jak zrobić żeby się otworzyła i była radosną nastolatką? Wspomnę, że ma 12 lat.

Jak zacząć rozmawiać z dzieckiem, córka bardzo zamknięta w sobie? Jak zrobić żeby się otworzyła i była radosną nastolatką? Wspomnę, że ma 12 lat.
Marta Siedlecka

Marta Siedlecka

Odpowiedź na to pytanie będzie raczej złożona. 

Warto zacząć od tego, jaką córka jest osobą. Czy zawsze była wycofana, czy to kwestia ostatniego czasu? W jaki sposób się zachowuje w domu, a w jaki w środowisku rówieśniczym? Czy są jakieś wyraźne różnice? Być może wydarzyło się w jej życiu coś ważnego, co sprawiło, że zachowuje się tak, a nie inaczej?

Zawsze warto wyjść od komunikatu, że chce się młodą osobę zrozumieć, a nie pouczać, zmieniać, czy zmuszać do czegokolwiek.

2 lata temu
Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Dzień dobry,

z tego, co Pani pisze, bardzo ważna jest dla Pani relacja z córką i jej szczęście. Jak rozumiem, zauważyła Pani, że córka nie jest tak radosna jak była. Oczywiście przyczyny tego mogą być wielorakie; od trudnych sytuacji z rówieśnikami po początek okresu dojrzewania i częste w tym czasie zmiany nastroju i potrzebę pobycia w samotności. Nie wiem, jak córka zachowywała się wcześniej czy była ogólnie otwarta, wesoła czy raczej ostrożna i spokojna. To też mogą być czynniki temperamentalne sprawiające, że różnimy się między sobą. Jeżeli zauważyła Pani dużą zmianę w zachowaniu córki dobrze jest jej o tym powiedzieć w aspekcie Pani troski i zapytać czy coś konkretnego spowodowała tę zmianą, jednocześnie zapewniając o swojej gotowości do pomocy. 

