Left ArrowWstecz

Witam serdecznie. Zastanawiam się, czy jestem osobą z pogranicza borderline.

Witam serdecznie. Zastanawiam się, czy jestem osobą z pogranicza borderline. Poznałam pewnego mężczyznę, relacja trwała jedynie miesiąc czasu. Bardzo mi się podobał, tak bardzo, że w ciągu tego miesiąca działo się tyle, ile przez pół roku. Był mną zauroczony, ja nim. Odrzucił mnie, z uwagi na to, że w jego ocenie jestem manipulantką, nie liczę się z czyimś zdaniem. Faktem jest, iż tak bardzo mi się podobał, że spieszyłam się za bardzo ze wszystkim, ale on też się na to zgadzał. Czy potrzebuje terapii ? Czy to tylko niecierpliwość i natarczywość, czy raczej borderline?
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, z powyższego opisu niewiele można wywnioskować na temat tego, czy mogłaby Pani spełniać kryteria diagnozę zaburzeń osobowości borderline. Jeżeli natomiast cokolwiek panią niepokoi, zarówno to, co działo się w tej relacji, jak i rezonują z Panią jakoś słowa byłego partnera, a czuje Pani, że w Pani życiu dzieją się rzeczy, w których potrzebowałaby Pani wsparcia, warto umówić się na konsultację psychoterapeutyczną, żeby zweryfikować czy potrzebuje Pani Psychoterapii, czy nie. Konsultacja taka oznacza zebranie przez psychoterapeutę pogłębionego wywiadu na temat teraźniejszości i przeszłości, które tę informację dadzą dopiero odpowiedź na temat zasadności Psychoterapii. Polecam taką opcję. Pozdrawiam Magdalena Bilińska Zakrzewicz

2 lata temu
Anna Krokosz

Anna Krokosz

Jeśli ma Pani tego typu wątpliwości, to warto udać się do specjalisty, który zrobi odpowiednią diagnozę. Nie znając dokładnie Pani, ani Pani sytuacji nie da się odpowiedzieć na pytanie, czy Pani problemy wynikają z jakiegoś zaburzenia, czy z innych powodów.

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dobry wieczór, chciałam się dowiedzieć jak uzmysłowić komuś problem borderline. Borykam się z tym od kilku lat i jakoś przywykłam ale mój nowy partner uważa to "na chłopski rozum" jako kobiecość. Bo dużo kobiet martwi się o związek itd. Chciałabym mu przedstawić cały problem związany z borderline ale on tego nie rozumie a ja nie mam pomysłu jak mu tłumaczyć. Z góry dziękuję za pomoc
Partnerka nie potrafi zaakceptować, że mam córkę z poprzedniego małżeństwa.
Witam jestem od roku w związku, mam dziecko z poprzedniego małżeństwa- córka ma 13 lat, ale partnerka nie akceptuje, że mam dziecko, jak chce się spotkać z córką to partnerka się obraża i nie odzywa- mówi, że jej nie kocham całym sobą, bo mam dziecko i kocham też dziecko , partnerka mówi, że ma traumę po poprzednim związku, jej ex miał dziecko i się nie dogadywał z byłą żoną. Były same problemy, ale u mnie nie ma żadnych kompletnie, nie wiem, co mam robić, zależy mi na dziecku i partnerce, ostatnio ograniczam spotkania, ale źle mi z tym, chce się widywać z córką , rozmawiałem już wiele razy z nią o tym, to już były plany- mieszkanie i dziecko, że założymy rodzinę. Moja była żona dziś dzwoniła do mnie, była zobaczyć kiedy wezmę córkę i partnerka się obraziła, że odbieram telefon od niej i się nie odzywa cały dzień i robi mi na złość, nie odbiera telefonu, nie odpisuje, pojechała gdzieś na kilka godzin.
Dzień dobry, Podjęłam decyzję o rozstaniu (toksyczny związek, przemoc psychiczna).
Dzień dobry, Podjęłam decyzję o rozstaniu (toksyczny związek, przemoc psychiczna). Wyprowadziłam się półtora roku temu, ale kontakt urwaliśmy dopiero 3 miesiące temu, jak znalazł sobie inną. On chciał mieć kontakt nadal, jednak dla mnie okazało się to za trudne, wcześniej byłam pewna, że go nie kocham i nie chce z nim być, teraz jest odwrotnie i za późno. Racjonalnie wiem, że toksyczna relacja nie ma szans i nie jest dla mnie dobra. Jednak codziennie płaczę, mam też stwierdzony stan depresyjny, a wcześniej od dwóch lat zaburzenia depresyjno- lękowe. Biorę leki, chodziłam do psychologa i rozumiem i wiem dlaczego się rozstaliśmy. Mam ruminacje. Jak zacząć akceptować ten stan? Jak ruszyć dalej? Zatrzymałam się na etapie żałoby przed akceptacją i ciagle chce o nim myśleć, bo tylko tak mam z nim „kontakt”. Dlaczego go idealizuję i zapominam, jaki był okropny? Wiadomo, że nie cały czas, ale ogólnie tak. Proszę o konkretne wskazówki, zadania…to jak działa mózg po rozstaniu wiem..ale jak sobie z tym radzić? Szukam odpowiedzi innych niż na stronach w Google..
Złamałam postanowienie, by nie uprawiać już nigdy seksu. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że zdradziłam swoje własne przekonania.
Dzień dobry. Kilka lat temu, po nieudanym związku, postanowiłam sobie, że nigdy więcej nie będę uprawiać seksu. Niestety na początku roku zaczęłam się spotykać z chłopakiem i on jednak na seks mnie namówił. Po kilku miesiącach znajomości zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Męczy mnie teraz poczucie winy i zdrady swoich ideałów i przekonań odnośnie seksu. Mam wyrzuty sumienia, że dałam się na to namówić i straciłam czas na seks, a przecież mogłam w tym czasie robić coś sensownego. Nie wiem, jak sobie poradzić z tym głosem z tyłu głowy, który nazywa mnie zdrajcą i oszustem.
Jestem osobą homoseksualną, a kwestia dotyczy drugiej strony - dlaczego tak postępuje, jak mogę rozwiązać problem, bo mam wrażenie, że nie do końca On akceptuje swoją orientację
Chciałem się poradzić w pewnej kwestii, która mnie nurtuje od dłuższego czasu na temat mojej relacji z pewną osobą. Jestem osobą homoseksualną, a kwestia dotyczy drugiej strony - dlaczego tak postępuje, jak mogę rozwiązać problem, bo mam wrażenie, że nie do końca On akceptuje swoją orientację i stosuje żonę jako przykrywkę. Już opisuję całą historią Pana X i siebie. Poznaliśmy się w lutym przypadkiem na palarni i od słowa do słowa jakoś zaczęliśmy rozmawiać, bo pracujemy razem. W pewnym momencie po nocce wracałem z nim samochodem. Zaproponował, że mogę się z nim zabierać, jeśli będziemy mieli na tą samą godzinę. I jakoś tak stopniowo budowaliśmy relację kumpelską. We wrześniu po tak długich rozmowach uznałem, że chyba wypada mu się przyznać do swojej orientacji - w końcu facet heteroseksualny, dzieci i w ogóle. Zaakceptował to normalnie, a trochę później, jak byliśmy razem na nocce, to opowiadał mi o swojej pierwszej żonie (wtedy dowiedziałem się, że jest w związku z drugą). Dowiedziałem się, że obydwie zdradzał z prostytutkami - myślę sobie "no ok, nie moje życie nie mam prawa oceniać". Nikt z nas nie jest święty. O 4 nad ranem, bliżej końca zmiany powiedział, że chce mi coś powiedzieć. Wtedy usłyszałem dosłownie "lubię mieć penisa w ustach". Zamurowało mnie niesamowicie, nie będę kłamać... Wracając razem do domu, powiedziałem, że nic z tego nie będzie, bo nie chciałbym kogoś krzywdzić niepotrzebnie - myślę o żonie i dzieciach. Ponad miesiąc później byliśmy razem na imprezie pracowniczej i pod wpływem alkoholu, jak wracaliśmy ze stacji (a byliśmy po papierosy) wypaliłem czy miałby coś przeciwko, gdybym go pocałował i tak się wszystko zaczęło. Cały romans właściwie, który trwa do teraz - czyli póki co dwa miesiące właściwie... Dowiedziałem się wtedy, że od samego początku chciał, aby coś między nami zaiskrzyło. Po imprezie trafiliśmy do mnie, gdzie do 7 rano byliśmy w łóżku, fajnie się razem bawiliśmy - dopóki nie musiał wracać. Z czasem zacząłem się dowiadywać o Panu X, że pochodzi z rodziny przemocowej - był świadkiem, jak jego ojciec bije mamę, ma młodszego brata. Właściwie to też dowiedziałem się, że przez pół roku nie współżył z żoną i chciałby, aby ona czasami zaczęła grę wstępną, nie on. Jak jesteśmy sami, to potrafi mnie pocałować, pragnie tego, ale prosił mnie też, żebym nigdy nie powiedział jego żonie. Nie zamierzam skrzywdzić jego dzieci przede wszystkim, dlatego nie zrobię tego. Ma bardzo niską samoocenę o sobie, teraz jak jest chory, to do niczego między nami nie dochodzi, ale chciałby znowu się ze mną całować i czegoś więcej. Stwierdził też, że gdyby społeczeństwo było inne, to byłoby mu łatwiej, stąd zastanawiam się, czy nie jest po prostu ukrytym gejem, co boi się przyznać przed światem do swojej orientacji. Twierdzi, że kocha żonę i będzie mu łatwiej nie angażować się w relację romantyczną, ale ja uważam, że mimo wszystko te uczucia u nas wejdą w grę z obydwóch stron mimo wszystko, bo zdążył się przywiązać... I co ciekawsze to jestem jedyną osobą z pracy, której ufa i z którą potrafi się trzymać. Do reszty ma stosunek obojętny. Narzeka, że brakuje mu czasu na wszystko - nawet dla dzieci, na których mu szczerze zależy...
Chłopak stawia warunki: brak ślubu i dzieci bez prawa jazdy - co robić?

