Left ArrowWstecz

Partnerka często się obraża, nie zamienia ze mną słowa, kiedy ja się staram. Co się dzieje?

Mam 52 lata, jestem rok z moją partnerką. Wspaniała kobieta. Jednak (nie lubię tego słowa) jak mamy gdzieś wyjechać na weekend lub jak jest jakaś uroczystość domowa lub jak zaplanujemy sobie jakiś wyjazd lub jak jest np. sylwester lub Nowy Rok to za każdym takim razem ona znajdzie jakiś powód, żeby się obrazić, coś "wyciągnąć", żeby pojawiły się ciche dni, cokolwiek - nie zmyję talerza, wypiję jedno piwo za dużo. Już sam nie wiem, chciałem zabrać ją do Buska Zdroju na długi weekend czerwcowy, chciałem, żebyśmy pojechali do Wiednia i Budapesztu, teraz Sylwester i Nowy Rok..... W Sylwestra przesiedziała 8 godzin i zamieniliśmy dwa (dosłownie dwa zdania) zdania. Cały Nowy Rok przespała w łóżku. Dzisiaj znowu foch, już trzeci dzień. Ja już powiedziałem sobie, że nie będę reagował na takie zachowanie, tym bardziej, że moja partnerka jest w moim wieku. Co to jest ? I tak zawsze jak gdzieś mamy wyjechać. Chodzi, chodzi, aż coś wychodzi. Jak myślę sobie, że mamy za kilka dni na przykład moje imieniny lub jej urodziny to wiem, że zaraz coś wymyśli, żeby chodzić z fochem. Albo jak mieliśmy w poprzednim roku wyjechać na kilka dni na urlop to okazało się, że ona sobie sama pojedzie i nie obraź się Grzegorz. Ja nie wiem jaka to gra.Może ktoś z Was mi podpowie?Tydzień temu jak siedzieliśmy i rozmawialiśmy w fotelach to ustalaliśmy termin naszego ślubu, Grzegorz kocham Cię wiesz ? I nikomu Ciebie nie oddam...... Wiesz ? A od Sylwestra nos na kwintę i tak ta "muszelka" się pozamykała, że nic z tym nie da się zrobić.
User Forum

Grzegorz

1 rok temu
Anna Gwoździewicz

Anna Gwoździewicz

Grzegorzu, w tej sytuacji istotne jest, aby zrozumieć, że mogą istnieć głęboko zakorzenione przyczyny takiego zachowania partnerki, które mają swoje źródło w jej historii życiowej, doświadczeniach czy aktualnych emocjach. Nie można jednak poznać tych powodów bez otwartej rozmowy! Jesteście ze sobą rok. Czy znasz historię jej poprzednich związków, ewentualnych zranień i krzywd, których mogła doznać ze strony innych mężczyzn? Czy doznała w swoim życiu jakichś traumatycznych dla niej zdarzeń? Warto spróbować zrozumieć, co może być źródłem zachowania partnerki. Czasem jest to efekt nieprzepracowanych emocji, lęków lub po prostu problemów z komunikacją. 

Kluczowa jest rozmowa w spokojnej atmosferze, wyrażenie troski i chęci zrozumienia, co się dzieje. Może warto zapytać partnerkę, czy coś ją trapi, czy jest coś, czego według niej Ty nie rozumiesz lub robisz źle. Należy unikać oskarżeń i opowiadać o własnych uczuciach i obserwacjach. Warto powiedzieć „Czuję się zaniepokojony, gdy widzę, że jesteś smutna lub wydajesz się być obrażona. Czy moglibyśmy porozmawiać o tym?”. Być może partnerka nie czuje się wystarczająco komfortowo lub ma obawy związane z opisanymi przez Ciebie okolicznościami (wyjazdy, imprezy itp.), które dla Ciebie są radosne, oczywiste i pożądane dla. Razem można poszukać kompromisu, który zaspokoi potrzeby Was obojga. 

Zrozumienie i naprawienie relacji nie zawsze dzieje się natychmiast. Ważne jest, aby być cierpliwym i zdawać sobie sprawę, że to proces wymagający czasu. Jeśli partnerka nie jest chętna do rozmowy, warto zachęcić ją do skorzystania z psychoterapii par i/lub indywidualnej. W terapii istnieje bezpieczna przestrzeń, gdzie można poruszać trudne tematy pod profesjonalną opieką. Proszę pamiętać, że zdrowa relacja opiera się na komunikacji, zrozumieniu i gotowości do pracy nad trudnościami. To wspólny wysiłek, który wymaga wkładu obojga partnerów i nie zawsze prowadzi do spełnienia naszych indywidualnych oczekiwań. 

