Left ArrowWstecz
Dzień dobry, jestem w 3-letnim związku i czy to normalne, że widząc ładną nieznajomą lub znajomą kobietę ogarnia mnie straszna frustracja, ponieważ mam od razu takie myśli, że moja kobieta nigdy nie będzie taka ładna, nigdy nie będzie miała takich zgranych nóg lub że nigdy nie będzie taka ładna jak moja była dziewczyna? Pozdrawiam serdecznie
Teresa Łącka

Teresa Łącka

Dzień dobry, trudno odpowiedzieć na Pana pytanie jednoznacznie. Jest bardzo wielowątkowe. Jest w nim i tęsknota za byłą partnerką, do której zdaje się Pan tęsknić, i niespełnienie w pożądaniu partnerki obecnej, i poczucie winy. Jednym słowem pewnego rodzaju niespełnienie. Polecałabym choćby jednorazowe spotkanie ze specjalistą, by mógł się Pan przyjrzeć swoim rzeczywistym potrzebom.
2 lata temu
Julia Gavryshchuk

Julia Gavryshchuk

Dzień dobry, możliwe, że frustracja ma nie tylko podłoże zadowolenia / niezadowolenia wyglądem obecnej partnerki, tylko jest też przejawem głębszych trudności doświadczanych przez Pana w związku. A manifestują się one tym, co najbardziej dostępne i zrozumiałe. Myślę, że poszerzanie świadomości w kwestii swoich potrzeb w relacji z partnerką byłaby pomocna dla Pana. Pozdrawiam, Julia
2 lata temu
Adrianna Stawarz

Adrianna Stawarz

Dzień dobry. Bardzo dużo zależy od tego czy podejmując decyzję o związaniu się z aktualną partnerką, podążył Pan zgodnie z własnymi potrzebami i preferencjami. Zmieniamy się, nasze ciała się zmieniają, nasze upodobania się zmieniają i jeśli przywiązujemy do tego wagę, do stałości tych cech, to na pewnym etapie życia, może okazać się, że nasze potrzeby są niezaspokojone. Warto też zadać sobie pytanie, dlaczego dla mnie jest takie ważne, żeby moja dziewczyna wyglądała inaczej? Dlaczego jest mi trudno zaakceptować ją taką jaka jest? Co to o mnie mówi, że jestem właśnie z nią? Być może odpowiedzi na te pytania, będzie trzeba poszukać w toku spotkać z psychoterapeutą. Z poważaniem. Adrianna Stawarz

2 lata temu
Anna Szczypiorska

Anna Szczypiorska

Dzień dobry, 

może się zdarzyć, że problem nie wynika jedynie z frustracji i oceny wyglądu obecnej partnerki, ale jest także objawem bardziej złożonych problemów, które Pan doświadcza w związku. Czy podejmując decyzję o związaniu się z aktualną partnerką, kierował się Pan swoimi własnymi potrzebami i preferencjami? Czy skupił się Pan na tym czy dana osoba jest w stanie zapewnić spełnienie tych potrzeb i oczekwiań? 

1 rok temu
Aleksandra Wincz- Gajda

Aleksandra Wincz- Gajda

Dzień dobry,

 

To, że oprócz Pana partnerki podobają się Panu także inne kobiety nie jest niczym niepokojącym czy nienormalnym. Jednak ponieważ Pan o tym pisze, wydaje się, że stanowi to dla Pana jakiś kłopot, trudność. Wydaje się, że warto się głębiej  przyjrzeć tym sytuacjom i temu, co się z Panem dzieje.  Te doświadczenia mogą być sygnałem kryzysu w związku, a mogą mówić coś o Pana świecie wewnętrznym, sposobie budowania relacji miłosnych. Warto rozważyć, czy nasilenie trudnych myśli pozwala czerpać satysfakcję ze związku, czy całkowicie to uniemożliwia, czy w ogóle związek spełnia Pana potrzeby, czy jest Pan w nim z innych powodów, czy taka sytuacja zdarzała się Panu już wcześniej i wpływała na powodzenie relacji.  

Trzy lata to trochę czasu, faza fascynacji, zachwytu i zauroczenia mogła już minąć. Kolejne etapy związku są inne. By związek mógł trwać nadal, dawać satysfakcję i zaspakajać ważne potrzeby, trzeba je rozpoznawać w sobie, komunikować partnerowi i często się o nie starać.  Na zaawansowanych etapach związku może być ważne także rozpoznawanie ograniczeń swoich i partnera, a także tego, że być może nie wszystkie potrzeby, a każda z nich nie w 100% mogą być w nim spełnione. 

