Terapeuta łamie zasady etyki pracy i założeń pomocy.
Na wstępie przepraszam wszystkich, jeśli ten wpis sprawia wrażenie chaotycznego i zbyt długiego. Potrzebuję pomocy.
Jestem chyba już na 4-tej terapii i ta z kolei trwa już ok. 2 lat i robi się coraz groźniej. Na stronie mojego terapeuty widnieje informacja, że pracuje on w nurcie psychoanalitycznym (psychodynamicznym). Terapeuta zachowuje się tak, jakby miał w głębokim poważaniu co ze mną będzie, pomimo że nigdy nie wiedziałem i nadal nie wiem w jaki sposób miałbym rozwiązać swoje problemy. Co więcej, gdy widzę jakie rozwiązania zostają mi po terapii (czyli to co wiedziałem i przed terapią) to nie chcę tego robić, bo przecież na tym m.in. problem polega, że chcę uciec od cierpienia.
Terapia ta przypomina jakieś szaleństwo, przykładowo gdy wspomniałem mu, że martwię się wypadającymi włosami to ten śmiał się mówiąc, że przejmuję się takimi rzeczami (wg. niego nic nie znaczącymi) zamiast przejmować się tym, że lada moment, gdy zostanę sam umrę z głodu ... Jakby tego było mało straszy mnie możliwością zachorowania na raka i konsekwencjami chemii bez posiadanego ubezpieczenia zdrowotnego ... W innym momencie mówi coś skrajnie przeciwnego, że naprawdę wierzy, że można tak żyć i w tym nie ma niczego niewłaściwego. Czy on się mną bawi ?! Czy to nie jest skrajnie nieetyczne działanie ?! A może to zwykła technika służąca temu bym się na niego porządnie wkurzył, a tego się bardzo boję i wstydzę ??
W moim życiu największą rolę odegrała matka, której nadopiekuńczość zniszczyło mi poczucie własnej wartości i sprawczości + "rówieśnicy", którzy w szkole się nade mną znęcali, co tylko pogłębiało moje deficyty i chęć ucieczki w kierunku domowego azylu. Teraz mam 37 lat, nigdy nie byłem w żadnym związku, nie miałem dziewczyny, nie mam znajomych, nie mam od wielu lat pracy, mieszkam z rodzicami, nie wyobrażam sobie już życia poza domem jak i ciągle w nim. Nigdy nie byłem, nie jestem i uważam, że jak tak dalej będzie to i nigdy nie będę w stanie zdecydować w jaką stronę pójść. Boję się każdej pracy, boję się poznawania ludzi, boję się oceny, boję się życia, boję się bólu, boję się bania i "żyję" pod dyktandem niewyobrażalnie toksycznego wstydu, który rośnie wraz z wiekiem i wciąż niekończącej się bezsilności, oraz ciągłego narzekania (tak jak to robią moi rodzice). Zdanie by "wziąć odpowiedzialność za swoje życie" rozumiem tak naprawdę jako "poddać się karze", której przecież najbardziej się boję i której całe życie chcę uniknąć. Mój terapeuta zachowuje się jakby tego totalnie nie rozumiał dobijając mnie coraz bardziej.
Co ja mam zrobić ?! Przecież nie chcę skończyć na ulicy, a na dodatek nie chcę życia obciążonego konsekwencjami, których nie mogę już naprawić jak chociażby to, że jeśli jakimś cudem dożyje do emerytury to będzie ona głodowa i zginę tak czy siak, nie wspominając już o tym, że resztę życia spędzę samotnie ... Takie życie to koszmar, z którego już się nie wybudzę, a jedynym "pocieszeniem" jest samobójstwo lub śmierć naturalna. Doszedłem do wniosku, że założyłem sobie by terapia była dla mnie czymś co daje mi poczucie wyjścia do ludzi, ale w bezpiecznym środowisku. Skoro życie poza terapią nie toczy się w takim środowisku to terapia mi nie pomoże. A może problem leży w niedopasowaniu terapii do mnie ? Jeśli tak to proszę o informację w jakim nurcie powinienem się poruszać. Błagam o pomoc pomimo, że już prawie straciłem ostatnie resztki nadziei.
Marcin