Pozdrawiam

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

2 lata temu
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, 

rzeczywiscie warto nawiązywać bliższy kontakt z dzieckiem i wydaje się to bardzo ważne, ze Pani/Pan czuje taka potrzebe. Nie ma uniwersalnej metody jak to robić, jednak z pewnością ważne, aby robić to z uwaznoscia na dziecko i jego potrzeby. Dobrym doradca jest szczerość, otwartość na to, co się wydarzy oraz konsekwencja I zaciekawienie się córka, jej światem, uczuciami, zainteresowaniami, grobem znajomych. Złym doradca natomiast jest presja, naciskanie, nieuznawanie odmowy, wypytywanie, ocenianie. Jeśli córka ma problem ze szczerymi rozmowami, być może do tej pory nie było ich wiele? Może potrzebuje dużo czasu aby zaufać i poczuć się bezpiecznie w kontakcie? Być może potrzebuje tez zachęty w postaci wzoru do naśladowania „jak to się w ogóle robi”, czyli tego, żeby to rodzice chętniej i śmielej dzielili się swoimi myślami (oczywiście adekwatnie do rekacji rodzica z dzieckiem) i wprost wyrażali różne uczucia, w tym smutek, złość, rozczarowanie, lęk. 12 lat to wiek dojrzewania, burza hormonalna, intensywne zmiany w ciele i układzie nerwowym, których dziecko nie rozumie, nie ogarnia, nie nadąża za nimi i często ma poczucie ze nad nimi nie panuje, nie sprzyjają równowadze emocjonalnej , dobremu samopoczuciu i kontaktom z innymi. Dlatego z duża czułością należy traktować to, co się z córka dzieje, jednocześnie pamiętając, ze nie ma Pani/Pan takiej mocy i wpływu aby sprawić żeby córka była radosna. Potrzeba tez akceptacji na różne stany i nastroje dziecka. Gdyby radzenie sobie z tym samodzielnie było zbyt dużym wyzwaniem, można skorzystać z konsultacji z psychologiem. powodzenia Magdalena Bilinska-Zakrzewicz 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Czy fakt, że byłam 6 tyg. na obserwacji psychiatrycznej w 2020 roku i stwierdzono u mnie dwubiegunówkę
Czy fakt, że byłam 6 tyg. na obserwacji psychiatrycznej w 2020 roku i stwierdzono u mnie dwubiegunówkę, uprawnia mojego męża i jego rodziców do znęcania psychicznego i fizycznego? Czy ja nie mam prawa do rozwoju, do samorealizacji? Czy muszę odgrywać rolę służącej? Mój ojciec, gdy miałam 20 lat, zaczął pić, czy jestem DDA?
Trudność w rodzicielstwie, pobudzony 7-latek - proszę o pomoc
Dzień dobry. Mam w domu bardzo żywego 7 latka. Pani w przedszkolu nie dawała sobie z nim rady. Nie słuchał Pani, zachowywał się, jak 3 latek, a nie jako 6 letnie dziecko. W domu wcale nie jest lepiej. Nie skupia się, nie wykonuje poleceń, a jak już wykonuje to trzeba mu milion razy prosić. Wpada w szał, jak coś jest nie po jego myśli, denerwuje się. Oczywiście są dni ciszy, ale większość to dni, że ciągle muszę na niego krzyknąć, bo dobre słowa nie pomagają. W domu panuje napięta atmosfera pomiędzy rodzicami i pomiędzy rodzicami i dziadkami, proszę o pomoc, jak sobie radzić z takim dzieckiem ? Mam coraz mniej sił i cierpliwości do niego.
Dzień dobry. Mam problem taki, iż odczuwam ogólny lęk przed moją matką
Dzień dobry. Mam problem taki, iż odczuwam ogólny lęk przed moją matką, przez to, że w przeszłości darła się na mnie strasznie, od dziecka. Gdy coś stłukłam albo nie potrafiłam rozwiązać zadania domowego, jak byłam mała, darła się na mnie tak, że jej głos brzmiał, jak męski. Było to przerażające. Potrafiła nawet rzucić moim zeszytem o ścianę albo pomazać go ze złości. Nie miałam prawa do pomyłek, czułam, że ona mnie wręcz nienawidzi. Bałam się jej strasznie. Do teraz jak sobie myślę, że mamy spędzić razem czas poza domem, to zastanawiam się, co może pójść nie tak i że ona zacznie krzyczeć? Głownie jak się widzę z rodzicami, to jesteśmy w domu i wtedy jest raczej normalnie, ale jak chcę, żebyśmy spędzili czas bardziej aktywnie i np. gdzieś pojechali, to zdarzało jej się gwałtownie zmienić nastrój. Nie drze się tak, jak wtedy, gdy byłam mała, ale zdarzało jej się to parę razy. Mam dosyć tego, chcę się czuć bezpiecznie, a nie mogę. Coś mi w środku nie pozwala i rozumiem to, przecież tylko idiota czułby się bezpiecznie blisko kogoś, kto robił takie rzeczy w przeszłości. Ale musi być jakieś wyjście. Nie wiem, czy już do końca będę się tak czuć? Chciałabym z drugiej strony nie bać się jej, przecież to, że kiedyś się na mnie darła, nie znaczy, że muszę się tego bać, chcę być ponad to. W dodatku czuję wściekłość, gdy teraz na przykład udaje idealną matkę przy swojej synowej, wszyscy udają, że nic się nie działo, a ja musiałam znosić takie rzeczy przez tyle lat. Ojciec twierdzi, że każdy ma wady i nie widzi takiego problemu. Mój brat ma na pewno autyzm, niestwierdzony, bo przecież po co, ale widzę po nim, że nie zachowuje się normalnie - nie umie rozmawiać swobodnie, nie potrafi okazywać emocji, mało mówi, ma opóźnione reakcje. Jestem jedyną normalną osobą w rodzinie. Rozmawiałam z nią parę razy ostatnio i powiedziałam jej, co sądzę i czuję. Ona twierdzi, że dlaczego się tak czuję, skoro mamy oddzielne życia? Po jakimś czasie wybąkała, że może nie powinna tak się zachowywać, ale ... i zaczęła zwalać na coś, nie jest to istotne, bo nie ma usprawiedliwienia na jej zachowanie. To niesprawiedliwe, trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów. Odczuwam czasem konflikt wewnętrzny, bo pomimo iż zachowywała się czasem okropnie, to ma też dobre cechy i dała mi dobre wspomnienia, w dodatku utrzymuje mnie, a w zasadzie ojciec, bo ona od wielu lat nie musiała nawet pracować, dodała, żebym się skupiła na pozytywnych rzeczach. Nie wiem, co zrobić, żeby poradzić sobie z tymi emocjami. Problem polega na tym, że gdy teraz się uczę i potrzebuję mocno na czymś skupić (jestem w trakcie pisania ważnej pracy) to przychodzą mi do głowy natrętne myśli, które mnie karzą. Po prostu jest ta część mnie, która jest przekonana, że zasługuje na karę. Jak o tym wszystkim czasem myślę, to czuję ogromną złość na matkę. Wtedy czuję się bardzo mrocznie. Psychoterapia pomogła tylko do pewnego stopnia. Nie wiem kompletnie, jak mam sobie wytłumaczyć tę sytuację?
Jak radzić sobie z emocjami i konfliktami w rodzinie mieszkając z teściami?
Witam. Od kilku miesięcy mieszkamy z mężem u jego rodziców ( czekamy na nowe mieszkanie). Mamy malutkie dziecko, z czym wiąże się sporo, czasem skrajnych emocji. Czasem (bywa że kilka dni pod rząd) mam ochotę wyrzucić go za okno albo coś równie okropnego - boję się i wstydzę tych uczuć! Nie wiem dlaczego je odczuwam- przecież tak długo na niego czekałam… jest najpiękniejszym i najcudowniejszym bobasem na świecie! Kocham go! Mąż niby mnie wspiera, ale… średnio raz w miesiącu ma zły humor (chyba wyładowuje stres związany z pracą, kredytem), i wtedy wystarczy iskra (krytyka z mojej strony), żebym dowiedziała się że nic nie robię, że tylko on się stara, że ja tylko ciągle jestem zmęczona, a kiedy próbuje z nim rozmawiać, mówi mi że mam się zamknąć. Do tego dochodzą przekleństwa i wyzwiska… Mam wtedy wrażenie że mnie atakuje, i nic do niego nie dociera. Czuję się beznadziejnie i chce mi się płakać … mam wtedy ochotę wyjechać daleko z dzieckiem i mieć święty spokój. Dodam, że w złości często idzie do swoich rodziców wylewać żale. Tesciowa zawsze deklaruje ze „ona się nie wtrąca” w nasze małżeństwo i tylko mówi nam żebyśmy się nie kłócili… naprawdę mi to nie pomaga, a wręcz nawet irytuje. Teść z kolei, czasami, poprzez swoje nieprzemyślane wypowiedzi, denerwuje męża, wzbudzając w nim agresję. Myślę że to jest przyczyna zachowania męża wobec mnie- naciśniecie na wrażliwy punkt automatycznie powoduje chęć odwetu. Obrona przez atak? Tak czy siak, na drugi dzień po naszej kłótni, kiedy się uspokoi, rozmawiam z nim normalnie, i wszystko wraca do normy. Przeprasza. Proszę o radę jak można wyjść z tej sytuacji?
Jak pomóc dwulatkowi zaadaptować się w przedszkolu? Wątpliwości i lęki rodzica