By trochę pogłębić refleksję na ten temat, polecam książkę Psychologia miłości Bogdana Wojciszke.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Aleksandra Wincz- Gajda

psycholog, psychoterapeuta

1 miesiąc temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dylemat emocjonalny: czy odejść z relacji, która mnie przytłacza, czy czekać na zmiany?

Stoję obecnie przed bardzo ciężkim wyborem życiowym, nie mam się kogo poradzić, ponieważ jestem osobą, która nie dzieli się swoimi problemami. Jednak tym razem potrzebuję pomocy. Jestem w 'dziwnej' relacji z dziewczyną. Mamy po 25 i 23 lata. Znamy się ponad rok czasu. Ostatnio postanowiłem z nią szczerze porozmawiać i wyznać jej swoje uczucia, na co otrzymałem odpowiedź, że ona 'nie jest gotowa na związek' i mimo tego, że czuję coś do mnie, to boi się przede mną otworzyć i 'oddać' w 100% (jej słowa). Sytuacja jest dla mnie coraz bardziej męcząca, chcę jej jakoś w tym pomóc, ale wiem, że nie mogę, bo wszystko zależy tylko i wyłącznie od niej. Jednak wszystko stoi w miejscu od kilku miesięcy. Zastanawiam się, czy nie powinienem odejść, właściwie chciałem to zrobić już dwa razy, ale coś mnie powstrzymało. Proszę o poradę, powinienem odejść, czekać? Czuję powoli, że trochę mnie to przytłacza, nie chcę na siłę napierać na coś więcej, ale czuję, że i tak to robię. 

Z jednej strony piekielnie mi na niej zależy, lecz z drugiej już bardzo mnie to męczy. Zastanawiam się, czy nie napisać jej, że odchodzę, a jeśli poukłada sobie w głowie, to niech się odezwie, bo ja nie potrafię trzymać z nią kontaktu w taki sposób, jaki mamy teraz.