Joanna Łucka
Dzień dobry,
Panie Marcinie, bardzo przykro mi z powodu Pana odczuć wobec terapii i braku jej efektywnych rezultatów, które mógłby Pan odczuć jako wsparcie oraz siłę do podjęcia nowych decyzji.
Trudno bez szerszego kontekstu interpretować zachowania Pana terapeuty oraz jego techniki. Natomiast faktem jest to, że czuje Pan dyskomfort, lęk i brak zaufania do swojego psychoterapeuty. Nasuwają mi się pytania o jakość przymierza terapeutycznego między Panem a specjalistą. Z tego, co Pan pisze terapia trwa już dwa lata, co rozumiem jako budzące tym większe wątpliwości w skuteczność terapeutycznych oddziaływań.
Nurt, w którym Pan obecnie się leczy, jest nurtem, gdzie terapia istotnie trwa dłużej niż w popularnym teraz nurcie poznawczo-behawioralnym. Bardzo istotnym elementem terapii jest analizowanie i omawianie relacji pacjent-terapeuta: odczuć, myśli, emocji, wrażeń na temat terapeuty dziejących się w pacjenta. Dlatego gorąco zachęcam by w ramach podejmowania decyzji o pozostaniu w obecnej terapii lub jej zmianie, wniósł Pan na jedną z sesji to, o czym napisał Pan tutaj. Może Pan nawet opowiedzieć o napisaniu wiadomości na portalu. Proszę rozważyć, czy czuje się Pan na siłach do podjęcia takiego tematu podczas terapii.
Jeśli realnie rozważa Pan zmianę nurtu psychoterapeutycznego oraz samej osoby terapeuty, może faktycznie rozważyć Pan terapię w nurcie poznawczo-behawioralnym (CBT). Jest to nurt koncentrujący się na wsparciu Pana w dążeniu do obranych przez Pana celów, teraźniejszości, na myślach i przekonaniach wpływających na Pana decyzje, na modyfikacji niektórych przekonań, co może prowadzić do wzrostu w obranym przez Pana kierunku. Psychoterapeutów CBT znajdzie Pan na tym portalu, ale także niektóre ośrodki psychoterapeutyczne specjalizują się wyłącznie w tym obszarze.
Życzę Panu wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam serdecznie
Joana Łucka
psycholożka

Danuta Pakosz
Dzień dobry. Z badań wynika, że w procesie terapeutycznym, niezależnie od podejścia, w którym jest realizowany, lecząca jest relacja terapeutyczna. W trakcie terapii mogą pojawiać się negatywne emocje do terapeuty i często może to wynikać z tzw. przeniesienia (w relacji terapeutycznej odtwarzają się uczucia do osób znaczących, np. rodziców). Omówienie tych uczuć do terapeuty może dać przełom w terapii.
Pisze Pan, że zależy Panu, by "terapia była dla Pana czymś co daje poczucie wyjścia do ludzi, ale w bezpiecznym środowisku". Może Pan to osiągnąć dzięki terapii grupowej, w której będzie Pan mógł w małym gronie przełamać swoje obawy relacyjne i odkryć przyczyny, które spowodowały, że wstyd Pana zatruwa.
Warto również skonsultować się z psychiatrą, który dopasuje właściwą farmakoterapię. Będzie ona ważna szczególnie na początku, by móc zrobić pierwsze kroki do zmiany - wyjścia z błędnego koła niezadowalającego życia. Pozdrawiam, Danuta Pakosz

Jarosław Orzechowski
Dzień dobry,
nie da się jednoznacznie ocenić etyczności Pańskiego aktualnego psychoterapeuty bez poznania całego kontekstu i intencji podejmowanych przez niego działań. Jednak jeśli dotychczasowa terapia Panu to nie pomaga, to należy pomyśleć o - niestety - kolejnej zmianie. Proszę pamiętać, że jedno z praw pacjenta, to prawo do zakończenia/przerwania terapii w dowolnym momencie bez podawania przyczyny. Może Pan z tego prawa skorzystać w dowolnym momencie.
Proszę się nie zrażać. Gorąco zachęcam Pana do kontynuacji terapii z kimś innym, bo opis Pańskich trudności wskazuje na taką konieczność. I proszę pamiętać - zawsze jest nadzieja!
Powodzenia!

Agata Jeżow
Fragmenty sesji opisane bez szerokiego kontekstu mogą mieć dla czytającego zniekształcone znaczenie, nikt poza Wami nie był świadkiem sytuacji, nie może być obiektywny. Co bym poleciła najbardziej, to wniesienie tego na sesji u swojego terapeuty. Pisze Pan, że obawia się złości - a w poście już złość się pojawia, pierwszy krok został wykonany i dobry terapeuta będzie potrafił tą złość udźwignąć, konstruktywnie przez nią przeprowadzić, taki moment w terapii daje duży potencjał do rozwoju, od tego między innymi jest terapia, żeby ćwiczyć nowe zachowania w bezpiecznych warunkach.
Można się też powołać na to, co było celem terapii zawartym w umowie z terapeutą i spojrzeć jak ta sytuacja się do niego ma. Jeśli dojdziecie do wniosku, że wspólna praca przestała wam być po drodze to też jest rozwojowe, ale to są rzeczy do omówienia bezpośrednio z terapeutą. Powodzenia!

