Czy należy wybaczyć, żebym mogła pójść dalej? Nie czuję, że jest to ok.
D. M. B

Dorota Kuffel
Witaj,
żeby wybaczyć, najpierw trzeba w ogóle rozpoznać swoją krzywdę, nazwać, odżałować. Coś, co z przeszłości nie zostało zamknięte, jest obecne dziś i wpływa na nas. Przy czym nie o wybaczenie tu chodzi jedynie, a przeżycie do końca traumy. Wybaczenie może być etapem procesu, ale zawsze jest osobistą potrzebą każdego. Drugim ważnym aspektem jest wsłuchanie się w siebie, ważniejsze, czego Ty chcesz, na co jesteś gotowa w tym momencie, a nie, co mówią inni.
Pozdrawiam
Dorota

Karolina Białajczuk
Rozumiem, że masz wiele myśli na ten temat. Ważne jest, abyś robiła to, co dla Ciebie jest najlepsze w radzeniu sobie z trudnościami. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy powinnaś wybaczyć czy utrzymywać kontakt z rodzicami. Pracując nad sobą, możesz nauczyć się lepiej radzić sobie z przeszłością i budować lepszą przyszłość.
Pozdrawiam
Karolina Białajczuk

Marek Dudek
Dzień dobry,
Ja wierzę głęboko, że można i widzę to po pacjentach kończących terapię. To co Pani słyszy to zapewne dobre rady, a jak to bywa z dobrymi radami rzadko pomagają. Wynikają pewnie z troski o Panią.
Pozdrawiam
Marek Dudek

Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Z Pani informacji wynika, że doświadczyła Pani traumy. Jest Pani osobą z syndromem DDA, co wiąże się z różnymi deficytami wynikającymi z pozabezpiecznego stylu przywiązania, braku wystarczającej uwagi ze strony rodziców, deprywacji emocjonalnej, przemocy, a więc pewnie nieustannego lęku. Zachęcam do przepracowania tych problemów w procesie psychoterapeutycznym, przeżycia emocji, których Pani wówczas doświadczyła, a także przeżycia straty po szczęśliwym dzieciństwie, którego najwyraźniej Pani zabrakło. Istotne jest, aby odbywało się to w relacji z psychoterapeutą, aby uwewnętrzniła Pani bezpieczną więź. Przebaczenie być może przyjdzie z czasem, izolacja to nie wszystko, jest jeszcze rozłączenie emocjonalne. Zachęcam do zadbania o siebie. Powodzenia
Katarzyna Waszak

Piotr Furman
Dobry wieczór!
Trudne sytuacje z naszego życia w ogromnym stopniu wpływają na nasze przeżywanie różnych sytuacji i osób w późniejszych latach życia. Przeżycia, które są trudne i w dojmujący sposób odbiły się na naszej psychice możemy określić jako traumatyczne. W obliczu opisanych przez Panią sytuacji, mogę zasugerować, że warto by rozważyć udział w psychoterapii, ponieważ psychoterapia może pomóc w pewnej zmianie stosunku do swoich przeżyć z przeszłości.
Pozdrawiam, Piotr Furman

Krystyna Brańska-Warszewska
To, czy można pójść dalej i wieść normalne życie po trudnym dzieciństwie, nie jest związane z koniecznością wybaczania rodzicom. Wybaczanie jest osobistym procesem i nie zawsze jest konieczne, aby zdobyć spokój i prowadzić zdrowe i satysfakcjonujące życie. Niektórzy ludzie mogą znaleźć w sobie siłę i wolę wybaczenia swoim rodzicom, co pomaga im w procesie zdrowienia i przebaczenia. Jednakże, nie jest to konieczność dla każdego i nie zawsze jest możliwe, szczególnie w przypadku ekstremalnych sytuacji, takich jak przemoc, alkoholizm czy morderstwo .Istotne jest, aby skupić się na własnym zdrowiu psychicznym i emocjonalnym. Możesz pracować nad tym, aby zrozumieć, jakie wpływy miało trudne dzieciństwo na Twoje życie dorosłe i jakie emocje towarzyszą tym doświadczeniom. Terapia może być pomocna w rozważeniu tych kwestii i w znalezieniu sposobów na radzenie sobie z przeszłością. Istnieją różne sposoby na radzenie sobie z traumą i przepracowanie jej w taki sposób, który pozwoli Ci prowadzić zdrowe i satysfakcjonujące życie. To może wymagać czasu, wsparcia terapeutycznego i pracy nad sobą, ale jest to osiągalne. Kluczowe jest to, aby szukać pomocy, jeśli tego potrzebujesz, i szanować swoje własne uczucia i granice. Wybaczanie może być jedną z dróg do uzdrowienia, ale nie jest to jedyna ścieżka i nie zawsze jest odpowiednia dla każdego.
pozdrawiam serdecznie i życzę siły !