Mój syn ma 2 lata i 3 miesiące. Od poniedziałku chodzi do przedszkola do grupy dla dzieci poniżej 3 lat. Pierwszy dzień wszedł bez problemu, wczoraj już przy wejściu był lekki płacz, a jak go odbierałam to już bardzo się rozpłakał. W domu przy usypianiu mówił, że nie chce iść do przedszkola, od rana w domu dzisiaj mówił, że nie chce iść do przedszkola, a jak już byliśmy w przedszkolu, to od razu w szatni wpadł w taką histerię, że nie dało się go uspokoić. Przykleił się do mnie i bardzo płakał, a ja nie wiedziałam co mam robić. Serce rozrywało mi się na kawałki, ale wiedziałam, że im dłużej, tym gorzej. W końcu pani go wzięła ode mnie wręcz siłą, a ja biłam się z myślami czy nie powinnam go zabrać do domu. Mieszkamy za granicą, daleko od rodziny i od urodzenia był tylko ze mną i z tatą. Nie było tutaj nikogo z kim mógłby zostać. Nie wiem co mam robić. Nie chcę, żeby mój syn miał jakąś traumę. Bije się z myślami czy dobrze robię, że jest w przedszkolu. Jest tam tylko na 3,5 godziny do obiadu, później go odbieram. Poszedł teraz, bo za rok muszę wrócić do pracy i wtedy musiałby iść od razu na 8 godzin do przedszkola i pomyśleliśmy, że teraz będzie lepiej przejść przez tem czas, kiedy zawsze jestem pod telefonem i blisko, ale nie wiem czy dobrze robię. Mam wątpliwości, a serce rozerwane na kawałki po takim płaczu.