Pozdrawiam serdecznie,
psycholog Anna Gwoździewicz 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jestem z narzeczoną, która, uważam, że jest ofiarą parentyfikacji.
Jestem z narzeczoną, która, uważam, że jest ofiarą parentyfikacji. Mieszka osobno, ale jest emocjonalnie uwiązana z rodziną, szczególnie mamą, która mąż zostawił, gdy moja partnerka była nastolatką. Kupiłem dom, proponowałem oglądanie poprzednich, ale nie była zainteresowana. Ona nie dokłada się, nie musi dać nawet złotówki na zakup i remont. Nie bierze też w tym fizycznego udziału. Ale wymyśla wiele pomysłów niepraktycznych i znów nie słucha argumentów. Pokazuje tak, jak powiedziała, że nie pasuje jej ten dom już ze względu na to, że znajduje się on w moich stronach. Od tamtej pory zaczęło się wszystko sypać. Dziś nie rozmawiamy już 15dni. Przed milczeniem zaczęło się negowanie wszystkiego, bunt, walka i odrzucenie. Nie dało się rozmawiać, argumenty nie trafiały. Do tego urąganie zasłaniane, że to żart. Ostatecznie zaproponowana terapia skutkowała obrazą majestatu i ciszą. Partnerka mówi, że nie chce dzieci i jest to jej świadoma decyzja, ale ewidentnie widzę po niej panikę, wiele leków o których nie możemy porozmawiać, bo ona nie chce. Mieszka sama w wynajmowanym mieszkaniu i pracuje, a proponowała zamieszkanie na próbę. Ja chcę ją ściągnąć na stałe do siebie, szczególnie, że mam dużo lepsze warunki mieszkalne i zarobkowe. Jak to naprawić czy w ogóle się da, i czy jest sens. Jak powrócić do rozmów, by nie dać złudnego poczucia wygranej. I jak namówić taką osobę na terapię. Nie widzę innej opcji, by cokolwiek się zmieniło i nie mam już pomysłów.
Mam już skończone 24 lata, a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku
Od dłuższego czasu zmagam się z problemem dotyczącym mojej przyszłości. Mam już skończone 24 lata a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku (był jeden krótki zakończyłam go nie pasowaliśmy do siebie.) Od tego czasu minęło 5 lat, nie mogę znaleźć nikogo normalnego, tracę tylko czas. Trafiam na facetów, którzy są narcyzami, typy mamisynków lub pragną tylko seksu i nic poza tym. Próbowałam odnawiać znajomości ze szkoły, na portalach randkowych jednak mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Nie udaje się najczęściej umawiają się na spotkania-nie przychodzą albo po miesiącu zakończą znajomość. I tak tracę czas. Zaznaczę, że w realu ciężko poznać mi faceta, niestety nie mam gdzie wyjść, bo nie mam z kim. Nie mam znajomych, przyjaciół, by wyjść razem, chociażby na jakiś festyn rodzinny czy jakaś wieczorową zabawę. Jako jedyna z rodziny zostałam obecnie singielka i zaczęli mi dogryzać z tego powodu, stało się to przytłaczające. Każdego razu, gdy się widzimy, padają teksty "kiedy masz ślub" " gdzie zgubiłaś tego twojego" " idź zobacz stoi pod drzwiami" " widzieliśmy go, ale brzydki"- teksty odnoszą się do faceta, z którym mi nie wyszło okazał się mamisynkiem a oni nie dadzą spokoju, tylko coraz bardziej śmieją się ze mnie. Boje się, że nigdy nie ułożę sobie życia jak każdy z członków rodziny na zawsze zostanę sama. Siostra kuzynostwo mają już kolejne dzieci, planują śluby, nawet młodszy brat a u mnie marne szanse. Jeżeli od 5 lat trafiam na coraz gorszych facetów, czas mi ucieka i wszystko stoi w miejscu. Nie wiem już, co robić mówią, że miłość sama przyjdzie, ale nie uwierzę w to. Jak się nie załamywać w takiej sytuacji widząc, gdy inni są szczęśliwi, a mi tyle czasu się nie udaje?
Trzymanie się przeszłości i martwienie się. Brakuje mi również moich starych przyjaciół.
Dzień dobry, co mogę zrobić by nie rozmyślać ciągle nad przeszłością? To, co obecnie dzieje się w moim życiu, nie jest jakieś najlepsze, poza tym zawsze bardziej skupiałam się na tym co było. Jak patrzę na zdjęcia sprzed paru lat to zastanawiam się, jak wtedy na to wszystko patrzyłam, co myślałam itp. Poza tym spokoju nie daje mi to, że minęło ponad pół roku od kiedy straciłam kontakt z moją grupą znajomych a ja nadal nie umiem się z tym pogodzić. Mam dwie wspaniałe przyjaciółki od bardzo dawna i z nimi też cudownie spędzam czas, ale z tamtą grupą również byłam dość zżyta.:( Jak patrzę na nich wszystkich w szkole to nadal mam w głowie, jak było fajnie i jestem smutna przez resztę dnia. Bardzo bałam się zawsze utraty znajomych i gdy to się stało, może trochę z mojej winy, bo nie pisałam do nich pierwsza w wakacje, to mocno mnie to przybiło, ponieważ w przeciągu roku miałam sporo problemów. Obecnie od niedawna leczę zaburzenia lękowe i mam wrażenie, że te inne problemy mi to utrudniają i co mogę zrobić by je zwalczyć?
Mam obecnie problem w związku.
Dzień dobry. Zwracam się z prośbą o pomoc, a mianowicie też o jakieś wyjaśnienie, podpowiedź. Mam obecnie problem w związku. Od niecałych dwóch lat jestem związany z partnerką, z którą jest mi cudownie, nadmienię tylko, iż zawodowo jest psychologiem, psychoterapeutą (leczenie zaburzeń osobowości, zaburzenia lękowe, Borderline, Depresja) pracuje metodą psychoterapii psychodynamicznej. Oboje mamy po 40 lat także doświadczona moja Kochana Terapeutka. Jak się poznaliśmy to zaiskrzyło na momencie, od razu wyczułem, gdzie pracuje (psycholodzy nie są mi obcy, mam siostrę też psycholog). Ale wiadomo nie może być za łatwo w życiu to i tym razem też tak jest, mieszkamy od siebie 180 kilometrów. Jak się poznaliśmy, ja byłem świeżo po rozstaniu (około 6 miesięcy) z żoną, która mnie zostawiła. Ona również jest po przejściach tylko już jakiś czas temu. Oboje mamy dzieci i wszystko i niby ok. Od samego początku czułem się przy niej tak, jakbym znał ją od dawna i Ona również ze mną czuła podobnie. Problemy zaczęły się w momencie, jak moja była żona zmieniła się nie do poznania (chodzi o zachowanie, zmiana osobowości). Dzieci mieszkały z nią, bo wydawało mi się to po prostu normalne, jak człowiek się rozwodzi (nadmienię tylko, że nie z mojej winy pojawił się po prostu ktoś inny na jej drodze). Kontakt z dziećmi miałem cały czas, przychodziły do mnie, jak remontowałem nowe mieszkanie. Nie będę opowiadał dokładnie, co było dalej, powiem tylko tyle, iż dzieci mieszkają ze mną. Zmiana osobowości ich mamy była tak drastyczna, iż zaczęło dochodzić w starym domu do znęcania psychicznego nad starszym synem. Zabrałem go do siebie, a tak naprawdę to On sam prosił, żebym mu pomógł i zabrał stamtąd. Młodszy z kolei deklarował już wcześniej, że chce mieszkać ze mną. Ja nie miałem pojęcia, że przechodzą tam piekło, bo bali mi się powiedzieć, a widywaliśmy się praktycznie w tygodniu codziennie. Mam takie osobiste spostrzeżenie, że wszystko zaczęło między nami się delikatnie nie tyle, co psuć, ale paskudzić jak starszy syn się do mnie wprowadził. Już nie mogłem być na zawołanie, a z kolei Ona zaczęła nazywać to tak, że potrzebuje oparcia, stabilizacji, bo tak wygląda normalny związek, częste kłótnie właśnie przez to. No i dobrze wiemy, że wykład od psychologa to nie jest łatwa sprawa, bo to jest cała analiza sytuacji, problemów itd. Mi osobiście to w ogóle nie przeszkadza, ale wiadomo, że zaczęło się, że widzę tylko siebie, jestem skupiony na sobie, dzieciach i nie ma przestrzeni na związek. Mamy wspólny jakiś pomysł na życie, przeprowadzkę do niej, tylko na razie muszę zakończyć stary etap i Ona niestety nie wytrzymuje ciśnienia. Wiele mi pokazała, że czasami ma racje, bardzo często zarzuca mi, że nie czuje we mnie wsparcia, choć ja uważam inaczej. Robię, co mogę i jestem przy niej, jeśli tylko mogę. Staram się pomagać w każdej dziedzinie, w jakiej ma problem na tyle ile można. Tylko dla niej to za mało. W trakcie tych wszystkich kłopotów i żeby ratować swoje dzieci odpuściłem trochę firmę, co oczywiście się odbiło. Wiadomo wszystko, co przeszedłem do tej pory ze swoim rozwodem, też zostawiło ślad, psychicznie mnie to wykańcza, a problemów zaczęło przybywać. Pojawiły się długi w firmie i zacząłem mieć załamkę. Oczywiście mój osobisty psycholog wysłał mnie na terapie i do