Witam. Jestem w związku od prawie 6 lat, mój chłopak powiedział mi, że nie będzie miał ze mną dzieci i nie zawrze związku małżeńskiego, jeśli nie będę mieć prawa jazdy. Uargumentował to, że z dzieckiem trzeba będzie cały czas gdzieś jeździć, a ja nie jeżdżę samochodem i on będzie musiał nas wozić. Czuję, jakby zostały mi stawiane konkretne warunki do spełnienia i nie czuję się z tym dobrze. Co powinnam zrobić?

Jak samemu dostarczyć sobie miłość? Czy można się tego nauczyć?
Mąż przed i po ślubie ma bliski kontakt z byłą narzeczoną. Mówi, że jestem chorobliwie zazdrosna, bo mam do tego problem.

Witam. Spróbuję opowiedzieć w skrócie.

Jestem 4 miesiące po ślubie, z moim mężem poznaliśmy się przez internet, w sumie trzy lata temu, ale tylko jako kumple. Razem jesteśmy oficjalnie półtorej roku z tego tak jak wcześniej wspomniałam 4 miesiące małżeństwem. Ja jestem po rozwodzie, on był w długoletnim związku narzeczeńskim ,odwołał ślub niestety prawie przez rok będąc ze mną, mieszkał ze swoją byłą narzeczoną, przez to dochodziło do kłótni, ponieważ kilka razy zawiódł moje zaufanie wybierając ją, a nie mnie ... na przykład powiedział, że jeżeli ona poprosi go, żeby ją gdzieś zawiózł, to to zrobi, mimo że ja błagałam, żeby tego nie robił....