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jestem w terapii psychodynamicznej od prawie 9 miesięcy i mam wrażenie, że zamiast pomóc, to tylko spotęgowała chaos panujący w mojej głowie.
Moimi celami terapeutycznymi były i dalej są odbudowanie poczucia własnej wartości, sprawczości, umiejętność budowania i utrzymywania relacji w szczególności z płcią przeciwną. Zdecydowałem się na ten rodzaj terapii, ponieważ wydawał mi się najbardziej odpowiedni do moich problemów.
Po tym czasie mam poczucie, że jestem w jeszcze gorszym miejscu niż na początku, w mojej głowie panuje jeden wielki chaos. Sam już nie wiem co czuję, myślę, w jakim kierunku idę czy w ogóle w jakimkolwiek idę, co powinienem robić w trakcie sesji i pomiędzy nimi, czy wkładam w to wystarczająco dużo wysiłku czy może się nie przykładam odpowiednio lub może nie jestem odpowiednio otwarty na zmianę.
Czuję frustrację oraz wątpliwości czy to ma jakimkolwiek sens, czy ja jestem w stanie cokolwiek w sobie zmienić, czy może jestem tak beznadziejnym przypadkiem któremu już nic nie pomoże.
Zamiast się sukcesywnie przybliżać do celu to chyba się tylko oddalam, co tylko potęguje rozczarowanie. Często na pytania zadawane przez terapeutkę moje odpowiedzi to "nie wiem" lub "nie jestem w stanie odpowiedzieć" co mnie doprowadza do irytacji tym bardziej, że często zachęca mnie do mówienia o wszystkim, co mi po głowie chodzi, emocjach, które czuję czy fantazjach. Nawarstwiać się to zaczęło od kiedy został poruszony temat "wewnętrznego dziecka" oraz odpuszczenia i pożegnania "starego" życia. Czuję, że to za duży ciężar dla mnie i przerasta mnie, coraz częściej mam myśli o rezygnacji z terapii, bo widzę coraz mniejszy jej sens, jednak z drugiej strony wiem, że to mógłby być duży błąd. Poruszałem te wątpliwości z moją terapeutką i dalej jestem tu, gdzie byłem. Nie wiem już sam co myśleć i robić.
Witam.
Chodzę po terapeutach od blisko 15 lat z zerowym efektem.
Obecnie jestem u terapeuty, od którego już raz odszedłem, ale po półrocznym okresie postanowiłem jednak znów powrócić.
Niestety znów się pojawił powód mojego wcześniejszego odejścia z terapii i nie daje mi to spokoju. Powodem jest to, że czuję się przez swojego terapeutę oceniany i przymuszany do pewnych działań. Terapeuta mówi mi, że powinienem czuć wstyd przed samym sobą i że z pewnych powodów nie jestem w stanie tego poczuć.
Dla mnie taka terapia to już jakiś rodzaj nękania, który niestety nie pojawia się po raz pierwszy. Jestem gotów odejść na stałe. Nie wiem tylko co dalej ... Czy to normalne by terapeuta sugerował jak powinienem się czuć ?! Czy to nie ja decyduje o swoich emocjach ?? Czuję po raz kolejny, że przy tym terapeucie tracę ostatnie resztki niezależności / wolności, której i tak niewiele w moim życiu. Zawsze uważałem, że terapeuta powinien stać po stronie pacjenta, a nie sugerować by to pacjent czuł się z samym sobą źle. Dla mnie to wszystko jest o tyle trudniejsze, bo sam żyje w izolacji z poczuciem wstydu i winy. Gdy mi to mówi czuję, że jestem sam sobie winny. To jest już dramat. POMOCY.
Witam,
od miesiąca uczestniczę w terapii na dziennym oddziale leków i nerwów. Omawialiśmy mój problem, który bardzo mnie porusza. Jedna z terapeutek powiedziała, że chce do niego powrócić w kolejnym tygodniu. Kiedy nadszedł ten czas i zaczęliśmy nad nim pracować, druga powiedziała, że ma dość o tym rozmawiać.
Moje pytanie brzmi, czy jej zachowanie to metoda terapii?
Nie ukrywam, że zadziałało na mnie to bardzo źle i boję się teraz mówić o czymkolwiek.