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam, jestem mamą 2,5 l chłopca i aktualnie jestem w 6 miesiącu ciąży. Z synem zaczęliśmy odpieluchowanie, ale niestety nie idzie nam, to jak trzeba, próbujemy drugi tydzień i syn zamiast do nocnika to zrobi siusiu i kupkę w spodnie, a następnie chce siadać na nocnik, jak jest już po fakcie i nie wiem, co mam dalej z tym zrobić czy po prostu przez cały dzień nie naciskać, żeby usiadł wcześniej, tylko poczekać aż sam zrozumie czy jakoś go inaczej zachęcać, już brakuje mi cierpliwości i siły.
Drugie pytanie, jakie mam, to czy nieleczona depresja i stany lękowe wpływają jakoś na dziecko, które noszę pod sercem?
Czy lepiej może uda się po leki do specjalisty?
Dziękuję za odpowiedź pozdrawiam
W moim życiu niedawno zaistniały nowe dowody i napotkałem trudność, która mnie przerasta, utraciłem rodzinę, dom, i pieniądze to trzecie nie jest dla mnie nic nieznaczące i nie ważne, pracuje, by spłacać kredyty, pracuje, by się czymś zająć, pracuje, by kiedyś coś po mnie zostało, ale napotkałem trudność, nie mogę z nią sobie poradzić, nie może mi nikt pomóc, bardzo kochałem swoją żonę i dzieci bardzo kochałem dom, który otrzymałem od dziadków, już ich nie ma, pozostali w mojej pamięci, ten dom po opuszczeniu przez moją żonę i dzieci sprzedałem, a kupiłem mieszkanie z dala od byłej rodziny, byłej żony, by widywać się z dziećmi. Bardzo kochałem dzieci, bardzo kocham swoje najmłodsze dziecko, okazało się, że dom kupili pośrednicy, a pieniądze wyłożył ojciec biologiczny moich dzieci. Dwoje dzieci utraciłem, które są już dorosłe, po wychowaniu usłyszałem, że nie jestem ich ojcem, mam 53 lata dzieci odchodziły co 10 lat, co 10 lat się rodziły, pozostało mi najmłodsze dziecko, nie jestem biologicznym jego ojcem, niedawno się o tym dowiedziałam, to przez opuszczenie domu przez rodzinę szukałem odpowiedzi dlaczego? Dom sprzedałem i nie ma tu oszustwa. Ale ten dom kupiła była rodzina, ciężko przeżyłem utratę dzieci, nie widziałem najmłodszego syna rok, kiedy to po roku byliśmy razem szczęśliwi, wzajemnie nie mogliśmy się doczekać naszych spotkań, zbudowałem cudowną miłość, wiedząc, że nie jestem jego ojcem, będę zawsze, będę zawsze go kochał jak dzieci, które odeszły, te dzieci, które kochałem, z ich strony nasilił się atak na moją osobę, w sposób psychologiczny mówią, że całe życie ich źle traktowałem, źle traktowałem ich matkę, nie chcą utrzymywać ze mną kontaktów, bo jestem psychiczny to ich słowa, więc czym jest moja miłość?
Jestem jedyną osobą, która może uwiarygodnić, co mi zrobiono. Wiem, że za 8 lat utracę ostatnią osobę moje serce i dziecko, pierw zezwalali, by był ze mną był całe nawet wakacje.