psychiatry, bo zaczęły się stany lękowo depresyjne. Impulsywność, jaką posiada, zaczęła doprowadzać do tego, że co jakiś czas rozstawaliśmy się (no może nie za moją zgodą) tylko po prostu cały czas jest brak stabilności w związku, Ona potrzebuje oparcia na co dzień. Wzajemna miłość nas utrzymuje w tych kłótniach. Ja po drodze miałem parę razy tzw. zjazd depresyjny (spałem 2-3 dni). Problemy, jakie mi się pojawiły, zaczęły mnie dobijać i zacząłem być nerwowy, czasami nieprzyjemny. Najbardziej dotknęły mnie problemy finansowe, o których nie chciałem z Nią rozmawiać, bo sprawiało mi to wielką trudność i taki wstyd, brak poczucia męskości, czego nie może zrozumieć. Bo podejście psychologa rozmowa jest najważniejsza w związku, zgodzę się, ale dla mnie to było takie upokarzające, że mam kłopoty finansowe i ma jeszcze opowiadać o nich swojej Kochanej Kobiecie. Może tak trzeba było zrobić, ale nie umiałem. Kłótnie, jakie powstawały były zarzucane w moją stronę, bo najładniejszy psychologiczny zwrot mój ulubiony "to jak się wczoraj zachowałem i co Ci powiedziałam w złości, to jest reakcja na to, jak się ostatnio zachowujesz w stosunku do mnie i taki ma na mnie wpływ". I to też wiem, jak nazwać, bo żyje z psychologiem "Projekcja". Ale to nie działa tak, jak mi się wydaje, ponieważ ja robię coś źle i jest wykład jak w gabinecie, a Ona jak to zrobi to samo, po jakimś czasie to nie przyzna mi racji, tylko skuteczna technika wyszkolona przez wiele lat "to nie jest to samo bo...." Proszę, aby nikt nie zrozumiał mnie źle, że pokazuje obraz psychologa w jakimś złym świetle. Moja siostra psycholog robi to samo, nie dać dojść do słowa, a gadać. Wszystkich psychologów, jakich znam są gadułami, z ADHD, nie usiedzą na miejscu, w towarzystwie lubiani, ale życie prywatne niestety rozwalone. Pomagają innym, tylko nie wiem, czemu nie chcą widzieć swoich błędów, że też popełniają przecież to normalne, bo są tylko ludźmi. Ja oczywiście nie jestem święty, przyznaje, że często widzi to, czego nie widzą inni i ma racje. Potrafi na momencie po rozmowie z nową osobą zanalizować ja i się praktycznie nie myli. Psychologiem nie zostaje byle kto, to tego trzeba się nadawać i trochę tych szkół skończyć. Ja również chodziłem na terapię, po jakimś czasie przerwałem, ale nie dlatego, że stwierdziłem, że już ok. Absolutnie widzę, że mam problem, bo tak się nie zachowywałem, często mam kryzysy, bo tych kłopotów zebrało się masę. Przerwałem, bo nie miałem za co chodzić po prostu, a Jej wstydziłem się do tego przyznać. Facet traci poczucie męskości, jak ma takie problemy, że czasami musiałem coś wymyślić, bo nie miałem za co do niej jechać i to mnie dobijało. Walczy ze mną o te rozmowy, a ja z kolei nie jestem w tym łatwy, bo uważam, że nie chcę jej martwić swoimi problemami, i słyszę, że nie nadaje się do związku, bo w byciu razem o problemach się rozmawia. Proszę ją często, żeby z nas nie rezygnowała i wytrzymała jeszcze trochę, co prawda do tej jej złości czasami dokładam, ja jak potrafię właśnie położyć się i przespać dwa dni, bo to jest taka ucieczka od problemów dla mnie, a wiem, że mam problem i jestem chory. Chodzę również do psychiatry, bo mój osobisty terapeuta mi nie odpuszcza i może dobrze czasami przeciągam wizyty, bo nie mam kasy. Walczymy ze sobą o to ostatnio strasznie, Ona chce, żebym regularnie się leczył (ja o tym wiem, ale za co?) i powstają kłótnie. Złości się często przeze mnie, bo mam jeszcze niezamkniętą przeszłość. Co chwilę słyszę, że jej nie wspieram w trudnych dla niej chwilach (co uważam, że przesadza), bo gdy miała badanie rezonansem głowy i było podejrzenie, byłem ciągle z nią i wspierałem, w tygodniu telefonicznie, w weekendy przy niej, czy jak dzieci chorowały, tylko Ona na momencie zapomina i widzi tylko tę chwilę, o którą się kłócimy i tamtych nie pamięta. Też ją proszę, żeby mi pomogła swoją obecnością przy moim problemie to słyszę, że nie może mnie niańczyć, co mnie boli. Wiele we mnie na pewno wyćwiczyła i pokazała, że można inaczej. Ostatnio wróciłem na terapie (nie koniecznie finansowo jest już ok, ale już niedługo) zrobiłem to Dla niej, bo ja Kocham i nie chce, żeby przeze mnie cierpiała. Z terapeutką oczywiście doszedłem do decyzji jednej, że ma racje co do bycia w związku i rozmowy o problemach a dokładnie moich długach (bo nie chciałem powiedzieć dokładnie ile). Przełamałem się i w ten weekend powiedziałem wszystko, bo wiem, że tego oczekiwała i wiele mnie to kosztowało wewnętrznie, żeby powiedzieć kobiecie, z którą się jest, ile ma się długu przez ostatnie sytuacje. Wszystko było ok, ale w poniedziałek miałem swoje dwa dni. Rozmowa była ciężka, przeprosiłem, nie wiem, czemu tak wyszło, bo nic na to nie wskazywało w ostatnich dniach, że może mi się przytrafić, próbowałem załagodzić. Na drugi dzień oznajmiła, że mam się ogarnąć, uporządkować swoje życie i zdrowie i wtedy do niej się odezwać, bo ona na tym etapie nie chce tego kontynuować. Prosiłem, żeby mi pomogła, bo wiem, że mam problem, to usłyszałem, że Ona więcej pomóc mi nie może i mam się wyleczyć i dopiero skontaktować. Na sam koniec powiem tak nie gadamy około trzech dni, a ja czuje się strasznie, jeszcze nikt mnie tak nie potraktował zimno, jeśli chodzi o osoby, które się Kocha, jest mi bardzo przykro, jak mnie potraktowała na koniec, bo nie byłem w barze z kolegami, tylko ona wie, z czym jest problem i mnie zostawi w chorobie. Ja jak miała gorączkę i nie przyjechałem w sobotę tylko w niedziele, musiałem słuchać, że nie dbam o nią, bo jest sama w takim stanie. A najbardziej czuje się zdeptany, że parę dni wcześniej przełamałem wszystko w sobie i powiedziałem o szczegółach swoich problemów finansowych i nie wiem czemu, mam jakieś przeczucie, że to mogło być główną przyczyną jej decyzji, bankrut u boku. Zastanawiam się tylko właśnie nad jednym, że osoba, którą Kocham, prowadzi terapię, pomaga ludziom, zostawia mnie w chorobie i problemach i każę zadzwonić, jak się z tym uporam. O co tu chodzi??? To jakaś nowa technika w psychologii???? Proszę przeczytajcie to chociaż i spójrzcie na to jakoś i pomóżcie. Ja nie chcę, żeby ktoś myślał, że oczekuje, że macie zjechać psychoterapeutkę, nie, pomóżcie mi zrozumieć, co ja robię aż tak źle, że Kochająca osoba opuszcza Cię w momencie, gdzie jej potrzebujesz. Dziękuję.
Partner wymusza, żebym zamieszkała z nim u jego rodziców, a na moją odmowę reaguje oskarżaniem mnie o psucie relacji.
Od 5 lat jestem w związku z partnerem. Ja 32 lata on 33. Przez 3 lata wynajmowaliśmy mieszkanie.Pewnego dnia partner oświadczył, że szkoda mu pieniędzy na wynajem i przeraziły go koszty życia. Wrócił mieszkać do swoich rodziców, a ja wróciłam do swoich, ponieważ nie było mnie stać samej wynajmować mieszkanie. Teraz mieszkamy osobno. On usilnie przekonuje mnie, żebym zamieszkała z nim na 3-5 lat po to, aby móc odłożyć pieniądze na coś swojego. Ja nie chcę mieszkać z jego rodzicami, ponieważ czułabym się tam nieswojo i nie byłoby prywatności. Partner przez cały czas oskarża mnie o popsucie się relacji między nami, ponieważ ja nie chce spróbować tam mieszkać. Czuję się już tym zmęczona i przytłoczona. Często chodzę smutna. Partner wręcz wyznacza mi jakiś czas, kiedy mam się do niego wprowadzić i wręcz wymusza to płaczem. Jak sobie poradzić z taką sytuacją?
Nadmiernie potrzebuję relacji romantycznej, jest to dla mnie trudność - jak sobie pomóc?
Od dłuższego czasu, co chwilę chcę z kimś chodzić. Łapię się każdej możliwej okazji, jeśli tylko facet okaże mi jakiekolwiek zainteresowanie, które wskazywałoby na to, że również szuka partnerki, od razu zaczynam szybko dążyć do związku i po tygodniu znajomości jesteśmy parą na kilkanaście dni. Kilka miesięcy później historia się powtarza. Jak się tego pozbyć? To uciążliwe. Żadnego z tych mężczyzn nie kocham, nawet nie zawsze patrzę na wygląd. Proszę o pomoc.
Przyjaciółka woli spotykać się z kimś innym - a ja nie radzę sobie z zazdrością. Jak sobie pomóc?