Jak wspierać córkę z depresją będąc daleko? Czy brak kontaktu to element terapii?
Witam . Moja 35 letnia córka ma zdiagnozowaną Średnio ciężką depresję. Ja mieszkam w Polsce ona mieszka w Szwajcarii. Powód depresji jakimi podała to problem z odcięciem się od przeżywania uczuć pożegnań odwiedzin nas w Polsce.córka po wizycie w Polsce ma złe samopoczucie jest słaba i nie ma energii do życia . Wiem tylko tyle że chodzi na terapię bierze leki i napisała mi miesiąc temu że się odcina zero kontaktu ze mną i odezwie się jak poczuje się lepiej. Nic więcej nie wiem . Ona nie odpisuje tylko prosiła mnie abym wspierała Jà w ten sposób żebym się nie odzywała . Czy to normalne zachowanie czy to rodzaj terapii ? Nie wiem nic jak mam postępować …
Wyprowadziłem się od partnerki, bo się zmieniła, mówi, że problem jest w niej i nie rozmawia o tym ze mną. Czy warto się starać, czy lepiej zakończyć relację?
Witam, jestem z moją partnerką ponad 8 miesięcy. Było naprawdę dobrze - zamieszkałem z nią i jej córką starałem się i ona też, ale dwa tygodnie temu wyprowadziłem się, bo poczułem, że się zmieniła. Zaangażowałem się i tęsknię za nimi i wiem, że kocham moją dziewczynę. Tydzień czekałem, żeby ze mną porozmawiała, ale unika tematu, zapytałem nawet czy dalej jesteśmy razem, ale też unika odpowiedzi - mówi, że problem jest w niej. Czy jest sens się starać czy pora to zakończyć i zabrać rzeczy?
Żona nie akceptuje odwiedzin moich rodziców, dochodzi do awantur.
Mam dość nietypowy problem w związku, z którym nie mogę sobie poradzić. Mianowicie, jesteśmy parą od 13 lat, z czego od roku małżeństwem. Odnoszę wrażenie, że po ślubie problem stał się jeszcze bardziej przytłaczający. Chodzi o wizyty moich rodziców i rozmowy z nimi. Za każdym razem, gdy moi rodzice chcą nas odwiedzić mam w mieszkaniu sporą awanturę, dochodząca do szantażów na zasadzie nie będę nic robiła dla twoich rodziców, pojadę do moich, nie będzie mnie te 2 dni, odwołaj wizytę, jeżeli ci na mnie zależy etc, używa słów typu 'masz to zrobić, zrób to'. Rodzice odwiedzają nas rzadko, ponieważ mieszkają oddaleni o prawie 500km. Przyjeżdżają tylko na weekend (w piątek wieczorem, w niedziele rano wyjeżdżają). W tym roku odwiedzili nas 4 razy, w zeszłym 1 raz. Za każdym razem miałem awanturę, po której chciałem to wszystko zakończyć. Powody agresji są zazwyczaj te same - bo to zły termin, bo teraz jej nie do tego (moje urodziny, jej urodziny, wakacje, rocznica ślubu, święta kościelne). W tym roku zrobiła mi awanturę, za to, że rodzice przyjechali na moje urodziny. Podobnie jest, jeżeli co jakiś czas rodzice zadzwonią telefonem. Dodam, że ona do swoich dzwoni każdego dnia, mieszkają oddaleni od nas o 50km i widzimy ich praktycznie w co drugi weekend. Nie widzi w tym żadnego problemu i nie chce tego zmieniać, jeżeli zaproponowałem, że będziemy ich widywać tyle samo razy, co moich. Na przyjazd moich nie wymagam od niej niczego, oprócz normalnego zachowania i kultury. Posprzątam i ugotuje sam. Wystarczy, że będzie się miło zachowywała, ale i z tym różnie bywa. Zazwyczaj cały weekend spędza siedząc na telefonie i oglądając koty na instagramie. Nie wiem już jak do tego podejść i co o tym sądzić.
Lęk społeczny od dziecka, który utrudnia mi teraz funkcjonowanie w dorosłości.
Co jeszcze mogę zrobić? Od zawsze byłem cichym dzieciakiem trzymającym się na uboczu i nie lubiącym być na świeczniku (i nauczyciele nie widzieli w tym problemu, po prostu uważali że jestem grzeczny, nikt nigdy nie zwrócił uwagi że coś może być nie tak), od kiedy pamiętam mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, bo paraliżuje mnie strach, kiedy mam zainicjować rozmowę, trzymałem i trzymam się nadal tylko z najbliższym wąskim gronem przyjaciół i znajomych, których znam praktycznie od piaskownicy. Jednakże teraz rzadko kiedy mamy czas żeby się spotkać, wiadomo dorosłe życie, praca itd. Przenosi się to też na inne sfery życia niż towarzyskie, kiedy przychodziło do odpowiedzi w szkole oblewałem się zimnym potem i robiło mi się słabo, to samo tyczy się np. rejestracji u lekarza itd. Dlatego też zrezygnowałem z matury, bo tak bardzo bałem się ustnej części i do teraz pluję sobie za to w