
- Strona główna
- Forum
- kryzysy, uzależnienia, zaburzenia lękowe, zaburzenia nastroju
- Zaburzenia...
Zaburzenia nastroju, autoagresja, nadmierne picie alkoholu i wypisanie mnie z oddziału.
ZuzaZuza
TwójPsycholog
Cześć Zuziu,
cieszę się, że jesteś i że napisałaś. Zacznę od leków i terapii - czy zgłaszałaś trudności psychiatrze? Leków jest bardzo dużo oraz można wdrożyć wiele kombinacji, tak, żebyś miała więcej energii. Objawy, takie jak chroniczne zmęczenie, wieczny smutek, natrętne myśli samobójcze to objawy właśnie depresji, od umiarkowanej do ciężkiej. Psychiatra może dobrać leki takie, które zmniejszyłyby odczuwanie lęku i dodały energii, po to, byś mogła efektywnie korzystać z psychoterapii. Jeśli psychiatra podejrzewa lekooporność, to w Polsce wprowadzana jest refundacja na leczenie esketaminą. Jeśli psycholożka zakończyła z Tobą współpracę i zaproponowała oddział, to zachęcam do poszukania teraz psychoterapeuty_tki najlepiej w nurcie poznawczo-behawioralnym, ale też może być to humanistyczny/gestalt. Skierowanie na oddział nie oznacza, że jest bezradnie, ale że prawdopodobnie Specjalista_tka wykorzystał swoje narzędzia i możliwości dla Twojej choroby. Połączenie leków i psychoterapii jest najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza, że na oddziałach - tak jak napisałaś - wymagana jest całkowita abstynencja, co może być po prostu dla kogoś niemożliwe na dany moment lub w ogóle. Dlatego teraz znacznie lepsze jest wprowadzanie tzw. redukcji szkód, razem z pochyleniem się nad Twoimi zaburzeniami depresyjno-lękowymi - dlatego też przy poszukiwaniu psychoterapeuty_tki spróbuj zastosować wybór odpowiedniego nurtu oraz obszar uzależnień/redukcji szkód wraz z zaburzeniami współwystępującymi, w których specjalizuje się dany Specjalista_tka - tak, byście pracowali nad zaburzeniem nastroju i trudnością z alkoholem w tym samym czasie, ponieważ ażywanie alkoholu jest jedną z form autoagresji/ autodestrukcji, co wiąże się z kolei często z myślami samobójczymi. To zrozumiałe, że sięgasz po taką formę, kiedy jest to jedyna rzecz, która przynosi Ci poczucie ulgi. Warto sobie wybaczyć i potraktować życzliwie wobec tego, co robisz/ myślisz/ po co sięgasz będąc w stanie przetrwania. W stanie przetrwania mózg wybiera te rzeczy i te zachowania, które w danej chwili są w stanie Cię utrzymać/ sprawić Ci ulgę, nie bacząc na dalsze konsekwencje. W zaburzeniach nastroju, szczególnie dłużej trwających i silnych, jest to częste - układ nerwowy jest przeciążony. Stan przetrwania jest jednak przejściowy, jeśli odpowiednio będziesz mieć dobraną farmakoterapię oraz podejmiesz psychoterapię dostosowaną do Twoich potrzeb. I bardzo ważne jest to, co wyżej - wybaczenie sobie za to, co się robi w stanie przetrwania.
Zaburzenia i trudności psychiczne nie mają nic wspólnego z użalaniem się nad sobą czy zagryzaniem zębów. To choroby układu nerwowego, dlatego okaż sobie zrozumienie, życzliwość, współczucie. Trzymam za Ciebie kciuki i przesyłam dużo siły.