Witam,

Ilekroć widzę swoją przyjaciółkę, że znowu gdzieś wyszła, ze swoją najlepszą przyjaciółką to się denerwuję, wręcz gotuje się we mnie. Nie radzę sobie z zazdrością.

Przyjaciółka jako wymówki używa mojej choroby (jestem chora na padaczkę od 12 lat), w tej kwestii nie mogę liczyć na mamę, a poza Magdą (przyjaciółką) nie mam żadnej innej przyjaciółki. 

Co robić?

Nie jestem pewna czy nadal kocham swojego męża. Cieszę się jak odjeżdża w delegacje.
Mam problem. Nie wiem czy nadal kocham mojego meza. Jesteśmy małżeństwem 6lat. Doczekaliśmy się po dłuższych staraniach synka. Ma dwa lata. Mieszkamy u moich rodziców ponieważ by zaoszczędzić i nie wynajmować mieszkania. Mąż pracuje w delegacji wraca po dwóch tygodniach do domu, a ja cieszę się tak jest. On ma wiecznie jakieś pretensje do moich rodzicow. Zaś oni jak widzą że on się do mnie źle odezwie lub nie zajmuje się dzieckiem też mi dają przytyczki. Jestem tak tym wykończona. Jestem dla niego miła żeby tylko nie było kłótni i żeby oni tego nie słyszeli. On wiecznie zmęczony i znudzony. Nigdzie nie chce wychodzić bo jemu się nie chce. Chociaż mamy opiekę do dziecka. Przed ślubem był całkiem innym człowiekiem, a z roku na rok po ślubie co raz gorzej. Ma okropny charakter jest skapy. Muszę taić że sobie coś kupiłam lub kombinować bo on wiecznie ma problem po co kupiłam sobie jakieś ubranie. Jestem tak nim zmęczona, że jak odjeżdża to ja się cieszę. Nie wiem co ze sobą robić, dostaję ataków nerwów że cała się trzęsę. Nie wiem co mam z tym zrobić.
Jak radzić sobie z zazdrością partnerki wobec kontaktu z matką mojego dziecka?

Dzień dobry, 

Mam poważny problem z partnerką. Zacznę od początku: 

Byłem w związku z kobietą, z którą mam syna, obecnie nie jesteśmy ze sobą już 2 lata, a jestem niepełna rok z ówczesną partnerką. Na jej pytanie, ,,czy jeśli była ex zaprosiłaby mnie na kawę, to czy bym przyjechał? " odpowiedziałem, że "nie". 

Teraz niedawno zbliżały się urodziny mojego syna i córki ówczesnej partnerki 6.12 i 7.12. 23 listopada moja mama zapytała się, czy pojadę z nią do mojego syna na urodziny, bo była tam zaledwie raz, czy dwa. Bez przemyślenia zgodziłem się, bo z mamą i dla syna urodziny. Nie rozmawiałem na temat urodzin z byłą partnerką ani nic. Byłem zajęty innymi sprawami i obowiązkami domowymi i wyleciało mi to kompletnie z głowy o porozmawianiu o tym z partnerką. Zaczęliśmy o tym rozmawiać tydzień przed urodzinami i już była zła o to, że zgodziłem się na prośbę swojej mamy, aby pojechać razem do mojego syna. Zapytałem, co mam zrobić, żeby było dobrze, nie urażając partnerki, w odpowiedzi usłyszałem, że mam wziąć syna w inny dzień, a nie jechać tam, więc się zgodziłem i to uczyniłem. 