brodę. (Warto dodać, że mam od dziecka nadwagę, niedoczynność tarczycy nie jest żadnym usprawiedliwieniem, za to problemy skórne, które uniemożliwiały mi ćwiczenie już trochę tak, bo ból często był nie do zniesienia (mimo to próbowałem i grałem np. w klubie w nożną czy w koszykówkę). Na szczęście te skórne schorzenia już pokonałem i jest wszystko w porządku, wziąłem się za siebie i zrzuciłem już blisko 30 kg) W podstawówce jeszcze jakoś dawałem radę, prawdziwe problemy zaczęły się w gimnazjum. Pojawiły się stany lękowe i mocny lęk społeczny. Ze swoją klasą nie miałem problemów, za to byłem dręczony przez osoby z innej klasy i do dzisiaj pozostała mi trauma, opuszczałem bardzo wiele lekcji i siedziałem roztrzęsiony w domu. Technikum uznałem za swego rodzaju nowy start, pierwsza klasa przebiegła raczej bez problemu. Co prawda nadal byłem cichy i wycofany ale dałem radę przechodzić cały rok w miarę spokojnie. W klasie nie nawiązałem żadnych poważniejszych znajomości, z nikim się nie zadawałem poza szkołą. No i przyszła 2 klasa... jakoś na końcu 2 miesiąca roku szkolnego złapałem szkarlatynę i to dosyć mocną przez co 2 miesiące przeleżałem w łózku z prawie 40 stopniową gorączką, okropnym bólem głowy i innymi objawami. Gdy wyzdrowiałem to nie byłem już w stanie wrócić, nikomu z klasy nie dałem znać dlaczego mnie nie ma, bałem się ocenienia i pytań o to dlaczego mnie nie było, paraliżował mnie strach. Szkołę dokończyłem w trybie indywidualnego nauczania i tak jak wcześniej napisałem zrezygnowałem z matury ze strachu, jednak udało mi się zdobyć technika pojazdów samochodowych ale nic mi on aktualnie nie daje. Po szkole była bardzo niewielka poprawa. Udało mi się pójść do pracy, po 3 miesiącach okresu próbnego nie przedłużono mi umowy, wytłumaczono mi to tym że niby była ogólna redukcja etatów i nikogo nowego też nie potrzebują, jednak ja w to nie wierzę i do dzisiaj się obwiniam że po prostu byłem za słaby i mimo że dawałem z siebie wszystko, to było to za mało. Od tego czasu wróciły wszystkie demony z czasów dzieciństwa i szkolnych. Od tego czasu boję się pójść do jakiejkolwiek pracy, zdarzyło mi się nawet odwołać rozmowę o pracę w jej dniu bo tak sparaliżował mnie strach i dostałem drgawek. Aktualnie mam 22 lata, zawodowo stoję w miejscu i czuję presję czasu. Rodzice mnie wspierają zarówno psychicznie jak i czasami finansowo, jednak gdy mam chociaż trochę oszczędności to oddaję im wszystko z naddatkiem bo nie mógłbym spojrzeć w lustro. Stany lękowe, depresyjne i lęki społeczne tylko się pogłębiły, gdy jestem np. w galerii handlowej czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli i obgadywali, od razu się pocę. Boję się też przykładowo wjechać do miasta samochodem w godzinach szczytu bo się stresuję że ktoś będzie na mnie trąbił, zgaśnie mi samochód, na światłach itd. Czuję się niepotrzebny i często się za wszystko obwiniam, często uważam się za ciężar dla wszystkich. Jeśli chodzi o charakter to nigdy nie należałem do wrednych osób, wręcz przeciwnie, zawsze byłem w cholerę empatyczny, bezkonfliktowy i wolę być skrzywdzonym niż skrzywdzić kogoś. Denerwuje mnie gdy ktoś jest bez serca. Jestem w cholerę wrażliwy, płaczę na filmach, grach czy przy książkach jeśli tylko mają chwytającą za serce historię. I... właśnie tych cech charakteru też się wstydzę (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) bo boję się że ktoś mnie zwyzywa od słabiaków czy mięczaków. Sam też się boję że będąc właśnie takim typem osoby nie osiągnę sukcesu bo żeby teraz coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie trochę z bycia zimnym człowiekiem a empatia i wrażliwość właśnie nie są dzisiaj normą. Gdy nie ma czasu na spotkanie z przyjaciółmi czuję się w strasznie samotny a nie umiem nawiązać żadnej nowej znajomości, nawet w internecie, boję się do kogokolwiek odezwać czy napisać. Z wejściem w związek jest dokładnie ta sama sytuacja. Od 2 miesięcy chodzę na terapię, ufam swojej terapeutce i czuję wsparcie i leciutką poprawę jednak jeszcze trochę czasu musi minąć zanim się przed nią w pełni otworzę. Jednak jestem zadowolony, że się na to zdecydowałem.
Jak radzić sobie z zazdrością męża o przeszłe relacje?