Czy psycholog dzieciecy ma prawo mojemu dziecku w kółko mówić o mnie i o moim były mężu a ojcu biologicznym dziecka?od wielu lat jestem w innym małżeństwie, dziecko mieszka z nami i rodzeństwem z drugiego małżeństwa. Nie podoba mi się, że ta kobieta w kółko mówi o mnie i ex razem. Dziecko dlatego nie chce chodzic na terapię. Dziecko doznało bardzo dużo krzywdy od ojca biologicznego, a mimo to jest zmuszane do rozmów. Psycholog nawet rzuciła sformulowanie, że ja z byłym mężem może do siebie wrócimy. No jak tak można? Co mam z tym zrobić?
Witam. Nie wiem już co mam robić. Jestem rok po rozwodzie. Z byłym mężem mamy 14-letniego syna.
Witam. Nie wiem już co mam robić. Jestem rok po rozwodzie. Z byłym mężem mamy 14-letniego syna. Jego ojciec zgodnie z wyrokiem sądu powinien zabierać syna do siebie co drugi weekend. Problem w tym, że przed każdym takim weekendem były mąż zaczyna jakąś kłótnie z dzieckiem (np. dlatego, że nie odpisał mu na sms o 2 w nocy), grożąc mu, że nie zabierze go do siebie, jeśli ten go nie przeprosi. Dziecko chce widywać się z ojcem i dlatego, choć najczęściej nie poczuwa się do winy, przeprasza go. W trakcie pobytu u ojca nie jest lepiej. Za każdym razem dziecko dzwoni do mnie i mówi, że zamówił sobie Ubera i wraca do domu, bo znowu pokłócił się z ojcem. Tak samo było dzisiaj. Jego ojciec uznał, że nie chce go więcej u siebie, bo ten nieodpowiednio się do niego odezwał. Jednocześnie obwinia o to mnie, bo nie potrafię go dobrze wychować i jestem beznadziejną matką. Rozmawiałam dzisiaj z synem i powiedział mi, że tata nigdy nie rozmawia z nim o tym, co on czuje, tylko wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Dowiedziałam się, że synek podsłuchał rozmowę ojca z kolegą, podczas której stwierdził, że traktuje go tak, bo musi go psychicznie złamać, żeby nauczyć go posłuszeństwa. Po powrocie do domu syn dzwonił do ojca kilka razy, żeby spokojnie porozmawiać, ale ten nie odbierał telefonu, ale w tym samym czasie wypisywał do mnie. Nie wiem już co robić. Syn chce widywać się z ojcem, ale widzę, że po powrocie zawsze jest przybity. Próbowałam rozmawiać z byłym mężem, żeby zamiast się kłócić, spróbował porozmawiać z nim o uczuciach i emocjach, jakie w nim siedzą, ale mnie wyśmiał i uznał, że jestem tak samo nienormalna, jak dziecko. Próbowałam namówić go na wspólną wizytę u psychologa, bo mam wrażenie, że zachowanie syna jest formą buntu przeciwko naszemu rozstaniu. Chciałam, żeby psycholog doradził nam co robić i jak rozmawiać z synem, ale powiedział mi, że żaden obcy człowiek nie będzie mu mówił, co ma robić, bo sam wie najlepiej. Co robić? Jak z nim rozmawiać, żeby zrozumiał, że takim zachowaniem tylko pogarsza sprawę? Ja naprawdę nie mam już siły. Codziennie odbieram od niego kilkanaście wiadomości o tym, jaka jestem beznadziejna w każdej możliwej dziedzinie życia. Jego zachowanie i stres, jaki to wszystko we mnie powoduje, doprowadziło do tego, że kilka dni temu pogotowie zabrało mnie z pracy z objawami stanu przedzawałowego. Nie daję już sobie rady.
Niedawno zostały odebrane mi dzieci ze względu na nasiloną depresję przez którą nie byłam w stanie zająć się nimi.
Niedawno zostały odebrane mi dzieci ze względu na nasiloną depresję przez którą nie byłam w stanie zająć się nimi, przed zabraniem dzieci nachodziły mnie panie z mopsu jak i asystent rodziny, pukali zawsze głośno, a ja się bałam tego bardzo. Po odebraniu mi dzieci nadal boję się jak ktoś puka w drzwi, zaczynam się trząść i szybciej bije mi serce, nie wiem kto jest za drzwiami a ja się boję że to znowu oni, czy to przejdzie ? Co powinnam zrobić?
Partnerka pije, ma córkę i ja mam swoją jedną córkę. Chcę przestać kontynuować tę relację, dzieci się odwracają ode mnie.
Witam ! Jestem 42-letnim mężczyzną, od 14 lat w związku partnerskim- mam dwie córki jedna 14 -letnia, która nie jest moja biologiczna córką i druga 12 -letnia, która jest moja córką. Na obecną chwilę jestem rozdarty, po ostatniej sytuacji zacząłem się zastanawiać czy nadal ratować ten związek czy po prostu odejść i dać sobie spokój! mianowicie pewnego dnia wróciłem z pracy, było już dość późno około 23:00, wchodząc na klatke otworzyły się drzwi mojego mieszkania, gdzie młodsza córka przeraźliwym głosem krzyczała 'mama mama', ja nie wiedząc co się stało, pobiegłem do mieszkania, gdzie zobaczyłem starsza córkę leżącą na podłodze, płaczącą- wszedłem do kuchni i ujrzałem moja partnerkę kompletnie pijaną, zapytałem jej 'co ty robisz', gdzie ona na to odpowiedziała, że 'wszyscy jesteśmy chorzy' gdyż starsza córka zaczęła nagrywać telefonem całą tą sytuację ,został jej