Graliśmy w gry planszowe, jeździliśmy rowerami po lesie, obydwoje płakaliśmy, jak miał jechać do swojego domu, obecnie albo jest chory, dlatego nie mogę go widzieć lub dostaje wiadomość, że nie może, nie mam nikogo, nie mam rodziny pomimo, że jest duża, to oni mi to zrobili, chodziło o pieniądze, o pieniądze które dla mnie nie były ważne a jedynie potrzebne, przekładałem inne wartości. Poznałem kogoś, byliśmy razem rok czasu, pozwoliło mi to zapomnieć o byłej żonie, byłem bardzo szczęśliwy pomimo tego, co mi się przydarzyło, cudowna kobieta, próbowała naprawić relacje moje, z moją rodziną pomimo tego, co mi zrobiono, ale oni dalej brnęli. Moja dziewczyna zobaczyła, kim jest moja rodzina, wszystko przewidziała, mogłem być z nią lub z synem oddaleni byliśmy aż 300km, jeździłem do niej, jeździłem do syna, widziała, że się męczę, rozstaliśmy się, to ona podjęła tę decyzję. Mówiła, bym zamieszkał u niej, wybrałem widzenia z dzieckiem, z dzieckiem, które nie poszło spać, póki ja nie usnąłem, mam tylko jego, tak bardzo go kocham, że nie daje sobie z tym rady, tak bardzo się boję, że go za 8 lat utracę, wiem, że jak spłacę kredyty, to moja rodzina zaatakuje moje mieszkanie, nie mam komu przepisać mieszkania, skorzysta na tym biologiczny ojciec, ja czuję, że go utracę to zrozumiałe, taką samą miłością darzyłem dwójkę pozostałych dzieci, borykam się z niewyobrażalnym bólem i problemem, co mam zrobić, dokąd uciekać, a nie mogę, stoję w oknie i mam nadzieję, że przyjedzie do mnie najstarszy syn. Samotność to przerażające uczucie, praca jeszcze mi pomaga, ale się męczę, choć jest to praca nie męcząca, bardzo tęsknię za synem i świadomość, że on tęskni za mną, nie daje mi spokoju, nie mogę do niego pisać, bo odpisuje mi ktoś inny, to się po prostu czuję, od czasu do czasu wyślę mi mój syn esemesa i wiem, że to od niego, a są podteksty na przykład, ze pyta się, co ja teraz robię, ja mu na to, że piję kawę i mi odpisuje, pamiętam tę kawę, dobra była. Tak to wygląda, podchodzą do mojej osoby psychologicznie, a ja się coraz bardziej męczę, czuję, że jestem podśmiechiwany, w tych esemesach są podteksty cyt: dobry jestem: Miałem odebrać syna zrobiłem torta, kupiłem nowe gry planszowe, i nie może mi go dać, bo wyczerpałem już swoje widzenie, to przez pracę co trzy tygodnie tak zasadzili, borykam się z wielką niesprawiedliwością i brzemieniem kocham życie i boję się odejść, tak bardzo czuję się oszukany przez życie, tak bardzo po aż 3 latach nie wierzę w to, co mnie spotkało, zasypiam i chce się obudzić, że to był tylko koszmar, obudzę się w moim byłym domu, a mój najmłodszy syn będzie patrzał się na mnie i czekał, kiedy wstanę. Nie uważam, że przechodzę kryzys, ja tęsknię, tęsknię za rodziną, która mi została odebrana, ciężko mi iść dalej samotnie nikomu nie życzę tego, co mi wyrządzono, tęsknię za dziećmi, zapomniałem już o byłej żonie, wystarczył rok z kochającą osobą, która mi udzieliła krótkiego wsparcia, tęsknię też za nią, ja chcę się obudzić :)
Witam, Mam obecnie 32 lata, męża i dwójkę synków 4l i prawie 1,5 roku. Jakieś 3 lata temu przeprowadziliśmy się do kupionego na kredyt domu około 30 min. samochodem od centrum miasta (oboje pochodzimy z miasta). Wybór taki padł ze względu na wysokie ceny w mieście.. Myślałam, że będę tutaj szczęśliwa, ale obecnie czuje, że jestem w najgorszym momencie moje życia bez celu.. Wcześniej przy jednym dziecku pracowałam jeszcze w mieście, zawoziłam do żłobka i ledwo zdążyłam do pracy.