Mój mąż jest zazdrosny o moje poprzednie relacje. Co robić w takiej sytuacji? Zazdrosny zaczął być w momencie, kiedy zaczął więcej dopytać o mają przeszłość. To dopiero po kilku latach związku. Przez to chodzi nerwowy, są kłótnie, wraca to do niego jak jakaś obsesja. Dodam, że na co dzień jak nie ma tych obsesyjnych myśli, jest nadal tym samym fajnym chłopakiem. Twierdzi, że te myśli są silniejsze od niego, że on tego nie chce. Nie jest zazdrosny też o mnie w kontekście teraźniejszości czy przyszłości - wie, że tylko on się dla mnie liczy. Teraz nie jest między nami idealnie i dobrze to wiem, ale chcę walczyć o nas, zawsze zresztą będę i chce mu/ nam pomóc, ale nie wiem jak. Czy kiedy zaczyna ten temat i dalej pyta odpowiadać na pytania? Jak z nim rozmawiać? Dodam, że ja mam lekowy styl przywiązania, boję się, że on odejdzie

Odrzucam potencjalne partnerki, ponieważ znajduję w sobie wadę i o tym decyduję.
Witam. Mam na imię Kamil. Mam 31 lat. Poznałem wspaniałą kobietę na jednym z portali randkowych. Kobieta jest wykształcona, ma dobrą pracę i zainteresowania. Jest inteligentną, sympatyczną i bardzo dobrą osobą. Od początku złapaliśmy wspólny język, rozmawiało nam się świetnie, podobnie odczuwaliśmy emocje i z czasem coraz bardziej otwieraliśmy się przed sobą. Zaangażowaliśmy się do tego stopnia, że szybko padł temat spotkania. Wtedy w mojej głowie pojawiły się myśli, że przecież taka kobieta potrzebuje faceta z dobrą posadą i większą zaradnością, a nie magazyniera bez własnego mieszkania i samochodu. Napisałem jej to wszystko, a ona zachowała się tak, jakby brak tych rzeczy u mnie jej zupełnie nie przeszkadzał. Pomimo tego, że było mi bardzo ciężko, napisałem jej, żebyśmy zrobili sobie przerwę od rozmów. Napisała, że jest trudno to zaakceptować, ale się zgodziła. Nie mogę sobie poradzić z tym, że odrzuciłem swoją bratnią duszę, a jednocześnie zrobiłem to, bo chciałbym dla niej jak najlepiej. Wcześniejsze relacje kończyły się identycznie właśnie przez takie myśli i moje ciągłe analizowanie. Jestem ambitny i dążę do bycia lepszym, zamożniejszym. Niestety za każdym razem znajduję w sobie jakąś wadę, która może rzutować na przyszłość drugiej osoby. Po zerwaniu relacji z dziewczyną opisaną wyżej czuję się beznadziejnie, bardzo źle psychicznie. Proszę o jakąś poradę, bo jestem na granicy psychicznej wytrzymałości.
W każdej kobiecie, która pisze do mojego męża widzę wroga
Moje pytanie : dlaczego w każdej kobiecie która rozmawia i pisze do mojego męża widzę wroga ? Dlaczego jestem tak zazdrosna że czasem nie panuje nad sobą? To lęk przed stratą?
Jak radzić sobie z zazdrością i poczuciem zdrady, gdy partner flirtuje po alkoholu?
Pati.Witam Mam takie pytanie.czy gdy mąż adoruje inne kobiety na imprezach całuje ostatnio się zdarzyło ,zagląda w dekoldy sprośne rzeczy mówi wodzi wzrokiem za nimi.. i twierdzi że to przez alkohol .jak mam się zachować..potem mówi,że mnie tylko kocha a to po alkoholu wygłupia sie.boli mnie na to patrzeć czuje się gorsza i zdradzana..mówiłam mu to wiele razy.On obiecuje że tak nie będzie przeprasza a zawsze tak robi..Jak życ?!jak to zmienić?
Witam, krótko chcę napisać, bo od 3/4 miesięcy myślę w o tym w kółko
Witam, krótko chcę napisać, bo od 3/4 miesięcy myślę w o tym w kółko i kółko i nie daje mi spokoju. Jestem z moją dziewczyną, którą oczywiście kocham już półtora roku, wszystko było dobrze, tylko nagle przestała mi się jakby podobać, ale nie do końca. Bo czasami mi się podoba, ale czasami mi przeszkadzają jej fałdki na brzuchu. Brzmi to, jakby zależało mi tylko na wyglądzie i nie czuję się z tym fajnie, ale jakoś moje myśli o tym nie potrafią mnie opuścić. Często też jak patrzę na inne dziewczyny, po prostu mi się podobają. Chciałbym z nią porozmawiać, ale boję się jej reakcji lub że wprawię ją w kompleksy. Co jest nie tak? Co powinienem zrobić, bo już nie mam sił
Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem
Witam. Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem, staramy się, żeby wszystko było tak, jak należy, lecz mamy bardzo odmienne światopoglądy i różnice zdań. W wielu sytuacjach nie rozumiemy się nawzajem... Moje oczekiwania są znacznie inne niż jej oczekiwania... Chcę z nią na te tematy otwarcie rozmawiać, żeby można było znaleźć wspólny język, lecz ona nie chce rozmawiać, ucieka, boi się rozmowy, zamyka się w swoim świecie i ucina wątek, który ja staram się poruszyć. Nie wiem, czy to ma sens, próbować trwać w tej relacji dla dobra dziecka, mimo że nie rozumiemy się nawzajem.... Czy lepiej się rozejść i odpuścić? Chciałbym, żeby dziecko miało normalny i dobrze funkcjonujący dom z dwojgiem rodziców, temu staram się też z nią rozmawiać i poznawać jej perspektywę patrzenia, myślenia i podejścia do życia, ale ona nie chce za dużo rozmawiać. Przeważnie w rozmowie jak zadam niewygodne pytanie, to się zamyka, ucina temat i pojawia się u niej złość, co wpływa negatywnie na naszą relację.... Sam się już w tym gubię, bo nie wiem, co jest lepsze dla dziecka w takiej sytuacji...
Sprawa wygląda tak, że od dłuższego czasu zastanawiam się czy ze mną jest wszystko w porządku . Jakiś czas temu dowiedziałam się, że jestem WWO i zasadniczo myślę, że nie potrafię funkcjonować w związku. Ciągle płacze, bardziej się przejmuje losem innych niż swoim własnym, brak popędu seksualnego w związku, brak koncentracji, powtarzam zadawanie pytań. Przy docinkach ówczesnego partnera niby w formie żartu od razu włącza mi się tryb alert, że mi się nie chce współżycia. Wszystko biorę do siebie i z automatu robi mi się przykro. Czuje się winna, że to wszystko moja wina że przez brak seksu on się obraża i że go irytuje swoim zachowaniem ...powtarza mi cały czas jak to źle go traktuje. Ehh
Jestem po rozstaniu z żoną (bez rozwodu jeszcze). Powodem była zdrada.
Dzień dobry, Jestem po rozstaniu z żoną (bez rozwodu jeszcze). Powodem była zdrada. Żona jest w ciąży z człowiekiem, z którym mnie zdradziła. Od zdrady minęło 1,5 roku. Myśli na temat tego zdarzenia oraz przyszłości, cierpienia naszych dzieci, rozbitej rodziny nie dają mi normalnie funkcjonować. Mam stany lękowe. Zaraz po obudzeniu natarczywe myśli o tej sytuacji. Koncentracja jest znikoma.
Mam poważne problemy zdrowotne, dzieci z niepełnosprawnościami, a mąż (przez pewną znajomość) utracił moje zaufanie. Co robić?
Mam pytanie, otóż od około 5 lat mam zdiagnozowaną nerwicę lękową, obecnie pod kontrolą psychiatry i na lekach , gdy pojawiło się najmłodsze dziecko- córka upragniona przez narzeczonego ,a był on wtedy pół roku po ciężkim wypadku na skuterze , depresja poporodowa i nerwica niszczyły mnie i jego ,bałam się sama przebywać w domu i inne nawet wymyślane powody z perspektywy czasu ,obecnie do dziś mierze się z nerwicą , do sedna - od porodu córki zaczęła nerwica brać całość na związek, otoczenie , a od początku roku pojawił się kryzys - do narzeczonego przyczepiła się inna kobieta, on początkowo tylko wysłuchiwał jej, aż wbiła się w nasz związek, gdzie już diagnoza w zeszłym roku syna - autyzm i niedawna drugiego dziecka asperger plus niedotlenienie, jest obciążeniem szczególnie dla mnie - ja nie pracuję, cały czas z nimi jestem, od kwietnia do sierpnia powiedzmy, że spotykał się, powiedział mi , ale u nas wyglądało tak, że jakby nie do końca się zmieniło, 1 września poroniłam w około 10 tygodniu , czuję pustkę itp. Ta kobieta, mimo że wyjechała, to wygląda jakby nic się w ich relacji nie zmieniło, nie wie o moim poronieniu ,o chorobie drugiego dziecka, bo tylko jedno wiedziała, i wróciliśmy z narzeczonym do siebie - przepraszam za długie pytanie , jakieś 2 tygodnie temu zaczął traktować mnie jak kiedyś za dobrych czasów, czułam uczucia itp ,szczególnie na wspólnych wyjściach, potem schody - bo dotknęłam jego telefonu, jak zgubił i nim mu przekazałam, pokasowałam wiadomości od tej kobiety , w tych wspólnych wyjściach powiedział, że rozumie mnie i przestanie pisać- że mam się nie przejmować , od tamtego momentu kłócimy się, moja nerwica ,,plus zdrowie po poronieniu, mam wyniki na przetaczanie krwi , to wzięło całość, znów z osoby, z której wydobył uśmiech, życie, jazda chwilą, zaczęłam kontrolować go , być nieznośna, czepiać się itp. , ale też nie pomaga ile powinien , zależy mi na tym związku , na całej rodzinie, nie chcę, żeby nerwica niszczyła relacje ,chcę też spokoju od tej kobiety , mam do niej numer, ale nie chcę żeby odbiło się to na mnie , nie wiem, co ze wszystkim zrobić i w tym wszystkim już wcześniej lekarz też podejrzewał u mnie białaczkę, dlatego zależy też mi na przeżyciu tyle ile mam czasu z nim , z dziećmi.
Jak poradzić sobie z żałobą i poczuciem winy po stracie przyjaciela, który popełnił samobójstwo?