wyrwany telefon z rąk i rzucony o podłogę, po czym moja partnerka chciała ją uderzyć, ale stanąłem w jej obronie, złapałem za ręce i odepchnąłem i wtedy rozpętało się piekło. Wyzwiska w moim kierunku, że jestem g*wnem, że nic nie zrobiłem, że jestem nikim. Bardzo dużo wyzwisk, których nie będę tutaj przytacza,ł myślę, że każdy może sobie wyobrazić. Od ponad 2 tygodni nie rozmawiamy, ale partnerka przy każdej okazji, kiedy może wbić mi szpilkę, próbuje jakiejś prowokacji np.dlaczego pierzesz moim proszkiem, dlaczego bierzesz mój chleb, chowanie nawet papieru toaletowego, wiem, że to dziwnie wygląda, ale dla mnie jest to nie do pomyślenia i tylko dlatego, żeby nie zaogniać tej sytuacji po prostu nie dotykam niczego, co ona kupiła itd! Co się dzieje?! Dalej rozmawiałem ze starszą córką na temat tej sytuacji, na co ona odpowiedziała mi, że może to wszystko przez nią, może gdyby nie nagrywała mamy w takim stanie to mama by się tak nie pozłościła, gdzie ja zacząłem jej tłumaczyć, że to nie jej wina, a mama nie może się tak zachowywać. Kiedy powiedziałem, że mama ma problem z alkoholem, córka po kilku dniach powiedziała, że nie przeszkadza jej mamy picie, że mama też potrzebuje wyjść do koleżanek i się zrelaksować itd. Problem w tym, że moja partnerka ma z tym problem od samego początku naszego związku, setki razy widziałem ja w takim stanie tyle, że dzieci tego nie widziały, bo były małe, z reguły spały, a mama, kiedy ja byłem w pracy, piła czasami do rana, z czego w większości przypadków były kłótnie, mówiłem jej wiele razy, że ma przestać na co ona mówiła, że nie ma problemu, bo nie pije codziennie a z dziećmi jest wszystko ok. Nie chodzą głodne- taka była odpowiedź. Co się dzieje teraz- starsza córka chce, żebym to naprawił, używa argumentów, że ja mamy chyba nie kocham, bo jej nie zabrałem na kolację do restauracji, bo przez zbieg okoliczności raz nie pojechałem z nimi na wakacje, że ja nie dokładam mamie do kupowania jedzenia itd. A prawda jest taka, że przez wszystkie te lata opiekowałem się tymi dziećmi jak tylko potrafiłem, prowadziłem do przedszkoli i szkół itd robiłem śniadania, obiady, prałem, prasowałem itd. Pamiętałem o każdych urodzinach, świętach itd robiłem wszystko, co było w mojej mocy, gdzie kończyłem pracę za każdym razem, myślałem czy jak wrócę do domu moja partnerka będzie pijana i znowu będzie kłótnia czy z dziećmi ok itd. I dzisiaj po tym wszystkim mam odczucie, jakby dzieci ode mnie się odwracały, tylko dlatego, że nie rozmawiam z mamą i przestałem robić wszystkie rzeczy, które robiłem dotychczas, przez co partnerka szuka sposobu, żebym się zdenerwował lub się pokłócił. Po 14 latach słyszę od partnerki ,że życie jest za krótkie, że trzeba korzystać, że my ją kontrolujemy, a tak naprawdę robi co chce. Nie wiem co mam z tym zrobić, nie wiem czy nadal to kontynuować? proszę o jakąś pomoc co z tym zrobić!
Kryzys suicydalny - czuję się niekochana, nierozumiana i samotna.
Nie mam już siły na nic. Mam dość wszystkiego. Chciałabym połknąć opakowanie tabletek nasennych i już się więcej nie obudzić. Chciałabym już nic nie czuć. Nie dogaduję się z rodzicami. Czuję się, jakbym była ich największym problem. Nigdy nie są ze mnie dumni, nigdy nie widzą, gdy się staram, a gdy staram się im wytłumaczyć, co czuję to mam wrażenie, że nie rozumieją co do nich mówię. Rano nie mam siły iść do szkoły. Psychicznie sobie nie radzę i nie mam z kim porozmawiać. Nie mogę na nikogo liczyć. Tęsknię za dzieciństwem, tęsknię za miłością. Chciałabym mieć normalną kochającą się rodzinę a nie codzienne krzyki i wrzaski. Chciałabym normalnie rozmawiać. Cały czas myślę. Nie wytrzymuję tego uczucia stresu, które bierze się znikąd. Nie wytrzymuję już. Chciałabym, by mnie ktoś zrozumiał.
Dzień dobry, Chciałabym zapytać o to czy istnieje jakakolwiek szansa,
Dzień dobry, Chciałabym zapytać o to czy istnieje jakakolwiek szansa, aby mój partner-zdiagnozowany podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym po udawanej próbie samobójczej dla zwrócenia na siebie uwagi-jako osoba z dysocjalnym zaburzeniem osobowości, zmieniła kiedykolwiek swoje postępowanie i schemat działania wobec mnie i naszego dziecka. Stosował wyrafinowane techniki przemocy psychicznej i finansowej. Odeszliśmy od niego z dzieckiem. Teraz mówi, że nas kocha, a wcześniej twierdził, że mnie tylko na początku związku a 6-letniego syna nie, ponieważ powiedział mu, że bardziej kocha mamę. Czy istnieje jakakolwiek bezpieczna opcja powrotu do tego człowieka? Czy terapia małżeńska może cokolwiek pomoc?
Jak radzić sobie z krytyką i lękami po konflikcie rodzinnym?