Przed ślubem zapytałam go czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, a co może się wydać po ślubie, powiedział, że nie ma takiej rzeczy .Niestety w dwa tygodnie po ślubie okazało się przez przypadek, że zataił przede mną bardzo ważną rzecz, która będzie ważyła na małżeństwie do końca życia... ponieważ zataił przede mną, że ona jest jego dalszą rodziną, gdzie ja dałam mu bardzo dużą sumę pieniędzy, żeby on mógł ją spłacić, ale postawiłam warunek, że ona zniknie z jego życia i nie będzie miał z nią nic wspólnego i on dał mi słowo, że tak będzie ...niestety okazało się, że ona jest jego dalszą rodziną, więc zawsze będzie miał z nią coś wspólnego ... problemem było też to, że ja pierwszy raz odwiedziłam go, gdy już byliśmy narzeczeństwem, ale on wtedy jeszcze mieszkał ze swoją byłą narzeczoną i ja przed wylotem do niego błagałam go, żeby schował wszystkie jej rzeczy osobiste, żebym nie musiała tego oglądać, on mi wtedy powiedział, że tak zrobi, że mogę się nie martwić ,ale gdy przyleciałam do niego do mieszkania, obok mojej kosmetyczki stała jej kosmetyczka ,w łazience wisiały jej szlafrok ,bielizna i kosmetyki .. .bardzo to przeżyłam ...rzeczy innej kobiety obok rzeczy mojego narzeczonego i obok moich..... i do tej pory sobie z tym nie radzę, bo gdyby on wtedy dotrzymał słowa nie byłoby większości problemów.... 

Również na początku znajomości, a w sumie gdy byliśmy już zaręczeni, na pierwszej imprezie, na którą zabrał mnie do swoich znajomych, gdzie ja nikogo nie znałam doszło do sytuacji bardzo nieprzyjemnej dla mnie ,ponieważ ja siedząc obok mojego narzeczonego zobaczyłam, że podchodzi do niego jakaś kobieta, przytula go od tyłu na szyję i tak po prostu na nim wisi i z nim rozmawia ...on nie zareagował w ogóle.... Przez te wszystkie sytuacje, do których on doprowadził bardzo mnie raniąc i ja teraz cały czas myślę, że skoro przy mnie się tak zachowywał to beze mnie się zachowuje też tak albo jeszcze gorzej.... a ponieważ mieszkamy jeszcze w dwóch różnych krajach, dopiero razem będziemy za kilka miesięcy, to ta moja zazdrość jest większa.. Aktualnie jestem w ciąży, bo staraliśmy się o dziecko i nie mogę się denerwować,  natomiast on wmawia mi, że ja mam problem z chorą zazdrością, bo cały czas mu wypominam to, co on zrobił. Bez przerwy wmawia mi, że jestem nienormalna i że muszę iść do psychiatry. A ja mu tłumaczę, że nigdy we wcześniejszym małżeństwie nie zostałam tak potraktowana . Nigdy nie byłam chorobliwie zazdrosna o mojego byłego męża ani nawet bardzo zazdrosna .A moje zachowania teraz są konsekwencją tegom jak on mnie potraktował przed ślubem kilka razy i również po.