Ostatnio przeżyłem coś, co totalnie mnie rozbiło – straciłem bliskiego przyjaciela, który popełnił samobójstwo. 

Cały czas jestem w szoku i mam ogromne poczucie winy, że nie zrobiłem więcej, nie powiedziałem czegoś, co mogło mu pomóc. Ciągle wracam do tych myśli, zastanawiając się, czy mogłem być bardziej obecnym, lepszym przyjacielem. 

To wszystko strasznie mnie przytłacza – czuję się pełen smutku, złości, bezsilności, a jednocześnie czuję, jakby moje życie stanęło w miejscu. Trudno mi normalnie funkcjonować, bo te emocje są zbyt silne. Nie wiem, jak poradzić sobie z tym wszystkim i jak ruszyć do przodu, zwłaszcza z tym poczuciem winy, które ciąży na mnie codziennie. Często zastanawiam się, jak mogę znaleźć wsparcie w tym trudnym czasie. Czy terapia mogłaby mi pomóc przejść przez żałobę i ten cały emocjonalny chaos? 

Jak zaakceptować tę stratę, pogodzić się z nią i żyć dalej, nie dając się przytłoczyć tym wszystkim? 

Boję się, że jeśli nie poradzę sobie z tymi emocjami, mogą one doprowadzić mnie do poważniejszych kryzysów. 

Zastanawiam się, czy są jakieś grupy wsparcia dla osób, które straciły bliskich w tak tragiczny sposób, bo czuję, że potrzebuję kogoś, kto zrozumie, przez co przechodzę. 

Naprawdę szukam wskazówek, jak zrozumieć te uczucia i znaleźć spokój w tym chaosie, bo teraz czuję się zagubiony i przytłoczony.