Witam, nie radzę sobie z krytyką. Ciągle obwiniam się o wszystko. Lęki i niepokój pojawiły się po konflikcie męża z bratem. Ja byłam wtedy w szpitalu. Bratanice męża zaczęły pisać SMS-y, obrażając mnie. U nich jest tak, że nie znoszą innego zdania, nie można postawić granic. Mąż nie chce utrzymywać z nimi kontaktu, mówi, że są toksyczni. Wygadują niestworzone rzeczy, a ja jestem zalękniona, czuję się zastraszona, boję się spotkać ich na ulicy, żeby mnie nie zaczepiali. Nie śpię, straciłam apetyt i czuję ogromny strach. Leczyłam się kiedyś na zaburzenia lękowe, niestety, ze względu na nowotwór musiałam odstawić leki. Nie wiem, jak sobie pomóc, cierpię strasznie, dla mnie to jest męczarnia. Lekarz przepisał Asertin, czekam, czy mi pomoże. Byłam też u psychologa. Może jeden, dwa dni było ok, a tak zamęczam wszystkich rozmowami na temat tamtej rodziny. Tłumaczą mi, że skoro oni nas nie szanują, to należy uciąć kontakt. Tym bardziej, że rozpowszechniają nieprawdziwe informacje. Tylko że ja nie daję rady, nie wiem, czy ten konflikt nie wywołał nawrotu choroby, tych zaburzeń lękowych. Dodam, że dwa razy miałam przerwę w terapii, poza tym co jakiś czas były nawroty, z tym że te lęki miały inne tło – bałam się śmierci, przejęłam się wynikami. A teraz cały czas mam negatywne myśli o rodzinie męża, nie potrafię wyzbyć się strachu i lęku. Już nie wiem, co robić.