Pozdrawiam
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Katarzyna Pigulska
Pani Zuzanno,
Warto rozważyć powrót do psychiatry oraz na psychoterapię indywidualną. Skoro wie Pani, że cierpi Pani na szereg chorób, to odstawienie wszelkich sposobów leczenia (leków, terapii) raczej nie będzie pomocne i nie wniesie żadnej poprawy. Być może jest konieczność zmiany leków, warto o tym rozmawiać z psychiatrą. Dodatkowo warto w psychoterapii przyjrzeć się temu, czemu Pani nie wierzy w powodzenie swojego leczenia, jak to się wydarzyło, że w zasadzie pomimo ostrzeżenia dotyczącego abstynencji w oddziale dziennym, zadziało się tak, że nie ukończyła tam Pani pobytu? Być może coś się takiego dzieje, że z jednej strony podejmuje Pani leczenie, a z drugiej być może nieświadomie w jakiś sposób nie ułatwia Pani sobie w tym leczeniu. Warto iść na psychoterapię, ponieważ same leki mogą łagodzić objawy, ale nie rozwiążą przyczyn, które powodują zaburzenia depresyjno-lękowe.
Alkohol niestety nie daje szczęścia, może początkowo wydawać się przyjemny, bo “ucisza” emocje, natomiast na dłuższą metę alkohol jest depresyjny i będzie raczej wzmagał Pani depresyjny nastrój, niż pomagał. Zasada zachowywania abstynencji w czasie procesu terapii w oddziale dziennym wynika właśnie z tego, aby osoby nie rujnowały efektów terapii poprzez uśmierzanie emocji alkoholem, bo to właśnie emocje są kluczem do tego, aby terapia miała szansę powodzenia. Informację od terapeuty uzależnień o ryzykownym piciu jest bardzo ważna, bo może oznaczać, że jest Pani bliska przekroczenia granicy, po której będzie musiała się Pani zmagać z kolejną chorobą, czyli uzależnieniem. Warto wrócić na psychoterapię i zacząć pracować nad tym, jak w zdrowy sposób może sobie Pani radzić z różnymi emocjami. Nawet jeśli do tej pory się nie udawało, to nie oznacza, że nie ma Pani szans wyjść ze swoich zaburzeń, proszę sobie dać szansę. Powodzenia.
Katarzyna Pigulska
Psycholożka, Psychoterapeutka
Małgorzata Gaś
Dzień dobry Pani Zuzanno.
Już dużo Pani zrobiła, co świadczy o Pani mądrości. Szkoda by było już to zmarnować. To jest trudna droga i wymagająca. Proszę zająć się problemem uzależnienia, skorzystać z terapii może w Ośrodku Uzależnień. Nikt sobie sam z tym nie poradzi. Mieszanie leków z alkoholem może spowodować bardzo poważne nieodwracalne konsekwencje zdrowotne. Życie ma największą wartość, warto zadbać o swoje szczęście. Wspieram Panią w mądrych decyzjach.
Pozdrawiam Psycholog Małgorzata Gaś
Agnieszka Wojda
Witaj Zuziu
Czytając Twoją historię najważniejsze, że odważyłaś się i podzieliłaś się swoimi trudnościami i tym co przeżywasz. To już jest pierwszy krok, że chcesz coś w swoim życiu zmiany. Sięgnęłaś po pomoc u psychiatry i w grupie gdzie została usłyszana Twoja historia. Samo mówienie o problemie ze specjalistą i nawiązanie relacji leczy. Alkohol na chwilę sprawia, że czujemy się dobrze. To nim zalewamy swoje smutki, cierpienie, ale nie jest to droga ku wyzdrowieniu. Piszesz o tym, że zażywasz leki. Leki plus alkohol to nie jest dobre rozwiązanie ...Warto wziąć udział w terapii, gdzie trudności, z którymi się zmagasz, zostaną krok po kroku przepracowane, omówione i wspólnie pracując ze specjalistą odnajdziecie rozwiązania, które będą dla Ciebie korzystne. Warto zadbać o swój dobrostan psychiczny dla samej siebie. Życzę wytrwałości i samozaparcia by zmierzyć się z tym co trudne. Pozdrawiam Agnieszka Wojda

Zobacz podobne
Dzień dobry, Mam na imię Marta i mam 34 lata.