Niechciany ślub, teraz mąż nie opiekuje się dzieckiem, nie wypełnia obowiązków dorosłego człowieka, romansuje.
Proszę o pomoc. Żona 31 lat. Mąż 36 lat. Po ślubie koscielnym jesteśmy 6 lat, syn ma 5 lat. I sytuacja u nas jest dramatyczna.. przed ślubem trafił się nam syn . zaczęło się od tego, że.. każdy namawiał nas na ślub... Macie dziecko, teraz trzeba wesela... Ja też tego chciałam.. myślałam, że się ogarnie mając syna.. i zrobi dla rodziny wszystko.. odpuści nocki.. kolegów.. będzie nam pomagał .. dawał synowi przykład... po czym wiedziałam, że nie jest ideałem, coś czułam do niego, ale do czasu .. minął rok... Dwa... Z wszystkim zostawałam sama.. uczucia wygasały .. w łóżku on chciał seksu. Ja już nie miałam na to ochoty.. wszystko było na siłę, bo On chce.... pogorszało się bardzo szybko.. mąż zaczął jeździć na dwie roboty. Przed nimi i tak robił wychodne co wieczór do kolegów na warsztat. . przyjeżdżał bardzo późno .. dodzwonić się nie dawało do niego .. do tej pory .. Tą pierwszą wykonywał jako swój zawód tynkarz, potem poznał kolegę, gdzie ma swoją działalność i popadł w takie towarzystwo .. że spadł na dno... Chyba czuł się tam za bardzo na luzie.. lepiej niż z nami w domu .. jak kawaler. ..Zostawał po nocach.. przyjeżdżał rankami i prosto do swojej pracy. Tak wygląda do tej pory tydzień w tydzien .. przychodzi weekend, on przesypia... Ja idę do pracy w sobotę zamiast zająć się dzieckiem, on ma wyrypane i śpi... Nie umie się nim zająć.. zrobić mu śniadania... Nawet sobie nic nie umie zrobić, tylko czeka jak ja wrócę, żeby podać pod nos ..Synem wtedy zajmuje się moja mama .. stary przekonuje syna, żeby został w łóżku na telefonie ... Bo wtedy on może dłużej pospać! .. międzyczasie strasznie podejrzanie to wyglądało... Zaczęłam dociekać co on po tych nocach robi .. gdzie on jeździ ..Kiedyś miał wybryki że lubiał dodawać sobie mocy! .. nie mogę powiedzieć otwarcie o co chodzi, ale domyślacie się ... ostrzegałam skończ... I były później kolejne takie sytuacje gdzie potrafiłam go sprawdzać i faktycznie nie skończył z tym.. bo znajdowałam... były odemnie kolejne ostrzeżenia... Nic nie pomogło...robi dalej swoje... Kłamie na non stopie .. próbuje zwalić winę że to nie jego. On robi jako przechowywalnia dla kolegi.. że co Proszę? Później przyznaje się że jednak wziął .. Na dodatek wywaliłam go teraz z domu... Skończyło się u mnie zaufanie...przy przed ostatniej kłótni sprawdziłam mu telefon .. historię wyszukiwania... I słuchajcie potrafił szukać sobie na portalach w okolicy lasek dla pocieszenia!! Scieme mi rzucił że koledzy mogli grzebać mu w telefonie... A ja że co ?? Ten dalej ściemnia... Po czym pakuje mu rzeczy i przyznał się że robi tamto... I że szukał nie wie czemu .. że przez mnie bo tak sprałam mu głowę ..aktualnie jest po za domem .. dałam mu dokumenty i kasę .. ubrań nie weźmie bo nie chce... Nie ma gdzie się podziać... Nie chcę wynająć nic... woli spać w aucie .. i bierze mnie na litość...Czy może przyjechać się umyć... bo zmarznięty siedzi . Chce teraz rozwodu bo wiem że nigdy się już nie zmieni .. miał tyle szans... Błagał przepraszał i bywało wszystko na chwilę ok za każdym razem.. po 2 tygodniach robil dalej to samo .. mówię mu że z nami koniec a ten nie może się z tym pogodzić.. proszę pomóżcie od czego mam zacząć jeśli chodzi o rozwód ... Wyrzucić jego wszystkie ubrania ... Wywieź do mamusi? Jestem strasznie pogubiona i mam myśli że nie dam rady tego przejść... Nie mogę mu pozwolić na to żeby znów wrucil.. bo będzie mnie dalej niszczył... A życia przede mną jeszcze sporo... Dość już nocy nie przespałam.. budząc się i dzwoniąc gdzie jest... 😢
Poczucie zdrady, samotności, żalu wobec przyjaciółki - ciężka sytuacja
Nie wiem od czego zacząć, nie lubię opowiadać o sobie.. Ogólnie jestem zamknięta w sobie, nieśmiała. Przeszłam 2 związki, które były nieudane, moje życie wyglądało na zasadzie praca, prysznic czasem jedzenie i najważniejsze łóżko i słuchawki, to był mój świat. Pracowałam za granicą i pewnego razu przyjechała grupka ludzi i była tam m.im ona Kasia, która była bardzo otwarta i tego jej zazdrościłam. Ciężko mi było przełamać się, ale z czasem się zaprzyjaźniłyśmy i jej zaufałam. Nie żałuję tego, bo wiele mnie nauczyła. Bywało ciężko, bo każdemu przeszkadzała nasza znajomość, śmiali się z nas obgadywali, ale przyjaźń była najważniejsza i żadna się nie poddała. Kasia była dla mnie, jak młodsza siostrzyczka, zawsze mi powtarzała, że przyjaźń na pierwszym miejscu, że nie pozwoli mi krzywdy zrobić, obiecywała dożywocie i czar prysł. Po 3 latach poznała jego, szybko się zakochała a ja to zaakceptowałam i wtedy wszystko się zaczęło. Przestała mieć czas dla mnie, 24h siedziała na telefonie. Przed pracą, w pracy, po pracy, ciągle on, zaczęły się kłótnie, wyzwiska, chciałam, żeby ona już do niego zjechała, żeby odeszła, ale ona zapewniała mnie, że jej na mnie zależy, że sobie życia beze mnie nie wyobraża i jakoś czas leciał. Miałyśmy do końca roku pracować za granicą, ale niestety miłość wygrała. Kasia nalegała, że chce do pl do niego, żebym wróciła z nią, bo mnie sama nie zostawi. Żebym poszła do tego samego miasta, co ona będzie mieszkała z nim i tak też zrobiłam, bo mnie zapewniali, że mi pomogą. Wynajęłam mieszkanie i poszłam za nią, bo mi cholernie zależało. Na początku było fajnie, codziennie się widywałyśmy, codziennie kawa zakupy itd. Wspólna praca, wyjazdy we trójkę. Nagle wszystko zaczęło się sypać, zaczęły się z jej strony kłamstwa, na początku malutkie, a później coraz większe. Ale wybaczałam, bo mi zależało.. Później się dowiedziałam, że chcą wziąć kredyt i tu był haczyk, bo muszą być małżeństwem. Po roku czasu znajomości były zaręczyny i w tym momencie wszystko się posypało, później szybki ślub. Codziennie były kłótnie, każda powiedziała kilka słów za dużo, ale ja zachowałam je dla siebie, a Kasia powiedziała wszystko swojemu mężowi. Byłam jego ulubioną szwagierką, a teraz mnie traktuje jak śmiecia, nic mu nie zrobiłam, nie powiedziałam słowa na niego, a on jest najbardziej obrażony i dał Kasi warunek, że ma być mnie mniej a ona po prostu to zaakceptowała. Nie odzywała się, powiedziała, że chce czasu. Ja się załamałam.. I to trwa tak 7 tydzień, nie śpię, cały czas płaczę, mam ataki paniki. Zostałam sama w czterech ścianach, ta pustka mnie zabija. Zaufałam jej a ona mnie zdradziła, skrzywdziła i najgorsze jest to, że ona nie chce ze mną rozmawiać, bo twierdzi, że ja ją obwiniam o wszystko, że to jej wina a siebie nie widzę, tylko że ja jej nigdy nie okłamałam, byłam na każde zawołanie. Byli pierwszy raz u mnie od 6tyg i jest dystans, mam ogromny żal do niego, że mnie potraktował jak śmiecia. Tak mi cholernie zależy, ale mam dość cierpienia, nie wiem, co robić, wcześniej mi i Kasi nie brakowało tematów do rozmów, jedna mogła liczyć na drugą, a teraz nie ma tego, drugi dzień ona się nie odzywa. A ja siedzę w czterech ścianach, nie jem, nie śpię tylko ciągle płaczę. Żyć mi się nie chce, mam myśli samobójcze. Co mam robić, kiedy mi zależy, nie wyobrażam sobie życia bez mojej siostrzyczki, nie potrafię wybaczyć zdrady, serce mi pękło.
Nie mam już sił walczyć o małżeństwo, które od dawna nie istnieje
Nie mam już sił walczyć o małżeństwo, które od dawna nie istnieje. Na palcach mogłabym policzyc dni kiedy ostatnio było super. 3 dzieci i brak odwagi na odejście.. mąż jest nerwowy ale nie bije. Wyżywa się na innych rzeczach. Boli to. Dzieci przeżywają a ja razem z nimi On nie chce terapii. Nie chce nawet badań zrobić ogólnych. Jestem wykończona psychicznie. Nie daje już rady...
Chcę zakończyć związek, ale boję się, że partner coś sobie zrobi.

Witam, 

Jestem w relacji, co do której mam wątpliwości i ogarnia mnie duży lęk, iż jeśli zdecyduję się zakończyć ten związek, to partner sobie coś zrobi. Wydaje mi się on być osobą dość słabą psychicznie, która buduje poczucie swojej wartości na tym związku. To nie jest tak, iż on mnie tym straszy/szantażuje itp., po prostu w ciągu życia słyszałam o kilku takich przypadkach, że mężczyzna po rozstaniu odebrał sobie życie i siedzi mi to z tyłu głowy. Ten lęk przejał trochę kontrolę nad moim obecnym życiem, nie chce być z kimś z powodu strachu i wyrzutów sumienia, ale też nie wiem jak nabrać do tego dystansu. 