Od tej pory cały czas ma myśli, że dla swojej byłej chciałem tam jechać, że dla niej się gole, że dla niej idę do fryzjera, żeby dobrze wyglądać, a relacje moje z byłą partnerką są wyłącznie związane z synem. Cały czas partnerka uważa, że jadąc tam na urodziny własnego dziecka, jest równoznaczne, z tym że chce wrócić do niej. Za każdym razem zapewniam ją, że kocham tylko ją i jest dla mnie najważniejsza na świecie. Nie przyjmuje to do wiadomości. Według mnie i mojej mamy nie stało się nic złego, a według niej jest to coś okropnego, że to dziwne. Podważa moje uczucia, myśli i słowa, które mowie do niej. Rozumiem, że jest urażona i zazdrosna, ale czy jej myśli nie są zbyt wygórowane? 

Zmieniłem dla niej swoje życie o 180 stopni, pomagam jej we wszystkich czynnościach dnia codziennego. 

Często mówiła, że jestem dobrym i kochanym człowiekiem, a gdy po prostu zapomniałem z nią na ten temat porozmawiać, wszystko przekreśla. Dalej mieszkamy razem, zgodziła się nawet na terapie dla par, ale tylko po to, aby udowodnić to, kto ma racje z myśleniem. Kiedy jej mówię prawdę, a ona nie potrafi jej zaakceptować. 

Bardzo proszę o pomoc, jak się zachować w takich sytuacjach. Pozdrawiam.

Mąż narcyz faworyzuje syna i pomija córkę, dom jak hotel, obawy przed rozwodem

Mąż jest wybuchowy, mściwy dla mnie i ma cechy narcyza. Faworyzuje syna, a młodszą córeczkę pomija w wielu sytuacjach na przykład wyjazdach do miasta. Dom traktuje jak hotel rel i wypomina mi, że nie jest posprzątane, chociaż sam palcem nie kiwnie. Interesuje go tylko motoryzacja. Z ośmioletniego syna chce sobie zrobić męskiego kumpla i wszędzie z nim jeździ, byleby tylko synek nie siedział w domu, ze mną i córeczką. Przez to syn też nie szanuje siostry, wyśmiewa Ją, chociaż to jest cudowna, mała 5-letnia dziewczynka. Mąż pochodzi ze wsi a ja z miasta. Myślę, że jego nadrzędnym celem jest nie być w domu, tylko szukanie przygód poza nim. Jest furiatem, egoistą, który drze się z byle powodu na mnie i dzieci. Ciągnę ten związek, chociaż marzę, żeby odejść. Ale boję się reakcji. Jestem słaba, nie gotowa do walki rozwodowej Proszę o wsparcie.