Czuję ogromne uciski i zawroty głowy, martwię się, że to przez sytuację życiową mojego brata. Nadszarpnęło to moją pewność siebie, możliwość radzenia sobie. Co zrobić?
Witam, mam problem z uporczywym bólem głowy, czuję jakby coś uciekało mi głowę, ściągało, czuję to w okolicy czoła, oraz ucisk z tyłu głowy, do tego doszły zawroty głowy, w kontaktach( rozmowach z innymi ludźmi) mam problemy rodzinne, związane z bratem, który w kwietniu tego roku próbował targnąć się na swoje życie ( choruje na schizofrenię od kilku lat), gdy był w szpitalu, po tym wydarzeniu przez około miesiąc było wszystko w porządku tzn, że mój nastrój " powiedzmy, że był ok", ponieważ miałam nadzieję, że będzie wszystko dobrze, ale gdy po powrocie ze szpitala zauważyłam, że zachowanie mojego brata obróciło się o 180 stopni, to zaczęłam się martwić. Na co dzień pracuję, ogólnie jestem otwartą osobą, przeważnie uśmiechniętą i radosną, ale chyba to wydarzenie sprawiło u mnie natłok myśli i zmartwień, które wywołały u mnie ból głowy i zawroty głowy. Byłam bardziej zdenerwowana w środku w sobie, chociaż na zewnątrz nie pokazywałam tego. Do tego mój brat stał się bardziej nerwowy i porywczy, kiedy nigdy taki nie był. Chciałabym, aby wszystko wróciło do normy, ponieważ wiem, że jestem wartościową osobą, ale wydaje mi się, że ta sytuacja wywołała u mnie lęki oraz ten ból głowy, brakuje mi na pewno pewności siebie. Myślę, że to wszystko jest przez przewlekły stres, który zżera mnie od środka. Kiedyś potrafiłam robić się czerwona w niewygodnych pytaniach dla mnie, ale do tego się przyzwyczaiłam - raczej to jest dyskomfort urody. Chciałabym się pozbyć bólu oraz zawrotów głowy, czy będę musiała brać jakieś leki przeciwlękowe albo depresyjne, chociaż uważam, że nie muszę ich brać, wystarczy, że jakoś przepracuję ten temat.
Nie chcę kontaktu z rodziną, źle się przy nich czuję. Czy to jest ok?
Czy normalne jest to, że od długiego już czasu unikam własnej rodziny, wolę kontakt/ rozmowę z obcymi ludźmi? Mam z tego większą satysfakcje. Po prostu, gdy myślę o swojej rodzinie, czuje wręcz niechęć, jakby dla mnie ci ludzie nie istnieli. Jest w sumie pewna przyczyna tego. Od kilku lat czuje się odtrącona, nielubiana. Nie chcą ze mną rozmawiać, traktują mnie jak dziwną osobę, jak upośledzoną 5-latkę. Czuje się w ich towarzystwie zawstydzona, gdy spotkam ich, w np. w mieście od razu czuje wstyd, unikam ich, byle nie zamienić nawet tych 5 słów. Jest organizowane niedługo spotkanie wszystkich kobiet z naszej rodziny. Jednak tylko ja nie będę na tym spotkaniu. Nie mam odwagi tam pójść, mimo że to moja rodzina. Udawały, że miło mnie zapraszają, lecz na spotkaniu wszystko by odmieniło się o 180°. Czuje, że byłabym tam skrępowana, cała trzęsła się ze stresu, nikt by się do mnie nawet nie odzywał, mierzył wzrokiem, nic poza tym. Kilka razy się z tym spotkałam. Skończyłam 26 lat, tak naprawdę od 3 lat unikam ich jak ognia. Powiem z góry, że tutaj rozmowa itd z nimi nie pomoże. Czy dla mnie lepiej, jeżeli odetnę się na zawsze od takich osób? O czym to może świadczyć?
Nie potrafię znaleźć pracy, a opiekuję się dziećmi. Spadła mi samoocena, czuję, że do niczego się nie nadaję.
Witam. Jestem mamą dwójki dzieci, niestety ponad pół roku temu straciłam pracę i teraz ciężko mi coś znaleźć, ponieważ nie mogę dopasować zmiany w pracy, żeby też ogarnąć dzieci. Mąż pracuje. Ja mam już dosyć tego szukania i ciągle nic. Wcześniej jakoś było ok, a teraz często zdarza mi się płakać i nic mi się nie chce. Szybko się denerwuję i krzyczę... Czasem myślę, że naprawdę jestem do niczego, bo nawet nie mogę znaleźć pracy...
Problem w związku z powodu różnic edukacyjnych i finansowych.