Czy jeśli w teorii on rzeczywiście tragnąłby się na swoje życie to czy ponosiłabym za to odpowiedzialność jako, iż to ja zakończyłam relację? Mam trochę skrzywione przekonania w tym temacie i ciężko by do tego podejść rozsądnie. Z góry dziękuję za odpowiedź.

Jak pogodzić się z brakiem ślubu w długoletnim związku?

Witam, jestem w związku nieformalnym od 8 lat. 

Zarówno ja, jak i partner jesteśmy po 30, mamy stabilną, dobrze płatną pracę, poczynione inwestycje i możemy sobie pozwolić na kilkukrotne wyjazdy w ciągu roku. Taka sytuacja ma miejsce praktycznie od początku związku. Niby wszystko wydaje się idealne, ale co jakiś czas nachodzą mnie pewne wątpliwości i przemyślenia. Rozpoczynając ten związek, liczyłam na to, że w przyszłości będziemy małżeństwem, stworzymy rodzinę. 

Przy rozpoczynaniu znajomości mój partner powtarzał, jak bardzo cieszy go, że mamy wspólne wartości (oboje jesteśmy z tradycyjnych konserwatywnych rodzin). 

Po jakimś czasie trwania związku zaczęłam liczyć na oświadczyny. Przy każdym wyjeździe miałam na to cichą nadzieję. 

Moje oczekiwania bardzo delikatnie sugerowałam partnerowi. Próbowałam też rozpoczynać rozmowy o dzieciach, gdyż zbliżałam się do 30 urodzin, a nasza sytuacja materialna była bardzo dobra. Byłam zbywana, często te rozmowy kończyły się wymianą zdań, a potem temat zanikał. W efekcie nie wiedziałam co na ten temat tak właściwie myśli partner i jakie ma plany na wspólną przyszłość. Podejmowałam próby wiele razy, ale bezskutecznie. W międzyczasie w naszym otoczeniu pojawiały się śluby i dzieci, a ja czułam, że tkwię w miejscu. 

W końcu podczas jednej z rozmów usłyszałam od partnera, że nie obiecywał mi ślubu przed wejściem w związek, że nie zamierza go brać, bo małżeństwa, jakie zna, nie zachęcają go do tego. 

W trakcie naszego związku dowiedziałam się, że w przeszłości był zaręczony, miał brać ślub, lecz na krótko przed dowiedział się o zdradzie narzeczonej. Od tego czasu bardzo zmienił swoje życie i z tego, co słyszałam, zmienił mu się także charakter, stał się dużo bardziej zasadniczy, nieustępliwy. Wiem też, że po tym rozstaniu miał jakieś nieporozumienia finansowe z narzeczoną. 

Jego podejście do wspólnych finansów zmieniło się tak, że po tylu latach nie mogę namówić go do wspólnego konta, a co miesiąc zbieram rachunki i wyliczam, ile kosztowały nas poszczególne zakupy i opłaty (mieszkamy wspólnie). Pomimo tego, że on nigdy nie przegląda tych zapisków, czuję się z tym okropnie i co miesiąc wszystko szczegółowo rozpisuję. Od momentu jak dowiedziałam się o tym narzeczeństwie i planach ślubu nie mogę pozbyć się uczucia, że nie jestem dostatecznie dobra. 

Co jakiś czas nachodzą mnie wątpliwości, że poprzednia narzeczona była w czymś lepsza i dlatego miała zostać żoną. Mam wrażenie, że podświadomie będąc partnerką, staram się być żoną idealną. Żadna z koleżanek tak bardzo nie nadskakuje swojemu mężczyźnie. Z jednej strony pogodziłam się z brakiem małżeństwa, bo nie wyobrażam sobie być z kimś innych, bo nigdy wcześniej nie doznałam takiego porozumienia, jedności zainteresowań. Żaden partner też nie satysfakcjonował mnie także w innych sferach życia. Partner zaraził mnie swoją aktywnością i pasjami i ciągle mało mi czasu spędzanego razem. 

Kilka miesięcy temu stwierdził też, że czas już na dzieci więc jesteśmy na etapie zmiany trybu życia badania swojego zdrowia itp. Pomimo tego wszystkiego w mojej głowie co jakiś czas pojawia się myśl o niespełnionych marzeniach dotyczących ślubu i żal o decyzjach, dotyczących dzieci, których nie podjęliśmy wcześniej. Wszyscy nasi znajomi posiadają już co najmniej jedno dziecko, są w zbliżonym do siebie wieku. A my będziemy tak odstawać, będąc najstarszymi z najmłodszymi dziećmi. 

Czasem nie potrafię sobie poradzić z wrażeniem, że poprzednia partnerka była miłością jego życia, a ja jestem jej kolejnym egzemplarzem. Gdy się poznaliśmy, byłam do niej lekko podobna w tym samym typie urody, mamy bardzo podobną sytuację rodzinną, a nawet urodziny w tym samym dniu. 

Raz, gdy miałam odwagę, powiedziałam partnerowi, że mnie nie kocha tak, jak kochał ją, zaprzeczył i ten temat nigdy już pomiędzy nami się nie pojawił. Poruszany też ostatnio po raz kolejny temat ślubu skończył się stwierdzeniem, że nie mamy środków na ślub, bo niczego nie dostaliśmy od rodziców i musimy sami się dorabiać, że nie ma pieniędzy na ślub, że jakby był sponsor tego ślubu albo ktoś z nas dostał mieszkanie lub pieniądze od rodziców z choć jednej strony to on by dawno ślub wziął i miał dzieci. Na co dzień jestem szczęśliwa, ale bywają momenty, że mam wątpliwości. 

Czy jest możliwe do przepracowania, aby pogodzić się z rezygnacją ze swoich marzeń?