Od 11 lat jestem w szczęśliwym małżeństwie, którego owocem jest nasz 9-letni syn. Męża znam, od kiedy miałam 16 lat.
Od kiedy pamiętam, był moim przyjacielem, towarzyszył mi i wspierał. Pomimo tego, że stworzyłam swoją rodzinę, nie potrafię odciąć się od mojego domu rodzinnego, dlatego postanowiłam napisać i proszę o poradę. Mój ojciec, od kiedy pamiętam nadużywał alkoholu. Na przestrzeni wielu lat bardzo się rozpił i choć wiele lat starałam się, to nigdy nie byłam w stanie mu pomóc wyjść z nałogu. Gdy byłam nastolatką, w domu rodzinnym działy się bardzo złe rzeczy. Ojciec szalał, pił i bił mamę, były ciągłe awantury. Mama również w pewnym czasie miała kochanka, więc wraz z młodszą siostra miałyśmy piekło na ziemi.
Ojciec szalał potwornie, wiecznie pijany rozbijał i niszczył wszystkie rzeczy w domu, biegał z nożem w ręku krzycząc, że się będzie ciął. Biegał z nożem i groził, że się zabije, a wychodząc z domu mówił, że się powiesi. Pamiętam, jak każdego popołudnia, były wieczne okropne krzyki, a w nocy byłyśmy z siostrą wybudzane podczas awantur. Próbowałyśmy interweniować wiele razy, ponieważ tato dusił mamę. Takich sytuacji było bardzo dużo i trwało to wiele lat, a spokoju doznałam wtedy, jak się wyprowadziłam, mając 22 lata. W końcu mogłam spać cale noce. Mój spokój długo nie trwał, ponieważ tak naprawdę od zawsze, pomimo, że tam nie mieszkałam, uczestniczyłam we wszystkich awanturach rodzinnych. Mama od zawsze informowała mnie, co się dzieje w domu, dzwoniła i opowiadała, co ojciec wyczynia, kiedy się napił i co zrobił. Po jej tonie głosu przez telefon jestem w stanie wyczuć co się z nią dzieje.
Mama jest oczywiście współuzależniona i wszystkie swoje emocje przenosiła na mnie i na siostrę. Przez wiele lat pomimo tego, co się działo, uczestniczyłam np. w świętach Bożego Narodzenia i przyjeżdżałam, chociaż każdy przyjazd do domu rodzinnego wiązał się z wielkim bólem, ponieważ podczas każdej wigilii ojciec jest pijany, a jak przyjeżdżałam w zwykły dzień, nawet nie ma z kim rozmawiać, ponieważ ojciec spał pijany.
Po każdych takich świętach w domu płakałam i musiałam się pozbierać psychicznie. Święta Bożego Narodzenia to dla mnie jedna z piękniejszych chwil w roku. W mojej rodzinie wraz z synem i mężem przygotowujemy się, mamy kalendarze adwentowe, dekoracje, roraty, choinka-to wszystko sprawia nam wielką radość, a potem…. Najpiękniejszy wieczór wigilijny zmienia się w mój koszmar. Ojcu nie zależy na żadnych kontaktach: nie odwiedza mojego syna oraz nas w ogóle.