Witam. Jestem w 11-letnim związku, mamy wspólne dziecko 5-letnie. Ja Mam 27 lat, partner 30. Różni nas to, że on zarabia dużo, jest po studiach, ma stała pracę, a ja mam skończoną szkołe średnią, matury nie udało mi się zdać. Pracuję na umowie zleceniu na niepełny etat. Mamy wspólny dom, 1/4 udziałów jest moja. Problem tkwi w tym, że mu strasznie przeszkadza to, że mam słabe wykształcenie, nie może tego zaakceptować i tego, że za mało zarabiam.. Byliśmy na wspólnych wakacjach, wróciliśmy, a on zaczął mówić, że nie jest ze mną szczęśliwy, że ja niszę rodzine, że się nie starałam w życiu i przez to mam tak ciężko z dobrą pracą. On chce mnie zostawić, ja jestem załamana i płaczę ciągle.. Czy można to jakoś naprawić?

Mieszkam z rodzicami, którzy są niedostępni emocjonalnie
Witam, chciałabym zapytać o to, czy moje myśli, problemy nadają się na psychoterapię? Jak ona by wyglądała w tym przypadku? Mieszkam z rodzicami, którzy są niedostępni emocjonalnie. Mam wszystko zapewnione co potrzebne mi do życia. Problem jest w tym, że mama często mnie krytykuje, bywa wybuchowa. Jako dziecko byłam bardzo grzeczna, umiałam się dostosować do humoru matki. Jeszcze jak byłam w szkole podst. w klasach typu 1-4 interesowała się tym, co u mnie się dzieje, lecz nie dawała mi dużego wsparcia. Im robiłam się starsza, to zauważałam konsekwencje tego wychowania. Mam bardzo niską samoocenę, boję się rozmawiać w dużych grupkach, przed publicznością. W głowie ciągle siedzi mój wewnętrzny krytyk. Analizuje każde zachowanie ludzi, bo boję się, że są na mnie źli, że coś źle zrobiłam. W domu muszę dużo kłamać, żeby przetrwać bez krzyku i kar, przez co rodzice mało o mnie wiedzą. Chciałabym być bardziej otwarta, nie bać się bliskości. Nigdy nie usłyszałam od rodziców słowa kocham cię. Nie pamiętam, żeby mówili mi, że są ze mnie dumni. Jak byłam dzieckiem, często czułam się problemem w tym domu. Chciałabym już nie być,,szarą myszką" I doceniać siebie. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Boli mnie odsunięcie się ode mnie rodziny męża, ze względu na 'powrót' ich mamy, byłej żony partnera.
Witam Od 8 lat jestem mężatką. Mój mąż ma 3 dzieci, w tym 2 dorosłych synów z poprzedniego małżeństwa oraz jedno wspólne dziecko ze mną. Była żona przez te lata była w różnych związkach , jej ostatni był na tyle toksyczny, że zerwała kontakt ze swoimi synami. Nie mieli kontaktu z matką przez ponad 3 lata. W tym czasie najstarszy syn i jego narzeczona bardzo zbliżyli się do mnie i mojego męża, co mnie bardzo ucieszyło. W ostatnich miesiącach była żona rozstała się ze swoim partnerem i postanowiła odnowić relacje z synem. Daje im drogie prezenty , często u nich bywa. Ja zauważyłam, ze narzeczona syna odsunęła się ode mnie. Mój mąż uważa, że przesadzam, ale ja jestem pewna swoich odczuć w tym temacie . Nie wiem czy to zazdrość z mojej strony, ale nie umiem sobie poradzić z tym , że zostałam zepchnięta na drugi plan przez jego syna i narzeczoną . Oni są młodzi, bo mają po 21 lat ( ja mam 38) i wiem, że była męża zawsze będzie dla nich najważniejsza, ale boli mnie to, że kiedy ona bez wahania zerwała z nimi kontakt, ze względu na ówczesnego partnera i nie interesowała się nimi w ogóle przez te lata, to teraz kiedy nagle wróciła, oni zachowują się jakby nic się nie stało. Nie wiem dlaczego, ale boli mnie ta sytuacja.
Mój 6 letni syn nie slucha się, jest niegrzeczny, zabiera/wyrywa zabawki dzieciom w zerówcem,bije sie,potrafi kłamać, biega skacze w szkole, pani musi powtarzać żeby tak nie robił, nie skupią się. Co się dzieje z dzieckiem?
Jak wspierać partnera z depresją i odbudować więź z dzieckiem?
Dzień dobry, Postanowiłam napisać, ponieważ czuje się bezradna, zmęczona sytuacją, sama już nie wiem gdzie szukać pomocy. Mój partner od roku ma ciężki nawracający epizod depresyjny. Niestety bez znaczącej poprawy. W tym czasie zmiana lekarza, leków, terapeuty. Czuje sie ciągle zmęczony, śpiący, wyczerpany, nie ma siły, nie ma energii, nic mu się nie chce. To, co kiedyś go interesowało/cieszyło teraz nie cieszy. W międzyczasie stracił pracę, nie umie się określić co dalej, w jaka stronę pójść, co ma ze sobą zrobić. Ma wobec siebie ogromny krytycyzm, niska samoocenę, perfekcjonizm i poczucie że musi być lepszy, najlepszy a nic w zyciu nie ma i nie osiągnął i pewnie już nie osiągnie. Myśli s i myśli rezygnacyjny czasem występują jednak już w mniejszym stopniu niż wcześniej. W przyszłym tygodniu idzie na diagnostykę i leczenie na oddział psychiatryczny, ze wskazań lekarza. Oprócz tego mamy 20miesieczna córkę. Po porodzie przez pierwsze 2-3 miesiące to ja miałam problem z epizodem depresyjnym po porodzie i to partner przejął opiekę i obowiązki nade mną i dzieckiem. Wyleczyłam się, czuje się dobrze, wróciłam też do pracy, ogólnie wszystko ok. Pracuje na zmiany, mam prace i w weekendy i na noce gdzie partner zostaje z córką sam. Od pewnego czasu partner mówi, że jak jest z nią sam to nie czuje więzi z córką, że przebywanie z nią go po prostu męczy, wyczerpuje energetycznie. Bardzo ją kocha jednak przebywanie z nią jest dla niego ciężkie i to widać. Najczęściej to ja go zachęcam do kontaktu z córką, do zabaw, do interakcji. Zazwyczaj trwa to jakiś czas i partner wraca do swojego pokoju. Co robić? Jak mu pomóc odbudować tą relacje i więź żeby przebywanie z dzieckiem było dla niego przyjemnością, żeby sam chciał z nią przebywać bez mojej zachęty? Jestem naprawdę przeciążona, sfrustrowana biernością i niemocą partnera i zwyczajnie mam dosyć bo sytuacja trwa już długo i jest obciążeniem dla nas wszystkich. Czasem trudno jest mi wydobyć z siebie empatię i zrozumienie, gdy widzę jak jest znowu przybity, kiedy słyszę że po raz kolejny nie ma na coś siły albo gdy widzę że po 10min zabawy z córką po prostu położył się na podłodze i leży, a córka obok bawi się sama. Co robić? Szczerze mówiąc jestem już też pesymistycznie nastawiona i obawiam się, że ten pobyt w szpitalu niewiele pomoże i niewiele zmieni tylko co wtedy pozostaje? Z góry dziękuję jeśli ktoś przeczyta całość i będzie chciał odpisać, pomóc. Serdecznie pozdrawiam.