Gnębienie psychiczne przez męża - co robić?
Witam niewiem wogóle od czego zaczynąc od jakiegś czasu mysle o rozwodzie mam męża ktory mnie gnębi psychicznie wyzywa od najgorszych itp. Mamy dwoje dzieci proszę o poradę.
Kilka lat temu odkryłam, że moj partner korzysta z portali dla dorosłych i masturbuje się do filmów pornograficznych. Nigdy (7 lat związku) nie miał ze mną orgazmu. Obecnie zapewnia, że tego nie robi. Kocham go, ale moja samoocena w sprawach łóżkowych spadła do zera i teraz nie mam ochoty na seks, mam niechęć, bo wiem, że i tak nie jestem w tym wystarczająco dobra. Czasami dochodzi do zbliżenia, ale zawsze wywoluje to u mnie smutek. Mam nawracające epizody depresyjne i zespół lęku uogolnionego. Mam 38 lat. Boję się, że brak seksu jest niezdrowy dla mojego partnera, zaczęłam nawet namawiać go na skok w bok.
Proszę o podpowiedź, czy są jakieś skuteczne sztuczki psychologiczne, aby namówić mężczyznę do wizyty u lekarza? Sam mówi, że źle się czuje, ma problemy trawienne jak sam twierdzi poważne. Ale racjonalne argumenty do niego nie przemawiają. Ma irracjonalny opór. Boję się, że z powodu swej męskiej dumy i wizjii niezniszczalności nie pójdzie i będzie za późno, gdy doprowadzi się do skrajnego wyczerpania organizmu.
Od pewnego czasu, gdy obserwuję ludzkie zachowania i jak działają relacje, nurtuje mnie jedna kwestia.
Dzień dobry. Od pewnego czasu, gdy obserwuję ludzkie zachowania i jak działają relacje, nurtuje mnie jedna kwestia. Czy my wszyscy nie żyjemy w iluzji tego, że da się przeżyć życie bez bycia sponiewieranym nawet przez bliskie osoby? Mówi się, jak ważne jest to, by otaczać się ludźmi dobrze nas traktującymi, toksycznych odcinać. Jednocześnie mówi się, że każdy ma wady, nikt nie jest idealny. Czyli przyjmujemy jednocześnie, że ludzie nie będą nas zawsze szanować i liczymy się? Bo z tego, co ja widzę i również doświadczam, to zazwyczaj nawet osoby, które wydają mi się dobrymi, w pewnym momencie zawodzą - bo mają taką cechę charakteru, że w pewnych sytuacjach zachowują się w określony sposób. I gdy my powiemy "proszę, nie rób tak" to on powie albo - dobrze, nie będę, po czym dalej będzie robił to samo, albo powie, że się postara, że więcej tak nie zrobi. Ale raczej na tym się nie kończy i ludzie powielają te błędy. Niestety obserwuję w życiu kółko zamknięte - jedna osoba jest chamska, to unikam jej, znajdę miłą osobę, ta z kolei nie jest chamska, ale nie jest szczera. Znajdę kogoś, kto nie jest chamski ani obłudny, to z kolei ma czasem problemy z agresją. Potem idę dalej, szukam kogoś bez tych wspomnianych wcześniej cech. To on z kolei wywyższa się albo mnie ignoruje, na przykład nie uwzględnia w swoich planach. Osoba z tego forum, która ma udzielić odpowiedzi, zapewne ma partnera, może małżonka, przyjaciół. Na pewno mają oni jakieś wady. Jak Pan/i wtedy reaguje i co w ogóle można uznać za wadę do zaakceptowania?
Boję się podjąć rozmowę z psychoterapeutą, ale nie daję już sobie rady w małżeństwie, z relacją z córką, z zauroczeniem do kogoś innego.
Witam. Bardzo bym chciała prosić o rozmowę z psychoterapeutą, nie mam odwagi zadzwonić, nie wiem od czego zacząć rozmowę, czy jest możliwość mailowo dopóki nie będę miała odwagi zadzwonić, koszty rozmowy pokryję?! Od dłuższego czasu nie radzę sobie z niczym, ciągle mi się chce płakać, doznałam dużej straty i dużo się dzieje na raz w moim życiu. Mam męża, który robi dla mnie wszystko o co go poproszę, ale nie rozmawia ze mną i nie okazuje uczuć, nie wspomnę już o bliskości, jest źle...Poznałam w tym czasie kolegę, z którym grupowo mamy wspólne zainteresowania i często spędzamy czas razem. Zaznaczę, że z mężem zaczęło mi się źle układać odkąd poznałam jego, zaczął mi komplementy prawić itp, ale to przez koleżankę, która powiedziała, że u mnie w związku jest źle i on był tego pewny, ale powiedział mi o tym po paru miesiącach, co ja go zbywałam to i tak nie ustępował, aż się zakochałam, wydaje mi się, że owinął mnie w kolo palca i co powie to tak ma być, zaczął naciskać mi na rozwód, żebym się wyprowadziła i mieszkała sama a ja nie potrafię odejść od męża, po prostu nie potrafię, nie chcę go skrzywdzić i nie chcę rozwalać rodziny, ale też nie potrafię przestać myśleć o koledze, nie wiem czy to chwilowe zauroczenie, ale 17 lat małżeństwa bardzo mi szkoda. Co powiem mu, że to nie ma sensu, to obraca wszystko i dalej napiera a ja w tym tkwię. Wszystko mnie tak przerosło, że nie mam dobrej relacji z córką, nerwy mną targają i na męża patrzę inaczej. Mam wahania nastrojów, dziś się cieszę, a jutro płaczę i tak na zmianę, boję się sama już o siebie. Bardzo proszę o poradę lub kontakt mailowy. Paulina116@vp.pl