Mogę powiedzieć, że nie mam z nim już żadnych relacji, nie potrafię z nim rozmawiać. Największym problemem jest dla mnie od jakiegoś czasu moja mama, która jako osoba współuzależniona kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami. Dodam również, że miałam stany depresyjne w związku z powyższymi sytuacjami. Pomimo tego, że tworze z mężem i synem fajną rodzinę, oparta na szacunku i zwykłym życiu bez awantur załamałam się z powodu problemów w domu rodzinnym. Myślę, że moja depresja była kwestią czasu i jak ktoś wychodzi z takiego domu to prędzej czy później zachoruje na nerwice lub depresje. Po terapii, którą odbyłam kilka lat temu, zrozumiałam, że mama oraz ja jesteśmy współuzależnione i postanowiłam postawić granice, abym mogła żyć normalnie. Od wielu lat tłumacze mamie, że nie mogę już słuchać jej użalania się na jej straszne życie i już dawno poinformowałam ją, że to jest jej życie, ona jest dorosła i to jest jej wybór, że została z ojcem, ale ja już nie daje rady uczestniczyć w ich awanturach. Usłyszałam wtedy, że oni są moimi rodzicami i w sumie to mama nie wiedziała, że mnie to boli i że jestem aż tak słaba psychicznie. W związku z tym, że sytuacja w ogóle się nie zmieniła, od tego roku poinformowałam kilka miesięcy wcześniej mamę, że nie pojawię się na wigilii, ponieważ nie dam rady psychicznie już tego znieść. Ojciec poprzednie dwa lata w Wielkanoc był tak pijany, że przez dwa dni nie podniósł się z łóżka, więc nawet się tam nie pojawiliśmy. On nie wiedział, że są święta, ponieważ poza jego piciem jego nic nie interesuje.
Mama od października zaczęła wydzwaniać i z wielkimi wyrzutami pytać mnie jak spędzę wigilie oraz czy wiem, że jest jej przykro, ponieważ ona jest moją mamą i ja tak bardzo ją ranię.
Próbowałam wytłumaczyć jej, jakie są również moje uczucia i jak ja cierpię z powodu tak wyglądających świąt u nich, ale ją to kompletnie nie interesuje. Nie odbyło się oczywiście bez obrażania mnie i robienia ze mnie najgorszej. Mama opowiadała również swoim siostrom i babci, że to ja jestem najgorsza, bo ja nie mam ochoty podzielić się opłatkiem z rodzicami, więc nastawia rodzinę przeciwko mnie. Rodzina od wielu lat ma klapki na oczach i udaje, że nie widzi, jak ojciec pije, ponieważ każdy boi się zwrócić uwagę. Mama uważa, że przez cały rok będę słuchać o awanturach, a potem w wigilie będę udawać, że nic się nie stało i jesteśmy super rodziną, a tak po prostu nie jest.
To spotkanie świąteczne to jest kłamstwo, moje udawanie, a jak widzę pijanego ojca przy stole, to oczywiście nie mogę zwrócić mu uwagi, a jeszcze muszę podzielić się z nim opłatkiem i złożyć życzenia. Mój mąż oraz mój syn również muszą przytulić się z brzydko pachnącym i ledwo stojącym na nogach dziadkiem, ponieważ tak trzeba, ponieważ się święta.
W tym roku zaprosiłam mamę na święta do siebie - odmówiła, ponieważ jak napisała, bez taty nie przyjedzie.
Na chwilę obecną straszy mnie, że nie pojawi się na komunii syna, skoro to ja zrobiłam się taka niedostępna i nie chce mieć kontaktu. Manipuluje moimi uczuciami na każdym kroku, najpierw mnie obraża, a potem dzwoni i udaje, że się nim nie stało.
Ojciec mimo błagania nie podjął nigdy próby leczenia i wiem, że już z tego nie wyjdzie. Jestem już zmęczona moja współuzależnioną i toksyczną matką. Czuje, że nie chce mieć z nią powoli żadnego kontaktu. Moja mama i mój ojciec są od wielu lat moim problemem, w przeciwieństwo do rodziny, która sama stworzyłam. Rodzice zatruwają mi życie od 20-stu lat.
Mama oczywiście używa argumentu miłosierdzia i mówi, że mam ojcu wybaczać jego zachowanie, bo to jest w końcu mój OJCIEC i na święta muszę pojawiać się w domu rodzinnym.