Mam potrzebę zmniejszenia zależności emocjonalnej od kontrolującej i ściągającej mnie w dół mamy.
Mam problem z kontrolującą matką - jest wiele sytuacji, które można wymieniać. Jestem dorosła, mam 25 lat, a ona nadal w wielu kwestiach próbuje mi mówić, co mam robić. Nie mieszkam z nią, jednak poszukuję teraz pracy i niestety jestem od rodziców jeszcze zależna finansowo. Wczoraj, gdy byłam u niej w domu, wieczorem chciałam jechać samochodem do sklepu po coś słodkiego, a ona krzyczała, że przecież mogłam jechać w ciągu dnia i że po co w ogóle jadę o tej godzinie ( samochodem sklep jest ok. 7 min. od domu). Gdy spytała, czy chłopak, który mi się spodobał, się odezwał (nie odezwał się od kilku dni i mieszka w innym kraju) powiedziała, że to dobrze, bo jej zdaniem to bez sensu, bo on nie mieszka w PL. Powiedziałam jej, że nie może sobie nawet wyobrażać, że ma prawo prawić mi tego typu komentarze. Gdy byłam w wakacje sama we Francji nad morzem na kilka dni to zadzwoniła z krzykiem, że dlaczego się tak mało odzywam, że to nie jest normalne, brzmiała agresywnie. Do wielu rzeczy mnie zniechęca, jak proponuję jej wyjście z domu to komentuje "a po co, bez sensu, szkoda marnować czas na dojazd" i woli siedzieć w domu. Generalnie szybko się zniechęca do wszystkiego i męczy mnie jej energia, zauważyłam już dawno, że moja lepsza wersja siebie nie pasuje do niej kompletnie i nie chcę mieć z nią do czynienia. Po prostu, gdy zaczynam podejmować albo planować w głowie kroki, które są odważne, inne, to od razu ona mi się przypomina w głowie i ściąga mnie to w dół, zabiera energię. Nie wiem, jak się od niej skutecznie odseparować emocjonalnie i nawykowo i jak jej wytłumaczyć, że chcę mieć z nią zdecydowanie mniejszy kontakt. Wiem, że z jej strony skończy się to atakiem złości. Są też kwestie, w których mnie wspiera, jednak nie zmienia to faktu, że ma w sobie duży ładunek negatywny i odbija się to kosztem mnie.
Lęk społeczny od dziecka, który utrudnia mi teraz funkcjonowanie w dorosłości.
Co jeszcze mogę zrobić? Od zawsze byłem cichym dzieciakiem trzymającym się na uboczu i nie lubiącym być na świeczniku (i nauczyciele nie widzieli w tym problemu, po prostu uważali że jestem grzeczny, nikt nigdy nie zwrócił uwagi że coś może być nie tak), od kiedy pamiętam mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, bo paraliżuje mnie strach, kiedy mam zainicjować rozmowę, trzymałem i trzymam się nadal tylko z najbliższym wąskim gronem przyjaciół i znajomych, których znam praktycznie od piaskownicy. Jednakże teraz rzadko kiedy mamy czas żeby się spotkać, wiadomo dorosłe życie, praca itd. Przenosi się to też na inne sfery życia niż towarzyskie, kiedy przychodziło do odpowiedzi w szkole oblewałem się zimnym potem i robiło mi się słabo, to samo tyczy się np. rejestracji u lekarza itd. Dlatego też zrezygnowałem z matury, bo tak bardzo bałem się ustnej części i do teraz pluję sobie za to w brodę. (Warto dodać, że mam od dziecka nadwagę, niedoczynność tarczycy nie jest żadnym usprawiedliwieniem, za to problemy skórne, które uniemożliwiały mi ćwiczenie już trochę tak, bo ból często był nie do zniesienia (mimo to próbowałem i grałem np. w klubie w nożną czy w koszykówkę). Na szczęście te skórne schorzenia już pokonałem i jest wszystko w porządku, wziąłem się za siebie i zrzuciłem już blisko 30 kg) W podstawówce jeszcze jakoś dawałem radę, prawdziwe problemy zaczęły się w gimnazjum. Pojawiły się stany lękowe i mocny lęk społeczny. Ze swoją klasą nie miałem problemów, za to byłem dręczony przez osoby z innej klasy i do dzisiaj pozostała mi trauma, opuszczałem bardzo wiele lekcji i siedziałem roztrzęsiony w domu. Technikum uznałem za swego rodzaju nowy start, pierwsza klasa przebiegła raczej bez problemu. Co prawda nadal byłem cichy i wycofany ale dałem radę przechodzić cały rok w miarę spokojnie. W klasie nie nawiązałem żadnych poważniejszych znajomości, z nikim się nie zadawałem poza szkołą. No i przyszła 2 klasa... jakoś na końcu 2 miesiąca roku szkolnego złapałem szkarlatynę i to dosyć mocną przez co 2 miesiące przeleżałem w łózku z prawie 40 stopniową gorączką, okropnym bólem głowy i innymi objawami. Gdy wyzdrowiałem to nie byłem już w stanie wrócić, nikomu z klasy nie dałem znać dlaczego mnie nie ma, bałem się ocenienia i pytań o to dlaczego mnie nie było, paraliżował mnie strach. Szkołę dokończyłem w trybie indywidualnego nauczania i tak jak wcześniej napisałem zrezygnowałem z matury ze strachu, jednak udało mi się zdobyć technika pojazdów samochodowych ale nic mi on aktualnie nie daje. Po szkole była bardzo niewielka poprawa. Udało mi się pójść do pracy, po 3 miesiącach okresu próbnego nie przedłużono mi umowy, wytłumaczono mi to tym że niby była ogólna redukcja etatów i nikogo nowego też nie potrzebują, jednak ja w to nie wierzę i do dzisiaj się obwiniam że po prostu byłem za słaby i mimo że dawałem z siebie wszystko, to było to za mało. Od tego czasu wróciły wszystkie demony z czasów dzieciństwa i szkolnych. Od tego czasu boję się pójść do jakiejkolwiek