Zrozumieć wysokie libido a hiperseksualność przy ADHD i CPTSD

Dzień dobry! Chciałabym zapytać o Państwa perspektywę, aby zrozumieć, co się ze mną dzieje, czy jest to normalne, czy powinnam coś z tym zrobić. Ale od początku. Jestem kobietą ze zdiagnozowanym ADHD (typ mieszany o natężeniu umiarkowanym) oraz CPTSD. Uczęszczam na terapię do kobiety, pracującej w nurcie CBT i czerpiącej z innych nurtów tzw. trzeciej fali - pracujemy w trakcie sesji nad moim ADHD i jeśli chcę poruszyć jakiś temat (np. koszmarów sennych), zajmujemy się też tym. Jest pewna kwestia, która dotąd, jak myślałam, nie przeszkadzała mi, ale ostatnimi czasy zaczyna to trochę wpływać na moje funkcjonowanie, ale nie poruszyłam tego nigdy z nikim, wiem o tym tylko ja. Będzie trochę chaotycznie, przepraszam. Nigdy nie narzekałam na swoje libido. Odkąd weszłam w okres dojrzewania (11 lat), hormony buzowały. Odkryłam masturbację, zaczęłam odkrywać swoje preferencje, a przede wszystkim poznawać swoje ciało i potrzeby. Nie wpadłam w uzależnienie od masturbacji, natomiast lubiłam od czasu do czasu zapewnić sobie w taki sposób relaks. Pierwszy kontakt seksualny miałam w wieku 17 lat. Ponieważ jestem lesbijką, kontakt ten nastąpił z inicjatywy drugiej kobiety, wówczas miała ona 22 lata. To była przelotna znajomość, ze względu na borderline, którego nie chciała leczyć, odpuściła sobie terapię i leki, a na mnie się to bardzo mocno odbiło. Osiągnęłam wiek pełnoletniości, wówczas poznałam pierwszą swoją poważną dziewczynę. Związek rozpadł się po wspólnym zamieszkaniu (ja wówczas lat 19, ona 25), głównie ze względu na jej chorobliwą, bezpodstawną zazdrość, ale też ze względu na moje libido. Narzekała, że chcę za dużo, że powinnam się leczyć, że nie jestem normalna. Od tamtego czasu do dnia dzisiejszego, gdy mam 23 lata, byłam z wieloma kobietami (zawsze pierwsza inicjatywa współżycia wychodziła od nich, dopiero po pierwszym zbliżeniu mam śmiałość, by inicjować kolejne), były to zarówno związki (choć krótkie, zazwyczaj druga strona je kończyła - trafiałam na osoby toksyczne), jak i przelotne romanse, gdzie od początku obie strony zgadzały się co do charakteru naszej znajomości i nie oczekiwały niczego poza tym. Nigdy nie kryłam, że kocham seks i jest dla mnie bardzo ważny. Za każdym razem jak okazywało się, że jednym z powodów rozstania w związku było moje libido, uznawałam, że to po prostu kolejne niedopasowanie się z partnerką. Zawsze miałam bardzo wysokie libido, co było wręcz moją "dumą". Traktowałam to jako przejaw zdrowia po prostu. Z roku na rok libido miałam coraz wyższe, rosło razem ze mną. Przez ADHD często działam impulsywnie i tak też impulsywnie wchodziłam w różne relacje. Codziennie od przebudzenia do zaśnięcia, czuję napięcie (niebolesne po przebudzeniu, lekki ból pojawia się w ciągu dnia, gdy podniecanie podbija ktoś lub coś, co zobaczę, o czym mimowolnie pomyślę i wtedy właśnie odczuwam silną potrzebę rozładowania tego) w całym kroczu, szczególnie w łechtaczce, ale też w podbrzuszu. Od miesiąca masturbuję się codziennie, czasem więcej niż 3 razy dziennie, ponieważ odczuwam tak silne podniecenie, że aż zaczyna lekko boleć, na skutek mocnych skurczy mięśni. Masturbuję się, by po pierwsze, rozładować to napięcie, a po drugie nie szukać przygodnych znajomości, aby inna kobieta rozładowywała moje napięcie. Seks i fantazje zajmują dziennie sporą część moich myśli, a napięcie dolnych sfer nigdy mnie nie opuszcza. Są takie dni, kiedy masturbuję się kilka razy z rzędu, aż do bólu z przedobrzenia, ponieważ gdy osiągam orgazm, napięcie odchodzi i czuję blogość, ale za kilka sekund wraca ze zdwojoną siłą. Chodzę po prostu permanentnie podniecona i staje się to dla mnie uciążliwe, bo jeszcze bardziej zaburza mi to koncentrację, a po drugie, bardzo niezręcznie jest siedzieć z koleżanką, czy terapeutką (od ADHD), czując jak robię się mokra, łechtaczka aż pulsuje nabrzmiała od krwi, a ja muszę zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Co więcej, moja łechtaczka jest chyba nadwrażliwa i wydaje mi się, że nieznacznie powiększona. Owszem, zwiększa to doznania, natomiast bywa też zgubne. Co z tego, że obiecuję sobie po raz kolejny, że nie zacznę nowej relacji od łóżka i grzecznie powiem tej Pani, że chcę to rozwijać stopniowo, skoro wystarczy, że ona odpowiednio na mnie spojrzy, w odpowiednie miejsce pocałuje i w bardzo konkretnym miejscu dotknie i ja idę w to jak w dym, na przekór swoim postanowieniom. Mam duże powodzenie, dużo dziewczyn dostało też ode mnie kosza, ale gdy pojawia się kobieta, która mnie pociąga intelektualnie oraz fizycznie i sama zaczyna, nie potrafię w to nie iść. A doznania w dolnych regionach nie pomagają, a nawet przypuszczam, że są tego przyczyną w mniejszym lub większym stopniu. Gdy jestem w związku, nie interesuje mnie nikt poza moją partnerką i tylko za nią się oglądam, inne mogłyby wtedy nie istnieć. Jednakże chyba nie znalazłam takiej, którą moje libido by cieszyło, a nie odstraszało. Była tylko jedna taka, potrafiłam się z nią kochać codziennie godzinami, mój rekord to 8h, ale w innych kwestiach się rozbiegałyśmy za bardzo, więc zakończyłam tamtą relację. Zaczynam się obawiać, że to nie kwestia niedopasowania, a problem we mnie. Ból, który odczuwam, nie jest silny, to nie jest taki ból, co przy uderzeniu itp. To po prostu takie uczucie "ciągnięcia", "przepływającego lekko prądu", ciężko to wytłumaczyć. Coś na samej granicy przyjemności, łaskotek i lekkiego bólu. A moje podniecanie kompletnie nie zależy od tego, co robię, z kim jestem i gdzie. Nawet gdy myślę i skupiam się w 100% na czymś zupełnie innym, niezwiązanym z seksem i złapię na to hiperfocus, nagle czuję jak podniecanie przypływa mocniej, pojawiają się lekko bolesne skurcze mięśni i czuję, że muszę sobie ulżyć. Siedzę w pomieszczeniu z terapeutą lub koleżanką, których nie postrzegam i nigdy nie postrzegałam w seksualny sposób, jest w porządku i nagle pulsowanie przybiera na sile i ciężko mi trzymać się w ryzach. A gdy już to pulsowanie i skurcze się pojawiają, zaczynają się fantazje w głowie i spirala się nakręca. Nie chciałabym pójść do seksuologa, jest to dla mnie cholernie krępujące, by z kimkolwiek o tym rozmawiać. Nawet moi przyjaciele o tym nie wiedzą, tylko ja. Nawet myśl o poruszeniu tego tematu z moją terapeutką sprawia, że płonie mi twarz ze wstydu, nie przeszłoby mi to na pewno przez gardło. A lekarz.. Lekarz pewnie by przepisał mi leki, a ja boję się, że przez nie całkiem stracę libido i to permanentnie. Jaka jest Państwa perspektywa na tę sytuację? Czy to hiperseksualność, czy po prostu zdrowe, wysokie libido? Czuję się zagubiona w tym wszystkim. Z góry dziękuję za wszelkie opinie i podpowiedzi. Pozdrawiam, Roksana