Czy muszę uczestniczyć w wieczerzy wigilijnej wraz z moimi rodzicami? Nie wiem, czy w tym wypadku można zdrowo postawić granice. Czuje się bardzo zagubiona.
Nie mam ochoty na żadne święta z moimi rodzicami i najchętniej uciekłabym za granicę na ten czas. Najzdrowiej byłoby dla mnie odciąć się ostatecznie i czuje, że tak to się niestety skończy, ponieważ zamiast bardziej skupić się na mężu i dziecku ja kręcę się jak satelita wokół ojca i matki, którzy nic nie robią, aby naprawić tę sytuację, a wręcz przeciwnie.
Marta
Nie mam się komu wygadać, więc muszę się tutaj wygadać. Jestem w ciężkim stanie, mam straszny nerwoból i jest mi ciężko funkcjonować. Muszę zacząć od mojego męża.
Kilka miesięcy temu okazało się, że jest narkomanem i oszukiwał mnie przez cały nasz związek, ale to chyba nawet nie jest najgorsze w tym wszystkim. O wiele gorsze od tego jest jego zachowanie na co dzień. Wieczne karanie ciszą i obrażanie się. Rozdrażnienie, którego doświadcza co chwilę i które wyładowuję na mnie. To jest naprawdę ciężki przypadek, bo on wydaje się wszystkim być perfekcyjnym mężem. Nie krzyczy, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nie ubliża. No ktoś by pomyślał idealny mąż, ale czasem wolałabym, żeby mnie wyzwał, niż tak traktował. Ciągle coś mu nie pasuje, humor mu się potrafić zmienić 3 razy w ciągu 5 minut. Gdy coś nie pójdzie po jego myśli albo gdy po prostu postanowi, że będzie niezadowolony, staje się naprawdę okropny, oschły, chamski i jego zachowanie jest wobec mnie bardzo nie w porządku. Ja oczywiście staram się mu podporządkować. Jestem miła i próbuje zrobić wszystko, żeby już się nie gniewał, ale nigdy mi się to nie udaje.
Wtedy on staje się jeszcze gorszy. Wtedy jak mówi do mnie, to używa bardzo chamskiego tonu i daje mi do zrozumienia, że jest „zły”, traktuje mnie wtedy jak marionetkę.
Wyżywa się na mnie, aż do momentu, gdy nie poprawi sobie humoru. Jego mimika twarzy wtedy wykazuje dużą złość i niezadowolenie. Ton głosu jest zmieniony. Robi się złośliwy. Humor może mu poprawić mała rzecz, która nagle sprawi, że będzie przez chwilę zadowolony, ale musi być to coś, na co on ma ochotę, ale nie na długo, zaraz jego stan znów wraca i znów jestem tresowana. Może to być na lotnisku, w samolocie, na basenie z dzieckiem, w samochodzie, w biurze, w sklepie tak naprawdę wszędzie. Ja wtedy staram się mu poprawić humor i tłumie wszystkie swoje emocje w środku, bo przecież muszę być posłuszną i potulną żoną i nie jestem złośliwa, więc staram się go pocieszyć. Przez 5 lat nie wyszło mi to ani razu, w takim jest wtedy stanie. To się zdarza bardzo często.
Prawie codziennie, a ja z dnia na dzień gasnę jak duży rozpalony płomień, na którego ktoś wylewa wodę i próbuje go ugasić. Pomimo że płomień nie chce być zgaszony, nie potrafi krzyknąć ani poprosić o pomoc. Znoszę to od lat, dokładnie od 5 lat.
Teraz on mówi, że jest to przez jego narkomaństwo.
Mąż podjął leczenie i jest po terapii zamkniętej i dalej uczestniczy w terapii. Myślę, że mogłam stać się ofiarą przemocy psychicznej i dlatego moja psychika już tego nie wytrzymuje i daje o sobie znać poprzez moje ciało. Proszę o radę i opinie