pracy, zdarzyło mi się nawet odwołać rozmowę o pracę w jej dniu bo tak sparaliżował mnie strach i dostałem drgawek. Aktualnie mam 22 lata, zawodowo stoję w miejscu i czuję presję czasu. Rodzice mnie wspierają zarówno psychicznie jak i czasami finansowo, jednak gdy mam chociaż trochę oszczędności to oddaję im wszystko z naddatkiem bo nie mógłbym spojrzeć w lustro. Stany lękowe, depresyjne i lęki społeczne tylko się pogłębiły, gdy jestem np. w galerii handlowej czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli i obgadywali, od razu się pocę. Boję się też przykładowo wjechać do miasta samochodem w godzinach szczytu bo się stresuję że ktoś będzie na mnie trąbił, zgaśnie mi samochód, na światłach itd. Czuję się niepotrzebny i często się za wszystko obwiniam, często uważam się za ciężar dla wszystkich. Jeśli chodzi o charakter to nigdy nie należałem do wrednych osób, wręcz przeciwnie, zawsze byłem w cholerę empatyczny, bezkonfliktowy i wolę być skrzywdzonym niż skrzywdzić kogoś. Denerwuje mnie gdy ktoś jest bez serca. Jestem w cholerę wrażliwy, płaczę na filmach, grach czy przy książkach jeśli tylko mają chwytającą za serce historię. I... właśnie tych cech charakteru też się wstydzę (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) bo boję się że ktoś mnie zwyzywa od słabiaków czy mięczaków. Sam też się boję że będąc właśnie takim typem osoby nie osiągnę sukcesu bo żeby teraz coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie trochę z bycia zimnym człowiekiem a empatia i wrażliwość właśnie nie są dzisiaj normą. Gdy nie ma czasu na spotkanie z przyjaciółmi czuję się w strasznie samotny a nie umiem nawiązać żadnej nowej znajomości, nawet w internecie, boję się do kogokolwiek odezwać czy napisać. Z wejściem w związek jest dokładnie ta sama sytuacja. Od 2 miesięcy chodzę na terapię, ufam swojej terapeutce i czuję wsparcie i leciutką poprawę jednak jeszcze trochę czasu musi minąć zanim się przed nią w pełni otworzę. Jednak jestem zadowolony, że się na to zdecydowałem.
Trudności w związkach, labilne uczucia, jednocześnie nie pamiętam nic z przeszłości, nie pamiętam swoich zachowań czy motywów.
Dzień dobry, mam pewien problem i pytanie dlaczego tak sie dzieje, często wszystko z przeszłości zapominam, kiedyś tam miałam przyjaźń z chłopakiem i on chciał ze mną być, ale przerażało mnie to, itp wkurzał mnie przez to, mimo że go lubiłam, miałam go strasznie dość, ale jednocześnie trochę się bałam, że go zranię, że z nim nie chce być, więc zaczęłam się odsuwać no i go zostawiać, zostawiłam go z błachego powodu, mimo że próbował się komunikować blokowałam go, ale dalej patrzyłam co on tam pisze jak mogłam, itp, teraz np często go widzę i jestem w przekonaniu, że dalej o mnie myśli. Trochę żałuję tego, trochę coś go tam zaczepiałam w necie, ale skończyło się napisaniem mi, że nie daje mu spokoju i mam sie odczepić i poczułam sie dziwnie zraniona, ale wiadomo- sama go zostawiłam. No i przechodząc do problemu - to ja w ogóle nie pamiętam tej znajomości, jego, o czym w sumie codziennie gadaliśmy, o co sie kłóciliśmy i jak usłyszę od kogoś o czymś co było albo wyszukam stare konwersacje gdzieś np. screenshoty, to jestem zdziwiona naprawdę, że ja o tym nie pamiętam, że byłam aż taka niemiła i tego żałuje, tak samo z byłą dziewczyną, nie pamiętałam nic po roku rozstania i znów przekonanie o tym, że o mnie myśli itp, ale tak nie było, no i zajrzałam w konwersacje, obrażałam sie o byle co, po chwili przepraszałam, wyzywałam ją nawet nie wiem dlaczego i kontrolowałam jej całe życie, wiem w sumie, że miałam obsesję, ale jak nie pamiętam tak strasznych zdarzeń, a jak chciała przerwy czy sie odciąć to nie dawałam spokoju. Pamiętam, że były sytuacje, że chciała przerwy i ja płakałam i czułam sie okropnie, ale przesadzałam w tych wiadomościach itp, ale jeszcze najgorsze to, że teraz jestem w nowym związku z inną dziewczyną i trochę mamy za sobą i ja teraz tak raz ją kocham, raz myślę, że ją nie kocham i chce być sama, ale potem żałuje tego i myślę, że bez niej nie dam sobie rady, no i często te myśli, że jej nie kocham mówią mi, że w ogóle się nie boję jej zostawić i że ja nigdy nie byłam zlękniona przed tym i znowu to samo-> oglądam wiadomości stare sprzed półtora roku, gdzie miała dość jakichś moich odpałów, których już sama nie pamiętam, po prostu cały czas pisałam- ona kazała spadać, ale ja nie potrafiłam jej zostawić. Ciągle pisałam "tylko mnie nie zostawiaj, bo bez ciebie nie dam rady" itp , Te wiadomości przypomniały mi coś, to że zrobiłam sobie wtedy na udzie jej inicjał wycięty i było to głupie, ale po jakimś czasie tylko pamiętałam, że ta blizne mam jako, że byłam głupia i chciałam udowodnić swoją miłość, ale z jakiego powodu? Nie pamiętałam. Czemu ja sie posunęłam do samookaleczania, co ze mną nie tak, dobra boje się porzucenia, odrzucenia, ale czemu nie pamiętam po kilku miesiącach-roku o tym zbytnio i jak ja sie zachowywałam, a potem się przerażam?
Jak podjąć decyzję o przyszłości związku, gdy partnerka rezygnuje z planów na dziecko?