Koleżanka obraziła się na mnie, ponieważ powiedziałam znajomej, że ta ją obgaduje.
Mam problem w strefie przyjaźni pomiędzy trzema kobietami A lat 48 B lat 46 i ja C lat 40. Byłyśmy trzy ,dwie przyjaźnią się mocniej, ja jestem trochę na dostawkę (tak bynajmniej się czułam ) B za A by wskoczyła w ogień ,pomagała jej bezinteresownie. przez 13 lat znajomości A mówiła mi, że B ją denerwuje ,że niedługo ta jej z lodówki wyskoczy ,że nie może spokojnie zrobić obiadu, bo ta już u niej siedzi ,że ta codziennie u niej przesiaduje, że nie podoba się to też jej mężowi , że mam nie zaprzyjaźniać się z nowymi sąsiadami ,bo później się ich nie pozbędę jak ona nie może się pozbyć B. Po 13 latach oddaliłam się od A, ale usłyszałam od innych, że innym dalej mówi to samo na B. Męczyło mnie to i powiedziałam o tym B wiedząc, że A się zdenerwuje. Nie sądziłam, że aż tak mocno, bo usunęła mnie ze znajomych i zwyzywała mnie od plotkar. Jednak to nie była plotka, tylko przez 13 lat to powtarzała . A i B dalej się przyjaźnią - ja z B też, ale A mnie nienawidzi i jest mi z tym źle, bo czuję się winna . Chociaż nie jest mi źle, że powiedziałam o tym, bo sama chciałabym wiedzieć, że ktoś źle o mnie mówi . B nie chce więcej poruszać tego tematu, więc nie wiem czy A się przyznała czy wymigała . Zastanawiam się czy dobrze zrobiłam mówiąc to, czy nie powinnam była? I zastanawiam się czy przeprosić A, że ją zraniłam, ale nie, że to powiedziałam, bo gdyby b mówiła tak źle na nią to też bym jej to przekazała . Z drugiej strony A powinna brać pod uwagę, że ktoś mógł B to powtórzyć ( dodam, że nie raz A i na mnie źle mówiła ) nie powiedziałam tego, aby zranić A, ale aby przestrzec B. Jesteśmy dojrzałymi kobietami, a wyszła straszna dziecinada . Zawsze staram się wszystkich pogodzić , o wszystkich myślę, wszystkich w około zapraszam, aby nikt nie poczuł się pominięty, ale w drugą stronę to już niestety nie działa .
Czuję częściej obojętność, w nocy czasami jest płacz, mniej mi się chce niż kiedyś.
Czuję częściej obojętność, w nocy czasami jest płacz, mniej mi się chce niż kiedyś. Z czego to może być?
Przyjaciółka zmaga się z zaburzeniami, jednak olewa mnie i to, że się o nią martwię.
Dzień dobry, Mam przyjaciółkę, która cierpi na głęboką depresję ze stanami lękowymi i prawdopodobnie z dwubiegunówką. Ostatnio jej stany się nasiliły, wydaje się jakby szukała atencji u konkretnej osoby(chłopaka, z którym powoli buduje związek) Ostatnio miała jakieś akcje, w których mówiła o tym, że wejdzie do wzburzonego morza itp. Czuję, że mnie bardzo ignoruje, bo kiedy martwię się czy wróciła do domu lub czy chce się iść przejść, za każdym razem odmawia albo mnie zlewa, a jak pojawi się ten chłopak lub nasz wspólny kolega, to nagle nie ma z tym problemu i jak na to patrzę robi z siebie ofiarę. Problem polega na tym, że ma gdzieś to, że ja mogę się o nią martwić i najnormalniej mnie olewa, nie patrząc na to, że mnie też dużo kosztuje słuchanie o jej problemach czy zwykłe wyczekiwanie na wiadomość czy jest bezpieczna w domu. Czasem mam ochotę jej wygarnąć to wszystko, że jest bardzo egoistyczna i egocentryczna, ale wiem, że w jej stanie nie wolno tego robić. Co mam zrobić, jak z nią postępować?
Rozważam rozstanie, ponieważ czuję, że mój partner mnie nie kocha
Czy mój chłopak już mnie nie kocha? Jesteśmy już ze sobą 10 lat razem. Mój chłopak jest alkoholikiem i do tego agresywny i niemiły. Wcześniej taki nie był wobec mnie. Moje potrzeby zawsze miał gdzieś. Jak byłam gruba to podobały mu się chude, drobne i szczupłe zdjęcia celebrytek, modelek, influencerek i innych kobiet obcych i nawet tych, które zna. Zrobiło mi się przykro. Poszedł na kompromis i usunął te zdjęcia. Niedawno podczas seksu przyznał mi się, że jak uprawiam z nim seks to fantazjuje sobie ,że inny mężczyzna również uprawia ze mną seks. Zrobiłam mu o to awanturę. Nie dałam za wygraną i zasugerowałam układ 2k+1m i od tej pory przestał mówić o swoich fantazjach erotycznych czy swoich preferencjach seksualnych. Po tym wszystkim załamałam się i jestem smutna. Jak chce z nim poważnie porozmawiać to się wkurza na mnie i ucina temat. Ostatnimi czasy czuję, że mój chłopak mnie nie kocha i nie zależy mu na mnie. Kiedy mam słabszy dzień to rozważam rozstanie czy słusznie? Proszę o poradę.
Zmagam się z samotnością, szczególnie w szkole.
Jak poradzić sobie z samotnością? Nie tylko taką ogólną, ale na codzień, np. w szkole. Co prawda mam cudownych rodziców i młodszego o 3 lata brata, ale chodzi mi tu głównie o znajomych.
Jestem w związku, ale partner nie chce się widzieć często na żywo, tłumaczy się wymówkami.
Jestem w związku z chłopakiem, który cały czas do mnie pisze, ale nie chce się spotykać, ciągle tłumaczy się wymówkami. Co to może oznaczać?
Załamanie po zerwaniu przyjaźni z prezes miesięcznika naukowego - jak sobie radzić?

Witam...pozostaję załamana i w szoku. 

Jestem pisarką (20 książek na tematy duchowe, naukowe, międzynarodowe targi książki). Zaprzyjaźniłam się z panią prezes miesięcznika naukowego, w którym publikowano moje teksty. Przyjaźń trwała kilka lat. Wzajemnie wysyłałyśmy sobie listy i czasem drobne upominki. Ostatni list I upominek wysłałam latem, ale ona kazała przez swojego pracownika odpisać mi, że wyjechała i dziękuję za to, co przysłałam. W grudniu wysłałam moją piękną 20tą księgę z dedykacją. Nie odpisała na życzenia świąteczne i nie podziękowała...dotąd milczy. 

Proszę o podpowiedź i pomoc. Czuję się jak kopnięty, niepotrzebny przedmiot...być może padłam ofiarą intrygi i nie mam szans się obronić Doris

Jak radzić sobie z emocjami i konfliktami w rodzinie mieszkając z teściami?
Witam. Od kilku miesięcy mieszkamy z mężem u jego rodziców ( czekamy na nowe mieszkanie). Mamy malutkie dziecko, z czym wiąże się sporo, czasem skrajnych emocji. Czasem (bywa że kilka dni pod rząd) mam ochotę wyrzucić go za okno albo coś równie okropnego - boję się i wstydzę tych uczuć! Nie wiem dlaczego je odczuwam- przecież tak długo na niego czekałam… jest najpiękniejszym i najcudowniejszym bobasem na świecie! Kocham go! Mąż niby mnie wspiera, ale… średnio raz w miesiącu ma zły humor (chyba wyładowuje stres związany z pracą, kredytem), i wtedy wystarczy iskra (krytyka z mojej strony), żebym dowiedziała się że nic nie robię, że tylko on się stara, że ja tylko ciągle jestem zmęczona, a kiedy próbuje z nim rozmawiać, mówi mi że mam się zamknąć. Do tego dochodzą przekleństwa i wyzwiska… Mam wtedy wrażenie że mnie atakuje, i nic do niego nie dociera. Czuję się beznadziejnie i chce mi się płakać … mam wtedy ochotę wyjechać daleko z dzieckiem i mieć święty spokój. Dodam, że w złości często idzie do swoich rodziców wylewać żale. Tesciowa zawsze deklaruje ze „ona się nie wtrąca” w nasze małżeństwo i tylko mówi nam żebyśmy się nie kłócili… naprawdę mi to nie pomaga, a wręcz nawet irytuje. Teść z kolei, czasami, poprzez swoje nieprzemyślane wypowiedzi, denerwuje męża, wzbudzając w nim agresję. Myślę że to jest przyczyna zachowania męża wobec mnie- naciśniecie na wrażliwy punkt automatycznie powoduje chęć odwetu. Obrona przez atak? Tak czy siak, na drugi dzień po naszej kłótni, kiedy się uspokoi, rozmawiam z nim normalnie, i wszystko wraca do normy. Przeprasza. Proszę o radę jak można wyjść z tej sytuacji?
Decyzja o rozstaniu czy przywiązanie? Zmagania z trudnymi emocjami w związku na emigracji