Teraz po urlopie macierzyńskim z drugim dzieckiem zakończyłam pracę, bo nie miałam już do czego wracać.. Szukam pracy w naszych okolicach już od 4 miesięcy i popadam w załamanie. Niestety nie mam konkretnego wykształcenia, czego teraz bardzo żałuję, nigdy nie mogłam znaleźć, co chciałabym robić i kim być.. i dalej nie wiem, co mnie dodatkowo dobija. Przez to mam małe poczucie własnej wartości.. Dotychczasowe prace były z przypadku lub przez kogoś.. prace biurowe. Teraz czuję się totalnie uziemiona, mąż ma swoją działalność, więc pracuje od rana do wieczora, czasem wróci wcześniej, ale nigdy nie wiadomo jak będzie dzisiaj.. przez to nie mogę pracować na zmiany, Jestem ograniczona czasowo więc i nie mogę jechać dalej do pracy..nie mam niczyjego wsparcia, jedna babcia pracuje, druga mieszka 30 min od nas, ale nie ma prawa jazdy.. (nie dojedzie tu komunikacją). Już raz próbowaliśmy przenieść się do zupełnie innego miasta.. (do dalszej części mojej rodziny), wystawiliśmy dom na sprzedaż, ale krótko mówiąc, nie wypaliło. Praca męża się odwołała a dzieci nie miały pkoli. Ja się źle tam czułam. Wróciliśmy. Teraz znowu zaczynam mieć myśli, że chyba chciałabym sprzedać dom i przenieść się z powrotem do miasta.. np bliżej teściowej, żeby mieć chociaż wsparcie z dziecmi..łatwiej znaleźć pracę i być bardziej mobilna. Z nikim się nie widzę, bo nie ma kiedy i jak ani "za co". Jak już myślę, żeby szukać pracy w mieście i organizować się tak, żeby mąż rano ogarniał dzieci, to teraz za 2 msc ma dostać pracę za granicą wyjazdy na 2 tygodnie.. żeby zarobić na kredyt..I znowu nie mam żadnych możliwości.
Nie chce wegetować za to, żeby spłacić kredyt.. Z drugiej strony żal mi tego, co mamy tutaj. Chociaż dom ciągle nie wykończony, nie ma za co żyć i coś zrobić...to synek ma już kolegów z pkola i jednego z sąsiedztwa. Nie wiem już co robić.. nie chce być ciągle smuta, zła, uzależniona od męża, siedzieć w domu i nie mieć żadnego życia. Chciałabym moc wstać, coś zdecydować, wiedzieć co robić..
W mojej rodzinie gdzieś do skończenia 6 lat ojciec pił, a pod wpływem alkoholu wyzywał matkę od dziwek, że go zdradza i ją bił. Później go nie było, gdy siostra się wyprowadziła wszystkie winy spływały na mnie. Za każdym razem byłam obwiniana o wszystko, co zrobiłam to było źle a czego nie zrobiłam jeszcze gorzej. Matka nie okazywała mi uczuć, każda z nas codziennie siedziała zamknięta osobno, nie rozmawiałyśmy wcale. Od 16 roku zaczęłam popijać i się ciąć do teraz. Teraz mam 28 lat i mam problemy z zaufaniem, problemy w związku, z kontrolowaniem i autoagresją. Gdy już jest naprawdę źle, zaczynam wszystkie winy przypisywać sobie, że to moja wina i że jestem beznadziejna. Mam ataki paniki, nerwobóle i myśli samobójcze. Byłam u psychiatry, dostałam leki, ale nie czuję się po nich dobrze. Mam jeszcze skierowanie na terapię CBT. Co jest nie tak ?