Dzień dobry, Jestem na rozdrożu. 

Związałem się przed 6 laty z kobietą, która ma dziecko, obecnie 10-letnią dziewczynkę. Jesteśmy taką trochę patchworkową rodziną. Ja mam 40 lat, partnerka 35. Mieszkamy razem, kochamy się. Mała ma kontakt z ojcem, mnie traktuje bardzo dobrze. Ponieważ partnerka pracuje w korporacji, gdzie bardzo dobrze zarabia, ale też i długo pracuje, to ja odbieram jej córkę ze szkoły, gotuję obiady, pomagam w lekcjach. Z biologicznym ojcem też nie ma problemu, jest on obecny w życiu dziewczynki, chociaż założył nową rodzinę i ma kolejne dzieci. 

Ja mam więcej czasu, bo wykonuję wolny zawód, ale też finansowo jestem niezależny. Jest jednak inny problem, bo zawsze marzyłem o rodzinie tzn. żonie i własnym dziecku i czuję, że zbliżam się nieuchronnie do momentu, gdy będę zmuszony podjąć trudną decyzję. Z partnerką ten temat był obecny od dawna. Na początkach naszej znajomości twierdziła, że bardzo chce mieć kolejne dziecko, bo sami byliśmy jedynakami i wiemy, że jak to było smutne. Chciała jednak chwilę poczekać, jak się nasza znajomość rozwinie, co dla mnie zrozumiałe. 

Ja zresztą też nie chciałbym tak od razu. Nasz związek jest bardzo dobry, kochamy się, okazujemy dużo czułości i wsparcia, jesteśmy pokrewnymi duszami. Już od dłuższego czasu rozmawiamy o przyszłości, budowie domu, wzięciu ślubu. Partnerka zaczęła jednak odwlekać temat dziecka i jestem mocno tym wszystkim podłamany. Na początku twierdziła, że chce skupić się na pracy, gdzie idzie jej bardzo dobrze, jest jeszcze młoda i szkoda jej zostawić to, co osiągnęła, więc dziecko jeszcze chwilę może poczekać. Przed Świętami Bożego Narodzenia przeprosiła mnie i wyznała mi jednak szczerze, że nie chce już mieć więcej dzieci. Długo jej to zajęło i po prostu doszła do momentu, w którym jest w 100% przekonana, że więcej dzieci nie chce mieć. Jestem tym załamany, coś we mnie pękło, czuję się oszukany. W Sylwestra mieliśmy wielką kłótnię, do dzisiaj mamy ciche dni. Zaczyna we mnie też dojrzewać myśl o zakończeniu tej znajomości, bo widzę siebie za 20 lat jako całkowicie samotnego starego faceta. Życie jest nieprzewidywalne, możemy się za kilka lat rozstać, rodzice odejdą, partnerka może umrzeć, cokolwiek się może zdarzyć, a ja zostanę jak palec, bez rodziny. 

Nie mam pojęcia jak to wszystko poukładać. Jeśli dojdzie do rozstania, co wydaje mi się dzisiaj nieuchronne, to jak małą do tego przygotować? Ta cała sytuacja mnie niszczy, nie mogę się skupić na niczym innym jak buszowaniu w internecie w poszukiwaniu odpowiedzi, przeglądam też ogłoszenia z mieszkaniami. Może jednak zostać i spróbować popracować na partnerką, aby zmieniła zdanie w tej kwestii, co wydaje mi się nierealne?

Nie czuję się dobrze w relacji, jednak chłopak przechodzi kryzys psychiczny. Nie chcę, by coś się stało.
Jestem w związku rok czasu i nie wiem czy nie czas go zakończyć. Między nami jest różnica około roku. Ja mam rocznikowo 16 on 15. Nie mam pojęcia czy dalej coś do niego czuję. Ta myśl dręczy mnie od miesiąca. Czasami jest lepiej, czasem gorzej i nie wiem co mam o tym sądzić lub co zmienić, aby było lepiej. Wyglądowo bardzo mi się podoba, więc w tym nie leży problem. Mam wrażenie, że gdyby nie był moim chłopakiem, to byśmy nie gadali. Wiadomo, że możemy mieć różne poglądy, ale moje a jego się różnią. Na tej podstawie można byłoby stwierdzić, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zerwanie. Sprawa ma jeszcze drugie dno. Mój chłopak jest w dużym kryzysie emocjonalnym już od długiego czasu. Dźwiga duży bagaż emocjonalny i możliwe, że choruje na depresje. Ma myśli samobójcze. Sytuacje z kiedyś skrzywiły jego pogląd na świat i gdyby nie to, możliwe, że byśmy się dogadywali pod aspektem poglądów i chętnie spędzali czas, nawet nie będąc w związku. Mam wrażenie, że wychodzenie na miasto lub gdybym miała trochę więcej czasu samej, mogłoby poprawić związek, lecz jeśli nic by to nie dało, to nawet nie mam jak zerwać, bo on straci sens życia. Jest to strasznie trudna sytuacja.
Koleżanka przyjaźni się ze mną i z moim partnerem. Chce między nami rozwiązywać sprawy, ocenia sytuacje itp. Mam wrażenie, że ona ma jakąś misję w tym.
Witam .Piszę z Magdą już dwa lata. Poznałyśmy się na fb. Zwierzałam jej się ze swoich problemów życiowych, ona mi też. Kiedy rozstałam się z partnerem, ona go zagadała na portalu, chciała zobaczyć jaki on jest, czy się z nią umówi w krótkim czasie od rozstania ze mną. Powiedziała mi o tym. Wróciliśmy do siebie ,a oni pisali nadal jako kolega i koleżanka. Ona ma swojego partnera. Ostatnio się pokłóciłam z partnerem..On zawsze w kłótni pisze do swoich koleżanek. Napisał do niej ,ona mi napisała o Tym. Wiem, że się spotkają, ona czuje jakąś misję, że chce pomóc mi i jemu. Nie widzi problemu w przyjaźni z obojgiem. Dla mnie to ciężkie do przejścia, bo go nadal kocham. Ona uważa,że jestem zazdrosna i zaborcza. Nie umiem sobie z tym poradzić. Mam wrażenie,że ona chce coś udowodnić.
Mam poczucie, że ciężko jest mi przyjaźnić się z innymi, ponieważ oczekują czegoś, czego nie robię/ nie myślę/ nie czuję.
Czemu ludzie oczekują ode mnie większej reakcji, ja z żartu jakiegoś nie potrafię się śmiać dłużej niż parę sekund, nie lubię wysyłać dziwnych emotek albo reagować na coś, jak dla mnie zbyt emocjonalnie jak inni. Nie umiem się zaprzyjaźniać z ludźmi na dłuższą metę, chyba nie ufam nikomu. Interakcje z ludźmi są męczące, ciągle oczekują jakiejś reakcji, bo inaczej myślą, że się ich nie lubi albo że z tobą jest coś nie tak.