Od 3 lat mam narzeczonego, z którym mieszkamy razem (zamieszkaliśmy razem zaraz po zaręczynach, wyjechałam razem z nim za granicę i mieszkamy na mieszkaniu agencyjnym), zanim zamieszkaliśmy razem, nasz związek był szybki(?). Zaczęliśmy się spotykać w październiku, w lutym zabrałam go na wakacje z okazji walentynek i wtedy się oświadczył (tak naprawdę dzień przed wyjazdem, jak był pijany na umór u mnie w domu, bo podejrzewałam go o zdradę, a był kupić pierścionek), ale nieważne… żyło nam się dobrze, jak zamieszkaliśmy razem, okazało się, że jego przeszłość odbiła na nim piętno, awanturował się do takiego stopnia, że dochodziło do szarpania, niszczenia rzeczy itp tak minęły 2 lata (od roku już nie ma takich awantur, zmienił się bardzo, ale dalej ma czasami wybuchy złości) było wiele sytuacji gdzie byłam na skraju, myślałam o rozstaniu wiele razy, ale za każdym razem jak chciałam wpadał w furię raz prawie wjechał do rowu, bo jechał samochodem po tym, jak rozmawiałam że chce się rozstać odstawiał po prostu cyrki a ja płakałam i zawsze łagodziłam wszystko, zaraz jak widziałam te nerwy i desperację za każdym razem tak samo nie umiałam odejść i w poprzednich związkach też tak miałam, nigdy nie umiałam odejść. W moim domu w młodości były problemy alkoholowe, nie miałam za dobrych relacji z rodzicami, często po prostu wychodziłam z domu zdarzało się i tak, że na kilka dni… zaczęłam z nim być, bo jak się poznaliśmy wiele lat temu, to coś poczułam i tak on został w mojej głowie ja byłam za młoda, ale nigdy jakoś bardzo go nie kochałam po prostu taki sentyment, że był pierwszym chłopakiem którego pocałowałam itd nasz kontakt zerwał się a po paru latach się spotkaliśmy i właśnie zaczęliśmy być razem, ale w trakcie tego kiedy nie mieliśmy kontaktu, dużo się działo w moim młodzieńczym życiu. Byłam w bardzo przemocowym związku, stety zakończył się odsiadką mojego byłego partnera w więzieniu, miesiąc po tej sytuacji poznałam człowieka nazwijmy go Pan K. Wspaniały człowiek jego jedno spojrzenie paraliżowało mnie a stres jaki czułam przy nim to był szczyt, jakbym miała wziąć udział w grze na śmierć i życie to była cudowna, lecz bardzo bardzo krótka znajomość spotkaliśmy się parę razy spędzić czas, po czym doszło do pocałunku i już następnego spotkania nie było ale kontakt znikomy został wiedziałam i czułam że nie jestem mu obojętna a ja kochałam go jak wariatka potrafiłam siedzieć kilka godzin na ławce obok przystanku żeby zobaczyć jak wraca z pracy ale nie inwigilowałam go wiedziałam że jak będzie chciał sam się odezwie kontakt jakiś był czasami pisaliśmy sugerował mi kilka razy że mu się podobam że tęskni że chciałby żebym z nim była itp ale nasze spotkania zakończyły się tym że napisał do mojej koleżanki „ co to za dziewczyna jak daje się całować po tygodniu znajomości” i to we mnie zostało potem spotkaliśmy się jeszcze ze dwa razy na przestrzeni pół roku powiedział mi że się boi zaufać że został skrzywdzony i nie jest gotowy ja okej tylko że tak czekałam i czekałam i się nie doczekałam i wtedy pojawił się mój obecny narzeczony właściwie to nie wiem czy zaczęłam z nim być żeby zrobić panu K po złości czy naprawdę byłam tak zakochana w nim bo od tamtych sytuacji mija już 5 rok (z panem K) a ja dalej go kocham pomimo że wiem że to nie najlepszy materiał na męża to jak go spotykam czasami albo widzę jak jedzie samochodem serce staje dęba dostaje potów w głowie mi się kręci a cały świat jakby się zatrzymywał… mój narzeczony chce wrócić do Polski jak odłożymy trochę pieniędzy i kupimy dom ok 2 lat ( podkreślę też że jest starszy ode mnie o 7 lat) i wtedy bd się rozwijać itp a ja tego nie chce ale rozmowy nie pomagają bo jak poradzimy sobie jak wrócimy nie mamy nic itp ja to wiem ale i tak tego chce… chce wrócić już od dawna nie pasuje mi życie za granicą chce wrócić pracować kształcić się spełniać marzenia i tak kupić dom i założyć rodzinę ale nie będąc kolejne 2 lata za granicą… czasami mam wrażenie że mamy trochę inne perspektywy na życie… jak ja mówię o swoich planach to on się śmieje ze mnie wiem tak mam wysokie plany ale to moje własne plany nie chcę żeby ktoś je krytykował… zastanawiam się czy nie lepiej by mi było wrócić samej do Polski… ale boję się rozstania znowu się złamie i wrócę udam że nie chciałam tego itp poza tym mam wszystko za granicą musiałabym wrócić do rodziców znaleźć pracę nie wiem jakby to miało wyglądać teraz mam dobre kontakty z rodzicami ale to co było kiedyś zostawiło na mnie swoje piętno… jak miałam 14 lat rodzice zabrali mnie do psychologa a potem psychoterapeuty bo tam zostałam skierowana zdiagnozowano u mnie stany lękowe i depresyjne i po tylu latach stwierdzam że stany lękowe się bardzo pogłębiły czasami boję się nawet powiedzieć co myślę komuś że zacznie na mnie krzyczeć albo się śmiać na codzień jestem otwarta do ludzi lubię towarzystwo i raczej bym powiedziała że jestem duszą towarzystwa ale są momenty kiedy się bardzo boję z narzeczonym jak życie na codzień boję się nawet czasami powiedzieć co chce np jak każe mi wybrać co zjemy czy gdzie pójdziemy boję sie że zaraz mnie skrytykuje albo zwali winę na mnie na koniec… myślę że powinnam się skonsultować z lekarzem ale teraz jestem strasznie zależna nie pracuje, boję się odejść i nie wiem czy sama tego chce w końcu może ja go kocham tylko tak wygląda milosc(?) a może to przywiazanie(?) nie wiem co robić…